Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

Jakbyś mi powiedziała *Pan*, to bym się obraził :) Jeśli chodzi o pomoc rodziny, to raczej nikt mi nie pomógł, wręcz przeciwnie, np. moja żona stwierdziła, że wszystko udaję i zmyślam i bardziej się ode mnie odsunęła niż mi pomogła. Pomogła mi ta strona, bo dzięki niej dowiedziałem się co tak na prawdę mi jest.
Odnośnik do komentarza
Witam wszystkich obecnych!Czytając listy od osób które od niedawna mająten problem to naprawdę ciesze sie że ja jestem już prawie *na prostej*.Wiem jakie to trudne chwile ale pamiętajcie o tym żeby jak najszybciej podjąć leczenie, nie ma sensu udawaćże nie ma problemu -bo on jest i tylko specjaliści są w stanie odkryc przyczynę problemu.Ja długo zwlekałam z leczeniem i przypłaciłam to całkowitym załamaniem organizmu nie byłam w stanie wykonywac najprostrzych czynności nie moglam jeśc spać przez 2 lata nie chodziłam do kościoła a co 2 -3 dni lądowałam na pogotowiu gdzie faszerowano mnie zastrzykami. Mój lekarz i terapeutka chcieli wysłać mnie odrazu do kliniki bo myśleli że już nie są w stanie mi pomóc ale udało się. Dzisiaj leczę się już tylko podtrzymująco normalnie żyję wychowuję dzieci i pracuję jest wporządku.Trzymam za wszystkich kciuki powodzenia!
Odnośnik do komentarza
Witam. Mam na imie Michal i mam 21 lat Od jakiegos czasu mam pewien problem niewiem jak go sprecyzowac ale moze opisze co mi sie dzieje. od pewnego dnia jakis miesiac moze dwa czasami jak sie klade spac albo juz psie budze sie przy bardzo szybkim bicu serca lekkich bylach w okolicy serca i jakby takim lekku ze cos jest nie tak . mam dusznosci w gardle suchy mam wrazenie ze sie dusze po jakims czasie przechodzi i serce gwaltownie boje bardzo spokojnie ale czesto to powraca i serce bije znowu gwaltownie czasami mam mdlosci i ciagnie mnie na wymioty niewiem co to moze byc niebylem jeszcze u lekarza bo niewiem nawet co powiedziec jak tam pojde pomysli sobie ze mam troche niepokolejii... ta sytuacja dzieje sie nie codziennie ale od czasu do czasu moze brakuje mi jakis witamin sam juz niewiem w dzien jest wszystko ok nic nie odczowam ... jezeli ktos ma podobne objawy prosze o pomoc i jakies rady tutaj na forum bede zagladal czesto wiec napewno dopisze z gory dziekuje
Odnośnik do komentarza
Hej Michał, ja bym Tobie radziła zacząć od tego co ja - zrobiłam badanie krwi i wszystko okazało się ok, w tym tygodniu badanie ekg i też jest ok, przyczyną jest tylko nerwica lękowa. Myślałam, że to nie dotyka młodych ludzi, a tu widzę ja 19 lat mam, Ty 21... nie męcz się, idź do lekarza i działaj, bo ja za dużo się męczyłam, a zwykłe ziołowe leki mi nie pomagały... trzymajmy się razem, może to głupie, ale ciesze się, że nie jestem sama z tym problemem... pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Michaś coś nie widzę mojej wczorajszej wypowiedzi, więc oto ona bo zapisałam sobie, przeczytaj: Witam Was serdecznie :) Nazywam się Magda, mam 19 lat i mam nerwicę... Zaczęło się to