Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Śmierć po operacji bajpasów


Gość Ania K.

Rekomendowane odpowiedzi

Gość marzena33

Witam, mój tata 25 maca miał pierwszy zawał. Zrobili koronografię i skierowali na bajpasy. w kwietniu odbya sie opercja. wszczepili Tacie 4 bajpasy. w drugiej dobie tata się obudził. Byłam bardzo szczęśliwa teraz bedzie tylko z każdym dniem lepiej - tak myślałam. Kolejnego dnia czuł sie gorzej, byłam 3 razy u lekarza, za każdym razem zapewniała mnie, że stan jest stabilny i nic niepokojacego się nie dzieje, wieczorem nawet mnie wyproszono. Kolejnego dnia podłaczyli sztuczną nerkę i co gorsza Tatę zaczął boleć brzuch i często się załatwiał. Lekarze nie wiedzieli co się dzieje, zdecydowali się przewieź do innego szpitala gdzie była chirurgia. Tata był caly czas przytomny. Kiedy go przewieźli, lekarze z drugiego szpitala stwierdzili, ze stan jest bardzo poważny. Tata już nie skarżyla się na brzuch ale miał trudności w oddychaniu. Tata dostal wodę w płuca. Został zaitubowany i podlączony do sztucznej nerki. była wieczór. Następnego dnia o 9 godzi. kiedy przyjechałam do szpitala lekarz powiedział, że serce nie reaguje na leki zachwilę wchodzi pielęgniarka i mowi że przestalo bic. Zmarł. 17.04.2012 Łódź

Odnośnik do komentarza

Pisząc moją historię, miałam nadzieję, że nikt do tego wątku nie dołączy, a jednak okazuje się, że śmierci pacjentów po bajpasach jest bardzo dużo. p.s nigdy nie zapomnę, jak każdy dookoła mówił mi, że przecież bajpasy to ma teraz prawie każdy, że tych operacji tysiące się robi, że nie ma się czego obawiać..

Odnośnik do komentarza
Gość ellllaaa

Droga Aniu ... nie ma dnia żebym nie myślała o tej bezsensownej śmierci mojej mamy .. miało być dobrze , cudowne nowe życie i ta data operacji 14.02 Walentynki to miał być taki dobry znak ... niestety los napisał mi kolejny pakudny scenariusz ....

Odnośnik do komentarza

Elu, wiem co czujesz, wiem jaki to ból, jaka bezsilność, złość na świat i ludzi! Od śmierci taty minęły już ponad 4 lata i tak samo jak Ty myślę o tym i o nim każdego dnia.. Ktoś kiedyś powiedział, że *czas nie leczy ran, czas tylko pozwala przyzwyczaić się do bólu*..

