Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

A derealizacja? jak z tym walczyc?? juz kiedys mialam takie dziwne stany odrealnienia, jakby to co wokol mnie nie bylo prawdziwe, ale przyszly studia, zajelam sie czyms i samo przeszlo. a teraz znow to samo. czasami mam juz dosyc i dostaje takiego totalnego dola, chce mi sie tylko plakac, a czasami mam wrazenie ze wszystko jest ok, ze tylko cos sobie ubzduralam.. juz sama nie wiem co ze soba zrobic
Odnośnik do komentarza
Ewela naprawde nie zdajesz sobie sprawy jak bardzo pomagasz mi swoimi cennymi radami.moze to glupie ale czytajac wasze problemy i rady bardzo mi wszyscy pomagacie.EWELA posiadasz wiele cennych wiadomosci,zmagam sie z ta choroba jakies 10 lat,ale nie wiele o niej wiedzialam.Bardzo potrzebuje tego forum.Co do twojego pytania przed leczeniem hormonalnym mialam te same problemy.Wczesniej nie pracowalam,wiec jak mialam zle dni przelezalam w domu.Od 3 lat pracuje i wiele roznych lekow poglebilo sie.Nikt nawet nie wie ile zdrowia kosztuje mnie usmiechanie sie w pracy.Dziekuje WAm ze jestescie.EWELa chciala bym miec tyle energi i wiary co ty.Chodz na pare dni! Pozdrawiam!
Odnośnik do komentarza
Gość stokrotka9
kochani, cierpie na nerwice juz chyba 14 lat. przez pierwsze 10 lat ataki byly sporadyczne ale spektakularne -ladowalam na pogotowiu lub w przychodni z bezdechem ,zawalem itp. od 4 lat wiem ze to nerwica ,bylam kilka razy u psychiatrow ,ci z NFZ wizyte koncza po 10 minutach wypisanem lekow psychotropowych z minimalnym wywiadem zero pytan do pacjenta, Ci prywatni poswiecaja wiecej czasu i tez leki na wizycie u tego ostatniego otrzymalam diagnoze WSPOLUZALEZNIENIE od meza- alkoholoka oczywiscie to powod mojej nerwicy ktora swietnie sie rozrastala przez lata . Mam wiele powaznych zdiagnozowanych chorob i ten fakt rowniez obciaza moja psychike -poniewaz przy ataku nerwicy mam sie czego uczepic (rak piersi -bo gozki, rak tarczycy gozki podwyzszone GPT -rak watroby itd) Moja mama umarla 25 lat temu w akcie zgonu wpisano goz mozgu -czepilam sie tego jak brewiarza i codziennie przerabiamn goza mozgu. Paradoksalnie neurolog nie widzi potrzeby wyslania mnie na badanie RM mozgu. Juz od dwoch lat mam ciagle fale neric prawie nie przerwane - biore doraznie belergot lub minimalna dawke Xanaksu rano (0,25). Troche sie przydymiam ale somatycznie jestem do D... boli mnie brzuch mam syndrom wartownika -cala spieta lacznie z powlokami brzysznymi -kiedy sobie o tym przypomne rozluzniam sie ale na sekunde..troche ulgi. Kichy pracuja w zwiazku z tym niewlasciwie. Uczucie odrealnienia towarzyszy mi prawie od chwili pobodki rano, spie jak kamien ale lekarz mowil ze takie mocne spanie to tez moze byc objaw depresji, natomiast od samego rana juz sie nakrecam , pierwsze pietnascie minut po obudzeniu juz jestem jak sprezyna. Jestem obecnie na urlopie -w domu , mieszkam we wroclawiu niby duze miasto ,ale posluchajcie.... we wtorek rano dostalam okropnego ataku ,trzesiawka ,bol glowy(myslalam ze dostane udaru -skronie pulsowaly jak wulkan) pozbieralam sie siadlam na rower -ten mnie jakos zawsze uspokajal ale nie tym razem ,cudem bez kolizji dotarlam do szpitala psychiatrycznego na ul. kraszewskiego i zaczelo sie .. nikt nie chcial mi pomoc chociaz bylam rozdygotana ,placzaca -hisateryczna i prawie blagalam o pomoc , kilkakrotnie odsylano mnie do roznych miejsc w tym ogromnym obiekcie -trafilam do rejestracji tam dostalam termin wizyty za dwa tygodnie i juz.... nie moge pominac faktu ze pracuje zawodowo i zaden z lekarzy nie przyjmuje pacjentow po poludniu-wiec trzeba brac urlop lub rzucic robote. tak wiec po ustaleniu terminu stanelam nad rzeka Odra i zamiast sie do niej rzucic lyknelam kolejny belergot i dowloklam sie do domu...dzien skonczylam w lozku-czekajac co przyniesie los Na koniec tej tyrady dodam ze mam 50-lat i zaluje ze kilka lat wczesniej zbagatelizowalam objawy teraz jest duzo gorzej -to w kontekscie wypowiedzi mlodych ludzi na tym forum -bierzcie byka za rogi!!!
