Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

Witaj IGNAC - tak wiem, że wiesz to wszystko ale czy w ogóle jest jakaś inna droga niż tylko *do przodu* ? Czy myśleliście np o tym żeby tą wzmożona wrazliwość wykorzystać w jakiś pozytywny sposób jesli nie da sie jej zupelnie opanować? Może sztuka, rozój artystyczny, a może wolontariat i pomoc innym? IGNAC uważasz, że atawizmy zapisane w naszych mózgach przez ewolucje to to samo co stworzone przez nas samych pewne skojarzenia wedle których działamy w sposób *nerwicowy*? Ja wiem, że jak o tym pisze jakiś zwykły forumowicz a nie np naukowiec z udowodnionym autorytetem to czesto to umyka ale czy w ogóle bylibyscie w stanie uwierzyc w fakt że mamy ogromne mozliwosci w uplastycznianiu działania naszego mózgu - nalezy tylko je poznac na tyle na ile pozwala dzisiejszy stan naszej wiedzy i też uswiadomić je sobie..

Odnośnik do komentarza

LILKA80 ja nie podważam tego co piszesz, mimo że nie jesteś uznanym naukowcem :) (zwykły forumowicz czasem ma *lepszą* wiedzę niż profesor bo praktyczną a nie wydumaną w cieniu gabinetów). Uważam naprawdę że masz dużo racji piszac o plastyczności umysłu - chociażby techniki NLP, ja tylko napisałem że tego trzeba sie nauczyć co nie jest łatwe, bo najpierw trzeba się oduczyć tych rekacji automatycznych ugruntowanych w nas przez lata korzystania z nich w sposób automatyczny - tak jak pisałem boli źle, nie boli dobrze. Już chyba o tym kiedyś pisałem że młodego boksera uczy się nachylać w stronę pięści żeby w ten sposób impet uderzenia był mniejszy i jest to trudne bo odruchową reakcją na zmierzającą w naszą stronę pięść jest uchylić się do tyłu. Oduczanie takich spraw jest tym trudniejsze że część z nich to rekacje pozawerbalne, czyli takie które podejmujemy bez udziału mózgu. Ma to zapewnić szybkość reakcji w sytuacji zagrożenia życia. Właśnie sobie czytam fajną książkę o potędze podświadomości i wpływie świadomości i podświadomości na nasze życie oraz jak to spożytkować w życiu. Zużytkowanie wrażliwości w celach twórczych bardzo mi się podoba!!! Zawsze uwielbiałem tworzyć a moim ukochanym tworzywem jest fotografia.

Odnośnik do komentarza
Gość jablonka

Witam Was moi drodzy! Od paru dni czytam to forum i postanowiłam, że podzielę się z Wami moim problemem. Mam 20 lat. Wszystko zaczęło się od śmierci babci, z ktora bylam bardzo zwiazana. Nastepnie pojawily sie powazne problemy w domu. Do tego czesto klocilam sie z chlopakiem, z ktorym jestesmy juz 3 i pol roku. Mieszkamy u mnie z moimi rodzicami. On jest bardzo troskliwy i martwi sie o mnie, ale widze, ze powoli zaczyna miec dosc tego, ze ciagle zle sie czuje. Nawet na spacer nie mozemy isc, bo ja panikuje, ze zaraz zeslabne i nie dam rady itd itd. Studiuje psychologie stosowana na UJ w Krakowie. Najsmiesniejsze jest to, ze wszystkim wokol potrafie pomoc, a sobie samej nie:( Moje dolegliwosci zaczely sie po smierci babci, tj. 2,5 roku temu, ale po jakims czasie wszystko przeszlo.Natomiast od pol roku czesto miewam napady nerwicy. Zaczyna sie od napadow goraca, szybkiego bicia serca, klopotow z oddechem, drgawki a pozniej juz tylko panika, ktora mnie w tym poglebia. Przestalam wychodzic z domu... 2 tygodnie temu zakonczylam moja pierwsza sesje na studiach - egzaminy zdane na ładne oceny, wszystkie w pierwszym terminie. Bardzo sie stresowalam ta cala sesja i oddalam sie w pelni nauce. Ale niestety po sesji, pomimo iz myslalam, ze wszystko bedzie dobrze i wreszcie objawy mi ustapia zaczelo byc jeszcze gorzej. Boje sie wyjsc gdziekolwiek... Dzis mialam jechac na uczelnie, coz nie pojechalam, bo ten lek jest tak silny... Ponadto od piatku mam ucisk w glowie (tak jakby w srodku glowy i tuz przy skroniach), pulsuje mi, boli i dodatkowo mam zawroty, ktore uniemozliwiaja mi wstanie z lozka. Boje sie co moze mi dolegac... Najgorsze jest to, ze w piatek dostalam od lekarki skierowania na badania, ktorych przez ten ucisk w glowie nie jestem w stanie pojsc wykonac :( Chodze do psychologa na terapie Biofeedback, ale ostatnio przez moje dolegliwosci po prostu przestalam chodzic... W piatek mam termin do psychiatry. Naprawde martwie sie co mi sie dzieje, a najgorsze jest to, ze lek przed wyjsciem z domu tak mnie paralizuje, ze uniemozliwia robienie z tym cokolwiek... Poradzcie cos, bo juz nie wiem jak z tym walczyc :( Probuje myslec pozytywnie i dzialac na siebie poprzez autosugestie, ale niestety to dziala na krotko :( Pozdrawiam Was wszystkich!

