Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

Chciałabym sie dołączyć..;-)) do zacnego grona....;-)) Walczę codziennie-raz jest lepiej raz gorzej ale to normalne bo trzeba czasu i zdobycia własnej wiedzy na radzenie z przeciwnościami... ale napewno będzie dobrze... przecież mimo lutego jest tak pięknie i świeci słońce, ptaszki śpiewają, budzi sie nowe życie, bynajmniej u mnie we Wrocławiu ;-)) Pozdrawiam Wszystkich ps. a Ty Ignac proszę nie odpuszczaj i pisz do nas nadal bo są ludzie którzy *czerpią jak ze studni* Twoją wiedzę jak niezbedą do życia wodę..;-)) Pozdrawiam Serdecznie, Jasma wracaj do nas zdrowa po zapewne zasłużonym urlopie ;-))))

Odnośnik do komentarza

No proszę proszę, czyli samolot się nie rozbił a tubylcy nie byli głodni... To się nazywa foch i zainteresowana osoba mam nadzieję wie o co chodzi... MIRRA nie widzę przeciwwskazań, tyle że musiała byś pokonać jakieś 350 kilometrów na tą kawę. Poza tym strasznie dużo słodzisz - mam nadzieję że kawę troszkę mniej ;) studnią jeszcze mnie nigdy nikt nie nazwał :-D

Odnośnik do komentarza

Ignac... nikomu nic nie słodzę tylko pisze jak czuję, bo zamiast nas głaskać i zozczulać się nad nami (a to wcale nie jest potrzbne) to potrafisz *walnąć pięścią w stół* i nazwać pewne rzeczy po imieniu- dlatego tak bardzo lubie Twoje posty bo przemawia z nich doświadczenie i mądrość ;-)) a kawke też bardzo lubie białą i słodką ;-)) Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Hej MIRRA Ja podeszłam do uporania się z nerwicą właśnie od strony diety, zainspirowana medycyną chińską, w której przyczyną nerwicy jest brak równowagi w wątrobie. Jednak moja dieta nie ma nic wspólnego z zaleceniami *naszych dietetyków*. Byłam konsekwentna - skoro diagnoza wg medycyny chińskiej to i takie leczenie. Musze Ci powiedzieć, że po wdrożeniu diety, już po dwóch tygodniach było znacznie lepiej, po miesiącu wydawało mi się, że jestem zdrowa i wróciłam do starego stylu odżywiania. I tu klops - już po tygodniu żarcia ciast i mięsa niemal wszystkie objawy wróciły. W tej chwili od poniedziałku jestem z powrotem na diecie, która mi pomogła i dziś widzę pierwsze symptomy poprawy, ale pewnie przyjdzie mi znowu trochę poczekać. Do tego stosuję medytację, wizualizację i pranajamę. Staram się też szukać swoich błędnych skryptów i patrzeć na życie inaczej - ale to zadanie długofalowe. Natomiast dieta przynosi wyraźną poprawę po 2-3 tygodniach stosowania, tylko trzeba ogromnej konsekwencji. Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza

Witam wszystkich dawno nie pisalam,ale postanowilam dzis napisac poniewaz ja poprostu juz nie daje rady nie mam atakow leku ale mam ciagle to oslabienie najlepsze jest to ze wyniki badan mam idealne tylko to ekg zle,pytalam psychiatre czy to moze byc od nerwicy tak slabo ciagle powiedzial ze nie ja jestem zalamana niewiem co o tym myslec ,przez ta slabos sie nakrecam,i od 5 dni tam mnie glowa boli zaczyna mnie to wszystko marwic:((

