Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Problemy nerwicowe i sukcesy w walce z nerwicą


Gość ania12

Rekomendowane odpowiedzi

Dzień dobry kochaniutkie długo nie zaglądałam a to dlatego że mam cały czas coś na głowie i wszystko przewraca mi się do góry nogami. Na szczęście jak na razie chociaż nerwica odpuściła i daje odetchnąć . Pozdrawiam was bardzo serdecznie kochaniutkie i cały czas pamiętam o was :)
Odnośnik do komentarza
Gość malgorzata.k
do Marciochy. przepraszam za wtracanie sie ,ale co do tych biegunek to mam troche wiedzy,bo moj maz prawie przea dwa miesiace sie z nimi borykal , zanim wykonano mu badanie kolonoskopii i w trakcie ktorego usunieto mu 11polipow. to one wlasnie byly przyczyna biegunek,a te z kolei skutecznie upszykszaly zycie. nie wiem czy mialas robione to badanie,bo jezeli nie to,chcialam ci tylko podpowiedziec ,ze warto je wykonac. pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Cześć Dziewczynki... nie wiem , czy mnie jeszcze pamiętacie, troche mnie tu nie było- jakieś 3 miesiące...potrzebowałam chwili żeby sama e sobą się zastanowić...nad...sobą:)... na razie jestem na etapie odstawienia psychoterapii i staram się walczyć same- ale ze za miesiąc mam egzaminy- b. ważne to chyba nerwica powraca...i robi swoją krecią robotę.. widzę, że tropszkę osób przybyło..mam nadzieję, że znajdziecie tu coś co Wam pomoże...mi pomagało i pomaga bardzo... serdecznie pozdrawiam i całuję izabellę i resztę :) postaram się częściej zaglądać, ale czasem naprawdę nie mam na nic ochoty...a ostatnuo to już w ogóle....cały czas boli mnie głowa i jestem *niedorobiona* :) pozdrawiam jeszcze raz
Odnośnik do komentarza
Witam Was dziewczynki wszystkie bez najmniejszego wyjątku , stęsniona oczywiście i cieszę się niezmiernie , że jednak od czasu do czasu tu zaglądacie ... Ja większość wakacji spędzam oczywiście u siebie na wsi wśród jesionów i dębów szumiących , na mnie cień rzucających i mnie przed nadmiernym słoneczkiem chroniących , a chwilach wolnych to i jakiś wierszyk skrobnę natchniona rozgwieżdżonym niebem gwiazdki zrzucającym , które w wierszyki moje skromnie się zakradają i lekko tajemniczy im nastrój nadają:) Ciebie Maggla również całuję i tulę mocno ...widzę , że trudny okres przechodzisz , lecz w życiu tak bywa raz lepiej , raz gorzej , lecz nie poddawaj się ....będzie dobrze , musi być dobrze.....Ja jak zwykle zaproponuję wspomożenie się ziółkami , które z pewnością nie zaszkodzą a skuteczne bywają., a za pomyślne zdanie egzaminów to oczywiście , że kciuki zacisnę i będzie ok:) Iwonko , Kasieczku, Aniu , Anulko, i wszystkie dziewczynki tu piszące mocno tulę i każdej z osobna buziaka z nad morza przesyłam , bo właśnie gdy te słowa piszę to słyszę krzyk mew ... Ciebie Anulko mocno wspieram (przed chwilką właśnie odczytałam Twoją wiadomość) Miłego dnia .Pa
Odnośnik do komentarza