Odnośnik do komentarza

Doxepin jest lekiem starej generacji, wprowadzony w latach 60tych. Sam nigdy nie próbowałem ale opinie znajomych są dość niskie - przede wszystkim ze względu na powodowanie dużej senności i dość szybkie przyzwyczajenie organizmu. Ale cóż każdy organizm jest inny...

Odnośnik do komentarza
Gość jablonka

Nic się nie dzieje ;) Ja tez nie jestem do zycia dzis. Zastanawiam sie czy nie isc na pogotowie z tym bolem i uciskiem w glowie... Towarzysza temu takie zawroty i dziwne uczucie w glowie, ktore dochodzi az do nosa... Mial ktoś podobnie?

Odnośnik do komentarza

Zapraszam na moje nowe forum wszystkich zainteresowanych a w szczególności tych, którzy potrafia lub chcieliby spojrzeć na swoje problemy z innej perspektywy tak aby dojrzec w nich pozytywne strony. Zapraszam do wykonania pierwszego kroku i wykorzystania zdobytej wiedzy na temat własnej osoby w sposób, który miejmy nadzieję sprawi, że nasza przygoda z nerwicą otworzy nam drogę do życia bardziej interesującego niżto które wiedliśmy do tej pory.

Odnośnik do komentarza

IGNAC - a co gdybyś np postarał się nie zamykać swojego umysłu w tego typu schemacie - nie boli - dobrze, boli - źle. Co gdyby jesli coś nawet boli - było dalej dobrze. Co by było gdyby oddzielić kwestie fizycznego bólu od stanu psychicznego. Najlepszym momentem aby to poćwiczyć jest (niestety) nastepny raz kiedy coś fizycznie dolega. To się udaje na prawdę. Sama jestem tego przykładem, bo nawet jesli ostatnio fizycznie nie czuję się najlepiej to staram się nie łączyc tego z moim stanem psychicznym. Troche to trwa ale trzeba starać się wytrwać i generalnie próbować podchodzić do tego jak do ciekawego eksperymentu..

Odnośnik do komentarza

Ja mam tak poraz kolejny,nienawidze tych stanow,zle sie czuje,mam problemy oddychaniem i mimo ze wiem,ze to siedzi u mnie w glowie,nie potrafie sobie z tym radzic...jestem osoba,ktora aktywnie uprawia sporty walki,przezylem w zyciu ulicznym wiecej niz nie jeden prosty czlowiek,a tu staje przed wydawałoby sie moglo,prostym problemem,z ktorym jednak coraz gorzej sobie radze. nie chce zazywac hydroksyzyny codziennie i stac sie nie wolnikiem tego leku,wiec zaczalem walczyc. I jes tak,ze co jakis czas powracaja te ataki,tak to nazywam atakami,od godziny sie zastanawiam,czy wyjac z szafki te tabletki i je polknac,czy poczuje sie lepiej pewnie tak,ale czy nie sprobowac zwalczyc tego potwora w glowie,stoczyc z nim wojne,zeby sie go pozbyc,nie wiem. Moze Wy szanowni forumowicze znacie jakies patenty na to,bo ja coraz czesciej przegrywam bitwy sam ze soba ...

