Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

Hej Brunetka To fantastycznie, że zaczynasz stawiać granice i mówić o tym co czujesz. To trudna sztuka, ale warto się jej nauczyć, choć czasami trzeba ponieść duże koszty. Mam w tym względzie osobiste doświadczenia, ale co ciekawe nie wszyscy reagują tak samo. W moim przypadku szczera rozmowa z mamą skończyła się zerwaniem kontaktów z jej strony, a taka sama rozmowa z tatą zaowocowała zacieśnieniem więzi. Myślę, że dużo zależy od tego, jak postrzega siebie samego ten drugi człowiek... A co terapii - absolutnie tu też się z Tobą zgadzam, wydaje mi się, że praca z psychologiem to tylko malutki wycinek tego co warto dla siebie zrobić.

Odnośnik do komentarza

Witam poświątecznie :) jak tam brzuchy? Zasłaniają krajobraz? Bo u mnie prawie tak :-))) MAMUSKA myślę że powinnaś skoncentrować się na pracy nad sobą, najlepiej na początek z psychologiem. Odpuść sobie wszelkie zioła i homeopatię - nerwica to choroba *duszy* a nie ciała i żadnymi lekami jej nie wyleczysz, bez względu czy będą to leki ziołowe, homeopatyczne czy psychotropowe. Nie będę się rozpisywał na ten temat bo wystarczy jak sięgniesz do starszych postów na tym forum - pisaliśmy o tym wielokrotnie. Łykając różności możemy tylko przytłumić objawy. IZABELLA i EDIK - atmosfera Świąt z nieogarniętą nerwicą niestety nie jest tym co tygryski lubią najbardziej i może nasilać objawy. Jedna z przyczyn może być odczuwanie przymusu i świadomość braku możliwości ucieczki z wszelkiej maści rodzinnych przyjątek :(. Dodatkowo pogoda nas w tym roku nie rozpieszcza. Wiatry to tylko efekt, ale taki układ atmosferyczny jak najbardziej sprzyja niepozytywnym nastrojom, że tak to ogólnie ujmę. Ksiądz Tischner w swojej Filozofii po góralsku opisuje takiego góralskiego *lekarza* który pomagał ludziom w najróżniejszych sprawach i pisał między innymi że jak przychodził marzec to jeździł po chałupach i odcinał wisielców. Nie od dzisiaj wiadomo że okres przedwiośnia sprzyja nastrojom depresyjnym i ogólnie jest niezbyt korzystny dla organizmu. Wynika to najprawdopodobniej ze zbiegu układu atmosferycznego, wyczerpania zimą o raz trwającym okresem braku światła słonecznego (długa noc, krótki dzień). Wiem że do marca jeszcze troszkę ale pogodę mamy typowo marcową a i inne rzeczy również występują. Medycyna wschodnia tłumaczy to przesileniem energia życiową, ze względu na budzącą się po zimie przyrodę, ale dla mnie wyżej opisany zbieg kilku okoliczności jest bardziej przekonujący. Na to może nakładać się jeszcze dieta w tym okresie. Tak jak pisałem ostatnio, że teoria holistyczna jest dla mnie najbardziej przekonująca to dołączenie do tego otoczenia człowieka, jako czynnika mocno wpływającego na wszystkie funkcje życiowe jest jak najbardziej uzasadnione. DOROTAT wspaniałe historie i świetne obserwacje. Sam jestem obserwatorem otaczającego świata i uwielbiam *podpatrywać* bliźnich w ich zachowaniach, ale również zwierzęta, które działają nie *skażone* cywilizacją, tak jak my wszyscy. I tak jak historia z mamusią pięknie pokazuje jak wszczepiane są nam w dzieciństwie niezdrowe emocje i konieczność tłumienia i podporzadkowania naszych pragnień to z kolei uważam że dyskretne obserwowanie zachowania zwierząt w pewnych sytuacjach może być bardzo pomocne w opracowaniu lub doskonaleniu własnej pracy nad sobą. One mają mnóstwo instynktownych zachowań, które są świetne, a my zatraciliśmy je poprzez cywilizację. BRUNETKA napisałem że rozsądna terapia nie może trwać tylko przez 10 sesji i że rok jest takim dobrym punktem odniesienia (czasem krócej czasem dłużej). Oczywiście w pełni zgadzam się z Tobą, że praca powinna trwać przez całe życie i nie można osiąść na laurach po ogarnięciu nerwicy, chociaż nie koniecznie trzeba do tego dalej angażować terapeutę. Tak jak z dzieciństwem i dorosłością - od terapeuty także trzeba się w pewnym momencie usamodzielnić - tak jak od rodziców. Co oczywiście nie oznacza zerwanie kontaktów i niemożliwość zapytania raz na jakiś czas o radę czy pomoc. Jeżeli chodzi o to co pisałaś o wyrażaniu uczuć - bardzo dobrze jest to robić przez ja, przynosi nadspodziewanie dobre efekty. Czyli po prostu mówisz o sobie, ale wyraźnie to podkreślasz. Ja, mnie, dla mnie itd. Druga sprawa, która często o pomaga ogarnąć taką sytuację i nie doprowadzić do awantury to mówienie o czyichś zachowaniach a nie o nim personalnie. Ja odbieram Twoje zachowania jako bardzo agresywne, zamiast Jesteś agresywna. Pokazywanie, że to są nasze odczucia (ja) w stosunku do zachowań innej osoby a nie personalny atak na nią. W znacznym stopniu odsuwa to możliwość awantury, choć oczywiście są osoby niereformowalne i niesłuchające, na które nic nie działa. Zaczynając taką rozmowę warto się upewnić że jest na nią czas, bo krótkie wymiany zdań często pod presją czasu przeradzają się w awantury, no i warto słuchać drugiej strony, dać jej pokazać własne uczucia. Jeżeli chcemy żeby nasze uczucia zostały poszanowane, to powinniśmy również szanować uczucia innych. Warto również przy takiej rozmowie dopuścić wewnętrznie do głosu zdrowy rozsądek, który może np. podpowiedzieć ze nasze pretensje są nie do końca uzasadnione a taki a nie inny odbiór może wynikać z nagromadzenia negatywnych emocji. KAROLINAAAA12 napisz do mnie na maila to Ci podam namiary na terapeutę w Warszawie Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