Odnośnik do komentarza

MIRRA Moja dieta bazuje w tej chwili na kaszach (jaglanej, jęczmiennej, kukurydzianej) oraz płatkach (jaglanych, orkiszowych), do tego warzywa - ziemniaki, marchew, pietruszka, seler, buraki i owoce - jabłka, czasami mandarynki i banany (ale to jest niezgodne z zaleceniami) oraz owoce suszone (figi, morele) i pestki (dynia) a także migdały (nie mogę orzechów bo mam uczulenie). Obiady to przede wszystkim zupy (barszcz, krupnik, jarzynowa). Czasami jadam mięso - ale ja mogę tylko z indyka, bo innych czuję się fatalnie. Jadam też ryby - najlepszy jest pstrąg i dorsz. Do picia tylko siemię lniane, kompoty i woda (absolutnie nie powinno się pić kawy, fatalnie wpływa na wątrobę). Nie piję alkoholu, nie palę papierosów. Nie jest łatwo, bo ja jestem żarłok. Zajadam emocje. Jednak jak trzymam się tego jadłospisu to naprawdę 90% objawów mija po dwóch - trzech tygodniach. Zdarzają mi się lęki i pewnie będą - ale to nie tyle lęk co taki ludzki strach, że jednak udar mnie dosięgnie ( u mnie ostatni epizod nerwicy i depresji zaczął się właśnie od tzw. przejściowego udaru niedokrwiennego), a mam na wychowaniu dziecko. Ale tu uruchamiam inny tok myślenia, by lęki się nie rozkręciły. Tłumaczę sobie, że każdy z nas jest śmiertelny i każdy może zachorować. A ja dzięki temu, że wiem co mi grozi, mogę zrobić wszystko, by temu zapobiec. Myślę, że dietą w ogóle można leczyć bardzo wiele schorzeń, bo organizm jest cudowną maszyną, ze zdolnościami do pełnej naprawy. Psychika natomiast jest ściśle związana z ciałem. Jedno rzutuje na drugie. W medycynie chińskiej wątroba powiązana jest z emocjami i podświadomością. Wszystko co spychamy do podświadomości gromadzi się energetycznie w wątrobie i ją obciąża. Pracują nad emocjami i przekonaniami także oczyszcza się wątrobę. Patrząc na to co codziennie jemy i na to jakie choroby rozwijają się coraz intensywniej trudno odmówić racji chińczykom. Myślę, że warto zacząć od ogarnięcia ciała, wtedy łatwiej radzić sobie z emocjami. Przynajmniej w moim przypadku takie podejście się sprawdza.

Odnośnik do komentarza

FUTERKO25 Piszesz, że wyszło Ci złe EKG - konsultowałaś to z lekarzem? Zalecono Ci jakąś terapię. Przy nerwicy tachykardia to właściwie standard. Inne zmiany natomiast już niekoniecznie i trzeba ustalić co się dzieje. Natomiast zamartwianie się zawsze pogłębia nasz problem i dodatkowo nas dołuje. Sprawdzam to sama często na sobie. Pewnie należałoby Ci poradzić, byś tyle się nie martwiła, wyluzowała, poszła spacer..., ale sama wiem, że jak człowiek czuje się jak *gówno* (za przeproszeniem) to takie rady można wsadzić sobie w buty. Mogę Ci tylko napisać co ja bym zrobiła - na pewno zdiagnozowałabym czy coś się dzieje z sercem. Jeśli tak - trzeba to leczyć, jeśli nie - naprawdę byłby to mocny argument, żeby trochę wyluzować. Piszesz, ze jesteś słaba, nie masz na nic siły. Przechodziłam to miesiąc temu. Poszłam z synem na zakupy, bo już nic w domu nie było i jak wracałam, to zaczęłam się zastanawiać jak to możliwe, że mam takie ciężkie buty, bo każdy krok, był jak wchodzenie na Mont Blanc. a to nie buty, tylko zupełny, totalny brak sił. Sądzą, że to już nie jest nerwica, tylko depresja. Musisz się obserwować. Jeśli możesz, pozwól sobie na dwa- trzy dni totalnego leżenia, zupełnego nic nie robienia, ale w tym czasie zagłębiaj się w siebie. Poczuj, jak bardzo jest Ci źle, jak czujesz się samotna, jak wszystko Cię przeraża. A potem przypomnij sobie chwile dobre, radosne. Zobacz - wszystko się zmienia, wszystko płynie. Nic nie trwa wiecznie. I Twój stan na pewno się poprawi. Przyjdzie moment, że znowu poczujesz się szczęśliwa. I zachęcam Cię do zmiany diety. Spróbuj, nie zadziała, porzucisz... Ale jeśli po dwóch, trzech tygodniach nie poczujesz się lepiej to naprawdę warto porozmawiać z psychiatrą. Wszystko co napisałam to moje osobiste doświadczenia, jeśli zechcesz, możesz skorzystać.

