Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

Arturo witaj,zgadzam się z Tobą,u Ciebie silna nerwica lękowa i autoagresja.Ważne że czujesz się lepiej.Zgadzam się z tym że leczenie i terapia jest najskuteczniejszą metodą leczenia wszelkich rodzajów nerwic.Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Witam słonca:) Tak tutaj 1-szy raz sobie wchodzę i czytam, czytam, czytam... Nasuwa mi sie jedno pytanko... ta nerwica jest wyleczalna szybko, bez skutków ubocznych? Totalnie nie mam czasu ani ochoty na nia chorować a to juz mój 2 raz w życiu ehhh Jakies dusznosci, brak apetytu, lęki, agorafobia ...cała ja. znam swoje zycie i problemy na pamięc...no oczywiscie wszystko to co udalo sie wyrwać z mojej swiadomości czy *pod* psychoterapeucie i cio.... i wiekszy stres i masz ci, znowu. Zawsze mijalo, o jak cudownie wtedy bylo, wogole zycie jest cudowne z tym moze mniej ale wlasnie to mija, przechodzi, samo czy nie nie mam pojecia, doswiadczenie pokazuje ze samo... zal tylko jakis do *medycyny* ze z takim banalem nie potrafi sobie poradzisz, szybko i skutecznie. Biore xanax cholerka bo musze, chyba... lub juz tak mi sie wydaje:) Wiec pytanie kochani, co z hipnoza? czy moze byc recepta na tego RAKA umyslu? Całuje Was słodko
Odnośnik do komentarza
Witaj Maju. Też tak myslę że tak łatwo nie da się wyleczyć z nerwicy i nie ma na nią konkretnego lekarstwa.Można tylko posługując farmaceutykami przetrwać najgorszy czas i uspokoić objawy.Nad resztą musimy sami pracować,bardzo wytrwale.Prowadząc terapię nad samym sobą,nieustannie pracując,żeby bylo dobrze. Leki wyciszają,uspokajają,pozwalają na spokojnie spojrzeć na problem choroby.Wtedy bardziej się skupiamy na tym co można zrobić żeby wyjść z tej choroby i znalezc zródło jej pochodzenia.Potem wszystko wydaje się inne.Na początku to nie jest możliwe,bo nie jesteśmy w stanie obiektywnie ocenić stopień nerwicy,dlatego potrzebna pomoc psychologiczna i psychiatryczna. Stokrotko ja również mialam kłopot z apetytem,w krótkim czasie bardzo schudłam,zle wyglądałam,spadła moja odporność,ktorą do tej pory odbudowuje. W czasie leczenia apetyt stopniowo wracał do normy,a teraz jest normalnie jak przed chorobą.
Odnośnik do komentarza
Gość stokrotka8
Aliskaa, Ty też pisałaś o tym, że miałaś problemy z żołądkiem, i że bardzo schudłaś. Co postawiło Cię na nogi, że wróciłaś do normalnej wagi? Agunia, dzięki za kolejnego posta. Dokładnie tak jest Maju, jak pisze Aga, nie ma cudownego środka na nerwicę. Napewno takie leczenie trwa długo, w zależności od stopnia zaawansowania i objawów. Moim zdaniem też trzeba mieć szczęscie, aby trafić na dobrego psychologa, który nie potraktuje nas jak rutynowego pacjenta, tylko naprawdę będzie starał się pomóc. Pozdrawiam i życze Wam wszystki i sobie wyjścia z nerwicy raz na zawsze.
