Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Optymistka

ONA22 dasz radę wyjść za mąż i żaden atak Cię nie dopadnie, tylko staraj się w to wierzyć. Szkoda, że akurat teraz zrezygnowałaś z leków, ja bym poczekała z tą decyzją do ślubu i dopiero po całej imprezie zaczęła schodzić z leków. Może poproś lekarza, żeby zapisał Ci coś doraźnie co postawi Cię na nogi na te 2 miesiące do czasu ślubu. Trzymam mocno za Ciebie kciuki i życzę spokoju ducha. IGNAC nie leć od razu po proszki syntetyczne. Wypróbuj najpierw ziołowych tabletek a jak masz ochotę to ziółek - zawsze to będzie mocniejszy zestaw niż ziołowy proszek. W każdej aptece zielarskiej dostaniesz, kup i zmieszaj w równych ilościach: dziurawiec (działa antydepresyjnie i rozluźniająco, generalnie mega fajne ziółko), szyszki chmielu, melisa, mięta, a jak masz jakieś zawirowania z serduszkiem to jeszcze do tego owoc głogu. Ja póki co ratuję się ziołami i jest jako tako. Plusem ziół jest też to, że zawierają masę minerałów a skutków ubocznych zero. Trzeba tylko pamiętać, ze pijąc dziurawca nie wolno wychodzić na słońce przez około 1 godzinę, bo można dostać brązowych plamek, które już nie zejdą. Słuchałam ostatnio wykład buddysty na youtube jak radzić sobie z trudnymi ludźmi, to tak pod kątem mojej mamy obejrzałam. Mówił, żeby zacząć próbować podchodzić do takich trudnych ludzi z miłością. Myślę sobie, że takie podejście do ludzi z dawką miłości jest dobre dla nas samych. Tak szukałam w jego słowach wskazówek do postępowania z tą moją mamą, ale on sam powiedział, że jeśli już sobie nie radzimy z tą sytuacją to trzeba się odizolować. Tak przynajmniej to zrozumiałam. Podobało mi się również stwierdzenie, że nasze ciało to tylko piżama, w której teraz śpimy (zgodnie z ich teorią reinkarnacji). Dzisiaj musiałam iść z córcią na prześwietlenie i wizytę do ortopedy. Przed wyjściem oczywiście zaczął dopadać mnie mały stresik jak to zwykle ze mną bywa. Pomyślałam wtedy, że moje ciało, które jest moją *piżamą* nie może tak wywalać do góry nogami mojego życia. Musi mi się podporządkować. Nie połknęłam żadnej tabletki tylko wyszłam z domu do lekarza. W poczekalni uśmiechałam się do ludzi, starałam się być pogodna i jakoś ta wizyta przeleciała niezauważalnie. Wróciłyśmy do domu i ćwiczyłyśmy z córcią ponad 40 minut. Ma zalecone na skoliozę ćwiczenia a nie chce jej się, więc ćwiczę razem z nią. Będziemy ćwiczyć codziennie godzinę :) wyobrażacie sobie jaką będę miała kondycję niedługo hehehe. Już widzę, że od czasu kiedy zaczęłam ćwiczyć jogę mam lepszą kondycję, moja córcia momentami wysiadała a ja nie, a zaczynałam od zerowej kondycji. Dwa lata temu zanim się nie wzięłam za siebie ciężko było mi wejść do domu na pierwsze piętro, serce ciągle mi waliło na przyspieszonych obrotach, gula w gardle i w żołądku, przewroty serca i paniczny strach. Teraz mogę wbiec po tych samych schodach. Pewnie, że zdarzają mi się gorsze dni, jak każdemu. Przestałam stosować trening autogeniczny, ale wrócę do tego. Jednak te gorsze chwile trwają coraz krócej. Nie poddawajcie się (IGNAC to też do Ciebie), trzeba walczyć do końca, bo kto jak nie my pokona tą francę. No i co z tego, że jesteśmy tacy wrażliwi - taka widać nasza uroda, ale poradzimy sobie ze wszystkim, bo tak naprawdę jesteśmy silni wewnętrznie. Dziewczyny na mnie pogoda też wpływa masakrycznie. Dzisiaj część dnia przespałam i teraz czuję się wspaniale. Zaraz polecę z pieskiem na spacerek. Paaa

Odnośnik do komentarza
Gość Optymistka

EWA a jak tata się czuje? Co mówią lekarze, będą go leczyć? Zauważyłam, że ludzie którzy żyją z toksycznym człowiekiem u boku zapadają na ciężkie choroby. A Ci ludzie, którzy są tyranami nie chorują z reguły na nic poważnego. Jak to jest?

