Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Pomocy błagam. Nerwica.


Gość Basia

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Wściekly Pies

Witam,

To ja też podzielę się swoja historia. Wszystko zaczęło sie w 2006 roku.( Ale mam podejrzenia , ze głównym powodem mojego cierpienia była wizyta w 1997 roku u rodzinnego, robiłem badania na studia, takie zwykle badania krwi.Wyniki przyszły, a pan doktor ze "olaboga", ze prawie szpital i zapisał tabletki dla ludzi po zawale. Jako ze bylem młodym człowiekiem to mnie przeraziło, no ale brałem je. Po roku poszedłem do tego samego lekarza  , wyniki identyczne, a ten kut**s mi mówi ze wyniki prawidłowe. Uwierzcie ze dużo nie brakło, a teraz bym do Was pisał z więziennej celi) . No ale do celu> Byłem ze znajomymi w Bieszczadach, wszystko cacy,zabawa itp. Pewnego dnia jedząc śniadanie, popijając kawę  i czytając gazetę , nagle "coś" mi ścisnęło gardło ( każdy z Was pewnie zna pannę "Gulę"). Oczywiście oczy pełne strachu i zaczęła się karuzela. Tętno chyba miałem ze 180, napady gorąca naprzemiennie z zimnymi, myśli ze umieram itp. Oczywiście na początku nie powiedziałem nic znajomym, upodliłem się piwem i zasnąłem. Na drugi dzień koszmar, mieliśmy iść na Smerek, a ja w głowie rozwałka. A ze jak mi się coś tam na gorze stanie to kto po mnie przyjdzie itp. Jakoś dotrwałem do końca urlopu, następuje watek powrotu, jako ze jako jedyny miałem prawo jazdy, to od razu panika, jak ja wrócę w takim stanie te nieszczęsne 150 km do domu, no ale jakoś dojechałem. Po powrocie dalej strach, gula itp. Pierwsza wizyta  u rodzinnego: jak to moglem sie spodziewac ze to nerwy, dostałem jakieś tabsy, po zażyciu jednej myślałem ze wyjdę z siebie  i stanę obok, tabletki do śmieci. Później wizyta  u psychiatry na NFZ, oczywiście dostałem na dzień dobry jakieś uspokajacze, nawet mila pani nie zapytała co  w życiu robię, a bylem kierowca zawodowym w hurtowni. Po zapoznaniu się z moim zawodem pani przepisała niby najnowsze cudo na rynku ( oczywiście cale biurko było wypełnione gadżetami tego leku). No nic wziąłem receptę , wykupiłem i pierwsze pol tabletki i zniesmaczenie. Po 1 h zasypiałem na stojąco a rano nie moglem wstać. Dwa tygodnie brania  i tabsy do kosza. Więcej już nie poszedłem od tamtej pory do psychiatry. Pomyślałem sobie, ze jakoś dam rade, przecież do jasnej cholery to "tylko" głowa. Raz bywało lepiej, raz gorzej, ale jakiejś tragedii nie było. Wiadomo ze o "byciu" normalnym nie było mowy, ale udało mi się jakoś przetrwać kolejne 11 lat.Aż do felernego marca 2018. Początkiem listopada mój dziadek poszedł do szpitala, przeleżał tam w sumie okolo 4 miesiecy, po czym 11 lutego zadzwonili ze szpitala ze wylądował na OIOM-ie a za godzinę ze umarł. Rak zrobił swoje. Pogodziłem się jakoś z tym, jeździłem prawie codziennie do niego, widziałem jak cierpi i po prostu wiedziałem ze tak musiało być. Przyszedł 23 marzec, wracam z pracy do domu, jest godzina 17:25 . Zajechałem do domu, wchodzę, zaglądam do ojca pokoju, patrze ze drzemie, ale rzuciłem "jak się czuje?" , nic. (Ojciec chorował na miażdżyce i był po operacji wymiany biodra). Poszedłem do kuchni i coś mi nie spasiło, wracam, głośniej coś powiedziałem dalej nic, potrząsam nic. Umarł we śnie, matka była pokój obok, obierała ziemniaki na obiad, 20 minut wcześniej jeszcze z nim rozmawiała. I od tej pory mój koszmar nabrał takiej siły, ze jestem na granicy wytrzymałości i zastanawiam się czy nie odebrać sobie życia.Takiej jazdy to jeszcze nie miałem. Niecały miesiąc po pogrzebie zabrało mnie pogotowie, myślałem ze mam zawal, ale nie. Poszedłem po skierowanie na badania krwi, rodzinny jak się dowiedział co się stało, to ze na pewno mam to samo, bo to dziedziczne. Kolejne nakręcenie i tak już napiętej sprężyny w mojej głowie. Badania ok, ale iskierka w moich myślach już się tliła. Mam miażdżyce  i na bank umrę. Sprawdzanie nóg, bóle mięśni, drętwienia kończyn, do tego doszło nadciśnienie  i natrętne myśli ze jednak umrę.I tak jest do tej pory, stałem się wrakiem człowieka, na wakacjach wybrałem się ze znajomymi na Chorwację, pomyślałem ze jak przejadę za kółkiem cała trasę, to będzie już tylko lepiej, bo bałem się jeździć autem, drętwiały mi ręce  i miałem zawroty głowy. Objechałem 2500 km i jest jeszcze gorzej.Poniedziałek 31.12 siedząc przy kompie nagle od żołądka poszła gorąca fala razem z mrowieniem,  aż do samego czubka głowy i już po mnie. tętno 120 , zawroty problemy z oddychaniem......Dzisiaj rano po obudzeniu nagły atak lęku, drżenie rąk, wysokie tętno, nawet tabletki nie pomagają. Fakt ze próbuje się uspokajać alko od marca, i wiem ze to nie jest dobre, ale ja już nie mam siły tego ciągnąc. Mam podejrzenia ze to od żołądka teraz, od śmierci ojca ciągle biegunki, wzdęcia, uczucie dyskomfortu  w trzewiach. No po prostu już mi się wszystkiego odechciało, Nie wiem gdzie z tym iść, ale tak się żyć nie da. Na każdym kroku "monitorowanie" siebie,  a to tętno, a to coś zakuje a u mnie już w głowie "alarm". Nikt, kto to tego nie doświadczył,  nie zdaje sobie sprawy jakie ma szczęście w życiu. Nie mam żony ani dzieci na szczęście, bo robić komuś koszmar z życia to nie byłoby w porządku.Zobaczę ile jeszcze wytrzymam, ale obawiam się ze niedługo, mam po prostu serdecznie dosyć. W pracy jestem zombie, robię wszystko z automatu, tak obojętnie.