IGNAC bardzo się cieszę, że ciągle przypominasz jak ważne jest holistyczne podejście. Mam wrażenie, że tego brakuje w medycynie alopatycznej, że człowiek traktowany jest jakby składał się z niepowiązanych ze sobą organów, które nie wpływają na psychikę. Będę wracać do Medycyny Chińskiej, bo tam właśnie człowiek jest całością i wszystko jest ze wszystkim powiązane. Oni obserwują to od 3 tys. lat i myślę, że można wiele dal siebie znaleźć w tym podejściu. Z moim doświadczeń wynika, że wpływ odżywiania na zdrowie zarówno psychiczne jak i fizyczne jest niedoceniany w kulturze zachodniej. Nie wiem na ile nowa dieta wpłynęła na wycofanie się u mnie większości objawów nerwicy, ale wiem na pewno, że po 25 bezowocnych latach walki z migreną (przy czynnym udziale lekarzy neurologów i różnych leków) dopiero teraz odczułam ulgę. Wiem, że to nie forum o migrenie, ale jeśli po dwóch miesiącach diety ilość dni wyciętych z życia zmalała u mnie z 10-12 w miesiącu do 1, to nagle ja i moja rodzina zyskaliśmy dodatkowe 10 dni. Po tylu latach poszukiwań. No – i cholesterol z 230 spadł mi do 170!

Odnośnik do komentarza

DOROTAT myślę że dieta może mieć tu taj duże znaczenie, bo jedną z przyczyn migren może być rodzaj alergii pokarmowej. W Klasycznej medycynie alergia pokarmowa objawia się wysypką albo reakcjami ze strony układu oddechowego, a tym czasem to nie koniecznie tak musi być. Podejście medycyny współczesnej wynika z jej bezsilności. Przekonanie o możliwości leczenia wielu chorób wynika z wpajanej mam latami iluzji opartej na chciejstwie i powszechnym lęku o zdrowie i życie. Seriale takie jak dr. House są fajne i wiele osób je ogląda, natomiast są bardzo nieprawdziwe. Niezwykle trudno wykształcić lekarza który będzie w stanie wyjść poza swoją dziedzinę i przypisać objawy właściwym przyczynom. Poza tym nie leży w naturze ludzkiej zaprzeczanie wiedzy która skrupulatnie posiadło się w wyniku wieloletnich studiów. Trzeba by mieć odwagę i pokorę przyznać się do własnej niewiedzy. Ja zjechałem dietą z cholesterolu 286 na 200. Zrobiłem to żeby udowodnić p. kardiolog że nie muszę brać silnych leków, które mogą doprowadzić moje mięśnie do rozkładu, podobnie jak moja wątrobę. Jaka była reakcja na wyniki badań? Zachwyt że można? Pytania o stosowaną dietę? Nie, pani doktor bez mrugnięcia okiem stwierdziła że powinienem mieć cholesterol 190, i jak bardziej dbam o podwozie niż o silnik to moja sprawa; po czym się obraziła i nie chciała odpowiadać na żadne pytania więcej. Medycyna w dużym stopniu zrobiła postęp w diagnostyce - badania obrazowe są znacznie precyzyjniejsze, wymyślono tysiące nowych badań, opracowano łatwiejsze i bezpieczniejsze. Tylko co z tego. Zdiagnozują a potem człowiek słyszy, ze nie ma dobrych leków na te sprawy, albo dostaje leki bez komentarza a potem z ulotki dowiaduje się że w danej sprawie lek może pomoże ale reszta organizmu będzie ruiną. No i kompletny brak znajomości przyczyn. Ile chorób, nawet tych uważanych za uleczalne ma w opisie - powody występowania nie są znane. No i bardzo modne ostatnio określenie *to jakaś choroba autoimmunologiczna*. Jeżeli chodzi o medycynę wschodnią (bo to niekoniecznie Chiny, ale również np. Tybet) to trzeba bardzo ostrożnie podchodzić. Kulturą wschodu jestem zafascynowany od liceum i miałem okazję stykać się z różnymi jej przejawami. Jeżeli chodzi o medycynę to bardzo bym uważał na kilka spraw. Po pierwsze szarlatani, którzy mają niewiele wspólnego z medycyną wschodnią. Ta prawdziwa wymaga wielu lat studiów i praktyki pod okiem doświadczonych lekarzy - właśnie ze względu na podejście holistyczne. Pojawiają się niestety jak grzyby po deszczu mniej lub bardziej niedouczeni *fachowcy* którzy coś tam liznęli a teraz na fali popularności zarabiają kaszę. Po drugie to już się miejscami zrobił przemysł równie dochodowy jak farmaceutyczny, dla tego niektóre leki wywodzące się niby z medycyny Chińskiej produkowane są na skalę masową, bez zachowania jakichkolwiek zasad, nierzadko szprycowane silną chemią, żeby wystąpił *efekt* terapeutyczny. Kolejna sprawa to podejście bezkrytyczne do niektórych zasad np. diety. Z jednej strony promuje się tezę że zdrowa dieta powinna opierać się na produktach dostępnych w sposób naturalny na danym terenie w danej porze roku; po czym zaleca się potrawy przygotowywane z produktów dostępnych w danej porze roku ale w Chinach a nie w Polsce. Podejście holistyczne obejmuje również kwestię otoczenia, natury, klimatu a tym czasem w Tybecie czy Chinach występuje inny typ klimatu i metabolizm Azjatów funkcjonuje odmiennie od polskiego. Przykładem może być np. nietolerancja laktozy, która w Polsce sięga zaledwie kilku procent, natomiast w krajach azjatyckich przekracza 80%. Jak ze wszystkim umiar i rozsądek. A jeszcze jedno, lekarze medycyny wschodu, ci prawdziwi, oprócz ziół i diety zwracają bardzo dużą uwagę na energie wewnętrzną i stan umysłu, jako nierozerwalna część organizmu. U nas bardzo często ta strona jest pomijana i niestety często dochodzi do nieporozumień, bo wiedza na ten temat wykładana jest dla ludzi którzy wychowali się w tamtejszej kulturze i pewne sprawy są dla nich oczywiste a zachowania normalne. Człowiek z cywilizacji zachodu, próbując to zrozumieć często upraszcza lub przenosi na grunt europejski i w efekcie wychodzi wielkie g.... Dla tego dla osób mniej *zaangażowanych* i *zdeterminowanych* polecam jednak zacząć od psychoterapii w klasycznym stylu, i jak zawsze radzę kierować się w stronę terapii opartych o podejście behawioralno - poznawcze. Nie mniej jednak sprawa warta zgłębienia, nie ukrywam że jestem bardzo ciekaw Twojej diety. Jeżeli nie sprawi Ci to kłopotu, podeślij mi info, albo wskaż źródła informacji z których korzystasz Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

