Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

Drogi/a A:), piszę tak bo nie wiem, czy jestes kobietą, czy mężczyzną:)Powiem szczerze, że to co napisałaś (a jednak zakładam, że jesteś kobietą:))jest budujące. Ja mam podobną metodę, jak tylko zaczyna się coś ze mną dziać to, chociaż nie nauczyłam się jeszcze odwracać od tego myśli, staram się czymś zająć: sprzątam, wychodzę z domu. Raz zdarzyło się, że zostałam sama w wielkim mieście, do którego przeprowadziłam się rok temu. Zdrzemnęłam się i nagle obudziło mnie to paraliżujące uczucie, walące serce. Wyszłam z domu, melisa już nie pomagała, chodziłam ulicami, czekając aż mój narzeczony wróci z podróży. Pomyślałam sobie, jak padnę to na ulicy, ktoś mnie pozbiera, a jak nie dam rady, to poproszę sąsiadów o pomoc. Bałam się bardzo, nie było przy mnie rodziny, przyjaciół, byłam zupełnie sama. Szłam, myśli kotłowały się w mojej głowie, na zmianę miałam wrażenie, że mdleję a zaraz, że wszystko wraca do normy. Ta niepewność potęgowała moje zdenerwowanie. Zlazłam pół miasta, zaciskając w ręce pęk kluczy tak, że aż powbijały mi się w dłoń. I przeszło, walczyłam ponad godzinę. Doszłam do wniosku, że na szczycie moich lęków (bo z tymi dnia codziennego można sobie jakoś poradzić) znajduje się właśnie strach przed śmiercią, obawa o to, że stanie się coś ze mną lub z moimi najbliższymi. Nie umiem sobie tego wytłumaczyć, nie potrafię zrozumieć, że taka jaest kolej rzeczy. I nie chodzi mi o umieranie wogóle, w wieku 90 lat w ciepłym łóżku, w otoczeniu rodziny, tylko o nagłą śmierć, niespodziewaną. Nawet, kiedy usłyszę, że dzieje się coś złego z kimś kogo znam lub nawet zasłyszę historię osoby, której wogóle nie znam, paraliżuje mnie strach. Siedzi mi taka opowieść w głowie i czuję, że jest coś nie tak. Zastanawiam się, jak uwolnić się od tych natrętnych myśli, jak przestać odbierać sobie radość życia, tracąc cenne chwile na zamartwianie się, że ono kiedyś się skończy? To jest nie do zniesienia. Myślę, że w tym tkwi sedno problemu. Widzę, że Ty masz podobne przemyślenia, może spróbujemy razem nad nimi popracować. Bardzo chętnie porozmawiam z Tobą poza forum. Jezeli jeszcze tu zajrzysz, a masz ochote, zostaw swoje namiary: adres mailowy, nr gg. Pozdrawiam serdecznie wszystkich, którzy tu zaglądają. I pamiętajcie - najgorzej jest wkręcać sobie rzeczy, których nie ma....:)
Odnośnik do komentarza
Emilio dziękuję ci za twoją ostatnią odpowiedź, już myślalam że tylko ja mam takie problemy. Lęk przed byciem samą jest ode mnie śilniejszy, wszystcy mówią mi, czego się boisz przeceż masz psa nikt ci nie wejdzie, wiem o tym ale to jest śilniejsze. Lęk przed byciem samą to jest coś nie do opisania, ten kto tego nie doświadczyl nie może tego zrozumieć,a mój mąż żartuje ,że jestem mami dupką, to nie tak , a ja nie potrafie mu tego wytlumaczyć. Nie raz ma do mnie pretensje,że gdy wraca w nocy z trasy nie czekam na niego w cieplym lóżku, a ja biedna mówie jak zwykle,że źle się czulam.Nie raz mówie sobie, przecież mam dziecko a ja odstawiam takie cyrki, mam tylko nadzieje, że to nie odbije się na mojej córce, przeciez oprócz tego,że mam napady lęku jestem osobą rozrywkową, no chyba, że dopadnie mnie chandra, wtedy wszystko mnie wkurza. Dzięki bardzo pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Gość Celestyna
Witam ponownie.Chce się z Wami podzielić moim wczorajszym osiągnięciem. Najpierw zacznę od tego że zakupiłam wymienioną na tym forum książkę *Optymizmu można się nauczyć*.Przeczytałam ją i utwierdziłam się w przekonaniu że to naprawdę my sami wpędzamy się w to chorubsko. Fizycznie przecież jesteśmy zdrowi,doskonale wiemy że nie umrzemy od tego. Wstajemy rano i od razu analizujemy jak to dzisiaj będzie czy nas dopadnie ten lęk czy nie.Ciągle czujni, w stanie gotowości nakręcamy się sami, oczekując tego podłego ataku. Nie potrafimy się oderwać od tych natrętnych myśli, aż w końcu przychodzi wyczekiwany przez nas stan.Ja sama robię to naokrętkę.Mój mąż mi powtarza że muszę zacząć myśleć o przyjemnych rzeczach w takich momentach,a ja mu na to (choruje na wrzody żołądka)*jak cię będzie bardzo bolał brzuch to staraj się myśleć o czymś przyjemnym zobaczymy czy ci minie ból.