Odnośnik do komentarza
Gość Gregory123
Witam wszystkich. Coraz częściej udaje mi się opanowywać lęki.Gdy zbliża się atak paniki, a objawy zawsze są takie same,to natychmiast *włączam* zagłuszanie tych myśli,które napędzają spiralę strachu.Zastępuję je myślami o wynikach badań,o słowach kardiologa,że z sercem jest wszystko ok, o tym ,że przechodziłem te ataki już setki razy i nic się nie stało.Były-odeszły a ja nadal żyję.I powtarzam to jak mantrę Efekt jest taki,że lęki nie opanowują mojej psychiki juz w takim stopniu aby trzeba było wzywać pogotowie.Mam również spokój z dochodzeniem do siebie przez kilka godzin,z wychodzeniem z drżenia itp.Dopóki traktowałem nerwicę jako chorobę nic mi z leczenia nie wychodziło.Człowiek chory zawsze liczy na konkretne lekarstwo od konkretnego lekarza.Tymczasem przestałem wierzyć ,ze zrozumie mnie lekarz,który nie doświadcza tego co ja.Jasne! Ktoś powie,że lekarze leczą raka,zawały a przecież sami przez to bardzo często nie przechodzili.Zgoda.Tyle,że raka widać.Można rozpoznać jego komórki.Wiadomo gdzie są ,które to są czym i jak je wyciąćZawał też można stwierdzić ,w którym miejscu nastąpił,jak rozległy jest i też można podjąć konkretne leczenie..A pokażcie mi lekarza,który widział nerwicę!Coraz częściej postrzegam nerwicę nie jak chorobę tylko stan umysłu,który będzie takim jaki jest tak długo jak my sami mu na to pozwolimy.Przekonuję się ,że można nad nim zapanować.Wiem co mówię bo zablokował mnie na długich 5 lat.Prawie nie wychodziłem z domu.A już bez opieki ?!? Mowy nie ma!!!Dziś zrobiłem kilometr na piechotę od domu.Sam I co? Nico!Tak jak poszedłem tak też wróciłem.Bez traumy,bez słabnięcia,bez rozszalałej pikawy,bez drżeń i bez zimnych potów.Czy Wy macie pojęcie co to znaczy??? To znaczy,ze wszyscy mamy szansę na powrót do świata żywych tylko od nas zależy kiedy on nastapi!!!Ja reaguję przyspieszonym biciem serca,strachem,że umieram,Stokrotka8 wymiotuje.Objawy różne ale mechanizm działania ten sam.Panie i Panowie.Pora zacząć wyciągać wnioski z tego co się dzieje i przestać czekać na cud.Pora zebrać się do kupy i to co nas dołuje przekuć w to co nas wzniesie do góry.Zadałem sobie trud bardzo uważnego przeczytania postów z tego forum.Wyciągnąłem z tej lektury mnóstwo wniosków.Jeden z nich jest taki,że wszyscy jesteśmy nadwrażliwcami.Ludźmi dobrymi, czułymi na krzywdę innych chcącymi i gotowymi nieść pomoc innym.Rzeczywistość,która nas otacza zdaje się nas przytłaczać.Jest inna od wymarzonej przez nas, ludzie są inni niż chcielibyśmy aby byli.Nie mnie oceniać czy jesteśmy lepsi niż inni czy też gorsi.Wiem,że jesteśmy wyjątkowi.Nerwica to straszna przypadłość ! Nic mi już nie zwróci straconych przez nią lat.Ale nie mogę pozwolić na to aby nadal mi je zabierała.I Wy tez nie!Swiat potrzebuje cudownych ludzi a Wy siedzicie zamknięci w czterech ścianach.Chciałbym Wam przekazać każdą myśl,która pomaga mnie w nadziei ,że również Wam pomoże.Jedno co na milion procent jest pewne to to,ze najbardziej możemy pomóc sobie my sami.Ludzie to TYLKO nerwica!!!!!!!!!Myślę,że jest cudowny środek na nerwicę.Jakkolwiek to nie zabrzmi jest nim WIARA W SIEBIE !Nie mam juz ataków za dnia.Dopadają mnie w nocy gdy śpię ale szczerze? Zaczynam je olewać.I co? Kolejne nico! Zaczynam się