Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

Janusz postaraj się myśleć pozytywnie (wiem, że to nie jest takie proste).Sam *mówisz*, że tyle się naczytałeś, że już dawno powinieneś leżeć w ziemi...a jednak tak nie jest :) Swego czasu potrafiłam przypisać sobie każdą chorobę...i objawy, które w danej chwili u mnie występowały, zawsze pokrywały się z najgorszą chorobą.Żyję z tym trzy lata i mam nadzieję, że żyć będę ;) Przede wszystkim nauczyłam się jednego,a mianowicie tego, że nie można buszować po internecie gdy coś zaboli czy zaskrzypi..to doprowadza do obłędu. Tak więc przebadaj się w szerz i wzdłuż i zacznij żyć :)
Odnośnik do komentarza
Mnie raz internista zagroził że zdejmie pasa i przyrżnie jak dalej będę po sieci szukał i czytał o chorobach. Źle wyczytał datę urodzin i odmłodził mnie o 10 lat, a później głupio mu było że trochu starszy jestem ;). Dzisiaj słońce ładnie świeci za oknem, trzeba ładować baterie :).
Odnośnik do komentarza
czesc wszystkim juz mnie tu dawno nie było ale mam takie urwanie głowy na uczelni ze szok nie wiem jak ja sobie dam rade bo mi ostatnio bardzo serce kołacze i tak dziwnie podskakuje do gardło bbbbrrrrrrrrrrrrrr wstretne uczucie a zaraz potem mnie ogarnia taka panika ze masakra no ale nic jakos trzeba zyc i sie nie poddawac miłego dnia dla wszystkich
Odnośnik do komentarza
A ja sie boje chodzic na uczelnie bo mam wrazenie, ze za chwile zemdleje i kto mnie uratuje, wogole to tego doszlo, ze caly czas mysle o tym omdleniu, jak jakas paranoja normalnie, ze az boje sie sama wychodzic z domu bo boje sie ze zrobi mi sie slabo przewroce sie na ulicy i nabije guza albo w cos niefortunnie uderze, juz mam tego dosc...wczesniej jak bylam mlodsza to zemdlałm pare razy w kosciele a rok temu jak mi pobierali krew, ale zemdlałam, zapomniałam i żylam normalnie a zdo tych wakacji gdzie zrobilo mi sie slabo na ulicy ze myslłąm ze padne i ten zimny pot, polozylam sie na ławce i potem tak sie pokladałam az doszlam do domku....tam poczulam sie bezpieczniue....i od tej pory aby caly czas ze mi slabo i slabo i jak tak o tym mysle to naprawde robi mi sie slabo i wtedy panikuje.Bylam u lekarza kardiologa zrobil mi ekg, cisnienie zmierzyla, echo serca, miłam pobierana krew i wszystko jest wporzadku. stwierdzil nerwice lekowa, tylko jak ja mam teraz zyc z tym czyms jak boje sie z domku wyjsc ze poczuje sie salbo i zemdleje, nie moge o niczym innym myslec....to mnie przeraza, oprocz tego jak sie tak zestresuje tym mdleniem to serce waki mi jak szalone, poce sie, zaczyna mnie glowa bolec, kreci mi sie w glowie i potem ten zimny pot i ze emdleje...jakas paranoja normanlnie.Oporcz tego bylam jeszcze u lekarza neurologa bo sobie wymysliłam, ze mam jakiegos guza.Juz nie wiem co robic pomózcieee, musze chodzic na uczelnie a ja sie boje na wykladzie wysiedziec bo jest mi slabo, a to juz 4 rok, czego akurat teraz musialo mi sie cos takiego przytrafic
Odnośnik do komentarza
agnieszkaa...masz agorafobie. Ja mam to samo. Pewnego dnia poczułaś się tak jak opisywałaś, powtarzało sie to jeszcze kilka razy, aż w końcu zaczęłaś unikać miejsc i sytuacji w których *to* się dzieje. Takie unikanie, ucieczka prowadzi do agorafobii. Jest to najgorsza z możliwych form fobii. Ja to samo przerabiam, chociaż teraz jest już lepiej bo nauczyłam się jednej ważnej rzeczy. Gdy czuję że *to* nadciąga staram się zachować opanowanie, nie wolno dopuścić do szybkiego oddychania trzeba oddychać spokojnie przeponą. Na prawdę zachowanie spokoju i wejście ze spokojem w stan *ataku* sprawia, że albo mija albo trwa krótko i łagodnie. Ostatnie wydarzenia w moim życiu sprawiły że zaczęłam się wyciszać i praktykować spokojne oddychanie. Tylko podchodzenie do problemu ze spokojem i opanowaniem może nam pomóc. Żadne leki ani terapie nie są w stanie zdziałać tyle co uwolnienie ciszy i spokoju które jest w nas. Jeszcze kilka dni temu chciałam zrobić sobie coś co zabierze ten wewnętrzny ból, a dziś czuję że jestem inną osobą tylko dzięki wyciszeniu!!!