Odnośnik do komentarza

Heej wszystkim :) jestem tu nowa, zbierałam się w sobie, żeby cokolwiek napisać, ale jakoś ciężko było, ale w końcu nadszedł ten dzien. Sama nie wiem od czego miałabym zacząć bo tak do końca to nie wiem czy moje dolegliwości są typowo nerwicowe czy to coś gorszego... wszystko nasiliło się jakieś da miesiące temu. Nie mogłam spać w nocy, czułam, że wszystko mi się w środku trzęsie, było mi niesamowicie zimno, nie miałam apetytu, ciągle ściśnięty żołądek, miałam wrażenie, że otaczający mnie świat jest jakiś dziwny, nie mogłam się na niczym skupić, ciągle bym płakała( co niestety zostało do dzisiaj) to zmusiło mnie, żeby pójść do lekarza rodzinnego, który od razu dał mi skierowanie do psychologa i przepisał cloranxen, który początko pomagał, ale później odnosiłam wrażenie, że nie pomaga. Samo skierowanie do psychologa odłożyłam na półkę i stwierdziłam, że nigdy w życiu nie pójdę! Ale dolegliwości nie dawały mi spokoju. Nie mogłam normalnie funkcjonować. Mijają mniej więcej dwa miesiące jak chodzę do psychologa, który namówił mnie na wizytę u psychiatry, którego bałam się jak ognia, ale wiem, że bez tego nie dałabym rady... Obecnie chodzę na terapię, która niestety nic nie zmienia, jestem troszkę rozczarowana nią, ale mam wrażenie, że leki pomagają. Jestem mega wrażliwą osobą i praktycznie nie ma wizyty u psychologa, gdzie nie płakałabym, sama nie wiem dlaczego... Moje życie to pasmo nieudanych związków. Jednak udało skończyć mi się studia, zdobyć tytuł magistra. Obecnie mam wspaniałego chłopaka, jednak lęki z przeszłości zostały, że znowu moge zostać sama i to potęguje niekiedy moje dolegliwości. Czy to naprawdę nerwica? pozdrawiam wszystkich serdecznie :)

Odnośnik do komentarza

Witam Wszystkich :-) Cieszę się, że znów jesteście i witam wszystkich *nowych* walczących :-) Ja czuję się tak sobie. Biorę już 1,5 tabletki Afobamu O,25, 2 x Citabax i 3 x dziennie Hydroxyzynę po 10mg. Czułam się dobrze. Byłam uzależniona od Cloranxenu i postanowiłam się z nim rozstać. Nie pierwsze raz. To trudne. Lekarz przepisał mi Afobam 2x 25 i po miesiącu kazał zejść po półtorej tabletki, po następnym tygodniu do 1 tabletki i włączył Hydroxyzynę 10 jak będę źle się czuła. Tą Hydroxyzynę, to nawet 2 x dziennie. Gdyby nie choroba mojego ojca pewnie dałabym radę. Ojciec poszedł do szpitala 2 maja, a 15 maja dowiedziałam się od lekarza, że ma ostrą białaczkę szpikową i walnęło mnie 5 dni później. Mój ojciec ma 87 lat i od dłuższego czasy przygotowywałam się do jego odejścia z tego świata, a jednak jest mi trudno i źle się czuje bardzo. Mój ojciec nie będzie poddany chemii ze względu na wiek, co jest zrozumiałe. Dostaje leki i czuje się słabo, ale nie źle, a ja nie mogę sobie poradzić... Oprócz mojego ojca mam jeszcze inne smutki i one teraz przybrały na sile. Pozdrawiam Was i proszę bądźcie ze mną... Ewa