Odnośnik do komentarza

W teorii zgadzam się z Tobą w 100%. W praktyce ogólnie moje założenia są bardzo podobne, ale... No właśnie, to drobne ale to jest konkretny moment realizacji tych zasad i założeń. Pojawia się niestety granica odporności, zdrowego rozsądku, pozytywnego myślenia - jakby tego nie nazywać - po przekroczeniu której już te zasady/założenia nie działają. Ta granica zależy albo od nasilenia ataku (stojąc o 3 w nocy w łazience z sercem pracujacym na bardzo wysokich obrotach i i skurczami mięśni ud które powodują że człowiek trzęsie się dosłownie jak robotnik przy młocie pneumatycznym) lub długości utrzymywania się nasilonych problemów (dwa tygodnie maksymalnie napiętych mięśni pleców które powodują piekący ból i uniemożliwiają dłuższe stanie albo chodzenie + silnych zawrotów głowy). Po przekroczeniu tej granicy włącza się dodatkowy lęk, potworne zmęczenie w końcu straszna deprecha i przełamanie tego oraz powrót do pozytywnych zasad i założeń wydaje się praktycznie niemożliwy, bo trudno zmusić się do racjonalnego myślenia w takim stanie. Żeby to zrobić wysiłek jest ogromny, ale możliwy. I tu pojawia się kolejne drobne ale - jeżeli to jest po raz pierwszy, przełamanie takiego stanu daje nawet ogromną satysfakcję. Gorzej jak to jest po raz 10, 15... Dochodza dodatkowe myśli pt Syzyfowa praca, beznadzieja itp. itd. Myślę że podstawowym powodem jest to że zdaję sobie sprawę, przynajmniej częściowo z tego co powinienem zmienić w swoim życiu żeby *wygrać* z nerwicą, ale uwikłania rodzinno - zawodowe i konieczności z tym związane nie pozwalają przewrócić swojego życia do góry nogami, bo konsekwencje dotkną nie tylko mnie ale również osób ode mnie zależnych, a te mogą być poważne. Nie wspomnę już nawet, że dokonywanie takich rewolucji z psychiką wymęczoną na maksa to zadanie karkołomne. Żeby sprawy były jasne do końca - to nie jest tyrada na rzecz odpuszczenia sobie i wpadnięcia w objęcia nerwicy na całego. Jestem całym sercem i duszą za podjęciem tego wysiłku i zrzucenia z siebie tej potwornej przypadłości. Jest to tylko próba pokazania że jest to praca masakryczna, długotrwała i pełna momentów zwątpienia. Walczyć trzeba dalej. Pisze o tym także i z tego powodu, żeby osoby którym się wydaje, że znajdą genialny środek uwalniający z nerwicy z dnia na dzień wiedziały że nie ma łatwej drogi ale z drugiej strony nie ma innej jak ta trudna. Czekanie na cud, odwlekanie decyzji i próby znalezienia złotej piguły lub rozwiązania działającego natychmist jest stratą czasu. Pisałem już o tym że takie złudzenia pozbawiły mnie 90% z ostatnich 6 lat. Życie toczyło się obok i niektórych spraw juz nie odrobię. Uświadomienie sobie tego z jednej strony daje kopa do działania a z drugiej może nieźle zdołować, jeżeli uczciwie popatrzymy na to co straciliśmy wyłącznie dzięki sobie. Taką mam cichą nadzieję że ten mój pesymistyczny post w sumie jest bardzo optymistyczny bo pokazuje drogę wyjścia, bez ubarwień i zachwytów.