Odnośnik do komentarza

DOROTAT12 ja bylam juz nawet u kardiologa z tym zlym ekg to sa jakies pojedyncze zalamki jakies tam kardiolog powiedzial ze niewie co to jest ech serca jest dobre i skierowal mnie na koronografie tam mnie nie przyjeli bo nie mama podstaw do robienia takiego badania wrocilam do niego i skiertowal mnie na tomografie serca zeby zobaczyc czy nie sa zapchane tetnice wiencowe ale dopiero termin mam na czerwiec to wyglada jak bym miala chorobe wiencowa ale echo i test wysilkowy to wyklucza:/i to jest jedna duza zagadka

Odnośnik do komentarza

FUTERKO25 Kiedy swego czasu moje serce szalało też przeszłam wszystkie badania (nieinwazyjne), a ponieważ nie ufam lekarzom, przeczytałam wówczas kilka książek z zakresu kardiologii i sporo artykułów naukowych. Gdybyś chciała mojej rady i uważasz, że wykluczenie choroby serca pomoże Ci pokonać nerwicę, to proponowałabym zrobić 24 godzinne EKG. Badanie jest nieinwazyjne, robi się je nie rezygnując z normalnego życia (zakładają urządzenie w przychodni albo szpitalu i idziesz do domu i wszystko robisz normalnie, tylko myć się nie możesz :) - wówczas znacznie łatwiej ocenić czy coś się dzieje z pracą serca. Uważam, że w Twoim przypadku będzie to badanie bardziej miarodajne (bo 3 minuty EKG w przychodni to żadna wiedza o sercu), bezinwazyjne i sporo powinno wyjaśnić. Na pewno też znacznie krócej trzeba na nie czekać. Porozmawiaj o tym nawet z lekarzem rodzinnym. jeśli jednak istnieje podejrzenie wieńcówki - to bardzo dokładnie przeczytaj i zastosuj się do moich zaleceń dietetycznych. W ciągu 2-miesięcy mój cholesterol na tej diecie spadł o 50 jednostek i jest teraz jak u młodego człowieka.