Odnośnik do komentarza
Małgorzato, cieszę się,że mogę pomóc. Radzę sobie tylko dlatego,że nie czekałam długo z wizytą u psychologa, Tydzień po pierwszym ataku już siedziałam w gabinecie. Psycholog uświadomiła mi,że nie jestem psychiczna,jak radzić sobie z bólem, jak pogodzić się z faktem,że wszyscy kiedyś umrzemy... Na początku była to tylko paplanina bo miałam stany Bańki, odrealnienia, sama wiesz jak wtedy człowiek przyjmuje nowe informacje,ale gdy po persenie zaczęłam normalnie myśleć, uświdamiać, wdrążać rady w życie wszystko się uspokoiło, nie nakręcałam się dalej tak jak osoby które nie wiedzą na czym polega nerwica. Wiem,że tylko pozytywem można zwalczać objawy nerwicy. Nerwica to prosty schemat jeśli coś się z Tobą dzieje i wmawiasz sobie,że to atak serca to zmienia się to w lęk, lęk w lęk i masz atak, później jest jeszcze obawa przed ponownym atakiem i tak w kółko, to powoduje,że nasz organizm kumuluje wszystkie lęki i musi jakoś odreagować poprzez wyładowanie energii atakiem. Spróbuj gdy np jesteś w sklepie i coś się dzieje zwalić na pogodę i poprostu nie wkręcać się dalej to naprawdę pomaga, a żeby spojrzeć trzeźwo na świat weź jakieś łagodne tabletki ziołowe. Razem damy radę, życie jest piękne tylko trzeba na nie spojrzeć z innej perspektywy. Jakby co to pisz, moje gg 9038944
Odnośnik do komentarza
DO EWELA powiedz mi (moze to smieszne)czym sie rozni psycholog od terapeuty?Moj terapeuta powiedzial ze skieruje mnie na jakies grupowe terapie.Dokladnie jeszcze nie wiem na czym to bedzie polegac,mam sie zglosic pod koniec sierpnia(przez urlopy).moze lepiej udac sie do psychologa?Dodam ze moj terapeuta jest bardzo mily.Ale ciezko jest sie z nim umowic na wizyte,przyjmuje ona w centrum interwencji kryzysowej,wiec sa dosc odlegle terminy,ale nie place!POzdrawiam.!!
Odnośnik do komentarza
hej czytam to forum od dluższego czasu , ciezko było sie przełamac ... mam takie same objawy jak wiekszosc z Was , nie umiem sobie juz z tym radzic dodam ,ze nie potrafie sie przełamac i udac do psychologa... *nerwica* jeszcze nie stwierdzona medycznie przeszkadza mi sie realizowac .. nie wiem , moze sobie wkrecamn ,ze to *nerwica* ale ciezko mi z *tym* czymś życ... Mam 21 lat jestem studentką , jesteście w stanie jakoś mnie zmotywowac , pomoc-cokolwiek...
Odnośnik do komentarza
Skoro czytasz to forum kacha to juz pierwszy krok do wolnosci :) widzisz ilu ludzi ma ten sam problem, trzeba oswoic lęk - to chyba najwazniejsze w nerwicy, bo calkowite wyleczenie nie jest mozliwe, gdyz neurotycy maja po prosu slaby uklad nerwowy. Zeby wyleczyc nerwice musieliby nam wymienic mozg :))) a to nie jest mozliwe, wiec musimy z tym zyc....starac sie racjonalizowac objawy, jak najwiecej dowiedziec o tej przypadlosci zeby umiec z nia zyc. Tak mysle i polecam lekture: oswoic lęk - poszukaj w necie, dobra pozycja.
