Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Malinkaaa

MIRRA Widzisz, dokładnie od jakiejś godziny bez powodu chwycił mnie kłujący ból pod lewą łopatka, znów wpadłam panike, już mam tego dosyć! Nagle przeszło mi to na przód, nad mostkiem... i tak sobie krązy gdzie chce, a ja się męcze i ciągle się boję, że zaraz dostanę jakiś zawał albo przestanę oddychać, cokolwiek! Próbuję nie zwracać na to uwagi, ale nieumie, silniejszy ból odemnie. Gdyby bolała mnie np. noga to bym napewno nie panikowała bo przecież bym nie umarła. A tak to niewiem co mi jest... Obiecuje sobie, że do kardiologa pójdę! Wytrzasnę skąś te pieniądze i pójdę! Bo inaczej oszaleje.. to jest jakiś koszmar, od rana dało sie wytrzymać, już myślałam, że dziś będzie *lżejszy* dzień a tu prosze.. niespodziewanie sobie kłuje! Przepraszam, że tak truję. Ale czytam ten Twój post i widzę, że Ciebie też łapały bóle bez powodu, nawet gdy byłaś spokojna. Tak, piję magnez z witaminą B6 jakoś od 5 dni. Melise także. Dziękuję za odpowiedzi!

Odnośnik do komentarza

MIRRA uwierz mi że takie posty jak Twój czytam z ogromną przyjemnością. Oczywiście nie dla tego że troszkę nam z JASMĄ cukrzysz, ale że pokazujesz jak powolutku ruszyć z miejsca we właściwą stronę :)) Trzymam kciuki i wszystko inne do trzymania w takich razach za powodzenie Twoich działań!!! MALINKAAA drobna rada w sprawie kasy. Jeżeli koniecznie chcesz zrobić sobie echo serca, żeby się uspokoić, to zrób je bez wizyty u lekarza. Na to badanie można się prywatnie umówić bez skierowania i zapłacisz tylko za badanie 100-120zł. Dostaniesz od razu wynik z opisem i tam będzie wszystko napisane - czy coś jest nie tak czy wszystko w porządku. Poza tym badanie wykonuje lekarz (nie pielęgniarka czy technik) wiec używając nieudawanego niepokoju możesz od razu podpytać się czy w tych wynikach jest coś niepokojącego. Jeżeli badanie wyjdzie prawidłowo to nie będziesz musiała iść do kardiologa i płacić za wizytę. Nerwobóle to bóle spowodowane podrażnieniem lub uszkodzeniem nerwu (spokojnie, czytaj dalej). Zwykle są dość silne i ich natężenie zmienia się. Charakterystyczną sprawą odróżniającą nerwobóle od ból wieńcowych jest to że nie zwiększają się wraz z wysiłkiem. Przy wieńcówce drobny wysiłek potęguje ból. Nerwobólom często towarzyszą zaburzenia czucia, niedowład, mrowienie czy drętwienie. Istnieje kilka rodzajów nerwobólów między innymi neuralgia międzyżebrowa, której najpopularniejszymi objawami są kłujące bóle w klatce piersiowej, często mylone z bólem serca. Przyczyny tej przypadłości nie są w pełni poznane ale z praktyki wiadomo że często spowodowane są stanami zapalnymi, uciskiem, często pojawiają się w sytuacji dużego stresu. Jest to zrozumiałe bo tak jak niedawno pisałem nerwica jest przypadłością napiętych mięśni, często są to mięśnie pleców co wpływa na kręgosłup, zmniejszające się przestrzenie międzykręgowe sprzyjają uciskowi na korzenie nerwowe. Kiepski wypoczynek, braki w spaniu spowodowane napięciami nerwicowymi stwarzają bardzo sprzyjające okoliczności. Nerwoból jest przeszywający i czasem tak silny, że można go porównać z kopnięciem przez prąd