Przepraszam za przydługawy post, ale może ktoś miał z Was coś podobnego i jakoś sobie poradził. Psychotropy to u mnie ostateczność, nie lubię zażywać leków, bo oczywiście wszystkie skutki uboczne mi się uruchamiają. Próbowałem akupunktury, jakiś nalewek tybetańskich, zakwas z buraków, cuda na kiju a jest coraz gorzej..........:(

Odnośnik do komentarza
Gość Wściekło spokojny Romek

Wściekły psie typowa nerwica z lękiem, gule itp to miałem ba początku i to był lajcik w porównaniu do tego co się później rozwijało, ja tez chodziłem po lekarzach, badałem się, ciagle serce waliło, duszności, osłabienia, zawroty głowy, wkoncu doszedł lęk ze jak pójdę tam i tam to może znowu coś mnie złapie i lepiej zostać w domu, tzw „lęk przed lękiem” na szczęście w porę się pozbierałem, poszedłem do psychiatry, pobrałem Ssri, troszkę afobamu, lekarz odrazu zapisał mnie na terapie do psychologa, tam sobie wszystko wyjaśniłem, zrozumiałem i nabrałem pewności siebie. U nerwicowcow prawdziwym błędem jest ta „mowa wewnętrzna”. Na moim przykładzie było to tak ze: powiedzmy na imprezie u brata dostałem raz ataku leku i paniki. Wróciliśmy do domu, uspokoiłem się i huj tam jakoś dalej leciało, za miesiąc powiedzmy dostaliśmy zaproszęnie znowu na imieniny, tym razem szwagierki, oczywiście na sama myśl ze muszę tam jechać już dostawałem lęku, i zaraz te myśli ze znowu coś mi się stanie itp. Albo lubiłem jeździć rowerkiem nad zalewem, dopóki mnie jakieś lęki nie napadły, później oczywiście były lęki przed lękiem i rezygnowałem z jazdy na rowerze i tak dalej i dalej. 

Obecnie odstawiłem leki, mam zawsze przy sobie afobam „jak by mnie coś złapało” chociaż ostatni raz użyłem go z pol roku temu, jak miałem lot samolotem 😂 a tak to teraz jest spoko, wróciłem do zdrowia, idź do dobrego psychiatry i zapisz się odrazu na psychoterapię, zdrówka życzę, piona elo elo!