* Moja psychoterapeutka, kazała mi uprzedmiotowić swój lęk i nazwać go jakoś, nadać mu imię. A w momencie kiedy czyję że mnie bierze walczyc z nim mówiąc do niego, wyzywając go i mówić mu *o nie kolego, jestem silniejsza od ciebie i nie pozwolę ci wejść do mojej głowy, nie tym razem*Czasami jestem tak zła na ten stan że potrafię nawet używać wulgarnych słów w stosunku do niego i wieżcie że to pomaga. On odchodzi.Jest jeszcze to fatalne uczucie despersonizacji, które też nazwałam *złośnicą*. Tą złośnicę mam zaakceptować i pozwolić jej ze mną żyć.Jest to ciężkie stwierdzenie, ale tak ma być. W momencie kiedy to uczucie przychodzi mówię wtedy *witam cię złośnico, znowu jesteś ze mną, no to sobie dzisiaj wspólnie podziałamy, jak ci się znudzi to sobie odejdz*. Ja normalnie rozmawiam z lękiem i z despersonizacją. Trudno narazie to dziadostwo jest ze mną i akceptuję to.Jak się z tym pogodzę to samo zacznie przechodzić.Najważniejsze żeby zapomnieć. Ja już raz to przechodziłam 8 lat temu. Trwało to rok zanim zaczęłam jakoś funkcjonować *samodzielnie*.Co prawda byłam cały czas na lekach ale bardzo małej dawce (05mg xanaxu).Naprawdę można powiedzieć nie odczuwałam żadnych lęków,nawet co miesiąc latałam samolotem do Niemiec do męża(a mam również klaustrofobię).Na chwilę obecną jest to dla mnie bariera nie do pokonania (na tym forum powyżej napisałam dlaczego).Ale wracając do przeczytanej przeze mnie książki,utwierdziłam się bardzo głęboko, że nie ma żadnych cudownych leków, psychoterapeutów, psychiatrów. Jeżeli sami nie wejdziemy na ring i nie zaczniemy walczyć, nie wygramy. Nikt ani nic nam nie pomoże. Ja postanowiłam walczyć.Zredukowałam dawkę leku z 2mg xanaxu do 1,5mg dziennie. Te leki tylko trochę mi pomagają, a do tego odczuwam wyraźnie redukcję. Ale koniec z użalaniem się. W sobotę zadzwonili moi znajomi,mieliśmy iść na imprezę, oczywiście odmówiłam (mój mąż jest zagranicą a ja jestem sama)zawsze poruszam się w towarzystwie kogoś z rodziny.Wczoraj znowu zadzwonili żebym przyjechała na działkę na grila. Powiedziałam że się zastanowię.I wtedy zaczęłam myśleć o swoim sposobie myślenia. Gdyby był ze mną mój mąż pewnie bym poszła bo czuła bym się bezpiecznie, ale sam nigdy w życiu.(przeż nie będę ciągła swojej mamy na grila).Doszłam do wniosku, że właśnie mój lęk domaga się obecności mojego męża, a ja mu na to pozwalam żeby to on decydował.Zawzięłam się i powiedziałam o nie nie pozwolę ci na to żebyś o tym decydował to ja tu żądzę. I mimo że naprawdę było źle, przygotowałam się i ruszyłam w drogę. Mało tego wybrałam najdłuższą drogę około 1 godziny na pieszo.Cały czas starałam się myśleć pozytywnie *jaka to będę dumna jak to osiągnę itp* wracam się trzy razy i czułam się wtedy przegrana a to z kolei mobilizowało mnie do powrotu z powrotem co też uczyniłam. Tak się zaparłam że dotarłam w końcu do celu. Pośmiałam się tam trochę oderwałam się od swoich natrętnych myśli i wieżcie było mi fajnie jak wracałam do domu, czułam że po raz kolejny dałam popalić ja lękowi a nie on mi.Nawet spać poszłam do osobnego pokoju (odkąd czuję lęki śpię z synem).Na moje nieszczęści nie pracuję,więc mam za dużo czasu na rozmyślanie,ale będę walczyć z tymi myślami negatywnymi myślami, bo to one wywołują te paskudne ataki paniki. Pozdrawiam wszystkich i zacznijcie myśleć o walce sam na sam.Wiem że to jest walka do wygrania.Nie zamykajmy się sami w sobie to droga do niczego.Będzie ciężko, ale trzeba walczyć.
Odnośnik do komentarza
Celestyno, brawo!!! popieram Cie w 100%, uświadomienie sobie tego to już olbrzymi powód do dumy i pierwsza wygrana w walce z tym paskudztwem. Wychodź z domu jak najczęściej, daj popalić temu lękowi!!! To prawda, że sami siebie krzywdzimy, tak jak piszesz - gdy tylko otworzę rano oczy i wróci mi świadomość, od razu zastanawiam się, co przyniesie nowy dzień, jak się czuję i jak się będę czuła przez cały dzień. Ta myśl jest jak uderzenie pioruna, nagła, niespodziewana. Przez taką myśl dziś zepsułam sobie poranek, ale nie dam się A POSZłA WON!!!:) Faktycznie, może ten lęk trzeba oswoić, jak drapieżnę zwierzę, a jak się oswoi, nada mu pewne cechy, nazwie, zaakceptuje, to się wreszcie go okiełzna, pokona...To on będzie potulny jak baranek, posłuszny naszym rozkazom, a nie odwrotnie! Zastanawiam się czy warto kupić książkę, o której piszesz. Z chęcią bym ją przeczytała. Pozdrawiam i trzymama kciuki!
Odnośnik do komentarza
Gość Celestyna
Dharma dzięki za wsparcie! Naprawdę myślę że warto przeczytać tą książkę. Ona uczy jak zakwestionować swoje złe nawyki.Jak zmienić sposób myślenia.Może w całości jest za bardzo wydumana, ale zwłaszcza rozdział 12 jest dla nas bardzo przydatny.Ja chcę pozbyć się tego drania i zastosuję wszystkie przeczytane techniki. Wierzę że go pokonam. Trzeba walnąć pięścią w stół i powiedzieć mu *dosyć tego*.