Witam wszystkich bardzo serdecznie. Od dłuższego już czasu czytam Wasze wypowiedzi, nawet wyobrażam sobie - poprzez to, co piszecie - jak wyglądacie, jak żyjecie:) Po raz kolejny dojrzałam, by dołączyć do was. Piszę po raz kolejny, ponieważ już wiele lat temu z grupą fantastycznych dziewczyn radziłyśmy sobie właśnie na tym forum, jak walczyć z nerwicą. Jakiś czas myślałam, że ten problem już mnie nie dotyczy, ale niestety się myliłam. Cieszę się, że nadal są ludzie, którzy zrozumieją, pocieszą, wysłuchają, którzy choć nigdy się nie widzieli bezwarunkowo potrafią wesprzeć i coś optymistycznego podpowiedzieć. Szkoda tylko, że nas nerwusków przybywa...Podziwiam Was wszystkich za wytrwałość, cierpliwość i siłę. Łatwiej walczyć, kiedy ma się świadomość, że inni też mogą, potrafią... Może powiem coś o sobie...Mam 28 lat, z nerwicą zmagam się od 8. Zaczęło się od nieszczęśliwej miłości. Pewnej pięknej nocy puściły mi nerwy i się zaczęło...Paniczny lęk, walące serce, drżące ciało, rozstrój żołądka, duszności. Miałam 19 lat, nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Jedyną myślą było - umieram. Każdy z nas to przeżywał, każdy wie, o czym mówię. Szybko dowiedziałam się, co mi dolega, ale niestety do dziś - wyłączając kilkumiesięczne przerwy - nie pozbyłam się koleżanki nerwicy. Trzy lata temu wyprowadziłam się z rodzinnego miasta, by jak to się mówi stanąć na własnych nogach, usamodzielnić się. Mieszkam więc jakieś 200 km od rodziny, przyjaciół. Tu, oprócz serdecznej sąsiadki, nie mam nikogo. Mieszkam z narzeczonym, oboje pochodzimy z tego samego miasta, ale kiedy on wychodzi do pracy na drugą zmianę (czyli co drugi tydzień, czasem dwa tygodnie w miesiącu pod rząd) zostaję zupełnie sama. Dodam, ze on pracuje 15 km od miasta, w miejscu, w którym często nie ma nawet zasięgu. I wtedy wszystko się zaczyna. Napięcie mięśni karku, kręgosłupa i głowy, bóle głowy, kołatania serca, lęk...To wszystko jest moją codziennością. Kiedy wychodzę z pracy dopada mnie paniczna myśl - jesteś sama, jesteś sama....Gdybym zemdlała to nikt mi nie pomoże, mogę liczyć tylko na siebie, a wiem, ze mi samej brakuje już sił, żeby wciąż sobie pomagać, stawiać się na nogi. Te myśli, uczucia nasiliły znów moje ataki. Boję się sama być w domu, boję się z niego wychodzić. Robię to oczywiście codziennie, na przekór sobie, ale kosztuje mnie to wiele wysiłku - ciągłego napięcia, nerwowych nocy, płaczu...Mój ukochany mnie rozumie, wspiera, pociesza, głaszcze po głowie i tłumaczy. Ale od pewnego czasu zauważyłam na jego twarzy smutek. Widzę, że bardzo się tą sytuacją przejmuje. Z dnia na dzień z pracy nie zrezygnuje, a wie, że ja męczę się będąc sama. Nie mogę tu wyskoczyć do mamy na kawę,nie mogę umówić się ze starą psiapsiółą na zakupy, bo tych ludzi tu po prostu nie ma. Nie mogę też wiecznie obarczać sobą mojej sąsiadki, która przecież ma własne życie. Kiedy dopada mnie lęk, jeszcze bardziej potęguje go myśl, że nie ma przy mnie nikogo. Nie wiem, co mam z tym wszystkim zrobić. Walczę z myślami od roku. Wracać do rodzinnego miasta, zacząć normalnie żyć, czy zostać tu i jakoś trwać? Problem polega na tym, że wszyscy powrót nam odradzają - a że to mała mieścina bez perspektyw, a że nie znajdziemy pracy, a że to, a że tamto...I tak człowiek ma duszę na ramieniu - wybrać pracę, bo tu mamy ją oboje, ale przy okazji samotnicze życie w wynajmowanym mieszkaniu, czy żyć skromniej w mieścinie - jak to ludzie mówią *bez perspektyw* - ale wśród swoich, normalnie, we własnym domu, który chcemy już dla siebie wyremontować? Może wy, obiektywnym okiem, powiecie mi jak widzicie tę sytuację. Tylko człowiek, który ma nerwicę lękową może sobie wyobrazić,jak się czuję, kiedy jestem sama w 120 tyś mieście...Kiedy nie ma przy mnie narzeczonego, a koleżanki z