Witam wszystkich serdecznie :-)) U mnie święta bardzo dynamiczne, bardzo rodzinnie i zupełnie na spokojnie, normalnie i stosownie do sytuacji - czego nie piszę, aby gorzej się czującym, zrobić przykrość, a cały czas mówić, że można i że się da :-)) OPTYMISTKA super, że na sylwka idziesz i że na siłownię chodzisz, u osób lękowych to jest bardzo ważna aktywność, choć jak wiadomo ciężko się do niej namówić, a ważna, bo w naturalny i najlepszy sposób można z siebie wyrzucić nagromadzony stres, napięcia, poza tym po wysiłku fizycznym wzrasta przemiana materii, obniża poziom złego cholesterolu i cukru we krwi, a co najważniejsze po wysiłku wzrasta poziom endorfin, czujemy się z siebie zadowolenia, a to nam jest bardzo potrzebne. A powiedz mi jak tam mama? IGNAC nie do końca zgodzę się, że psychoterapia musi trwać 10 m-c - rok, aby była skuteczna, natomiast zgodzę się w 100%, że w trakcie terapii po pewnym ogarnięciu zagadnień najistotniejszych, takich trochę tu i teraz, tego co mocno w głowie siedzi i silny lęk wywołuje, czyli takie wyjście na prostą, co czasem trwa nawet do pół roku, a później wszelkimi metodami zajęcie się życiem i naszą psychiką coraz to szerszym kontekście, czyli tym co spowodowało, zapracowało na stan, podłoże, predyspozycje, które wpłynęły na wystąpienie zespołu zaburzeń lękowych. I tak jak napisałam, terapia może trwać około pół roku, czyli kończąc terapię, jesteśmy wyposażeni w wiedzę teoretyczną i praktyczną w zakresie mechanizmów powstawania lęku, mamy ogarnięte sytuacje trudne i odczarowane i odkręcone pewne błędy poznawcze i schematy myślowe, ale wtedy po zakończeniu terapii, dalsza praca jest konieczna i trzeba ją wykonać samemu, czyli to wszystko co wiemy, czego się nauczyliśmy, poszerzać, rozlewać na wszystkie dziedziny życia, potrzeba dużo silnej woli, konsekwencji, samozaparcia i wiary, że możemy to zrobić, czyli taka autoterapia, ma to jeden główny plus, jeśli się uda mamy naprawdę dużą satysfakcje i poczucie wewnętrznego sukcesu i własnej mocy :-)), a także daje poczucie dużej samoświadomości, a do tego własna praca, czyli we własnym tempie, na płaszczyznach najistotniejszych, kierując się własnymi potrzebami. Ale oczywiście bardzo często i to także jest korzystne, kontynuowanie terapii do około roku (zależy to od indywidulnego stanu, możliwości i podejścia) i w jej trakcie i różnymi metodami terapeutycznymi (chyba żaden dobry psychoterapeuta nie posługuje się w swojej pracy jednym nurtem psychologii) wzmocnienie rozwoju osobistego i inteligencji emocjonalnej, w tym, samooceny, asertywności, samoświadomości, antyagresji, rozpoznać i spróbować rozwiązać konflikty wewnętrzne itp. Ja tak miałam, że po pół roku zostałam *wykopana* na szerokie wody, choć z jednej strony chciałam dalej sama kontynuować, rozpoczętą pracę nad sobą, ale z drugiej strony trochę się bałam i do końca nie czułam się pewnie, ale psychoterapeutka uznała, a ja jej ufałam, że jestem gotowa. I owszem maiłam racjonalne spojrzenie na sprawy zdrowotne, jakieś szczątkowe objawy somatyczne jeszcze się tliły (ale one zawsze odpuszczają stopniowo i po jakimś czasie, bo są utrwalone w ciele pewne nadwrażliwe reakcje fizjologiczne i chemiczne), pomimo znacznego obniżenia się poziomu lęku. Wtedy już samodzielnie zajęłam się moimi różnymi reakcjami na różne sytuacje życiowe i tak np. jestem osobą bardzo ambitną (jak wielu z Was) lubię doskonałość, która jak wiadomo jest bardzo trudna do osiągnięcia, a jeszcze trudniejsze jest do osiągnięcia poczucie, że coś zrobiło się doskonale, co oczywiście rodziło konflikt wewnętrzny, bo bardzo czegoś pragnęłam, pracowałam na to, a że miałam bardzo wysokie oczekiwania, z natury rzeczy nie mogłam czuć się zadowolona i spełniona, a to rodziło frustrację i tak na dość banalnym przykładzie: robiłam imprezę i zapraszałam znajomych, cały dzień trwały przygotowania, potrawy, stół, zastawa, wszystko musiało być na tip top, ale z dużym wewnętrznym napięciem, trochę nerwowo i prze z to chaotycznie, a w takim stanie łatwo o błędy, konflikty z osobami zaangażowanymi w przygotowania i ogólnie jeszcze impreza się nie zaczęła, ja już czułam się wypalona, a na dodatku goście mogli się spóźnić, albo przyjść za wcześnie, albo, albo, albo.... zazwyczaj na takiej imprezie, wszyscy bawili się dobrze, mi późnej zazwyczaj też napięcie odpuszczało, ale i tak w mojej głowie pozostawał niesmak, że jakoś nie było tak jak chciałam. Zaczęłam się nad tym zastanawiać, mogłam jak proponuje Dorotat, wyładować napięcie i stres w sposób ekspresyjny, wyżyć się i poczuć ulgę, ale jednak to problemu nie rozwiązywało, bo problem nie był w tym, że rosło we mnie napięcie, ale to dlaczego tak się działo?, a działo się tak przez mój źle pojmowany perfekcjonizm i widzenie czarno-białe (błąd poznawczy) jak coś nie jest dobre to jest złe, a że osobę perfekcyjną ciężko zadowolić, to zazwyczaj jest źle. Zaczęłam to odczarowywać, zadawać sobie pytania, czy ja muszę, czy jest mi to potrzebne, czy nie mam prawa odpuścić sobie, nie tylko jest biały i czarny, ale pomiędzy wiele odcienie szarości, po co dążyć do doskonałości jak i tak nie można jej osiągnąć na oczekiwanym poziomie? a może mogę sobie odpuścić, robić, przygotowywać, tak żeby sprawiało mi przyjemność, przyjemność z faktu, że ktoś do mnie przychodzi, że będzie fajna zabawa, a jak poprzeczka nie będzie wysoko ustawiona to i satysfakcja będzie łatwiejsza do osiągnięcia, dojście, zrozumienie i w czyn wprawienie podejście, że właściwie nic nie muszę, że dużo mogę, że ma mi prawo coś nie wyjść, a goście mogą się spóźnić lub przyjść za wcześnie i co z tego?, a nic z tego. Przepracowanie myślenia, podejścia, jak można się domyślić znacznie wpłynęło na odczuwanie emocji, wszystko znormalniało i wiele wyprostowało, zapraszam znajomych i jest fajnie i miło. Podsumowując moje reakcje emocjonalne