Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

Witam Wszystkich, witaj Krystyno.Ja nigdzie nie napisałam, że jeśli partner lekceważy nas to my w zamian za to mamy się do niego uśmiechać i udawać że nic się nie dzieje Moze taki wniosek wyciagnęłas z tych zdań skierowanych w poscie do Renki :ja dziś nie oczekuje od męża ani od nikogo, zeby mnie uszczęsliwiał, zeby sie zachowywał ze względu na mnie jakoś( co nie oznacza, ze pozwalam się źle traktowac) W tych zdaniach chodziło mi o to, ze nie mam oczekiwań, zeby mój mąz pamietał o moich rocznicach, nie robię z tego problemu i nie traktuje tego jako wyraz braku szacunku dla mnie Wiem, ze wielu facetów tak ma i nie jest to dla mnie sprawa priorytetowa.Dla mnie jest wazne, ŻEBY ZWIĄZEK BYŁ ZYWY, PRAWDZIWY, NIEUDAWANY, zeby każdy mówil prawde o tym , co czuje, zeby nie bał się drugiemu mówic o tym co czuje z obawy przed odrzuceniem itd..Tego sie nauczyłam dzięki mojemu mężowi, który był dla mnie takim *nauczycielem *szacunku dla siebie samej( choć moze to brzmiec paradoksalnie, ate wiem, ze tak było). Napisałam :Przestałam sie o niego wspierać . DOJRZAŁAM, STANĘŁAM NA WŁASNYCH NOGACH EMOCJONALNYCH, INTELEKTUALNYCH I ŻYCIOWYCH, a wtedy mój mąż zaczął traktować mnie w)g moich nowych zasad.To nie inni mają nas szanowac, to najpierw my MUSIMY SAMYCH SIEBIE USZANOWAĆ, MUSIMY BYĆ SAMODZIELNI, DOROSLI DO RÓL SPOŁECZNYCH, KTÓRE ODGRYWAMY. I ja tego wszystkiego się uczyłam przebywając pod jednym dachem z moim partnerem naduzywającym alkoholu.Wiec mozna byc obok *wroga* i uczyc sie swych lekcji. Ja w moim Życiu najwiecej się nauczyłam od moich *wrogów* , wiec z zupełnie innej strony patrze teraz na to, co jest *dobre* a co *złe* w związku. Mam nadzieję, ze teraz mój post jest do Renki jest bardziej czytelny.Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Dzieki p Jadwigo wlasnie szukalam wczesniej watku i mysle kurcze co sie stalo? dobzre wiedziec ze zmieniony ;-) zostal myslalam ze juz go nie ma wcale ;-(, jasne ze odnajde ceikawe rzeczy dla mnie, czasem owszem potzrebuje takiego podania pod nos jakichs materialow czy artykulow bo nawet nie mam juz sily szukac ;-( ale ogolnie lubie tez sama szukac odpoweidzi na wiele pytan mnie nurtujacych ;-). pozdrowka, borowy moze chcesz poklikac?