Odnośnik do komentarza
Gość Wściekło spokojny Romek

A i dodam coś jeszcze, z perspektywy czasu teraz wydaje mi się to śmieszne ale miałem takie głupie myśli ze np. Tą drogą nie pójdę do sklepu bo tamtędy nikt nawet nie jeździ i jak bym zemdlał czy coś to oczywiście mnie nikt nie znajdzie 😂😂😂   I wybierałem te bardziej uczęszczane szlaki hehe mimo ze np musiałem nadrabiać kilometrów 😂 albo jak był zły dzień to w ogole rezygnowałem. Niestety tak działa lęk przed lękiem i ciagle to głupie myślenie, człowiek wpada w błędne koło.

Odnośnik do komentarza

Rozumiem Cię doskonale. Tez mam takie "jazdy" dokładnie tak jak to opisujesz lęk jest okropny i strasznie napędza myśli a one z kolei rozkręcają organizm i dzieją się rozmaite rzeczy. Jak dopada mnie strach to zaczynam analizować, co się stanie jak zemdleję, kto mi udzieli pomocy, jak uniknąć tej sytuacji, powstaje panika !!! Tętno przyspiesza, robi sie gorąco, nogi z waty, w głowie się kręci, sztywnieje kark i mięsnie, serce łomocze, brzuch robi sie jak balon, przerażenie. Czasami mi pomagają głebokie oddechy lub picie zimnej wody małymi łykami i powolne chodzenie, o lezenie lub siedzeniu w miejscu nie ma mowy.

Odnośnik do komentarza
Gość Wściekło spokojny

Nie męczta się chłopy tylko idźcie do lek Psych i później w trakcie brania leków do psychologa, bo będzie coraz gorzej.... zapewne macie tez masę objawów somatycznych związanych z nerwica:

  • ból żołądka, głowy lub kręgosłupa,
  • zawroty głowy,
  • uczucia kłucia i kołatania w sercu,
  • problemy z oddychaniem,
  • uczucie duszności i ciężaru w klatce piersiowej,
  • uderzenia gorąca,
  • nadciśnienie,
  • zgrzytanie zębami,

 

 

Odnośnik do komentarza
Gość Wściekły Pies

Odniose sie do opisanych objawów przez Wściekło Spokojny:

Jako tako bólu żoładka nie mam, mam za to mega problemy z trawieniem, bulgoty, biegunki, wzdecia. Co go kregosłupa, to odcinek ledzwiowy mnie czasami boli to fakt. Kłucie w sercu, hmmmmm chyba jeszcze nie miałem (i obym nie miał, ledwo zyje z tym co mnie meczy), kolotanie miałem kiedys, teraz tylko tachykardia(ale to mozna przypisac alko i fajkom). Co do problemu z oddychaniem, to moze i miewam, sam nie wiem czy to nie jest tylko moja chora wyobraznia, no ale przyjmijmy ze mam.Dusznosci i ciezar w klatce tez wystepuje, ale jakos sporadycznie. Uderzenia goraca tez bardzo rzadko. Nadcisnienie niestety mam, nieduze, ale  po tabsach  i tak jest 140/90. Zgrzytanie zebami notoryczne, ale tylko jak spie. Co do psychiatry to mam mieszane uczucia, boje sie cholernie tabletek tego rodzaju  i ich skutków ubocznych, rodzinny strasznie ostro odradza mi zaczecie brania tych specyfikow, ale pewnie nie obejdzie sie, bo dlugo tak nie wytrzymam, maniakalne natretne myslenie co i za  ile mi sie cos zacznie dziac, wyniszcza mnie. Jedynie czego sie boje (wiem ze zabrzmi to idiotycznie), to tego, ze ostatnia rzecza ktora mi przez ostatnie lata dawala jakakolwiek przyjemnosc, to bedzie niemoznosc wypicia wieczorem 2-3 lechów..........Nie pomyslcie teraz  o mnie zle, ale uwielbialem siąść przy kompie czy tv wieczorem  i strzelic sobie po obiedzie piwa. Kiedys mi to naprawde sprawialo duza frajde, teraz to juz tylko cierpienie, choc  i tak pomaga, ale zlych mysli juz nie odgania.:) Podsumowujac, zapewne nie obedzie sie od lekow, ale skoro maja skrocic moje cierpienia to zaryzykuje, aczkolwiek wiem ze one nie lecza a zagluszaja problem i stad moje obawy.Ja nie chce zagłuszyc,  a wyleczyc to gówno, 42 lata na karku, a moje zycie zamiast isc w dobra strone to stacza sie na dno piekieł. Psychika juz na granicy wytrzymalosci, organizm szaleje a umysl zaczyna rozgladac sie za ostatecznym(niekoniecznie idealnym) rozwiazaniem problemu.:)