elektryczny. Lokalizacja dolegliwości bólowych zależy od źródła podrażnienia nerwów oraz obszaru za który dany nerw odpowiada. W przypadku nerwicy jest to najczęściej obszar klatki piersiowej. Ogólnie nerwobóle nie są groźne, ale bardzo nieprzyjemne same w sobie, a dodatkowo nam nerwicowcom dają powód do doszukiwania się różnych schorzeń. Aby uniknąć lub zminimalizować ich występowanie dobrze jest stosować metody zapobiegające podrażnianiu nerwów. Rozluźniać napięte mięsnie tak często jak sobie o tym przypomnimy - starając się przypominać sobie jak najczęściej, pilnować postawy przy staniu i siedzeniu, relaksacja w postaci gorących kąpieli z jakimiś olejkami (lawenda jest super), masarze rozluźniające, zadbanie aby pozycja w czasie snu była jak najbardziej komfortowa itd. Dodatkowo można sobie doładować magnez i wit. B, która ogólnie są wskazane przy nerwicy, ale na nerwobóle pięknie pomaga. Fajne są także dwie sprawy - zastąpienie tam gdzie się da siedzenia na nieruchomych meblach siedzeniem na dużej piłce - takiej jak np. dzieci używają do skakania. Utrzymanie na niej równowagi nie jest trudne, ale powoduje że nasze plecy są w ciągłym ruchu, co wpływa zbawiennie na ich stan. Piłkę można zastąpić tzw. *beretem* jest to taka gumowa poduszka pod pupę, dostępna w sklepach rehabilitacyjnych i sportowych - wygląda jak dwa frizbi złożone razem. Jest troszkę mniej skuteczna niż piłka ale działa podobnie i można jej używać w miejscach gdzie piłka wzbudziła by zdziwienie. Druga super rzecz na rozluźnienie to jest bieganie z rękami zupełnie luźno zwisającymi wzdłuż ciała. Podczas biegu łapki podskakują jak pajace na sznurku, wiec wygląda to komicznie i dla tego lepiej biegać tak w ustronnych miejscach. Trzeba też uważać, bo to wciąga i taka podskakująca energicznie łapka może pacnąć np. w głowę :) A na koniec reprymenda - MALINKAAA, nie wiem czy to co pisze JASMA to prawda, bo ja musiałem przeoczyć, ale jak Ty dziewczyno masz 18 lat to na 300% nie zapracowałaś sobie jeszcze bóle wieńcowe. Musiała byś się strasznie postarać i mieć zupełnie wyjątkowe predyspozycje żeby w tym wieku zapchać sobie krwioobieg płytkami miażdżycowymi. Także śmiało możesz sobie ten kierunek wymyślania odpuścić! Głowa do góry razem z nosem, nerwica jak ja okiełznać to całkiem pouczające przeżycie, musisz się tylko przestać się jej bać i zobaczysz że jest małą zabiedzoną francowatą francą, której byś nigdy do domu nie wpuściła tak z niej łajza. Jak się przestanie ja oglądać przez ogromne z przerażenia oczy to okazuje się być zupełnie niegroźna a wręcz śmieszna. Kopa w d.... i do widzenia. Nie pozwól jej łachać sobą. To Ty jesteś królową dyrektorem arcybiskupem i przewodniczącym siebie. Franca jest żałosnym obślinionym strzępem czegokolwiek. Z nerwicy się wychodzi, NAPRAWDĘ!!! Na nerwicę się nie umiera NAPRAWDĘ!!! Spróbuj zajmować czymś głowę żeby nie dawać myślą płynąc swobodnie. Szybko zauważysz że w takich momentach żadnych objawów nie ma - to jest kolejny dowód na to kto Ci to robi :) Warto o tym pamiętać przy następny6ch *atakach* Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza
Gość jest dobrze