były nieadekwatne do sytuacji i dla mnie trudne, ale dlatego, że moje podejście, patrzenie i myślenie o pewnych sprawach było niewłaściwe i dla mnie destruktywne. Powyższym nawiązuję trochę do tego co pisze Dorotat, oczywiście wyrzucić skumulowane emocje, potrafić to zrobić jest bardzo ważne, od dawna wiadomo, że trzymanie, tłamszenie w sobie emocji jest zgubne i wpływa na nasz stan zdrowia, ale poza tym trzeba się zastanowić co wpływa na odczuwanie tych trudnych emocji i jak sobie w tym zakresie pomóc. Świetna historii z matką i dzieckiem, tak właśnie rodzą się w nas zahamowania, bo w obliczu zagrożenia i zastraszenia, to uczucie jest dominujące i nic więcej, jak np. wyrażenie swojej opinii i dezaprobaty, nie jest istotne. Natomiast jeśli chodzi o psa, to, że on potrafi wyładować swoje emocje, przenieść na przedmiot i tym samym uspokoić się, to nadal nie zmienia faktu, że to co odczuwa nie jest stosowne do sytuacji i może w przypadku psa nie ma to żadnego znaczenia, to w przypadku człowieka, warto dotrzeć do źródła, przyczyny tych emocji i nad tym źródłem, naszym podejściem podziałać. A powiedz mi Dorotat, jakie masz dalsze plany?, bo jak dobrze rozumiem, na razie, głównie wyrzucasz z siebie nagromadzone emocje te z dzieciństwa i pracujesz nad okazywaniem emocji teraźniejszych, ale jest jeszcze pewne nie racjonalne podejście do stanu zdrowia, szukanie chorób i silny lęk o własne zdrowie i życie, jak tutaj planujesz zadziałać? pytam bez podtekstu, jestem ciekawa zwyczajnie. Ja, tam lubię czytać jak sobie ludzie radzą, jak to robią i jak wpłynęli na to co mają i ja akurat lubię, wiedzieć co ich do tego skłoniło, czyje metody, jakie opracowania, lubię zgłębianie wiedzy, dzielenie się nią i czerpanie z cudzej wiedzy i dla mnie fajnie jak czasem teorii, nazwisk i metod się pojawia, choćby z zachłanności na wiedzę i może takich osób jak ja jest tu więcej i dla nich też coś to daje. Ja po prostu z tych ciekawskich jestem i dociekliwych ;-D A niezależnie od różnic, które prezentujemy, to jak widzę większość z nas się zgadza, że warto zrobić coś o wiele więcej niż terapia i sugestie terapeuty, że warto wdrożyć, podtrzymywać i udoskonalać podejście do życia i nas w tym życiu, warto robić coś dla siebie, bo przez to robimy też coś dla innych. Meggi fajnie, że miałaś udane święta, fajne jest to co napisałaś, czyli w skucie, było super, a co będzie to nie wiem - czyli niepodważalnie i zgodnie z faktami było dobrze, a co dalej nie wie nikt, więc równie dobrze może być dobrze. IZABELLA, EDIK święta to zaczarowany czas, wile naszych emocji i zahamować przy ich okazji wychodzi, szczególnie jak jesteśmy wsłuchani i wpatrzeni w siebie, nasze oczekiwania są duże i chcielibyśmy to wszystko mieć natychmiast, spokój, relaks, opanowanie, ale żaden *zaczarowany czas* nie sprawi, za pomocą czarodziejskiej mocy, że wszystko do normy wróci, a że oczekiwania duże, to i poczucie pozornej porażki większe i bardziej boli, a to frustracje i lęk rodzi. Ale pomyślcie sobie tak, to trudny moment, a ja jeszcze nie jestem gotowa na takie atrakcje, choć mogę próbować, mogę oswajać, może było słabo, ale było kilka momentów miłych, przebłysków, choćby krótkotrwałych (najlepiej je przywołać, nazwać, rozebrać na czynniki pierwsze, aby zadowolenie z nich dłużej trwało), trzeba się starać rozbudowywać pozytywy, aby te negatywy nie były takie przytaczające i jedyne. Ważne to jest na przyszłość, bo pamięć jest ulotna i z czasem będzie się nam wydawało, że tylko złe momenty były, bo tych lepszych nie pamiętamy i za rok znowu będziemy podświadomie bać się świąt, a może nie warto, może wcale nie tylko źle było. Napiszcie, nam, mi :-) proszę o miłych, choćby malutkich, ale miłych i spokojnych momentach ze świąt :-) Ja tak jak już kiedyś pisałam mało znam się medycyną wschodu, mało się też nią interesuje, choć uważnie czytam co na jej temat piszecie. Choć powiem, że ja nawet od lekarzy, coraz częściej słyszę, jak zaczynam o pewnych spawach rozmawiać, zazwyczaj ja na ten temat schodzę, że jesteśmy całością i choć może sami z siebie niechętnie *tracą czas* na takie podejście i tłumaczenie pacjentowi pod takim kontem, ale i tak coś optymistycznego się dzieje. Jedzenie, interakcje personalne, niezałatwione sprawy z przeszłości, spójność wnętrza i zewnętrza naszego, sport, relaks, odpoczynek, sex, duchowość (fajna kolejność ;-)) hormony, reakcje fizjologiczne, cudze fluidy, nasze granice psychologiczne, samoświadomość, potrzeby, plany, marzenia, doświadczenia - mnóstwo jest tego, co się zazębia, wzajemnie wpływa i utrzymanie tej harmonii to duży dla nas i naszych organizmów wysiłek, ale to właśnie stanowi o naszej indywidualności i odmienności i jest to bądź co bądź piękne i warto o tą harmonię walczyć, a wprowadzając korzystną zmianę w jedyną z dziedzin, pociągnie ona z sobą inne korzystne zmiany, choć warto podejść kompleksowo, na tyle na ile się da. Ja było mi psychicznie bardzo źle, to starłam się jakoś korzystnie zadbać o swoje ciało i nie mam na myśli kuracji antycellulitowej ;-), a starałam się jeść dobre dla psychiki pokarmy, brałam suplementy diety, starałam się odpoczywać, pić przed snem melisę, aby ten sen był choć trochę regenerujący, zmuszałam się do spacerów, oglądałam lekkie filmy i programy, żadnej grozy i unikałam stresów, których uniknąć mogłam, np. nie szłam na rodzinny obiad, ale nie na zasadzie unikania, czyli bardzo bym chciała, ale nie mogę, nie potrafię, jestem do niczego, nie pójdę i tak mi z tym strasznie, tylko świadomie, nie idę, chcę zostać w domu, zrobię pranie, pomaluję sobie paznokcie, poleżę pod kocem i zapale świece zapachowe, pogadam z koleżanką przez telefon, czyli nie rezygnuję, przez lęk przed lękiem, ale dokonuję świadomego wyboru, zostaję w domu i robię coś dla siebie. DAM RADE jak tam? :-) Ale się rozpisałam, pozdrawiam Was serdecznie

