Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

Dzisiaj nerwica dała mi w kość na praktykach jak i zarówno na zakupach i w szkole, totalne szaleństwo - żeby rządziła mną NERWICA, nie wiem jak się ogarnąć? Dzisiejszy dzień pokazał mi jak bardzo przejmuje się nerwicą, mam tak wiele do zrobienia, prawko, matura, egzamin zawodowy.. Wiem że Wy jak nikt inny mnie rozumiecie, i wiecie co czuje..

Odnośnik do komentarza

Najpierw nieporozumienia ;) EWALIT czemu sadzisz że Cię nie lubię? Oczywiście że nie szaleję z sympatii do Ciebie, ale powód jest prosty - nie znam Cię i tyle ;) Naprawdę nic do Ciebie nie mam. Jak widzisz już nie daję się wpuścić w maliny bezsensownych dyskusji czy ktoś był na forum pod jednym, dwoma czy piętnastoma nickami. W sumie cóż to szkodzi. Jeżeli ktoś potrzebuje pomocy to pisze na forum, inni mu odpowiadają, czytają wszyscy i każdy wyciąga (jeżeli chce) coś dla siebie. ANNACHYLEWSKA11 dwie sprawy. Ten brak miejsca to czysta kokieteria z Twojej strony. Tak jak Ci napisała MARY10 To tylko Trolle Cię zaatakowały i już. Mnie też i JASMĘ też, i co z tego. Tak już mają i czym tu się przejmować? Natomiast to co piszesz dalej... fajnie by było zamknąć oczy i już nigdy o nic nie walczyć... Jasne, tylko że takie marzenia można snuć długo i namiętnie. Życie to jest nieustanna walka, z problemami, z przeciwnościami, z decyzjami; a w naszym wypadku dodatkowo z nerwicą. Można się poddać i nie walczyć, ale wtedy trzeba zaakceptować swój stan a przede wszystkim objawy i przestać się użalać nad sobą. MEGI88 chyba szkoda zaprzepaszczać to co już za Tobą. Myślałaś może kiedyś o terapeutach prowadzących terapię on-line, np przez Skypa? Nie mam doświadczeń z taką terapią ale wiem że jest wielu terapeutów którzy przyjmują i w realu i przez internet. To może być rozwiązanie problemu z dojazdami. Krzys83 spróbuj poszukać na znanylekarz.pl, tylko nie sugeruj się gwiazdkami - poczytaj opinie, czy są jakieś konkretne wpisy a nie tylko nic nie znaczące pochwały. PAMKA czy coś robisz ze swoją nerwicą? Jakaś terapia? Inne działania? Nerwicą nie ma się co przejmować, po co dopieszczać francę. Trzeba z nią walczyć. Jesteś już jakiś czas na forum i pewnie przeczytałaś nie jedną radę, także powinnaś już wiedzieć jakie kroki trzeba podjąć. I zrób to dla siebie, a nie po to żeby coś udowodnić innym! Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

Nie dam się nerwicy i będę szczęśliwa,choćbym miała sobie to narysować.Mam tego dziadostwa dosyć,mam dosyć tego,że ten padalec rządzi ,moim życiem!Jest mi wstyd,że pozwalam sobą tak rządzić i zamykam się w domu jak staruszka!mogę mieć mdłości,zawroty głowy,duszności a serce może mi nawet wyskoczyć uchem i tak będę wychodzić,choćby na kolanach!Jak dziadostwo przyszło to dziadostwo odejdzie i niech ją szlag!

Odnośnik do komentarza

Gratuluje bojowej postawy!!!! .Polecam codzienne treningi: rower,marsze, biegi, rolki czy co tam wolisz.Oprócz siłowni.Zmęczenie fizyczne odpędza złe myśli.Jednak na wszelki wypadek zrób bad. krwi: hormony tarczycy. Jeśli masz problemy z wychodzeniem z domu, to na początek trenuj na rowerze treningowym.Nie zapominaj oo piciu mineralnej.