pracy rozjechały się do domów, do własnych spraw. Jestem zmęczona tą ciągłą niepewnością, nawet podczas urlopu nie mogłam się odprężyć, raz z powodu ciężkiej choroby mojego brata (najgorsze już na szczęście za nami), dwa z powodu obsesyjnej myśli, że będę musiała wrócić i znów się męczyć, znów to wszystko przeżywać. Najgorsze jest też to, ze lęk dopada nas najczęściej w chwili pozornego odprężenia. Pojechałam w piątek nad jezioro, pobyt był koszmarem, zwłaszcza z soboty na niedzielę. W nocy nie mogłam spać, napięciowy ból kręgosłupa nie do zniesienia, jakbym miała wszystkie mięśnie opuchnięte. A w niedzielę wracałam z zygzakiem w oku, takim jak przy migrenie, panicznym lękiem i jedną myślą - tym razem to chyba już naprawdę ostatni raz. Tylko zaparłam się w fotelu, w samochodzie i modliłam, żeby jak najszybciej dojechać do domu. Łyknęłam Persen, uspokoiłam się, ale taki dziwny kac moralny pozostał, żal, pretensja do siebie, że nie umiem sobie z tym radzić, rozgoryczenie, smutek...Teraz jestem w pracy i zastanawiam się, jak przetrwam dziś kolejne, samotne popołudnie? Pisałam z prośbą o radę na innym wątku, ale niestety jakoś ten mój - pewnie głupi - problem pozostał bez odpowiedzi. Szukam więc pomocy tutaj. Może ktoś z was podpowie mi, jak widzi tę sytuację. Momentami mam wrażenie, że sama nie znajdę wyjścia, jakoś tak się zapętliłam w moim życiu, że jestem obecnie w ślepym zaułku. Problem rozwiązałaby perspektywa pracy w rodzinnym mieście, ale kiedy jej póki co brak, widzę ciemność. I męczę się okrutnie... Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Witam pojawiam sie i znikam...;p Dharma tak naprawde to wiesz chyba o tym, że sama musisz podjąć decyzję ;) zmagam się z tym samym co ty tylko z ta różnicą , że mamę i koleżanki mam w tym samym mieście...choć przez studia poza miastem zostało ich niewiele.... też wynajmujemy z mężem mieszkanie, gdzie tak naprawdę nie znam sąsiadów a każdy żyje własnym życiem...ale tak napraawdę to chyba dobrze mi to zrobiło- miałam okazję, żeby zawalczyć z nerwicą i w jakimś stopniu chyba sie udało... musisz sobie odpowiedziec na pytania czysto racjonalne- czy w swoim mieście dostaniecie jakąkolwiek pracę? to jest w dzisiejszych czasach niestety rzecz najważniejsza...jeżeli ją bedziecie mieć, może gorzej płatną, ale w miejscu gdzie czujesz się najlepiej to może warto pomyślec o przeprowadzce...ale jeżeli w tym miasteczku nie ma żadnej ale to żadnej perspektywy to może spróowac coś zmienić tam gdzie teraz jesteś?? mi pomogły zajęcia typu fitness, czy może jakiś kurs językowy- cokolwiek co zajmie myśli.... takie jest moje skromne zdanie a jestem mniej więcej w Twoim wieku- 26 lat i część bo nie twierdzę że wszystkie obawy z którymi się borykasz też *zaliczyłam*:) ale cokolwiek zdecydujesz kieruj się tym, co dla Ciebie dobre- wyrozumiały narzeczony na pewo Ci pomoże podjąć decyzje pozdrawiam:) i wracam do książek.....;/ albo do spania;p
Odnośnik do komentarza
czesc Dharma moge Cie tylko pocieszyc ze jestemw takiej samej sytuacji jak ty.Przeprowadziłam sie tez do tesciów a ze równiez zmusu chodze do pracy, to tez sama nie wiem czy nie zrezygnowac i siedziec w domu.Studiuje tez daleko od domu i nie mam pojecia jak to bedzie jak bede musiała siedziec po całych dniach na zajeciach. A napisz jeszcze czy bierzesz jakies leki.
