Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

Cześc! jak tam u was samopoczucie dzisiaj? pogoda chyba też ma wpływ na samopoczucie, ja jestem jakaś taka przymulona, ospała i tak w ogóle średnio na jeża. co tam u Was, lepiej się czujecie, jak tam ze spaniem?bo ja nadal nie moge spac, i tak trochę w srodku mi się trzęsie.Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Witaj Pogódko,ja mam to samo,nie jestem taka super odważna dzisiaj jak męża nie ma w domu,pojechal w trasę a ja sama w domu,zaraz jadę po synka do przedszkola,to będzie mi razniej w domu,bo juz wytrzymać nie mogę sama.Pogoda nie nastraja optymistycznie,u mnie śnieg leży ale cosnienie chyba spada,bo jakaś jestem taka nieswoja,ale to pewnie z innych powodów tak jest.Jakoś obeszło się bez porannego ataku,to mam nadzieje że już dzisiaj nie będzie żadnych sensacji.Pozdrawiam Ciebie Pogódko i innych również.
Odnośnik do komentarza
Pogodko, masz problemy ze snem, wiec zapoznaj sie z tym rozdzialem ksiazki pt*Psychoterapia dla kazdego*- Frankl Viktor E.Troche przydlugie, ale warto przeczytac. 10. O bezsenności Dzisiejszą pogadankę wyznaczono na godzinę nieco późniejszą niż dotąd i niejeden z moich słuchaczy myślał już, pewnie o udaniu się na spoczynek. Może więc wyda się zrozumiałe, jeśli poszukując stosownego tematu na dzisiejszą audycję pomyślałem i ja właściwie o tym samym, mianowicie o śnie jako problemie psychoterapeutycznym, a więc przede wszystkim o zakłóceniach snu, co głównie obchodzi laika. Nad snem zaczyna on przecież zastanawiać się zazwyczaj dopiero wtedy, gdy zakłóceniu uległ jego sen. Podobnie jak zwykły człowiek, nie-lekarz, zaczyna myśleć o swoim sercu, a nawet w ogóle je odczuwać, dopiero wtedy, gdy dostrzeże jakieś zakłócenie, na przykład bicie serca. Otóż pacjent zwracający się do lekarza z powodu zakłócenia snu prawie nigdy nie używa tego określenia, prawie zawsze mówi o bezsenności. Jak gdyby kiedykolwiek zdarzała się rzeczywista bezsenność. Cierpiący na tak zwaną bezsenność podlega mianowicie samozłudzeniu, kiedy naprawdę spał bądź co bądź w nocy kilka godzin, rano zaś gotów jest przysięgać, że nie spał ani chwili. A przy tym trzeba powiedzieć, że podlega temu złudzeniu z konieczności, że więc nie przesadza bardziej czy mniej świadomie. To samozłudzenie jest w końcu bliskie temu, kiedy wiele ludzi zapewnia, że nigdy nie śni, podczas gdy w rzeczywistości swoje sny tylko zapomina. Co się tyczy zakłóceń snu, należy z góry stwierdzić, że tak zwane środki nasenne, a więc wszelkie starania, aby lekami w sposób niejako chemiczny sen wymusić, oczywiście nie są prawdziwą terapią. Przeciwnie, przy ciągłym używaniu leki nie są ściśle biorąc nigdy na dalszą metę nieszkodliwe. Mimo to nie można w zasadzie mieć zastrzeżeń, jeśli się je od czasu do czasu stosuje czy zaleca. W przypadku jakiegoś silnego zdenerwowania, mającego za tło bieżące konflikty i niepewności, zawsze jeszcze lepiej jest, jeśli ktoś przy pomocy chemicznych środków nasennych zapewni sobie przynajmniej na kilka nocy sen, aniżeli gdyby - zbyt dumny, aby uciekać się do tej podpory, lub zbyt leniwy, aby