wysypiać.Dochodzę również do wniosku,ze to co nas rozwala to stan naszej niewiedzy.Ile osób z nas przy tym kołataniu myslało,że umiera?Ile lata przy tym jak poparzona nie mogąc znaleźć sobie miejsca?Tymczasem lekarz kardiolog gdyby mu się chciało powiedziałby ,że przy zawale nikt nie miałby ochoty na bieganie nawet w panice.Ja trafiłem na takiego lekarza i dopiero wtedy stwierdziłem,ze chyba muszę spojrzeć na problem z nieco innej strony.Dopiero wtedy zrozumiałem,ze tylko ja sam sobie mogę pomóc bo nie ma pigułek na złe myśli.Dokładnie tak jest z nami wszystkimi.Stokrotko8 spróbuj sobie pomyśleć gdy zacznie Ci się zbierać na wymioty o dziecku,które chciałabyś kiedyś urodzić o wyrozumiałym mężu ,u którego chciałabys zobaczyć uśmiech na twarzy a nie troskę.Wycisz się i nie myśl o tym,ze za chwilę pół żołądka zostawisz w kiblu.Stań przed lustrem wyceluj w swoje odbicie suszarkę i beknij na cały dom prosto w to odbicie.Myślę,że tak bezzsensowna poza wzbudzi Twój smiech i stracisz zainteresowanie wymiotowaniem.Rób cokolwiek co tylko może odwrócić Cię od rwania w żołądku.Choć to kurewsko trudne to przestań traktować nerwicę śmiertelnie poważnie.To tylko jeszcze bardziej wpycha w nizinkę.A tu biega o to,żeby z niej wyjść.Jestem pewien,że wkrótce wymiotowanie zamieni się tylko w chęć wymiotowania a jeszcze po jakimś czasie zapomnisz o tym a wymiotować będziesz jak przeholujesz na baletach z alkoholem.Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Gość stokrotka8
Gregory jestes świetny!!!!! Podbudował mnie Twój post, czytałam go na głos, momentami chciało mi się śmiać ale też sie poplałam. Chciałabym odnaleźć w sobie tę siłę do walki z choroba. Ale masz rację, bo jak nie myslę o wymiotach to nie wymiotuje, ale czasem jest trudno zapanować nad nimi,nad myślami o nich, a czasem sama chcę zwymiotować żeby wyrzucić z siebie ten lęk. Kiedys to bardziej pomagało, zwymiotowałam i przechodziło. A teraz mimo że mną wyszarpie lek pozostaje. Kiedyś moja koleżanka powiedziała mi że nawet zdrowy człowiek mysląc o wymiotach ciągle pewnie tez by zwymiotował. Dziś mimowolnie siadłam do auta i pojechalam na zakupy do marketa, nie myslalam o objawach i tez nico(:))), nic mi nie było. Nawet sie nie stresowałam. Najgorsze nie miec zajecia i mieć czas na mysnie o objawach, tak jest w moim przypadku. I moze dlatego budze sie z tym strachem, lekiem przed dniem nadchodzącym, przed własnymi myślami które dopadają.Ja sama tez wmówiłam to sobie że jestem chora, mówie sobie ja nie moge, ja nie dam rady, przeciez jestem chora. Zazdroszcze ludziom zdrowym, że moga życ normalnie, matkom, ze mogły urodzic dziecko, a ja nie moge... Nie mam wiary w siebie, zamiast mowic moge, mowie nie dam rady, nie moge, nie potrafię. U mnie lek najwiekszy jest zaraz po przebudzeniu, trzymam meza za reke i mowie mu ze ja juz tego nie wytzrymam i dlaczego mnie to spotkało itp. Nic nie planuje, bo nigdy nie wiem jak sie bede czula, a gdy ktos nas zaprasza od razu w mojej glowie pojawiala sie mysli nie dam rady tam pojsc, jestem chora,,,, Przepraszam, ze znowu napisałam tak chaotycznie. Gregory, a Ty brales jakies leki?albo uczeszczales na psychoterapie? Napisz cos jeszcze, bo podnosisz człowieka na duchu:))) Pozdrawiam STOKROTKA
Odnośnik do komentarza
