Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

IGNAC Witam. Byłam u kardiologa i kardiolog wysłał mnie, po znajomości do neurologa i też byłam. Od kardiologa dostałam zalecenie; BIOSOTAL80 2x na dobę, ACARD 75 1xwieczorem i ASPARGIN 2x na dobę. i nic więcej. Neurolog przepisał mi RELANIUM 2mg, ale mam bardziej mieć niż brać i nic więcej. To niestabilne ciśnienie w czasie HOLTERA jest wynikiem brania CITABAXu i odstawienia go. Dzisiaj mierzono mi ciśnienie 4 razy co 0,5 godziny i było niskie (114/75, 116/76 itp). a tętno 112!!. EKG zrobiono mi 2x i było wszystko ok, jeśli chodzi o pracę serca. Dowiedziałam się, że mam nie brać już nigdy HYDROXIZINY, bo tak paradoksalnie na mnie działa, więc miałeś rację. Dowiedziałam się, że leki, które brałam wcześniej z krwi znikają w ciągu 2-3 tygodni ale z tłuszczów nawet do 10 miesięcy i muszę to przetrwać nie biorąc niczego, prócz tego RELANIUM 2mg, jak będę w bardzo kiepskiej formie psychicznej, albo jak nie będę mogła spać. Zostałam pocieszona, podtrzymana na duchu i mam przyjść za miesiąc, chyba, żeby coś dziwnego zaczęło się dziać, ale jak nie będę prała niczego na depresję, to nic dziać się nie powinno. IGNAC jesteś cudownym człowiekiem i dziękuję, że to wszystko napisałeś na forum, oczywiście nie tylko do mnie. Gdyby nie Twoje wpisy ja nadal bym panikowała i błądziła, a teraz wierzę, że mam szansę na zwykłe życie. Ściskam Cię. Ania

Odnośnik do komentarza
Gość tak samo mysli jak internauta

Dorotat , Ignac , gdzie w postach Internauty jest JAD czy obrażanie kogoś. Ty masz problem Ignac bo nie znosisz porażek przynajmniej tu na forum , co Ty jesteś świętą krową ,że nie wolno Ci zwracać uwagi? Z ANNACHYLEWSKA to jest Twoja porażka Ignac bo ta kobieta zaczyna ciągle od początku a Ty Jej grzecznie odpowiadasz. Ty po dwóch fakultetach z nauk społecznych nie widzisz problemu u Tej kobiety i odpowiadasz ciągle na to samo. Przeczytaj sobie dla przypomnienia Wasz konflikt Z ANNA CHYLEWSKa vel EWALIT. Nie jesteś wcale taki święty jak się malujesz , więcej pokory a szybciej wyjdziesz z nerwowego pozdrowienia. Ty możesz używać ironię i sarkazm do ludzi ,którzy Ci nie pasują mentalnie czyli nie chwalą tylko krytykują a jak już ktoś coś napisze chwalebnego w stosunku do Ciebie to sikasz po gaciach ze szczęścia , marne to szczęście ale szczęście jak się nie ma w realu to chociaż na forum .

Odnośnik do komentarza

INTERNAUTA. znalazłam to forum i potrzebuje wsparcia. Nie chcę doprowadzić się do takiego stanu w jakim jest osoba, pod nazwą INTERNAUTA i TAK SAMO MYŚLI, dlatego jeżeli Ty nie masz już szansy na zdrowie, to nie przeszkadzaj innym. Ja sobie nie życzę, żeby ktokolwiek używał mnie do rozwijania swojego nieszczęścia i męczeństwa. Ja jeszcze mam szansę na zdrowie i dobre samopoczucie i proszę mi nie odbierać możliwości i potrzeby bycia na tym forum, bo wszystko, co osiągniesz to chora satysfakcja ze zrobienia komuś krzywdy. Proszę to przemyśleć. Anna Chylewska.

Odnośnik do komentarza
Gość tak samo mysli

ANNACHYLEWSKA , , dlaczego nie sluchasz sie IGNACA. Kto Ci zakazuje pisac na forum , ja przynajmniej nie tylko dlaczego piszesz pod innymi nickami i zaczynasz ciagle swoja historie nerwicy od poczatku. Trzeba byc bardzo ograniczona osoba zeby nie wysnuc takich wnioskow ,ze Ty to jestes teraz juz chyba w 5 osobach. Internauta i ja to sa dwie osoby ., za slabo sledzisz forum. Jestes jedyna osoba co tak robi , sledzenie do czegos zobowiazuje .