odwiedzić lekarza - spędzał długie bezsenne noce, aż... aż co się stanie? Tymczasem niepewności dawno minęły, konflikty zostały rozwiązane, jednakże bezsenność trwa nadal bez widocznej przyczyny, a raczej z tej prostej przyczyny, że zainteresowany zaczął tymczasem bać się bezsenności, i sama ta obawa może już sen wypłoszyć. Działa tu mechanizm lęku oczekiwania, kiedy to jakiś w istocie niewinny i zupełnie przelotny objaw budzi w pacjencie pewne obawy, te zaś z kolei wzmacniają ów objaw, i tak, wzmocniony dodatkowo, utwierdza on pacjenta w jego obawach. Mawiamy w tym kontekście chętnie o jakimś circulus mtiosus, piekielnym kręgu, w który pacjent popada. Egon Fenz mówi może jeszcze trafniej o spirali, w postaci której zjawisko chorobowe coraz bardziej się wzmaga. W każdym razie pacjent może oprząść się coraz bardziej, niby kokonem, swym lękiem oczekiwania: początkowo ma jeszcze nadzieję, że następnym razem objaw zniknie, potem już się go boi, a w końcu jest przekonany, że się pojawi. Cóż może jednak lekarz, a właściwie sam pacjent zdziałać przeciw temu lękowi oczekiwania - w szczególnym przypadku przeciw płoszącemu sen lękliwemu oczekiwaniu, że nadchodzącą noc będzie musiał spędzić bezsennie? Ten lęk może potęgować się aż do lęku przed samym położeniem się do łóżka: ktoś z zakłóconym snem przez cały dzień czuje się zmęczony; ledwie jednak przychodzi czas pójścia do łóżka, chwyta go, właśnie na widok łóżka, lęk przed następną bezsenną nocą, staje się niespokojny, zdenerwowany, i rzeczywiście to zdenerwowanie już nie daje mu zasnąć. Teraz popełnia największy z możliwych błędów: czyha na zaśnięcie! Z napiętą uwagą, kurczowo śledzi, co się w nim dzieje; im bardziej jednak napina swą uwagę, tym mniej zdolny jest na tyle się odprężyć, aby w ogóle móc zasnąć. Gdyż sen to przecież nic innego jak pełne odprężenie. I świadomie dąży do snu, choć sen to właśnie zatonięcie w nieświadomości. Wszelka myśl o nim, wszelka wola zaśnięcia tyle tylko sprawiają, że nie dają zasnąć. Znam pewnego pana, który miał zawsze największe trudności, gdy chciał zasnąć. Pewnego wieczoru męcząc się, z trudem w końcu zasnął; nagle coś wyrwało go z lekkiej drzemki, ogarnęło go zakłócające sen uczucie, że chciał coś zrobić, miał coś załatwić. Obudził się i przychodzi mu do głowy, czego to chciał: chciał zasnąć! Czy nie przypomina to postaci z farsy - sklerotycznego pana, który coraz to pyta sam siebie: - Cóż to ja chciałem powiedzieć? Ach, racja; nic. Tak to już jest, jak powiedział kiedyś Dubois: sen przypomina gołębia, który siada na ręce, jeśli ją trzymać spokojnie, ale natychmiast odlatuje, gdy tylko po niego sięgnąć; sen również płoszy się przez to, że ktoś o niego zabiega, im zaś usilniej się to czyni, tym bardziej się płoszy. Kto niecierpliwie czeka na zaśnięcie, lękliwie obserwując swe wysiłki, płoszy sen. Cóż jednak winien czynić? Przede wszystkim: winien obezwładnić swój lęk czekania na bezsenną noc, uświadamiając sobie rzecz najważniejszą, mianowicie zasadę następującą: Każdy znajdzie już sobie minimum snu, którego organizm bezwzględnie potrzebuje. O tym należy wiedzieć i