Odnośnik do komentarza
~Dharma, Witam Cię i króciutko Ci napiszę , że przyłączam się całkowicie do tego co Ci napisała MAGGLA.Dla mnie osobiście Maggla jest wzorem młodej osóbki radzącej z tą chorobą .Dzięki niej i ja mimo swojego podeszłego wieku i mimo , że z nerwicą poradziłam również już jakiś czas temu , ale podjęłam ćwiczenia fizyczne , które do dziś uprawiam .Co fakt są to inne ćwiczenia niż proponowała Maggla ,(odpowiednie do mojego wieku) ale wiem , że są bardzo mi pomocne i praktycznie tak sobie czas zorganizowałam , że nie mam chwili na rozmyślania...Obecnie w chwilach wolnych próbuje malować obrazy ....a kiedy jestem już tym malowaniem zmęczona to odprężam się i wyciszam czytając między innymi poezję , którą kocham- ewentualnie jak mam natchnienie to i nieraz coś sama napiszę .Ale Ty jesteś osobą młodą i myślę , że w Twoim przypadku ćwiczenia fizyczne dla ciała i zajęcia inne związane z rozwojem intelektualnym , duchowym z pewnością w jakimś stopniu były by Ci pomocne.....bo wypełniły by Ci tę lukę czasową , która pogłębia nerwicę.Może zapisując się do jakiegoś klubu typu fitnes poznała byś kogoś z kim zawiązała by się nić przyjaźni ......bo z pewnością ta podstępna choroba w jakimś sensie nas paraliżuje , przeraża i zapędza w zaułek , który w tym czasie nam się wydaje bez wyjścia.Lecz tak nie jest , bo wyjścia są .Może skieruj swoje myślenie na inna drogę ...na przykład co by było gdybyście pracy nie mieli , w jak ciężkiej wtedy bylibyście sytuacji i może wtedy ......Bo tak na prawdę to my piszemy nasz scenariusz życia i wszelkimi dostępnymi środkami próbujmy z tego scenariusza wyrzucić nerwicę a w to miejsce wprowadzić wątek nam życzliwy i przyjazny....-Pozdrawiam . Dziewczynki !!!!!! Was wszystkie mocno pozdrawiam i tęsknię i życzę wszystkiego najlepszego i dedykuję Wam mój wierszyk wczoraj napisany..; Gdy lato odchodzi A do oczu cisną się łzy... Nie zapominaj , że tylko krąg zatoczy I znów powrócą ciepłym zapachem przepełnione dni... A jesień , która nadchodzi obdaruje nas Kolorami złota I otworzy nam wrota Do mroźnych krajobrazów Pełnych śniegu po pas... I obudzi się wiele radości w nas... Kochajmy życie Bo ono przecież kocha nas.... *Izabella*
Odnośnik do komentarza
Witam. Dziewczyny dziękuję serdecznie za odpowiedzi, za to, że obiektywnie przyjrzałyście się mojej sytuacji i znalazłyście czas, by skrobnąć kilka słów. Macie oczywiście rację, że najważniejszą rzeczą przy podjęciu decyzji o powrocie powinna być odpowiedź na pytanie *a co z pracą*? Na to pytanie staramy się z narzeczonym odpowiedzieć od roku. Rodzice naświetlają nam jaka jest obecnie sytuacja na rynku pracy w naszym mieście. Jak w wielu miastach tego typu, niewesoła oczywiście...My jednak staramy się nie tracić nadziei, rozsyłamy CV, uruchamiamy kontakty i czekamy. Nie zamierzamy wracać do rodziców na przysłowiowy garnuszek, nie chcemy podejmować pochopnych decyzji. Postanowiliśmy, ze wrócimy wtedy, kiedy choć jedno z nas będzie miało pracę. Myślę jednak, że to będzie kwestia miesięcy. A mi jest coraz trudniej. W mieście, w którym mieszakamy już od ponad trzech lat jakoś nie mogę się