Odnośnik do komentarza

Witam, dawno tutaj nie zaglądałam... moja *przygoda* z napadami leku zaczęła sie niem al pół roku temu i niestety nie widze poprawy. Mysalam, ze moze sama sobie poradze i nawet mi jakos szło, ale ostatnio przechodze sama siebie. Rękami i nogami wzbraniam sie zeby nie pojsc do lekarza i nie poskarzyc sie na to co mnie boli, a boli mnie wszytsko, dosłownie wszystko. Kolezanka ostatnio mówila mi o problemach zdrowotnych swojego chłopaka i od razu dostrzeglam te same objawy u siebie. Nawet w miare spokojne dni, kiedy nie mysle o niczym przykrym, mam napady duszności i kłucie w sercu. Panicznie boje sie o siebie i swoich bliskich, mam ochote zbadac sie pod kazdym mozliwym katem, chociaz wiem, ze to mi nie pomoze, bo nawet jak wyniki będa dobre, to znajdzie sie cos innego. Mimo iz swietnie zdaje sobie sprawe z tej sytuacji to w chwilach paniki, nie potrafie *dogrzebac sie* do lepszych mysli zeby uciszyc złe emocje. Rodzine zaczyna irytowac moje zachowanie, mama proponuje wizyte u psychologa. Chłopak pociesza, ale stałam sie strasznie płaczliwa ostatnio i nie wiem jak długo to zniesie, chociaz to tylko w jego obecnosci potrafie sie uspokoic na dluzej. Mam 24 lata i wielka ochote zeby cieszyc sie tym co mam, ale najpierw chciałabym i muszę pokonać tą wielka przeszkodę, a nie wiem jak

Odnośnik do komentarza

Ja wreszcie dzisiaj doczekałam się wizyty u psychiatry. Trwało to tyle czasu, bo chciałam trafić do kogoś, kto ma naprawdę dobrą opinię. I teraz nie wiem, czy nie wygonicie mnie z forum :) Wizyta trwała ponad godzinę, był długi wywiad, dostałam do wypełnienia dwa testy i pani doktor stwierdziła, że to nie nerwica lękowa tylko depresja . Wyjaśniła też, że te dwa zaburzenia często są mylone, ze względu na bardzo podobne objawy somatyczne. Oczywiście proponowała leki, ale ja mam dość przygód z lekami. Mam wewnętrzną pewność, że sobie z tym poradzę. Właściwie psychiczne źródła nerwicy i depresji są podobne i sposób wychodzenia też. Ale mam nadzieję, że nadal mogę czasem do Was zajrzeć :)

Odnośnik do komentarza

DOROTAT12 po pierwsze to tylko testy, i tak masz *szczęście* bo ja po testach dalej byłem zagadką i lekarka nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić czy to nerwica czy depresja, po drugie tak jak napisałaś - różnica niewielka, też trzeba pracować nad sobą ;) Nie pytaj się tylko zaglądaj, ale także pisz o własnych doświadczeniach. Jak chcesz to napisz do mnie na maila, wyślę Ci skan fajnej książki dotyczącej założeń medycyny tybetańskiej, będę też miał pozbierane ważne wskazówki żywieniowe i nie tylko dotyczące różnych pór roku, ale to za kilka dni dopiero. PAMKA cofnij się do starszych postów, tam jest bardzo dużo na ten temat. Jedna z podstawowych zasad - wczoraj minęło i nie wróci, możesz natomiast pracować nad tym żeby jutro było nawet lepiej niż wczoraj. Jeżeli tak o tym marzysz to masz wystarczający powód żeby wziąć się do pracy nad sobą. Poza tym jest cała masa informacji - tu na forum, na stronach internetowych np. www.szaffer.pl, jest sporo mądrych książek. Wiedza na temat nerwicy i siebie samej to potężny oręż w walce z francą. Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

ANKASKAKANKA po pierwsze zawsze zdarzają się gorsze dni czy okresy i mamy do nich prawo. Poza tym dobrze uznałaś że sama sobie poradzisz! Potrzebujesz tylko mądrego doradcy - spróbuj zapisać się na psychoterapię, jeżeli to możliwe na indywidualną, jeżeli to możliwe do dobrego terapeuty, jeżeli to możliwe do terapeuty z nurtu poznawczo - behawioralnego. I cierpliwości dziewczyno, to niestety musi troszkę potrwać zanim się wyrwiesz z łap francy. Jeszcze raz pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