z tej wiedzy winno się, powiedziałbym, czerpać zaufanie do własnego organizmu. Zapewne: to minimum snu jest dla każdego człowieka określone i dla każdej jednostki inne. Nie chodzi jednak przy tym o długość trwania snu, ale o jego dostatek, na co składa się długość trwania i głębokość snu. Istnieją bowiem ludzie nie wymagający długiego snu, dlatego że śpią wprawdzie krótko, ale głęboko. Również u tej samej jednostki zmienia się głębokość snu w ciągu nocy i istnieją tu różne typy odpowiednio do ich krzywej snu. Jedni śpią najgłębiej przed północą, a inni, do których należą przede wszystkim pracownicy umysłowi, osiągają maksimum głębokości swego snu dopiero nad ranem. Pozbawić ten ostatni typ ludzi kilku godzin ich rannego snu to oczywiście pozbawić ich większej ilości snu aniżeli w przypadku innym, ze snem śródnocnym, kiedy to krzywa snu nad ranem już opada. Przede wszystkim więc żadnych obaw przed następstwami, jakie pociąga dla zdrowia zakłócenie snu! Następna przestroga: człowiek o zakłóconym śnie kładąc się do łóżka może myśleć o wszystkim, tylko nie o samym problemie snu, bezsenności itp. Niech już raczej myśli o wydarzeniach minionego dnia, przebiegając je wewnętrznym spojrzeniem - to zawsze jeszcze jest lepsze od tłumienia trosk czy problemów, spychania ich ze świadomości, bo wówczas mogą one sen zakłócać, a przynajmniej niepokoić w snach. Nie wystarcza więc negatywne postanowienie: byle tylko nie myśleć o spaniu, bo takie postanowienie zmusza jednak, choćby tylko w negatywnym sensie, do myślenia o nim. Dzieje się wtedy z nami jak z człowiekiem, któremu obiecano, że będzie mógł robić złoto z miedzi, pod tym tylko warunkiem, że podczas odpowiedniej procedury alchemicznej przez dziesięć minut nie będzie myślał o kameleonie. Po czym nie mógł już myśleć o niczym innym jak o tym osobliwym zwierzęciu, które przez całe życie nie przyszłoby mu na myśl. Jeśli więc tak się sprawa ma, jak to na wstępie twierdziłem, że wszelkie kurczowe usiłowanie i świadoma wola Zaśnięcia, że już wszelka świadoma chęć płoszy sen - co by też się stało, gdyby ktoś kładąc się nie dążył do zaśnięcia, gdyby nie dążył do niczego, albo nawet dążył do czegoś wprost przeciwnego, a przynajmniej do czegoś innego niż zaśnięcie? Cóż, efekt byłby gwarantowany, polegałby ź wszelką pewnością na tym, iż rzeczywiście by zasnął. Jednym słowem, w miejsce lęku przed bezsennością winien akurat pojawić się zamysł spędzenia nocy bezsennej, a zatem świadoma rezygnacja ze snu - i to wystarczy, aby zagwarantować zaśnięcie. Wystarczy tylko postanowić sobie: dzisiejszej nocy nie chce wcale spać, chcę się tylko odprężyć, pomyśleć o tym czy owym, o moim ostatnim czy nadchodzącym urlopie itd. Jeśli więc, jak widzieliśmy, wola snu uniemożliwia zaśnięcie, to już pozorna i czasowa wola bezsenności w sposób paradoksalny sen sprowadza. Wtedy przynajmniej nie będziemy się już bali bezsenności, lecz właśnie przez to samo znajdziemy się na najlepszej drodze do wśliznięcia się w sen. Na koniec jeszcze parę słów nie tyle o zakłóceniach zasypiania, ile o przesypianiu nocy bez przerwy. Co ma czynić nieszczęśliwiec, który