Odnośnik do komentarza
a ja ciągle boję sie, ze coś stanie se moim bliskim, ż emusze gdzieś z nimi jechac mimo iz sama nie chcę, bo jakby czasem miało się coś stać. przed każdym ich wyjazdem robię znak krzyża, jak nie dam jakos idealnie reki na czoło to powtarzam i powtarzam... zawsze też jak gdzies idę odwracam się ciągle, zawsze zwracają mi uwagę, ale ja na prawdę boję się, że ktos mnie zaatakuje i jak sobie to wyobrazam to już jestem tak spanikowana, że nie moge.
Odnośnik do komentarza
Wszystkim polecam książkę RADOŚĆ ŻYCIA Davida Burnsa - po jej przeczytaniu robieniu pisemnych ćwiczeń (bardzo ważne!) nerwica, depresja, wszystko przechodzi. Jakbym miał możliwości to bym wszystkim ludziom te ksiazke rozdawal, bo kazdy zasluguje na taka pomoc. Wydaje sie, ze ksiazka pomoc nie moze, ale jednak, wlasnie moze! Sam nie wierzylem, az tu po prostu zadzialalo! Sprobujcie.
Odnośnik do komentarza
Hej. Jestem w drugiej klasie liceum, no coz, mam dopiero siedemnascie lat i walke z nerwica lekowa za soba. Dlatego chcialabym troche pomoc innym, ktorzy maja ten sam problem - wiem ze nie jest to latwe. I wcale nie jest prosto z tym wygrac: ponieważ nie ma takiej choroby jak nerwica lękowa. Nie powodują tego ani bakterie, ani wirusy. Nie ma na to żadnego skutecznego lekarstwa. Więc... o co w tym wszystkim chodzi??? Otóż, to jest MOJA odpowiedź: Kiedy rok temu poszłam do nowej szkoły wszystko się zmieniło. Po prostu, z dnia na dzień. Bez przyczyny. Zaczęłam się bać, mieć okropne bóle brzucha, zamykałam się w sobie, na lekcjach odwracałam uwagę od wszystkiego innego niż myślenie o tym jak jest ze mną źle, czy rysowaniem. Nie umiałam nigdy na sprawdzian - strach się pogłębiał. Powiedziałam o tym mojej przyjaciółce - nie zrozumiała mnie. Pierwszy tydzień nie mogłam spać. Musiałam nawet przespać, czyt. przeleżeć dwie noce w pokoju mojej siostry, nie MOGŁAM zostać sama. Najgorszy tydzień mojego życia. Codziennie płakałam. Nie chciałam wychodzić z przyjaciółmi. Założyłam bloga. Pisałam tam o tym, jak ze mną źle i że nie mam już siły. Myślałam o samobójstwie. A najgorsze że ataki miałam średnio kilka razy dziennie, najczęściej w szkole. Wtedy po prostu odłączał mi się mózg, skulałam się w sobie, pociły mi się i trzęsły ręce, moje ciało pracowało na megasilnych obrotach, kręciło mi się w głowie, wyniszczałam siebie. Kiedy lekcja toczyła się dalej ja toczyłam wewnętrzną walkę sama z sobą, nikt nic nie zauważał. Kiedy w końcu było już bardzo ciężko poszłam na USG. Ale, jak powiedziałam, nerwica to nie jest choroba, nic nie wykryto. Wszystko doskonale. Więc dlaczego boli? Doszło do tego, że bałam się jechać w odwiedziny do rodziny, nie chciałam iść gdzieś z przyjaciółmi. Nocować u kogoś?! Bałam się już na kilka dni wcześniej. Codziennie wchodziłam na takie jedno forum poświęcone właśnie nerwicy lękowej i za każdym razem miałam atak. Więc po co wchodziłam? Może myślałam, że mogłabym się od kogoś czegoś dowiedzieć? Jasne, dowiedziałam