Odnośnik do komentarza

Witaj RRR Uczucie ogólnego osłabienia, senność mogą jak najbardziej być spowodowane zaburzeniami psychicznymi takimi jak stany depresyjne i zaburzenia lękowe, podobnie może być z uciskami w różnych okolicach głowy, mrowieniami, drżeniami, wynika to zazwyczaj z napięcia psychofizycznego i silnej koncentracji na sobie i nawet mało manifestujących się objawach. Nic więcej nie piszesz o sobie i to, co Tobie dolega może być spowodowane właśnie zaburzeniami psychicznymi, może też być inna przyczyna, np. niedobór żelaza, może magnezu, zaburzonymi poziomami hormonów tarczycy, dlatego zawsze warto zrobić badania krwi (szczególne jeśli dawno nie robiłeś/robiłaś) tj. morfologia, jonogram w tym poziom sodu, magnezu, potasu, żelaza, hormony tarczycy, a najlepiej idź do swojego lekarza pierwszego kontaktu, On powinien najlepiej wiedzieć co należy u Ciebie sprawdzić i jakie badania kontrolne wykonać :-)) Pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza

Do tego co napisała JASMA dodam że ucisk z tyłu głowy jest częstym objawem, niektórzy lekarze przypisują to wysokiemu ciśnieniu, więc warto również sprawdzić ciśnienie. Jeżeli jest w normie, powodem prawdopodobnie są napięte mięśnie karku i kręgosłupa, w nerwicy bardzo często bezwiednie napina się te partie mięśni, co skutkuje oprócz ucisków, szumami usznymi, zawrotami głowy. Wynika to z gorszego ukrwienia głowy w wyniku utrudnionego krążenia poprzez zaciśnięte mięśnie. Dodatkowym elementem są stany osłabienia i jest to bardzo typowa reakcja organizmu. Układ autonomiczny który kieruje pracą naszych organów wewnętrznych i nie podlega naszej woli jest wrażliwy na nastroje i emocje. W ramach tego układu działa układ sympatyczny - pobudzający i działający np. w sytuacjach zagrożenia i napędzany głównie adrenaliną. Jak wiadomo objawy nerwicowe są najczęściej reakcja organizmu na sygnał zagrożenia, z tym że sygnał ten płynie z wewnątrz z mózgu a nie z zewnątrz jak przy prawdziwym zagrożeniu. jest także układ parasympatyczny, który ma działać hamująco - przeciwnie do układu sympatycznego. Ponieważ zwalnia on reakcje organizmu, może wpływać na uczucie ogólnego osłabienia i senności. Dodatkowa funkcja tego układu to nasilenie perystaltyki jelit i praca pęcherza moczowego. Może się to objawiać *zaburzeniami* ze strony układu pokarmowego i być niesłuszną sugestią do zdiagnozowania zespołu jelita drażliwego. Metody które powinny tu dobrze zadziałać to techniki relaksacyjne pozwalające rozluźnić napięte mięśnie pleców oraz aktywność fizyczna pozwalająca *zużyć* adrenalinę bez konieczności angażowania układu przywspółczulnego. Oczywiście są to metody dodatkowe, podstawą jest psychoterapia pozwalająca poradzić sobie z czynnikami wywołującymi nerwicę. Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