Udało mi się pozbyc z mojego życia nerwicy lękowej, wiem co to znaczy i jaką katorgę przeżywa każdy kto ma z nią do czynienia, a przy tym nie ma nigdzie oparcia, bo nie oszukując się ludzie zdrowi nie rozumieją nas, nie wyobrażają sobie co to znaczy. Sama prosząc o pomoc jej nie uzyskałam, bo wmawiano mi, ze jestem po prostu przewrażliwiona na swoim punkcie albo ze nie dziwne ze mi się tak robi skoro ciągle o tym mysle i sobie wmawiam, co prawdą nie było. No więc ja miałam wielkie szczęscie, bo ją zwalczyłam po roku. Nie będe pisac jak sie u mnie to działo, bo chyba u wsystkich tak samo albo bardzo podobnie. W każdym razie kolejne ataki były coraz mocniejsze, a jak już nawet udało mi sie to troche przezwycięzyc to wracało ze zdwojoną siłą znowu paraliżując moje życie. No więc tak pomogło mi to ze jestem osobą bardzo wierzącą, przez okragły rok modliłam się z płaczem zeby Pan Bóg to ode mnie zabrał, odmawiałam wiele mdlitw do wstawienników i tak przez rok, nerwica jednak nie zniknęła, ale dało się zauważyc wiele pomocy z Jego strony, czasem jak wiedziałąm ze mnie czeka jakas sytuacja w której w sumie byłam pewna ze popadne w panikę po prostu cudownym sposobem omijało mnie to, bywało ze dałam radę i zawsze omijały mnie chwile kóre na prawde mogłyby mnie podłamac, a zawsze jak sie modliłam prosząc o pomoc w tej nerwicy to dostawałam taką dawkę poczucia szczescia, spokoju i pewnosci ze wszystko bedzie dobrze i mimo to ze przeżywałam katusze to byłam na prawde szczesliwa, ale jednak nerwica nie znikła. Długi czas myślałam ze pojade do Częstochowy by się o to pomodlic to moze mnie uzdrowi, tak się złożyo ze nie musiałam długo czekac uzyszłam ze jest wycieczka do Częstochowy zapisąłam się oczywiście wiedziałam ze maja byc jakies mdlitwy i bardzo nie wnikałam co dokładnie tam bedziemy robic. Na miejscu dowiedziałam sie dopiero że pójdziemy na modlitwę o uzdrowienie, bałam się jak usłszałam jak ludzie reagują jak na nich działa Duch Święty ale jak juz weszłam to oblał mnie błogi spokój, poszłam do modlitwy indywidualnej i ludzie z haryzmatami prosili Boga o pomoc w tej nerwicy ( wg to że bardzo chciałam pojechac do Czestochowy i nagle pojawiła sie wycieczka, nie wiedziałam co tam się bedzie dziąło bo jakbym wiedziała pewnie bym nie pojechała tylko ze nie ma sie czego bac tak na marginesie i to nie wygląda mi na przypadek). I tak po tym poszłam do koscioła oczywiscie wczesniej nie miałam odwagi wejsc do srodka bo wiedziałam ze to się nerwica ise odezwie a tamtym razem weszłam oczywiscie z drżeniem ze strachu i poszłam do spowiedzi, potem poszułam spokój i już w środku zostałam od tego momentu nie mam tego problemu nie mam nerwicy lękowej , dlatego polecam wam po prostu powierzyc to Bogu a zobaczycie efekty. Dodam że nie byłam nigdy u żadnego psychologa. Nerwica ta pociągneła tez z a sobą inne jakies durne fobie które takze ku mojemu zdziwieniu pokonuje, gdy zwróce się do Boga, czasami nie wychodziło ale trzeba też samemu uwierzyc. Jeszcze dodam że bardzo pomocne też były np techniki relaksacyjne np z oddechem poczytajcie o tym tylko wiadomo trzeba to troche pocwiczyc zeby działało mi to np nie długo zajęło, pomocny jest też ruch, więc jakiś sport, bieganie czy coś no i przede wszystkim dobre nastawienie i nie zamartwianie się tym w kółko. Życzę powodzenia, mam nadzieję, że komuś sie przydam, jeszcsze raz wszytskiego dobrego :D