Odnośnik do komentarza

IGNAC1 od grudnie czytam Twoje posty i bardzo często dały mi do myślenia, może też powinieneś się do nich cofnąć i poczytać sposoby raczenia sobie, przypomnieć podstępność tej francy  Wiem, że osoby posiadające taką wiedzę i stopień wtajemniczenia jak Ty oczekują, że w końcu po takim czasie starań, walki, oswajania sytuacji w końcu otrzymają nagrodę w postaci odzyskania błogiego, wewnętrznego spokoju, gdy tak się nie dzieje czujemy rozczarowanie i tracimy motywację, a wychodzenie z lęku jest długie, ciężkie, wymagające dużo wewnętrznej siły, ale skuteczne (to tak jak z grzybem na ścianie), a linia nie wznosi się równo ku górze, są na niej dołki, ale to nie te same dołki co 2-3 miesiące temu, bo linia jednak się wznosi. Piszesz, że czujesz wolno narastający niepokój, ja widzę dwa możliwe powody takiego stanu: 1. Świadomość końca terapii, czas na podsumowania i pytania, czy jestem już gotowy na życie bez wsparcia, motywacji i korekty ze strony terapeuty?, czy wszystko załatwiłem, a może jeszcze coś mnie gryzie? Czy dam sobie radę? Dasz sobie radę, masz wszelkie narzędzia konieczne do walki z francą, a teraz będziesz musiał w końcu samodzielnie się nimi posługiwać . Umów się z terapeuta na spotkania „przypominające” z miesiąc od skończenia terapii, zostawisz sobie otwartą furtkę i poczujesz się bezpieczniej – a może je odwołasz, bo nie będzie potrzebne  2. Przyjrzyj się treścią myśli, bardzo możliwe, że pojawiają się u Ciebie tzw. (już kiedyś o nich pisałam, ale może warto przypomnieć) „Automatyczne myśli negatywne” to krótkie przelotne myśli, obrazy, wspomnienie, zasłyszane słowa o negatywnym nacechowaniu – przelotne, ale szczególnie u osób „Lękowych” nie ulotne, one zostają gdzieś w podświadomości, zbierają armię, drażą jak kropla skałę i atakują, a my nawet nie wiemy co, jak i dlaczego. Bardzo ważne jest wyłapywanie takich negatywnych automatów i od razu na ich miejsce wstawianie pozytywnych ale racjonalnych myśli alternatywnych – z czasem ten nawyk się utrwali. Piszesz, że masz koszmary senne, to normalne po dniu pełnym napięcia, uspokoisz się wewnętrznie to koszmary przejdą z nocy na noc, budzisz się rano i lęk wyrywa Cię z łóżka – to normalne, rano jest najwyższy poziom koryzolu i aldosteronu – hormonów stresu, na kortyzol ponoć dobra jest witamina C – obniża jego poziom Nerwica lekowa ma kilka słabych punktów: - nie lubi słońca, ruchu i zabawy - pozytywnego myślenia – więc nawet jeśli chu… Cię strzela myśl pozytywnie, albo przynajmniej nie tak negatywnie jak masz ochotę, to zaprojektuje Twoje wspomnienia, przy następnym stanie wzbierającego niepokoju czy lęku przypomnisz sobie to i pomyślisz wcale nie było tak źle, więc może dam sobie radę i tak do przodu - to myślami wywołujemy u siebie lęk i myślami możemy go zniwelować - po skutecznym i właściwym wyciszeniu się wewnętrznie, bardzo szybko ustają objawy, a to przecież ich się boimy IGNAC, oczywiście mogę się mylić, może to jedynie moja wyobraźnia, ale bardzo Ci kibicuje, wszystkim kibicuję i sobie też Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Dziękuję wszystkim za ciepłe słowa. Ale dziś jest jeszcze gorzej. Cała się trzęsę.Ten ktoś z którym jeszcze jestem chyba kogoś ma. Zawsze powtarzał, że długo ze mną nie wytrzyma, że jestem wieczną pesymistką, że wszystkim się martwię, wszystko wyolbrzymiam, że ciągle się czegoś boję. Miał pomóc mi przejść przez to świństwo, a tylko oddaliliśmy się od siebie. Muszę poszukać psychologa, ale nie mogę się za to zabrać . Jaki sens ma gadanie obcej osobie o swoich słabościach, lękach, porażkach???

Odnośnik do komentarza

Takaja kochana jak ty się za siebie nie weźmiesz to nikt tego nie zrobi ja radziłabym ci pójśc na psychoterapie i nie myśl ze to jest tylko gadanie do obcej osoby bo jesli trafisz na dobrego psychologa to on ci pomoże ale pod warunkiem ze sama tego chcesz i ze chcesz się otworzyc i sobie pomóc.mi terapia bardzo pomogła i bardzo mnie duzo nauczyła fakt faktem ze nie wyszłąm jeszcze z nerwicy ale staram się jak mogę sobie pomagać .pewnie ze nie raz jest straszne ciezko tak jak np teraz mam znów problemy i od razu moje samopoczucie jest okropne ale musimy wierzyć że się uda i wziaść sprawy w swoje ręce.i z dazdym dniem starac sie nie dawać francy.ja też mam taki już ie wiem czy to jest charakter czy co ze się wszystkim martwię na zapas,jestem raczej pesymistką ,przejmuję się byle czym ale nie da się tak żyć,bo się wykończymy.wczoraj sobie pomyślałam bo ja ciągle narzekam w domu ze to mnie nogi bolą to plecy a to jestem słaba i jeszcze różne cuda wygaduje ale postanowiłam nie gadać nic i nie zalić się bliskim i zobaczę co bedzie.bo wsumie nikt mi nie mów daj spokój czy przestań ale czuję że mnie nikt nie słucha i tak.zobaczymy jak to będzie bo póki co staram się radzić sobie jakoś i jest różnie ale ważne ze bez leków.pozdrawiam was kochani i główki do góry.