Witam! Odkąd pamiętam zawsze byłem zestresowanym gościem. Zawsze stres przeżywałem w szkole, na studiach i obecnie w pracy. Potrafiłem sobie z nim jakoś radzić tłumaczyć sobie itp. Dawałem radę. Niestety od około 1,5 roku męczy mnie *coś* co nie daje normalnie żyć, przeszkadza i codziennie o *tym* myślę i nawiązuje kiedy on się pojawi czy mi coś zrobi. Domyślacie się, że chodzi o lęk. Pierwsze symptomy pojawiały się około 2 lat temu, ale olewałem je i żyłem dalej. Pierwszy raz na drodze expresowej dwupasmowej jadąc nad morze poczułem strzał taki przez głowę, jechałem ponad 160-170 km/h, lekka panika i zjechanie na postój i dalej było ok łącznie z powrotem (był cięższe warunki atmosferyczne padało więc wolniej jechałem i musiałem się skupić). Po 2 miesiącach pojechałem w góry (sierpień 2012) cały czas leci autostrada, ciężkie warunki deszcz i też ok. Powrót to była masakra zaczęło mnie paraliżować, glut, strzał w głowę i ten szum klimy i auta mnie dobijał i wlokłem się 90-100. Moja narzeczona nie chciała mnie podmienić, a ja udawałem, że jest ok. Wróciłem wycieńczony. Zapomniałem o tym zwaliłem to na gorszy dzień. Jednocześnie ruszyły przygotowania do mojego ślubu który miał się odbyć w kwietniu 2013 r., zachorowała moja mama, siostra cioteczna i dwa razy nie groźnie miałem kolizje swoim kochanym autem na którym się pieściłem i bardzo przeżywałem, że będzie musiało iść do warsztatu(wiem, że to błahe). 22 września 2012 pojechałem na szkolenie 3 dniowe i tam się zaczął mój 1 dramat. Trochę się czułem spięty na tym szkoleniu. Ludzi już znałem z poprzednich szkoleń. Przy obiedzie siedział z nami taki kierownik *szycha*, byłem tak spięty, że ledwo jadłem, zacząłem się bać, że się zakrztusze, uczucie spięcia paniki no i się zaczeło przy każdym posilku myśl nawracała i tak w kółko, zacząlem chodzić taki apatyczny po tym, zdołowany. Powrót ze szkolenia dramat, ja prowadziłem czułem blokade, usta zaciśniete i nerw ale jechałem. Jakoś dojechałem. Ciągnął mi się ten lęk jakiś czas z tym jedzeniem, wracałem do niego i czasami wracam, ale pokonałem. Autostrady i drogi dwupasmowe trochę pokonałem bo i 200 km/h pojechałem, ale dłuższe dystanse mam wrażenie, że nie dla mnie. Jak sam jezdziłbym to w ogóle masakra. Jak z kimś to jeszcze raźniej, ale tylko na krótkich dystansach. Podniosłem się jakoś, zacząłem chodzić do psychologa. Załamki były w międzyczasie robiły mi się usta zaciśnięte i byłem taki bez życia. Jak jeździłem rozwozić zaproszenia ślubne do ludzi to czułem spięcie, skrępowanie i chciałem stamtąd szybko uciekać. W lutym 2013 lęki nasiliły się, czułem się osłabiony, bez życia, przyszedł problem z ciśnieniem, pomiar wykazał 170/100, zacząłem kontrolować ciśnienie, bałem się, że dostane zawału, każdy pomiar to stres był. Dostałem hydroksyzyne w syropie. Wziąłem L-4 na 1,5 tygodnia, żeby dojść do siebie. Odbudowałem się i do ślubu dałem radę. Pomogła mi przyszła żona, znajomi. W miedzy czasie mama wyzdrowiała i siostra cioteczna też. Myślałem, że po ślubie lęki znikną. Tylko się wyciszyły, ale dalej siedziały w głowie. Ciśnienie dalej mierzyłem i się nakrecałem. Zmieniłem tryb życia schudłem przy wzroscie 180 ważyłem 80 (schudłem 8 kg), regularne bieganie i rower. Miałem zawsze problem z wagą tyłem chudłem i tak na zmianę. Wyniki wszystkie wymarzone. Poszedłem do kardiologa. Na pomiarze 160/100. Dostałem holtera EKG, Ciśnieniowego i Wysiłkowe. Echo serca ok. Na Holterze EKG średnia 53 i arytmia serce zwalnia i przyspiesza. Holter ciśnieniowy dzień 132/79, noc 106/68, całość dało średnią 130/79 i pani kazała mi tabletki na ciśnienie brać, nie wziąłem, nie mierze już ciśnienia i mam spokój. Wysiłkowe badania wyszły super. Zauważłem, że lęki nasilały mi się na kacu. Nowy rok się zaczął i nowy lęk chyba