Odnośnik do komentarza
Gość Malinkaaa

Dzisiaj dostałam takich bolow kłujących i krążących po lewej stronie, że wystraszyłam się na maksa, zadzwoniłam do prywatnego kardiologa i wcisnął mnie na dziś. Wizyte mam już za soba, dokładnie wypytał mnie o objawy, zmierzył ciśnienie i wykonał echo serca, stwierdził, że wszystko jest wporządku! Jedynie co to serce trochę szybciej bije, nic po za tym. Muszę jeszcze raz się do niego wybrać, bo niedostałam żadnych wyników na kartce ani nic a będą mi potrzebne do lekarza rodzinnego, bo to on mi kazał iść państwowo do kardiologa, tylko termin mam na sierpień, a rodzinny lekarz stwierdził, że mam do niego wcześniej nieprzychodzić jak nie załatwie gastrologa i kardiologa a więc mam to już za sobą, Kardiolog jeszcze zalecił mi próbe wysiłkową. A ja dopytywałam czy to może stan przedzawałowy, a może choroba wieńcowa i tak wkoło, lekarz dodał, że jak próba wysiłkowa także wyjdzie wporządku to niema sensu dalej patrzeć pod kątem kardiologicznym i robić dalsze badania np. holter, ponieważ nie mam takich objawów, A JA WKRECAM SOBIE DALEJ ŻE TO SERCE I COŚ PRZEOCZYŁ! np. teraz kłuje mnie coś lewą pachą i już siedze sztywno... boje sie, że znów złapie mnie ból jak dziś w południe, a może to faktycznie był nerwoból? jestem bezradna i spanikowana, ale wierze, ze kiedys WYJDE Z TEGO! Pozdrawiam was wszystkich!

Odnośnik do komentarza

MALINKO, mi raczej ze strony rodziny, czy w Twoim przypadku mamy, chodziło raczej w pomocy w kwestii psychicznej, pomocy w znalezieniu odpowiedniego psychoterapeuty i wsparcia podczas terapii, a nie empatii podczas bólu, szukania przyczyny dolegliwości w schorzeniu somatycznym i wspólnemu martwieniu się, ja nie oceniam i nie mówię, że to jest złe, czy niewłaściwe, ale raczej nie przywraca racjonalnego myślenia i w tą stronę nie kieruje, a raczej obie się zamartwiacie i podbijacie poczucie niemocy i grozy sytuacji. To raczej nie jest wina Twojej mamy, ale tego jak jej przedstawiasz swoje dolegliwości, czyli ze strony somatycznej, a nie psychicznej, a może powinnaś właśnie powiedzieć jak bardzo się boisz i że ten lęk jest irracjonalny i nie potrafisz nad nim zapanować - bo to, że jest irracjonalny, po wizycie u kardiologa to już chyba wiesz, prawda? Sama się nakręcasz, szukasz, nie wierzysz diagnozie, podważasz opinie lekarza, to jest dość typowe dla zaburzeń lękowych i czas coś z tym zrobić ale na poziomie myśli, bo myśli wywołują emocje, emocje - objawy, a objawy określone zachowanie i reakcje, a to wszystko jest dla nas trudne, ogranicza nas i ponownie wpływa na nasze myślenie, a to wywołujesz jeszcze silniejsze emocje i dotkliwsze objawy somatyczne i tak w kółko, ale kółko się rozkręca, jak lej tornado i na poziomie naszego myślenia coraz mocnej będzie się w naszą podświadomość wgryzało. Nerwica lękowa to zaburzenie sposobu myślenia i właśnie na nasze myślenie musimy wpłynąć, aby to odczarować. Sugerujesz, że panikujesz, bo boli Cię serce, a ja śmiem twierdzić, że jest dokładnie odwrotnie, boli Cię serce bo panikujesz, a panikujesz bo Twoje myśli podsuwają Twojemu ciału różne negatywne scenariusze. Malinko wiara jest bardzo ważna, ale to trochę jednak za mało, tu potrzeba pracy nad sobą na terapii, mądrej terapii u mądrego psychoterapeuty najlepiej z zakresu nurtu poznawczo-behawioralnego. Ja oczywiście mogę się mylić i coś błędnie intepretować, ale to jest jeden z minusów takiego forum, że czasami wyciągamy pochopne wnioski, ale ja to tak widzę. MIRRA witam Cię, dawno nie pisałaś, ja również się uśmiecham jak czytam takie posty jak Twój, szczególnie, że widzę u Ciebie dystans do całej sytuacji w której się znalazłaś, może ten dystans na razie jest pozorny i chwilowy i bywają trudniejsze chwile, ale ważne, wprowadzić pozytywną zmianę, a ona się z czasem rozleje na inne obszary, a budowanie dystansu i patrzenie przez jego pryzmat na pewne sprawy jest bardzo ważne i potrzebne w drodze do realnego i racjonalnego myślenia. Fajnie że jest lepiej, choć jak dobrze zrozumiałam zajawka na serce przeszła, a przyszła na głowę, ale może jak ten obszar przepracujesz i zracjonalizujesz, to pójdzie szybciej, bo masz już pewną wprawę w radzeniu sobie z irracjonalnymi, wyimaginowanymi, spreparowanymi przez nasz dużo mogący mózg, objawami i pseudo schorzeniami. Bóle głowy, mrowienie i drętwienie twarzy bardzo często są na tle permanentnego stresu, jak myślimy o czymś dla nas trudnym, to odruchowo napinamy mięśnie karku, zaciskamy zęby, podnosimy ramiona do głowy, zmniejszając światło tętnic dogłowowych, a słabiej ukrwione pewne rejony głowy mogą wywołać bardzo dotkliwe napięciowe bóle głowy i migreny i inne fajerwerki (np. piski, szumy uszne i zaburzenia widzenia), a w dodatku mogą utrzymywać się przez wiele dni, bo jak się budzimy i znowu nas głowa boli, to zaczynamy się stresować, coś sobie wkręcać i podtrzymujemy stresor i tym samym ból głowy, proste, a jakie trudne :-) Pamiętaj, to na czym się skupiamy, to urasta. IGNAC cytat *nie wiem czy JASMA prawdę pisze...* ja sobie wypraszam, że ja niby nieprawdę piszę, widać jestem bardziej spostrzegawcza od Ciebie ;-D Spokojnej nocy