Odnośnik do komentarza
Stokrotka9, ja dostalam pierwszego ataki leku, gdy mialam 45 lat, dzis mam 54. Spadlo to na mnie jak grom z jasnego nieba, ale dzis wiem, ze przyczyna lekow jest dlugotrwaly stres, bagatelizowany przez wiele lat. Tak bylo u mnie. Studia, praca, kariera, wszystko zapiete na ostatni guzik, az tu nagle trach, ot tak z dnia na dzien. Osobiscie znalazlam wielka pomoc w ksiazkach, medytacji i rozmyslaniach nad soba i nad swoim zyciem. Przeszlam dokladnie to samo co ty, biegalam po lekarzach, psychiatrach i psychologach, nikt mi nie potrafil pomoc, doszlo do tego, ze balam sie wlasnego cienia i caly czs myslalam o smierci, chorobach i podobnie jak ty czytalam na temat guza mozgu na ktory zmarla moja babcia. Najbardziej balam sie uzaleznienia od ludzi, balam sie, ze bede sparalizowana. To byl prawdziwy obled. Totalnym ciosem byla choroba mojego taty, ktora zwalila mnie z nog, poprostu nie moglam zaakceptowac, ze go strace i wlasnie to choroba ojca byla tym czynnikiem, ktory wywolal moje leki. Stres i strach przed utrata kochanej osoby. Podsumowujac to bylam w stanie calkowitego rozpadu okolo 3 lat. Ale stopniowo wypracowalam sobie metode na kontrolowanie atakow, ktore z czasem staly sie rzadsze i lagodniejsze, ale ktore niestety mam w dalszym ciagu. Najwieksza dla mnie pomoca byly szczere rozmowy, o sobie, o swoim zyciu, o bledach ktore kiedys tam popelnilam, krotko mowiac rozmowy o zyciu. I o dziwo, ale najlepiej rozmawialo mi sie z obcymi mi osobami. Leki nauczyly mnie szczerosci, otworzylam sie, przestalam sie bac zycia. Zaczylam zyc swoim zyciem, bez pozorow, bez klamstw i bez cynizmu. To byla dluga i zmudna droga. Dzis minely 2 miesiace, jak zmarla najukochansza mi osoba - moja mama. Bardzo cierpiala, byla bardzo chora ale jej choroba wzmocnila mnie, bo bylam w stanie wczuc sie w jej leki i pomoc jej troszke w ten sposob. A ja sama przestalam bac sie smierci, poprostu zaakceptowalam fakt, ze ona istnieje czy tego chcemy czy nie i z tym faktem trzeba po prostu nauczyc sie zyc.
Odnośnik do komentarza
Małgorzato, ja do psychiatry nie dotarłam, wybrałam sie najpierw do Pani psycholog która ma specjalizację z nerwic, pomyślałam,że lepiej niech najpierw lżejszy lekarz stwierdzi czy wariuję i czy muszę wybrać się do psychiatry po leki. Jestem bardzo zadowolona, po jednym spotkaniu już wiedziałam jak sobie radzić żeby normalnie funkcjinować, nie potrzebuje silnych dragów, wybieram się jeszcze na kilka spotkań,ale to po wakacjach, chcę nauczyć się walki ze stresem żeby ten się nie skumulował i zaatakował ponownie za parę lat. Czytałam ostatnio,że nerwice leczy się etapami w zależności od stopnia choroby, przy bardzo silnej podaje się silne leki przeciwlękowe i antydepresanty, a gdy organizm się unormuje tak żeby normalnie funkcjonował wysyła się na terapię żeby psycholog znalazł przyczynę lęków i nauczył z nią walczyć, lęki to normalna reakcja organizmu, kiedy ten nie daje już rady z rzeczami które nas męczą i same leki nie zwalcze przyczyny, złagodzą tylko skutek, a po odstawieniu leków po jakimś czasie ona napewno wróci. Moja psycholog bierze 50zł za godzinę, ja byłam u niej godzinę 35min, ale kasę wzięła tylko za jedną godzinę. Naprawdę fajna rzeczowa babka
Odnośnik do komentarza
