Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

kalakinga, z tymi efektami to dziwna sprawa,bo pojawily mi sie jeszcze większe napady lęku niz przed zazywaniem. Nie sądze,ze to wina leku, bo to wspomagacz... ale kontynuje. Uspokaja mnie,zawsze mam go w torebce,pozwala wieczorami na spokojniejszy sen. A piersią już nie karmię...
Odnośnik do komentarza
Właśnie rozmawiałam z chlopakiem i doprowadziłam się do stranu strasznego, ból głowy, zawroty głowy, tętno ogromne i drżenie rąk. Czuję się taka niezrozumiana!!!! tak bardzo!!!! ja się otwieram, zwierzam i nic... empatia zerowa a w dodatku nagana lub spłycenie tematu totalne. czasem go uwielbiam a czasem nienawidzę. Może on jest moim problemem? rozstaliśmy się i nie widzieliśmy jakieś 7 miesięcy, przez ten czas miałam spokój z nerwicą. teraz znów mam napady i wszystko powraca...gdy pojawił się on. czego ja się boję? Masakra. Miłej nocy Kochani:)
Odnośnik do komentarza
agatkaa też byłam w takim związku, który nasilał moje lęki... Zdaje mi się że po tym jak sie rozstaliśmy, a ja go kochałam , starsznie bolało, strasznie mnie zranił... Wróciłam do niego i tez napady częściej niż zawsze... Nio i zrezygnowałam z niego, teraz mam innego chłopaka, rozumie mnie, dodaje sił, a gdy mam napad(co teraz jest rzadkoscią)uspokaja mnie... Jestem mu wdzięczna za to, kocham Go i wiem, że z nim dam rady zwycieżyć :) Dziś w końcu się wyspałam :) Poszliśmy z chłopakiem spac o 23 nio i do rana spałam :D Kilka razy sie przebudziłam w nocy, przyluliłam się i znów spałam :) Żadnego meczenia sie z zaśnięciem :) Szkoda że to tylko w weekendy, bo z nim zapominam o całej chorobie :D
Odnośnik do komentarza
Dziendoberek :) Nie wiem co bym zrobila bez mojego loza, oklejonego ksiazkami :o)))). Zle dzis spalam, bo jutro musze pozalatwiac wiele spraw i mialam stan poddenerwowania, ale nie wzielam nawet Belergotu. W pewnym momencie czytajac ksiazke, poczulam sie strasznie zmeczona, normalnie powieki przyklejaly mi sie do oczu jak nalesnik do patelni. Przestraszylam sie i uderzylo mi do glowy no i oczywiscie zaczelam czuc mrowki maszerujace w mojej glowie, zerwlam sie momentanie z lozka. Po spogladnieciu na zegar stwierdzilam, ze w sumie to bylam przeciez na chodzie od samego rana a ostatniej nocy spalam tylko 5 godzin bo czytalam do upadlego ksiazke.....hura, a wiec to nic z moja glowa, to przeciez naturalne, ze chcialo mi sie spac. Polozylam sie szybciutko do lozka i momentalnie zasnelam, no i zyje i tutaj pisze....... :o) ok, wyczytalam to: leki antydepresyjne pomagaja tylko 50% ludziom ktorzy je biora. Okazuje sie tez, ze u tych osob poprawa samopoczucia nastepuje juz på 4-5 tygodniach, potem nie maja zadnych objawow nerwic czy lekow i po pol roku sa wolni od tabletek, nerwic i lekow. U 25% ludzi, jest tak pol na pol i czesto jest tak, ze musza sie leczyc przez 5-6 lat. U pozostalych leczenie (antidepresiva) nie ma wcale skutku, ale to dopiero mozna stwierdzic po okresie roku do dwoch lat. Teraz cos waznego: Prawie zawsze pierwszy atak paniki poprzedzony jest epizodem depresyjnym. Bardzo istotny jest wiek w jakim jestesmy, gdy nastapil nasz pierwszy epizod tej depresji. Im mlodszy czlowiek tym wieksze szanse na *totalne* wyleczenie. Ludzie ktorzy dostali pierwsza depresje bedeac po 50-tce, nie maja szans na totalne wyleczenie i musza brac leki do konca zycia. Agatkaa, Jest takie trafne stare powiedzenie, ze