Odnośnik do komentarza

FUTERKO25 Kochana, jeśli miałaś holtera i wyszły tylko tachykardie to możesz być na 100% pewna, że przyczyną jest nerwica. Ja miałam to badanie robione w Warszawie na Banacha z takim właśnie opisem, moim lekarzem prowadzącym był Piotr Gryglas (Dzień Dobry TVN) i nie miał wątpliwości, że to jest właśnie objaw nerwicy, szczególnie jeśli usg także wyszło dobrze. Wiem, że to strasznie trudno, sama czasami nie mogę uwierzyć, że nerwica daje tak niesamowite objawy. I nie myślę tu tylko o tachykardii, bólach w klatce czy innych objawach somatycznych, ale przede wszystkim o tym fatalnym samopoczuciu, które powoduje, że podniesienie się z łóżka jest wyczynem. Futerko - dopóki jednak nie przyznasz sama przed sobą, że masz taki problem, że to jednak nie choroba organiczna, będzie tylko gorzej, przede wszystkim silniejszy będzie lęk. Ja miałam nieco inne obawy, a mianowicie zastanawiałam się, czy przyjęcie diagnozy, że moje objawy to nerwica, nie spowoduje, że w przyszłości przeoczone zostanie coś ważnego. Bo w tej kwestii uważam inaczej niż wiele osób na tym forum, jestem zdania, że za dużo zwala się na nerwicę, a potem taki pacjent jest już zaszufladkowany i nowe objawy to też nerwica wg lekarzy. A przecież nerwica nie powoduje, że stajemy się odporni na wszelkie organiczne schorzenia. Poruszyłam tą kwestię z Panią psycholog, która powiedział mi, że przyjęcie diagnozy - nerwica, nie może skutkować porzuceniem troski o zdrowie i że raz do roku należy wykonać zalecane badania kontrolne (w odpowiednie dla danego wieku). Tak więc FUTERKO, żebyś poczuła się teraz lepiej jedyne co możesz zrobić dla siebie to przyjąć do wiadomości, że organy w Twoim ciele są zdrowe, problem natomiast ma dusza i nią trzeba się zaopiekować, zapytać czego potrzebuje. Jeśli boisz się, że zachorujesz, to wyznacz sobie termin raz w roku - trzy dni badań, co da Ci pewność, że nadal wszystko jest ok, albo pozwoli bardzo wcześnie wykryć chorobę, jeśli taka się pojawi. Myślę też, że kluczowe jest, byś zadała sobie pytanie czego naprawdę się boisz. Że masz chore serce? Że dostaniesz zawału? Że umrzesz? W większości przypadków odpowiedź na to pytanie jest właśnie taka, że z jakiegoś powodu pojawia się w nas lęk przed śmiercią. Dlaczego? Co się takiego stało, że taki lęk się pojawił? Jeśli sama nie czujesz się na siłach pracować nad sobą, zrób tak jak radzą IGNAC i JASMA - poszukaj pomocy psychologa. Moim zdaniem kluczowe jednak jest, byś na ten moment przyjęła, że to naprawdę nerwica tak rozwaliła Ci życie. Sama nerwica nie prowadzi do śmierci, jednak życie z nią staje się naprawdę trudne i warto zawalczyć o siebie, żeby znowu poczuć się szczęśliwym. Dla mnie to właśnie jest celem - stan wewnętrznego szczęścia i spokoju, niezależny od okoliczności. Ale to cel do realizacji pewnie na więcej niż jedno życie :) Głowa do góry. Podejdź do siebie racjonalnie, wyłącz na chwilę emocje, a zobaczysz, że to *tylko* nerwica. To pomaga. Sama świadomość może zdziałać bardzo wiele.

Odnośnik do komentarza

Tak zrób FUTERKO. Jeśli czujesz, że sama nie dasz rady, że potrzebujesz przewodnika, wskazówek - nie wahaj się i szukaj pomocy. Dobry psycholog na pewno pomoże Ci odnaleźć źródło problemu. A na forum możesz uzyskać wsparcie właśnie w takich momentach, kiedy czujesz się samotna i przytłoczona. Bo nawet jeśli uświadomisz sobie, że to nerwica, przyjmiesz to do wiadomości, to te wszystkie uczucia nie znikną. One są częścią nas. Pisz więc, na pewno zawsze ktoś tutaj Ci odpowie. Postara się wesprzeć i *ogarnąć* jak mówi mój syn :) Spokojnej nocy