Odnośnik do komentarza

Mój tatuś (59 l.) został zakwalifikowany do operacji bypassów w PAKS w Bielsku-Białej. Wcześniej miał robioną koronarografię i założony sten (9 cm) w tętnicy biodrowej. Zawiozłem go do PAKS w Bielsku w swoje urodziny - 03.06.13. W sobotę jeszcze żywopłot obcinał. Chodził, żartował. Operację miał 04.06. (wtorek). Do piątku wszystko przebiegało OK, czyli operacja-> blok pooperacyjny-> OIOM-> oddział kardiochirurgii. Lekarz mówił, że operacja kardiologicznie udała się. W piątek dostał biegunki i został spameprsowany. Rozmawiając z lekarzem, usłyszałem, że tata dostaje środki na zatrzymanie biegunki oraz że jest jakiś stan zapalany, ale wszystko wyglądało jeszcze OK. Śmialiśmy się nawet z tego pampersa. Chodził po sali. Poszedł pod prysznic wykąpać się. W piątek w nocy (ok. 1:00) zadzwonił ze swojej komórki, że został przewieziony do szpitala miejskiego w Bielsku, na oddział chirurgii ogólnej, w celu konsultacji, po ktorej zdecydowano, że będą mu brzuch otwierać, aby sprawdzić, czy jelita nie są martwe. Otworzyli go w narkozie, okazało się, że jelita są słabo ukrwione, ale nie są martwe i wycięli mu jakąś siatkę jelitową, ktora jest tkanką tłuszczową. Po tej operacji tata słabł w oczach. Ból brzucha nie ustępował. W poniedziałem usłyszałem, że muszą go jeszcze raz otworzyć, bo im się ten brzuch nie podoba i mogła się ropa wytworzyć lub jakieś toksyny. Usłyszałem też, że jeśli okaże się, że jelita są obumarłe, to pacjent jest do stracenia. Zrobili zatem tacie drugą operację w narkozie w szóstym dniu po operacji bypassów. W trakcie wprowadzania w narkozę nastąpiło zatrzymanie krążenia na ok. 2-3 min. Serce jednak po reanimacji podjęło pracę. Okazało się ponownie, że jelite nie są martwe, choć słabo ukrwione. Ponadto wytworzył się stan septyczny. Tata został przewieziony na oddziała anestezjologii i intensywnej terapii. Respirator, sonda do odbarczania przez nos i pełno różnego rodzaju *okablowania*. Oczywiście cewnik. No i zaczęła się walka z czasem. W czwartek nastąpiło ponowne zatrzymanie krążenia i po reanimacji, serce znów podjęło pracę. Od tego czasu, jakby leciutko wszystko zaczęło się poprawiać - w sobotę tata został rozintubowany. Sam oddychał. Odstawiono środki wspomagające krążenie, ale podłączono sztuczną nerkę, aby - jak tłumaczono - odciążyć nerki i z uwagi na wysoki poziom kreatyniny. Dializa trwała 72 godziny. Po niej parametry poprawiły się. W środę tata rano już zjadł kawałek kanapki. Ćwiczył nogami, a ordynator delikatnie zastanawiał się, gdzie tatę skierować, czy na oddział karidologiczny, czy ten od nerek. W czwartek ok. godz. 1:00 w nocy po raz trzeci zatrzymało się serce. Reanimacja trwała 1,5 godziny. O 2:30 stwierdzono zgon. Żal mam najwięszku do lekarzy z PAKS w Bielsku, którym tata zaufał i dokąd go zawiozłem i powierzyłem pod opiekę. Oni z kolei, jak okazało się, że jest problem jakiś, to w środku nocy, *podrzucili* go, jak kukułka jajko, z obolałym brzuchem do innego szpitala. Nie poinformowali nawet o tym najbliższej rodziny, choć mieli kontakt i upoważnienie taty. Nie znalazłem również odpowiedzi, czy po tym podrzuceniu taty, konieczna była w 3 dobie po bypassach kolejna operacja w narkozie, która bardzo obciąża serce, nerki itp. Czy zawiodła komunikacja? Jeśli chodzi o Polsko-Amerykańskie Kliniki Serca z oddziałami kardiochirurgicznymi, to sugeruje dużą ostrożność. Placówki te robią bardzo dobre wrażenie swoim wyglądem i wyposażeniem. Infrastrukturą wewnętrzną (te odremontowane oddziały, sale pacjentów, łazienki itd.) i to może być zgubne, bo ja też tym zachłysnąłem się. To uśpiło moją czujność. Niestety, ale mam subiektywne wrażenie, że kardiochirurdzy tam pracujący, którzy kwalifikują do operacji pomostowania, podchodzą do pacjentów, jak do towaru. Liczy się głównie niemały kontrakt na operację, który sfinansuje NFZ i będzie kasa. Nikt przed bypassami nie poinformował nas, jakie mogą wystąpić powikłania po operacji przy takim stopniu miażdżycy, jaką miała tata. Obiecywano, że po 6, 7 dniach będzie już wysłany na rehabilitacje do Ustronia. Niestety wszystko potoczyło się, jak w najgorszym koszmarze. I tak, jak ktoś już tu napisał - tata pojechał o własnych siłach, a wrócił w trumnie.

Odnośnik do komentarza

Ja też ciągle zadaję sobie to pytanie. Tymbardziej, że w mojej najbliższej okolicy znam dwóch panów, którzy mieli iść na tę operację ale w koncu zrezygnowali. Jeden zyje i ma się dobrze już 12 lat. Drugi nie zgodził się na bajpasy i zaczął ,, zdrowo zyć*, spaceruje a nawet uprawia biegi. Obaj mają blisko 80 lat czyli o 20 więcej od mojego zmarłego taty. Z drugiej jednak strony zastanawiam się co byłoby, gdyby tato nie poddał się operacji i coś stałoby się mu w domu. Wtedy ,,gryźli* byśmy się tym, ze go do niej nie namówiliśmy. Sam nie wiem... Żal mam nie tyle do lekarzy ile do pielęgniarek za to, że tak Go potraktowały. Człowiek tyle czasu leżał nieprzytomny kilka metrów od ich dyżurki, a one nawet nie reagowały na prośby o pomoc wypowiadane a właściwie wykrzyczane przez sąsiada z sali na której leżał ojciec. Bardzo mi Go brakuje....