prawdziwych przyjaciol poznaje sie w biedzie. Ja dodalabym jeszcze cos: Prawdziwych przyjaciol poznaje sie w chorobie, zwlaszcza w tej z ktorej jest nam trudno wyjsc. Szukasz u ludzi i u swojego chlopaka zrozumienia, ale pamietaj ze trudno jest wyltumaczyc komus jak smakuje kawa, gdy ten ktos nigdy tej kawy nie pil. Dlatego nie mozna wymagac od innych, aby rozumieli w 100% to co sie z nami dzieje, ale ja sama zawsze mowilam, gdy ktos probowal to zrozumiec, czesto niestety tylko z czystej ciekawosci: *Gdybys czula to co ja czuje, to na pewno bardzo bys sie bala*. Kazdy wie co to jest strach. A czy zastanawialiscie sie nad roznica jaka jest miedzy lekiem a strachem? Sliczny dzien dzis, az milo. Pa
Odnośnik do komentarza
Ja pierwszą depresję przechodziłam w wieku 15 lat;] A dziś super dzionek , bo słoneczko swici i nie jest gorąco :D Ja zawsze jak komuś tłumaczę co mi dolega to mówię *kiedyś napewno miałeś stracha przed ważnym egzaminem, słabo Ci było, chciałeś uciekać, po prostu źle sie czułeś, Ty miałeś to chwile przed egzaminem, ja mam tak cały czas*
Odnośnik do komentarza
Dzien dobry Agatka,ja tez swego czasu twkilam w toksycznym związku,tylko u mnie to dzialalo w drugą stronę,wyżywałam się kłócąc z nim i nerwy miały swoje ujście i stany lękowe były rzadkością. Wszystko kwestia charakteru,ale skoro bez niego było Ci o niebo lepiej,to rzeczywiście zastanow sie nad dalszym sensem tej znajomości. Moja nocka raczej... nieudana. Spokojnie zasnęłam,ale o 4tej obudził mnie ból po stronie serca. Nie mogłam wziąć głębszego oddechu,bo ból sie nasilal i przeszywał do łopatki - wiecie co juz sobie zaczelam wkręcac... Jednak walczylam z myslami i mowie,ze to nerwoból. Wzięłam ibuprom max i possałam validol jednak i tak zaczęło sie drżenie i znalazlam sie na kibelku ( u mnie to standart z jelitami w takich akcjach ) Męczyłam się ze dwie godziny. Bałam się bardzo. Miewacie takie bóle,które przypominają skurcz i nasilają sie w trakcie głębokiego oddechu?
Odnośnik do komentarza
Miedzy lekami i cialem jest relacja obustronna, tzn. leki wywoluja reakcje w ciele a z kolei symptomy w ciele moga ale nie musza wywolac leki. Nieprawda jest, ze za kazdym razem gdy nas cos zaboli, to przeczyna tego sa tylko nasze leki czy nerwice, dlatego trzeba zrobic rozne badania, aby wykluczyc choroby fyzyczne. Ja sama bylam w takiej sytuacji, obojetnie z czym poszlam do lekarza to wszystko bylo zwalane na to, ze mam leki. Kiedys poszlam do ginekologa i okazalo sie ze mialam cyste na jajaniku i trzeba bylo ja szybko operowac, bo rosla i zaczela juz sie dzielic, co jest grozne. Jesli chodzi o uciski/bole serca, to czesto jest tak, ze to jest nic innego niz bol .miesni miedzyzebrowych, albo w samych zebrach. Dla uspokojenia powiem wam, ze zawal u ludzi mlodych nastepuje momentalnie i jest najczesciej smierteny ze wzgledu na to, ze miesien serca jest u nich silny, takze nie ma cmienia czy dziwnego bolu. Takze takie cmienie czy klucia prawie nigdy nie sa oznaka stanu przedzawalowego. Przy zawale bol w klatce piersiowej jest jak kopniecie slonia a potem ..... Niemniej powinno sie robic raz do roku EKG serca, aby wykluczyc sercowe schorzenia, ktorych jest cala masa. No i oczywiscie badania krwi sa niezbedne. Takze podsumowyjac, nie mozna slepo wierzyc, ze to „tylko” leki, a poza tym leki i nerwice bardzo oslabiaja nasz organizm przez co jestesmy mniej otporni na rozne choroby.