Odnośnik do komentarza

Witam Wszystkich. Wpisałam w google temat *Jak stworzyc szczęsliwy związek i znalazłam taki tekst Nikt nie ma abonamentu na miłość, dlatego trzeba włożyć trochę wysiłku w to, aby wspólne życie było długie i udane. Co warto zrobić, a czego lepiej unikać, by szczęście między nami kwitło? Przekonajmy się, że to nic trudnego. 1. Bądźmy lojalne wobec swojego partnera Jakże często nas korci, by ponarzekać w babskim gronie na facetów (że np. trzeba ich zaganiać do mycia; że dla nich pocałunki mają rację bytu tylko w łóżku i nie całują nas ot tak, jeśli nie mają widoków na seks). Tymczasem takie „niewinne” uwagi mogą być uznane przez wybranka za sprzedawanie jego intymności, a nawet zdradę. Jeśli do niego dotrą (a jak wiadomo – „głuchy telefon” działa często z prędkością światła), mogą stać się powodem głębokiej urazy. Świadomość, że pół miasta wie o jego domowych zwyczajach, zwykle bywa dla mężczyzny trudna do zniesienia. Dlatego nie uchylajmy za bardzo rąbka tajemnicy – nie zdradzajmy sekretów partnera, nie ujawniajmy szczegółów naszego wspólnego życia. Nie podważajmy też publicznie jego zdania („Co ty za głupoty opowiadasz?”) ani nie krytykujmy wśród znajomych jego ostatnich potknięć (np.: „Wiecie, że Mirek dał się naciągnąć domokrążcy? Wpłacił zaliczkę na plastikowe okna i tyle je widzieliśmy”). Bądźmy solidarne ze swym wybrankiem; bez względu na wszystko trzymajmy z nim sztamę. DLACZEGO: Dopuszczanie obcych osób do naszego wspólnego życia, ujawnianie tajemnic i słabości drugiej połowy czy wręcz jawne negowanie jej wartości – to poważne naruszenie zasady lojalności w związku. Burzy zaufanie, niszczy więź między partnerami. Mężczyzna traci poczucie bezpieczeństwa, a nawet zaczyna nas traktować jak wroga, którego należy się strzec. Bo nie dość, że go atakujemy, to jeszcze robimy to publicznie, co jest dla niego policzkiem, upokorzeniem. 2. Nie wypominajmy wszystkiego bez końca Starajmy się unikać marudzenia. Zwłaszcza nie wyciągajmy mężowskich grzeszków sprzed lat i nie wypominajmy mu ich po raz enty. Na nic się zda wałkowanie przy każdej okazji, że np. na początku związku wybranek zgubił całą wypłatę, a w zeszłym roku zapomniał o naszych urodzinach. Gdy następnym razem czymś zawini, powiedzmy sobie: stało się i już. Trzeba wytrzeć rozlane mleko i więcej do tego nie wracać. DLACZEGO: Życie w cieniu ciągłych pretensji i obwiniania nie może być słoneczne. To zatruwa atmosferę w domu i sprawia, że mężczyzna, któremu bez przerwy suszymy głowę, coraz bardziej traci ochotę na przebywanie w naszym towarzystwie. Nie zdziwmy się więc, gdy któregoś dnia zacznie zostawać dłużej w pracy, umawiać się wieczorem z kolegami itd. Bo ile można słuchać o tym, że sto lat temu coś się przeskrobało. Takie rozdrapywanie ran nie służy też nam samym. Wyciągając sprawy sprzed lat, nie możemy się od nich uwolnić, niepotrzebnie znów tracimy na nie nerwy i pielęgnujemy w sobie złość. 3. Nie uprzedzajmy faktów Równie szkodliwe jak ciągłe wypominanie błędów jest generalizowanie, czyli używanie sformułowań: „Bo ty zawsze…”, „Bo ty nigdy…” (np. „Zawsze zapominasz o kupieniu chleba”, „Nigdy nie masz dla mnie czasu”). Jeśli spojrzymy na sprawę bez emocji, na pewno przyznamy, że partner nie za każdym razem popełnia ten sam błąd. A nawet jeśli mu się zdarzy, to może tym razem ma ważne usprawiedliwienie (dziś np. nie przyniósł do domu pieczywa, bo pomagał ofiarom wypadku samochodowego). Dlatego nie śpieszmy się z ferowaniem wyroków – najpierw spokojnie wysłuchajmy argumentów drugiej strony, zamiast od razu osądzać. DLACZEGO: To nie tylko krzywdzące dla partnera, ale i demobilizujące. Prawdopodobnie pomyśli sobie: „Skoro ona z góry mnie skreśla; zakłada, że jak zwykle postąpię niewłaściwie – to po co mam się starać. Niech przynajmniej wiem, za co zmywa mi głowę”. Takie przekonanie podcina mężczyźnie skrzydła, a nas pozbawia wsparcia z jego strony. 4. Poświęcajmy się, ale... nie zawsze Życie razem wymaga poświęceń. Zarówno tych biernych, czyli rezygnacji z czegoś, na czym nam zależy (np. z wyjazdu na zagraniczny kontrakt), jak i czynnych, czyli zrobienia tego, na co ma ochotę tylko wybranek (np. pójście z nim do jego znajomych, wśród których się nudzimy). Bez kompromisów nie uda się zbudować bliskiego, zgodnego związku. Jest jednak pewien warunek: taką elastycznością muszą wykazywać się obie strony i raz jedno poświęca się na rzecz partnera, a kiedy indziej drugie. DLACZEGO: Żeby relacja była satysfakcjonująca dla obu stron, powinna opierać się na zasadzie sprawiedliwości. Jeśli ktoś w ogólnym bilansie dużo więcej daje, niż bierze, ponosi znacznie większe obciążenia niż druga strona, to prędzej czy później zaczyna czuć się wykorzystywany, pokrzywdzony. Zmniejsza się zadowolenie, poczucie spełnienia i automatycznie zwiększa ryzyko rozpadu związku. 5. Nie poniżajmy mężczyzny Czasami nie zdążymy ugryźć się w język i wypadnie nam z ust jak z procy: „Ty głupku!”, „Ty fujaro!”, „Ty flejtuchu!”. To najgorsza forma krytyki, jakiej możemy użyć, bo jest wyrazem braku szacunku. Jeśli nie podoba się nam to, co zrobił partner, wyraźmy się negatywnie o samym zachowaniu, a nie uderzajmy w osobę, nie atakujmy uwłaczającymi epitetami. DLACZEGO: Tego rodzaju słowne poszturchiwania naruszają godność partnera. Znieważają go i depczą jego ego, przez co narasta w nim poczucie krzywdy i rozżalenie. A gorycz takiego zranienia trudno osłodzić. Na nic, tak naprawdę, zdadzą się nasze późniejsze przeprosiny i tłumaczenia: „Przecież wiesz, że tak nie myślałam. Wymknęło mi się w złości”. Osoba znieważona i tak będzie się czuła nieszanowana, niepełnoprawna w związku. W jej myśleniu o sobie następuje trudne do naprawienia spustoszenie. 6. Chwalmy wybranka Nasz ukochany dobrze zainwestował wspólne pieniądze i mimo kryzysu są one bezpieczne? A może podał nam dziś śniadanie do łóżka? Nie szczędźmy mu słów uznania. Umiejmy docenić jego starania i dobą wolę. To na pewno zaprocentuje w przyszłości. DLACZEGO: Panowie (nawet jeśli zaprzeczają) potrzebują pochwał jak powietrza. Chcą czuć się potrzebni, podziwiani, niezastąpieni. Dzięki naszemu docenieniu mogą się potwierdzać, budować przekonanie o swej męskiej wartości. Komplementy są dla nich niczym ordery – pozwalają dumnie prężyć pierś w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku. Jeśli sprawimy, że partner będzie czuł się doceniony, wyświadczymy wielką przysługę naszemu związkowi. Bo relacje w parze układają się o wiele lepiej, gdy mężczyzna nie ma powodu do frustracji rodzącej się z niepewności. 7. Szanujmy wolność drugiej strony Jeśli nawet chciałybyśmy przebywać z ukochanym w każdej wolnej chwili niczym papużki nierozłączki, to starajmy się nie krępować go kajdankami swojej miłości. On przecież nie musi – tak samo jak my – uwielbiać wieczorów spędzanych pod jednym kocem na oglądaniu komedii romantycznych. Może woli w tym momencie przejrzeć dział sportowy w gazecie, pomajsterkować albo pobiegać. Uszanujmy jego autonomię. Pozwólmy mu spędzić trochę czasu tak, jak lubi. A już na pewno nie wyciągajmy z tego wniosku, że nas nie kocha. DLACZEGO: Każdy (nawet połówki tego samego jabłka) ma prawo do odrobiny niezależności. Narzucanie partnerowi, co ma robić, organizowanie mu każdej chwili może być odebrane przez niego jako ograniczanie wolności i wywołać bunt. Dlatego lepiej trochę poluzować miłosny uścisk, niż ryzykować, że ukochany zacznie się w nim dusić i będzie chciał uwolnić się z niego na dobre. 8. Rezygnujmy z odwetu Starajmy się nie odgrywać na partnerze, który nam podpadł. Odpuśćmy, dajmy za wygraną – nawet jeśli on w zeszłym tygodniu nie chciał powiesić szafki w łazience i aż nas korci, by odpowiedzieć na jego prośbę o zszycie spodni: „Teraz ja nie mam siły!”. Nie słuchajmy upartego, zawziętego chochlika, który próbuje nas buntować i namawiać do rewanżu: „Zrób mężowi na złość. Niech wie, że nie może bezkarnie cię ignorować. Dlaczego tylko ty masz być na każde jego zawołanie?”. DLACZEGO: Ryzykujemy to, że partner, na którym wzięłyśmy odwet, zechce odpłacić nam tym samym, na co my znów nie będziemy umiały pozostać obojętne. I w ten sposób uruchomi się efekt domina: jeden nasz ruch pociągnie za sobą kolejne odwety. Dlatego dla dobra związku nie puszczajmy w ruch tej samonapędzającej się machiny. Bo jeśli życie dwojga ludzi ma być udane, to nie może polegać na nieustannym przeciąganiu liny. 9. Unikajmy cichych dni Gdy bliska osoba nas zrani albo rozzłości – najłatwiej jest się zaciąć, obrazić, przestać do niej odzywać. Ukarać długotrwałym milczeniem. Zamiast jednak chodzić przez kilka dni z urażoną miną albo pochlipywać wymownie w kącie („Niech ma wyrzuty sumienia”), schowajmy upór oraz urazę do kieszeni i zacznijmy rozmawiać z partnerem. Postarajmy się wytłumaczyć mu, co czujemy w związku z zaistniałą sytuacją (wystrzegajmy się pewnego zapalnego zdania: „Bo ty nic nie rozumiesz”). Umiejmy też wybaczyć (gdy wina leży po drugiej stronie) albo przeprosić (jeśli jednak dopuścimy do siebie myśl, że i my nie jesteśmy bez winy). DLACZEGO: Milczące dni to cichy zabójca związku. Podczas tych długich, niemych godzin w sercach obojga partnerów kumulują się niewypowiedziane żale, narastają negatywne emocje, takie jak złość, niechęć, wrogość. Często też rodzi się niezdrowa próba sił: kto kogo przetrzyma w tym nieodzywaniu się, kto pierwszy się złamie. Ten czas złowróżbnego milczenia nie pozostaje bez echa – kładzie się cieniem na naszych wzajmenych relacjach. 10. Starajmy się zachować atrakcyjność Ważne jest nie tylko to, żebyśmy się dobrze z partnerem dogadywali, lecz także byśmy nie przestali się sobie podobać; nie dopuścili do wygaśnięcia ognia namiętności między nami. Zabiegajmy więc o to, byśmy były pociągające dla wybranka przez długie lata. Nie pozwólmy, by dopadł nas syndrom szlafroka i papilotów. Nie czujmy się zwolnione z dbania o siebie nawet wtedy, gdy mąż się zapuścił. Zamiast szukać usprawiedliwień typu: „Niby dlaczego ja mam się starać, skoro on nic ze sobą nie robi” – zachęćmy go, by razem z nami jeździł na rowerze, zmienił dietę na mniej kaloryczną itp. Warto włożyć trochę wysiłku w zachowanie atrakcyjności, by wciąż mieć na siebie apetyt, by nasza namiętność nie leżała odłogiem. DLACZEGO: Aby stworzyć szczęśliwy i trwały związek, potrzebujemy trzech części składowych miłości, a mianowicie pożądania, czułości i przywiązania – twierdzi dr Helen Fisher, światowej sławy ekspertka ds. uczuć. Nie wystarczy więc, że będziemy zżytymi przyjaciółmi, musi jeszcze istnieć między nami pociąg. Niestety, poziom pożądania może obniżyć się w trakcie trwania związku i dlatego powinniśmy zrobić wszystko, by do tego nie dopuścić. Pierwszym i w zasadzie podstawowym krokiem jest właśnie zachowanie atrakcyjności fizycznej. Oczywiście na tym nie wolno poprzestać – trzeba strzec się rutyny, wprowadzać do sypialni urozmaicenia, cały czas podsycać żar pożądania. Udany seks wzmacnia łączącą nas więź, pomaga w budowaniu emocjonalnej bliskości. -------------------------- Mysle, ze nic lepszego bym nie wymyśliła.Na tej stronie *Jak stworzyć szczęsliwy związek * sa inne fajne informacje.Pozdrawiam..