Odnośnik do komentarza
Gość karolina b

Jutro chowam mojego tatę, który skończyl 60 lat.Sama namawiałam tatę do operacji, która miała mu uratować życie.1 czerwca na moim weselu moj tata dostał zawału.Od tego czasu przebywał w szpitalu.Okazało się,że to był już drugi zawał.Przeprowadzono zabieg koronarografii,przez która dostał trzeciego zawału.Potem został skierowany na konsultację do profesora jaszewskiego.25 lipca został przeprowadzony zabieg wszczepienia bajpassów.Była to operacja na bijącym sercu, poniewaz u taty kilka lat temu stwierdzono tętniaka u podstawy mózgu.Bardzo sie baliśmy, bo nie było szans na normalne życie bez tej operacji.Tata operacje przeżył.Płakałam jak szalona stojąć przy oiomie, gdzie czekaliśmy aż sie obudzi.Pierwsza, druga doba było coraz lepiej.W drugiej dobie wyciagnęli dreny(bardzo bolało tatę)w trzeciej dobie dostał biegunki i miał wysoka gorączkę ale lekarze zapeniali, że nic zlego sie nie dzieje.Czwarta doba to samo, tata nie je,ma problemy z oddychaniem,biegunka.Lekarze olewają sprawę a pielęgniarki zamknięte w dyzurce gadają z rodziną przez telefon,zamiast opiekowac się pacjentami po tak ciężkiej operacji.Tata w czwartej dobie po 5 rano poszedł zapotrzebą.szurając kapciami i sapiąć do łazienki i z cewnikiem w ręku.Upadł przed wc i niewiadmo ile lezał.Reanimacja trwała podobno poł godziny.Wylądował na oiomie.Okłąmywali nas, że sieobudzi, że to bedzie bardzo długi proces,ale bedzie dobrze.Nie obudził się po 5 dniach przewiezli tate do szpitala Barlickiego w łodzi na oiom,gdzie testowano na nim leki.Tam jest umieralnia.A studenci ucza sie na takich osobach jak moj tata.Okazało sie,że moj tata nie miał,zadnego tetniaka,źle przeprowadzono badanie, żedoszło do niedotlenienia, do całkowietego uszkodzenia mózgu,że nie ma szans.15 spiernia dosżło kolejny raz do zatrzymania sie serca, który nie podjął już pracy.Byłam przy tacie w kazdym dniu od momentu zawału od mojego ślubu i wesela. Codziennie nawet jak byl w spiaczce i nie dali szans. Łudziłam się, ze wstanie.Dbałam o niego.Siedziałam tam godzinami.Tylko po to bo czekałam na cud, który sie nie zdarzył.Jutro chowam mojego tatę.Nie mam ochoty życ.I na pewno tak tego nie zostawię.Szpital na pewno zapłaci za to co zrobił.Mówieo pielegniarkach, które zanidbały mojego tatę i doszło do tego że zmarł.Nie wiem jak mam teraz zyc.Moj tata nie zobaczy moich dzieci.Nie mam siły już na nc.Pozdrawiam wszystkich cierpiących.

Odnośnik do komentarza
Gość karolina b

Tak okazało się, że tego tętniaka wogóle nie było.Okazało sie również, że tata miał wade wrodzoną nie miał lewej żyły a prawa była zgrubiona co dla lekarzy było tetniakiem.nie wiem jak mam teraz pracowac , życ, jak sie pogodzic,nie rozumiem tego tata był jeszcze młody, pełen energii.Pracował ciagle.Miał piekny umysł.nie jedna młoda osoba by chciała miec tyle zapału, usmiechu i zycia w tym co robi co moj tata ....