Odnośnik do komentarza
Zdałam sobię sprawę, że co dzień znajduję conajmniej 10 powodów do płaczu... raz ze smutku, raz z wzruszenia, czasem przez lęki lub ból. bardzo wszystko odczuwam w sobie, empatia działa u mnie w taki sposób, że czuję cierpienie (psychiczne lub fizyczne) innych na sobie, wzruszenie odczuwam bardziej niż osoby, które powinny być wzruszone wtedy... oglądam program, w którym dobrym rodzinom budują wspaniały dom i gdy wchodzą do tego domu i się cieszą - ja płaczę!!! ma ktoś z Was też tak?
Odnośnik do komentarza
Witam wszystkich bardzo serdecznie. Od dłuższego już czasu czytam Wasze wypowiedzi, nawet wyobrażam sobie - poprzez to, co piszecie - jak wyglądacie, jak żyjecie:) Po raz kolejny dojrzałam, by dołączyć do was. Piszę po raz kolejny, ponieważ już wiele lat temu z grupą fantastycznych dziewczyn radziłyśmy sobie właśnie tu, na tym wątku, jak walczyć z nerwicą. Jakiś czas myślałam, że ten problem już mnie nie dotyczy, ale niestety się myliłam. Cieszę się, że nadal są ludzie, którzy zrozumieją, pocieszą, wysłuchają, którzy choć nigdy się nie widzieli bezwarunkowo potrafią wesprzeć i coś optymistycznego podpowiedzieć. Szkoda tylko, że nas nerwusków przybywa...Podziwiam Was wszystkich za wytrwałość, cierpliwość i siłę. Łatwiej walczyć, kiedy ma się świadomość, że inni też mogą, potrafią... Może powiem coś o sobie...Mam 28 lat, z nerwicą zmagam się od 8. Zaczęło się od nieszczęśliwej miłości. Pewnej pięknej nocy puściły mi nerwy i się zaczęło...Paniczny lęk, walące serce, drżące ciało, rozstrój żołądka, duszności. Miałam 19 lat, nie wiedziałam co się ze mną dzieje. Jedyną myślą było - umieram. Każdy z nas to przeżywał, każdy wie, o czym mówię. Szybko dowiedziałam się, co mi dolega, ale niestety do dziś - wyłączając kilkumiesięczne przerwy - nie pozbyłam się koleżanki nerwicy. Trzy lata temu wyprowadziłam się z rodzinnego miasta, by jak to się mówi stanąć na własnych nogach, usamodzielnić się. Mieszkam więc jakieś 200 km od rodziny, przyjaciół. Tu, oprócz serdecznej sąsiadki, nie mam nikogo. Mieszkam z narzeczonym, oboje pochodzimy z tego samego miasta, ale kiedy on wychodzi do pracy na drugą zmianę (czyli co drugi tydzień, czasem dwa tygodnie pod rząd) zostaję zupełnie sama. Dodam, ze on pracuje 15 km od miasta, w miejscu, w którym często nie ma nawet zasięgu. I wtedy wszystko się zaczyna. Napięcie mięśni karku, kręgosłupa i głowy, bóle głowy, kołatania serca, lęk...To wszystko jest moją codziennością. Kiedy wychodzę z pracy dopada mnie paniczna myśl - jesteś sama, jesteś sama....Gdybym zemdlała to nikt mi nie pomoże, mogę liczyć tylko na siebie, a wiem, ze mi samej brakuje już sił, żeby wciąż sobie pomagać, stawiać się na nogi. Te myśli, uczucia nasiliły znów moje ataki. Boję się sama być w domu, boję się z niego wychodzić. Robię to oczywiście codziennie, na przekór sobie, ale kosztuje mnie to wiele wysiłku - ciągłego napięcia, nerwowych nocy, płaczu...Mój ukochany mnie rozumie, wspiera, pociesza, głaszcze po głowie i tłumaczy. Ale od pewnego czasu zauważyłam na jego twarzy smutek. Widzę, że bardzo się tą sytuacją przejmuje. Z dnia na dzień z pracy nie zrezygnuje, a wie, że ja męczę się będąc sama. Nie mogę tu wyskoczyć do mamy na kawę,nie mogę umówić się ze starą psiapsiółą na zakupy, bo tych ludzi tu po prostu nie ma. Nie