Odnośnik do komentarza

IGNAC - :)) w niezłe zdumienie mnie wprawiłeś tym postem z moim nickiem - zaczęłam się zastanawiać, kiedy to napisałam :)) ale zaraz się wyjaśniło, więc odetchnełam, że wszystko ze mną ok w kwestii pamięci :) Wiesz ja już może przynudzam, ale powiem Ci, że też przechodziłam nocne (i dzienne) trzęsawki, **umieranie**, zawroty głowy, **zawały serca**, szpitale, różnych lekarzy itd. Najcieżej było mi uwierzyć, że to wszystko iluzja, którą przywdziewa nerwica, szczególnie, że jakakolwiek moja praca nad sobą kończyła się fiaskiem, bo byłam zbyt słaba. Łatwiejszym dla mnie było poddanie się i trwanie w złym stanie, niż, stawanie na nogi. Po prawie trzech latach ciągłego upadania i zapadania się, poczucia, że straciłam kontrolę nad swoją psychiką, swoim ciałem a tym samym nad swoim życiem zaczęłam wpadać w depresję. Nię chciałam tego ale ten stan mnie pochłaniał. Jednak w takich najgorszych momentach włącza mi się gdzieś tam w głowie czerwone światło, które daje mi do zrozumienia, że to co robie jest najgorszym wyborem z możliwych. Że jeśli nie wstaję to popadam w bezsens czego przecież nie chcę. Próbowałam więcej wychodzic w domu - ale zawroty głowy i uczucie niestabilnosci przerazaly mnie na tyle ze utwierdzalo mnie to w przekonaniu, ze tylko w domu czuje się dobrze. Z drugiej strony wiedzialam juz wtedy, że jest to tworzenie pewnych stereotypów, które nie działaja na moja korzyść. W końcu zaczęłam sięgac po różne publikacje. Po jakimś czasie stwierdziłam, że praktycznie wszystkie ksiażki traktuja o tym, co ja sama gdzies tam wewnetrznie czuję ale czego do tej pory nie ubrałam w konkretne słowa. W głowie zaczął kształtować mi się pewien obraz problemu i to w jaki sposób należy sie do niego zabrać. Pewnego dnia stwierdziłam, że być może do tej pory robiłam coś źle. Zaczęłam więc od banalnych spraw. I właśnie tutaj pewnie znowu przynudzam ale napiszę to jeszcze raz. Najczęściej zaniedbujemy te najprostsze ale najbardziej podstawowe sprawy. Pomyślałam, że zamiast koncentrować się nad samą nerwicą będę wzmacniać siebie najpierw pod kątem fizycznym a później psychicznym. Zaczęłam chodzić dość wczesnie spać, nawet przed 22, okazało się już po tygodniu, że działa to na moja korzyść. Mg - stosuję już ponad miesiąc w postaci Olimp - shotów. I tez inne suplementy. Regularnie wychodzę z domu i codziennie robie coś co sprawia mi przyjemność. Ulepszyłam swoją dietę. Poza tym słucham siebie, staram sie bardziej ufac swojej intuicjii. Nie powiem, że jest już idealnie i sprawa załatwiona ale czuję tym razem, żę ta droga jest właściwa. Nie wiem czy to wszytsko mnie zaprowadzi tam gdzie chcę ale wiem że robię co w mojej mocy. Duzo czytam (omijam internetowe poradnictwo na temat chorób) Staram sie spotykac z ludźmi a przede wszystkim wiem w jakie stany sie nie wprowadzac na własne życzenie. To prawda jest to cieżki i długi proces ale chyba pierwszy raz od długiego czasu coraz lepiej siebie rozumiem. Myślenie o przyszłości ograniczam to planowania pewnych spraw i wydarzeń. Już nie pozwalam sobie na katastroficzne dywagacje na każdy temat. Swoja wyobraźnię staram się kierować na bardziej produktywne i pozyteczne tory. Nie myslę też, że na 100% tak już zostanie, ale chcę sprawdzic co jest u wyjścia z tego tunelu.. IGNAC - ja też żyję można powiedzieć w rzeczywistości której sama sobie do końca nie wybrałam. Chyba wiekszość z nas ma pewne zobowiązania, obowiązki, jest za kogoś odpowiedzialny i choćby nawet miał ochotę wywrócić wszystko do góry nogami, byleby tylko ulepszyc swoje zycie to tego nie robi. Być może jedynie kompromis jest tym co rozwiązuje wiekszośc takich sytuacji i pozwala na adaptację do warunków. Wiem, że niektórzy z Was są w stanie, w którym wszystko wydaje się byc bezsensowne lub mało istotne, wiele razy też byłam w takim stanie, ale przekonałam się, że lepsze dni też nadchodzą i to je powinniśmy wykorzystać żeby zrobić pewne postanowienia i możę odrzucić metody, które na dalszą metę nie działały. Wierzę w to, że jesli chcemy to tez i potrafimy wykorzystać siłę naszego umysłu, tak aby funkcjonował on dla nas a nie przeciwko nam ale jednak należy zacząć od ciała. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