wprawdzie wieczorem zasypia, ale w nocy się budzi? Przede wszystkim nie wolno mu czynić tego, co wszakże tacy ludzie niestety zazwyczaj czynią; zapalać światła, patrzeć na zegarek, sięgać po książkę, ani wreszcie rozmyślać o zawodowych planach na dzień najbliższy. Oto co jedynie i wyłącznie powinien czynić: łapać koniuszek tego, o czym ostatnio śnił, i w myśli do tego nawiązywać. Jednym słowem, nie można ryzykować tego, że wypadnie się z nastroju snu. A co powinno się robić, jeśli wprawdzie budzimy się dopiero rano, ale za wcześnie, jeśli na przykład budzą nas nieprzyjemne hałasy sąsiadów itp. Tu jest tylko jedna rada: nie poddawać się nastrojowi gniewu na to gwałtowne zakłócenie, gdyż zazwyczaj dopiero ów gniew z powodu obudzenia nie pozwoli już ponownie zasnąć. Ale i z tego gniewu nie wolno czynić anegdotycznego kameleona i wprawdzie postanowić nie gniewać się, ale przez to dopiero na dobre się rozgniewać, rozgniewać na swój gniew. W gruncie rzeczy niczym nie można jeszcze bardziej zirytować kogoś już zirytowanego aniżeli przypominaniem mu: człowieku, nie irytuj się! Komuś tak wzbudzonemu nie pomoże poddawanie się gniewowi, lecz raczej na przykład wyobrażenie sobie, że musi teraz, tak wcześnie rano, opuścić łóżko i pójść wykonać jakąś nieprzyjemną robotę itp. Skoro tylko zacznie to sobie wyobrażać, ogarnie go takie lenistwo, że wcześniej czy później ponownie zaśnie. Tak dotarłem do końca moich wyrywkowych rozważań o zakłóceniach snu i szczerze ucieszy mnie, jeśli mi się powiodło doprowadzić tym późnowieczornym wykładem tego czy innego z moich słuchaczy do rozleniwienia i znużenia, wystarczającego dla zagwarantowania przynajmniej na dzisiejszą noc dobrego snu. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Witam Was Kochani. Widzę ,że prawie każdy z nas ma jakąś traumę z dzieciństwa.Wsłółczuję Ci Vinga.Ja też jestem jedynaczką.Z tym,że ja mam matkę cudowną.Zawsze była moim przyjacielem i chyba jedynym.Teraz ,kiedy jest osobą starszą,staram się z nią o wszystkim nie rozmawiać i nie obarczać swoimi problemami.Cały czas była obok mnie,ale nigdy nie wtrącała sie w moje małżeństwo.Jak miała do pogadania z moim mężem zawsze to była rozmowa tylko między nimi.Przypadek zrządził ,że dowiedziałam się o tym,że takie rozmowy mają miejsce.Moje dzieci przepadają za babcią.Ona uczyła je wszystkiego dobrego.Jest dobrym aniołem mojej rodziny. Ojca kochałam w sposób bolesny.Mogłabym się czołgać,tylko po to,żeby okazał mi jakieś uczucie,czy choćby zsainteresowanie.Zawsze ode mnie dużo wymagał.W szkole musiałam być prymuską.wszędzie naj...naj..Wiedziałam,że mnie bardzo kocha,ale wstydził się okazywać swoich uczuć.Trzeba było by minęło wiele lat,kiedy zaczął ciężko chorować,by trochę zmienił swój stosunek do mnie.Zrozumiałam wtedy przed czym tak naprawdę się bronił.Bał się wzruszeń.W takich chwilach płakał jak dziecko.Myślę,że chciał być twardy.a tak naprawdę nie był.Teraz nie żyje.Kocham go nadal,ale ciagle brak mi mojego taty z dzieciństwa przede wszystkim z dzieciństwa. Pozdrawiam Was serdecznie.Chwila wspomnień.Rozklejam się.Zaraz zacznę płakać.