Odnośnik do komentarza
Gość krystyna 3

Pani Jadwigo Pięknie Pani pisze przeczytałam uważnie Pani Post Ale wybaczy Pani To jak z dobrego romantycznego filmu A życie no cóż to nie film ani nie piękna książka Na Pewno Pani wie że życie bywa czasami z partnerem nie tylko okrutne widać troszkę mało ma Pani doświadczenia życiowego Bo życie bardzo trudno uczynić piękną bajką opierając się o książki Ale to tylko moje zdanie I mogłabym dużo polemizować z Panią Bo życie tak mi dało po dupie że teraz wiem że z nie każdym partnerem można stworzyć taki związek o jakim Pani pisze Bardzo prosto przelać na papier to co powinno się robić czego nie Ale wcielić w życie wszystko to o czym Pani pisze To nie takie proste choćby się człowiek nie wiem jak starał A piszę to z własnego doświadczenia może jestem jakimś wyjątkiem O ile życie byłoby piękniejsze żeby to wszystko było takie proste jak pisanie Pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza

Witam Wszystkich, witaj Krystyno. Jak napisałam w poscie ,, który zamiesciłam jest to artykuł z jednej ze stron, które sie pokazały po wpisaniu przeze mnie tematu *Jak stworzyć szczęsliwy zwiazek*. Oczywiscie artykul ten opisuje związek OPTYMALNY taki jaki jest mozliwy pomiedzy dwojgiem DOJRZAŁYCH OSÓB.Ale wiele osób na tym forum czesto nie ma wiedzy, jak w ogóle powinien wygladac dobry związek., nie ma takiego punktu odniesienia. Dlatego chciałam uswiadomic, ze sa takie strony i warto je przejrzec. Mój związek z osobą naduzywajaca alkoholu na pewno był daleki od ideału, a jednak WSZYSTKO CO NAS NIE ZABIJE UCZYNI NAS SILNIEJSZYMI.Dziś mysle, ze przy *dobrym *męzu nie nauczyłabym sie tyle i nie przypuszczam, zebym nauczyła sie takiej RADOSCI ŻYCIA, jaka mam dziś. Mam kolezanki, które mają dobrych mężówi nerwice, depresje i latami powracaja na oddziały. Dlatego wierze w to, ze czasem im GORZEJ tym LEPIEJ, ze czasem miec pod górkę nie oznacza dla nas ŹLE..Ale to tylko moje przemyslenia wynikajace z moich doswiadczeń i z obserwacji., ktorych podczas moich 58 lat Zycia zebrałam troche.Oczywiscie nie z kazdym partnerem mozna stworzyc udany związek, na pewno im bardziej partner jest idealny, tym mniej musimy włozyc osobistej pracy..Sa kobiety, które z dziecka niepełnosprawnego potrafiły stworzyc dziecko w pełni sprawne i sa takie, ze zmarnowały swoje zdrowe dziecko. Tak samo jest ze związkami.Związki sa jak tworzywo, z którego kazdy moze zrobic co zechce, w zależnosci od chęci i wkładu pracy.Co oczywiscie nie oznacza, ze doradzałabym komus, zeby tkwił w związku, w którym czuje sie nieszczęsliwy.Czasem trzeba sie rozstac.Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Pani Jadwigo, zapomniała pani o dzieciach........ Z tego co pani pisze wywnioskowałam, że była pani i jest cały czas z mężem, alkoholikiem, tak ? Powiem, że jeżeli ma pani dzieci i te dzieci musiały żyć w rodzinie gdzie tatuś pije, bije itp ( zresztą każda inna patologia ma dużą siłę niszczenia ) to nie było im łatwo, ba ! powiem, że wręcz okropnie ! Dzieci żyjące w rodzinach gdzie rodzic pije zawsze są skazane na jakieś zaburzenie, niestety, jak nie w dzieciństwie to odbije sie to w ich dorosłym życiu. Na pewno pani doskonale wie kim są DDA . Dlatego uważam, że jeżeli nie dla samych siebie, to właśnie ze względu na dzieci, na ich spokój, ich dobro, powinno się odejść od patologicznego męża. Gadanie, że jestem z mężem, (mimo, że pije, bije) ze względu na dzieci jest demagogią. A umacniać swoją wartość można w sposób dużo łatwiejszy niż przy mężu alkoholiku. Po co sobie wybierać aż tak wyboistą drogę ? Zresztą pani choroby ( nerwica, depresja ) też są na pewno skutkiem małżeństwa z osobą pijąca. A skoro tak, to może gdyby pani nie została z nim to uniknęłaby pani tych chorób, i nie byłoby z czego się dźwigać.......... W każdym razie wyobrażam sobie jak ciężką drogę musiała pani przejść i podziwiam panią za odwagę i hart ducha. Renka, u Ciebie w małżeństwie można jeszcze wiele naprawić, kwestia pracy, a może byście tak raz oboje poszli na terapię....... Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Gość jadwigaszpaczynska

Witam Wszystkich , witaj Nati. Moze miałas szczęście iść inną droga niz ja ( i wiele kobiet ) w Życiu.Ale dostarcze Ci troche danych, zebys mogła obiektywniej ocenic moja droge.Wiecej informacji zawarłam na watku *Żeby nie pic, trzeba miec* na forum commed. Załóżmy , na poczatek, ze celem Życia jest RADOŚC, MIŁOŚĆ i kazdy z nas w stara sie dotrzec na SZCZYT przeznaczona mu drogą. O wyborze naszej drogi decyduja warunki panujace w rodzinie, w której przychodzimy na swiat. Tak sie złozyło, ze przyszłam na swiat w rodzinie przemocy, choc mój ojciec nie był alkoholikiem. W domu nauczyłam się *bycia ofiara* i z takim dziedzictwem weszłam w drorosłe Życie. Zgodnie z teoriami psychologicznymi ) czym mozna przeczytac w wielu ksiązkach) ofiara nadaje komunikat *Jestem ofiara, dręcz mnie* Miałam bardzo niska samoocene, nie byłam przygotowana do dorosłego Zycia, mozna powiedziec, ze (jak wiele dzieci z rodzin przemocy) miałam jako dorosła wiekiem osoba , emocjonalnie najwyzej kilka lat.Oczywiscie pisze to z dzisiejszej perspektywy, kiedy zrozumiałam ten cały proces dzieki udziałowi w grupie wsparcia dla osób z rodzin przemocy i dzieki przeczytanym ksiązkom. Gdybys miała wiedze na temat uwarunkowań dzieci dzieci wychowanych w rodzinach przemocy, wiedziałabyś, ze nie tylko kobiety staja się w dorosłym Życiu ofiarami swoich dominujacych je partnerów.Ale trudno oczekiwac od osoby NIEDOJRZALEJ EMOCJONALNIE na skutek *wadliwego* wychowania, zeby umiała sie w dorosłym Zyciu obronic. Na to potrzeba wiedzy o współuzaleznionych zwiazkach i czasu i odpowiedniej ilosci cierpienia, zeby chciec przejrzec na oczy. To prawda, ze moja nerwica lekowa ma związek z postępowaniem mojego meża.Gdy zaczęła sie moja nerwica, podczas pierwszego pobytu w szpitalu ( gdy jeszcze wierzyłam, ze z niej wyjde )wystapiłam o rozwód, ale mój stan emocjonalny tak radykalnie sie pogoiszył, ze musiałam z tego pomysłu zrezygnowac. Nie wiem jakiego rodzaju nerwicę masz ,Nati, ja jako główną miałam lekowa, a kilka miesięcy później dołaczyły się natręctwa myslowe. Dla mnie samo to było *piekłem na Ziemi*, więc o jakiejkolwiek wojnie z mężem nie było mowy, zwłaszcza, ze nie miałam dokad odejść i nie miał kto sie zaopiekowac moimi dziecmi ( w wieku 3 i 5 lat) nawet podczas mojego pobytu w szpitalu. Patrzac z dzisiejszej perspektywy wiem, ze lęk *uziemił *mnie przy męzu po cos i wcale nie tworze tu jakiejś teorii, by usprawiedliwic moje postepowanie.Wiem CO ZAWDZIECZAM MOJEJ NERWICY I KIM POMOGLA MI SIE DZISIAJ STAC.Gdybym wtedy kontynuowała wojne z mężem , nie byłoby mnie dziś na swiecie i tego jestem pewna.Wtedy zyłam tylko z dnia na dzień, aby przetrwac, aby sie umocnic i paradoksalnie robiłam to dla moich dzieci, ale wtedy TUYLKO NA TO ( by przezyc ) BYŁO MNIE STAĆ Jak mówią Indianie, trzeba *pochodzic w cuudzych butach,*, zeby zrozumiec drugiego człowieka. Moje dojrzewanie, DORASTANIE EMOCJONALNE, ktorego nie zaliczyłam w domu, uczenie sie z książek zdrowych granic, zdrowych relacji, odwagi asertywnosci troche trwało, ale zaczęło dawac owoce. Stawałam sie coraz bardziej pewna siebie, zaczęłam sie szanowac i zmieniac jakość relacji pomiedzy mna i moim meżem.Dzięki praktykowaniu medytacji, cwiczeniom jogi, których nauczyłam sie na oddziale nerwic zaczęłam odzyskiwac równowage. Tabletki brałam praktycznie przez dwa pierwsze lata nerwicy, później (głównie dzięki wyciszającym efektom medytacji) dawałam sobie jakos rade.Oczywiscie nadal doświadczałam lęków i myslenia natretnego, ale nie były to takie ostre stany jak na poczatku. Gdy obejrzałam w telewizji reportaż, w którym pijany facet 70-letni awanturował sie w domu w środku nocy i zobaczyłam jego pełna lęku zonę pomysłałam wtedy, ze jesli czegos nie zrobie, by to zmienić moje Życie do końca bedzie takie jak jej.Wtedy juz miałam nad lękiem jaka taka kontrolę , więc byłam w stanie dojeżdżać autobusem 20 kilometów na terapie grupowa. Po udziale w terapii grupowej, sama dalej sie uczyłam , zeby zrozumiec temat współuzaleznienia, zeby nauczyc sie oełnej samodzielności emocjonalnej i zyciowej.Zachowanie mojego męża zmieniało sie wprost proporcjonalnie do mojego rozwoju osobistego. Gdy w moim miasteczku powstała taka gupa wsparcia dla osób z rodzin przemocy oczywiscie dołaczyłam do niej ,uczyłam sie tego czego jeszcze nie opanowałam i dzieliłam się moimi wierszykami na temat Radości Zycia, która juz wtedy we mnie zaczęła powracac do Życia dzieki książkom na temat pozytywnego myslenia. Dzieki udziałowi w grupie wsparcia dojrzałam do rozliczenia sie z moim dotychczasowym Życiem, do spojrzenia na nie *trzeźwym* okiem. Kobiety współuzaleznione tez musza zrobic taki *rachunek sumienia* jaki robia alkoholicy., ale moze miec to miejsce dopiero, gdy wyjda ze współuzaleznienia na tyle, by spojrzec z innej perspektywy. Jest wiele książek na ten temat, więc nie bede sie na ten temat rozpisywac. Gdy czułam sie do tego gotowa porozmawiałam z moimi dorosłymi juz dziecmi na temat naszego współnego Zycia i poprosiłam, zeby mi wybaczyły, ze nie umiałam byc lepszą matką i ze nie umiałam ich chronic, choc byłam *niby* dorosła.Dzieci powiedziały, ze nie mają do mnie żalu, gdyz wiedziały jak bardzo jako kobieta bałam się zawsze przemocy. Dzis w grupie wsparcia staram sie to , zeby kobiety w niej uczestniczące mogły brac udział w zajęciach tzw.samoobrony, po to, zeby nie czuły sie takimi jak ja bezbronnymi ofiarami, które nie potrafia obronic.siebie ani dzieci. Ale dzis takie kobiety i dzieci zaczęło wreszcie chronic prawo, sa te *niebieskie karty*.Ja sama musiałam *przedreptac *swoja droge od bycia totalną ofiarą do takiej odwagi, którą mam w sobie, dzieki czemu niewiele jest rzeczy, których sie boje. Na tyle dorosłam i zmieniłam się dzieki temu przez co przeszłam, ze potrafiłam obronic kobiete, którą gnębił jej mąz alkoholik i próbowałam pomóc dwóm kilkunastoletnim chłopcom , od których pijany kryminalista próbował wyciągnąć pieniądze na alkohol. Żeby oceniac czyjes Życie , trzeba pochodzic w butach tej osoby. Ja dziś jestem wdzięczna Bogu, ze po swojemu, choc przy pomocy ogromnej ilosci cierpienia dotarłam na mój szczyt Radości i że zrozumieniem wyniesionym z tego tym, co przezyłam ,moge dzielic sie z osobami doświadczającymi przemocy , nerwicy, choroby nowotworowej itd. Troche sie rozpisałam, ale chciałam powiedziec Wam, Że MOC W SŁABOŚCI SIE DOSKONALI i dzieki niej i ŻE WSZYSTKO, CO NAS NIE ZABIJE, UCZYNI NAS SILNIEJSZYMI.I niewazne z jakiego miejsca zaczynamy zdobywac góre, kazdy nawet taka ofiara losu jak ja , moze nauczyc sie ODWAGI I RADOSCI ZYCIA. I to, co napisałam nie jest moim usprawiedliwianiem sie, tylko podzieleniem sie moją historią.Pozdrawiam. .