Odnośnik do komentarza

MIRRA Ten tekst jest mądry i głupi zarazem - oczywiście jak zwykle jest to wyłącznie moja opinia i można się z nią nie zgadać. Najpierw pozytywy - mądry pod tym względem, że tak jak wielokrotnie pisałem człowiek jest całością, w związku z tym jest również tym co zjada - jak mówi stare przysłowie. Niedobory pewnych mikroelementów, pierwiastków, zatrucia choroby, nierównowaga hormonalna - to wszystko wpływa na każdego z nas i to nie tylko na nerwicę ale również na funkcjonowanie. Świetny przykład podała DOROTAT12. Medycyna chińska jest jeną z medycyn wschodnich, które podchodzą do człowieka holistycznie. Używa swoistych nazw (do których tak na marginesie nie należy się zbytnio przywiązywać, bo pewne określenia staja się jasne dopiero poprzez pryzmat danej kultury i jej podejścia - to co piszesz o wątrobie jest w sumie pewnym uproszczeniem nierównowagi wewnętrznej opartej o jeden z elementów, które dla tamtej kultury znaczą nieco więcej niż tylko ten organ w naszym brzuchu) na określenie pewnych stanów. Bardzo mocno upraszczając wszystkie te podejścia (buddyzm, medycyna chińska, medycyna tybetańska) zakładają, że stan idealny to stan równowagi. Zachwianie tego stanu powoduje przypadłości - zarówno fizyczne jak i psychiczne. Przekładając to na nasz europejski język, my nieświadomie, ale nieustannie robimy sobie krzywdę - robimy ją odżywiając się byle czym i byle jak, ulegając modom, pakujemy w nas różne rzeczy których nie potrzebujemy, kierujemy się doraźnymi potrzebami i je zaspokajamy. Jak nam głodno to do fast fooda, żeby brzucha napchać - nie ważne czym. Jak chcemy się odchudzić - kolejna super dieta, nie ważne jak zadziała na nasz organizm poza grubością. Jak jesteśmy zmęczeni to nie idziemy spać tylko walimy napój energetyczny albo 10 kaw i to boju. Tak można w nieskończoność, jesteśmy jak służbowy samochód, którym jeździ co chwila kto inny i nikt o niego nie dba, w związku z tym jest wyeksploatowany, brudny i poobijany. A jak trzeba o i setką przez leżących policjantów się przejedzie. Przy okazji zapominamy że w pewnych kwestiach niezbędna jest konsekwencja - rozumiemy to (choć też nie zawsze) kupując psa - codziennie trzeba go nakarmić i wyprowadzić, nie wystarczy raz albo przez chwilę. To co pisała DOROTAT - pewne zasady trzeba stosować ciągle, czyli trzeba zmienić nasze podejście. Nie wystarczy przez moment stosować. Problem polega na tym że w naszej kulturze nie ma takich zasad, wpojonych od dziecka, albo raczej zatraciliśmy je poprzez globalizację dyfuzje kulturową wszechobecne media i parę innych spraw. To o czym pisze DOROTAT to zbilansowana dieta (do której powinny być dołączone także inne zasady nieżywieniowe). Korzystamy z gotowych wzorów, w tym wypadku chińskich, bo nasze własne musieli byśmy sami konstruować. Są na to liczne przykłady - człowiek ściśle przestrzegający pewnych zasad żywieniowych może np. pozbyć się problemów z cukrzycą - są nawet firmy kateringowe które takie jedzenie codziennie dostarczają, ale sięgamy po to tylko w sytuacjach ekstremalnych jakimi jest np. cukrzyca. W codziennym życiu o tym nie myślimy. Czy wiecie że jedynym krajem w którym przez ok. 10 lat nie było praktycznie w ogóle chorób wieńcowych była Japonia po II wojnie? Pomógł w tym zbieg okoliczności - powojenna nędza i pożywienie, które można było najłatwiej zdobyć. Główny składnik diety stanowiły ryby i owoce morza - odławiane a nie hodowane. Skończyła się bieda, zaczęły się zawały. Kolejną mądrą rzeczą jest zwrócenie uwagi na to że poszczególne mikroelementy, witaminy, pierwiastki itp. wchłaniają się pod warunkiem przyjmowania ich razem z innymi. Na tym wg mnie kończą się mądre rzeczy. Niestety, również wg mnie głupie rzeczy przyćmiewają te mądre. Poczynając od stwierdzeń dotyczących ataków i zachować. Jeżeli jeszcze kwestie dotyczące uwarunkowania się i reakcji lękowych można uznać za słuszne i zgodzić się że można sobie z nimi poradzić terapią behawioralno poznawczą, o tyle kwestie obniżonej odporności na stres i irracjonalne ataki paniki leczone omegą 3 to już czysta bzdura. Z poszczególnymi elementami wymienionymi można się zgodzić. Np. suplementacja kwasów omega 3, szczególnie wg teorii dr. Budwig przy użyciu oleju lnianego niewątpliwie przynosi korzystne efekty dla organizmu, chociaż czytając na ten temat nie spotkałem się z efektami psychicznymi, raczej z czysto fizycznymi. Wiele z nich natomiast jest porażającą niekompetencją. Wiele wymienionych substancji/suplementów diety ma dość ograniczone udokumentowane efekty np. Inozytol. Nie będę tu wymieniał poszczególnych bo i tak się rozpisałem, podsumuję jedynie że ładowanie sobie do organizmu dawek suplementów diety (bo większość to nie leki) znacznie przekraczających zalecane dawki przeraża. Pomijam fakt że większość to wytwory koncernów farmaceutycznych czyli chemia i nasza wątroba, która to będzie musiała przetwarzać może być bardzo nie zadowolona. Rady dotyczące przyjmowania wit. B a szczególnie B12, która ma udowodnione działanie rakotwórcze przy dłuższym przyjmowaniu, przyjmowanie jodu bez kontroli lekarza to bardzo ryzykowne rady. No i na koniec rzeczy które mnie rozbawiły. Np. opis *wejścia na rynek* melisy, która jest znana od starożytności i powszechnie hodowana przez klasztornych zielarzy w średniowieczu. No i oczywiście zastrzeżenie wstępne - nie zna on nikogo komu terapia nie pomogła, chyba że nie przestrzegał jej dokładnie. Świetne usprawiedliwienie na ewentualny brak efektów, zawsze można wytknąć, że ktoś czegoś nie robił, np. nie usuwał z organizmu ołowiu. No cóż tylko w poradach brak informacji jak tego dokonać. Jestem bardzo sceptyczny, jeżeli chodzi o takie rady. Wprawdzie tego konkretnego tekstu nie czytałem wcześniej, ale na stronach vegie i podobnych zetknąłem się z podobnymi teoriami - duże dawki wielu suplementów, z reguły bardzo podobnych. Mam nieodparte wrażenie że autor tych porad jest tą samą osobą. Problem polega na tym że czyta się prawie to samo, ale informacje dotyczą nerwicy, boreliozy, grzybicy ogólnoustrojowej i paru innych rzeczy. Takie panaceum na wszystko. Podsumowując - zbilansowana dieta jak najbardziej, rozsądna suplementacji też - choć lepiej było by uzupełniać niedobory w naturalny sposób; natomiast przyjmowanie wagonów środków chemicznych stanowczo nie. Tak wygląda moje zdanie, inni mogą mięć inne :) FUTERKO25 ile masz lat, jeżeli to nie tajemnica. Bardzo interesujące są zalecenia tego kardiologa. Koronografia, to dość inwazyjne badanie - zresztą w szpitalu Ci potwierdzili że nie ma podstaw do jej przeprowadzenia. Tomografia jest znakomitą alternatywą nieinwazyjną - rozumiem że masz skierowanie na CT serca Calcium Score. Uważam że powinnaś skonsultować się jeszcze z innym kardiologiem - zbierz wyniki które masz i idź do kogoś dobrego. Osłabienie, brak siły jak najbardziej mogą być objawem nerwicy. Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