Odnośnik do komentarza

MALINKAAA wiem, że zabrzmi to banalnie, ale rozumiem Cię doskonale. Napisze to jeszcze raz bo wiem w jakim stanie jesteś i jaki to trudny ale i kluczowy moment. Poczytaj, postaram się skracać i nie nudzić Moja *przygoda* z nerwicą zaczęła się mniej więcej 8 lat temu. Pewnie zaczęła się znacznie znacznie wcześniej, ale trudno jest liczyć lata od niewiadomej, więc liczę je od pierwszego epizodu nerwicowego. Moje serducho zwariowało, waliło jak głupie a ja jechałem do domu. Przejeżdżając koło szpitala byłem o krok od skręcenia na izbę przyjęć, ale strach przed szpitalem mnie powstrzymywał. Tak się zaczęło. Potem były różne etapy - umieranie na zawał - autentyczne i przerażające, tyle że nieprawdziwe bo nie umierałem; napady panicznego lęku; czekanie na ten lęk i strach, że zaraz się znów zacznie; duszności; bóle w klatce; zawroty głowy; szumy i piski w głowie i wiele wiele innych objawów. W pierwszej kolejności było bieganie po lekarzach, głownie do kardiologa i badania które wychodziły prawidłowo. Zasłabnięcia, kołatania serca, panika, strach i tak w kółko. W końcu trafiłem do lekarza pierwszego kontaktu, który już po pierwszych słowach stwierdził, że mam nerwicę i powinienem zacząć brać leki bo po nich świat będzie kolorowy i wspaniały (rozstrzelać babę i pozbawić prawa do wykonywania zawodu). Byłem gotów na wszystko, miałem dość. Pomimo, że byłem wcześniej przeciwnikiem leków, wręcz nabijałem się z osób je biorących i byłem silny psychicznie, tak mi to wszystko dopiekło, że prosto z przychodni pobiegłem do apteki, kupiłem i już w drzwiach, nie popijając, wziąłem pierwszą tabletkę. Dotarłem do pracy, usiadłem - cały czas wsłuchując się w siebie, żeby sprawdzić jak te opluwane psychotropy na mnie podziałają. Czułem się coraz lepiej, z minuty na minutę z godziny na godzinę - po tej pierwszej tabletce. I wtedy obudził się zdrowy rozsądek i przyszła pierwsza refleksja. SSRI zaczynają działać po ok. 2 tygodniach, już wtedy to wiedziałem, z resztą p. doktor wyraźnie to powiedziała. Ja po pierwszej tabletce byłem uzdrowiony - bzdura. To był pierwszy moment, w którym mój rozsądek zrozumiał, że to jest nerwica a nie jakakolwiek choroba somatyczna. Skoro głowa wyprodukowała uleczenie pierwszą tabletka to same objawy tym bardziej mogła wyprodukować. Rozsądek, ale nie ja. Bo w ilu sytuacjach kierujemy się zdrowym rozsądkiem? Zapisałem się do psychologa, takiego pierwszego z brzegu. Po pierwszych 4 spotkaniach stwierdził, że nie ma na mnie pomysłu i zapytał czy byłem u psychiatry i jak on zdiagnozował moją przypadłość. Depresja, nerwica? A ja nie byłem u psychiatry. Mój stan po kilku dniach euforii wrócił do wcześniejszego stanu. Zacząłem w końcu brać lek, tym razem czekając na jego efekty. Obiecałem nie zanudzać, więc pominę kolejne prawie cztery lata krótkim podsumowaniem. Terapia u kolejnego terapeuty, 8 spotkań, poczułem się wyleczony, odstawiłem leki, trzy tygodnie objawów odstawiennych, pół roku przerwy i nawrót nerwicy, kolejna terapia która potwierdziła że te wcześniejsze 8 spotkań było bzdurą nie mogącą nic zmienić, doprowadzony do ściany zacząłem kolejny lek, odstawiłem, potem trzeci. W tym czasie, pomimo, że mój rozsądek wyraźnie wskazywał na nerwicę, ja nie wierzyłem. Biegałem po lekarzach, robiłem kolejne badania i wszystko wychodziło poprawnie. Wbrew rozsądkowi i wynikom stwierdzałem, że coś przeoczyli, wiec próbowałem znów. Był okres kiedy EKG robiłem po kilka razy w tygodniu, nieustannie mierzyłem ciśnienie i szukałem chorób, bo lekarze się nie znają i coś na pewno przeoczyli; echo serca robiłem 3x w roku. W tym czasie odpuściłem sobie mocno pracę, w domu