zaklimatyzować. Niby wszystko jest jak powinno, ale brakuje mi starych ścieżek, znanych kątów, ludzi, przyjaciół, a przede wszystkim rodziny. Jak już pisałam, od domu dzieli nas 200 km, i choć staramy się bywać jak najczęściej, ja wciąż wracam z duszą na ramieniu z poczuciem niedosytu...Zdaję sobie sprawę z tego, ze to miasto (dopóki nie zmienią się władze) jest miastem bez większych perspektyw, za to ze sporym bezrobociem. Mimo to ciągnie mnie tam jak diabli. Z wykształcenia jestem nauczycielem i dziennikarzem, obecnie pracuję w kulturze, zajmuję się edukacją młodzieży, pozyskiwaniem funduszy na działania edukacyjne, pisaniem projektów. Marzę, aby to czego się nauczyłam przenieść na rodzinny grunt, by udowodnić, że i małe miasto może coś robić, tętnić życiem. Obawiam się tylko, czy wystarczy mi sił, aby walczyć z ukłądami, władzami, tymi, którzy od lat grzeją posadki a nic nie robią, bo tak wygodniej. Marzenia jednak są po to, by je realizować, a wiara, by góry przenosić. Oby tylko moje ideały nie przysłoniły rzeczywistości! Wierzę w moje miasto, może dlatego chcę tam wracać? Izabello piszesz, abym zorganizowała sobie czas, zapisała się do klubu fitness...Zgadzam się, ze w zdrowym ciele zdrowy duch, że ruch jest najlepszy na nasze dolegliwości. Od marca do lipca chodziłam na siłownię. Wszystko było dobrze, kiedy mój narzeczony chodził ze mną. Kiedy wybijał tydzień drugich zmian i musiałam pójść sama zaczynały się schody. Już przed wyjściem niepokój i napięcie, a na sali zawroty głowy, szybkie tętno, lęk, że zemdleję. Raz musiałam po prostu zejść z roweru i wrócić do domu, bo trening nie miał sensu...Poza tym nasza instruktorka miałą chyba przerost ambicji, bo ćwiczenia to było musztrowanie, a nie odpoczynek po pracy. Pomyślałam, ze nie chodzę po to, by brać udział w mistrzostwach, tylko po to, by się zrelaksować, wypocić stresy. Zrezygnowałam...Po wakacjach zamierzałam się zapisać na jogę....Namawiałam koleżankę, ale ostatecznie odmówiła, więc i ja zostałam w punkcie wyjścia. Boję się sama dojeżdzać autobusem, późnym wieczorem na drugi koniec miasta, boję się być sama na dwugodzinnych zajęciach...Ja niestety należę do tych osób, którym nic nie idzie, jak są sami. Próbuję zająć się czymś - wychodzę do miasta na babskie zakupy (sama oczywiście) i zaraz kręci mi się w głowie, czuję ściskanie w dołku, mam kołatania serca i boję się, że zaatakuje mnię lęk. Czasem nie mogę nawet wejść do sklepu, do przymierzalni, razi mnie jaskrawe, sklepowe światło, przeszkadza mi hałas, tłum ludzi, brakuje mi powietrza, wali mi serce, czuję się taka jakaś oszołomiona...Kiedy jestem z kimś bywa, że nawet nie dostrzegam tych rzeczy. W domu najlepiech wychodzi mi sprzątanie i gotowanie. To najskuteczniej odwraca moją uwagę od lęku pt. *jestem sama, ło matko!