Odnośnik do komentarza
Skorzystałam dziś z metody, o której napisałaś. Już mnie brało, już zaczynało się cos dziać, usiadłam w łazience i powiedziałam *no chodź tu lęku, boisz się bardziej ode mnie*, zaczęło przechodzić! To naprawdę świetny pomysł - nazywać lęk, mówić do lęku, wyzywać go na czym świat stoi. Nie szczędziłam mu słów, a kiedy się nie pojawiał, wyśmiałam go, że taki on *odważny*.Wszystko jest ok, nie dałam się sprowokować, zamierzam zrealizować to, co zaplanowałam na dzisiejszy dzień! I kupię tę książkę, nawet dla polecanego przez Ciebie 12 rozdziału:)
Odnośnik do komentarza
Wiecie, o czym pomyślałam...Na początek krótki wywód;), trochę teorii:) Alkoholik to, według internetowej encyklopedii, człowiek uzależniony od alkoholu, chory na alkoholizm. Na skutek utraty zdolności kontrolowanego picia, alkoholik odczuwa silną, niezależną od jego woli potrzebę regularnego spożywania alkoholu, najczęściej w dużych ilościach. Pozbawienie dostępu do alkoholu, powoduje szereg dolegliwości organizmu o charakterze psychosomatycznym. Dolegliwości te wiążą się z tak zwanym syndromem uzależnienia. Osoby uzależnione, którym udało się zerwać z nałogiem, określa się mianem trzeźwego lub trzeźwiejącego alkoholika. Nie oznacza to wyleczenia, gdyż niezależnie od upływającego czasu, może dojść do nawrotu choroby i powrotu do niekontrolowanego picia. Analogicznie jest z pracoholikiem...Z tym, że różnica polega na tym, że ten pierwszy jest uzależniony fizycznie, drugi psychicznie. Może my jesteśmy lękoholikami? Na skutek nieumijętności kontrolowania samego siebie i własnych emocji czujemy ciągłą *potrzebę* dostarczania sobie lękotwórczych myśli. Staliśmy się od nich uzależnieni, gdy ich nie ma, czujemy, że coś jest nie tak. Dla nas normalny stan, stan równowagi psychicznej jest właśnie stanem nienormalnym. Dlatego, gdy tylko się budzimy, czujemy rześcy i wypoczęci już nasłuchujemy swego organizmu i wyczekujemy symptomów złego samopoczucia. Jeszcze jedno - alkoholik zawsze będzie alkoholikiem, choroba w każdej chwili może powrócić. Z nami jest podobnie, miesiące, ba! lata spokoju i nagle bum!Ale uzależnieni latami żyją bez nałogu. Pozbądźmy się i my naszego nałogu w postaci uwielbienia dla negatywnych, czarnych myśli. Alkoholicy spotykają się w klubach AA. Często na mityngach mówią: *Nazywam się Władek. Jestem alkoholikiem. Nie piję już 5-10-15 lat...* Powiedzmy i my:) *Jestem Dharma. Jestem lękoholikiem;) Nie miałam ataku juz 5-10-15 lat...* Tego sobie i Wam wszystkim, drogie nerwuski, z całego serca życzę:)
Odnośnik do komentarza
Gość Celestyna
Dharma bardzo się cieszę, że poskutkowało,aż mi dreszcze przeszły jak to czytałam. Wielu ludzi jest opornych na tego typu sposoby, uważają je za idiotyczne rozmawiać czy drzeć się na coś co nie istnieje. Nasz *diabeł* jest irracjonalny to prawda, ale my czujemy jego obecność i to chyba najlepszy sposób aby go najpierwsz uprzedmiotowić a potem walczyć jak z wredną sąsiadką.Wszyscy jesteśmy bradzo zmęczeni tym ciągłym strachem, ale wierzę że wiele osób spróbuje tego sposobu i zacznie pomału się zbierać. I jeszcze jedno czego nauczyła mnie moja psychoterapeutka. Powiedziała mi że mam wypisac sobie wszystkie swoje prawa jakie posiadam na tym swiecie. Wypisałam. Dużo tego było, mam prao się śmiać ,płakać, być zła itd. a ona dopisała mi *MAM PRAWO ŹLE SIĘ CZUĆ*. Każdy z nas ma takie prawo.Więc jeśli któregoś dnia będzie gorzej niż zwykle to nie załamujcie się i nie poddawajcie.Każdy ma lepsze i gorsze dni. Pozdrawiam Was
Odnośnik do komentarza
Tak mi ciebie żal,ja mam 49 lat od 8 lat jestem na rencie nerwica lękowo wegetatywna,chudłam w oczach ważylam 49 kg jak teraz patrze na zdjęcia to płakac mi sie chce 2 miesiące leżalam i nic nie moglam jeść.Przyczyna nie wiem lęk przed wyjściem z domu itd.Biore leki nieraz jest lepiej ale i tak wyjde tylko kawalek musze widzieć okna mieszkania.To jest ciężko wyleczyć.Zaczęło się jak mialam 28 lat znalazlam przyczynę rozwiodlam się,dostalam mieszkanie z pracy i Zycie stało się piękne z 2 synów.Za 3 lata dopadło nagle!!!!I tak jest do dzisiaj ale wtedy leczylam się 1 rok i wychodzilam z tego pozytywne myślenie przedewszystkim.Powiem ci prawdę mam 2 męża malutkie dziecko i kupiliśmy działkę tam sie realizuję ale i tak biorę tabletki ale mniej.podobno to wraca co jakis czas znam ten ból mój mąż tego nie rozumie i wtedy nie jem kilka dni mam dola leżę i ryczę ale wystarczy że mnie przytuli,powie miłe słowo i każe obejrzeć sie wkoło jacy młodzi ludzie umierają w cierpieniach to ta choroba to jest nic.Wiem napewno starcza mi na życie nie przelewa się ale gdybym miala domek z ogrodę jeszcze jednego psa i pieniądze na wydatki bez chodzenia z kartką,wyjazdy nad morze i nie martwiłabym sie o synów gdzie będą mieszkać i za co to nerwica poszła by w las!!!!!!!!!! Narazie mam atak sprzątania ale i tak biorę tabletki ale jest lepiej.Bądz dobrej myśli i nie martw się raz lepiej raz gorzej ale popatrz wkoło ludzie mają takie nieszczęścia a trzymają się a to tylko nasza psychika powiedz sobie jak ja codziennie rano jestem młoda piękna i dupa ze wszystkim nie ma nerwow ide do fryzjerki robie sobie kolor na włosach do ciuchlandi bo tani ładny ciuszek i jakoś idzie te życie.Niedługo będe babcią i myślę że musze być silna i zdrowa bo musze pomóc dzieciom i wnukom a mąż tak bardzo go kocham i dla niego musze byc zdrowa i piękna on ciężko pracuje aby było co jeść.Kochanie zawsze mówie sobie to tylko nerwica a nie rak na to sie nie umiera!!!!!!!!tylko żle się czujemy odezwę sie kiedyś do ciebie trzymam kciuki lecz się ale pomalutku zwolnij tempo i bierz tabletki ale coraz mniej pod kontrolą lekarza ja brałam 14 tabletek dziennie teraz 8 Będzie dobrze trzymaj się dziewczyno nie daj sie tej chorobie paskudnej pa