Odnośnik do komentarza
Witaj Wiki! Widzisz można chyba nam obu ( mam nadzieję, że nie tylko nam ), na tym forum czegoś pozazdrościc, to jest udanych rodziców, ja też do tej pory mogę na swoich liczyc w każdej sytuaqcji, na siostrę również.To cudowne bo jak mam doła to biorę za telefon i dzwonie a oni jak mogą starają się zminimalizowac moje obawy i lęki.To bardzo dużo, bo jak człowiek ze sobą jest sam to o wiele mu ciężej i podobnie jak ty staram się mojej mamusi nie obarczac w kółko, bo pomimo, że nigdy nie dała mi odczuc, że ma dosyc, to chyba każdy wie, że gadanie w kółko o tym samym jest uciążliwe.Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Vinga!Bardzo utkwiło mi w głowie to, co kiedyś usłyszałam o nienawiści i żalu do drugiej osoby- że nienawiść ( np. do swojej matki) to jak kamień wyrzucony do góry- w sumie nikomu krzywdy nie zrobi ,ale prędzej czy później uderzy ciebie w głowę.Dzisiaj mogę powiedzieć *kocham Ciebie Mamo*, ale czasami powracaja koszmarne wspomnienia jej zaburzeń. Najgorsze było, gdy popodcinała sobie żylaki na nogach i mój tato kazał mi podejmować decyzję czy zawołać karetkę. Kiedyś wezwanie karetki do samobójcy oznaczało natychmiastowe skierowanie do szpitala psychiatrycznego. Karetka została wezwana, a ja przez 2 tygodnie nie odwiedzałam Mamy, bo był we mnie taki wielki żal, że ani ja ani moje rodzeństwo nie było dla niej powodem do podtrzymania życia. To starsznie bolało i wiele pracy nad sobą i zapuchniętych oczu od płaczu kosztowało uporządkowanie mojego wnętrza.Moja miłość do Mamy nie jest kolorowa i łatwa, ale wiem jedno - kocham moją Mamę. Dzisiaj tez mam rózne zaburzenia- dlatego jestem na forum, byc może przez nią, ale nie ma sensu odwracanie kijem biegu rzeki. Nawet teraz, kiedy dzieli nas prawie 300 km,nauczyłam ją korzystać z gg i często gawędzimy sobie. Nasze Mamy być może nie potrafiły zapanować nad swoim zyciem, ale na pewno nie zrobiły tego świadomie i specjalnie.Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Wiki i Doroto W. Za waszą radą załatwiłam sobie wizyty u lekarzy specjalistów. Jutro o 8-mej rano mam wizytę w prywatnym gabinecie psychiatrycznym a do neurologa zapisali mnie na przyszły wtorek. Jak tylko wrócę po jutrzejszej wizycie to się do Was odezwę. Dzięki za radę
Odnośnik do komentarza
pestko,przed poludniem przeczytalam Twoj pierwszy post na tej stronie , ale mialam troche zajec wiec nie bylo czasu napisac, jak bardzo ujelas mnie tym , co napisalas . Wzruszyly mnie Twoje slowa, pieknie to napisalas.A teraz ( wieczorem) przeczytalam Twoj drugi post i znowu bardzo spodobalo mi sie to co piszesz, moze dlatego ,ze mam podobne przemyslenia. Dla wszystkich tych, ktorzy maja problem z wybaczaniem polecam ksiazke C.Tipingga pt: Radykalne wybaczanie*, a takze ksiazke Louisy Hay*Mozesz uzdrowic swoje zycie*.Maly fragment z tej ksiazki: Potępianie naszej rodziny Obarczanie winą innych sprawia, że z pewnością nie uporamy się z naszym problemem. Przypisywanie winy komuś stawia nas w po­zycji biernej ofiary. Zrozumienie tego umożliwi nam spojrzenie z góry na tę sprawę i przejęcie steru w swoje ręce. Przeszłości nie da się zmienić. Przyszłość natomiast jest kształto­wana przez nasze obecne myślenie. Niezbędną rzeczą dla naszego poczucia wolności jest uświadomienie sobie, że rodzice zrobili wszy­stko, co mogli, i tyle, na ile pozwoliły im rozeznanie, świadomość i wiedza. Jeśli obwiniamy innych, oznacza to, że nie bierzemy odpo­wiedzialności za siebie samych. Ludzie, którzy nas skrzywdzili, byli