Odnośnik do komentarza

Szpital sterlinga w Łodzi to osobny materiał na thiller. Jeśli nie masz prywatnego lekarza z oddziału - strzeż się człowieku.Zero zainteresowania ze strony pielęgniarek- w czasie choroby rodziców * zwiedziłam* wiele szpitali ale tak aroganckiego i obojętnego personelu nie widziałam.Nie będę się rozpisywać co zrobili mojej Mamie, powiem krótko- uważajcie ludzie i miejcie oczy szeroko otwarte.Pacjenci to nasze najdroższe osoby a oni traktują ich jak numery w kartotece.Nic dziwnego - wszyscy prawie lekarze mają prywatne praktyki po południu i brak im czasu na rozmowy z rodziną czy zainteresowanie się stanem pacjenta.Wielki folwark bez szefa - przez tydzień na obchodzie ani razu nie było ordynatora. pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Gość KAROLINA B

Minęły już miesiące od śmierci taty....ciagle sie zastanwaiam czy nie lepiej by bylo(bo pewnie by teraz zył) gdybyśmy pojechali do jakiejs prywatnej kliniki i zaplacili za opercja.nie mielismy wtedy pieniedzy,ale wzielabym kredyt.moze by żył.Zamówiłam całą dokumentacją taty ze szpitala szterlinga.Oczywiscie nie dali wszystkiego.Umarł przez zaniedbanie pielęgniarek.Z miesiaca na miesiac jest coraz gorzej.nie potrafie bez Niego zyc.kocham i ciagle tesknie...chce sie obudzic z tego cholernego koszmaru.

Odnośnik do komentarza
Gość Magda K

Mój TATA najblizsza mi osoba...zmarl 5 miesięcy po wszczepieniu bajpasów w Łodzi w Szterlingu. Zmarl nagle, poszedł zator. Mój poziom agresji jest tak wysoki ze jak bym dorwala tych konowalow to bylabym w stanie zabic. Nie ma cudow cos poszlo nie tak zator nie bierze się z niczego.

Odnośnik do komentarza
Gość karolina b

Poszukuję pacjentów, którzy leżeli w sali pooperacyjnej z moim tatą w terminie 26-29 lipiec. Na tej sali lezało 4 panów. Taki satrszy Pan od lewej, moj tata(miał brodę i jako jedyny opierację na bijacym sercu) potem jeszcze dwóch panów. Musze się z tymi osobami z skontaktowac i poprosic o zeznawanie w sadzie jako swiadek, poniewaz moj tata jako jedyny potrzebował szczególnej opieki a sam bez zainteresowania pielegniarek udał się do toalety i tam zatrzymało sie serce., lezał bardzo długo sam bez udzielonej pomocy.proszę o pomoc moj tata miał na imie andrzej.błagam niech sie ktos odezwie z tych pacjentów 25-29 lipca 2013 roku!!!

Odnośnik do komentarza

Mój kochany tata przeszedł operację na bypassy w Aninie, wcześniej miał zawał, rodzinny lekarz nie poznał się i powiedział, że to ból żołądka, odesłał do domu, wynik ekg wykazał zawał. Po operacji były komplikacje woda w osierdziu, kolejna operacja po dwóch tygodniach kratka do otrzewnej aby płyn mógł spływać. Zmarł po 3 miesiącach od pierwszej operacji. Nie polecam tego Instytutu, komunikacja, poziom empatii dla rodziny to obszar z którego powinni szkolić personel to dramat. Traumatyczne wspomnienia dla mnie i mojej rodziny. Wiele błędów w leczeniu, znieczulica lekarzy i personelu to co pamiętam z tego okresu. Oszczędzanie na pacjentach, na badaniach, nikomu się nie śpieszy aby ratować życie. Do końca życia sobie nie wybaczę, że namówiłam tatę na operację. Wierzyłam, że tam mu pomogą, miało to być jedyne wyjście, bezpieczne jak mnie zapewniali,ale niestety wszystko w tym Instytucie mnie rozczarowało na każdym z oddziałów, a był tata na trzech. Młodzi lekarze bez doświadczenia, którzy uczą się na pacjentach,unikają kontaktu z rodziną, łaskę robią, że przekażą informacje. Wstyd dla kardiologii, wolałabym umrzeć niż trafić tam na leczenie

Odnośnik do komentarza

Mój tata (70l.)zmarł 5 dni temu po operacji tętniaka lewej komory. Ryzyko według lekarzy było niewielkie, dokładnie takie jak przy operacji bajpasów. Myślę, że wpływ na to miała rutyna i traktowanie operacji jako kolejnego szybkiego przypadku. Zero dokładniejszych badań, jedno echo serca kilka tygodni przed operacją. Przyszedł do szpitala (Jana Pawła - Kraków) w pełni sił, zdrowy, bez objawów a za 2 dni wyjechał w trumnie. Podobno tętniak okazał się o wiele większy niż w echu i trzeba było wyciąć pół serca. Czemu nie zrobiono bezpośrednio przed zabiegiem dokładniejszego echa przez przełyk, które jest wskazane w takich przypadkach? Informacja szpitala też pozostawia wiele do życzenia. O stanie krytycznym taty po zakończeniu operacji informowano jak o braku towaru w sklepie. Teraz pozostał tylko smutek, żal i zastanawianie się, co byłoby, gdyby nie poszedł na operację...