najgorszy. Zawsze miałem lęk wysokości i przestrzeni ale dawałem zawsze radę (wchodziłem na latarnię, latałem samolotem, byłem na 45 piętrze w drapaczu w Wawie), obecnie mam problem, żeby wejść do wieżowca na 6 piętro. Już na schodach oblewa mnie pot, zatyka w klatce i zaczynam się trząść. Na balkonie u siebie na 2 piętrze nie wypije kawy, bo mnie zatyka i paraliżuje. Zauważyłem, że miasto mnie przytłacza, wysokie budynki, nawet bloki 4 piętrowe. Ostatnio miałem problem w domku u znajomego, żeby zejść na dół z 1 piętra, bo schody mi nie odpowiadały, przyszła blokada i strach. Jakoś zszedłem. Do pracy idąc przez osiedle (pracuje 5 minut od domu) też mnie zatyka, blokuje, jakoś tam ide ale w głowie takie blokady, że zaraz upadne. Mam tak jak idę sam. Wole czasem przebiec ten odcinek, żeby lęk nie przyszedł. W międzyczasie zginął mój dobry znajomy w strasznym wypadku, no i moja żona zaszła w ciąże. Dopadł mnie kolejny kryzys. Tak się stresowałem jej pierwszym badaniem masakra gorzej jak ona. Ostatnio również muszę usiąść w kościele, bo przy dłuższym staniu mój kręgosłup robi się napięty, a moje nogi zaczynają sie trząść, musze usiąść i wstać i jest ok. Doszło do tego, że czasami boję się, że upadne itp., a jeżdze na rowerze 20-30 km regularnie i biegam 5-10 km. Na rowerze czasami ryzykuje i nic, a tu takie pierdoły i lęk. Obecnie chodzę na psychoterapię i biorę Sedatif PC i Tonisol. Nie chcę wchodzić w psychotropy, bo może tak dam radę, ale czasami już mi brak sił. Może to być wszystko nieskładne, ale chciałem podzielić się z kimś kto ma podobne problemy. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Witam! Odkąd pamiętam zawsze byłem zestresowanym gościem. Zawsze stres przeżywałem w szkole, na studiach i obecnie w pracy. Potrafiłem sobie z nim jakoś radzić tłumaczyć sobie itp. Dawałem radę. Niestety od około 1,5 roku męczy mnie *coś* co nie daje normalnie żyć, przeszkadza i codziennie o *tym* myślę i nawiązuje kiedy on się pojawi czy mi coś zrobi. Domyślacie się, że chodzi o lęk. Pierwsze symptomy pojawiały się około 2 lat temu, ale olewałem je i żyłem dalej. Pierwszy raz na drodze expresowej dwupasmowej jadąc nad morze poczułem strzał taki przez głowę, jechałem ponad 160-170 km/h, lekka panika i zjechanie na postój i dalej było ok łącznie z powrotem (był cięższe warunki atmosferyczne padało więc wolniej jechałem i musiałem się skupić). Po 2 miesiącach pojechałem w góry (sierpień 2012) cały czas leci autostrada, ciężkie warunki deszcz i też ok. Powrót to była masakra zaczęło mnie paraliżować, glut, strzał w głowę i ten szum klimy i auta mnie dobijał i wlokłem się 90-100. Moja narzeczona nie chciała mnie podmienić, a ja udawałem, że jest ok. Wróciłem wycieńczony. Zapomniałem o tym zwaliłem to na gorszy dzień. Jednocześnie ruszyły przygotowania do mojego ślubu który miał się odbyć w kwietniu 2013 r., zachorowała moja mama, siostra cioteczna i dwa razy nie groźnie miałem kolizje swoim kochanym autem na którym się pieściłem i bardzo przeżywałem, że będzie musiało iść do warsztatu(wiem, że to błahe). 22 września 2012 pojechałem na szkolenie 3 dniowe i tam się zaczął mój 1 dramat. Trochę się czułem spięty na tym szkoleniu. Ludzi już znałem z poprzednich szkoleń. Przy obiedzie siedział z nami taki kierownik *szycha*, byłem tak spięty, że ledwo jadłem, zacząłem się bać, że się zakrztusze, uczucie spięcia paniki no i się zaczeło przy każdym posilku myśl nawracała i tak w kółko, zacząlem chodzić taki apatyczny po tym, zdołowany. Powrót ze szkolenia dramat, ja prowadziłem czułem blokade, usta zaciśniete i nerw ale jechałem. Jakoś dojechałem. Ciągnął mi się ten lęk jakiś czas z tym jedzeniem, wracałem do niego i czasami wracam, ale pokonałem. Autostrady i drogi dwupasmowe trochę pokonałem bo i 200 