mogę też wiecznie obarczać sobą mojej sąsiadki, która przecież ma własne życie. Kiedy dopada mnie lęk, jeszcze bardziej potęguje go myśl, że nie ma przy mnie nikogo. Nie wiem, co mam z tym wszystkim zrobić. Walczę z myślami od roku. Wracać do rodzinnego miasta, zacząć normalnie żyć, czy zostać tu i jakoś trwać? Problem polega na tym, że wszyscy powrót nam odradzają - a że to mała mieścina bez perspektyw, a że nie znajdziemy pracy, a że to, a że tamto...I tak człowiek ma duszę na ramieniu - wybrać pracę, bo tu mamy ją oboje, ale przy okazji samotnicze życie w wynajmowanym mieszkaniu, czy żyć skromniej w mieścinie - jak to ludzie mówią *bez perspektyw* - ale wśród swoich, normalnie, we własnym domu, który chcemy już dla siebie wyremontować? Może wy, obiektywnym okiem, powiecie mi jak widzicie tę sytuację. Tylko człowiek, który ma nerwicę lękową może sobie wyobrazić,jak się czuję, kiedy jestem sama w 120 tyś mieście...Kiedy nie ma przy mnie narzeczonego, a koleżanki z pracy rozjechały się do domów, do własnych spraw. Jestem zmęczona tą ciągłą niepewnością, nawet podczas urlopu nie mogłam się odprężyć, raz z powodu ciężkiej choroby mojego brata (najgorsze już na szczęście za nami), dwa z powodu obsesyjnej myśli, że będę musiała wrócić i znów się męczyć, znów to wszystko przeżywać. Najgorsze jest też to, ze lęk dopada nas najczęściej w chwili pozornego odprężenia. Pojechałam w piątek nad jezioro, pobyt był koszmarem, zwłaszcza z soboty na niedzielę. W nocy nie mogłam spać, napięciowy ból kręgosłupa nie do zniesienia, jakbym miała wszystkie mięśnie opuchnięte. A w niedzielę wracałam z zygzakiem w oku, takim jak przy migrenie, panicznym lękiem i jedną myślą - tym razem to chyba już naprawdę ostatni raz. Tylko zaparłam się w fotelu, w samochodzie i modliłam, żeby jak najszybciej dojechać do domu. Łyknęłam Persen, uspokoiłam się, ale taki dziwny kac moralny pozostał, żal, pretensja do siebie, że nie umiem sobie z tym radzić, rozgoryczenie, smutek...Teraz jestem w pracy i zastanawiam się, jak przetrwam dziś kolejne, samotne popołudnie? Życzę wszystkim wytrwałości i optymizmu. Trzymam kciuki za wszystkie sukcesy w walce z tą cholerą;) Agatkaa ja też tak mam, ze znajduję sobie powody do płaczu. Płacz jest oczyszczający, być może właśnie dlatego podświadomie szukamy okazji by poszlochać. I też mam ten problem z programem, w którym remontują domy ludziom, których dotknęła tragedia. Kiedy oni płaczą ze szczęścia, ja wyję jak bóbr przed telewizorem. Ale jakiż to szczery płacz...Płaczę też, kiedy dopada mnie lęk - tu oczywiście z bezradności. Buziaki dla wszystkich
Odnośnik do komentarza
witam mam na imie marta i tez tak jak wy borykam sie z napadami leku . wszystko zaczelo sie kilka miesiecy temu ,złe samopoczucie ,ból głowy , drzenie rak itp. na poczatku to bagatelizowalam jednak gdy dolegliwosci nie ustepowały zaczełam sie zamrtwiac i wtedy zaczeło sie na dobre ...pogotowie przynajmiej 2 razy w miesiacu ,brak checi do zycia i ciagla obawa ze cos mi sie stanie obecnie biore propanolol i miansecs (troche pomaga) jednak wczoraj miałam znowu atak paniki połączony z bólem karku ,który urósł do rangi problemu choroby nowotworowej ewentualnie do rychłego wylwu ..... tez sie zastanawiam jak długo tak mozna zyc ...jak z tym walczyc ...po wczorajszym mam juz dosc!