w wakacje, osamotnienie, byłam druhną - więc duże przeżycie, oczekiwanie na wyniki matury, wyniki dostania się na studia, chłopak, który dla mnie mógłby być wszystkim, traktuję mnie jak przyjaciela... Brat ma od czerwca żonę, więc z Nami nie mieszka, stąd też poczułam pustkę też, nigdy nie miałam szczęścia do koleżanek, każda kartkówka, matura - wszystko się pogłębiło... w sierpniu wyjechałam na Śląsk do rodziny, było cudownie, jednak już wtedy wciąż byłam smutna... któregoś wieczora zaczęłam źle oddychać, chodziłam z pokoju do pokoju, w końcu mama dała mi promolan i przeszło, następnego dnia wracaliśmy już do domu, 5 godzin podróży było masakryczne, czułam, że słabo oddycham, strasznie się denerwowałam... jednak wakacje w domu, bardzo nie zwracałam na to uwagi... jednak przyszły studia i zaczęła się tragedia :( pierwszy dzień w szkole pocenie rąk, problem z oddechem... kolejne dni jakoś przeszły, jednak minął prawie miesiąc i zaczęła się istna katastrofa :( w szkole ciągle coś mnie bolało, nycie w brzuchu, ból głowy, osłabienie, ciągła myśl, że zaraz zemdleje, słaby oddech, duszności, na 1 listopada nie dałam rady stać na cmentarzu, niesamowity ból nóg i duszności, ciężkość w klatce piersiowej. Wszystkie wyniki mam super, bo robiłam i ekg i krew - wszystko ok! W niedzielę wieczorem było tak źle, że ja płakałam i mama płakała... czułam się strasznie, leki nie pomagały ani ziołowe, ani promolan. Następnego dnia pojechałam z tatem do lekarza, bo mama ma taki charakter jak ja, że by od razu płakała... Pani doktor kazała mi iść do psychologa i przepisała mi syrop. Tego samego dnia byłam u psychologa, u niego, a raczej u niej też płakałam... za tydzień mam kolejną wizytę, bo tutaj nie liczą się pieniądze, ale zdrowie... często mam straszne myśli, przemijanie, śmierć... a najgorsze z tego wszystkiego jest, że dojeżdżam do szkoły autobusem i podczas jazdy drętwieją mi usta, ręce... to uczucie jest straszne!!!! Dzisiaj tak było, i to się zrobiło po tym wyjeździe na Śląsk, może zbyt duża odległość od domu... wierze, że psycholog mi pomoże, trzy razy dziennie piję łyżeczkę syropu... boję się ludzi, stresuje się na wykładach, od sierpnia nie byłam na dyskotece, bo boję się, że coś mi się stanie, próbuję sobie to układać, tłumaczyć, ale nie zawsze to pomaga, często myślę o oddechu, a raczej cały czas, że zaraz go stracę i karetka mnie zabierze. A ja tak bardzo chcę żyć, cieszyć się z życia, co wieczora zadaje pytanie Bogu, dlaczego ja?? Jestem osobą, która w życiu nie miała alkoholu ani papierosów w ustach... grzeczna, pomocna. Więc dlaczego?? Moja sytuacja wygląda tak... Nie ma dnia żebym nie płakała, wiem, że tak nie można, ale nie umiem się powstrzymać... mam nadzieję, że Pani Psycholog pomoże, zadała mi do domu wypisać swoje wady i zalety... piszcie Kochani, bo mimo, że różni Nas wiek nie wiedziałam, że aż tyle ludzi na to cierpi... pomóżmy sobie!!! Może to głupie, ale ja czuję się lepiej, gdy wiem, że nie tylko ja na to cierpię...