DOROTAT czy te warzywa które wymieniłaś w swojej diecie jesz na surowo czy gotowane? Z tego co mi się wydaje jesteś z Warszawy - słyszałaś o doktorze Tenzinie, uprawiającym medycynę tybetańską? Lekarz Dalajlamy. Jeżeli Cię interesują te sprawy, to warto dotrzeć do publikacji doktora Włodzimierza Badmajeffa. To był lekarz medycyny, który pochodził z Mongolii - studiował obie medycyny - klasyczną i wschodnią. W czasie rewolucji zbiegł do Polski i tu był bardzo uznanym lekarzem, zarówno przed wojną jak i po. Większość publikacji niestety jest przedwojenna i nie łatwo do nich dotrzeć.

Odnośnik do komentarza

FUTERKO25 pytałem bo tak podejrzewałem, myślę że biorąc pod uwagę: wypowiedź pierwszego kardiologa, poprawne echo serca, poprawnego holtera (liczne tachykardie to efekt nerwicy) oraz Twój wiek, trudno uwierzyć że masz złogi miażdżycowe i sądzę że serducho masz zdrowe jak dzwon. To jest niestety efekt naszego nerwicowego niedowiarstwa - jeden powiedział że OK to poszłaś do drugiego i masz za swoje. Normalnie to niepomyślne diagnozy konsultuje się z drugim lekarzem a nie te prawidłowe :) Czy to coś nieprawidłowego wyszło Ci w jednym EKG czy przy powtórnych też się pojawiało? Robiłaś sobie lipidogram? Bo miażdżyca nie bierze się znikąd, więc ciekawe jak Twój cholesterol szczególnie HDL Myślę że jednak powinnaś zostawić serducho w spokoju i zająć się nerwicą. Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