Odnośnik do komentarza
Cześć Marto. Widzę, że chyba obie po wczorajszym mamy dość, dlatego tu jesteśmy. Ja również miałam wczoraj napad lękowy w samochodzie, wracając z wypadu weekendowego nad jezioro. I tak to jest, zawsze to cholerstwo da łupnia, kiedy najmniej się tego spodziewamy. Pytasz, jak z tym walczyć? Chyba my wszyscy staramy się znaleźć na to pytanie odpowiedź. Mi się kiedyś udało, można powiedzieć *wygrać*. Choć przez parę miesięcy miałam spokój. Jak? Poszłam do bioenergoterapeuty. Uważam, ze to mi pomogło, choć są sceptycy, którzy w takie praktyki nie wierzą. Wiadomo też, ze terapeuta terapeucie nie równy i na dziwnych ludzi można trafić. Ja trafiłam na znaną mi osobę. Jej celem było wyregulowanie przepływającej przez ciało energii i wyrzucenie nagromadzonych przez miesiące czy lata tzw. szlamów. A więc wszystkich substancji, które zalegają w nas z powodu stresu. Wychodziło to ze mnie chyba 3 miesiące. Nie był to łatwy okres, wszystko się nasiliło, strasznie się pociłam (a nie mam z tym problemu), lewa strona ciała, która od stresu spina mi się najmocniej, bolała mnie, rwała kilka dni, całe plecy pokryły mi się ropnymi wypryskami (nigdy wcześniej i nigdy później coś takiego mi się nie zdarzyło), chodziłam jak we śnie. I po tym czasie oczyszczania zaczęłam dochodzić do równowagi. Zmieniło się moje myślenie, lęki zniknęły. Ale nic nie jest wieczne. Znów trzeba się podkurować, znów wybieram się do lekarza bio. Tym razem innego, takiego, który uratował życie mojemu bratu. Postanowiłam spróbować jeszcze raz. Inną metodą walki, jaką ja stosuję jest homeopatia. Z tym, ze to metoda dla cierpliwych - homeopatycznie leczy się nerwicę latami. Dlaczego? Ponieważ leczenie odbywa się na zasadzie przewijania taśmy magnetofonowej w tył. Nie można chorować 10 lat, a wyleczyć się w tydzień czy dwa. Na wszystko potrzeba czasu, więc homeopatia może podziałać wspomagająco. Ja osobiście nie chcę brać żadnych leków, choć zdaję sobie sprawę z ich dobrodziejstwa, kiedy naprawdę jest źle i trzeba dojść do równowagi, zacząć trzeźwo myśleć, by wziąć się za bary z nerwicą. Kiedy mnie telepie biorę Persen (choć nie tego typu leki miałam na myśli powyżej). Na razie pomaga...Jest jeszcze jedna, chyba najważniejsza metoda. Żyć spokojnie i w zgodzie ze sobą. Tylko kto w dzisiejszych czasach może sobie na taki spokój pozwolić?! Wszyscy zmagamy się z nerwicą, bo źle się czujemy w danej sytuacji, chcemy pracować gdzie indziej, zarabiać więcej, martwimy się o jutro, słyszymy o tych wszystkich tragediach, wypadkach, chorobach=rakach, wybraliśmy nie te studia, co trzeba, nie możemy spełnić własnych marzeń, mamy długi, brakuje nam od pierwszego do pierwszego, w naszej rodzinie zdarzyła się jakaś tragedia...Można by wymieniać i wymieniać. Wszystkie lęki biorą swój początek od jakiegoś