Witajcie Sama nie wiem od czego zacząć... Mam 25 lat podobnie jak Wy borykam sie od dawna ze sowja wielką slabością,jaką jest nerwica. Początki nerwicy daly o sobie znac gdy mialam 16lat. Duszności,kołatanie serca,kłucie w klatce piersiowej,drżenie rąk,nóg,potliwość i wielki niepokój... Kilkakrotnie lądowałam na pogotowiu. Odwiedziałam kardiologów,neurologów,ale sytuacje nadal sie powtarzaly. Nie umialam sobie radzic ze stresem,wyolbrzymialam go jeszcze bardziej i przeżywałam wszystko o wiele intensywniej. Przezyłam mase takich sytuacji w szkole sredniej,na studiach... Często lądowałam u pielęgniarki z wysokim,bądź niskim cisnieniem i z tymi chorymi objawami. Wszystko nasilalo sie do tego stopnia,ze tak naprawe nie potrzebna byla jakas stresowa sytuacja,która mogłaby być wytłumaczeniem takiego samopoczucia. Pojawiało się TO z nikąd... Panicznie bałam się wyjazdów poza miasto. Wakacje,które powinny byc relaksem okazywały się wielką męczarnią,bo przesladowal mnie non stop niepokoj i lęk,ze cos mi sie stanie,ze nie uzyskam od nikogo pomocy... Tak TO trwalo latami,niszcząc te najpiękniejsze lata... Nie umialam sama ze sobą walczyć. Gdy poznałam moją II miłość sytuacja troszke sie zmienila.Nie chcialam ujawnic swej słabości i ciągłego marudzenia,że czegos sie obawiam i źle czuje. Zaszłam w ciążę, której oboje pragnęliśmy.Przeraziło mnie to maksymalnie,ze nie dam rady swobodnie przejsc przez te 9 miesiecy,ze nie poradzę sobie z porodem itp. Wszystko skomplikowalo sie dodatkowo,gdy odeszłam od niego i nerwom nie było końca. Jednak hormony które buzowały podczas ciąży zacierały te wszystkie dotychczasowe objawy. Nie odczuwalam lęków,żyłam ciążą. Urodzilam zdrowego Syna,pozostając z własnej woli samotną matką. Wróciłam do rodziców,którzy wspierają mnie każdego dnia. Po macierzyńskim wrócilam do pracy... Wtedy wszystko zaczęło odradzać sie na nowo. Każdy wyjazd służbowy był dla mnie masakrą. Do tego wszystkiego doszły bóle głowy,które nie pozwalały mi normalnie funkcjonować.Zawroty,omdlenia... Próbowałam sobie radzić ziołowymi specyfikami,w sytuacjach lękowych zażywałam hydroxisinum. Wszystko powróciło i zaczęło się pojawiac stosunkowo często. Pracuję w terenie,poza domem,więc obawy nasilaly się gdy tylko wiedziałam o dalszym wyjeździe. Wmawiałam i wmawiam sobie do dziś,ze mam dla kogo zyc i walczyc o normalne zycie,bo Syn stal sie dla mnie calym swiatem. Jednak TO jest silniejsze ode mnie. Stany lękowe nie dają mi zyć,myśleć pozytywnie... Wmawiam sobie ciągłe choroby,ze to zapewne doprowadzi do mojego zejscia z tego świata. Tłumaczę sobie ten nawrót choroby tym,ze nerwy jakie tłumilam w sobie przez okres ciąży teraz znalazły ujście i daja o sobie znać. Dużo przeszłam i być moze ten stan to efekt przeżyć. Wielokrotnie chodzilam do lekarza I-go kontaktu,który zna moje deolegliwości. Zazywam leki przeciwmigrenowe,mam skierowanie na rezonans magnetyczny głowy... Zwrócilam sie ponownie do neurologa,który stwierdzil ze jestem nadpobudliwa i mam rozległa nerwicę. Dostalam homeopatyczne leki i ziołowe preparaty. Jednak efektu ich stosowania nie ma :( Nerwica chodzi za mną jak moj cień. Dzisiaj rowniez o sobie dala znac i daje coraz czesciej. Zaczynam sie pograżać i trace ochotę na tą nieustanna walkę.Nie umiem sobie z tym radzić. Boję sie depresji,której mam początki. Wszędzie pojawiają się schody. Rodzina wmawia mi,ze trzeba z tym walczyć,ze leki to nie wszystko,ale mi brakuje sił. Kazdy dzien to pytanie czy dzisiaj mnie to spotka? Czy dojadę do domu z całodniowej trasy? Przerasta mnie to... Za 2 tygodnie planuję wyjazd z Synkiem i mamą. Boję się,ze lęki nie dadzą mi spokoju. Ze relaks okaże się niewypałem. Czytalam wiele postów i widzę,ze borykacie sie z podobnymi sytuacjami,ale jak to boli gdy naokoło wszyscy zyją normalnie,a my ....