Gość Natalcia
Słuchajcie, od dwóch tygodni znalazłam pracę, która bardzo mi się podoba, absorbuje mnie a przy tym strasznie nie stresuje. I co? Od tego czasu moje ataki się uspokoiły, a nawet powiem więcej. Czuję, że mijają! Spróbujcie sobie znaleźć takie zajęcie, które przez conajmniej pół dnia będzie Wam zabierało czas i chociaż przez tyle nie będziecie myśleć o chorobach. Zobaczycie, że już po kilku dniach poczujecie się całkiem inaczej! Ja przed znalezieniem pracy, całe dnie siedziałam w domu i od rana do nocy myślałam i myślałam o tych głupich atakach, o tym co mnie jeszcze spotka w tej głupiej nerwicy, jakie dolegliwości jeszcze dołączą i ile jeszcze pożyje, bo przecież co troche myślałam że mam zawał i że już umieram. Takie ciągłe myślenie naprawde dołuje jeszcze bardziej. Teraz prawie w ogóle nie myśle o moich dolegliwościach i atakach. I co? I ich w ogóle nie ma! Już nie odczuwam kołatania serca, strasznego lęku, pocenia się, w większoćci minęły u mnie nawet dodatkowe skucze. Owszem, czasami jeszcze wpadnie do głowy jakaś lęk ale już nie tak straszny i intensywny jak wcześniej. Przyjdą jakieś małe dolegliwości ale natychmiast mijają. I dzieje się tak właśnie wtedy, kiedy nie jestem niczym zajęta. Czuję, że powraca mi ochota do życia i zabawy. I wiecie co, dzisiaj wieczorem idę na imprezę z chłopakiem i się nie boję! Kilka dni temu zrobiłam porządne przemyślenia. Pomyślałam sobie, że muszę wynagrodzić mojej rodzinie wszystko co przeze mnie przeszli, ciągłe ataki, pogotowia, strach, musieli siedzieć ze mną w domu bo od razu coś mi było. Oj napewno mieli mnie dość. A teraz wszystko wraca do normy. Poza tym muszę wynagrodzić mojemu chłopakowi, dni siedzenia w domu, ataki histerii i strachu, szczerze powiedziawszy, nie wiem jak on ze mną wytrzymał tyle czasu, a moje Kochanie nadal jest ze mną, zawsze mnie wspierał, pomagał, tulił, jeździł do lekarza. A teraz widzę że jest bardzo szczęśliwy uśmiecha się jeszcze częściej niż wcześniej, zabiera wszędzie gdzie mamy ochtę wyjść i już bez strachu i mojego marudzenia że zaraz dostane ataku serca jak tylko wystawię nogę za próg. Zajmijcie się czymś co będzie sprawiało Wam radość i dzięki czemu nie będziecie myśleć o nerwicy, efekty zobaczycie już po kilku dniach! Stokrotko wspominałaś że inne kobiety są szczęśliwe bo mogły urodzić dziecko, może czas się o nie postarać. Wydaje mi się, ze będziesz wtedy tak zaabsorbowana maleństwem, ze nie będziesz miała czasu myśleć o dolegliwościach i wszystko przejdzie. Ja zaczynam czuć się znowu szczęśliwa, boję się tylko, że to aby tymczasowa poprawa i niedługo wszystko znowu wróci. Ale jestem dobrej myśli. Musi mi/nam się udać! Trzymam kciuki i za Was i za siebie. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Gość stokrotka8
Natalcia,ja tez wiele razy zastanawiałam sie jak długo mój maz wytrzyma ze mna. Nie moze zaplanowac wyjścia ze mna, imprezy itp.Moich ciągłych telefonów do pracy że zwariuje itp. Wydaje mi sie, ze jest juz coraz bardziej nerwowy, chociaz to bardzo spokojny i dobry człowiek.Ale ile można wytrzymać. Nie wie, jak mi pomóc, wie ze nie jestem chora somatycznie, tylko w moim umysle to wszystko. Nie umiem sie wyciszyc i to jest dla mnie duzym problemem. Co do macierzyństwa, to nie jestem w stanie sie zdecydowac, ze wzgledu na te paniczne lęki. Najgorsze jest to pobudzenie, skad sie to bierze? Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Gość Natalcia