km/h pojechałem, ale dłuższe dystanse mam wrażenie, że nie dla mnie. Jak sam jezdziłbym to w ogóle masakra. Jak z kimś to jeszcze raźniej, ale tylko na krótkich dystansach. Podniosłem się jakoś, zacząłem chodzić do psychologa. Załamki były w międzyczasie robiły mi się usta zaciśnięte i byłem taki bez życia. Jak jeździłem rozwozić zaproszenia ślubne do ludzi to czułem spięcie, skrępowanie i chciałem stamtąd szybko uciekać. W lutym 2013 lęki nasiliły się, czułem się osłabiony, bez życia, przyszedł problem z ciśnieniem, pomiar wykazał 170/100, zacząłem kontrolować ciśnienie, bałem się, że dostane zawału, każdy pomiar to stres był. Dostałem hydroksyzyne w syropie. Wziąłem L-4 na 1,5 tygodnia, żeby dojść do siebie. Odbudowałem się i do ślubu dałem radę. Pomogła mi przyszła żona, znajomi. W miedzy czasie mama wyzdrowiała i siostra cioteczna też. Myślałem, że po ślubie lęki znikną. Tylko się wyciszyły, ale dalej siedziały w głowie. Ciśnienie dalej mierzyłem i się nakrecałem. Zmieniłem tryb życia schudłem przy wzroscie 180 ważyłem 80 (schudłem 8 kg), regularne bieganie i rower. Miałem zawsze problem z wagą tyłem chudłem i tak na zmianę. Wyniki wszystkie wymarzone. Poszedłem do kardiologa. Na pomiarze 160/100. Dostałem holtera EKG, Ciśnieniowego i Wysiłkowe. Echo serca ok. Na Holterze EKG średnia 53 i arytmia serce zwalnia i przyspiesza. Holter ciśnieniowy dzień 132/79, noc 106/68, całość dało średnią 130/79 i pani kazała mi tabletki na ciśnienie brać, nie wziąłem, nie mierze już ciśnienia i mam spokój. Wysiłkowe badania wyszły super. Zauważłem, że lęki nasilały mi się na kacu. Nowy rok się zaczął i nowy lęk chyba najgorszy. Zawsze miałem lęk wysokości i przestrzeni ale dawałem zawsze radę (wchodziłem na latarnię, latałem samolotem, byłem na 45 piętrze w drapaczu w Wawie), obecnie mam problem, żeby wejść do wieżowca na 6 piętro. Już na schodach oblewa mnie pot, zatyka w klatce i zaczynam się trząść. Na balkonie u siebie na 2 piętrze nie wypije kawy, bo mnie zatyka i paraliżuje. Zauważyłem, że miasto mnie przytłacza, wysokie budynki, nawet bloki 4 piętrowe. Ostatnio miałem problem w domku u znajomego, żeby zejść na dół z 1 piętra, bo schody mi nie odpowiadały, przyszła blokada i strach. Jakoś zszedłem. Do pracy idąc przez osiedle (pracuje 5 minut od domu) też mnie zatyka, blokuje, jakoś tam ide ale w głowie takie blokady, że zaraz upadne. Mam tak jak idę sam. Wole czasem przebiec ten odcinek, żeby lęk nie przyszedł. W międzyczasie zginął mój dobry znajomy w strasznym wypadku, no i moja żona zaszła w ciąże. Dopadł mnie kolejny kryzys. Tak się stresowałem jej pierwszym badaniem masakra gorzej jak ona. Ostatnio również muszę usiąść w kościele, bo przy dłuższym staniu mój kręgosłup robi się napięty, a moje nogi zaczynają sie trząść, musze usiąść i wstać i jest ok. Doszło do tego, że czasami boję się, że upadne itp., a jeżdze na rowerze 20-30 km regularnie i biegam 5-10 km. Na rowerze czasami ryzykuje i nic, a tu takie pierdoły i lęk. Obecnie chodzę na psychoterapię i biorę Sedatif PC i Tonisol. Nie chcę wchodzić w psychotropy, bo może tak dam radę, ale czasami już mi brak sił. Może to być wszystko nieskładne, ale chciałem podzielić się z kimś kto ma podobne problemy. Co robić? Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Witam PITEK30, Nie warto jeździć samochodem przesadnie szybko. Ryzyko takiej jazdy jest obiektywnie podwyższone i nie ma się co dziwić, że odczuwał Pan niepokój. Warto powrócić do częstych pomiarów ciśnienia tętniczego. Być może ma Pan jednak nadciśnienie, które trzeba już leczyć. Proponuję spacery i słuchanie muzyki klasycznej, zamiast szybkiej jazdy samochodem lub rowerem. Przyjście na świat dziecka przyniesie ze sobą nowe obowiązki i warto się stopniowo do tego przygotowywać.