Odnośnik do komentarza
kochani... a czy ktos z Was ma leki zwiazane z bliskimi osobami? ja boje sie,ze wyrzadze komus krzywde, zwlaszcza mojemu malemu synkowi (14miesiecy). Czasem wole nie patrzec np na jego szyjke, bo od razu przychodza mi glupie mysli,zechwytam za ta szyjke i go dusze. No a przeciez tego nie chce, bo bardzo go kocham, ale te mysli sa takie realne,ze boje sie,ze to sie kiedys wydarzy. lekarze mowia,ze to nerwica natrectw, a ja sie tak boje,ze bede pierwsza osoba z nerwica, ktora komus zrobi krzywde.Boje sie,ze nie ma przede mna przyszlosci,ze albo komus coss sie stanie albo mi.tak bardzo sie boje, kazdy dzien to koszmar, biore juz kolejne leki, mam nadzieje ,ze w koncu zadzialaja.
Odnośnik do komentarza
Witajcie wszyscy znerwicowani :) od półtora roku zmagam się z nerwicą. Mam 19 lat, chodzę do liceum. Pierwszy mój atak miałam w kościele na mszy. Myślałam ze zaraz tam umrę, ale jak wyszłam to było Ok. no a zaczęło się niewinnie, kilka tygodni wstecz miałam w kościele dretwienie lewej nogi i lewej ręki. PO 2 tygodniach nie mogłam juz nawet do szkoły chodzic.. No i rok temu w wakacje miałam egzaminy komisyjne, które zdałam :) No i lekarz zdiagnozował mi nerwice lękową z klaustrofobią. No i długo nie myśląc na koniec roku szkolnergo w tamtym roku wybrałam sie na hipnozę, i klaustrofobie jak ręką odjął . No i mogłam w końcu chodzić do szkoły, jednak do autobusu już nie wsiąde :) (atak miałam i w tam) Ale wolę jechać do szkoły rowerkiem . Kiedyś bałam sie wogóle wychodzić z domu, ciągle ten cholerny niepokój, nio a od 2 miesięcy zero ataków, częściej miewam niepokój w sobie... Ale to juz nie tak czesto jak kiedyś:) Może to za sprawa nowego chłopaka, który mnie rozumie, wie że jestem chora, ale i nade wszystko kocha :) Zastanawiam sie czy nie iść znów na hipnozę ? Moja klaustrofobia zdaniem hipnotyzera wzieła sie z tego, ze nie zdałam do kolejnej klasy(mózg zinterpretował to tak , ze zostałam uwięziona dlatego bałam sie zamkn. pomieszcz. ) A mój niepokój zdaje mi się jest związany z śmiercią przyjaciółki, która zginęła w grudniu *07 r. Miesiąc nim miałam pierwszy atak . Życze wam wszystkim byście byli szczęśliwi, bo jednak można sie uwolnić od wielu cierpień, bo wszystkie tkwią nie w danej rzeczy, lecz w tym, co o niej sądzisz. I jest w Twojej mocy sąd ten zmienić . :) Powodzenia :)
Odnośnik do komentarza
Gość stokrotka9
Gajka, dziekuje za wpis ,przyznaje ze troche mi lepiej kiedy czytam ze osoby w moim i zblizonym wieku borykaja sie z tym problemem.- . mam 3 dni troche spokoju . Wrocilam po urlopie do pracy i zajelam sie czyms innym niz umartwianie sie od rana. Niestety nie jestem wolna od moich czarnych mysli. Gajka bylam u psycholog ktora chyba mi odpowiada, mam wizyte za tydzien i dostalam zadanie domowe: mam odpowiedziec na pytanie czego od niej oczekuje? zdawkowa odpowiedz *pomocy *nie wchodzi w gre.Przyznam ze juz kilka dni mysle nad tym prostym pytaniem i mam dylemat. Czego wy oczekujecie od swoich psychologow i terapi -pomozcie i podzielcie sie swoimi przemysleniami prosze! pozdro
Odnośnik do komentarza