Odnośnik do komentarza

Nie wiem dlaczego moje posty idą dwa razy. TAKAJA czasem warto obcej opowiedzieć i może nawet lepiej, poza tym psychoterapia trwa zazwyczaj długo około pół roku i to normalne i ta osoba po trzech spotkaniach już nie jest obca :)) szczególnie, że ta osoba wie co robić. Polecam psychoterapeutę z certyfikatem nurtu behawioralno-poznawczego, nie wiem skąd jesteś, mogę polecić sprawdzonego w Warszawie

Odnośnik do komentarza

WOW dzięki wszystkim za wsparcie, to jednak super mieć takich forumowych przyjaciół wspieraczy, naprawdę - 100% życzliwości i 0% wyrachowania. To chyba prawidłowa definicja przyjaciela :) TAKAJAKA psycholog jest jak mądre lustro, sama zapętlasz się w swoich czarnych myślach i to ciągnie Cię w dół, strasznie pogarsza samoocenę bo tylko się utwierdzasz w swoich błędnych przekonaniach, nie mówiąc już ze podejście *na pewno się nie uda* jest najlepszą gwarancja że się nie uda. Psycholog jest obcą osobą i pewnie dla tego w sumie łatwiej być szczerym (szczerą) bo nie zna Ciebie, Twoich znajomych i bliskich. Ty mu opowiadasz o swoich problemach, a mozesz opowiadać o wszystkim. On/ona przepuszcza to przez swoją wiedze terapeutyczną i pokazuje Ci obraz Ciebie ale nie Twój subiektywny zdołowany, tylko realny. Wyłapuje punkty Twojego zachowania które powodują że się czujesz jak się czujesz i sugeruje co można z tym zrobić - naprawdę warto. Pisałem już to 1000 razy - trzy super ważne zasady: 1. sprawdzony terapeuta (internet znajomi, ktoś zawsze Ci podsunie namiary) kiepski udziela kiepskich porad i wychodzą kiepskie rezultaty 2. Jeżeli terapeuta zaproponuje Ci sesję składająca się z 10 spotkań to powiedz mu żeby się udał do psychiatry bo ma problemy ze sobą - nie da się w trakcie 10 spotkań nic zrobić. Skuteczna terapia trwa ok. roku, czasem trochę krócej czasem trochę dłużej 3. Szczerość ponad wszystko - jeżeli będziesz ukrywać przed terapeutą wstydliwe sprawy to jak ma Ci pomóc, jeżeli to z reguły leży problem (jeżeli sikasz do łóżka i nie powiesz to jak ma Cię wyleczyć z nocnego moczenia, skoro o tym nie wie? Specjalnie taki przykład bo mało prawdopodobny, ale wiesz o co chodzi:)). Spróbuj, zacznij - naprawdę warto. Jak chcesz zobaczyć siebie w obecnym stanie bez psychoterapeuty to wejdź na Youtube i poszukaj jakiś filmików o pieskach latających za własnym ogonem. Pierwsze 10 jest zabawne, a potem już nie, szczególnie jak sobie pomyślisz ile czasu już biegasz w kółko... Piszesz także że obecny facet miał Ci pomóc przejść Twój stan a tylko się oddalacie od siebie. To jest także stały motyw moich postów. Nikt Ci nie pomoże i nikt nie ma takiego obowiązku. Jeżeli ktoś to robi to super, ale będzie to robił tylko wtedy kiedy będzie chciał i nie masz prawa nikogo do tego zmuszać ani od nikogo tego oczekiwać. JEDYNA OSOBA KTÓRA JEST CI W STANIE SKUTECZNIE POMÓC JESTEŚ WYŁĄCZNIE TY SAMA. AMEN!!! JASMA ten tekst o grzybie na ścianach to ja skądś znam... A tak na poważnie to masz dużo racji w tym co napisałaś. Część stosuję bo koniec terapii wygląda tak że najpierw biegałem co dwa tygodnie teraz raz w miesiącu. Tylko ja niestety nie do końca jestem zadowolony z całej terapii, z jednej strony zmusiła mnie do szperania, czytania i sprawdzania - żeby zrozumieć część rzeczy o których do mnie mówiła terapeutka - i to w sumie wyszło mi na dobre bo nie ma nic bardziej pomocnego niż wiedza; a z drugiej strony terapeutka czasami strasznie się upiera przy swojej wizji mojego świata i nie ma szansy wytłumaczyć jej że tym razem nie trafiła, więc sobie odpuszczam. Niestety czuje się z tym nie najlepiej bo w takich sytuacjach terapeutuje swoje wyobrażenia a nie mnie, ale cóż ogólnie bilans nie jest najgorszy. Co do tej linii wznosząco opadającej to niestety, jak każdy mam sprawy których w danym momencie nie dam rady zmienić, a są dość kluczowe w moich stanach. Jedną z takich rzeczy jest praca. Przy obecnym rynku było by to zbyt ryzykowne, a niestety z czegoś trzeba rachunki za psychoterapeutę płacić :) No i jeszcze o hormonach - ja mam na maksa podwyższony hormon stresu Siarczan dehydroepiandosteronu - DHEA-S - norma przekroczona o prawie 70% i wszystkie badania w normie, więc nie jest to wynik niedomogów organizmu a jedynie stresu czyli nerwicy. Wiem także, że powinienem wziąć się za siebie od strony fizycznej - tak jak piszesz słońce i dzikie harce. Z tym jest najgorzej. Nie mogę dać sobie wystarczająco mocnego kopa w dupę żeby ruszyć z miejsca, potem już pójdzie. Wiem że nikt za mnie tego nie zrobi, więc muszę w końcu się zebrać i zacząć. Piszesz że znasz dobrego terapeutę w Warszawie - podaj namiary, jak nie chcesz na forum to napisz mi maila ignac.ignac@vp.pl OK muszę zmykać ściskam wszystkich nerwowo