Odnośnik do komentarza

Hej Jasma Fajny wpis, te Twoje wpisy bardzo lubię, kiedy opowiadasz własne historie, konkretne przykłady czy sytuację. Myślę, że dla wielu osób na forum są one bardzo cenne. Pytasz jakie mam dalsze plany. Chętnie się podzielę, a potem napiszę jak to przekłada się na codzienność. Ja zaczęłam od ciała i emocji, bo od tego przez niemal całe swoje życie była odcięta. Żyłam w świecie intelektualnym, czytałam pisałam i myślałam, tak jakbym zupełnie nie miała ciała. Nie zastanawiałam się co czuję, co czuje moje ciało, rejestrowałam tylko, że jestem nieszczęśliwa. I to własnie chcę zmienić. Od stycznia (po Trzech Królach) zaczynam terapię, ale wybrałam terapeutkę w nurcie humanistycznym, która łączy różne sposoby pracy, w tym także hipnozę i własnie pracę z ciałem. Zamierzam zobaczyć co z tego wyniknie, co mi to da, jakie nowe możliwości otworzy. Ale na tym etapie wciąż priorytetem dla mnie jest praca nad przeszłością. Chcę uwolnić się od uwięzionych we mnie emocji, nazwać je, wyrazić, a w konsekwencji zrozumieć i wybaczyć osobom, które świadomie lub nie skrzywdziły mnie. Ale chcę także wybaczyć sobie, że to ja krzywdziłam. A więc planuję pracę bardzo głęboką, choć związaną z przeszłością. Dopiero, kiedy z tym się uporam, będę mogła zmieniać swoje spojrzenie na świat. A może uda mi się to przeprowadzić równocześnie?.... Nie stawiam sobie jednak granic czasowych, by znowu się nie nakręcać. Jeśli chodzi o lęk czy objawy somatyczne są bliskie zeru. Moim największym sukcesem jest uwolnienie się od porannego lęku. Ten objaw utrzymywał się najdłużej, ale od kilku dni budzę się jak dawniej lizana po twarzy przez mojego psa. Wiem jednak, że w głębi mnie nadal trwa lęk przed udarem. Przyznaję, że tego boję się najbardziej, najgorsze dla mnie jest to, że nie ma badań, które mogłyby wykluczyć lub potwierdzić, że tak się stało, albo stanie czy nie stanie w przyszłości. Tłumaczę sobie jednak, że robię wszystko, by tego uniknąć. Dieta obniżyła cholesterol i ciśnienie, praca z emocjami uwalania od wewnętrznego napięcia, reszta i tak w rękach Boga. Teraz tylko muszę powtarzać sobie to tak często, aż sama w to uwierzę. W moim wypadku ogromne znaczenie prewencyjne - zabezpieczające mnie przed nawrotem nerwicy - będzie na pewno zmiana pracy. W tej chwili pracuję w domu, pod presją terminów i jakości. I czuję się wypalona, wyizolowana i samotna. Bardzo potrzebuję wyjść do ludzi i uważam, ze to będzie niezwykle istotny element w mojej terapii. Ale absolutnie Jasma w jednym masz rację - praca nad sobą, nad własną świadomością, ale także poczuciem wartości, wiarą w siebie jest w moim przypadku niezbędna. Bo szukanie pracy w dzisiejszych warunkach rynkowych będzie wyzwaniem, i trzeba będzie godzić się z porażkami, a to zawsze było dla mnie trudne.