Odnośnik do komentarza
Gość Celestyna
Droga Renato,co prawda nie wiem do kogo napisałaś ale jeśli do mnie to ja nie mam zamiaru iść już nigdy więcej do psychiatry. Oni jedno co potrafią to pakować w leki.Ja jeszcze miesiąc temu byłam u takiego,który kazał mi odrzucić xanax a przepisał mi relanium i to 5 krotnie niższą dawkę w stosunku do xanaxu. Wychodząc od niego podarłam recepty.Do nich nie dociera nasze wołanie o pomoc. Ja osobiście odnoszę wraźenie że ci lekarze mają tak małą wiedzę na ten temat,że nie warto do nich chodzić. Oni się kompletnie z nami nie identyfikują, dla nich jesteśmy kolejni w kolejce.Odwalają swoje i tyle. Dlatego apeluję do tych którzy jeszcze nie weszli w leki.Starajcie się w nie nie wchodzić, jeśli to tylko możliwe. Leki bardzo uzależniają, a odwyk jest bardzo uciążliwy (czasami gorszy niż same ataki).Poza tym leki psychotropowe robią straszne spustoszenie w naszych mózgach. Ja po 8 latach brania xanaxu nawet w niewielkich dawkach mam straszne problemy z koncentracją i pamięcią a mam dopiero 37 lat. (Właśnie się zastanawiałam ile mam lat).A to tylko dodatkowe okropne uczucie. Renato tu też ci przyznam rację że powinniśmy myśleć o tym że nasza choroba w porównaniu z rakiem czy też innymi potwornymi chorobami to pryszcz.Są ludzie którzy naprawdę cierpią dużo bardziej i dla których nie ma szans.A nasza nerwica jest w naszej głowie i my mamy na to wpływ.Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Droga Celestyno nie wiem czy mówilaś o tej książce którą ja ci polecilam, ale jesli tak to bardzo się ciesze, że moglam choć tak ci pomóc. Ta ksiązka pomogla mi spojrzec na świat innymi aczami, myślalam, że bez leków nie da sie żyć, a tu prosze to tylko siedzi w naszej glowie. serdecznie pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Gość aneczka
witam!tez borykam sie od kilku lat z nerwicą ( od 13 - go roku zycia, mam 21 lat).Sa dni ciężkie i czasami nawet czuję sie normalnie, tak jak u większości z was brak jest akceptacji ze strony rodziny , która już dawno pogodziła sie z moim *umieraniem* i nawet nie zwracaja juz na to uwagi, ale ja sie nie załamuję, najgorsza jest tylko myśl - jak ja sobieułożę życie w przyszłości? kto się mna zajmie? i czy juz tak bedzie zawsze...na codzień jestm optymistką, i tak naprawdę nie mam pojęcia skąd u mnie ta nerwica.pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
cześć Madziu,miło mi że się rozumiemy.Ten kto tego nie przeżyje to nie zrozumie,najbliższa rodzina wie że się leczę i nawet się nie zapytają jak się czuję czy tabletki skutkują kiedy następna wizyta co mówi lekarz porostu czysta olewka jak by nie istniała ta choroba,Mało tego mój maż jest kochany,ale niestety nie rozumie tych napadów tych lęków.Teraz na szczęście jest super,ale wcześniej gdy czułam się źle,a on wrócił z pracy to nie miałam w nim wsparcia,śmiał sie czy ma dzwonić do pizia,do dziś nie uważa tej choroby,dużo by gadać ale szkoda słów.Nawet głowa nie może mnie bolec jak on wróci z pracy bo zaraz sie zaczyna kazanie.Czytam te wypowiedzi i boję sie jak te cudowne tabletki mnie niszczą w środku Celestyna mnie wystraszyła,ale ja mam naprawdę super babkę psychiatrę około 30-38 lat czyli tak jak ja i naprawdę ona dużo rozumie o tej chorobie i bardzo mi pomogła 5.07 idę na wizytę zapytam się jak długo będę brała tabletki.czy uzależniają i najważniejsze czy ta nerwica mi wróci tak jak pisze Renata.No nie wiem zobaczę co mi powie.A tak na marginesie z jakiego Madziu jesteś woj.bo ja kuj-pomorskie.pozdrawiam pa
Odnośnik do komentarza
Witajcie drogie kobietki:)Zmówiłam *optymizmu można się nauczyć*, czekam na dostawę z niecierpliwością. Wasze recenzje są tak zachęcające, że już nie mogę doczekać się, kiedy zasiądę do lektury:) Znów jest iskierka nadziei...Zgadzam się z Celestyną, że nie ma co pakować się w tablety, to tylko otępia, odbiera siły do walki, osłabia i odbiera pewność, że można samemu sobie z tym poradzić. A co kiedy się zapomni przyjąć dawkę leku, wyjdzie z domu i nagle sobie przypomni o tym, o czym się zapomniało? Pewnie momentalna panika, paraliż, że bez leku sobie nie poradzimy, że za moment nas dopadnie ta *gadzina*.Bez leków, moim zdaniem oczywiście, zawsze jesteśmy w stanie względnej równowagi i kontrolujemy samego siebie. Drogie panie, damy rade, tylko postarajmy się na tym forum dzielić metodami radzenia sobie z lękiem, a nie zajmujmy się tylko i wyłacznie opisywaniem objawów, które wszystkie tak dobrze znamy. Przecież taki jest temat tego forum: Nerwica - JAK Z NIA WALCZYć? Pomysły zaczęły się sypać, kilka ciekawych rad udzieliła nam Celestyna, ja też wciąż myślę. A więc - do dzieła, nie dajmy się! Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Gość Pi_Dablju
drodzy moi ;) chciałam poruszyć jeszcze temat spiętych mięśni - mowię tu głównie o mięsniach grzbietu -choć wiem ze wiele osób uskarza sie na spięcia w nogach czy sztywnienie karku. jak opisywalam wczesniej za mna szpital i ciezkie chwile zwiazane z obawa o swoje zycie. teraz niedawno wrocilam do pracy - ktorej niestety nie mam przyjemnej ;* i mam duzy problem z maksymalnie ponapinanymi mięsniami głownie grzbietu. odczówam kompletna niemożnaśc rozluznienia się. rano wstaj jest jeszcze ok ale w miare upływu dnia pogarsza sie. staram sie to przemoc ale jak chodze to mam wrazenie tracenia roznowagi jeszcze bardziej sie napinam i pot az leje sie po twarzy . moj doktor dal mi tolepris zamiennie z miolastanem. po tym bywa lepiej. chcialam zapytac czy ktoś z was cos takiego przerabiał?