Odnośnik do komentarza

eh...;/ witajcie kochane, ciezkie to zycie , tyle przeszlyscie oj losie, ciesze sie ze pomimo takiej presji dzwignelyscie sie ;-). Ja wczoraj doszlam skad moj smutek ;-) mysle ze sie nie myle, ciesze sie ze zaczynam szperac w sobie, dochodzic co moglo to wywolac, to dzieki Wam, Pani jadwidze, stalam sie bardziej otwarta-pod wzgledem mowienia o swej nerwicy lekowej, zaczelam wsluchiwc sie w siebie co wczesniej nie mialo miejsca bo pedzilam pzrez zycie, moimi celami bylo osiagniecie dobrej pozycji, dostanie sie na studia, zero luzu tylko to.Zaniedbalam siebie i stad to wszysto wyszlo, bo ilez moze dzwigac organizm takie tempo????/ choc choroba moja w tym roku dosc mocno pokazala mi na co ja stac ;-/ i jak mnie moze zaskoczyc a myslalam ze to co sie dzialo ze mna 6 lat temu i trwalo prawei rok-bez lekow wyszlam z tego i zadnej dobrej terapi, nie jest obecnie latwo bo dzis znow pojawily sie lęki dot pzrelykania, scisku w gardle i paniki, weim ze nie odkrylabym mojej pasji, nie wiedzialabym ze moge o siebie tak walczyc, bo kocham pomimo wszystko to cholerne pieprzone zycie ;-) Ostatnio kolezanka siedzaca w sprawach pzremocy, niepelnosprawnosci poweidziala ze organizuja fajne szkolenie, poszlam tam, pomyslalam ze czegos sie naucze, bylo tam duzo kobiet majacych mezow czy chlopakow alkoholikow,siedzialam tam i pomyslalam Boze jak one se daja z tym rade, moje problemy w poruwaniu do nich to pikus ale bylam tzn czulam z nimi z ta fajna grupa wiez bo ja tez pzreszlam pzremoc *psychiczna w pracy*-probowalam sie ratowac na rozne sposoby, alkohol-nie jest mi obcy, moja mam miala ojca alkoholika-znam z opowiesci co sie dzalo. Moj kochany mezczyzna-eh nigdy wam tego nie mowilam ale napocztaku naszego zwiazku tez lubil se wypic duzo, strasznie to mnie bolalo, nie weidzilam jak se poradzic, tlumaczylam mu, mowilam o mych obawach, duzo gadalismy, cholernie mnie to bolalo, balam sie jak wychodzil z kolegami do knajpy-nie bylo to czesto, zadko ale w duzej ilosci;-(, nie mieszkamy razem, byly takie 2 momenty kiedy juz poweidzilam ze nie-stop-nie mam sily-nie wytrzymam-nie bylo zadnej pzremocy ale 2 sytuacje w kt zobaczylam ze moj kochany pzrez alkohol tak sie zmienil ze go nie poznalam-oj nigdy tego nie zapomne ;-(.Kazde jego wyjscie kosztowalo mnie sporo stresu, nie moglam siue na niczym skupic ;-/, balam sie ze mnie zaweidzie, ze wypije znow duzo i ze cos mu sie stanie. Tak teraz sobie mysle ze moja nerwica wiadomo wziela sie z pzresadnej wrazliwosci, braku asertywnosci, niepewnosci co do swej wartosci ale tez pzrez pozniejsze objawy lekowe ktore mi doszly w glownej mierze to picie pozcatkowe chlopaka-bo ja etz tak mam ze zcasem boje sie pic cokolwek czy to herbata, sok kawa mozliwe ze jest tu powiazanie. Zapytacie czego nie odeszla? nie odeszlam? Nie bylo nigdy z jego strony agresywnych zachowan , z 2 strony kto wie co by bylo jakby mocno pzresadzij, nie weim, ale weidzialam jedno, to fajny , dobry i madry facet i ze mial problem-tez duzo pzreszedl w zyciu, weirzylam ze uda sie to zmeinic. Jestesmy juz 5 lat ze soba ;-), nie meiszkamy jescze razem, poznawalismy sie i dalej poznajemy, moj chlopak mocno dojzal ja tez ;-), czyli mielismy mamy oboje dobry wplyw na siebie, zrouzmial juz jak sie tego boje, dorosl ze nie sensu uchlewanie sie bedac juz w dojzalym zwiazku ;-). Jest teraz dobrze;-), oczywiscie zaufanie juz jest-wczesniej bylo naginane ale nie celowo ;-/.Dzis juz ufam, weim ze zaszly zmiany z 1 i 2 strony, widze ze sie stara, widze jak zalezy mu na zwiazku naszym, jakim jest troskliwym i madrym facetem. Powei to swiadomie:Bog weidzial co robi ;-) stawiajac nas sobie na drodze ;-) bo kazdzy z nas mial i nadal ma role do odegrania ;-). kochani ja teraz tak zmieniiajc temat chyba zajme sie robieniem naszyjnkiow, zobacze czy mi cos wyjdzie a jak nie to wwroce do kolczykow;-), leci ogolnie powoli ale wypelniam ten czas przyjemnosciami roznymi, nawet posprzataniem pokoju ;-).Dzis jestem pelna nadziei pomimo lekow. pozdrawiam Wszystkich, buziolki, jestescie jednymi osobami tu ktorym sie zwierzylam o tym ;-)

Odnośnik do komentarza

Pani Jadwigo, ja pani nie osądzam, absolutnie, jestem jak najdalej od tego. Ja panią podziwiam za to co pani zrobiła, w konsekwencji tych wielu nieszczęść, ze swoim życiem. Należą się wielkie brawa ! Nie każdy by miał siłę się podnieść. Ja tylko stwierdziłam, że bywają różne wyjścia z tzw. impasu, że można załatwić to łatwiej, prościej, a na pewno z korzyścią dla dzieci. Rozumiem, że pani dzieciństwo spowodowało , że nie umiała pani inaczej.......Wiem, że tak bywa, że powiela się różne wzorce. Ale, wie pani co ? Nasuwa mi się przemyślenie, że może to wszystko było po coś........ Pozdrawiam serdecznie.