tak samo przerażeni i bali się tak jak my. Czuli taką samą bezradność, jaką my odczuwamy. Na­uczyli nas prawdopodobnie tylko tego, czego ich nauczono. Co wiesz o dzieciństwie twoich rodziców, zwłaszcza przed dzie­siątym rokiem życia? O ile to możliwe, postaraj się ich o to wypytać. Jeśli uda ci się dowiedzieć czegoś, będzie ci łatwiej zrozumieć, dlaczego tak, a nie inaczej postępowali. Zrozumienie przyniesie ci współczucie dla nich. Jeśli nie wiesz i nie możesz się dowiedzieć, postaraj się wyobrazić sobie, jak to mogło wyglądać. Jakie dzieciństwo stworzyło takiego, a nie innego dorosłego? Potrzebujesz tej wiedzy dla własnej wolności. Nie staniesz się wolnym, dopóki ich nie uwolnisz od winy. Nie możesz wybaczyć sobie, dopóki nie wybaczysz im. Jeśli wymagasz doskonałości od nich, będziesz tej doskonałości wymagał od siebie i cale życie bę­dziesz nieszczęśliwy. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
witam hm? widze ze nie ja jeden mam tą *strasznie nieprzyjemną* chorobe. po wielu wizytach u różnych lekarzy wylądowałem w końcu u psychiatry, diagnoza zabrzmiała- NERWICA LęKOWA . od 3 tygodni zażywam SALIPAX i PROPANOLOL i nie ukrywam ze narazie jest lepiej. mam 32 lata i w czasie ataków myslałem że już umieram sami napewno to znacie bałem sie dosłownie wszystkiego. Czytając to forum czuje sie o wiele lepiej poniewarz w domu niemam nawet z kim porozmawiać o tym co czuje. Czy można sie z tego całkiem wyleczyć?? czas pokarze, jestem z wami Ricku.
Odnośnik do komentarza
Boże Wiki... Rozkleiłam się ...przeczytałam wszystko co napisałaś i wróciły wspomnienia... siedziałam z głową schowaną w ramiona i płakałam. Myślałam sobie ,że to oczyszczające łzy , że coś się złamało i mogę ( chcę! ) to naprawić. Zadzwoniłam do niej...( nie widziałyśmy się 2 lata , choć nie jesteśmy pokłócone)....powiedziałam : mamo , tęsknię za tobą ....a ona .....pewnie coś chcesz , co ? ( nigdy nic od niej nie chciałam i nigdy nie dostałam ) , powiedziała ,że nie ma czasu ze mną rozmawiać bo jest właśnie u koleżanki ,że zadzwoni za godzinę ....Nie zadzwoniła. Nie obarczam jej swoja chorobą , chce żeby zrozumiała tak ja uczę sie rozumieć świat od nowa , chcę żeby choć raz do mnie zadzwoniła tylko dlatego , że jestem jej jedynym dzieckiem ,że za dziećmi się tęskni.....bo tęskni prawda? Kiedy mój stan emocjonalny osiąga dno totalne , ona dzwoni do mnie i płacze ,że jest jej źle i właśnie się żegna bo idzie sie otruć. potem nie odbiera telefonów przez dwa tygodnie a ja szaleje z rozpaczy i niepokoju.... Kiedy indziej dzwoni do mnie jej koleżanka i mówi ,że moja matka została zamordowana na ulicy.... ( to był żart , tak dla jaj mnie straszyły )..sięgam po tabletki wtedy i chcę umrzeć bo nie wytrzymam dłużej.... Kiedy umierał jej ojciec ( a mój dziadek dla którego byłam pieskiem lepszej rasy ) i trzeba było zmieniać mu pieluchy , karmić i myć , ona stała nad łóżkiem w pomalowanych na czerwono długich paznokciach i proponowała oddać go do zakładu. Bo ona nie ma czasu ( nie pracuje) i ma tyle obowiązków....Wzięłam go do siebie....miałam dom w budowie , męża w śpiączce , dziecko chore na świnkę i byłam w trakcie adopcji synka. Dziadek nawet minute przed śmiercią wspominał swoja córkę - mnie nigdy. Więc co mam wybaczyć ? Pytam sie z pokorą , prosto od serca. Muszę wybaczyć, ale nie potrafię. To mnie zabija , toczy jak rak od środka.... Jestem silniejsza od matki, to wiem, więcej mogę znieść i szybciej stane na nogi..ale co z tego? przecież to ja mam nerwicę , nie ona...