Stokrotko, pobudzenie najprawdopodobniej z ciągłego strsu i obaw. Jesteś ciągle poddenerwowana i spięta. Ja też tak miałam. Spróbuj się czymś zająć i zapomnieć o nerwicy choć na trochę. Napewno Ci to pomoże się troche rozluźnić. Spróbuj się wybrać z mężem na jakiś spokojny spacer do parku albo w miejsce gdzie najbardziej lubisz, będziesz się czuła przy nim bezpiecznie, bo będziesz wiedziała że ktoś jest z Tobą, a zarazem się trochę zrelaksujesz i pobudzenie powinno zmaleć
Odnośnik do komentarza
witam wszystkich!nie wiem czy trafiłam na odpowiednie forum, ale ogólnie Wasze wypowiedzi bardzo mnie pocieszają, a chciałabym sie w końcu komuś wygadac kto mnie nie zna i poznać jego zdanie.Mam 22 lata, pierwszy napad lęku miałam 1,5 roku temu, ale jakoś sobie z nim poradziłam.potem pojawiały sie coraz częściej, aż w końcu nie mogłam normalnie funkcjonować. najpierw myślałam o tym,ze zwariuje zaraz, byłam u psychiatry, stwierdziła,ze mam depresje (bo bliska mi osoba zmarła), ale lęki nie przechodziły. nie mówie o tym,ze codziennie *miałam* zawał serca, udar mózgu, i tylko czekałam aż przyjdą mi jakieś głosy do głowy.mówie Wam kompletny koszmar!ale z czasem jakoś ustępowało, mam kochanego chłopaka, z którym chce spedzić reszte życia (i póki co on na razie też chce,ale nie wiadomo jak to ze mną bedzie dalej:(. No i na jakis czas przeszło.Ale jakiś miesiac temu znowu paniczny strach, zwariuje, bede miec schizofrenie, bede sama, a najgorsze, ze teraz dołączyło mi sie coś takiego,ze patrze na mojego kochanego Misia i myśle sobie *czy ja go znam...??*. no przeciez totalna abstrakcja.i sie nakrecam, i sie trzęse,i płacze jak głupia i dusi mnie i serce mi wyskakuje. i nie wiem o co mi chodzi.jak mozna sobie cos takiego wymyślic o osobie sobie najbliższej????nie moge juz zniesc tych wszystkich lęków, che normalnie zyć, cieszyc sie każdym dniem, tym,ze mam osoby, które mnie kochają, a nie ze oszaleje zaraz i nie bede ludzi rozpoznawac.byłam u lekarza, ale ona ma limit 15 minut na kazdego pacjenta i do domu.leki brałam na poczatku, przez 6 miesiecy, a teraz nie.to chyba naprawde nie jest odpowiednie forum na te moje gryzmoły, ale popłakałam sobie troche i juz jest odrobine lepiej:).pozdrawiam wszystkich!
Odnośnik do komentarza
hej Gosiek 116 słuchaj moim zdaniem powinnas isc do psychologa ,ja jestem w podobnej sytuacji ,teraz moja depresja się nasiliła ,niemem dnia żebym niepłakała i byłam u lekarza tego który mnie leczy ,rozmawialismy ponad godzine i doszłam do wniosku ze jeszcze raz spróbuje psychoterapi ,bo niby mam się komu wyżalic itd,ale jakos przed rodziną niemogę się otworzyc ,łatwiej mi rozmawiac z obcą osobą ,nieweim czemu i wiem że Ci trudno ale masz chłopaka a to już dużo masz oparcie ,ja niemam chłopaka jakos nieczuje się na siłach żeby się z kims wiązac a potem cierpiec !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!buziale
Odnośnik do komentarza
Gość basieńka