byłem skupiony na sobie i moich objawach, bliscy mięli dość moich narzekań, bo przecież wyniki były poprawne i coś sobie ubzdurałem, a ja byłem na nich wściekły bo cierpiałem a oni mnie nie rozumieli. Przecież ja byłem poważnie chory, tylko lekarze nie stwierdzili jeszcze na co i zamiast mi pomóc szukać choroby i roztkliwiać się nade mną oni patrzyli jak na upierdliwą muchę. W chwilach przebłysków rozsądku szukałem specjalistów od nerwicy, w pozostałych szukałem chorób, objawów, biegałem po lekarzach i cierpiałem, bardzo rozżalony - dla czego ja, dla czego nikt mi nie chce pomóc, dla czego nikt mnie nie rozumie. Na szczęście cały cas miałem świadomość tego, że nie mogę dłużej trwać w takim stanie. Znalazłem terapeutkę, ale tym razem dokładnie sprawdziłem kto to, przedstawiła mi swoje warunki, ja je zaakceptowałem i zacząłem terapię, tym razem z prawdziwego zdarzenia. To jest kolejna data od której liczę swój okres walki z nerwicą, bo to co było wcześniej, uważam za czas stracony, zmarnowany. 5 lat przeleciało mi koło nosa. Po pół roku odstawiłem leki, po prawie roku przestałem się buntować na to co mi pokazywała terapeutka w moim życiu, jako powody, przyczyny oraz źródła mojego stanu oraz alternatywy trwania w nim lub wyjścia z niego. Ponieważ nie uprawiała prowadzenia za rączkę i dawania gotowych recept, sam musiałem wyciągać wnioski, myśleć i decydować. Ciągle jeszcze buntowałem się, znajdowałem wszelkiej maści wykręty i usprawiedliwienia; ale na szczęście powoli szedłem do przodu. Żeby lepiej zrozumieć co się ze mną dzieje i o czym mówi do mnie terapeutka, zacząłem pogłębiać swoja wiedzę, co było o tyle łatwiejsze że miałem solidne podstawy psychologiczne, choć w brew pozorom czasem była to większa przeszkoda niż pomoc. Było coraz lepiej, aż nadszedł poważny kryzys. Trwał około 3-4 miesięcy w trakcie których łaziłem po ścianach prawie nieprzerwanie, bo praktycznie skończyły się ataki paniki, ale przerodziły się w stan potwornego zdenerwowania i niepokoju który potrafił mnie trzymać nawet i ponad tydzień. W trakcie kolejnej eskalacji, kiedy znów moje myśli krążyły wokół jedynego pytania - gdzie znajdę kogoś kto mnie wyciągnie z tego stanu przyszło olśnienie. Żeby podkreślić jak silna była to paranoja na temat kogoś, kto mi w końcu pomoże mogę tylko wymienić gdzie szukałem *ratunku*. W tym czasie zaliczyłem 2 psychiatrów, pomimo ze moja pani doktor, która mnie prowadziła od początku, jest genialnym lekarzem, tybetańskiego zielarza, bioenergoterapeutę, kilka *wspaniałych * ziół z rożnych stron świata, księdza, super kardiologa oraz niezliczone super sposoby z internetu, z których na szczęście nie skorzystałem. Były także wcale nie rzadkie chwile, w których pomimo zaawansowania terapii, wiedzy i doświadczenia, wracałem do pomysłów z niezdiagnozowana chorobą. Do leków także nie chciałem wracać, ale kilka razy wspomogłem się lekami doraźnymi, aż raz doprowadziłem się takim koktajlem do takiego dygotu, że nie mogłem się uspokoić i byłem tak pobudzony (po lekach na uspokojenie - celowo nie wymieniam jakich) że pewnie jak bym wziął niewielki rozbieg, to wszedł bym po ścianie na pałac kultury. Wracam do olśnienia - zobaczyłem siebie dzwoniącego do kolejnego psychiatry, siedzącego u bioenergoterapeuty itd. i wszystko to z zerowym efektem. Pierwsza myśl była taka że nie potrafią mi pomóc, bo to niewłaściwe albo nieudolne osoby. Ale natychmiast przyszła refleksja - to nie prawda, przecież starannie dobierałem te osoby, to już nie były przypadkowe wizyty na chybił trafił, oni na prawdę chcą mi pomóc i się starają. Problem polega na tym, że nie są mną i nie mogą mi poprzestawiać w głowie, zabrać