Odnośnik do komentarza
Gość Celestyna
Pi Dablju,Moja szyja po całym dniu boli mnie tak okropnie że mam wraźenie że nie jestem w stanie utrzymać na niej głowy. Jest bardzo spięta.Na psychoterapi mówiłam o tym. Moja psychoterapeutka powiedziała mi że całe nasze napięcie kumuluje się najbardziej na szyi i karku i dlatego jest taki dyskomfort. Ja proszę mojego syna aby rozmasowywał mi codziennie wieczorem kark i szyję a dodatkowo robi mi masarz głowy. Pomaga to trochę. Gdyby to robił ktoś, kto ma doświadczenie w tym napewno by pomogło. Ale ja mieszkam akurat w takiej dziurze jak Wałbrzych że takowych gabinetów tu nie uświadczysz.Spróbuj dodatkowo zaopatrzyć się w płytę relaksacyjną z sugestiami.Jak będziesz codziennie ćwiczyła to przyjdzie czas że będziesz umiała się tak rozluźnić że będziesz odpływała. Ja kiedyś umiałam to robić, 8 lat temu, teraz uczę się tego od nowa. Emilio nie chciałam Cię wystraszyć. Leki u Ciebie mogą nie wyrządzić żadnej krzywdy, ale u mnie zrobiły straszne spustoszenie. I powiedziało mi to już trzech lekarzy u których byłam, każda lektura na ten temat też o tym mówi.Ja naprawdę mam poważne kłopoty z koncentracją i pamięcią.Dlatego redukuję leki mimo że się bardzo źle czuję.Jeśli nie musisz nie bierz leków, albo minimalne ilości. To dla twojego dobra.Ja się w nie wpakowałam z czystego lenistwa, braku należytych informacji na temat tej choroby i poprostu było mi z nimi dobrze i łatwo. Teraz one już prawie nie działają a swoje zrobiły.Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Gość Celestyna
Emilio poszukaj na goglach tematu *Benzodiazepiny jak działają i jak je odstawić*. Jeśli teraz przy tych lekach które bierzesz nie odczuwasz już lęków,to zacznij pomału redukcję odkrajając np co trzy tygodnie kawałek tabletki.Zazdroszczę Ci że trafiłś na dobrą lekarkę, bo ja nie miałam takiego szczęścia a przeszłam wielu lekarzy.Moi bliscy też są już zmęczeni moja nerwicą(przecież nie mam gorączki ani wysypki, nic nie widać żebym była chora),ale ważne że mamy tych bliskich.
Odnośnik do komentarza
Celestyno, Emilio, czytam o Waszym problemie z tabletkami i wierzę, że sobie poradzicie. Jestem z Wami i trzymam kciuki! Co do sztywności karku, to nie wiem, czy słyszałyście o traningu autogennym? Pomaga nie tylko na sztywne mięśnie, ale również uspokaja nerwy. A wygląda to tak, choć WYMAGA CIERPLIWOśCI!!!:) Trening autogenny (lub autogeniczny) jest metodą opracowaną przez J.H. Schultza łączącą autosugestię w stanie zwężonej na skutek koncentracji uwagi świadomości z ćwiczeniami regulacji funkcji cielesnych i wegetatywnych. Autor nazywał go też *skoncentrowanym odprężeniem*. Trening oddziałuje na organizm i życie psychiczne ćwiczącego, który wyzwala u siebie reakcję odprężenia i koncentracji. Te z kolei przestrajają pracę organizmu wywołując mniej lub bardziej trwałe zmiany w reakcjach fizjologicznych organizmu i obrazie siebie. Stosuje się także proste formuły autosugestii. Ćwiczenia zostały podzielone na dwie zasadnicze grupy: ćwiczenia standardowe i medytacje autogenne. ________________________________________ Ćwiczenia standardowe Odpowiednia pozycja Pierwszym etapem treningu autogennego jest nauczenie się przyjmowania odpowiedniej postawy ciała, ułatwiającej uzyskiwanie stanu odprężenia mięśni, odprężenia naczyń krwionośnych, zwolnienie rytmu pracy własnego organizmu i skutecznie odcinającej dopływ do organizmu bodźców z zewnątrz. Schultz proponuje cztery postawy ciała: wykonywanie ćwiczeń w pozycji leżącej, półsiedzącej w fotelu, siedzącej (tzw. pozycji dorożkarza) lub wykonywanie rozluźnienia mięśni okolicy szyi i pasa barkowego w pozycji stojącej. Pozycja leżąca Polega ona na wygodnym ułożeniu się na łóżku lub kanapie, w ubraniu albo lżejszym okryciu. Tułów może być okryty do połowy kocem lub narzutą. Ważne jest, aby głowa spoczywała na jakimś podwyższeniu, np. na małej poduszce czy wałku; sprzyja to rozluźnieniu mięśni szyi. Oczy przymknięte. Ręce ułożone w łokciach pod kątem prostym. Ramiona odsunięte od tułowia pod kątem nieco mniejszym niż prosty, rozluźnione, całe ciało swobodnie rozluźnione, oczy przymknięte. Pozycja dorożkarska (półleżąca) Stosuje się ją wszędzie tam, gdzie nie ma możliwości zajęcia postawy siedzącej ani leżącej. Siadamy na jakimś taborecie, pufie czy foteliku bez oparcia. Tułów od bioder lekko pochylony do tyłu, a grzbiet ciała lekko zgięty w kłębek. Głowa lekko pochylona do przodu, zwisa niejako własnym ciężarem. Zgięcie grzbietu i pochylenie głowy tworzy charakterystyczną postawę (tzw. *koci grzbiet*). Nogi lekko rozstawione. Stopy stoją na podłodze, pięty nieco od siebie oddalone, stopy nóg tworzą rozwarty kąt. Ręce lekko zgięte w łokciach, przedramiona oparte o wewnętrzną stronę ud, dłonie lekko zgięte w stosunku do przedramion swobodnie spoczywają na udach. Oczy przymknięte, całe ciało rozluźnione. Pozycja siedząca Jest to najczęściej stosowana postawa ciała, nie wymagająca specjalnych warunków zewnętrznych. Ćwiczący siada w fotelu, opiera głowę na podgłówku, opiera ręce na poręczach fotela. Ręce powinny być lekko zgięte w łokciach pod kątek około 120-130 stopni. Oczy przymknięte, nogi swobodnie postawione na podłodze, ustawione równolegle. Schultz zaleca, aby nie krzyżować nóg w czasie siedzenia. Postawa ciała powinna być swobodna, ciało odprężone, mięśnie rozluźnione. Wywoływanie uczucie ciężaru ciała Rozpoczęcie ćwiczeń treningu autogennego według metody Schultza rozpoczyna się od koncentracji na wrażeniach płynących z własnych rąk i nóg oraz na uczeniu się wywoływania wrażeń ciężkości w rękach, nogach i całym tułowiu. Po przyjęciu jednej z opisanych postaw ciała, ćwiczący sugeruje sobie w myśli: *Moja prawa ręka jest ciężka...