się tylko że należy myśleć pozytywnie, że to tylko zależy ode mnie. Teraz widzę ile w tym prawdy, ale wtedy dołowało mnie to ogromnie. Bałam się. Jak miałam myśleć pozytywnie? Te wszystkie rady były bez sensu. Poza tym... więcej było i tak pytań niż odpowiedzi. Nie wiem sama, czego tam szukałam. Ah! Samo nazwanie tego ciężkiego przypadku, jaki nas dotyka NERWICĄ LĘKOWĄ jest po prostu straszne. Wtedy jeszcze trudniej nam z tym wygrać. Ale jeżeli nie wiemy z czym mamy do czynienia, to także z tym nie wygramy. TAK WIDZIAŁAM TO JESZCZE PARE MIESIĘCY TEMU. Pierwszy krok stał się... No cóż, były to ferie. Po ponad półrocznej walce z samą sobą byłam wykończona. Ah, miałam dodać że kiedy jest się w takim właśnie stanie nie widzi się dla siebie przyszłości. I nie można sobie przypomnieć, jak to było kiedy wszystko było dobrze. Wydaje się to takie... jak za oceanem, ogromnie odległe. Więc, wyjechałam z rodziną na kilka dni w góry. I nagle zniknęło. ZNIKNĘŁO CAŁKOWICIE! Nie mówię teraz: jedźcie w góry, bo tam znika, po prostu... każdy jest indywidualny. Jednak... do szkoły wróciłam z tym okropnym nastawieniem. Wróciło. Wakacje. To były najcudowniejsze wakacje mojego życia. Zniknęło na całe dwa miesiące, bałam się, że w czasie szkoły wróci. Wraca. Oczywiście, że wraca. Ale ja już nie pozwalam, nie dam się. Nie pozwolę sobie zniszczyć siebie. Od rozpoczęcia roku szkolnego... a już jest z 40 dni po, miałam kilka ataków. Małych, nieznacznych. Najgorszy w pierwszy dzień szkoły, inny na geografii jakieś dwa tygodnie temu. I to tak po prostu, bez powodu. Ale wszystko się zmieniło. I umiem teraz racjonalnie patrzeć na to i na ostatni rok mojego życia. Potrafię wyciągać z tego wnioski, dużo wniosków: Nerwica lękowa, chociaż nienawidzę używać tej nazwy, rodzi się w naszej głowie. Tak, właśnie, w głowie. Potem rozchodzi się po ciele. Często atakuje układ pokarmowy, dlatego że mamy nad nim niejaką kontrolę, następnie układ oddechowy, tu też możemy coś nazmieniać. I to nie wszystko. Pierwsze pytanie, jakie powinniście sobie zadać brzmi: CO Z MOIM ŻYCIEM BYŁO NIE TAK, ŻE TERAZ JEST TAK ŹLE? Bo to nie jest nigdy tak, że jesteśmy szczęśliwi i nagle nas to dosięga. Wtedy to byłoby zbyt proste. Musimy wrócić do wczesnego dzieciństwa. Tak, miałam nerwicę lękową (ufff) w dzieciństwie. Chociaż zdaję sobie sprawę z tego dopiero teraz, kiedy o tym piszę. Miałam... sześć lat, chyba. Poszłam na pogrzeb. Zawsze byłam wrażliwa, ale to była przesada. Nie znałam tego człowieka. I wtedy, pamiętam, ten tydzień po pogrzebie... był czymś w stylu mojego pierwszego tygodnia w nowej szkole. Ale, byłam dzieckiem, i od razu kiedy to minęło zapomniałam o tym, zresztą było krótkie i nieistotne. W moim życiu wydarzyło się coś jeszcze, ale o tym nie chcę mówić. Po prostu, jeżeli coś wydarzy się w waszym dzieciństwie i nie potraficie wtedy tego zrozumieć, zapominacie. Ale kiedy dorastacie... Wszystko jest inne. Wtedy to wraca. I najgorzej jest w momentach, kiedy