Odnośnik do komentarza

Witam wszystkich :-) Ja cały wczorajszy dzień spędziłam w szpitali na SORze. Na chwilę, przy wczorajszym śniadaniu świat mi zniknął. poszłam do lekarza, cała przerażona i ona wysłała mnie do neurologa na ten SOR. To HORROR!!. Pozytywna stroną bycia tam było przeprowadzenie na mnie wszelkich badań i... jestem zdrowa jak koń! Kazali mi zmienić ilość połykanych tabletek, bo biorę ich za dużo. Ja mam świra na buncie brania leków i do każdego przekonywałam się bardzo, a teraz okazuje się, że cały wysiłek na nic i mogę źle się czuć od ilości leków podobnie działających. Lekarze są nienormalni!!! Dam radę. Jestem tego pewna. Muszę! Takaja :-) Przeczytałam, co piszesz i ja też namawiam Cię na psychoterapię i na...wrzeszczenie np. w lesie. Zacznę od wrzeszczenia. Zaczynamy sie źle czuć, bo nasz organizm nie potrafi zneutralizować zgromadzonej w nas energii. Kiedyś z przyjaciółka pojechałyśmy do lasy wrzeszczeć. to był jej pomysł na zło jakie pojawiło się w jej życiu. Pojechałam dla towarzystwa i miałam sceptyczne do takiego wrzeszczenia podejście. Kiedy ona zaczęła wrzeszczeć wyglądał nawet zabawnie, ale po chwili i ja poczułam potrzebę pokrzyczenia. Darłyśmy się potwornie. Ja w pewnym momencie upadłam na kolana i zaczęłam strasznie płakać, wyrzucałam z siebie wszystko, co było złe, smutne, przerażające, bezsilne, bezradne... Jak wracałyśmy czułam się wspaniale, lekko, jakbym unosiła się w powietrzu. Od tamtej pory raz na 3 - 4 miesiące jechałyśmy wrzeszczeć i było dobrze, bardzo dobrze. Niestety przyjaciółka wyprowadziła się za granicę i teraz nie mam z kim jeździć i wrzeszczeć. Próbowałam kogoś namówić, ale nikt nie chce, a sama nie mogę się przełamać..., chociaż to bardzo pomaga i ja tego teraz potrzebuję. Może też spróbujesz, może każdy z was spróbuje. Na pewno nie zaszkodzi. Następna sprawa, to psychoterapia. Psychoterapeuta w przeciwieństwie do każdego innego człowieka ma dwie rzeczy; wiedzę i po naszym sposobie mówienia i po tym co mówimy wie jak nam pomóc i umie słuchać. Żadnym gestem, mimiką nie da nam do zrozumienia, że gadamy bzdury, że powinniśmy popukać się w głowę, że powinniśmy przestać histeryzować i wyolbrzymiać sprawy nad którymi powinniśmy przejść do porządku dziennego. Po wizytach u terapeuty będziesz czuła się podobnie jak po wrzeszczeniu, a jak obie te czynności połączysz i przyspieszysz efekt lekami, to po pół roku będziesz naprawiona na wiele lat. to, co opisałam zastosować może każdy z Was. Oczywiście życie jest jak każdy widzi i często jest trudno, ale nie wolno czekać jak zaczyna być źle. Im prędzej zacznie się z francą walczyć, tym szybciej się ją przegoni... Mnie obecnie walnęła sprawa umierania mojego ojca, ale przetrwam. wiem, że sobie poradzę, chociaż jest mi teraz źle... Pozdrawiam Wszystkich i życzę odwagi w pozbywaniu się francy... Ewa