Witam wszystkich serdecznie!! Mam podobne problemy około 8 lat temu leczyłam sie na nerwicę, drgawki duszności ,lek paniczny itp. Przeszło w sumie zupełnie, do pewnego momentu...wróciło ale lek ma to do siebie ze przenosi sie np. z obawy o własne zdrowie na obawe o kogoś bliskiego, paniczny strach przed śmiercia kogoś bliskiego rodziców dziecka itp. u mnie tak jest..Nerwica wró0ciła kołatanie serca, strach, ból żołądka , drgawki w publicznych miejscach, spadek temperatyry ( potworne zimno, gdy na dworze 25 stopni ciepla:() Napiszcie czy tez obawiacie sie o inne sprawy , nie tylko o siebie, u mnie tak sie zaczeło najpierw o siebie , bylam w 100% skupiona na sobie, a teraz inaczej...poza tym ucisk w zoładku jakby jedna wielka kula, niemoznośc zlapania glebokiego oddechu, Może ma ktos cos podobnego, jesli tak prosze odpiszcie!!Pozdrówki
Odnośnik do komentarza
Gość basienka
witam gosiek116!! rozumiem Cię z tym całym wariactwem.Ja tez mysle ze zwariuję, a tak naprawde to ten lęk doprowadza nas do tych mysli, ze oszalejemy, do wariatkowa, ze zrobimy komus krzywde, ze wszyscy nas opuszcza, sami sie tym nakrecamy.wiesz co, to trudne, ale ja sobie powtarzam w duchu. nie jestem wariatką , jestem normalna, wszystko bedzie dobrze, to nerwica nie szalenstwo.....pomaga.To podswiadomosc wmawia nam te bzdury, manifestuje lęk.Czsem powtarzam sobie w myslach jak sie nazywam, gdzie mieszkam kim jestem co lubie, to mnie uspokaja:) moze to smieszne, ale tak jest.To mija , serio....
Odnośnik do komentarza
Gość stokrotka8
Witajcie, mam dokładnie to samo, ten natłok tych szalonych, natrętnych myśli,że zwariuje za chwile od nich, serce szybciej bije, tez sie boje ze powiem albo zrobie coś głupiego. To takie nakrecanie samej siebie, a trudno sie odpedzic od tych szalonych mysli. Pozdrawiam wszystkich w ten pochmurny dzien, pa
Odnośnik do komentarza
Witam was wszystkich weszłam na tą stronkę tydzień temu aż mnie wmurowało jak to wszystko przeczytałam,wreszcie znalazłam odpowiedz na moje pytania od 6 lat co sie ze mną dzieje!!! Dzięki wam kochani zrozumiałam że cierpię na nerwicę lekową do tej pory myślałam że jestem jedyna na tym świecie która nie wie co się z nią dzieje ,czemu boję sie wyjśc z domu,wejśc do autobusu,pójśc sama na zakupu itp. Od pewnego momentu trwa to może juz z rok czasu panicznie boję sie jechac autem bo na samą myśl o czerwonym świetle i staniu w korkach dostaje paniki, serce mi wali jak oszalałe no i oczywiscie w oczach śmierc, zawał ,koniec świata itp miałam juz dośc jak w ostatnia sobote dostalam znów ataku byłam sama w domu bałam sie zejsc 10 metrów do sklepu zrobic zakupy bo oczywiscie mój mózg mi mówił zemdlejesz miałam juz dośc !!! i postanowiłam w internecie poszukac odpowiedzi i znalazłam WAS..;)) do tej pory radziłam sobie bez lekarzy i tabletek ale powiedziałam pass ,chce byc taka jak kiedys wiecznie usmiechnieta nie mam juz siły walczyc z tym na szczescie mam wspaniałego meza który mnie rozumie bez niego juz bym umarła..;)) Kochani dzieki WAM na wtorek umówiłam sie z psychiatrą mysle ze mi pomoże cos zapisze ,chociaż chwilowo bo wiem ze walczyc musze sama tak jak napisał Gregory123 usmiałam sie strasznie facet potrafił na chwilę nas oczarowac i uwierzyc ze bedzie z nami dobrze buziaki dla niego i jego mocy walki z tą cholerną chorobą czego sobie i Wam życze odezwę sie pewnie po wtorku zadowolona lub nie oby to pierwsze ............jestem z wami i pozdrawiam gorąco pa...