Odnośnik do komentarza

Do postu od Rodzina. Kto.operowal tatę. Mój tata miał.operację w grudniu nadała tam przebywa powikłania udar mózgu. Kontakt z lekarzami i pielęgniarki żenujący zero podejścia do rodziny i pacjentów. Lekarze w sobie winy nie widzą Tata trafił w stanie przedzawalowym po koronigrafi. Frakcje serce miał dobra podczas operacji uszkodzili serce. Nie polecam tego pseudo instytutu i pracujących tam konowalow. Słyszałam juz kilka.histori ze mało kto z tego pseudo instytutu wychodzi cały po bajpasaxh. Gdybyśmy wcześniej wiedzieli to byśmy tego szpitala nie wybrali.

Odnośnik do komentarza

Witam .Moj mąż miał  operację wszczepienia bajpasów w szpitalu w Wejherowie  12 .09.2018 r.,Lekarz przedstawił mu jak to wszystko będzie przebiegalo, stwiedził,że jest w bardzo dobrej kondycji  fizycznej i  dodał optymistycznie , że co najmniej przez 15 lat będzie miał spokój .  Na początku było wszystko ok .stwierdzono tylko małą plamkę na prawym płucu i skierowano do pulmologa w Pucku . Lekarz od płuc orzekł ,że to krwiak ,który powinien po jakimś czasie się wchłonąć. Mąż był też pod opieką lekarza rodzinnego we Władysławowie, ,stosował się do ściśle do zaleceń kardiologa . Po upływie miesiąca kaszel i chrypka ,którą miał jak stwierdził lekarz po intubacji nie ustępował , mąż czuł się coraz gorzej .26 pazdziernika lekarz rodzinny dał mu skierowanie do szpitala , gdzie stwierdzono , że ma oba płuca oraz część  wątroby  zaatakowane przez nowotwór.W szpitalu został skierowany na oddział płucny, zrobiono mu biopsję  i 2 listopada wypisano do domu. Niestety po 2 tygodniach  16.11.2018r. mąż zmarł.Mam ogromny żal do lekarzy .że przed operacją nie zrobili mu oprócz koronografii markerów i zamiast prognozowanych 15 lat  żył  2 miesiące i 4 dni , ale lekarzy to już nie obchodzi.  Chociaż  minęło już półtora miesiąca  cały czas myślę o tym , że gdyby nie poddał się operacji byłby tu ze mną z rodziną i wnukami  a nie na cmentarzu.Pogrążona w smutku żona Danuta.

Odnośnik do komentarza

Witaj Danuta

Ja mam ukończone 82 lata. By- pass miałem prawie 13 lat temu. Twój Mąż zmarł na nowotwór płuc z przerzutami. Musiał to być rak złośliwy. Jestem zdziwiony, że przed operacją nie wykonano prześwietlenia płuc.Prawdopodobnie nie byłoby by-pass, a leczono by nowotwór. Z jakim skutkiem- trudno powiedzieć. Cierpienia prawdopodobnie miałby większe i dłużej trwające.

Bardzo Ci współczuje Stanisław

Odnośnik do komentarza

Mój tato miał zabieg angioplastyki, lekarz w trakcie przebił tętnicę. Tato dosłownie udusił się na sali operacyjnej. Niby przewiezli go na OIOM bo zatamowali krwawienie ale powstały krwiak doprowadził do niedotlenienia mózgu. Tata miał wyjść na drugi dzień po operacji do domu a zmarł. Zrobili sekcje. Nie możemy się z tym pogodzić. Poszedł o własnych siłach na śmierć. Od lekarza usłyszeliśmy jedynie że mu przykro. Przykro to może być jak ktoś stłucze talerz a nie doprowadzi do śmierci.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×