Odnośnik do komentarza

Witam Wszystkich, witaj Nati. Jak napisałas MOZE TO WSZYSTKO BYŁO PO COŚ. Na pewno po to, bym mogła sie podzielic moim dzisiejszym rozumieniem Życia z kobietami, które są na tej drodze i w takich sytuacjach w jakich ja byłam. . Gdyby choc jeden element układanki w moim zyciu ułozył się inaczej, może byłabym dzis w innym miejscu, w innej sytuacji. Patrząc z perspektywy tego JAK SIE DZISIAJ CZUJE, a czuje sie naprawde szczęsliwa i nie potrzebuje do szczęścia zadnych zewnetrzych warunków, by cos było tak, czy tak, gdyz wiem, ze w kazdych warunkach dam sobie rade. Zapłaciłam za moje dzisiejsze szczęście wysoką cenę i czasem sie sama zastanawiałam, czy gdybym miała drugi raz przejść te sama droge po to, zeby czuc się tak szczęsliwa jak dzis, nie umiałabym juz tak swiadomie odpowiedziec, czy znów bym tę drogę wybrała. Uwierz mi, ze jeśli chodzi o dobro dzieci to gdybym mogła zrobic cos inaczej, na pewno bym zrobiła. Ale nie mając zadnego wsparcia, z lękami i z myslami natrętnymi ja nie miałam zadnej szansy sama zaopiekować sie dziecmi. W ciagu dwóch lat spedziłam w szpitalu dziesięc miesięcy.( w odstepach ) więc mozesz sobie wyobrazić w jakim byłam stanie.Ja dzis wiem, ze lęki i natrętne mysli *zmusiły * mnie do poziostania w takiej włąsnie sytuacji jak napisałaś PO COS.Los mógł si e okazac dla mnie łaskawszy, a jednak nie dał mi zielonego światła. Ja to wszystko sobie dobrze przemyslałam i miałam na podsumowanie dość czasu.Akurat tyle czasu potrzebowałam by się *zebrac do kupy*.. Napisałam tak obszerne wyjasnienie, zeby wyjasnic te sytuacje, gdyz kazdy z nas jest inny i inaczej reaguje na różne sytuacje. Nikt z mojego rodzeństwa nie odczuł przemocy w domu tak mocno jak ja.Przez długie lata nienawidziłam ojca i to nie tylko za to jaki był wobec mnie, ale i wobec reszty moich bliskich.Tę moja nienawiśc do niego przepracowałam pare lat temu, choc nie była to latwa lekcja..Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Moje drogie dziewczynki, pani Jadwigo, Ago, Krysiu. Bardzo mnie to cieszy, że piszecie śmiało to co myslicie. Wszystko to jest dla mnie bardzo ważne. Pani Jadwiga ma dużo racji. Nasze konflikty wynikają w duzej mierze z różnicy charakterów i prowadzonego obecnie sposobu życia, ale też ze wzorców wyniesionych z domu. Mój mąż miał i ma ojca alkoholika. To jego matka całe życie zajmowała sie domem i szóstką jego rodzeństwa. To ona dbała żeby dzieci miały co jeść i miały ciepło w domu. Teść kiedyś pracował ale za wódkę wywalali go z każdej roboty. Teściowa, mimo swojego wieku, może już 56 lat nadal pracuje jako sprzątaczka. To ona jest żywicielką rodziny. Dzieci wychowała na dobrych, uczciwych ludzi, kórzy nie mają żadnych problemó w relacjach z innymi ludzmi. Łatwo nawiązują kontakty, mąż ma 3 braci, żaden nie pali a piją tylko przy okazjach typu wesele itp. Nie nadużywają, pracują, część pozakładała rodziny, wzajemnie sobie pomagają. Teść nigdy nie dał im wzoru jak dbać o rodzinę. Nigdy nie postawił ogrodzenia, garażu, w domu były byle jakie warunki. Jak siecos zepsuło to musiało wieki czekać na naprawę. Nawet ostatnio jak miał sprawę w sądzie o spadek też zawszedł podpity. Jak jest trzeźwy to jest to naprawdę fajny, dobry człowiek. Wszystkie wnuki, moje również przepadają za nim. Moje dzieci uwielbiają dziadka i babcię. To jest dobry człowiek. Nie potafi być wredny, złośliwy. Czasem aż jest naiwny w swoim podejciu do ludzi. Nie potafi na chłodno kalkulować. Gdyby nie pił....gdyby....jego ojciec ,a męża dziadek też pił...brat teścia też pił....a jego synowie nie piją (nie chlają bym dodała). Mój mąż nie miał wzoru ojca, mężczyzny, kóry troszczy sie o rodzinę i zawsze można na niego liczyć. Teraz kolej na mnie. Miałam i mam matkę, na którą nigdy nie mogłam liczyć. Nigdy mnie nie przytuliła, pocałowała. Wystarczyła micha na stole i trochę ubrać do chodzenia. Zajmowała sie sama sobą. Nikt nie dbał o moje potrzeby. Radziłam sobie sama jak umiałam. Czasem brałam rózaniec w rękę i szłam w pola, dzięki temu czułam sie mniej sama na świecie. Mój ojciec też czsami pił. Widziałam na własne oczy jak matka z ojcem sie awantuurowali. Głownie moja matka chciała więcej pieniedzy od ojca. Gdy miałam 13 lat ojciec zginął. Znaleźli go utopionego w rzece. Sekcja złok wykazała że miał koło 2,7 promili alkoholu we krwi. Matka wychowywała nas sama. Raczej chowała niz wychowywała. Czasem jak sie wnerwiła wyzywała od krów i kurew. Zbita szklanka czy talerz była powodem piekła w domu. Bałam sie iść do niej po 2 złote na składkę bo robiła problem. Miałam babcię, która była mi bliska, ale jak byłam w 4 klasie szkoły średniej babcia miała udar mózgu, przez parę lat już tylko leżała i mało kontaktowała, zresztą zabrąła ja do siebie jej córkaa moja ciotka. moja matka nigdy nie spytała mnie jak było w szkole. Doprowadzała swoim faworyzowaniem mojej młodszej siostry do konfliktów miedzy nami. Po kilku kolejnych awanturach w w domu, z siostą miałam już dość. Uplotłam sznurek, powiesiłam go na drzewie i chciałam już skończyć to parszywe życie. cos mnie przed tym powstrzymało. Znałam już wtedy mojego chłopaka (dzis już męża) ale to były początki znajomości i nie potrafiłam z nim porozmawiać o swoich problemach. Zresztą były to też początki nerwicy, czyli *piekła na ziemi*. Cos mnie powstrzymało. Zdjęłam ten piepszony sznurek i rzuciłam gdzieś. A potem podjęliśmy z Leszkiem, moim mężem decyzję że razem wynajmiemy jakiś domek czy mieszkanie i razem zamieszkamy. I tak zrobiliśmy. Zawsze czułam sie gorsza od moich koleżanek w szkole, ale zasłaniałam to swoim poczuciem humoru, zakładałam maski. I tak takie dwie osoby założyły rodzinę. Jedna DDD (dorosłe dziecko z rodziny dysfunkcyjnej) drugie dda (dorosłe dziecko alkoholika). Tyle że moim zdaniem mój mąż nie ma typowych objawów dda. Łatwo nawiązuje kontakty, jest lubiany przez ludzi. Tyle, że zaniedbuje wiele obowiązków w domu, przy domu. Nie przeszkadzją mu powyrywane gniazka w domu (a przecież przy raczkującym małym dziecku takie zaniedbanie może prowadzic do tragedii). Potrafii to zrobić ale nie widzi problemu. Trzeba go prosić, żeby cos zrobił. Jest zima i trzeba mu mówić żeby kupił węgiel. Jeździ poobdrapywanym, brudnym samochodem i wogóle mu to nie przeszkadza. Tak można w nieskończoność. To dobry, wrażliwy czlowiek tyle że taki mało zaradny, jak jego ojciec. Wystarczy mu minimum do życia. Aby dziś, aby spokój. Bez wysiłku, własnego zaangażowania w lepsze zycie. Od roku chodze na psychoterapię. Jeszcze emocjonalnie nie jestem dorosła. Jeszcze zdarzają sie kryzysy, czasem jest gorzej, lęk ściśnie. Ale jest o niebo lepiej. Wiem czemu sie tak zachowuję. Wiem, że czasem próbuję sobie rekompensować złość do matki. Nie potrafiłam mówić wprost o swoich potrzebach bo nigdy tak nie robiłam. Psychoterapia czuni cuda w moim życiu. Wiedza z wątków pani Jadwigi też. Czytam i sie uczę życia od nowa. To dopiero rok tej nauki. To wszystko to jeszcze początek. Nie tak łatwo wszystko zmieć na pstrykniecie palcami. Jest już mnóstwo chwil kiedy czuje sie szczęśliwa i zadowolona z życia. Czasem jeszcze odezwie sie we mnie raptus i złośnik. Rozmawiałam ze swoim psychoterapeutą o takiej opcji, żebym ja wstrzymała na 2 miesiace moje z nim spotkania a żeby w tym czasie mąż do niego chodził. Sądzę że to dobry pomysł.