* Jednak, gdy się narobię i przerobię czasem, też nie wychodzi mi to na dobre...Niektórzy zapominają o wszystkim, kiedy mają nawał obowiązków, mnie natomiast nadmiar przytłacza. W pracy często dopada mnie klasyczny lęk, który skrzętnie staram się ukryć, kiedy mam dzień właśnie wypełniony licznymi obowiązkami, kiedy muszę zrobić coś na czas. I jak tu można tak żyć? Codziennie zastanawiając się, czy dam radę, czy dotrwam do wieczora? Toż to obóz przetrwania nie życie;), kiedy padam wieczorem na twarz, bo czuję się wreszcie bezpiecznie, bo Marcin jest przy mnie, myślę o kolejnym dniu, w którym trzeba będzie zacisnąć zęby i pokornie przystać na to, co jest... Przepraszam, ze tak się rozpisałam i że ja znów o sobie, ale to tak ustosunkowując się do tego, co napisałyście. Jeszcze raz dziękuję za opinie Ja również chętnie służę radą i pomocą. Kiedy tylko będzie wam smutno i źle, służę ramieniem:) Trzymajcie się cieplutko, dziewczęta. Buziaki
Odnośnik do komentarza
zapomniałam odpowiedzieć ani12 - nie, nie brałam żadnych leków. Wspomagam się persenem i meliską. Leczę się też od czasu do czasu homeopatycznie, ale to medycyna niekonwencjonalna, więc wiadomo, że takie leczenie wygląda zupełnie inaczej. Mi pomaga, muszę sie właśnie wybrać do mojego lekarza, bo już dawno przegapiłam termin kolejnej wizyty...
Odnośnik do komentarza
Weszłam na ten portal przypadkowo i Bardzo mnie zainteresował. Mam dopiero 18 lat w tym roku skonczyłam a mam juz nerwice. Nie wiem sama po czym.Mam spokojny dom,mialam tez spokojne dziecinstwo bo przez 11 lat bylam jedynaczka. Jedynie gdzie odczułam stres to moje Liceum. A tak nic po za tym . Jest mi z tym strasznie, poniewaz nie umiem z tym o nikim porozmawiac.:-( moi rodzice i najblizsi wiedza ze to mam,chłopak tez..ale jak szybko sie dowiedzili tak szybko zapomnieli. A ja sama jakos z tym walcze..i jest mi ciezko .:(:(... i dlatego zarejestrowalam sie tutaj zeby moc z kims popisac,wygadac sie na ten temat.
Odnośnik do komentarza
cześć pk91...doskonale rozumiem, co czujesz. Ja pierwszego ataku nerwicy dostałam w wieku 19 lat z tą różnicą, że był konkretny powód. Byłam bardzo zakochana w mężczyźnie, z którym nie było mowy o przyszłości. Męczyłam się z tym uczuciem 4 lata - przepłakane noce, stany depresyjne, tęsknota, niespełnione oczekiwania i wystarczyło, by pewnej nocy wszystko wybuchło. Od tamtej pory minęło już prawie 9 lat. O nim nie zapomniałam, bo w nim upatruję przyczyny moich dzisiejszych problemów, ale ułożyłam sobie życie, wychodzę w przyszłym roku za mąż, a mimo to koleżanka nerwica nie odpuszcza...Po dwóch latach również powróciłam na to forum, bo pisanie z innymi, dzielenie się przeżyciami jest doskonałą formą autoterapii. Świetnie, że walczysz z tym, ale szkoda, ze prowadzisz samotną walkę. Ważne jest zrozumienie, wsparcie i akceptacja ze strony rodziny. Ja mogę liczyć na mojego narzeczonego, czasem zastanawiam się skąd on bierze się, by znosić to wszystko z taką pokorą i cierpliwością. Porozmawiaj ze swoim chłopakiem, wytłumacz mu, że sama nie do końca wiesz, co się z tobą dzieje tzn. jaka jest przyczyna nerwicy. Opisz mu, co czujesz, kiedy masz napady tego cholerstwa i poproś, żeby cię wspierał, żeby po prostu był. Musisz też się przygotować na to, ze być może, z racji młodego wieku, będzie mu ciężko to wszystko zrozumieć. Banałem będzie, kiedy napiszę, ze kto nie miał nerwicy, nie zrozumie...ale taka jest prawda. Każdemu wydaje się, ze to fochy, wymysły, histerie, próba zwrócenia