Chcialabym dac wam pare dobrych rad, co do sposobu zycia z lekami. Najwazniejsze jest to, aby zaakceptowac, ze sa one czastka nas i ze poprostu one nas sobie upodobaly i sa nam wierne. Gdy nadchodzi u mnie atak leku to mowie do niego „czesc, steskniles sie znow za mna co?” i staram sie koncentrowac na czyms innym niz na symptomach w moim ciele, ktore przeciez dobrze znam i wiem, ze za kazdym razem sa one takie same. Gdy dopadnie mnie atak, na przyklad na ulicy, to zaczynam ogladac wystawy sklepowe, albo obserwuje ludzi, co maja na sobie, jak ida, jak sie zachowuja, itp. Probuje nie myslic i nie rozmyslac, wylaczam moj mozg, staram sie nie myslec, poddaje sie otoczeniu i jestem calkowicie swiadoma, ze ten atak minie, tak samo jak minal ten ostatni. Oczywiscie, ze za kazdym razem gdy dostane takiego poteznego ataku to mysle, ze tym razem to juz koniec, ze to ostatni raz i ze tym razem napewno bedzie to moj ostatni raz i ze umre, albo cos mi sie stanie np., ze upadne i powybijam sobie zeby, albo uderze sie w glowe itp, itd. A wiec, jaka jest moja technika wspolpracy z lekami? Pierwsze co robie to zaczynam pracowac oddechem. Wciagam powietrze nosem i to bardzo powoli i bardzo powoli wypuszczam je ustami, ale wazne jest to, aby oddychac przepona tzn. wypelnic powietrzem cale pluca az do brzucha. Wazne jest aby nie zamykac oczu, bo wtedy kreci sie jeszcze bardziej w glowie. Te cwiczenia oddechowe mozna robic wszedzie, w autobusie, w pracy, w domu i nikt tego nie widzi. Ataki leku maja punkt szczytowania i gdy dopuszcze do tego maxa jestem pozniej totalnie wykonczona, dlatego najwazniejsze jest, aby ten szczyt zlamac, tzn. nie dopuscic do szczytowania. To jest technika wspolpracy z atakiem, bo z atakami lekow nie mozna walczyc, z nimi trzeba wspolpracowac. Gdy jestem w drodze i czyje, ze nagle nie moge podniesc nogi i utrzymac sie w pozycji pionowej, staje sobie przy jakims budynku i opieram sie o sciane plecami pracujac oddechem, albo przytrzymuje sie jakiegos slupka, albo drzewa. Aby odwrocic uwage od leku mozna tez bawic sie czyms co mamy przy sobie np. kluczami, albo bizuteria, apaszka albo poprawic sobie wlosy. W autobusie mozna zaczac przegladac co mamy w torebce albo pobawic sie nasza bizuteria, przygladnac sie branzoletce albo piersionkowi i pamietac o powolnym i glebokim oddychaniu. Istotne jest tez zapoznanie sie z fizjologia swojego ciala, wtedy latwiej jest zrozumiec co sie z nami dzieje podczas atakow tak czysto fizycznie i wtedy bedziemy sie mniej bac, np. ze za momemt dostaniemy wylwu czy zawalu. Roznica miedzy psychologia a psychoterapia jest taka, ze psychologia tlumaczy nam dlaczego tak sie z nami stalo i co do tego doprowadzilo, zas psychoterapia mowi nam o tym co mamy robic w danym momencie aby tak przestalo sie dziac, podczas psychoterapii nie rozmyslamy ale konkretnie dzialamy, dlatego dobry psychoterapeuta jest na wage zlota, psychologa mozna zastapic dobrymi ksiazkami, ktorych jest na prawde wiele, natomiast dobry psychoterapeuta potrafi ulatwic nam zycie, dac nam wskazowki, pokierowac nami, nauczyc nas sposobow na polepszenie naszego samopoczucia, wszystko to poprzez konkretne dzialanie. Psycholog jest idealny dla ludzi mniej otwartych, moze bardziej wstydliwych. Z mojego wlasnego doswiadczenia wiem, ze mnie pomogly rozmowy z wieloma osobami, ja sama nie ukrywalam mojej choroby. Czesto bylo tak, ze wpadlam jak bomba do jakiegos