PAMKA. Ja mam zrobione wszelkie możliwe badania i wszystko mam zdrowe, a mimo to źle się czuję. Traciłam przytomność, było pogotowie, byłam w szpitalu i NIC! Opinia zawsze taka sama NERWICA., a ja zawsze się boję, jak serce przyspiesza, jak kręci mi się w głowie, jak mam jadłowstręt i ja, ta w panice od razu umiera i objawy potęgują się, a ta ja, normalna wie, że to nerwica. Pracuję nad sobą aby tą spanikowaną siebie trzymać na dystans. IGNAC i JASMA dali bardzo dużo dobrych propozycji i podali linki z których można wiele się nauczyć. Brałam różne leki, po których jest jeszcze gorzej jak bez nich i wyczytałam, co napisałam wcześniej, że leki z krwi znikają w 2-3 tygodnie, ale z tłuszczów do 10 miesięcy i do tych 10 miesięcy można odczuwać ich obecność. Ja w to uwierzyłam i staram się nie histeryzować i uwierzyłam, że badania, jakie mam wykonane są prawdziwe i fizycznie jestem zdrowa a nad emocjami muszę pracować sama. Ja mam o tyle gorzej, że jestem bez kasy i nie stać mnie na płatną psychoterapię, ale będę chodziła na taką z NFZ od końca kwietnia i przy pomocy literatury i mam nadzieję Waszej pomocy uda mi się przegonić te moje wariactwa na zawsze, a przynajmniej mieć nad nimi jakąś kontrolę i nie pozwalać sobie na reakcje tylko emocjonalne w trudnych chwilach czego i Tobie PAMKA i Wszystkim życzę. PAMKA i DOROTA i każdy, kto chce, możemy się wzajemnie wspierać, bo mamy podobnie, a przy wsparciu i pomocy Tych, którzy sobie już poradzili, może będzie nam łatwiej być pewnymi siebie. Dzisiaj jest pierwszy dzień WIOSNY i życzę WIOSNY we wszystkich sercach. Ania