traumatycznego przeżycia, wstrząsu. To, co było dla nas realnym zagrożeniem, z czasem dojrzewa gdzieś w podświadomości i urasta do rangi ciągłego poczucia zagrożenia, strachu przed wielką wewnętrzną katastrofą - każdy z nas opisuję, ze boi się omdlenia, wylewu, zawału, śmierci. Ja źle się czuję w miejscu, w którym obecnie mieszkam, nie ma tu moich przyjaciół, rodziny, znajomych twarzy, starych wydeptanych ścieżek. Czuję się obco, wciąż żyję w przeświadczeniu, że coś mi się stanie i nikt mi nie pomoże. Jeśli nie zmienię tej sytuacji - albo z pomocą psychologa nie nauczę się tu żyć (choć jak dla mnie to jest bez sensu), albo nie wrócę w rodzinne strony, nerwica wciąż będzie nade mną górą! Tkwienie w konfliktowej sytuacji, nie rozwiąże mojego problemu. Tylko że, jak już pisałam, podjęcie decyzji nie jest takie proste, a to rodzi kolejny stres, poczucie nie możności wyjścia z sytuacji, a w konsekwencji napady lękowe. Nie wiem Martuś, co u ciebie jest przyczyną lęków. Może to wiesz, tylko nam tu nie napisałaś, a jeśli nie wiesz, to przeanalizuj dokładnie swoje potrzeby i pragnienia, relacje z rodziną, przyjaciółmi, chłopakiem. Może to ci podpowie, czego tak naprawdę się boisz. Jak sobie jeszcze radzić? Sama wciąż poszukuję. Pierwszym krokiem jest właśnie to forum - już raz bardzo mi pomogło. Planuję też zapisać się na jogę, zwłaszcza z powodu napięciowych bólów kręgosłupa i szyi. Tylko już sobie zadaje pytanie, jak będę dojeżdżała sama autobusem na zajęcia??? Trzymam za ciebie kciuki. Wymieniajmy się wszyscy metodami, może wspólnie uda nam się odkryć klucz do sukcesu:)
Odnośnik do komentarza
Czy zastanawialiscie sie, dlaczego dzis a raczej przez te ostatnie 10-15 lat, ludzie na calym swiecie maja nerwice i leki i generalnie bardziej znerwicowani niz kiedys? Ten stan rzeczy na pewno ma duzo wspolnego z rozwojem technologii i tempem zycia, ale przede wszystkim a z zanieczyszczeniem srodowiska. Jestesmy po prostu systematycznie truci. Czy wiecie co paruje z nagrzanego asfaltu i z zarowek oszczednosciowych jak i jarzeniowek? Powiem wam: rtec, ktora niszczy stopniowo uklad nerwowy i ktora nidgy z tego ukladu nie zostanie wydalona. A czy wiecie co jest dodawane do szczepionek jako srodek konserwujacy? Zgadliscie, rtec. Wszystkie te szczepionku przeciwgrypowe i wiele innych zawieraja w sobie rtec. Ani na opakowaniach zarowek, ani lekarz szczepiacy ludzi, nie informuje nas o tym, zabierajac nam w ten sposob prawo wyboru i prawo decydowania o naszym zdrowiu. Te fakty o ktorych pisze sa skrzetnie ukrywane przed ludzmi ze wzgledu na profity. Snutne to, ale prawdziwe. Przykra prawda, ale prawdziwa. ps. pamietajcie o tym, ze gdy rozbije wam sie w domu zarowka osczednosciowa, trzeba momentalnie otworzyc okna i najlepiej wyjsc z domu, no i nie mozna zbierac szkla golymi rekoma.