Odnośnik do komentarza

Ewcia to faktycznie dobry pomysł z tym wrzeszczeniem bo jak nasze dziecko było małe to chodziliśmy do lasu i darliśmy sie wszystcy ja dziecko i mąż ECHO i czym więcej nam sie oddzywało tym więcej się darliśmy i faktycznie potem było lekko jakos jakby z nas niepotrzebna energia uszła tak że ja też polecam ten sposób hehe.a tak wogule to pamiętaj ze ja też myślami jestem z tobą i wiem ze dasz radę tym ciężkim chwilą.tylko pamiętaj o sobie że musisz o siebie dbac!!!!!!!!!!buziolki dla was kochani

Odnośnik do komentarza

Gracja :-) Dziękuję, jesteś kochana :-) Ja tak bardzo potrzebuje teraz wsparcia i pogłaskania po głowie i zrozumienia, a to, co się ze mną dzieje i jak się czuję może wiedzieć tylko ktoś, kto walczy z nerwica jak ja, dlatego dziękuję, bardzo dziękuję... Jutro muszę pojechać z moim ojcem do szpitala na przetoczenie krwi. Nie powinnam tam jechać, bo to odchoruję. Poza tym, to jest siedzenie na SORze z 5 -6 godzin. Boję się, ale nie mam wyjścia, bo mój brat jest chory, ma anginę i nie może, bo jak zaraziłby ojca, to ojciec umarłby na pewno, ponieważ jego organizm, przy galopującej białaczce nie broni się w ogóle. Trzymajcie za mnie kciuki, a ja wierze, że dam radę... Pozdrawiam wszystkich. Ewa

Odnośnik do komentarza

Ewus powiem ci ze poruszyłą mnie twoja sytuacja bo kiedyś dawno temu przechodziliśmy to samo .....moja babcia też zmarła na białaczkę,wiec wiem na czym to polega..jest to smutne no ale cóż siła wyższa.przytulam cię mocno i życzę ci dużo siły i zdrowia dla ciebie.ja siedze sama w domu i jakoś sie dziś czuję jak małe dziecko,jakoś tak bezradnie........jak ja tesknie za ciepełkiem na dworze,za słonkiem i fajnymi letnimi dniami.......

Odnośnik do komentarza
Gość baskabaska1

Ewcia, ja też jestem zTobą myślami jak i z wszystkimi pozostałymi nerwicowcami, właściwie to nie wiem jak jest lepiej... gdy ktoś bliski umiera długo po ciężkiej chorobie czy szybko nagle np. po zawale jak moja mama, z jednej strony to się nie męczyła, a z drugiej jest to potężny cios w bliskich mimo nawet często złych relacji między nami. Misisz odrzucać te złe myśli, a myśleć, że przecież przyjdzie czas na każdego... i taka jest kolej rzeczy, że najpierw rodzice powinni odejść, a często jest na odwrót i to jest dopiero dramat dla rodzica... Mnie wirus zaatakował na całego, że wczoraj byłam u lekarza i dała antybiotyk, ledwo gadam, tak mnie gardło i migdałki zajęło, a nerwiczka szalejeee, że stopniowo wczhodzę w leki, żeby nie dopuścić do stanu, w którym już żyć normalnie nie można. Mam doświadczenie, że trzeba wspomóc się lekami w porę, bo potem gorzej się przechodzi te wszystkie dolegliwości. A jeśli chodzi o wrzeszczenie to chciałabym...ale jakieś opory mam i nie wiem czy bym wydała z siebie głos na luzie..

Odnośnik do komentarza

Basia, Gracia fajnie, że jesteście. Bardzo mi pomagacie. Dziękuję. Powiem Wiem, że byłoby lepiej gdyby mój tata umarł jak najszybciej i nie cierpiał. Ma 87 lat i żadnej szansy na wyzdrowienie... Boże, jakie to trudne... :-( Baskabaska, mieszkamy blisko siebie i jak się wyleczysz, to byłoby wspaniałe umówić się i powrzeszczeć razem. Nie musimy wrzeszczeć aaaaaaa!, możemy wrzeszczeć, jak Gracja zasugerowała - *ECHO* :-) Nie jestem zbyt religijna, a byłam dzisiaj w sanktuarium w Matemblewie i prosiłam Boga i dobrą śmierć dla mojego ojca... Pozdrawiam Was dziewczyny i Wszystkich :-))