wszystko się zmienia. Nowa szkoła, nowa praca, rodzina. Jak z tym wygrać? Nie ma określonego sposobu. Każdy musi sam do tego dojść. Nie, nie jest to proste. Jest to bardzo trudne. I właściwie... Bardzo poważne, jednak kiedy już minie, wtedy wszystko wraca do normy. A jest nawet lepiej. Najważniejsza rzecz, z jakiej jestem dumna i która pomogła mi wygrać z tym, co mnie dręczyło: NIE BRAĆ ŻADNYCH LEKÓW! Powtórzę: to nie jest choroba. To jest w twojej głowie, ty masz z tym wygrać. Jeżeli sięgniesz po leki: to wtedy masz przed sobą dwie walki do stoczenia: jak odstawić leki, a wtedy jeszcze: jak pozbyć się tego czegoś, co nie chcę cię uwolnić. Po co sobie utrudniać? Żeby na 10 minut było lepiej? A potem? Wy macie to zwalczyć, a nie stłumić, ludzie! Nie umiem wam pomóc. Zresztą w ogóle nie powinnam tego robić. Bo nie jestem w stanie. Nikt nie jest. Żaden psycholog także. On może wam jedynie przepisać leki, czy, co lepszy, może pomóc wam wejść na właściwą drogę i pokierować was. Ale reszta... Nie należy do niego. Chcę wam udzielić kilku rad, teraz, kiedy już trzeźwo patrzę na to wszystko z dystansu czasu: 1. Nie poddawajcie się czasowi. Miejcie ustalone godziny na sen (najważniejsze to nie zarywać nocy), na życie towarzyskie, na pracę czy szkołę. Im więcej czasu spędzacie poza domem, im więcej czasu przebywacie z ludźmi, tym bardziej odciąga was to od myślenia o waszych wewnętrznych rozterkach. 2. Wakacje! Tutaj akurat chodzi o to: słońce, śmiech, zabawa - to wam naprawdę pomoże. Akurat tego jestem pewna. (Dochodzę do wniosku że ludzie w polsce są bardziej znerwicowani i przemęczeni właśnie przez nasz kimat. W bardziej egzotycznych miejscach nie ma się nawet potrzeby myślenia o przygnębiających nas rzeczach. Tak, słońce potrafi wiele). 3. Sport. Dużo sportu. Narzucony sport. Nie chce cię się? I tak musisz. A kiedy najdzie cię jeden z tych strasznych ataków: pobiegaj. Biegnij, aby go zgubić. 4. Zbieraj dużo pamiątek z chwil, które były dla ciebie wspaniałe. Potem, oglądając je, będziesz czuł że masz być z czego dumny w życiu. 5. Postaw na warzywa. O TAK! To jest prawda. I CO NAJWAŻNIEJSZE: nie zaniedbuj spraw, które są twoimi obowiązkami! Któregoś dnia TO dojdzie do wniosku że nic u ciebie nie wskóra, nie zniszczy cię, i pójdzie sobie tak samo, jak przyszło. Jednak ty musisz w to wierzyć. I trzymam za was wszystkich kciuki. I wiem, że do mnie też wróci nie raz. Niech wraca. Nie boję się. Jestem gotowa walczyć. O moje życie. O moją przyszłość. chcesz pogadać? anulka1006@o2.pl
Odnośnik do komentarza
Ania ... zgadzam się z Tobą w 100000000000% !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! Tylko my sami jesteśmy w stanie zniszczyć to cholerstwo! Ja zaczęłam dokładnie tak samo do tego podchodzić, jedyna rzecz której mi brakuje to przyjaciele lub chociaż znajomi. Nikogo nie mam, nikt mnie nie wyciąga z domu a to bardzo wspiera. Bardzo mi brakuje kogokolwiek z kim mogłabym pogadać od serca lub miło spędzić czas.