*. Powtarza to kilka razy, a następnie jeden raz *jestem spokojny (na)*. W podobny sposób postępujemy z nogami i kończymy zwykle sugestią *Całe moje ciało jest ciężkie, bardzo ciężkie...*. Ważne jest, aby powratzać te formuły jakby biernie, nie *na siłę*, aby ręce i nogi były ciężkie. Po kilku takich ćwiczeniach zaczynamy odczuwać wrażenie ciężaru w rękach i nogach. W miarę postępu wrażenia te pojawiają się coraz szybciej, mają coraz szerszy zasięg, są coraz wyraźniejsze. Formuły autosugestii powtarzane w czasie uczenia się odprężania mięśni (odczuwania ciężkości ciała), mogą być wypowiadane *w myśli*, mogą im też towarzyszyć wyobrażenia wzrokowe. Odczuwanie ciepła w całym ciele Kiedy opanujemy już poprzedni etap, przystępujemy do ćwiczenia wywoływania wrażenia ciepła najpierw w prawej ręce, później w lewej itd. Odpowiednie sugestie brzmią: *Prawa ręka jest ciepła, coraz cieplejsza...*, *Moja prawa noga jest ciepła, coraz cieplejsza...*, *Całe moje ciało jest przyjemnie ciepłe i ciężkie*. Ćwiczący powtarza sugestię około sześć razy dla każdej części ciała, następnie raz *jestem zupełnie spokojny (na)*. Ćwiczenia odczuwania wrażenia ciężkości powodowały rozluźnienie mięśni, natomiast ćwiczenia w wyzwoleniu wrażenia ciepła w swoim organizmie powodują rozluźnienie napięcia naczyń krwionośnych. Koncentracja na rytmie serca W tym etapie ćwiczący koncentruje się na rytmie serca sugerując sobie: *Serce bije równo i spokojnie* lub *Serce bije zupełnie spokojnie i silnie*. Ludziom, którzy nie *czują* pracy własnego serca, zaleca się kładzenie ręki na klatkę piersiową w okolicy serca i wyczuwanie jego bicia. Można też prowadzić obserwację nad pulsowaniem naczyń krwionośnych związanych z biciem serca lub mierzenie swojego pulsu. Pomaga w tym obserwowanie fal krwi tętnicy szyjnej, pulsu, pulsowania górnej okolicy brzucha. Zawsze zależy nam jednak na nauce odczuwania bicia serca, a nie bicia swojego pulsu, czy pulsowania tętnicy szyjnej. Niektórzy uważają, że ćwiczenia tego nie powinny wykonywać osoby o nastawieniu hipochondrycznym. Wsłuchiwanie się w bicie własnego serca może wywoływać niepokój i nieodpowiednie autosugestie: *serce nie bije wcale równo*. Ważne jest, aby wiedzieć, że drobne nierównomierności w pracy serca występują u każdego, najzdrowszego nawet człowieka i nie mogą być przyczyną niepokoju. Koncentracja na oddechu Na tym etapie koncentrujemy się na swoim oddechu, stosując sugestię *Oddycham równo i spokojnie*, lub *oddycha mi się lekko i spokojnie*. W żadnym przypadku nie należy *na siłę* regulować rytmu własnego oddechu. Należy biernie siedzieć lub leżeć, pozwalać organizmowi oddychać, tak jak oddycha i spokojnie, biernie powtarzać zdania autosugestii. Wywoływanie wrażeń ciepła w okolicy splotu słonecznego W tym ćwiczeniu pacjent koncentruje się na swoim brzuchu w okolicy splotu słonecznego (w miejscu między końcem mostka a pępkiem). Prawidłowe sugestie to: *Mój brzuch staje się coraz cieplejszy*, *splot słoneczny jest promienie ciepły* albo *ze splotu słonecznego płynie strumień ciepła*. Tak jak poprzednio, powtarzamy wybraną z nich kilka razy, przeplatając sugestią *jestem spokojny (na)*. Ćwiczenie to reguluje czynność narządów wewnętrznych, jednak niektóre źródła twierdzą, że nie należy wykonywać go bez wskazań lekarza. W pewnych schorzeniach narządów wewnętrznych (np. wrzodach przewodu pokarmowego z tendencją do krwawień) rozszerzanie naczyń krwionośnych w obrębie brzucha może być przyczyną pogorszenia stanu zdrowia. Uzyskiwanie wrażenia chłodnego czoła Ostatnim ćwiczeniem standardowym jest nauczenie się wywoływania wrażenia chłodnego czoła. Ćwiczący koncentruje się na własnym czole powtarzając w myśli: *Moje czoło jest lekko chłodne* lub *Moje czoło jest przyjemnie chłodne*. Lekarz, pod kierunkiem którego uczy się pacjent treningu autogennego, daje mu dodatkowo sugestie indywidualne, w zależności od jego schorzeń. Jeżeli chory ćwiczy w domu sam, może dawać sobie sugestie dotyczące swoich nawyków czy cech, które chciałby zmienić. Człowiek nieśmiały może sugerować sobie: *Lubię przebywać w dużej grupie ludzi* itp. O szczegółach dotyczących prawidłowego formułowania tekstów autosugestii możesz przeczytać tutaj. ________________________________________ Medytacje autogenne Trudniejszym etapem treningu autogennego jest medytacja autogenna, wymagająca od ćwiczącego opanowania wszystkich ćwiczeń standardowych i trwania w całkowitym relaksie co najmniej 1 godzinę. Schultz zaleca następujaće tematy do medytacji, które realizuje się w trakcie 6-ciu kolejnych ćwiczeń: 1. wyobrażanie sobie kolorowej, bezkształtnej plamy, 2. wyobrażanie sobie przedmiotów istniejących