Odnośnik do komentarza

Hej wszystkim!!! Nie wiem jak Wam dziękować za każde dobre słówko, za to, ze nie jestem Wam obojętna, ze nie jestem dla Was inna ( tak ja o sobie myślę ). Dziś jest trochę lepiej-na pewno dzięki Wam, ale tez łykam hydroxyzinum a wczoraj okazało się , ze dziecko o które się martwiłam nie ma tego najgorszego. Nie potrafiłam tylko wesprzeć jej mamy która po pobycie na onkologii dziecięcej podłamała się, a ja ze względu na swój stan nie chciałam słuchać o tych wszystkich chorych dzieciaczkach. Nie umiałam po prostu. Został mi teraz strach o *teściową*.Dziś znów jadę do niej do szpitala i znów się boje, bo każdego dnia widzę jak i Ona się załamuje, a lekarze z niczym się nie spieszą. EWCIA, dlatego tez dziś jestem myślami z Toba. Wpadłam tez na super pomysł. Spisałam Wasze rady, wskazówki, słowa w zeszycie po to by w każdej chwili po to sięgnąć pokrzepić się i wbić sobie do głowy , ze nie jestem sama w tym wszystkim, ze gdzieś w ,,świecie** są tez takie nerwuski i nawet piszą do mnie. W przyszłym tygodniu poszukam jakieś psychoterapii. Mam tez ochotę zacząć ćwiczyć żeby zgubić sadełko po ciąży(choć wszyscy twierdza, ze jestem chuda, ja widzę w sobie grubasa i to tez mnie dołuje) IGNAC pewnie masz i racje, ze to prze ta france (tak ja tu nazywacie) mam tak niska samoocenę. Ale ciągle czuje się gorsza od innych- we wszystkim. W ogóle dopiero dziś rozbawiła mnie Twoja wzmianka o zmianie ustroju w Rosji...kiedyś to zrobię. Ale się rozpisałam. MILEGO DZIONKA KOCHANI.

Odnośnik do komentarza
Gość baskabaska1

Witajcie! Przez mój suchy męczący kaszel łażę po nocach jak pijana i nie mogę spać, nawet pisać mi się nie chce, bo przy pusaniu trzeba myśleć, a tego też mi się nie chce, tragedia... Ewo , a ten pomysł na spotkanie to dobry pomysł i jak będę zdrowsza w sensie infekcji to napewno coś zorganizujemy...a może jeszcze ktoś chętny z okolic trójmiasta to zapraszam? zawsze w kupie jest raźniej, nie? Franca nerwica zawsze jakoś ustępuje jak skupiamy się na innej chorobie, coś w tym jest, bo już wiele ludzi o tym pisała. Pozdrawiam wszystkich i życzę miłego dnia bez francowatej!! :-)

Odnośnik do komentarza
Gość Optymistka

No proszę - koleżanki z Trójmiasta :) Ja też. Ewa a gdzie u nas można pojechać pokrzyczeć? Wydaje mi się, że wszędzie jest pełno ludzi. Nawet w Matemblewie, gdzie jest sporo lasu, na okrągło przewijają się rowerzyści i piesi. Dajcie znać kiedy jedziecie krzyczeć, może się dołączę. Buziaki

Odnośnik do komentarza

Witajcie... Od jakiegoś czasu wchodzę na Wasze posty, aby utwierdzić się w tym, że nie jestem sama ze swoim problemem, a mianowicie z depresją lękową. W obecnej chwili przechodzę drugi i to o wiele silniejszy jej nawrót. Za pierwszym razem została ona zdefiniowana jako agorafobia i byłam leczona Bioxetinem i Hydroxyzinum. W tej chwili jest znacznie gorzej... Czuje lęk przed wyjściem z domu, wejściem do sklepu, tłumem i wszelkiego rodzaju miejscami publicznymi do tego stopnia, że powoduje u mnie lęk napadowy. U mnie objawia się następująco: szybkie kołatanie serce co prowadzi do ciśnienia 170/100; zwłaszcza porannymi mdłościami; poceniem się; dygotanie całego ciała; brak równowagi; wrażenie omdlewania; uczucie oszołomienia (zaraz zemdleję).To te najgorsze, które przychodzą mi do głowy. Uprzedzam pytanie, czy zrobiłam sobie wyniki aby wykluczyć inne choroby. Tak zrobiłam i mam bardzo dobre. Nie mniej jednak nie potrafię sobie poradzić z tą nerwicą. Zawsze miałam opinię osoby opanowanej i pogodnej. Niestety czar prysł... Dla mnie najlepszym miejscem obecnie jest zacisze domowe, bo tam nie mam żadnych napadów paniki... Pomóżcie mi... W jaki sposób mogłabym poradzić sobie, a przynajmniej złagodzić objawy? Pozdrawiam Was serdecznie :)

Odnośnik do komentarza

Basia i Optymistka, to świetnie, że możemy się spotkać i pokrzyczeć i pogadać. Ja wrzeszczałam w Oliwie i jak się nawrzeszczałyśmy i wychodziłyśmy z lasu, to ludzie patrzyli na nas jak na potłuczone, ale co komu do domu, jak chałupa nie jego. Głupio jest wrzeszczeć samemu, ale we dwie czy trzy, to luksus... :-)) Ja dzisiaj odwiozłam mojego tatę do szpitala. Lekarz powiedział, że tata ma bardzo złe wyniki krwi i skierował ojca na oddział. Spędziłam w tym szpitalu 6 godzin, zanim poszedł na ten oddział. Boję się...