Odnośnik do komentarza
Moim zdaniem właśnie nikt nie powinien Cię wyciągać, powinnaś sama zacząć wychodzić. Na pewno spotkasz wtedy mnóstwo ludzi, a czasem wystarczy mały ciepły uśmiech i tyle. Takie proste, a takie skomplikowane. I dobrze że próbujesz z tym walczyć! Trzymam za Ciebie mocno kciuki, uda się nam! Hm masz może skype? ^^ Ja w ten sposób radzę sobie z samotnością :D
Odnośnik do komentarza
Anka myśle że ty młoda dziewczyna wygrałas z tym cholernym lękiem ,ja walcze z nim 15 lat ,a w dziecinstwo wspominam żle, potem śmierć męża w rok po ślubie i ja sama z malutkim synkiem ,każdy mnie żałował ,pocieszał a jednak zostało w głowie .podobno tyle lat ile się popada w tę chorobę tyle lat trwa leczenie ,ja w moim stanie nie pojechałabym nigdzie ,bo ja poprostu boję sie że coś mi sie stanie,pozdrawiam ,ja czekam na cud od bozi aby choroba odeszła
Odnośnik do komentarza
Jeżeli miałabym nastawienie typu: I tak mi nic to nie da, to pewnie też by mi się to nie udało. Dlatego właśnie pozytywne myślenie, chociaż nie nazwałabym tego tak, bo kiedy ma się nerwicę lękową to pozytywnego myślenia brak, rzeczywiście, jednak to naprawdę działa. Właściwie to nie wyjazd w góry mi pomógł, jednak był to pierwszy krok. Potem wszystko wróciło. Himalaje nie pomogą? A skąd wiesz? Ja nigdy nie zakładam niczego, zanim tego nie spróbuje. Najgorsze to zamknąć się w sobie. Wiem, wiem że jest ciężko. Nie tylko wam, ale też tym innym wszystkim którzy nie umieją sobie poradzić. Ale pamiętacie wasze życie zanim się to zaczęło? Czy nie warto czegoś zmienić, zaprzeć się, powiedzieć: DOŚĆ! Ah, i jeszcze jedno. Do baskalatka61: każdy cię żałował i pocieszał, a w rzeczywistości oni nawet nie zdają sobie sprawy z tego, jak jest ciężko. Wcześniej nawet nie wiedziałam, że coś takiego istnieje. I całkiem przypadkowo po kilku miesiącach męczenia się z tym dowiedziałam się, że można to do czegoś przypisać. Poza tym... Jak wspomniałaś masz syna. Masz dla kogo walczyć. Nie czekaj na cudy, bo te się raczej nie zdarzają, a jeżeli nawet: to jest za późno. Masz jeszcze życie przed sobą! Tyle cię może spotkać! I musisz zacząć od podstaw. Zmierzyć się ze swoim strachem: dopiero wtedy będziesz wiedzieć z czym tak naprawdę walczysz. I NIE CHCĘ SŁYSZEĆ ŻE SIĘ NIE DA! Najpierw spróbuj.