błędów, zmienić podejścia, posprzątać życia, oduczyć nawyków. To wszystko mogę zrobić tylko ja sam. Oni natomiast są fachowcami i mogą mi w tym doradzać, dając to co wiedzą najlepiej. Oczywiście nie wszyscy. Przestałem biegać do bioenergoterapeuty, zrezygnowałem z dodatkowych lekarzy i zacząłem czerpać i zastanawiać się. Tybetańczyk świetnie doradzał dietę i podejście do codziennych spraw, psychiatra pilnowała żebym nie wrócił do leków i konsultowałem z nią swoje pomysły i wiadomości, podobnie z terapeutka która wskazywała niezauważone, przypominała o pewnych rzeczach z przeszłości, doradzała sposoby pracy nad pewnymi sprawami, pokazywała realia itd. Okres kryzysu powoli się wyciszał, już nie chodziłem po ścianach, już nie goniłem za własnym ogonkiem szukając pomocy na prawo i lewo, już ją miałem w sobie samym. I tu przyszła kolejna data, trzecia. Czerwiec ubiegłego roku. W tym to miesiącu stwierdziłem, że nie mam już żadnych objawów i to nie przez kilka dni, ale wcale. Że znakomicie sobie radzę z goniącymi mnie myślami, które wcześniej kończyły się atakiem. Że wszelkie strzyknięcia i pyknięcia, nie wywołują u mnie już żadnej reakcji nerwicowej. Z terapeutka ustaliłem spotkania raz w miesiącu, fajnie nam się gadało w trakcie tych spotkań i coraz mniej dotyczyły one terapii. Ponieważ moja terapeutka jest osobą bardzo doświadczoną to sobie podyskutowaliśmy wielokrotnie o różnych rzeczach które przeczytałem w fantastycznych książkach lub artykułach na temat nerwicy i pokrewnych. Kiedyś wcześniej zasugerowała mi, że to znów moja decyzja, kiedy skończyć terapię. I w końcu tak się stało. Pomimo fantastycznych rozmów, stwierdziłem że muszę się puścić, nawet tej odrobiny poręczy, którą pewnie gdzieś tam zachowuje jako pozostałość braku wiary w to że się skończyło i powiedziałem jej ze to było ostatnie spotkanie. Tak wyglądała moja historia nerwicowa w uproszczeniu i skrócie - po co to napisałem, ano po to żeby pokazać kluczowe punkty a przy okazji udowodnić że nie są to jakieś dente teorie, tylko kawał doświadczenia. Nerwica nauczyła mnie wielu rzeczy, ale dwie najważniejsze (chyba) to: - kieruje ją do Ciebie w twoim obecnym stanie, bardzo chyba podobnym do tego w którym się znalazłem podczas ostatniego kryzysu - tylko my sami możemy sobie pomóc. Wszystko inne i wszyscy inni mogą nam dostarczyć wiedzy narzędzi, wsparcia. Główną robotę musimy (musimy a nie możemy) odpracować (nie odwalić) sami. - druga, już może nie tak związana z tym co się obecnie z Tobą dzieje, ale bardzo pomocna w wychodzeniu z nerwicy oraz w codziennym życiu - zmienić możemy wyłącznie siebie i nikogo innego. Dopiero nasza zmiana/nasze zachowanie mogą wpłynąć na innych. I wpływają w niesamowity sposób, bardziej skuteczny od innych prób zmiany. Jeżeli chodzi o samą nerwicę to do powyższych *nauk* dochodzi jeszcze kilka drobniejszych prawd, stanowiących niezbędnik wychodzącego z nerwicy, taki nóż i widelec, podróżny komplet do szycia i suchy prowiant na drogę :) , a mianowicie - albo praca i wyjście albo objawy, trzeciej alternatywy nie ma; uczciwość wobec samego siebie bo wykręty nie służą niczemu i do nikąd nie prowadzą i nie ma drogi na skróty ani cudownej złotej pigułki, to jest pobożne życzenie i właśnie oszukiwanie samego siebie. Jedyny skrót to taki jak ten post i wiele innych, pokazujących które ścieżki są ślepe i na które szkoda czasu - skrót pozwalający uniknąć testowania błędów na sobie. Innych skrótów nie ma i już. JASMA oj tam oj tam :D. Że niby gniewasz się na mnie a przecież wszyscy doskonale wiedzą, że na mnie nie można się gniewać. Prawda?? Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza
Gość Malinkaaa