Odnośnik do komentarza

PAMKA tak jak pisałem, cała masa informacji jest we wcześniejszych postach. Jeżeli szukasz odpowiedzi tak krótkiej jak Twoje pytanie, to jej nie znajdziesz. Na nerwicę najczęściej pracujemy latami i dla tego wychodzenie z niej jest także procesem który musi zająć trochę czasu. Ile? Tyle ile trzeba. U każdego będzie to wyglądać inaczej. Ale OK. żeby Cię zachęcić do szukania informacji i troszkę ukierunkować, postaram się odpowiedzieć na Twoje pytanie najkrócej jak potrafię, dla tego będę używał znacznych uproszczeń. Przede wszystkim trzeba rozdzielić dwie rzeczy. Bieżące samopoczucie i problem, problemy, sytuacje które do nerwicy doprowadziły. Bieżące samopoczucie to efekt jaki nerwica i jej objawy, skutki wywołują w organizmie od strony fizjologicznej. Większość z nich jest prawidłową reakcją fizjologiczną na aktualny stan, a głównym motorem jest adrenalina wydzielana obficie do naszego organizmu. Powody naszej nerwicy doprowadzają układ nerwowy do pewnego przegrzania/uwrażliwienia. Powoduje to w efekcie bardzo silne odbieranie bodźców lub odbieranie bodźców które w normalnej sytuacji nie były by w ogóle postrzegane. To z kolei powoduje że wspomniana adrenalina wydziela nam się dość obficie. Tak potraktowany metabolizm generuje różne efekty, które w normalnej sytuacji nie były by niczym dziwnym, mało tego były by spożytkowane na działanie. Świetnym przykładem jest tutaj atak paniki, który od strony fizjologicznej jest niczym innym tylko wyuczoną reakcją organizmu na stan zagrożenia. Niepokojące nas objawy takie jak kołatanie serca, zimne poty, wyostrzone zmysły w sytuacji zagrożenia pomagają organizmowi podjąć skuteczną walkę albo ucieczkę. Przygotowują organizm do zwiększonego wysiłku i w jego efekcie są *zużywane* Różnice dotyczące ataku paniki w nerwicy są dwie - po pierwsze bodziec nie jest zewnętrzny (wyskakujący z krzaków tygrys), tylko wewnętrzny (nasz mózg wysyła sygnały zagrożenia np. spowodowane długotrwałym stresem); po drugie, ponieważ nie ma zagrożenia zewnętrznego, zmobilizowane rezerwy organizmu nie są zużywane w czasie reakcji na zagrożenie (nie walczymy nie uciekamy). Z tych powodów wywołane efekty są dla nas niezrozumiałe a działanie pobudzającej adrenaliny znacznie dłuższe. Z czasem ten dyskomfort powodowany przez ataki paniki lub stany napięcia staje się bardziej dokuczliwy niż same powody, które doprowadziły do takiego stanu. Pojawia się np. lęk przed lękiem. Z tych powodów poradzenie sobie z takim stanem, opanowanie nadwrażliwości układu nerwowego jest pierwszym etapem walki z nerwicą. Drugim jest odnalezienie, przyjrzenie się i próba rozwiązania problemów które do nerwicy doprowadziły i to najlepiej zrobić przy pomocy doświadczonego terapeuty. Ważną sprawą jest to że o ile objawy są bardzo typowe i walka z nimi wygląda podobnie o tyle problem i jego rozwiązanie jest sprawą bardzo indywidualną i nie można do niego przyłożyć już tak prostych schematów. Na marginesie oba etapy nie są wyodrębnionymi momentami i kończąc jeden zaczynamy drugi - one się przeplatają, powtarzają i nakładają. Taki stan jest przyczyną frustracji, zniechęcenia i gorszych dni ale wiedząc o tym możemy łagodzić to, zapobiegać, i nie brać aż tak pod uwagę. Opanowanie przewrażliwienia systemu nerwowego, uspokojenie adrenalinowych jazd wymaga kilku ważnych działań. Walka z objawami, walka z atakami - to jest naturalny odruch, samoobronny. Tymczasem jest to błąd. Nie należy walczyć tylko stawić czoła. Tak jak szamoczący się topielec nic nie zyskuje tylko szybciej opada z sił i tonie, gdy tymczasem kładąc się spokojnie na wodzie przetrwał by dłużej, zachował siły i doczekał ratunku. Zrozumienie i przyjęcie że ataki czy objawy są naturalnym objawem działania organizmu mającego przegrzany system nerwowy, że nie są fizjologiczną patologią wywołującą niepokój o życie i że nigdy nie kończą się utratą tegoż życia czy też władz umysłowych pozwoli doprowadzić w efekcie do stanu, kiedy już wiemy, że gorsze momenty, dni będą się zdarzać i nic z tego negatywnego nie wynika. Wiemy, zgadzamy się na to, ale oczywiście nie akceptujemy - akceptacja oznacza poddanie się i zaniechanie innych działań. Mając taka wiedze i takie przekonanie możemy zacząć podchodzić inaczej niż dotychczas i spróbować podjąć bardziej racjonalne i przemyślane działania niż te wcześniejsze. Działania bazujące na wiedzy - to nie jest atak serca, to adrenalina tak wpłynęła na mój organizm. Już nie stajemy okoniem, nie staramy się przerwać atak jak najszybciej i za wszelka cenę. Zamiast się naprężać właśnie się rozprężamy. To tak jak z drzewem podczas wichury sztywne, nie ugięte wichura wyrywa z korzeniami lub łamie; natomiast to wiotkie i sprężyste ugina się pod podmuchami wiatru i wichura nie czyni mu krzywdy. Tu mała uwaga w trakcie. To wszystko tak łatwo wygląda na piśmie. W praktyce wymaga trochę wysiłku, pilnowania aby myśli nie poszły starym torem a przede wszystkim utrwalania w trakcie spokojniejszych okresów, aby w sytuacji kryzysowej zastosować odruchowo, bez konieczności wdrażania się dopiero kiedy jest źle. Równolegle do tych działań, które są ukierunkowane na nasze reakcje, system nerwowy; powinna odbywać się próba rozwiązania przyczyn takiego stanu. To z kolei jest praca z psychoterapeutą dotycząca naszych przyzwyczajeń, uwarunkowań, samooceny, postrzegania sytuacji w określony sposób. Ogólnie jest to próba zniwelowania konfliktu który w nas narósł latami, który może wynikać z rozmaitych przyczyn, którego korzenie mogą sięgać do nieporadnych mechanizmów obronnych wypracowanych w dzieciństwie. Tak jak pisałem, jest to bardzo indywidualna sprawa i nie ma co się nad nią tu pochylać, bo nie ma wspólnych szczegółów. Regeneracja systemu nerwowego, który doprowadziliśmy do takiego stanu to jest proces który musi potrwać. Regeneracja pod warunkiem, że nasz system nie jest szarpany doraźnie (objawy) lub totalnie (przyczyny). Na regenerację ma wpływ wiele czynników - poradzenie sobie z obiema powyższymi sprawami, sytuacja życiowa, pogoda, stan zdrowia, indywidualne możliwości itd. Dla tego kolejnym, niezwykle ważnym warunkiem jest zgoda na upływ czasu. Brak tej zgody jest bowiem kolejnym czynnikiem który utrudnia lub uniemożliwia regenerację systemu nerwowego. Trzeba także pamiętać że regeneracja nie jest procesem liniowym - z każdym dniem coraz lepiej. Będą dni lepsze i gorsze, będą zdarzać się nawroty, ale z perspektywy czasu, będzie coraz lepiej. Miało być najkrócej jak się da a wyszło jak wyszło ;) Nie wchodziłem w szczegóły, poszczególne sytuacje i konkretne sposoby, bo o tym jest dużo postów wcześniej, jest też masa rozsądnych źródeł do których można sięgnąć i dobrać do swoich potrzeb, możliwości, upodobań. To co na jednego działa na innego nie musi. Najważniejsza konkluzja - trzeba zacząć. Żal, rozpacz i tęsknota za *starymi czasami* jest tkwieniem w tym samym punkcie, tymczasem tęsknota nie za starymi czasami a za *normalnością* powinna motywować do działania, natomiast obecny stan utwierdzać w tym że zmiana jest konieczna bo skutki tkwienia w aktualnym stanie odczuwamy bardzo boleśnie. Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