i abstrakcyjnych, 3. wyobrażanie sobie swoich uczuć - radości, gniewu, strachu, zadowolenia ..., 4. wyobrażanie sobie osób i próba wczucia się w ich psychikę, 5. zadawanie sobie pytań dotyczących własnych cech, postaw i celów życia, 6. rozważania nad sensem życia i planami życiowymi. ________________________________________ Przebieg treningu Typowy przebieg ćwiczeń rozpoczyna się od przyjęcia prawidłowej pozycji ciała, zamknięcia oczu i *uspokojenia* siebie (wypowiedzenia zdania *jestem spokojny (na)*). Następnie ćwiczy się wywoływanie uczucia ciężaru ciała od 5 do 15-20 minut. Przy ćwiczeniu dwa lub trzy razy dziennie ten etap twa dwa tygodnie. W następnych dwóch tygodniach pracujemy nad wywoływaniem ciepła w swoim organizmie. W pierwszym tygodniu wrażenia ciepła mogą się jeszcze nie pojawić. Po czterech tygodniach i dobrym opanowaniu przechodzimy do etapu koncentracji na biciu własnego serca. Ćwiczenia te powinny znowu trwać co najmniej dwa tygodnie. Tak więc po sześciu tygodniach przechodzimy do kolejnego etapu - koncentracji na oddechu, który trwa także dwa tygodnie. Po ośmiu tygodniach przystępuje się do wywoływania wrażeń ciepła w okolicy splotu słonecznego. Po kolejnych dwóch tygodniach przystępujemy do ostatniego etapu: uczenia się wywoływania wrażeń chłodu własnego czoła. Typowy czas trwania ćwiczeń dla opanowania podstaw treningu autogennego wynosi trzy miesiące. W pierwszych tygodniach ćwiczenia powinny być częste (dwa a nawet trzy razy dziennie), w następnych tygodniach czas ćwiczeń może się wydłużyć. Optymalny czas ćwiczeń, według Schultza, od 15 do 30 minut, jeżeli trening odbywa się w odpowiednich warunkach i nic nie zakłóca jego przebiegu. Po trzymiesięcznym okresie czas ćwiczeń można przedłużać do jednej godziny i dłużej. Treningi, zdaniem Schultza, najlepiej jest przeprowadzać wczesnym rankiem, po obiedzie, po kolacji lub tuż przed zaśnięciem, kiedy już leżymy w łóżku. Korzystniej jest ćwiczyć częściej, ale nie częściej niż trzy razy dziennie (od 5 do 15 minut), niż stosować rzadkie, a długotrwałe seanse. Stosowanie treningu wymaga systematyczności i wytrwałości, może być pożyteczne prawie we wszystkich stanach chorobowych. Można go uprawiać indywidualnie lub grupowo, jednak ćwiczenia grupowe powinny odbywać się pod nadzorem lekarza, zwłaszcza jeżeli ćwiczący cierpią na jakieś dolegliwości. Ćwiczeń treningu autogennego nie można uprawiać, kiedy ćwiczący ma gorączkę. Przeciwwskazane są dla osób, które są nadmiernie pobudliwe emocjonalnie, mają skłonność do reakcji nerwicowych, mają zmniejszone poczucie realizmu, uciekają od realnej rzeczywistości, używają narkotyków lub innych środków odurzających emocje i pracę wyobraźni. U ludzi o nastawieniu autycznym trening może pogłębiać to nastawienie. ________________________________________ Korzyści płynące z treningu Schultz pisze, że trening autogenny jest metodą, której stosowanie umożliwia lepszy wgląd w siebie. Powtarzanie w czasie głębokiego rozluźnienia odpowiednich formuł autosugestii można wykorzystać do formowania wielu cech własnej osobowości. Trening jest także bardzo przydatny w zwalczaniu napięć lękowych oraz zmniejszaniu czy przeciwdziałaniu zmęczeniu lub znużeniu. Jednak, jeżeli chcemy odnieść rzeczywiste korzyści z uprawiania jakiejkolwiek odmiany treningu relaksacyjnego, musimy odpowiednie zabiegi wykonywać dokładnie i systematycznie. Trzeba także znać ograniczenie tych metod. Mogą one pomóc uzyskać wewnętrzny spokój, poprawić samopoczucie, polepszyć akceptację siebie, ale nie zastąpią światopoglądu, brak hierarchii celów i wartości życia. Techniki te nie obronią od ciosów życia, ale pozwolą te ciosy lepiej znosić. ________________________________________ Jeszcze jedno, potrzebuję małej konsultacji:) Dziś postanowiłam pobiegać, czuję się świetnie teraz, ale podczas biegu chyba z cztery razy, jak ja to mówię, przeskoczyło mi serce. Podejrzewam, ze to właśnie skurcze dodatkowe. Robiłam kiedyś badania serca, EKG, echo, całą morfologię. Mam mały problem z zastawką mitralną, ale prawie niezauważalny - lekka niedomykalność (poza tym wszystko było ok). Czy to właśnie z tego powodu odczuwam te przeskoki serca właśnie podczas wysiłku? Troszkę mnie to niepokoi, bo tyle się teraz mówi o młodych ludziach, którzy umierają w trakcie uprawiania sportów. Wiem, że w większości przypadków u podłoża leżą jakieś schorzenia, patologie, o których nawet się nie wie. Ja mimo to jakoś czuję się niespokojna...A może to tylko zwykły brak kondycji, serce musi złapać właściwy rytm? Tymbardziej, że jestem niedociśnieniowcem, dla którego ruszenie się z miejsca to wielki ból egzystencjalny:) Czy możecie mi doradzić? Pozdrawiam i mam nadzieję, że trening się przyda:)
Odnośnik do komentarza
Witam Jestem na tym forum całkiem przypatkiem ale ciesze się źe ztą chorobą nie jestem sama. Choruje od 2000 r. wiem co to lęk i tak samo z nim walcze, czasamimam dość i myślę źe jak moźna by wymienić muzg to ja byłabym pierwsza.Moim problemem są biegunki iztego powodu boię się wychodzic z domu , ale wcześniej były inne lęki . Chciałam się zapytać któraś z pań brała lek o nazwie CLORANXEN a moźe znacie inne cudowne środki Pozdrawiam Awe.