Odnośnik do komentarza

Dorotat i to to rozumiem, znalazłaś coś na tu i teraz, coś co pozwoliło Ci zapanować nad pewnymi sprawami, odczuciami, uporać się z objawami somatycznymi, ale również pomyśleć nad przeszłością i przyszłością, przyszłość jak ją właściwie i skutecznie zamknąć, a przyszłością, jak zmienić pewne patrzenie i nasze życie, ale już tak na zawsze. Ja też w zakresie mojej wady serca, zadbałam o podtrzymanie i może jeszcze podniesienie mojej ogólnej kondycji organizmu, dziękii, której kondycji, serce jest w tak dobrym stanie, a wada bezobjawowa i skompensowana (wyrówna), oczywiście w wyznaczonych terminach robię badani i stawiam się na wizyty kontrolne. Ciekawa jestem zastosowania hipnozy, jak to na Ciebie wpłynie i jakie będziesz miła odczucia po takim seansie, mam nadzieję, że się z nami podzielisz swoją opinią. Ja kiedyś też myślałam o hipnozie, tak trochę na zasadzie, poddać się jej i pod jej wpływem zapomnieć, co nie potrzebne, wyprostować co tego wymaga i z niejako z niezapisaną kartą ruszyć w przyszłość, choć raczej to tak nie działa ;-)) Tak, wszystko w rękach Boga i naszych :-) Pozdrawiam i miłego wieczoru

Odnośnik do komentarza

JASMA jak mogłaś się ze mną nie zgodzić!!! To oburzające :)))) Wcale nie uważam że się nie zgadzamy, zgadzamy się w 100%. Napisałem rok, ale bardziej miałem na myśli opozycje do 10 spotkaniowych terapii które są bzdurą. Oczywiście czas terapii jest bardzo indywidualny, i tak jak obserwuje osoby z mojego otoczenia, to te trafiające na terapeutów z prawdziwego zdarzenia przeciętnie biegają na spotkania 12 - 15 miesięcy. Często ostatni okres to jest bardziej strach (nie lęk) przed utratą oparcia w osobie terapeuty a Ci nie zawsze chcą *wykopywać na głęboką wodę*. Z tego co wiem, to bardzo często terapia nerwicy lękowej powolutku przeradza się w terapię bardziej ogólną, żeby ogarnąć nie tylko spust w postaci nerwicy ale również źródła problemu. Myślę że najwłaściwsze jest tutaj podejście DOROTAT - nie zakładam ram czasowych. To wychodzi w praniu. Myślę że dla osób które myślą o podjęciu terapii i mają wątpliwości m.in. dotyczące tego ile to potrwa określenie tego na ok. 12 miesięcy jest dobrym przybliżeniem. Ja biegałem trochę dłużej, ale wynikało to z kilku przyczyn. Pierwsze terapie były totalną pomyłką, m.in. ze względu na takie właśnie podejście - 10 sesji i będzie super, dla tego na początku tej rozsądnej terapii siłą rzeczy trzeba było troszkę wyjaśnić te wcześniejsze sytuacje. Nie ukrywam że w niektórych tematach byłem dość oporny i broniłem się przed obiektywnym spojrzeniem, co też wydłużyło terapię. Pod koniec terapii biegałem raz na miesiąc półtora i w końcu zrozumiałem, że terapeutka czeka aż to ja podejmę decyzję o zakończeniu. A ponieważ ja korzystałem z okazji i ciągnąłem ją za język w sprawach ogólnopsychologicznych to mi się niespecjalnie śpieszyło. Wracając do czasu terapii, myślę że dużą rolę odgrywa tutaj również czynnik samoświadomości i chęci albo gotowości do samodzielnej pracy. Znam osoby, które przeszły pełną terapię, rozwiązały problemy nerwicowe i na tym poprzestały. W dalszym ciągu w mniejszym lub większym stopniu nie zapanowały nad zachowaniami leżącymi o podstaw nerwicy. Uważają, że temat jest zamknięty, a ja boje się że jest tylko domknięty, pytanie na jak długo. Nie zapominaj JASMA że Ty, czy ja liznęliśmy troszkę psychologii i dla nas pewne tematy są w miarę oczywiste, potrafimy pójść sami do przodu. Dla osoby *z ulicy* samo zetknięcie się z psychologiem, kwestia otwarcia się przed obcą osobą, pewne metody mogą budzić mniejszy lub większy opór. Jest też niesamowicie ważna kwestia pewnych przyzwyczajeń. Jeżeli mamy ugruntowane jakieś zachowania i nie było bezpośredniej relacji między nimi a objawami nerwicowymi, a jeszcze jeżeli są to zachowania wyniesione w domu z którymi ktoś się niejako *urodził* to terapeuta będzie miał nie lada zadanie, żeby komuś pokazać jak destrukcyjne jest to zachowanie, będzie obrona Częstochowy i rzucanie się Rejtanem. Jeżeli jeszcze dojdzie do tego prostowanie opinii o bliskich, to mamy ładny kawałek czasu z głowy. A to tylko strona przeżyciowa. Jeżeli do tego dołożymy konflikty wynikające np. ze styku sfery czynników biologicznych i oczekiwań społecznych, i na dodatek to się łączy z kompleksami, sekowaniem w dzieciństwie, to uświadomienie sobie konfliktów. przyznanie się do nich i zmiana podejścia jest ogromną pracą. Tempo marszu dostosowuje się do najsłabszego piechura, a na tym forum mamy różne osoby. OK, rozpisałem się a to w sumie nie tak istotny temat. Wszyscy się zgadamy co do kwestii dalszej pracy nad sobą. Myślę że wręcz szkoda było by zaprzepaścić taką okazje, jak już ruszyliśmy z miejsca o warto pociągnąć dalej, bo drugi raz może się nam nie zechcieć. Nowy Rok za pasem, a takie momenty sprzyjają podejmowaniu przełomowych decyzji. Dla tego życzę wszystkim przełamania i pójścia do przodu i w górę. Tak jak pisała JASMA - szklanka do połowy pełna! Patrzmy w światełko w tunelu zamiast oglądać się za siebie i uczmy się cenić drobne sukcesy i radości. A to że czasami nam się nie chce, jesteśmy zmęczeni albo coś nie wyjdzie - to nie jest powód do zmartwienia, jesteśmy tylko ludźmi i mamy do tego prawo. Nie od razu Kraków zbudowano i takich momentów będzie coraz mniej. Byle się nie załamywać i iść do przodu. Na dnie już byliśmy teraz może być tylko lepiej, tylko trzeba zauważać te drobne kroki do przodu a nie same złe momenty. Tych nie należy w ogóle zauważać :) MEGI 88 - bardzo słuszne spostrzeżenie - to w nawiasie :) Następnym razem zastosuj je przed a nie po i będzie OK :)