IGNAC. Ja zgadzam się, że reakcja naszego systemu emocjonalnego to główna przyczyna naszego samopoczucia. Dam Ci i Wszystkim taki prosty przykład; Napisałam do Ciebie raz i drugi i Ty odpisując innym nie wspomniałeś o mnie ani jednym słówkiem typu *Jesteś na dobrej drodze*, albo cokolwiek innego, NIC> Mimo, że powinnam myśleć, to nic nie znaczy i nadal będę na forum pisać, to ja już panikuję, że nie ma dla mnie na tym forum miejsca, że nikt nie chce, abym była jego częścią, że to co mam do powiedzenia nikogo nie interesuje itp. Takie myślenie jest chore i muszę nad takim myśleniem pracować, bo takie moje myślenie nie dotyczy tylko tego forum, ale i innych części mojego życia... Cieszę się, że to napisałam. Jest mi lżej... Pozdrawiam. Ania

Odnośnik do komentarza

ANNACHYLEWSKA dobrze, że zdajesz sobie sprawę, z tego, że to Twój problem i to Ty sama sobie wkręcasz, co ktoś inny miał na myśli na Twój temat, to tak zwany błąd poznawczy pt. czytanie w myślach, czyli domniemanie po jakiś pokrętnych i naciąganych przesłankach (gestach, półsłówkach, bądź właśnie przypadkowe nie ujęcie w wypowiedzi) co ktoś inny miął na myśli na nasz temat i zazwyczaj nasze konfabulacje i zazwyczaj nietrafione pomysły dotyczą mocno negatywnego spojrzenia na nas i nas stan. Oczywiście ze wszystkimi błędami poznawczymi należy walczyć, bo to jest sztuczna, a przy tym destruktywna przesłona przez którą patrzymy na świat, mocno zniekształcająca odbiór sytuacji i pociągająca negatywne o sobie myślenie, na tym tle powstające trudne emocje, a te wpływają na reakcje organizmy i wywołują objawy. Może najlepiej w takiej sytuacji po prostu spytać wprost, zamiast tracić czas na wymyślanie i wtórnie wierzenie w to co się wymyśli. Oczywiście nie byłabym sobą gdybym nie wypisała pozostałych błędów poznawczych, czyli tego co w rozwoju zaburzeń lekowych jest kluczowym, szczególnie gdy trafia na podatny grunt czy moment: - CZARNOWIDZCTWO CZY TEŻ BŁĄD JASNOWIDZA, przewidujemy przyszłość, snujemy czarne wizje, na pewno będzie źle, na pewno się nie uda, czuję że będzie żle - WYOLBRZYMIANIE NEGATYWÓW, skłonność do robienia z igły widły, to jest straszne, okropne, nie daję rady, już nie wytrzymam, to co się stało to już koniec - MYŚLENIE CZARNO-BIAŁE, coś jest dobre albo złe, ładne albo brzydkie, czuję się trochę gorzej - czyli jest źle, nieuwzględnianie tego że nie jesteśmy doskonali i ze życie ma różne odcienie. - CZYTANIE W MYŚLACH, on tego nie powiedział, ale na pewno miał na myśli, jakość tak dziwnie patrzył, pewnie nie chciał mnie zmartwić, na pewno jest źle. WALCZMY Z NIMI TO SĄ BŁEDY KTÓRE NABYLIŚMY, WIELE LUDZI MA JE WPOJONE, ALE DLA NAS SZCZEGÓLNIE SĄ GROŹNE. Dorotat, ja jak byłam u psychiatry, już jakiś czas temu, to też usłyszałam, że mam depresję, na skutek kryzysowych przeżyć, wtedy z tym nie dyskutowałam, chciałam szybkiej pomocy, dostałam receptę na antydepresanty i ją wykupiłam i jak wielokrotnie pisałam to był błąd, z dwóch powodów, jeden dość oczywisty, bo te leki nie leczą, nawet depresji (choć w depresji są w stanie pobudzić do działania), a po drugie, bo jestem pewna, że ja nie miałam depresji tylko zaburzenia lękowe, przebiegające jak to zwykle ze znacznym obniżeniem nastroju, ale u podstaw mojego stanu leżał lęk o zdrowie, a nie utrata motywacji do życia. Pewne jest faktycznie jedno, to co zresztą sama napisałaś, że z jednego i drugiego podobnie się wychodzi, bo walczyć musimy z trzema głównymi stanami psychicznymi tj. lękiem, brakiem motywacji i znacznie obniżonym nastrojem, a walczyć trzeba poprzez zmianę myślenia, która pociągnie za sobą inne zmiany w tym w sferze emocjonalnej, zachowaniu, stosunkach społecznych, samoocenie itd. Podaje namiar na bardzo fajną stronkę, którą dostałam od Ignaca :-) i uważam, że jest godna polecenia, jeszcze jej całej treści nie przeczytałam, ale to co przeczytałam, podoba mi się: nerwicalekowa.com