Odnośnik do komentarza

Aga, ja bym Twoją nerwicę bardziej wiązała z chorobą Twoje babci, o której pisałaś, że jej miksowaliście jedzenie, bo nie dała rady przełykać. Ale to trudno samemu rozgryźć. Najlepsza by byhła psychoterapia. Pani Jadwigo, przepraszam za wścibskość ,ale czy pani jest nadal że swoim mężem? czy on nadal pije i jak wyglądaja wasze relacje? a dzieci nie mają problwemów emocjonalnych w związku z ich dzieciństwem i ojcem alkoholikiem?. Jak pani nie chce moze nie odpowiadać, przemówiła przeze mnie ciekawość.

Odnośnik do komentarza

Witam. Dziewczynki, ciarki mnie normalnie przeszły, po przeczytaniu Waszych postów. W porównaniu z Wami mam życie usłane różami, z których ktoś niedokładnie pousuwał kolce - bo problemy się pojawiają, jednak nie takie jak Wasze. Obecnie moim jedynym problemem życiowym jest brak roboty i niemożność jej znalezienia, mimo wysyłania maili w różne miejsca... Drugim martwienie się o Mamę, no i trzecim moje zdrowie... Pozdrawiam i życzę spokojnej nocy

Odnośnik do komentarza

witajcie ponownie reniu faktycznie trudne zycie mialas ;-(, dzwigalas weilki wor na plecach juz od czasu mlodzienczych. Ciesze sie ze mowisz o tym ;-) naparwde. Wiem ze trzeba pracowac nad soba, dochodzic analizowac skad to wszystko sie pojawilo, po czesci juz weim, a to ze dzis np mialam znow bardzo silny atak paniki i lęku daje mi do zrozumienia ze jeszce cos jest nieodkryte ;-( ale chce dojsc do tego ;-).oj u specjalisty nie bylam juz dluuuuuuuuugo ;-( czas to zmienic ;-), pomysle ;-). pozdrawiam Wszystkich, ciesze sie ze jestescie, ze moge , mozna tak swobodnie pogadac ;-) wyzalic sie, ze dzielimy sie wzajemnie sposobami walki, pzretrwania w tym wszystkim ;-), dziekuje Wszystkich , pappapa

Odnośnik do komentarza

Renka, kobieto przeszłaś swoje, współczuję Co ogromnie, ale teraz po tych niemiłych doświadczeniach los na pewno Ci to wynagrodzi. Kochani, ale ja widzę, że mimo tylu strasznych przeżyć jednak dajecie radę, jesteś silne babki, wszystkie, ale nie ma co się dziwić kobiety zawsze były i są silne. Życzę Wam i sobie, żeby już nigdy nie spotkało nas nic złego, niszczącego, żebyśmy zawsze szły z głową podniesioną i uśmiechem na twarzy. Dobranoc.

Odnośnik do komentarza

Dzień dobry wszystkim U mnie zakwitły w ogródku stokrotki :) Normalnie byłam w szoku, wyszłam powiesić pranie, a tu na trawniku bieleją stokrotki. Ale od dłuższego czasu jest u mnie około 15-18 stopni i świeci słoneczko. Dzisiaj również jest słonecznie i ciepło. Ja dzisiaj umieram, mam babskie dni i cierpię jak co miesiąc. Freciu, jak z tym wyjazdem córki ? Nastawiona pozytywnie ? Krysiu, to dobrze, że jest lepiej i mniej boli :) Pisałam do Ciebie na gg, nie wiem czy doszła wiadomość bo nie odpisałaś. Iwonko, czemu nic nie piszesz ? Jak tato ? Dorotko, mogłabyś się odezwać, napisać co u Ciebie, jak się czujesz ? Miłego dnia wszystkim życzę.

Odnośnik do komentarza

Witajcie! Pogoda świruje na max ,chyba z 6 dni u nas padało ,a dzis jest juz około 14 stopni. Nati! Z wyjazdem tak sobie ,bartek jedzie z nia do Katowic ,niby jedzie ale co o tym mówi to płacze.Tak naprawde to chce zeby juz było po tym wypadzie. Dzis idę pierwszy raz na aerobik ,mam nadzieje ze nie dostanę zawału i przetrwam ,od tygodnia u nas jest otwarty wielki basen ,sale do cwiczen .wczoraj bylam na basenie ,dzis aerobik,cisnę na maxa. Zyczę wam radosci na nowy tydzien.

Odnośnik do komentarza

Dadam moi drodzy, że dzisiaj jestem szczęśliwa. Mam dwójkę zdrowych fajnych dzieci, które są otwarte, wesołe, ufne. To chyba jest dowód, że jednak, mimo naszych doświadczeń z domów rodzinnych sami dobrze spełniamy sie w roli rodziców. Śpimy oddzielnie z mężem dlatego, że ja śpię z córką a mąż z synem i jak sie w nocy rozkopią to każde z nas zaraz dziecko przykrywa. To jest ważne, jak teraz trochę chorują. Problem w tym że za mało znajdujemy w tych obowiązkach czasu dla siebie. Ale wiadomo, to od nas samych zależy jak będziemy dbać o nasze małżeństwo. Jeśli będziemy zaniedbywać siebie nawzajem to te relacje nie bedą fajne i żywe. I to właśnie czasami tłumaczę mężowi, ale on jak zwykle, bo nie ma czasu i tyle. Nie można żyć tylko obowiązkami ale trzeba czasem oderwać się od domu, zrobić coś dla siebie. Samo narzekanie nic nie zmieni. Odkąd wyprowadziłam sie po wyjściu za mąż na swoje poczułam sie wolna od rządów mojej matki, od jej zrzędzenia i narzekania na wszystko i wszystkich. Ale w głowie jeszcze to wszystko siedziało i nie dało sie czuć wolnym do końca. Z siostrą relacje są bardzo dobre. Dzis też dzwoniła i zapraszał mnie z Małym, żebyśmy przyjechali jak nam sie nudzi. Ona też nie może znieść pewnych zachowań naszej matki, tej jej chytrości na pieniadze. Ma wiele dziwnych zachowań, które rażą i przeszkadzają. Ale też potafi być ok. Moje dzieci lubia do niej jeździć. Ona też lubi moje dzieci. Przytula je całuje, czego nie robiła nigdy wobec mnie!. Jest bardzo dobą babcią. Ostatnio złożyła mi życzenia na imieniny i kupiła perfumy, które mi sie podobają. Relacje nasze są z nia dobre. A co do naszych sprzeczek i czasami kłótni małżeńskich to chyba nie da sie tak już całkowicie ich uniknąć. Ale ważne żeby było ich jak najmniej. Mimo trudnego dzieciństwa można sobie ułożyć życie i mieć z niego trochę radości. Tak jak pisałam, u mnie dużo dała terapia i wiedza z wątków pani Jadwigi plus trochę wiedzy z ksiazek no i najważniejsze zmiana myślenia, nad kóraciagle pracuję. Rok temu nawet nie marzyłam że kiedys wyjdę z nerwicy, kórą mnie męczyła od pewnie już od ponad 10 lat albo i 12. Dziś jeszcze pełnego sukcesu nie ma ale jest pięknie. Jest o wiele lepiej. Wiele lęków oswoiłam, pokonałam. Zadziej dopadają mnie doły. No chyba że cos mnie bardzo przytłoczy jak to pierdzielone spotkanie z moją niby rodzinką które bardzo przeżyłam. bo wiadomo, nikt nie lubi uczucia odrzucenia. Już Was nie zanudzam moimi perdołami, ale tak mnie wczorja naszło na szczerość, w końcu troce sie już znamy :). U mnie dzis za oknem piękna pogoda, świeci słoneczko. Jesteśmy już z Małym po śniadanku, pranie wstawione, ruszamy na spacerek :) Humorek wrócił do normy. Pozdrawiam wszystkich, pa :)