Odnośnik do komentarza

Dorcia76, masz bardzo niską samoocenę i bez psychoterapii, moim zdaniem, możesz mieć problemy z byciem szczęśliwą. Każdy człowiek jest tak samo dobry jak każdy inny człowiek i nikt nie ma powodu uważać siebie za kogoś gorszego, a Ty tak robisz. Zapewne przyczyny leżą w Twoim dzieciństwie i musisz rozprawić się z tym problemem. To samo nie przejdzie. Będzie skutkowało coraz niższą samooceną, później wycofywaniem się z życia, depresją i oczywiście skrzywdzeniem swojego dziecka czy dzieci, a tego przecież nie chcesz... Najlepsza będzie wizyta u dobrego psychiatry, podleczenie się, później spotkania z terapeutą i będzie super, czego bardzo Ci życzę :-) Pomyśl o tym i pamiętaj im prędzej zaczniesz się naprawiać, tym szybciej będziesz naprawiona... Ewa

Odnośnik do komentarza
Gość Madzia222

Witam was wszystkie bardzo ciepło :) Zaczęłam czytać Wasz wątek ale przyznam, ze ciężko jest przebrnąć przez taką ilość stron. Moja przygoda z nerwicą zaczeła się półtora roku temu, pierwszy atak odbył się podczas ataku astmy którą posiadam od urodzenia. Oczywiście w danej chwili myślałam, ze umrę. Trójka dzieci a ja zachowuje się nieracjonalnie. Przez 2 tygodnie codzienne ataki do popołudnia wykończyły mnie okrutnie. Kilkakrotnie wizyta u internisty kończyła się zastrzykiem z Hydroxiziny. tylko hydro trochę mi pomagała przetrwać ten okrutny czas. W końcu wybrałam się do psychiatry, opowiedziałam Mu co i jak, padło nerwica lękowa, depresja , natręctwa myślowe. Przepisał Setaloft ale po wizycie jak ręką odjął objawy zmalały więc stwierdziłam, ze dam radę bez leku i nie wziełam go wcale. 10 miesięcy spokoju...:) W grudniu zeszłego roku dowiedziałam się, że moja Mamcia ma raka płuc w zaawansowanym stadium :( W dniu kiedy dowiedziałam się nadszedł natychmiast atak, wezwałam karetkę nie miałam siły nawet się poruszyć. Nałożyło się to z grypą także 2 tygodnie leżałam w łóżku. Grype złapałam u Mamci w szpitalu także oddział miał kwarantanne, a ja mogłam *spokojnie* leżeć oczywiście cały czas hudroxizinum brałam ale przynosiła ulgę na chwile. Kiedy zebrałam się na tyle aby wstać z łóżka, zmotywował mnie głos Mamci, ze mogę już się z Nią zobaczyć postanowiłam iść znów do psychiatry. On stwierdził silną depresje, nerwice lękową, natręctwa i doszła hipochondria masakra. Przepisał znów Setaloft i dodatkowo Cloranxen. Postanowiłam wrócić do pracy i się leczyć ale...po przeczytaniu ulotek nie wziełam ani jednej tabletki. Skutki uboczne przeraziły mnie okropnie. Powoli na Hydroxizinie zaczełam dochodzić do normalności. Praca, walka z rakiem Mamci, dzieci i mąż nie miałam czasu na chorobę, schudłam 13 kg w 3 miesiące. W nocy płakałam...Od kilku dni znów się zaczyna ehhh widzę jak mój umysł wariuje jak przestaje się uśmiechać i znów szukam chorób. Oczywiście gruntowne badanie i bach wyszło cytologia do dupy szykuje się na zabieg. Mam dość :(( Czasem zastanawiam się czy ktoś mnie nie przeklął ?!? Nieszczęścia u mnie nie chodzą parami lecz stadami... Szukam jakiegoś dobrego psychiatry z Warszawy, może polecicie mi kogoś. Nie mam siły sama z tym już walczyć. Nawet myślałam o psychoterapii ale nie stać mnie na to aby zrezygnować z pracy (umowa zlecenie). Pierwszy raz chyba tak publicznie powiedziałam o moim problemie... Pozdrawiam Was mocno.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×