na siebie uwagi... A to nie jest prawda. Twój chłopak zapewne chce żyć pełną piersią, chodzić na imprezy, szaleć i takie jego prawo, taki wiek. Nerwica niestety czasem potrafi skutecznie wykluczyć z normalnego życia i na tym tle - kiedy ty nie będziesz mogła gdzieś wyjść - mogą pojawiać się konflikty między wami. Dlatego tak ważne jest dokładne wytłumaczenie mu na czym to wszystko polega. Piszesz, że masz nerwicę. Skąd wiesz, że to właśnie ona? Robiłaś badania, konsultowałaś się z lekarzem? Napisz jakie masz objawy, na jakiej podstawie wnioskujesz, ze zmagasz się z tą chorobą? Zawsze chętnie z tobą porozmawiam, może coś wspólnie poradzimy:) pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Witam Dziewczyny jutro od 11 trzymać kciuki :) normalnie ze stresu mózg mi się lasuje... Dharma tak dobrze doradzałaś pk91 a co z Tobą..?? nie wiem jak do tej pory sobie radziłaś ale moi skromnym zdaniem powinnaś się przełamać i nie rezygnować tylko dlatego, że nie chcesz czegoś robić sama...wierz mi tez mam charakter pt. jak sama to nie a jak z kimś to tak- ale na tyle się zawzięłam żeby nie dać się nerwicy, że przełamałam się- pierwszy raz był najgorszy potem pomagało tłumaczenie- no przecież już sama wyszłaś, poszłaś itd. i nic sie nie stało. aha nie wiem czy pisałam ale przez rok chodziłam do psychologa- pomogło a przestałam jak stwierdziłam że chodzę tam w celach bardziej towarzyskich iz chorobowych;p prawda jest taka że do dziś mam objawy, że nie pozbyłam si,e badziewia w 100% ale dalej sie staram, nie brałam żadnych leków- czasem bardzo rzadko jakiś ziołowy więc chyba jestem przykładem, że samemu jakoś tam można dać sobie radę. no nic wracam do nauki- przerwa relaksacyjna minęła... pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Tak, miałam badania krwi moczu tarczycy ekg z 4 razy mialam robione nawet echo serca,bo chcialam miec pewnosc ze nic mi nie jest. Nawet przeswietlenie płuc bo wmawiałm sobie ze mam *raka*. A objawy mam takie jak sa opisywane przez wielu tutaj ludzi. Mialam dusznosci..uciski w klatce piersiowej..nerwobole w okolicach serca.. uczucie ze zaraz strace przytomnosc ..zawroty głowy.. zgage Mysli ze za chwile *umre*.Bole głowy ...i wlasnie te meczace mysli o smierci... :(:(..No wlasnie tak jest jak mowisz ~Dharma ze wiekszosc mowi ze to fochy..jakies wymyslone choroby... Jak dostalam to pierwszy raz to kazdy sie zaniepokoił..ale jak juz zrobili mi badania i wyszlo wszystko *super* to kazdy [tak mi sie wydaje ma to gdzies]. Ja juz nawet o tym nie mowie ..bo co mam sie powtarzac..:(:(
Odnośnik do komentarza
Ja nie wiem czy mam nerwice ale bardzo czesto sie denerwuje ca zazwyczaj konczy sie u mnie płaczem, czasem napada mnie taka zlość ze krzycze i wyżywam sie na moich bliskich czego potem bardzo żałuje. Denerwuje sie rzeczami którymi normalni ludzie sie nie denerwuja, nie potrafie sobie z tym poradzic i tak na prawde nie wiem co to jest. Towarzyszy mi do tego czesty ból głowy, trzęsienie rąk, bóle w klatce piersiowej,podwyzszona temp ciała i osłabienie. Jeśli ktoś wie co to jest to prosze napiszcie.
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×