Odnośnik do komentarza
Gość Wściekło spokojny

Wiem o co chodzi, tez popijalem sobie wieczorkiem 2 piwka evry day, niby dla wyluzowania i relaksu. Jak później byłem już w trakcie leczenia zrozumiałem wszystko ze to był błąd, takie piwkowanie moje codzienne niby 2 piwa huj tam mało, ale zrozumiałem to ze zabrałem sobie przyjemność relaksu bez alkoholu, bo już byłem tak do tego przyzwyczajony ze musiałem łyknąć ze 2 wieczorem żeby „być normal”. Nie bój się leków, uboki przy nich są tylko na początku, wraz z upływem terapii będziesz się czuć coraz lepiej, ja na koniec leczenia podziękowałem lekarzowi ze dali mi drugie życie! Oczywiście leki i terapia to 40% tego, resztę trzeba samemu zrozumieć. Pewnie tez masz obawy ze wstyd do psychiatry itp, tez miałem ale jak czekałem w kolejce zobaczyłem ze to są normalni ludzie, nie jakieś „świry”, od normalnych ziomali po gentlemanów w garniaku z aktówka, takie mamy czasy, pogoń, stres.... 

Nie martw się, leki Cię nie zmienia a sam już po sobie widzisz ze jest coraz gorzej. 

Ja tez miałem już dość, nie mogłem normalnie funkcjonować w życiu, a na dodatek żona była w ciąży, pomyślałem jakim ja będę ojcem... Poszedłem i nie żałuje! Dostałem drugie życie.

Odnośnik do komentarza
Gość Wściekły Pies

Idę w next tygodniu do dohtora, popytam  i będę chciał na początek zacząć od  Fluoksetyny, czytałem  o niej  i nie spowoduje mojej "impotencji" za kółkiem, dalej zawodowo jeżdżę samochodem. Moze sie uda, ale dłuzej nie bede czekal, a jak sie okaze ze uratuje "głowę", to bede sobie plul w brode,  ze nie poszedłem po takie rozwiazanie 12 lat temu, Na razie słucham Pantery  i jestem mega nakrecony 🙂

Pozdrawiam 🙂
 

Odnośnik do komentarza
Gość Wsciekły Pies

No i po wizycie, lekarz sympatyczny, pogadalismy i przepisał mi Depralin 5mg plus doraznie Pramolan. Mowil mi ze jak zaczac brac Depralin to brac co najmniej pol roku, albo nie zaczynac wcale kuracji. Do soboty przemysle dogłebnie sprawe, ale pewnie zaczne brac, bo dzis samopoczucie do uja nie podobne mam i wiele "uniedogodnien" ze strony organizmu. Raz kozie smierc, jak nie pomoze, to mam nadzieje ze nie zaszkodzi 🙂

Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Nerwica mnóstwo osób na nią choruje. Ja z nią walcze od ok 20 roku życia. Przeszłam przez jej wszystkie etapy, ale ukończyłam studia, urodziłam dzieci. Czasem było ciężko, bez leków masakra. Dziś każdy dzień to walka dziwne myśli przychodzące do głowy, kiedyś z Nimi walczyłam teraz potrafie puścić je wolno, obrazić sie na lęk. Zawroty głowy to emocje, walące serce to emocje, nie mówiąc o wchodzeniu do wielkiego marketu oszołomienie, dezorientacja. Czasem sobie powtarzam jak żyć dlaczego mnie spotkało coś tak okropnego co nikt nie potrafi zrozumieć. 

Odnośnik do komentarza
Gość Francesca

Hej chcialam wam tylko napisac zebyscie sie nie przejmowali tym przeskakiwaniem serca bo mi lekarz tlumaczyl co to jest i ze "nikt jeszcze od tego nie umarl" ;). Serce ma przedwczesne pobudzenie i zeby nadrobic potem, ma dluzsza przerwe miedzy uderzeniami. Przez to sie czuje jakby sie zatrzymywalo a potem ruszylo znowu z walnieciem albo przeskakiwalo. Kazdy czlowiek to predzej czy pozniej poczuje w swoim zyciu. Na pewno pomaga wyeliminowanie stresu,kawy,uzywek,suplementacja mangnezu i potasu

Odnośnik do komentarza

Kochani witam gorąco. Jestem tu nowa. Czy ktoś odpowie mi na moje pytanie.? Cierpię na klaustrofobię. Panika dopada mnie w na autostradzie(bo nie można się zatrzymać), w windzie itp. Za tydzień lecę samolotem, pierwszy raz. Nie wsiądę. Powiedziałam to psychiatrze. Przypisal 0.5 mg Afobamu. Boję się wziąć bo nie wiem jak działa. Czy powstrzyma mój paniczny lęk przed wejściem na pokład? Na codzień nie mam lęków, depresji, tylko czasem delikatne stresy. Czy dam radę? WARTO GO łyknąć? Proszę napiszcie. 

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×