Odnośnik do komentarza

JASMA :-) DZIĘKUJĘ. Ja nie mam problemu z czarnowidztwem, ani zła samooceną, ja mam problem z motywacją do działania. Jestem zmęczona, bo ja całe swoje życie (36 lat) walczę z pieprzonymi przeciwnościami losu i mam męża, który nie jest osobą kreatywną, poza tym jak jest dobrze, to dobrze, a jak zaczyna być źle, to winą obrzuca mnie. Pewnie dałabym sobie z tym radę, to dobry człowiek i rozwodzić się z nim nie ma konieczności, trzeba z nim walczyć i ja na tą walkę nie mam już siły. A nie mam siły, ponieważ straciłam pracę i trudno znaleźć jest inną, a poza tym moja matka to damulka, która nie lubi mnie i nigdy nie lubiła i milion razy w swoim życiu usłyszałam, jak to ona żałuje, że mnie urodziła i ile zła w jej życie wniosłam. Moja mama, to osoba, która nie nadaje się na matkę i to nie jej wina, że taka jest, ale faktycznie nie powinna mieć dzieci jak ich nie miała potrzeby mieć.. Im jestem starsza tym jest mi trudniej i jak los nie sprzyja, to jest jeszcze trudniej podjąć walkę, co nie znaczy, że ja mam złą samoocenę, bo w warunkach jakich wychowałam się, to, wierz mi cud, że jestem ciągle lubiącym siebie człowiekiem. Brakuje mi wsparcia i pewnie dlatego weszłam na to forum. Ja ciągle wierzę, duża cześć mnie wierzy, że dam radę...

Odnośnik do komentarza

ANNACHYLEWSKA każdy ma jakieś wpojone błędy poznawcze i w normalnym stanie psychicznym, stanowią pewien rodzaj patrzenia na świat, ale gdy przezywamy jakiś kryzys wtedy mocno destruktywnie na nas i nasz stan wpływają, potęgując negatywne spojrzenie. Wielokrotnie piszemy, że przeszłości nie zmienimy, ale przyszłość możemy, teraźniejszość też. Ważne, żeby doprowadzić do zerwania z wewnętrznymi przymusami, stawiania sobie sztywnych i ponad nasze siły założeń, celów i zadań, zrozumieć, że tak naprawdę nie musisz nic, a wiele możesz. Dobrze, że od kwietnia zaczynasz terapię, bo często potrzebny nam jest ktoś, kto wie co nam dolega i potrafi pomóc w wytyczeniu właściwej drogi i toku postępowania. Życzę powodzenia