Odnośnik do komentarza
Gość stokrotka8
Psonia, ja też trzymam kciuki. Ja tez na początku myślałam,że jestem odosobniona ze swoimi problemami. Może że jestem nienormalna albo co. Sama nie wiedziałam, co się ze mna dzieje, skąd te lęki. Bo nie umiem sprecyzować czego się boję, a lęk przed lękiem to już błędne koło poprostu. Teraz boje się własnych myśli, bo takie głupoty przychodza mi do głowy, ze nie wiem. Trzeba się czymś zająć,żeby nie myślec, poprostu się czymś zająć, aby myśli skupiły się na czymś innym, na jakimś innym zajęciu. Zawsze myślalam, że leki pomagają, owszem czasowo, ale przecież nie można ich brać całe życie, prawda? To choroba naszych myśli, z którymi sami musimy walczyć. Musimy pomóc sobie sami. Bo jak sami sobie nie pomożemy, to nikt nam nie pomoże, bo przecież nie wejdzie do naszego umysłu. Ciesze się, że jest to forum, że możemy siebie wsparać nawzajem, a szczególnie gdy ktoś napisze, że to do pokonania, że można z tego wyjść. Chciałabym bardzo, aby mnie i wszystkim Wam udało się pokonac tą chorobę, czego sobie i wszystkim życzę! Trzymajcie się kochani, pa
Odnośnik do komentarza
Gość Gregory123
Witajcie.Zastanawiałem się co zrobić aby ta magia chwilowej wiary jak to mniej więcej określiła Psonia ( dzięki za buziaczki ;-)) przerodziła się w stały pewnik ,ze mozna to pokonać.Myslę,że mam sposób ale potrzebna mi do tego Wasza wiara w to co piszę.Wiem po prostu jak było ze mną kiedyś a jak jest teraz,wiem co mnie doprowadziło do tego,że jest lepiej.A jest cholernie lepiej!!!Nie ma porównania!!!Psonia opisała dokładnie moje odczucia.Te wyjścia z domu,autobusy,tramwaje,korki...Wyjście do kiosku po gazety graniczyło z wyprawą na Mount Everest.Ale to było kiedyś.Dziś mój dom i jak na razie okolice należą już z powrotem do mnie a nie do nerwicy.Dobieram się jej tak ostro do dupska,że wkrótce odzyskam autobusy i tramwaje a o korki będę się modlił,żeby przyjrzeć się dokładniej mojemu kochanemu miastu,które strasznie się zmienia pod moją *nieobecność*Po prostu w domu nie mam już ataków.Ja tu rządzęTe mizerne próby ataków paniki tylko mnie bawią.Owszem jest granica,w której nerwica jeszcze rządzi.W sobotę stwierdziłem,ze ta granica jednak przesunęła się kilometr od domu.Kilometr!!!! Cały kilometr!!!!kiedyś wyjście za próg mnie dobijało.Jutro przesunę tę granicę o następny kilometr bo wciąz mi ciasno.A teraz o tym co mi pomogło a co przeszkadzało. Coś Wam opowiem.Poznałem faceta mniej więcej w moim wieku.Przez net.Poszukiwałem muzyka,który razem ze mną popracowałby nad nagraniami.Sobie piszemy przez gg ,dobrze mi się z nim rozmawia,nie wyrabiałem tylko z pisaniem bo szybki skubaniec był.Na sam koniec rozmowy chłopak mnie spytał: -A wspominałem ci,ze jestem niewidomy? Zaniemówiłem.Szok mnie zdjął okropny.Pomyślałem sobie ,że mnie wkręca ale nie. Jego żona również niewidoma spodziewała się dziecka Mieli zamiar zrobić remont mieszkania i potrzebowali kogoś do jego przeprowadzenia .Poleciłem mu mojego kolegę a ponieważ sam oprócz tego,że jestem muzykiem znam się na budowlance zaoferowałem swoją pomoc .Za free oczywiście bo co może być lepszego dla człowieka,któremu się zdaje,że jest nieprzydatny do niczego niż nagłe okazanie się ,że jednak komuś może być pomocny?Malowałem im futryny pięknym pastelowym kolorem a on mówił do żony *spójrz kochanie jaki zajebisty kolor* Ona odpowiadała - *widzę ale zobacz jak Robert świetnie kładzie kafelki i jak pięknie to wygląda!