Odnośnik do komentarza

Witajcie Renka Twój post bardzo mnie wzruszył. Wiele z czego opisujesz jest podobne do mojego zycia i jeszcze ta babcia. Dlaczego matka nie mogla zachowywac sie jak ona. Siedze w robocie ze lzami w oczach i tylko to ze jestem w pracy powstrzymuje mnie od placzu. Moja mama moze nie olewala nas tak bardzo, ale byla nas 4 w domu i nie miala dla nas czasu do tego jeszcze nerwica, ktora tak bardzo ja ograniczala. Teraz to wiem, ze byla chora, ale wczesniej nic nam o tym nie mowila. Nie rozumialam dlaczego tak nas oddtraca. Do tego jeszcze alkohol w domu, spotkania ze znajomymi zawsze konczyly sie awantura, czasami nawet biciem. Najgorsze w tym jest to, ze nie tylko ojciec pil. ba raczej wiecej chlala matka. Ojciec jak popil kladl sie spac a ona jak poszalala to wlaczala glosno muzyke i sobie balowala, czym wkur..................... ojca i sie zaczynalo pieklo. Matko jak ja sie tego balam. Teraz tez pija, po cichaczu i udaja ze nie pija. A ja kazdego wieczoru kiedy tylko bym nie zadzwonila slysze jej belkoty przez telefon i taki zal we mnie wzrasta, ze nie potrafi przestac nawet dla swojej najmlodszej corki, Tylko ona w domu zostala. urodzila sie jak mialam 17 lat. Mialam ogromna nadzieje, ze ta mala kruszynka spowoduje zmiane w ich zyciu, Bylo dobrze przez pierwsze 3 miesiace, pozniej nadrobila czas w ciazy nawet z nawiazka !!!!!!!!!!! I tak sobie zyja a ja mam przesrane. Bo to wszystko ze mnie teraz wychodzi. I marnuje zycie na walce z ta pierd.................... nerwica. Moze pomyslicie, ze skoro jestem juz dorosla to powinnam pogadac z nimi zeby przestali. Coz, juz nie raz probowalismy. Byly lzy obietnice, ale na tym sie skonczylo. Teraz ja mam swoja rodzine i nie moge tracic energii na wychowywanie i pouczanie moich rodzicow. Powinnam skupiac sie na budowaniu szczesliwego domu dla mojego dziecka, ale tez tak nie jest. Wiele z mojego czasu poswiecam na walce z sama soba, co tez mnie zlosci. Renka napisalas tez cos o noszeniu maski, udawaniu przed innymi, ze jest dobrze. nadrabianie poczuciem humoru. Ja tak perfekcyjnie opanowalam ten stan, ze nawet moja pani psycholog mowi, ze az jej trudno uwierzyc, ze mam takie stany. Jestem zawsze opanowana, usmiechnieta jak trzeba. Przy obcych. W domu juz tak nie jest. Maz sie zali, ze wiecznie chodzie skwaszona, i tylko sie dre. A on nie wie jak wielka walke staczam ze soba sama. Nie powiem bo mam w nim ogromne wsparcie, zawsze moge wyplakac sie w jego ramie, ale on w domu mial wszystko wiec nie jest w stanie nawet w najmniejszej czesci zrozumiec jak bardzo ta choroba wyniszcza. Ostatnio w rodzinie meza urodzilo sie dziecko. Obudzil sie we mnie instynkt maciezynski, na chwile, juz go nie ma. Nie potrafie sobie wyobrazic, ze moglabym urodzic jeszcze jedno dziecko, skazac go na zycie z taka matka. zagubiona sama w sobie. Po eufori zwiazanej wlasnie z mysla o kolejnym dziecku, przyszedl ogromny smutek, ze przez ta chorobe nie moge zyc jakbym chciala i mimo, ze jest o niebo lepiej niz bylo rok temu ona caly czas mnie ogranicza caly czas czuje jej oddech na plecach i szyderczy smiech, ze jeszcze mnie dopadnie, ze jeszcze ta walka nie zostala zakonczona. Nasza ogromna przeszkoda wrecz naszym wrogiem jest rozpamietywanie i zachowywanie w myslach tych zlych wspomnien, wytwarzanie zlych nawykow. Tylko nie tak latwo sie tego pozbyc, nie tak latwo to wszystko okielznac. Koniec tej mojej pisaniny. mam nadzieje, ze Was nie zanudzilam. Trzymajcie sie. Mimo wszystko pogody ducha zycze. Ps Nati caly czas haftuje. dzieki temu choc na chwile zapominam o chorobie. Ostatnio wyhaftowalam metryczke dla nowego czlonka rodziny. Musze powiedziec, ze wyszla mi calkiem niezle. Teraz wyszywam Obraz Natashy Mlodetski Panna na poduszkach- to chyba nie ejst oryginalny tytul, ale tak ja nazwalam. No i wyszylam kwadracik na kolderke dla chorych dzieci. Superowa akcja, w ktorej osoby chetne wyszywaja kwadraciki na kolderki dla chorych dzieci i z nich sa robione kolderki. Przynajmniej tak mozemy im pomoc. Sciskam WSZYSTKICH tych piszacy i tych czytajacych. Badzcie dzielni

Odnośnik do komentarza
Gość w.eter.anka

Witajcie nerwusy - aby przeczytać tyle stron waszych spotkań, spędziłam kilka nocy.Warto było!Poznałam wirtualnie wasze losy.Podziwiam was, że tak długo jesteście razem, pomagacie sobie,myślicie nawet o rodzinach.Chciałabym podzielic sie z wami swoimi doświadczeniami z tym chróbskiem. ETAP PIERWSZY Szczęśliwe dzieciństwo - ja+2 braci ,wspaniałe lata szkolne, poślubienie ukochanego chłopaka, narodziny wymarzonego syna. ETAP DRUGI - 1974r Roczny syn od zbyt dużej dawki szczepionki zapada na polio, lata rehabilitacji, operacje - zaczynaja się pierwsze objawy(lekkie)-natrętne mysli. ETAP TRZECI -1981r Urodzenie drugiego syna, po4 miesiącach *śmierć łóżeczkowa* - tragedia!Nowe objawy -omdlenia, smutek, beznadzieja, kula w gardle, odwiedzanie kolejnych kardiologów. ETAP CZWARTY-1985r Kolejna ciąża(juz5 miesiąc), piękna, sierpniowa noc, jestem sama w domu(mąz odwozi syna na wakacje) - cisze rozdziera potworny krzyk ojca - cieżki zawał, pogotowie - tata umiera na izbie prz.ja ląduję naginekologii - zagrożenie ciąży, krwawienie - 3 tyg.w szpitalu, silne krwotoki, zagrożenie życia, wywołanie porodu-KONIEC- ląduje w końcu u psychiatry. ETAP PIĄTY Lata całkowitego poświecenia dla chorego syna.Nasilenie objawów -poty, potworne gorąca, niechęć przed wychodzeniem z domu, tracę przyjaciół.Po 2 latach staran wyjazd z synem na operacje na Syberie, 2 miesiące na obczyżnie - SAMA-koszmar.Nerwy tańcują we mnie niesamowicie.Operacja udana -redukcja skrótu nogi o 11cm. ETAP SZÓSTY. 1992r.najszcześliwszy okres mojego zycia! Ślub syna, wspaniała synowa, narodziny ukochanej wnusi.Objawy ustepuja, rozpiera mnie energia, rozpoczynampierwszą w życiu prace, cieszy mnie budowa domu dla dzieci, odnawiam kontakty towarzyskie, chce mi się żyć! ETAP SIÓDMY Kilka lat póżniej - bez żadnej przyczyny niesamowity atak paniki przy przechodzeniu przez ulice - czerwone światło, pisk samochodów, klaksony - omdlenie.Ta uśpiona cholera znów daje znać. ETAP ÓSMY-NAJGORSZY Napady paniki w domu, agorafobia, zamknięcie w domu, omdlenia, zawroty głowy, tiki oczu i ust, chudnięcie i.t.p.Lęk jest tak silny, że rezygnuję z pracy, dostaję rentę.Uzalezniam się od leków(bez nich nie funkcjonuję kompletnie.Najgorsze, że mam wstręt do wody, unikam mycia, w domu bałagan, nie umiem gotowac, boje się świąt (nie dam rady posprząśtać).Dochodzi mi nowy obowiązek - mama ma silne otępienie starcze, od 4 lat nie wstaje z łóżka, zero kontaktu.W opiece pomagają mi bracia i pielęgniarka.Dziwię się jak ja jeszcze funkcjonuję.zZaczynają się myśli samobójcze, a przecież tak boję się śmierci!! ETAP DZIEWIĄTY 2009-2010-trafiam na wspaniałego psychiatrę, chwała Bogu, bo następna tragedia - w ciągu pół roku umiera mi dwóch braci.Silne leki, psycholog - o dziwo zaczynam się wyciszać.Mąż szaleje ze szczęścia, myślał, że tym razem czeka mni szpital.Przychodzi sierpień 2010, w czasi burzy drzewo spada na samochód szwagra zabijając go na miejscu.Był naszym najlepszym przyjacielem i powiernikiem.Tym razem JA wspomagam męża, oddaję mu to, co on robił dla mni przez całe nasze życie.Zaczynam żyć wg.reguły *co cię nie zabije, to cię wzmocni* - biorę ze schroniska PSA - on mnie sobie wybrał ! MUSZĘ wychodzić z nim na spacer (nie toleruje nikogo z domowników), spacery są coraz dłuższe, odwiedzam miejsca gdzi dopadały mni ataki paniki-NIC SIE NIE DZIEJE!!!!!!!!!Powoli odstawiam leki, na dzis biorę tylko w razie potrzeby pół afobamu, nie modlę się już o deszcz (nikt nie namawiał mnie do wyjscia z domu), sama weszłam do sklepu i zrobiłam zakupy, sama dopominam sie o spacer!!!!!!!!!!!!! Czy ta cholerna nerwica dała za wygraną, czy sie znowu zdrzemnełła, a może zestarzała się razem ze mną i ją dopadło jakieś choróbsko???????????? Ale się rozpisałam, jestem jednak tonę lżejsza, wyrzuciłam to gówno z siebie.Przyjmijcie mnie do swego grona, dopiero uczę się pracować na komputerze, ale cieszę się że trafiłam na te strony.Pani Jadwigo-wspaniałe rady.