Odnośnik do komentarza
Hej. Wpisywałam się w inym miejscu,ale może lepiej tu.Obeserwuje forum od dłuższego czasu i stwierdziłam,że może warto przyłączyć się do tej dyskusji.Znam Waszą chorobę,bo męczę się z nią jakieś 6 lat.Aż tyle upłynęło czasu...Pamiętam swój pierwszy atak: napięciowy ból głowy,kark i ramiona sztywne,ból w klatce piersiowej,*piękne* tętno,przeraźliwy lęk i drgaweczki.Wylądowałam na pogotowiu z podejrzeniem zapalenia opon mózgowych:/ Hahaha! Badania oczywście wykluczyły wszystko.Wyniki idealne,więc zalecenie wizyty u psychiatry.Oniemiałam.Miesiąc czasu zajęło mi przekonywanie siebie,że faktycznie trzeba udać się do tego specjalisty,ale zaburzenia lękowe dały mi ostro w kość,więc trzeba było pójść.Cały ten czas z bardzo krótkimi przerwami biorę psychotropy: najpierw fluoksetynka,teraz setaloft.No i jakby mnie doraźnie coś ubodło to mam afobam,ale żadko biorę ten syf,bo czuję się potem jak na kacu.A może to po ataku jest jak na kacu??? Miałam lepsze i gorsze momenty.Przerabiałam *euforyczne etapy* zwłaszcza na początku barania leków.Potem nie było już tak fajnie.Od ponad 2 lat chodzę na psychoterapię,bo stwierdziłam,że trzeba się za rzecz solidnie zabrać.Ale teraz jest kiepsko.Za mną straszne 2 tygodnie.Myślałam,że na terapii najtrudniejszym momentem jest wywnętrzyć się przed obcą osobą,a powiem (napiszę:)) Wam,że to najlepszy moment.Takie katharsis.Potem jest pod górkę.Nie zrażam się jednak.Ciągnę dalej.Muszę.... Z dziwnych obajwów przerabiałam wiele,ale ostatnio są bardziej dobijające typu: duszności,rozmazane widzenie,lęk (to norma),gula w gardle,ból w uszach.Może ktoś z Was ma?Zwłaszcza w kwestii wrażenia rozmazanego wzroku i bólu w uszach. Marto (pozdrawiam jako Twoja imenniczka:)) Ból karku jest klasycznym przykładem na somatyczne objawy nerwicy (jak pisałam wyżej,podejrzewano u mnie nawet zapalenie opon mózgowych:)).Masz strasznie napięte mięśnie w okolicach karku,szyi, ramion,pleców.Jeżeli masz atak paniki bądź lęku,serducho zaczyna bardzo szybko pracować.Jeżeli byłaś w szpitalu i miałaś EKG,a tam nic nie wyszło tzn że serduszko jest zdrowe.Spójrz też na swoje ciśnienie.W nerwicy skacze puls i górne ciśnienie,dolne powinno być łagodne.Piszę to wszystko,ponieważ świadomość faktu,że takie objawy to nerwica pomagają w racjonalizowaniu sytuacji.Ale żeby tak się stało musisz najpierw wyciszyć emocje.Długo bierzesz leki?Aha.Czy przepisał Ci je psychiatra?
Odnośnik do komentarza
Dzieki Dharma za słowa otuchy ... miło jest gdy mozna z kims pogadac kto zrozumie, bo przezywa to samo ...ja codziennie staram sie życ NORMALNIE ... staram sie, bo podswiadomie wyczekuje ataku paniki .mam wspaniała corke i kochajacego meza ,ale coraz czesciej widze ze sa oni juz zmeczeni ty moim ciagłym narzekaniem .Mam 31 lat a czuje sie jak staruszka zmeczona zyciem ...od piatku zaczynam terapie u psychologa (znajoma mi poleciła)mam nadzieje ze mi chociaz troche pomoze .... Droga Martyniko ...moja imienniczko ,tabletki owszem przepisałmi lekarz psychiatra -neurolog w jednym (ponoc dobry fachowiec) biore je od 2 tygodni i w pierwszym było naprawde super, ale widze ze teraz wszystko wraca.najbardziej mnie niepokoi bol głowy , miałam robione EEG i nic nie wykazało wiec mysle ,ze to wszysko przes ta paskudna nerwice , ekg tez ok ....kurcze tylko samopoczucie do niczego.Mam nadzieje, ze dzisiaj bedzie lepiej niz wczoraj ....