Odnośnik do komentarza

Witajcie, UWAGA UWAGA, próba zrozumienia przyczyn nerwicy ;) Tę cholerę zwaną nerwicą mam od lat i generalnie mam lub miałam chyba wszystkie możliwe objawy, aktualnie przerabiam te identyczne do Izabela91 z tej strony http://forum.kardiolo.pl/temat21,961.htm. Tyle, że nie wierzę w coś takiego jak choroba o nazwie *nerwica*. Samo się to znikąd nie bierze, i lekami na nerwicę nie da się wyleczy - można co najwyżej zaleczyć na jakiś czas. Jestem absolutnie przekonana, że nerwica ma podłoże somatyczne i jest skutkiem czegoś, jakiegoś zachwiania w organizmie, może niedoborów minerałów, witamin, może jakiegoś schorzenia..? SCHORZENIA: Ja mam: - od wielu lat anemię z niewiadomych przyczyn (może złe wchłanianie żelaza w jelicie?), - do tego od dziecka kiepskie krążenie w kończynach (zawsze zimne dłonie i stopy), - lekką niedoczynność tarczycy (leczoną), - nieprawidłową budowę kolagenu (kłopoty ze stawami, ciągle wszystko mnie boli), - nietolerancję laktozy (źle się czuję po mleku, tak samo po jajkach), - wrzody żołądka i dwunastnicy (pojawiły się przed nerwicą), - słabe naczynia (łatwo mi się robią siniaki), - bardzo niskie ciśnienie (od urodzenia). Brałam leki na nerwicę, i nigdy więcej ich nie tknę - faszerowanie się tą chemią przyniosło u mnie więcej złego niż dobrego, i jak na razie więcej mi daje autopsychoterapia. Co absolutnie nie zmienia faktu, że mam słabe nerwy i ciągle wszystkim się martwię (ale dzięki zmianom myślenia nie jest już tak źle jak bywało). Słuchajcie - co wy sądzicie o nerwicy? Robiliście sobie bardziej szczegółowe badania krwi, poziom minerałów, witamin, może testy na nietolerancje pokarmowe itp. itd.? Może razem znajdziemy skutki nerwicy? Sama się z powietrza przecież nie bierze - u mnie się pojawiła na skutek długotrwałego silnego stresu, i myślę, że po prostu organizm zużył i tak nieduże zapasy czegoś (minerałów, witamin..?) i padł. Jak sądzicie? jak to jest z tą nerwicą? JAK U WAS?

Odnośnik do komentarza

Czesc. ja jeszcze nie mam postawionej diagnozy poniewaz nie udalam sie na razie do zadnego specjalisty. Jedno co jest pewne: miewam lęki ktore sprawiaja ze nie potrafie sie cieszyc zyciem - ktore na dodatek calkiem fajnie mi sie uklada. Wszystko to nasililo sie rok temu, od narodzin mojego dziecka... Odczuwam czasem az paniczny strach o jego zdrowie, cokolwiek mu nie dolega, chocby drobiazg, ja krece sobie najczarniejsze scenariusze. Zawsze czulam strach przed smiercia, przemiejaniem, ale teraz czesto nachodzi mnie lekka panika jak o tym mysle. Sama tez czesto robie sobie jakies badania, aby wykluczyc nowotwora, czy tez inne choroby. od jakiegos czasu miewam czasem dolegliwosci z sercem. Kolatanie, ciezar w klatce piersiowej, czasem klucie. Zrobilam echo - wyszlo ok. Zastanawiam sie czy isc do kardiologa, czy moze lepiej... w koncu wybrac sie do terapeuty... Wiem, ze tego typu objawy pasuja do nerwicy... A jak jest u Ciebie? Opisz mi prosze swoja sytuacje.

Odnośnik do komentarza

Witam, Chciałbym się dowiedzieć skąd wynika nagła zmiana mojego TSH, gdzie najpierw wynosiło 4.010, a po miesiącu 1.770, przy fT4 na poziomie1 1.720. Dodam, że po USG notka wygląda następująco:”w badaniu uwidoczniono mały normoechogeniczny gruczoł tarczowy o jednorodnej strukturze bez zmian ogniskowych i słabo ukrwiony. Okolica pęczków naczyniowych bez uchwytnych zmian.” Słyszałem, że spadek TSH to wpływ dopaminy oraz somatostatyny, ale nie wiem o co dokładnie z tym chodzi. Dziękuję za odpowiedź, Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×