Odnośnik do komentarza

GNAC normalnie nagana z wpisem do akt, albo przełożyć przez kolano i parę szybkich, niezbyt mocnych klapsów zaserwować ;-D Ja podobnie, ja co poniektórzy przekorna jestem :-)) i czasem pisząc o różnicach, podkreślam podobieństwa :-)))) A tak na poważnie, to prawda, terapia dostosowana do potrzeb indywidualnych, czyli stanu psychofizycznego, tego jak rozległe tematy są do załatwienia i jak głęboko podczas psychoterapii trzeb sięgnąć. Osoby, takie które posiadają widzę z zakresu psychologii, czasami są trudniejszymi pacjentami, bo za dużo dyskutują i mają swoje zdanie na pewne tematy, a nawet wiedzą więcej ;-p. Ja na początku terapii, zaznaczyłam, że na sztuczki psychologiczne i manipulację w czystej postaci to się nie nabiorę, myślę, że moja terapeutka, wzięła sobie do serca, bo to wszystko ubrała w profesjonalne podejście, dostosowane do targetu, a ostatecznie wiedza mi się przysłużyła. A nie zakładanie sobie ram czasowych, jest faktycznie bardzo słusznym podejściem, bo nie czujemy presji i oddechu upływającego czasu. Żeby jeszcze Ci psychoterapeuci zawsze tak mądrze podchodzili do nas i swojej profesji. Tak czy siak, jesteśmy kowalami swojego losu, a szklanka do połowy pełna!!! Megi to co napisał IGNAC podniesione do potęgi drugiej

Odnośnik do komentarza

Jasma - u mnie święta dosc slabo. Nerwowa atmosfera byla, przeplatana nieodzywaniem sie. Ale bylo minelo :) Za rok beda lepsze. Staram sie skupiac na tym ze mimo to bylam dwa razy na Starym Miescie i nie bylo dramatu. Do tego chodzilam normalnie do komunii w kosciele - praktycznie bez lęku. Dzisiaj nawet sie w tlumy kupujacych na wyprzedażach wypuscilam.

Odnośnik do komentarza

Chętnie podzielę się z Wami moją dalszą do *wolności* od nerwicy, własnych żali, głęboko skrywanych krzywd itp... Chciałam jeszcze tylko Jasmie odpowiedzieć w kwestii hipnozy. Ja mam pewne doświadczenia z hipnozą i nie będzie to dla mnie nowość. Mój brat, kiedy skończył kurs mistrza NLP trenował na mnie różne techniki wprowadzania w stan hipnotyczny. Muszę powiedzieć, że wrażenia miałam bardzo interesujące, choć początki nie były łatwe, bo trzeba było zrezygnować z kontroli i przekazać ją komuś innemu. Ale te *wprawki* nie miały zupełnie charakteru terapeutycznego (robiliśmy tylko głęboki relaks). Teraz jestem bardzo ciekawa co i w jaki sposób hipnoza może wnieść w terapię. Na pewno o tym napiszę. Zastanawiam się też nad wzięciem udziału na wiosnę w ustawieniach rodzinnych Hellingera. Byłabym wdzięczna gdyby ktoś, kto osobiście się z tym zetknął napisał nam na forum na ile jest to pomocne w terapii.

Odnośnik do komentarza

Dorotat, ja nie brałam udziału w ustawieniach Hillingera, swojego czasu trochę o tym czytałam i oglądałam program, dla mnie w tej metodzie jest trochę za dużo metafizyki, a to czasami zostawia za duże pole do konfabulacji, udawania i wyobraźni, ale to tylko taka subiektywna ocena. Ja natomiast, brałam kilka razy udział jako drugi trener (choć bardziej obserwator) w warsztacie pt. *mity i skrypty rodzinne* bardzo fajnie można odczarować, przepracować pewne relacje rodzinne. Ja w ogóle polecam warsztaty na różne tematy, choć raczej jak już franca zostanie ogarnięta, a my będziemy doskonalić swój rozwój osobisty, np. dla Brunetki warsztat pt. po prostu *Asertywność* :-) - warsztaty są fajne, bo oprócz ćwiczeń, są też mini wykłady na dany temat, doskonali się pewne umiejętności i dostaje informację zwrotną, jak na innych wpływamy, jak jesteśmy odbierani i możemy dowiedzieć się od osób niezależnych czy odbiór naszego przekazu jest spójny z naszymi intencjami. Ale jak ze wszystkim, tak z warsztatami trzeba uważać na sztampę i hochsztaplerstwo. Bardzo ciekawym i intensywnym doświadczeniem interpersonalnym są Grupy Otwarcia, może też dlatego, że mają określone zasady, które wpływają na wyjątkowość sytuacji i mocne odczucia. DAM RADE myślałam o Tobie i jak sobie radzisz, czyli jakoś dałaś radę, a wiesz, że ciężko, żeby było lepiej, bo sobie niejako *zaplanowałaś*, że będzie słabo.

Odnośnik do komentarza

Jasma - az takiej beznadziei świąt nie planowalam :) dla zobrazowania moja mama w ramach pokazania ze ma w dupie święta siadla do wigilii w dresie i nie chciala sie przebrac :) później oczywiscie cale swieta sie nie odzywala. Więc cos takiego trudno bylo przewidziec. Ale na pocieszenie mialam wiele fajnych świąt i jeszcze wiele fajnych przede mna:) A teraz mama refleksja po dzisiejszych zakupach w tlumach - chodzilam sobie po sklepie i myslalam jak ja to bym chciala sie juz normalnie czuc jak kiedys w tych sklepach. I zdalam sobie sprawe ze nie czuje sie super cudownie ale jestem, nie poddalam sie, ze pewnie jakis jeszcze czas moge sie zle czuc w sklepie ale im wiecej bede wychoszic tym bedzie lepiej. Do tego zdalam sobie sprawe ze przemierzam cale centrum handlowe bo nie bylo sie gdzie zaparkowac i musialam przejsc cala Promenade do konkretnego sklepu i ide, a nie jak kiedys ze jak nie ma miejsca pod wejsciem to nie ide. Do tego centra handlowe byly dla mnie nieosiagalne przez dlugi czas a teraz jestem i odczuwam tylko delikatny strach co jakis czas. Nawet sama sobie po sklepach chodzilam bo moja sfochowana mama nie chciala. I nawet sama w tych sklepach nie panikowalam jakos strasznie. Do tego w jednym ze sklepow spotkalam kolezanke i zero paniki tylko sobie myslalam: dobrze ze chociaz wlosy ulozylam ;) normalnie z nia rozmwaialam nawet nie konczylam rozmowy. Ona pierwsza sie pozegnala. Pierwszy raz zdalam sobie sprawe ze malymi krokami tez mozna gdzies dojsc :) Tylko trzeba widziec te male kroki :)