*.Przy wspólnym obiedzie żartowałem ,że przynajmniej ominą ich kłótnie w stylu * zejdź mi z oczu* albo *nienawidzę cię* czy też * nie mogę na Ciebie patrzeć*.Smiali się i przytulali a ja zadałem sobie okrutne pytanie.Co bym wolał.Być niewidomym i pogodzonym tak jak oni z tym ,że kiedyś obojgu im lekarze spieprzyli proste zabiegi czy też mieć nerwicę.Odpowiedź padła bez zastanowienia.Wybrałem nerwicę.Kazało mi się to zastanowić głębiej nad sobą.To był jeden z symptomów zbliżających się zmian.Podchwyciłem nitkę .Po raz pierwszy w życiu odkąd mnie dopadła.Stwierdziłem ,ze moje mozliwości zdecydowanie przewyższają ich .I gdy tak patrzyłem na nich zrozumiałem nagle,ze bez akceptacji tego co mnie spotkało nie dam rady.Że będę się szamotał i tak jak w bagnie im bardziej będę się wiercił,rzucał tym głębiej będzie mnie ono wciągało.Oni zaakceptowali swoje położenie.Znależli w sobie siłę.Stali się dla mnie wzorem.Zrozumiałem,że potrzebuję wyciszenia,spokojnego ogarnięcia tego co we mnie zalega.I złego i dobrego.Zrobiłem bilans tego co dokonałem przez ostatnich pięć lat i wyszło mi ,ze tylko się miotałem.Kierowałem negatywnymi emocjami.Buntem przeciw wszystkiemu,zalem za upokorzenia i brak zrozumienia,za brak wsparcia ze strony najbliższych,za nazywanie mnie pierdolonym leniem ,nieodpowiedzialnym gnojem,pasożytem...Zauważyłem nawet moment , w którym się poddałem a wcześniej nie widziałem takich rzeczy.Wniosek był jeden.Stałem się przez nerwicę załosnym małym człowieczkiem ..Piszę to ku przestrodze,że nigdy ale to przenigdy nie wolno Wam tak o sobie myśleć bo stracicie kolejne lata na szamotaniu się.Nigdy nie wolno zwątpić w siebie,w swoją przydatność.Nerwica tym się żywi. Tego samego dnia ,gdy wróciłem do domu wszedłem na czat niepełnosprawnych i napisałem mniej więcej coś takiego.* Jestem zdrowym normalnym człowiekiem ale nie umiałem żyć .Dziś staliście się dla mnie inspiracją i wzmocniliście swoją siłą.Dziękuję* Część napisała *spierdalaj*,jednak znakomita większość przysłała mi klaskające emotki.Rozpłakałem się a moja intuicja podpowiedziała mi w tym samym momencie,ze ci którzy kazali mi spadać nie są pogodzeni ze swoim losem natomiast ci,którzy przysłali te emotki zaakceptowali swoje położenie i znaleźli w nim swoje pozytywy.Od razu uznałem,że emotki sa milsze niż łzy więc postanowiłem zrównać się z tym szeregiem.To był krok pierwszy...
Odnośnik do komentarza
Gość stokrotka8
Gregory, znów tak pięknie napisałeś. Aż łza się w oku zakręciła, kiedy przeczytałam o tych niewidomych ludziach, co oni mają powiedzieć, mogliby się załamać porządnie, a oni cieszą się życiem, i nawet dzieckiem, którego przecież niebędą mogli zobaczyć.! Wiecie, ksiązka, która WAM polecałam o nerwicy, zawiera mnóstwo słow ludzi chorych i tak mi sie skojarzyło z tymi niewidomymi *Patrzę na człowieka, który przechodzi obok mojego domu o kulach - inwalida na całe życie - i zazdroszczę mu*, napisał ktoś, zobaczcie jaki musiał być zdesperowany przez nerwicę. A PRZECIEŻ MY MAMY NOGI I RĘCE I OCZY - ZDROWE!!!!!, możemy iść, patrzeć.. Gregory, bądź z nami, pisz dużo, jesteś nam tu bardzo potrzebny, a my też będziemy Cię wspierać. Pozdrawiam stokrotka
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×