Odnośnik do komentarza
Jeśli mogę coś od siebie dodać, to uważam, że Ania ma rację.Wiara w siebie i pozytywne nastawienie to połowa sukcesu.Nie można z góry zakładać, że to nie pomoże...najpierw należy spróbować a nie od razu na starcie się poddawać :) Każdy z nas wie, że to jest trudna droga..ale w końcu kto powiedział, że będzie łatwo. Nie tak dawno, mama mojej koleżanki zmarła na raka płuc....a wiecie dlaczego? Sami lekarze powiedzieli, że straciła wiarę na wyzdrowienie, ona po prostu się poddała....a wiarę tą zachwiał jeden lekarz (on powiedział jej, że kolejna chemia może ją zabić), który jako jedyny miał odmienne zdanie od pozostałych lekarzy.Nie ma nic gorszego, jak odebranie ostatniej nadziei. Znam też inny przypadek.Znajomy chory także na raka płuc, wygrał z nim.Dzisiaj cieszy się życiem i z tego co opowiadała mi jego żona wiem (choć trudno w to uwierzyć), że ignorował własną chorobę...nie przejmował się nią.Ponoć nawet wiadomość o tej chorobie przyjął ze spokojem...jakby nie jego to dotyczyło. Podziwiam takich ludzi i wierzę, że zdarzają się takie przypadki.....bo właśnie Baskalatka61 wiara potrafi czynić cuda :)) Nikt nikogo nie zmusi na siłę by zaczął *walczyć*...to tego każdy musi dojść sam.Nie można kogoś uszczęśliwiać na siłę :) Wierzę, że każdy z Was wcześniej czy później sam się o tym przekona :)) Miłego weekendu życzę.
Odnośnik do komentarza
witaski dla wszystkich tak tak moi drodzy Ania ma całkowita racje tylko my najwiecej mozemy sobie sami pomoc racje ma tez w tym ze z lekami tak jest ze je trudno potem odstawic ja tez miałam zaproponowane leczenie tabletkami ale sie nie zgodziłam -postawiłam na psychoterapie i powiem ze moze mnie ona nie wyleczy ale pozwala na tę naszą nerwice spojrzec troche inaczej-nie przezywac tak tego wszystkiego a zwłaszcza nie panikowac przy ataku bo wtedy to nasza głowa wywołuje najwieksze objawy. zycze miłego dzionka
Odnośnik do komentarza
I to jest podejście! Chcę Wam wszystkim przy okazji coś pokazać: Oto jeden z postów, pisałam to ja, kilka miesięcy temu: Ania pisze... 10 styczeń 2008 22:11 Juz drugi raz pisze... Jak pisze, to jakos mi lżej... Zaczelam *08 z tym wszystkim... to jest straszne... Mam nadzieje, ze wykryja u mnie jakas chorobe (chociaz w to nie wierze), bo wiem, ze z nerwica sobie nie poradze... Oprocz tego w ciagu ostatnich dni doszedl mi bol CALEGO brzucha, czuje jakbys ktos mi wszystko sciskal w srodku. Chociaz... po pewnym czasie bol przestaje tak bardzo przeszkadzac... wiec moze im bedzie gorzej, jakos do tego przywykne. Dzisiaj w szkole bylo strasznie (musze sie wygadac); chodzilam cala obolala i krecilo mi sie w glowie. Poca mi sie i drza rece. Nie wytrzymam juz dlugo. Z kazdym tygodniem jest gorzej. Powiedzialam mamie. Odpowiedz: Poczekaj do ferii, pojezdzimy po lekarzach... Ale w ferie moze byc juz za pozno! Czy oni nie widza, ze juz nawet na twarzy jestem blada? Jak dlugo to jeszcze potrwa?? A moze smierc by byla najlepszym rozwiazaniem... Straszne. Nie wiedzialam, ze mnie to spotka. Ostatnie dni przesypiam. Nie ucze sie, spie 12 godzin na dobe, mimo to chodze wyczerpana i bez checi do zycia. Ktos tez tak ma? Przeciez ja mam dopiero 17 lat... Miałam takie oto podejście, ponieważ te wszystkie: Myśl pozytywnie, Uwierz że się uda, Poproś o pomoc Boga -* to były same gówna!, tak myślałam. Ale teraz piszę zupełnie inaczej. Widzę to zupełnie inaczej. Wreszcie mogę powiedzieć, że coś mi się udało. SAMEJ. BEZ ŻADNYCH LEKÓW. I WIDZE JAK BYŁO CIĘŻKO. ALE ZROBIŁAM TO SAMA. I DZIĘKI TEMU NIGDY NIE POZWOLĘ SOBIE, ŻEBY BYŁO JAK ROK TEMU.
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×