IGNAC Niestety nie mieszkam w Warszawie, byłam tu jedynie dwa razy w życiu. Mieszkam w małej miejscowości na Dolnym Śląsku. Ale wielkie dzięki za podpowiedzi, poszukam i poczytam, bo jestem wewnętrznie przekonana, że medycyna chińska znacznie lepiej rozumie człowieka i podchodzi do niego nie jak do przedmiotu, ale jak do całości. Ja oczywiście doskonale wiem, że mówiąc o wątrobie Chińczycy mają szersze podejście, jednak zharmonizowanie samego organu wpływa na harmonizację całego meridianu i organów bezpośrednio powiązanych. To nie miejsce na pełen wykład - jeśli to kogoś zainteresuje to ma gdzie poczytać. Uważam tylko, że społeczeństwa świata zachodniego nie ma albo co gorsze nie chce mieć świadomości jak odżywianie wpływa na ciało i psychikę. Tak jest łatwiej. Zwala się więc na pogodę, na lekarzy, generalnie na to co jest poza nami. Mało kto szuka w sobie odpowiedzi i przyjmuje odpowiedzialność za stan własnego zdrowia i emocji. Ale nie rzucam kamieniem, bo nie jestem bez winy. Żyłam jak wszyscy, cierpiąc na migrenę i nadciśnienie i wpieprzając za przeproszeniem kolejną pizzę, pijąc kolejną colę i łykając dwie pyralginy żeby przestało boleć. I tak mi zeszło 20 lat. *Mądra* zrobiłam się niedawno, ale ciągle podświadomie liczyłam, ze da się oszukać. Niestety (czy stety) - już się nie da. Ja faktycznie mam problem z wątrobą (choć badania tego nie pokazują na szczęście na razie), ale lata złego jedzenia i naprawdę tony leków przeciwbólowych spowodowały, że po bardzo wielu produktach czuję się okropnie. Pytasz w jakiej postaci jem warzywa - głownie gotowane. Surowe tylko niektóre są dla mnie ok - ogórek, pomidor. Ale latem planuję w ogóle przejść na dietę warzywno-owocową. Zobaczę jak wtedy będę się czuła. Żeby nie zanudzać czytających, napisze tylko, w jaki sposób przyszło mi do głowy, że jedzenie ma znaczenie. Naprowadziła mnie na to historia zdrowia mojego psa. Generalnie od małego (a to spaniel) ciągle miał zapalenie uszu i problemy skórne. Weterynarz mówił, że ta rasa tak ma, dawał maść (za 60 zł. maleńka tubka) do tego sterdy w zastrzykach i tak przynajmniej raz na dwa miesiące. Szkoda mi było zwierzaka, drapał się po nocach, nie mógł spać, zaczęłam się więc zastanawiać. Wtedy tknięta tylko przeczuciem zamiast karmy z supermarketu i resztek z naszego stołu kupiłam mu profesjonalna karmę weterynaryjną dla psów z alergią. Po dwóch tygodniach problem zniknął. Właściwie pies jest zdrowy. Czasem w lato nabije jaką strawę do uszu i wtedy jeszcze problem wraca, ale poza tym ma 8 lat i od zmiany diety (od 3 lat) chodzimy tylko na szczepienia. Ale jak już kiedyś pisałam pies dba też o swoje zdrowie emocjonalne, to co czuje po prostu okazuje. Nie ma w nim blokad, my go nie karcimy, stosuje tylko system nagród i mam wrażenie, że mój pies jest szczęśliwy. A ja nie. Wniosek - popełniam błędy. Na różnych polach. Bez zmian - odżywiania, stylu życia, myślenia i wyrażania emocji nadal będę nieszczęśliwa i *chora* na nerwicę. Dlatego zmieniam. Choć łatwe to nie jest i zdarzają mi się gorsze momenty, chwile kiedy ulegam, wpadam w stare schematy. Nie mniej uważam, że jestem na dobrej drodze, bo mam tego świadomość.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×