Odnośnik do komentarza

Witajcie kochani, tak dzis cieplo ze nie moglam juz dluzej siedziec w domu, wyszlam na zakupy drobne pomimo brania antybiotyku, musialam ;-), kupilam mate bambusowa na stolik bo mam szklany i nie nadazam juz za ciaglym jego czyszceniem. Powolutku zbieram slodycze dla chlopaka siostrzenca, kupilam dzis zelki zwierzaki z frutelli, powolutku do sobotki cos nazbieram. U mnie zle, wczoraj mialam napad paniki i leku a dzis juz od rana, w ustach nic jescz nie mialam, tak ten cholerny lęk i nasluchiwanie, ja juz siadam, widze na ulicach matki z pociechami a ja mam 28 lat nie mam jeszce dziecka a chcialabym ale w obecnym stanie kochani ryczec a raczej wyc mi sie chce, straszna jest tak droga walki, zmniejszylam dawke leku do pol bo juz umieralam jak kwiat bez mych uczuc, byly dlugie okresy smutku a teraz lęk, dobija to mnie, chce zyc normalnie, staram sie ale jak to robic???/za kazdym razem kiedy jestem w lęku musze se uswiadamiac ze jedzenie to nic zlego bo odrazu mi sie odzywa lęk ;-(, nie weim juz ile to zniose ;-0................, to ciagla szamotanina z czyms co tak naparwd nie istnieje ;-(

Odnośnik do komentarza

weteranko pisz kochana smialo, po to tu ejstesmy, mi to forum tez tylek uratwoalo-forum czyli osoby tu bedace ;-) w najtrudniejszym momencie nasilenie choroby i nowe objawy-pzrez przypadek trafiam na forum i zaczynam pisac ;-), dobzre ze sie otworzylas ;-) to tez sukces ;-*. eh kobito weile pzreszlas, az mi wstyd z tym co u mnie sie dzieje ale jednak jest i jakby nie bylo wywala me zycie do gory nogami ;-(, wstaje upadam, walcze itd........... Mam kochanego mezczyzne, silny facet, bardzo praktycznie i realnie podchodzi do zycia ja jestem ejgo pzreciwienstwem on tez w zyciu weile pzreszedl bedac nastolatkiem a ja??? kochajaca rodzina, wyjazdy ojca ciagle zagranice za chlebem odkad pamietam, co zyciu doroslym mialo swe zniwo ;-( niesamwoite, lek pzred zwiazaniem sie z jakimkolweik mezczyzna, lek pzred zranieniem, szkola srednia dobra-tez dawalam se rade-a milosc spychalam na dalszy albo ostani plan ale dawlam rade, choc bylam zakompleksiona i cichutka az za bardzo ;-(, studia, nowe otoczenie, wiele wkladu wlasnego zero przyjemnosci tylko nauka nauka-wiele energi w to wkaldalam, stresujace otoczenie, profesorowei, ja zakompleksiona, i wtedy boom wyszla zolza-nerwica 1 raz, dalam se rade bez lekow choc rodzinie wywalilam zycie do gory nogami, pozniej choroba babci-tez sie naogladalam, mieszkanie bez lazienki, kibla, rodzice z chora babcia i psiak a my z bratem w 2 pokoju, za sciana slyszalam wszystko nocna opieke mamy, zbijanie cisniena, duszenie sie babci slina,2 udary, atak padaczki, pozniej smierc jej w szpitalu ;-( rycze po nocach jak se przypomne ;-(, lęk pzred wypadami chlopaka na piwo-balam sie ze sie schleje i mnie znow zaweidzie -i tak bylo, brak zaufania, samotnosc pomimo bycia w zwiazku, eh.. nie mialam takich tragedi jak Ty czy inne kobitki z forum a jednak nerwica jest ;-(. Weile spraw sie pozmienialo, mam faceta kt sie zmienil, oboje sie zmienilismy, dzieki niemu pzrezwyceizylam lek pzred bliskoscia, jestemy 5 lat. ten rok pozcatek-znwio nerwicy-boom , mam prace w kt tylko ciagle nerwy, ponizanie, bronilam sie, leki -lazilam do pracy taka zamulona, w kiblu ryczalam, lek pzred wejsciem do kuchni, do sklepow gdzie jedenie no kosmasz ;-(, odryuchy wymiotne, mysli natretne dot wymiotow ;-(. Teraz jest znacznie lepiej ;-), te okresy dlugiego smutku mnie niepokoja,. od wczoraj mam znow napady paniki, sztywniejace gradlo, lek pzred jedzeniem, paranoja jakas ;-(, ale ku.........................wa dzwigne sie, musze, musze dla siebie, dla chlopaka, mojego dziecka moze ;-), nie ejst latwo, jak lek osacza nie ma gdzie uciec, pracuje nad soba, juz i tak weile zmienilam w sobie, ale leki znow mi moiwa ze jednak jescze cos jest ;-). jest zle musimy to pzrejsc pzrezyc, zcasem sie boje ze juz kiedys zwariuje naparwde od tego wszystkiego ;-(, zmniejszam dawke leku bo chce zyc i czuc, 2 tyg prawie wytzrymalam, dzis tak cieplo pogoda szaleje moze i to tak nasililo objawy, moze. pozdarwiam kochani, mysle sobie Boze pomoz nam wszystkim......

Odnośnik do komentarza

Witaj W.eter.anka ! Powiem Ci, że czytając Twój post makijaż mi spłynął doszczętnie, kobieto przeszłas strasznie dużo w życiu nieszczęść, aż mi wstyd , że nieraz narzekam. Podziwiam Cię za siłę, często się słyszy, że SIŁA JEST KOBIETĄ i to jest prawda. Pisz do nas kochana, będzie Ci raźniej i lżej na duszy. Gruszko, przykro mi, że miałaś takie dzieciństwo, identyczną sytuację miała, ma zresztą dalej, moja kuzynka, oboje rodzice piją, ojciec sporadycznie, a najgorzej, że pije matka i to już starsza kobieta. Gruszko, Ty kochana nic nie wskórasz tym, że będziesz im mówiła, żeby przestali, Oni muszą sami chcieć, powinni sie oboje poddać leczeniu. Ty możesz próbować ich do leczenia nakłaniać, o ile będą chcieli słuchać.......... Moja kuzynka, już zęby zjadła na gadaniu o tym ze swoją matką, była z nią nawet u psychologa który jej naświetlił problem i ..........jak grochem o ścianę ! Gruszko, pamiętaj, że pozytywne myślenie ma wielką siłę sprawczą, oczywiście nie jest proste myśleć, że będzie dobrze jak w danej chwili jest niefajnie, wiem, mi też jest ciężko myśleć pozytywnie ale kurde, się staram, jak cholera ! Z różnym skutkiem, ale staram się. Ty też się postaraj, a nuż będzie dobrze ! :) Haftowanie ma też działanie uspokajające, więc fajnie, że masz taką pasję :) Pozdrawiam wszystkich.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×