Odnośnik do komentarza
Dziękuję ci Wiolu z całego serca. Z tego pokruszonego , połamanego serca , które bije bo wierzy ,że będzie lepiej. Które *potyka* się czasami tak jak i wasze serduszka , które bije za szybko w naszych piersiach i straszy nas śmiercią. Myślę sobie - uspokój sie serce , musimy współpracować , pomagać sobie , nie zawiedź mnie. I wiecie co ? Czasami słucha. Najpierw z oporem , jakby wykonywało ciężką pracę , potem z ufnością , aż w końcu się uspokaja. A ja z nim. Oboje jesteśmy sobie potrzebni i ono to wie. Uwierzcie mi. Pokochajmy swoje wystraszone serduszka, one boja sie tak samo jak my. Ach, wróciły wspomnienia i znowu nie śpię. Koszmar. Całuje was śpiochy.
Odnośnik do komentarza
Witam wszystkich! Po ataku poprzedniej nocy wczorajszy dzień poprostu przespałam. Dziękuję za miłe słowa i dodanie otuchy. Jestem jeszcze trochę otępiała ale to jest do wytrzymania.Muszę teraz nadrobić stracony wczoraj czas, zaczynają od przeczytania nowych postów.Pogoda za oknami nastraja optymistycznie więc liczę na udany dzięń. A jak u Was z samopoczuciem z rana?
Odnośnik do komentarza
Witam wszystkich, od dłuższego czasu czytałam Wasze posty lecz sie nie udzielałam. Dobrze wiem co czujecie gdyż z nerwicą walczę od 14 lat z długą 13 letnią przerwą, pisze ze od 14 mimo ze przerwa trwała tyle lat, bo nerwice sie ma zawsze mimo braku objawów (jest wtedy utajona). Nigdy nie brałam leków, przy pierwszym żucie choroby to był koszmar!!! Teraz kiedy wróciła jest lepiej gdyż jestem uświadomiona, ze to nie żadna ciężka choroba TYLKO - AŻ NERWICA, staram sie nie wkręcać (choć różnie z tym). Mam pytanie ile z Was pracuje zawodowo. Powiem szczerze, ze ja pracuje jest bardzo ciężko, wieczne zawroty głowy, drżenie rąk, poty, nieustający niepokój ale walczę nie poddaje się, tylko nie wiem jak długo dam tak rade. Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
a co do Mam hmmm mysle ze nadopiekunczosc i zaniedbywanie dziecka ma ogromny wplyw na to co teraz sie dzieje z nami..ja tez mam problem z powiedzeniem mamie ze ja kocham i chyba nigdy tego nie zrobilam(a chciala bym to powiedziec,tyle ze ja tego nie czuje)kiedys terapeutka powiedziala mi....mama sie nie zmieni... to ja moge sie zmienic...i jesli nie moge powiedziec ze ja kocham to,jedyne co moge to podziekowac za dar zycia..bo ja ciagle chcialam by ona mnie kochala i okazywala to,nie bylam przytulana,a moj brat tak...mysle ze moja mama miala tez przerabane dziecinstwo i byc moze nie umie okazywac uczuc tak jakby chciala..a uczucia byly podawane na talerzu..dziecko najedzone to szczesliwe dzieco tak bylo u mnie w domu...do dzis mi zostalo to ze jak gdzies ide to mysle czy nie bede glodna..chore to wszystko...mimo wszystko pozrawiam Fajnie ze Jestescie:)
Odnośnik do komentarza
Dziewczyny właśnie wróciłam od pschiatry do którego udałam się za Waszą namową. Najpierw musiałam porozmawiać z panią psycholog a następnie z opisem od niej weszłam do gabinetu psychiatrycznego( też kobieta).Usłyszałam diagnozę**NERWICA LĘKOWA**.Leki które mam brać to PETYLYL 25mg dwa razy dziennie, rano i popołudniu oraz relanium wrazie gdy lęk i panika zaczną się nasilać. Mam jednak pewne obawy jeżeli chodzi o relanium,ponieważ słyszałam,że jak się zacznie brać te tabletki to póżniej jest ciężko przerwać ten **ROMANS,,Jeżeli chodzi o petylyl to przeczytałam w ulotce.że jego działanie rozpoczyna się po około 2 tygodniach. Mam do Was prośbę jeśli możecie udzielić mi więcej informacji na temat tych leków to będę Wam bardzo wdzięczna.POZDRAWIAM!!!