sklepu i prosilam o szklanke wody i mowilam otwarcie, ze kreci mi sie w glowie i ze mam leki i powiem wam szczerze, ze nie zdarzylo mi sie ani razu, aby ktos mi odmowil pomocy. Jesli chodzi o zajecia psychoterapeutyczne to radzilabym zaczac zajecia psychoteraupeutyczne w grupie. Swiadomosc, ze jest w zasiegu naszej reki ktos, kto ma sie dokladnie tak samo jak my sami, jest bardzo pomocna ze wzgledu na wymiane spostrzezen i doswiadczen ale najwazniejszym faktorem sa relacje miedzyludzkie, bo to przeciez jest w naszym zyciu najwazniejsze. Na psychoterapie chodzilam przez dwa miesiace, dwa razy w tygodniu. Na pocztku bylo OK, ale z czasem wybralam jednak moj wlasny sposob na wspolzycie i wspolprace z lekami. Osoby w mojej grupie nie pracowaly samodzielnie, ale oczekiwaly, ze beda prowadzone za reke przez psychoterapeute, krok po kroku. Dla mnie szlo to za wolno, bo ja juz mialam wypracowane moje techniki dzialania. Na terapii bylo nas 7 osob, dwie pielegniarki z lekami genaralnymi, obie okolo 30-tki, dwudziesto paro letnia dziewczyna ktora miala depresje poporodowa i ktorej zmarla mama w czasie gdy ona byla w ciazy ( tez bala sie o to, ze udusi swoja coreczke ), starsza kobieta okolo 75 lat, ktora byla bardzo sprawna fizycznie, ale miala leki smiertelne, chlopak okolo 27-28 lat, ktorego dopadly leki gdy byl na wakacjach z dziewczyna, mechanik samochodowy tez tak okolo 30 lat, ktory pojecia nie mial o tym dlaczego sie rozchorowal, no i ja sama. Siedzielismy w polkole a przed nami siedziala psychoterapeutka. Seans zaczal sie od prezentacji, kazdy z nas opowiedzial krotko historie swojego zycia z lekami wlacznie. Takie wymiany spostrzezen i sposoby w jaki kazdy z nas probowal dawac sobie rade z lekami byly wartosciowe, bo mimo wszysto iz leki sa podobne, to jednak kazdy reaguje na swoj sposob. Niemniej ciagle sluchanie innych o ich problemach i przezyciach bylo dla mnie za uciazliwe i deprymujace, poza tym wszystkie pozostale osoby w mojej grupie byly juz bardzo uzaleznione od lekarstw, od ktorych ja sama trzymalam sie z daleka. Absolutnie nie namawiam nikogo do przerwania leczenia srodkami antydeprsyjnymi, ale ja sama jestem szczesliwa, ze trzymalam sie od tego paskuctwa na dystans. Ja wybralam droge alternatywna, zaczelam cwiczyc, dobrze sie odzywiac, przeszatkowalam moje otoczenie, zwlaszcza przyjaciolki a raczej pseudotakowe. Bardzo pomogla mi medytacja i healing, ktory rozluznil moje wezly. Niedawno czytalam, ze ludzie ktorzy intensywnie medytuja maja silniejszy od innych plat czolowy mozgu a degeneracja mozgu, ktora dopada z biegiem czasu kazdego, zaczyna sie wlasnie od plata czolowego. Te wszystkie tabletki szczescia a raczej nieszczescia, niszcza komorki nerwowe, coraz czesciej czyta sie o tym, ze jedna z przyczyn choroby Parkinsona, jest reakcja chemiczna mozgu na leki psychotropowe i fakt, ze coraz mlodsi ludzie zapadaja na te chorobe mowi sam za siebie. Pare lat temu spotkalam te dziewczyne z depresja poporodowa i niestety miala sie tak samo zle jak wczesniej, mimo, ze to wlasnie ona byla najwieksza zwolenniczka medykamentow, na ktore wydala majatek nie osiagajac niestety zadnego postepu. Przyczyna tego, ze ludzie faszerowani sa tabletkami lezy w ekonomii, w braku czasu i