Odnośnik do komentarza

JASMA też się czasem dziwię i też pisze to bez sarkazmu :)) ANNACHYLEWSKA11 to nie do końca chodzi tylko o emocje ale bardziej o przegrzanie całego systemu nerwowego. To co piszesz o sobie i ta kwestia pominięcia w poście niestety świadczą o niskiej samoocenie, zresztą nie jest to dziwne bo u wielu nerwicowców jest to jedna z częstych przyczyn problemów. Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

IGNAC Na pewno odezwę się do Ciebie na maila, bo wiesz, że fascynuje mnie podejście wschodu i ich sposób postrzegania człowieka i jego dolegliwości, a medycynie tybetańskiej niewiele jest publikacji i nie skąd czerpać :) Także dzięki, że chcesz się tym ze mną podzielić. JASMA To nie pierwsza sugestia, że w moim przypadku chodzi o depresję a nie nerwicę. W kontekście takiej diagnozy część moich objawów staje się dla mnie bardziej zrozumiała - np. potworne wypadanie włosów i dni, kiedy zupełnie nie mam siły, żeby coś zrobić. Faktem jednak jest, że somatyzacja i nerwicy i depresji jest bardzo podobna, a przyczyny wystąpienia obydwu tych zaburzeń też są zbliżone. W moim przypadku korzenie dzisiejszych problemow zdecydowanie tkwią w dzieciństwie, ale po woli sobie z tym radzę. Mnie osobiście bardzo pomaga podejście Lowena. A teraz chciałabym podzielić się z Wami dwiema opowieściami z dzisiejszego dnia. Pierwsza - może być szczególnie przydatna dla osób, które nie wiedzą od czego zacząć. Wyszłam rano do piekarni kupić bułkę synowi, bo zapragnął zjeść trochę chemii (sztuczna drożdżówka). Piekarnia blisko domu, ale z sieciówek, gdzie chemia we wszystkim i strach coś kupić. I teraz uwaga: Poprosiłam o bułkę, ale Pani od razu zaczepiła mnie *czy nie podać coś jeszcze ? Chleb, ciastko?* Była w tym pewna natarczywość. I przez głowę przeleciały mi dwie reakcje. Pierwsza - odmówić i zacząć się tłumaczyć, dlaczego nie. Druga - odmówić agresywnie i zaatakować, że ich pieczywo jest beznadzieje. To moje dwie wyuczone reakcje, kiedy czuję się przyparta do muru (w jakiejkolwiek kwestii). Wiem już się to wzięło, ale w tej opowieści nie o to chodzi. Uświadomiłam sobie, że moja podświadomość, chce żebym zareagował wg któregoś z tych schematów. Ale byłam czujna. I zareagowałam ŚWIADOMIE, tzn. pięknie podziękowałam za propozycję i odmówiłam. Nie byłam niemiła i agresywna, ale też nie przystąpiłam do tłumaczenia swojej decyzji. Pani się uśmiechnęła, a ja poczułam się zwycięzcą. Wydaje mi się o to właśnie chodzi, w każdej nawet najdrobniejszej sytuacji być czujnym, być obserwatorem i reagować adekwatnie, ale w zgodzie ze sobą. I druga opowieść - a propos lęków przed śmiercią (w moim wypadku przed udarem). Wróciłam z piekarni, w dobrym nastroju, zrobiłam sobie śniadanie. Ugryzłam i w tym momencie kichnęłam. Wiecie co stało się dalej? Okruszek poleciał do oskrzeli, zatkało mnie całkowicie, zaczęłam kaszleć, ze dwie minuty nie mogłam złapać oddechu, kaszel był tak poważny, że się popłakałam i prawie zesikałam. Po 15 minutach minęło, zaczęłam dochodzić do siebie. Wniosek - śmierć dotyczy każdej żywej istoty i może przyjść w każdym momencie i ze strony, z której zupełnie się jej nie spodziewamy. Czyli co - od urodzenia każdy powinien ciągle się bać? Przecież to nie ma sensu. A Wy co o tym myślicie?