Odnośnik do komentarza
Martyniko zapomniałam dodac, ze tez mam rozmazany wzrok co mi bardzo utrudnia wykonywanie pracy i ten ciągły ucisk w głowie ...jakby mi ktos głowe wkrecał w imadło......oprócz tego uczucie ciezkosci głowy ,wrazenie ze swiat wiruje ...itp itd mogłabym tak wymieniac i wymieniac ... Wczoraj To Już Historia Jutro To Tajemnica A Dzisiaj To Dar Losu ... i tego bede sie trzymac MIŁEGO DZIONKA ŻYCZE !
Odnośnik do komentarza
witam Was w ten dzionek słoneczny, jutro mam cotygodniową terapie u mojego psychiatry. Czy jest lepiej po Zolofcie? Sama nie wiem, od soboty jest pogorszenie - lęki, takie przed zwariowaniem, przed stanem, że już dłużej nie wytrzymam. Cos sie stało ze mną? Nie czytam książki, nie mogę słuchać muzyki tej co dawniej, desperacko szukam czegos w radiu, czegos co nie wywoła u mnie lęku. Płakać nie potrafię od kilku tygodni, sama nie wiem czemu, zawsze mam płacz na końcu nosa. Mam moją córeczkę kochaną, czym sobie zasłużyła ze matka nie czuje do niej wielkiej miłosci, mam wrazenie zobojetnienia na wszystko, nie chce mi się o siebie zadbać. Siostra opowiada, że chce sobie kupić sukienkę i buty do pracy i ze wyjezdza do pracy na 2 dni do wawy a ja mam lęk, ze ja siedzę w domu i ze sie uduszę. Mały Jas ma miec usuwane migdały w przyszłym tygodniu, juz ma katar, co wskazuje na to ze byc moze zabieg sie odwlecze, makabra, juz sie boję, ze bedzie siedzial ze mną w domu i z mała i panika, ze sobie nie poradzę, ze nie jestem tego w stanie zniesc. mała placze, on cos mówi, ja odcedzam ziemniaki i wpadam w furię i lęki. przeciez chciałam tej małej, czułam się dobrze w rodzinie, to co teraz mi jest? pozdrawiam Was i przyjemnego dnia,
Odnośnik do komentarza
Gość zwyklaniezwykla
Cholercia od maja jestem na ziolach, ktore pomagaja mi sie uspokoic. Mimo, ze wszystkie wyniki sa idealne, ja ciagle mam strach, ze z niczego nic skoczy mi cisnienie... A przeciez cisnienie mam idelane! Gorzej z pulsem. Ten ostatnio podskakuje do 135... Wczesniej bralam coaxil. Pomagal, nie balam sie. Teraz jestem na bellergocie. Biore 2 razy po 2 tabletki. Nie wyobrazam sobie zycia bez tych tabletek. Na coaxilu bylo ok, nic mnie nie bolalo, nie bylo zawrotow glowy, nie bylo strachu. Teraz prawie bez przerwy towarzyszy mi bol w klatce piersiowej, jakby od serca, choc serducho zdrowe. Nie bardzo wiem jak sobie pomoc. W czasie ataku paniki staram sie gleboko oddychac, zazwyczaj taki atak trwa jakies 10-15 minut. Bellergot dziala, ale troche trwa, zanim *zaskoczy*. Nie wiem jak sobie poradzic. Nie wyobrazam sobie cale zycie walczyc z choroba... To zbyt meczace!!! Wiecie co najciekawsze... Sa dwa miejsca w ktorych nic mnie nie boli i nie czuje strachu. W szpitalu, gdzie mnostwo lekarzy i... o dziwo w kosciele!
Odnośnik do komentarza
KALAKINGO ! moze masz zle dobrane leki ...wiem cos o tym 2 tygodnie na sreoxtacie i myslałam ze to juz koniec.... to bylo straszne .. Zmienilam lekarz ,on zmienil mi leki i jakos jeszcze ZYJE Moze warto porozmawiac o tym z lekarzem ..TRZYMAJ SIE GŁOWA DO GÓRY MASZ DLA KOGO *
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×