stopniowo w braku checi do pomocy innym, dlatego lekarze wypisuja lekarstwa lekka reka. Nie zapominajmy tez o zyskach jakie maja dzieki umowom z firmami produkujacymi leki. To sa przykre fakty, ale tak niestety jest, na calym swiecie nie tylko w Polsce, dlatego my sami jestesmy odpowiedzialni za wybor sposobu leczenia i powinnismy byc swiadomi tego co jest dla nas najlepsze, bo mimo, iz jestesmy wszyscy do siebie podobni to mimo wszystko kazdy z nas jest inny na swoj sposob a bezkrytyczne wypisywanie recept przez psychiatrow jest totalnym nieporozumieniem i pojsciem z ich strony na latwizne. Wedlug mnie jesli ktos juz zdecydowal sie na leczenie srodkami antydepresyjnymi to powinien jak najszybciej uzupelnic to leczenie leczeniem psychoterapeutycznym. Jesli nie ma sie czasu czy pieniedzy na psychoterapeute, to mozna naprawde znalesc pomoc w literaturze na ten temat i pomoc sobie w ten sposob.
Odnośnik do komentarza
Jestem tu po raz pierwszy, nie wiedziałam że tyle ludzi ma z tym problem. Ja niewiem jak sobie z tym radzić chodzę do neurologa od 1,5 roku biorę tabletki ale niestety nie widzę poprawy jedno się kończy a drugie zaczyna. Wszystko jest dobrze jak jestem sama ale jak tylko pojawia się ktoś w pobliżu to zaraz mi słabo, niedobrze, itd. Chciałam iść o pomoc do psychologa ale czy to coś da czy pomoże? czy jest tutaj ktoś kto się z tego wyleczył i czy wogole idzie z tego wyjść czy to już do końca życia będzie mnie męczyć właściwie to nas tu wszystkich...
Odnośnik do komentarza
Da się wyleczyć, ale nie tak hop siu . Najlepsza wydaje sie być psychoterapia, ale nie u każdego to działa . A leki ? Leki zaleczają chorobę, ale nie wyleczają. W główniej mierze zależy to od nas samych, mozemy sie przyzwyczaić lękowi, mozemy stawić mu czoła , są rózne sposoby . A wszystko zależy od naszej woli . Bo ten lęk to nadze podświadome dziwne myśli . Sami wiemy ze tak nie powinno być, ale tak jest. To jest część nas i naszego przekonania .
Odnośnik do komentarza
No że tak hop siu to wiadomo, ale ja szczerze mówiąc to nie mam nadziei z tego co czytam dużo w necie to każdy choruje od 2, 4, 10 i 15 lat ale jeszcze nie spotkałam żeby ktoś się z tego wyleczył na dobre! Chciałabym o tym nie myśleć ale jak to zrobić jak ja nie mam pracy całymi dniami siedzę w domu sama niby wymyślam sobie jakieś zajęcia jak sprzątanie gotowanie porządki w ogrodzie i takie tam ale ile można chcąc nie chcąc te myśli same nachodzą i niema dnia żebym o tym nie pomyślała...
Odnośnik do komentarza
Stokrotka! Ja nie wierze w psychologow i tym podobnych szamanow. Co to jest w ogole za zadanie domowe? Chore pytanie ci zadala i tyle. Wiem, ze ma na celu uswiadomienie ci istoty problemu, ale.....co nas obchodzi istota. Wazne zeby nie miec tych debilnych atakow, ktore wykanczaja. Ja odiwedzialam kilku psychologow i kilka gabinetow i efektu zadnego, za to mialam wrazenie, ze tylko czekaja az siegne do kieszeni po kase, natomiast ci, ktorzy kasy nie brali bo byli panstwowi czekali......na koniec wizyty, ktore byly notoryczne skracane, a w miedzyczasie ucianli sobie pogawedki przez komorke. Szkoda gadac. Wole takie fora gdzie pelno takich jak ja - to mnie pociesza i w jakis sposob leczy :)
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×