Odnośnik do komentarza
wlasnie przeczepalem :P forum i nie znalazlem wypowiedzi :P przeczytalem Twoja historie i naprawde wzrusza ... i co dziwne troszke przypomina moja ... zaczac trzeba od tego ze jakies 7 lat temu przeprowadzilem sie .. mieszkalem w takiej malej miejscowosci bylo mi tam bardzo dobrze mialem wspanialych przyjaciol kolegow kolezanki . jednak rodzice zmienili prace i musielismy sie wyprowadzic .. to strasznie mna wstrzasnelo mialem wtedy jakies 13-14 lat.... do dzis pamietam jak plakalem zamknalem sie w sobie.. nowa szkola nowi ludzie ... naprawde bylo ciezko... jestem typem osoby spokojnej i odpowiedzialnej ... od momentu przeprowadzki stracilem znajomych i co wazne nie probowalem znalezc nowych siedzialem w domu i tylko komputer internet i moze 2-3 kolegow . nie wychodzilem z domu nie mam przyjaciol sami tylko znajomi ktorych jak widze to tylko czesc -czesc... nic wiecej ciezko mi jest z tym no ale tak wyszlo i jakos nie jest latwo miec w swiadomosci to ze jest sie samym praktycznie zero kontaktow z rowiesnikami zero kolezanek itd... czesto bo praktycznie co weekend wyjezdzam z miasta do rodziny bo mam tam jedna rzecz co jeszcze mnie cieszy i potrafie z tego kozstac - moja pasja jaka sa motocykle ... uwielbiam jezdzic motorem wyczynowem enduro/cross... przez ostatnie miesiace specjalnie pracowalem kilka miesiecy zeby uzbierac sobie na nowy motocykl i udalo sie na poczatek roku planuje zakupic to co bardzo kocham , to co pozwala mi wierzyc ze zyc warto i trzeba z niego korzystac poki nie jest za pozno ... gdyby nie ta pasja az nieche mi sie myslec co by bylo.... ktos wyzej napisal moze to wlasnie pasja jakies hobby to lekarstwo na te dolegliwosci . i to co oddaja znajomi przyjaciele ja pobieram wlasnie z tej pasjii ale jednak musze przynzac ze bardzo brakuje mi kumpli , przyjaciol takich ktorzy pojda za mna wszedzie prawdziwych przyjaciol. a w tych czasach ciezko o takich . w czasach gdzie pieniadz i to jak sie wyglada jest wazniejsze od uczuc . ludzie oceniaja cie po tym jak wygladasz a nie po tym co soba reprezentujesz , oczywiscie ze sa tez ludzie ktorzy potrafia docenic to kim jestes ale moim zdaniem jest ich tylko kilka procent ... nienawidze przemocy , ludzi o dwoch twarzach, troche sie pozalilem ... ale taka jest moja historia moze i jakos dziwinie to napisalem nie poskladalem to w jakies super logiczne zdania ale to plynie prosto z serca ... pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Pięknie napisałeś, historia podobna do mojej myślę... Masz rację - hobby dodaje siły, ja uwielbiam muzykę, nie śpiewać, ale słuchać, co raz nowe hity itd. i to ona mi pomaga. Dowiedziałam się, że jestem bardzo wrażliwym człowiekiem, zawsze przeżywałam niepowodzenie nawet bliskiej osoby... taka wrażliwość jest i plusem i minusem, niekiedy myślę co ja robię na tym świecie, bo jestem taką dobrą istotą co nikomu nie odmówiłaby pomocy, nie paliłam, nie piłam, dla mnie to plus... nawet uznałam, że nie ma sensu mieć chłopaka, gdy mnie do Niego nie ciągnie, czekam na tego Jedynego... i to też jest przyczyną nerwicy, bo tracę nadzieję, u Psycholog od razu się rozpłakałam jak zapytała mnie o koleżanki i chłopaka... Ale mam nadzieję, że jakoś z tym będzie się żyło.
Odnośnik do komentarza
Kilka dni nie pisałem, ale jak przeglądam posty, to powtarza się wątek u pokolenia obecnych trzydziestolatków (którym sam jestem) o upływającym czasie, starzeniu się, przemijaniu, obawami związanym z przyszłością, śmiercią. Gdybym poskładał do kupy wypowiedzi wielu z was to były by one moimi :). Widać coś w tym jest, może do nerwicy dokleja nam się mały kryzysik wieku przed średniego :). Ja o tych sprawach myślę najczęściej, a nawet o umieraniu, agonii. I tak czasami moja wyobraźnia próbuje wczuć się w umierającego człowieka co mnie przyprawia o dreszcze. Kurde ciągle zastanawiam się jak zaakceptować los ludzkości, każdy kiedyś odejdzie ale nie każdy to rozumie tak dosłownie, realnie. Te myśli są takie dołujące i przygnębiające że tak skomplikowane istoty jak ludzie odchodzą jakby ich nie było. Dobrze że wierzę w Boga i mam w nim nadzieję ale mimo wiary jest to stan który chyba nie idzie normalnie zaakceptować. Moja nerwica wychodzi na prostą bo kiedyś nie był bym w stanie czegoś takiego napisać. Nowym mogę powiedzieć że przechodziłem przez wszystko co wy i jest to do przejścia, jak macie motywację a na pewno bo kto chciałby żyć z tym świństwem to zrobicie wszystko aby wyjść na prostą. Nerwicę trzeba zaatakować wielopłaszczyznowo i w wielu dziedzinach życia, nawet tych banalnych, zmiany zmiany i jeszcze raz zmiany, swoich przyzwyczajeń i poukładanie w głowie konfliktów, to drugie akurat najlepiej zrobić z pomocą psychoterapeuty ewentualnie psychologiem. Chcąc poradzić sobie sam z umysłem, popełniłem chyba wszystkie możliwe błędy, kiedy czytałem książkę o nerwicy aż się śmiałem z siebie, nie martwcie się, zmiany często wyglądają przerażająco ale działają :). Także do roboty :).