Odnośnik do komentarza
Droga Awe, moim zdaniem nie ma żadnych *cudownych środków*! Pamiętaj, że one nie zmienią ani Twojego sposobu myślenia, ani spojrzenia na świat, ani nie zniwelują gnębiących Cię problemów, tymbardziej nie pomogą w ich rozwiązaniu. A przecież to wlaśnie narosłe na przestrzeni lat problemy, style zachowania oraz środowisko: rodzina, czasem pozorni pseudo-przyjaciele, wywarli na nas taki, a nie inny wpływ. Również wychowanie sprawiło, że zachowujemy się dziś tak, jak się zachowujemy. Mam nadzieję, że rozumiesz, iż tabletka nie będzie lekiem na te dolegliwości! Mówi się, że przyczyną depresyjnej natury człowieka mogą być zmiany w mózgu (to troszkę jak z dysleksją, czy innymi *modnymi* dziś dysfunkcjami)- wiadomo, jeśli lekarze to stwierdzą, a robią to nieczęsto!, można próbować pozbywać się przykrych dolegliwości za pomocą farmakologii. Jednak myślę, że w większości przypadków nie ma żadnych wad w naszych głowach, to tylko świat, który wciąż nam podnosi poprzeczkę (często nie do przeskoczenia - a my i tak ponad siły staramy się sprostać zadaniu, co prowadzi do wyrzutów sumienia, wewnętrznych konfliktów, szukania winy w sobie, a w konsekwencji przeciążeń i ataków nerwicy ze wszystkimi jej objawami)+ nasz niewłaściwy sposób interpretowania zjawisk. W większości jesteśmy pesymistami, chyba nikt z nas, kiedy dopada go gadzina nerwica, nie myśli *o! to tylko przejściowe zmiany w biciu serca. troszkę się zdenerwowałem. to normalne*, tylo panikuje: *padam, mdleję, umieram*. Przełóżcie sobie te wasze reakcje na codzienne, prozaiczne - WE WSZYSTKICH MYśLIMY TAK SAMO!!! Zle interpretujemy rzeczywistość - to jest problem! Wiem to, bo zaczęłam już czytać polecaną przez Celestynę książkę JEST REWELACYJNA!!!Czytam 4 rozdz, a już otworzyły mi się oczy. Nagle, jak grom z jasnego nieba spadła na mnie myśl, że przez lata byłam pod wpływem mojej toksycznej przyjaciółki, osoby nieco depresyjnej, ale posiadającej bardzo duży wpływ na innych (nie wiem czy świadomy czy nie...?)Zrozumiałam, że przez wiele lat była ona dla mnie wielkim autorytetem, podziwiana i wielbiona przez innych stała się dla mnie wzorem. Tylko, że przez nią zatraciłam swoją tożsamość - nie miałam własnego zdania, własnego stylu, nie umiałam powiedzieć *nie*. Nauczyłam się odbierać i interpretować świat tak, jak ona, a nie oznacza to, że ona robiła to we właściwy sposób. Jeśli mówiła *nigdy nie wyjdę za mąż*, ja mówiłam to samo, ona twierdziła *dzieci są okropne, nie chcę ich mieć* - ja też ich mieć nie chciałam. Tak ugruntowały się we mnie te przekonania, że dziś ciężko jest mi zrozumieć, jak można chcieć, planować urodzić dziecko, jak można przebrnąć przez całą fizjologię! Jak to kiedyś mawiałyśmy, to dla mnie kosmos! Nauczyłam się więc, pod wpływem tego pseudo-autorytetu, interpretować świat źle. A kiedy mój wzór postanowił wyjechać poczułam się bezradna jak dziecko. Nie dość, że czułam się oszukana przez przyjaciółkę (jak mogła mnie zostawić?), to jeszcze miałam wyrzuty do samej siebie, że ona znów jest lepsza, że znalazła w sobie siłę, by zmienić własne życie, a ja nadal - bezsilna - pozostanę w martwym punkcie. Oczywiście to jest tylko epizod, podejrzewam, że tych nieodgrzebanych przyczyn mojej nerwicy jest więcej i będę pracować - jak archeolog;)! - nad ich odkopaniem. Ale sama, bo wiem, że leki nie pomogłyby mi w tym odkryciu, które spadło na mnie zaledwie parę godzin temu. Awe, ja choruję podobnie, od mniejwięcej 7 lat. Nawet jestem w stanie podać dokładną datę, bo zapisałam ją w pamiętniku, kiedy pierwszy raz złapał mnie atak. Wtedy nie wiedziałam, co to jest, doszłam dopiero po latach...To ciężka praca, czasem czuję się, jak jakaś filmowa bohaterka, która rozwiązuje wielką tajemnicę, bada, szuka rozwiązania. Ale wiem, bo próbowałam wielu metod, że nikt tego za mnie nie zrobi. Pewne rzeczy trzeba sobie uświadomić, zrozumieć, leki tego nie ułatwią - no chyba, że mówimy o skrajnych przypadkach...Pozdrawiam, Awe życzę siły, polecam Ci tę książkę i trzymam kciuki. Przemyśl wszystko raz jeszcze:)
Odnośnik do komentarza
Nie podałam tytułu książki, choć pojawiała się ona już we wcześniejszych wypowiedziach (powyżej) - Martin E. P Seligman *Optymizmu można się nauczyć* P. S Celestyno, jeszcze raz bardzo dziękuję, że wypowiedziałaś się szerzej na forum na temat tej książki. Na tyle ciekawie, że zainteresowałaś i zachęciłaś do jej zakupu. Ja jestem zachwycona, nawet pomimo wyniku zamieszczonego w niej testu, że jestem wielkim pesymistą:)Dodam, ze autor książki jest psychologiem z wieloletnim doświadczeniem, więc jest to rzetelne kompedium wiedzy poparte badaniami i psychologicznymi koncepcjami. Autor prowadzi polemiki z dotychczasowymi nurtami w psychologii, przedstawia własną teorię. Częśc pierwsza jest teoretyczna, wyjaśnie wiele zjawisk, dalej - od teorii do praktyki, czyli jak zmienić swoje myślenie i swoje życie. A wszystko świetnie napisane, czyta się jak powieść, a nie książkę naukową. Polecam!
Odnośnik do komentarza
Do Dharma Dziękuie za słowa otchy .Sporo jak na jedną przyjaciółke umiała kierować twoią psychiką. Ale napisz czy †obie udaje się wychodzić z tego bagna. ∆ak radzić sobie z natrętnymi myślami muzg mówi co innego a poświadomość podpowiada teź ćoś innego . Prosze o tytuł tej ksiąźki i jej Autora. Pozdrawiam AWE
Odnośnik do komentarza
Droga Emilio mnie takrze jest milo. Mój mąż tylko mi mówi weź tabletke na uspokojenie, a przecierz to nie na tym polega, dopiero gdy widzi, że to nie przelewki przyjdzie przytuli, a mi jakos lepiej, no chyba, że go nie ma w domu (co często się zdarza) biore ELENIUM, ale nie zdarza się to często, są takie zle dni i wogule nie wiem z kąd się one biorą, czasami mam ochotę wejść na najwyrzszą góre , a czasami usiąść i plakac, czasami nie mam nerwów do wlasnej córki chciala bym uciec od tego wszystkiego wyjechać gdzieś daleko z przyjaciólką, zostawić to wszystko ale wiem, że nie wytrzymala bym bez niej dnia. Nie wiem czy ty też tak robisz, ale mnie pomaga sie rozladowac karzdy wyjazd z mężem, czy przyjaciólmi np. do kina, czy nad jazioro, w tamtym roku byliśmy nad możem i nawet jechalam na mlocie wiesz jaka bylam z tego dumna, w tym roku też jedziemy i mam zamiar dobrze bawić się wraz z córką i mężem, choć nie wiem czy będzie pogoda, jakiego mialam stracha rok temu wyjechać, teraz zresztą też, ale chyba należy nam się coś od życia, nie tylko lęk przed spaniem , bycia samym, czy śmiercią. Zauważylam, że gdy pokonuje nawet male lęki czuję się z tym lepiej,chodze dumna jak Paw, o tym aby spać sama z córką na dole nie ma mowy, ale mam nadzije, że i taki dzień nastąpi Tylko ci nasi mężowie czy oni nie mogą nas choć odrobine zrozumieć. Ja pochodze z województwa Wielkopolskiego dokladnie z dawnego Poznańskiego pozdrawiam pa
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×