LILKA80 (tym razem tak jak powinno byc) bardzi Ci dziekuje za tego posta. To jest prawie moj sposób myslenia z przed kilku miesiecy. Potem zagęszczenie zlych dni i paskudna pogoda zupełnie mnie wytracily z tej ścieżki. Zmiana diety codzienne marszobiegi znmiana podejścia do wielu spraw - wylazlem z konta. A potem zwątpienie. To co piszesz pokazuje mi że nie mozna tak szybko sie poddawać. Sam piszę ze potrzebny jest czas że nie pok pokona się nerwicy w 5 minut a potem poddaje się po kilku miesiącach drobnych kroczkow. Spróbuje pójść do przodu. Jeszcze raz dzięki!!!

Odnośnik do komentarza

Ignac, dla wielu nerwusów z tego forum jesteś autorytetem, *przewodnikiem* który prowadzi za rękę w najtrudniejszych momentach. DOskonale wiesz jak radzić sobie z nerwicą, że to tylko nasza wyobraźnia. To Twoje posty uświadomiły to wielu z nas. Wiem, że gorsze dni mogą zdołować nawet najsilniejszych, ale walcz o swoje dobre samopoczucie, dla siebie, roodziny, znajomych i dla nas:) Ja ostatnio tez mialam ciezki czas, ale zaczelam olewać to wszystko, dostrzegac -moje male sukcesy i cieszyłam sie nimi. Poki co nadal jade na tej zasadzie i o dziwo czuje sie lepiej. Mimo zlego samopoczucia zaczelam cwiczyc i wcale nei czuje sie przez to gorzej (ctrzego balam sie oczywiscie przed rozpoczeciem cwiczen) ale lepiej i to wlasnie ruchem chce wykopac moja nerwice. Moze przy bieganiu zgubie ja gdzies po drodze;) W kazdym razie trzymam za Ciebie mocno kciuki i mam nadzieje ze uporasz sie z gorszymi dniami.

Odnośnik do komentarza
Gość Optymistka

Witam Wszystkich słonecznie :) IGNAC dasz radę, wygrasz z tą zarazą, masz tutaj ogromne wsparcie i tak jak było we wcześniejszym poście jesteś autorytetem dla wielu z nas. Ja dzisiaj obudziłam się nad ranem i miałam w głowie paniczną myśl, że mam raka. Na początku nerwicy te myśli to była moja codzienność, ale otrząsnęłam się z tego, a tu taka niespodzianka, znowu wróciło. Dzisiaj jestem silniejsza, więc przewróciłam się na drugi bok, popukałam w głowę i poszłam dalej spać. Wniosek z tego jest taki, że jednak wraz ze wzrostem naszej wiedzy o nerwicy coraz bardziej przebija się nasz zdrowy rozsądek. Dwa dni temu objeździłam lekarzy ze starszą córką z urazem stopy i co najlepsze nie byłam na żadnych uspokajaczach a wręcz przeciwnie - po kawie i kompletnie nic się nie stało. Nie miałam napadów lęku, nie było dodatkowych skurczy serca. Udało mi się odbyć 2 wizyty, zapisać na konsultację do specjalisty. Super, może to znak, że moja wymarzona *prosta* jest już całkiem niedaleko.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×