Odnośnik do komentarza
Leno! Na temat leku o nazwie petylyl nie słyszałam nic, mogę tylko powiedziec, żebyś nie brała sobie do głowy nic z tych ulotek, bo one byc muszą a opisy na nich to przypadek jeden na milion. Odnośnie relanium sama jak miałam nerwy napięte to wzięłam i dzisiaj też nie wiem czy nie wezmę, bo niezbyt się czuję.Lekarz kazała ci je brac w razie lęków, tylko nie wtedy jak dobrze zrozumiałam, kiedy nie będą one bardzo silne tylko w razie właśnie paniki.Myślę, że jak raz na jakiś czas weżmiesz relanium to nie będzie żadnego problemu, po prostu bierz go w sytuacjach, gdy już naprawdę nie dajesz rady, z myślą o tym, że to nie ten lek ma cię wyleczyc.Sama myśl, że masz lek obok siebie już ci pomoże. Odnośnie działania leków, u mnie też pisało, że po dwóch tygodniach, ale psychika robi swoje, jak zaczęłam brac to już się czułam dużo lepiej. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Jak miło odezwało się kilka nowych osób. .**** Do 1hani2.Może powinnaś udać się jednak do lekarza. Skoro pracujesz to może jakieś leki poprawiłyby Twój komfort życia.Może przydałby CI sIę odpoczynek ,choćby kilka dni chorobowego. Pomyśl o sobie zdrówko jest najważniejsze.Trzymaj się cieplutko. RICKU fajnie,że się odezwałeś.Dobrze jest pogadać z kimś o swoich problemach.Jak zauważyłeś to wszyscy je tutaj mamy.My również jesteśmy zTobą. Odezwij się jak tylko poczujesz taką potrzebę.Hej!!!
Odnośnik do komentarza
Witajcie dziewczyny.U mnie noc była nieciekawa.Trzeba było siegnąć po tabletki.Spałam pół godziny.Zbudziłam się zlana potem,jakiś koszmar mi się przyśnił.A potem to już z gorki:ból serca ,dygotanie.duszność. Mam okropne wyrzuty sumienia,ponieważ córka odbiera dzisiaj z rąk ministra nominację na prokuratora.W związku z tym zaprosiła mnie tę uroczystość.Powiedziałam,że nie mogę,bo dzisiaj jestem umówiona na założenie holtera,a to dopiero jutro.Pomyliły mi się dni.Pózniej był czas na sprostowanie,ale nie zrobiłam tego.Bałam się.Jest ze mnie matka ,jak z koziej d.... trąba.Dzisiaj jestem rozbita i z wyrzutami sumienia.Niestety,nadal o obłęd przyprawia mnie każda nowa sytuacja.Córce napewno będzie przykro.Wprawdzie jest z nią jej mąż i córeczka ,ale chciałaby żeby było któreś z rodziców. Ta nerwica psuje relacje w rodzinie. Pozdrawiam Was.
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×