Odnośnik do komentarza

ANNACHYLEWSKA11 Zgadzam się z IGNACEM. Często nie uświadamiamy sobie, że nasza ocena siebie jest nieprawidłowa, że nie mamy dość wiary we własne możliwości, że ciągle szukamy akceptacji otoczenia. Psychologia rozwojowa mówi, że wiara w siebie, właściwy obraz własnej osoby kształtuje się we wczesnym dzieciństwie i w znacznej mierze zależy od najbliższego otoczenia. Często nawet nie zdajemy sobie sprawy, co myślimy o sobie. Ja jestem tego żywym przykładem. Wiele lat pozornie wydawałam się osobą nie do pokonania, która wszystko załatwi, rozwiąże wszystkie problemy. Do dziś wielu dalszych i bliższych znajomych tak mnie widzi. Ale najgorsze, ze oszukiwałam samą siebie. Teraz wiem, że nie jestem HI-Menem i że nikt nim nie jest. Każdy ma brawo do błędu, poczucia bezradności - ja też. Jednak, żeby zmienić postrzeganie siebie, trzeba dotrzeć do swoich masek i zajrzeć pod nie. Faktycznie psycholog czasami może w tym pomóc.

Odnośnik do komentarza

JASMA, DOROTA, IGNAC. Ja wiem, że macie rację tylko przez całe swoje życie chroniłam się, myślę (na podstawie Waszych wpisów) podświadomie i jakoś dawałam radę, aż nastąpił kryzys spowodowany bezpośrednio, utratą pracy, ale pośrednio całym życiem i całym postępowaniem. Teraz pogubiłam się, stoję w miejscu i krzyczę, bo z każdej strony jest ściana. Na podstawie waszych wpisów już wiem na pewno, że leki nic mi nie pomogą a i w miejscu stać nie chcę, bo nie mogę. Wierzę, że dam radę i nawet jak będę musiała wrócić do siebie prawdziwej, to jakaś część mnie ta wyuczona, pewna siebie, przebojowa pozostanie i jak mi się uda, to te dwie ja może będą umiały być jeszcze szczęśliwe. Najbardziej niepokoi mnie brak pieniędzy na prywatną terapię, bo nie jestem pewna czy ta z NFZ spełni swoje zadanie, ale przecież na pewno wrócę do pracy i mam nadzieję, że będzie to szybko. Nawet nie wiecie jak jestem Wam wdzięczna za uchylenie zasłony, którą wiele lat temu szczelnie przykryłam całą siebie. Teraz wiem, że będę walczyć przede wszystkim o siebie. Wiem, że będzie ciężko, ale jak piszecie nie mam wyboru. Boję się... Ania

Odnośnik do komentarza

ANIU Nie ma się czego bać :) Chciałam Ci też napisać, że moim zdaniem skuteczność terapii nie zależy od tego czy jest prywatna czy na NFZ tylko od terapeuty. Pójdziesz i zobaczysz jak będziesz się czuła w czasie rozmowy. Początki nie są łatwe, bo jest w człowieku opór przed słuchaniem i przed mówieniem. Ja, kiedy trafiłam na terapię pierwszy raz (prywatnie) ponad 3 lata temu, bardzo się zniechęciłam. Pani budziła we mnie silny opór, wręcz niechęć. Teraz chodzę do zupełnie innej pani psycholog (na NFZ) i to z nią dopiero zrozumiałam skąd brał się tamten opó - tamta Pani psycholog miała styl bycia mojej mamy i to doprowadzało mnie do szaleństwa, włączały się wszystkie związane z mamą emocje i na zasadzie lustrzanego odbicia projektowałam je na terapeutkę. Nadal uważam, ze była kiepskim psychologiem, bo zupełnie nie pomogła mi zrozumieć co czuję i ska się to bierze. tak więc czy prywatnie czy państwo - to bez znaczenia. Ja natomiast uważam, że za terapią kryje się jeden haczyk, który ostatecznie powoduje, że po pół roku czy po roku człowiek rezygnuje i uważa, że terapia mu nie pomogła. A mianowicie większość pacjentów idących do psychologa liczy na to, że godzinna sesja raz w tygodniu rozwiąże ich problemy,. Pisał już o tym IGNAC - że pokonanie *bestii* wymaga ciągłej, nieustannej pracy nad sobą. Ja sformułowanie *pracy nad sobą* rozumiem, jako obserwowanie siebie. Nazywanie swoich reakcji, szukanie ich motywów i zmianę. Bez tego można na terapię chodzić i 10 lat i to nic nie da. A co do pewności siebie, przebojowości - to myślę, że dzięki zbudowaniu nowego siebie, a przede wszystkim poznaniu siebie, można zyskać realną i rzetelną właściwą samoocenę, a tym samą nie oszukaną (maskę) wiarę we własne możliwości. Ale to na razie tylko teoria - tak daleko nie zaszłam, ale to jeden z moich celów.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×