Odnośnik do komentarza
witam Nic nowego nie dodam prócz tego co już jest. Być może polepszę *humor*innym zmagającym się z tą chorobą i dołączę do grona, które powiększa się w zastraszającym tempie. Mam 30 lat, od 9 lat borykam się z lękami. W wieku 22 lat nie wiedziałam co się ze mną dzieje, odwiedzałam różnych specjalistów, którzy po kolei wykluczali inne niż lęki i nerwica schorzenia. W końcu trafiłam do neurologa, który przepisał seronil. I tak się zaczęło, potem był seroxat, relanium, i masa innych leków włączając w to xanax. Przez rok był spokój po czym wróciło ze zdwojoną siłą. Dlaczego? Nie mam pojęcia. Skończyłam kilka kierunków, prowadzę swoją firmę, jestem aktywna, usmiechnieta i niezwykle energiczna. Tak widzą mnie ludzie, a w 4 ścianach zaczyna się inny świat. Kołatanie serca, pustka w głowie, brak koncentracji, niewytłumaczalny lęk, myśli o śmierci, bóle głowy itd. itp. Po 8 latach brania róznych leków udałam się na terapię, ponieważ chciałabym mieć dziecko, a nie wyobrażam sobie brania leków będąc w ciąży. Pani psycholog twierdzi, ze 2 lata to minimum terapii, a ja po każdej próbie odstawienia leków, mam nawrót objawów. Podobnie jak wszyscy z forum czuję się jakbym miała 100 lat, staram się nie narzekać, nie skarżyć, bo kto tego uczucia lęku i niepokoju nie doświadczył , nie jest w stanie zrozumieć, co dzieje się z człowiekiem. Całe szczęście, że są leki, mi pomaga wiara, wsparcie męża, który też nauczył się już żyć z moją chorobą. Pytanie, co dalej i kiedy można będzie odstawić leki. Słyszłam, że to już pozostaje z człowiekiem do końca, można nauczyć się mechanizmów radzenia sobie z nerwicą lękową, ale ona zawsze będzie gdzieś z tyłu. Pozdrawiam wszystkich i jak sądzę będzie nas duuużo więcej, to jest jak choroba 21 wieku .
Odnośnik do komentarza
Mam w grupie koleżankę, która też to samo przechodziła, jednak sama jakoś się z tym uporała, mówiła, że teraz dosięgnęło to Jej Siostrę... i doszłyśmy do wniosku, że teraz jest to bardziej popularne niż przeziębienie, bo niestety dotyka właśnie młode osoby, bo nie mówię jedynie o moich 19 latach, ale i o ludziach mających 30 lat, bo to wg mnie jest młody wiek! Ale musimy dać radę, chociaż będą dobre i złe chwilę... Ema widzę, że da się z tym żyć, bo mówisz, że tyle lat już z tym żyjesz, jesteś silną kobietą!! :)
Odnośnik do komentarza
Magda1989 - napisałaś: (...)dlaczego ludzie źli, złodzieje itd. mają dobrze, a ludzie dobrzy muszą się tak męczyć, tego wciąż nie rozumiem... Właśnie dlatego, że są dobrzy i zbyt wrażliwi. A tylko takich ludzi spotyka ta choroba. Wydaje mi się, że człowiek, który się niczym nie przejmuje nie ma nawet podstaw do zaistnienia tej choroby. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×