Odnośnik do komentarza

Witam i dziękuję za wsparcie. walczę, ale macie racje, że święta, to trudny czas dla nerwicowców, ale na szczęście minęły... Od trzech dni dostaje zamiast bisocardu metocard. Działa, ale tylko 5 godzin. później znów zaczyna szybko bić do 120. To dużo, szczególnie, że mnie to przeraża... Biorę tabletki 50mg i lekarz powiedział, że po kilku dniach będzie lepiej. Dzisiaj już nie wali tak mocno, tylko szybko, więc może ten lekarz miał racje, że lek potrzebuje kilku dni na zamieszkanie we mnie. Wizytę u kardiologa mam 4 stycznia, a od poniedziałku 2 stycznia idę do pracy i muszę być sprawna, bo mnie wywalą... Trzymajcie za mnie kciuki, proszę... Walczę, choć nie tylko święta, ale to moje pójście do pracy też mi dokłada. Ja baaardzo chcę iść do pracy i bardzo się ciesze, ale może nerwica bawi się mną.i dlatego to serca sobie przyspieszyło... Trzymam za was wszystkich kciuki i życzę dobrego samopoczucia jak najczęściej...

Odnośnik do komentarza

DAM RADE czytałam Twój tekst i uśmiechałam się, bo są do radości i uśmiechu powody. To może następnym razem Galerii Mokotów?, kupimy coś wspólnie na nasze dość chude tyłki i coś jeszcze na wiesz co ;-D A właśnie, Dorotat jak teraz Twoja waga, bo pamiętam, że z chyba ze 116 spadłaś na coś koło 60, a te 6 tyg. temu miałaś 79, a jak teraz po wprowadzeniu zmian żywieniowych, jaka waga? IZABELLA to z pewnością stres związany z pracą, nawet u osób nie nerwicowych to duże wyzwanie, a u nas ten stres jeszcze mocniej się wyraża. Czasami jak znajdziemy źródło stresu, to samo w sobie pomaga, bo przynajmniej wiemy o co chodzi. Bardzo dziękuję za Twoje życzenia i Tobie również wszystkiego dobrego :-)

Odnośnik do komentarza

JASMA. Nigdy nie można zaplanować sobie, że będzie słabo. Można to przewidywać, ale u nas ludzi wrażliwych zawsze jest nadzieja, że będzie dobrze.. Dlatego później, jak oczywiście jest źle, to najbardziej zabija nas ta nasza nadzieja, że może... Dam Radę, nie wybieramy sobie ani rodziców ani rodziny i ja nie widzę niczego złego w uciekaniu od takiej rozczarowującej rodziny w celu ratowania siebie. To jest najlepsze dla nas rozwiązanie, bo jak zostaniemy i będziemy chcieli akceptować, wierzyć itp, to i tak niczego nie naprawimy, a. jedyne co się stanie, to zmarnujemy sobie życie. Terapia jest potrzebna do takiego odejścia. Ja nie mówię o odejściu fizycznym, ale o odejściu psychicznym.To trudne ale osiągalne i jest to ratunkiem dla nas dla naszego życia, szczęścia, zdrowia, spokoju i naszych dzieci, męża itp. Czasem nie ma innego wyjścia i to na pewno nie jest nasza wina. Jak się głęboko zastanowić, to zawsze do takiej decyzji zmusza nas ta nasza toksyczna rodzina. Potrzeba dystansu i siły, ale można to zrobić dla nas i naszego życia. Powodzenia...

Odnośnik do komentarza

IZABELLA my nerwicowcy mamy nadzieję, że będzie dobrze, może tak, ale podszywamy ją niepewnością i wątpliwościami, a to mocno podkopuje pobożne życzenia, że będzie dobrze - mieć nadzieję, że będzie dobrze, a podskórnie przewidywać właśnie, że będzie słabo i klops gotowy, dlatego napisałam, że niejako *planowała* zresztą DAM RADE raczej wie co miałam na myśli :-)

Odnośnik do komentarza

JASMA :-) Tak właśnie to jest. Ta nasza nadzieja... Jestem taka mądra, bo chodzę na terapie i to sama sobie uświadamiam. Momentami jest mi aż głupio, że nie chciałam widzieć rzeczy oczywistych. Wszystko układa się w logiczną całość i to moje pragnienia wypaczają logiczny sposób myślenia. Jestem już duża, a muszę nauczyć się widzieć świat takim jakim jest, a nie takim jakim ja pragnę go widzieć. To w moim przypadku duża różnica.

Odnośnik do komentarza

Same radości!!! IZABELLA ostatnie zdanie jest wręcz genialne!! DAM RADĘ morda mi się sama cieszy na to co piszesz - z pewną nieśmiałością i nie nachalnie zapraszam Was (Ciebie i Jasmę) po Nowym Roku na kawę do Galmoku, jak mówią moje dzieciaki :) DOROTAT widzę że ciągnie cię do nurtów podszytych duchowością i mistycyzmem :) Ustawień Hellingera w ogóle nie znam (kiedyś coś tam czytałem, ale dawno i niewiele) natomiast mam dość negatywny stosunek do NLP. Kiedys mnie to strasznie kręciło, ale poznałem prywatnie trenerów NLP i to z samej góry. Jak przyjrzałem się temu wszystkiemu z boku to utwierdziłem się w przekonaniu że są to jednak techniki manipulacyjne i bardzo nieetyczne. Szczególnie jeżeli stosowane są w celach terapeutycznych w stosunku do osób mających problemy z samym sobą. Dość przerażające i czasem wyrachowane manipulowanie ludźmi. Hipnoza jest świetną metodą relaksacji, natomiast jej efekty terapeutyczne są mocno wątpliwe. Znam terapeutę który się tym zajmował. Obecnie zupełnie się wycofał i stosuje ją wyłącznie w celach głębokiej relaksacji.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×