IGNAC, JASMA przeczytałam wasze posty bardzo dokładnie, oczywiście bardzo dziękuję za odpowiedź. Kurcze, jest to głupie bo właśnie w tym momencie zaczynam.. ale czy pan kardiolog po echo serca mógł coś przeoczyć? niezauważyć? a może faktycznie coś z tym sercem będzie tylko takie badanie jak echo serca tego nie wykrywa.. dodam, że wnioskuję, iż był to dobry kardiolog, dokładnie słuchał itd. I tą próbę wysiłkową wykonam dla pewności, ponieważ według niego jeżeli wyjdzie wporządku to na 99procent nic nie ma z sercem. Ale czytałam, że niektórzy mają założony np. holter na 24, pytałam pana doktora o to, stwierdził, że niema potrzeby bo ja niemam takich objawów. Chciałabym w to wszystko uwierzyć ale ciężko, fakt. Dzisiaj obudziłam się, było wporządku, leże chwilę i zaczęłam myśleć o tym wszystkim.. wystarczyła minuta i lewa strona obok serca tak już została taka obolała.. do tego delikatne kłucie. I znów panika, bo może pan doktor coś przeoczył, niezauważył.. Ale wole to trzymać w sobie, bo jak w domu powiem coś na głos to tylko usłysze iż mam z głową, bo przecież wczoraj miałam badania. MIŁEGO ORAZ ZDROWEGO DNIA ŻYCZE! :)

Odnośnik do komentarza

MagdaAco powiesz mi, czy płaciłaś za te wymazy i ile? Ja sama kilka razy się zastanawiałam, czy ja nie mam tego candida, bo ciągle mnie jakas grzybica atakuje gardla, dróg moczowych i ciągle chora:( Czy mogę w labolatorium zrobic wymaz z gardla bez skierowania?

Odnośnik do komentarza

*silne dusznosci, kołatanie serca,dreszcze oraz drżenie mięsi,ból żołądka,pieczenie, ściski i silny ból w klatce,i w dołku.bóle i zawroty głowy,mam uczucie jakbym żyła w innej rzeczwistości.Mam zimne dłonie i stopy oraz strasznie mi się pocą aż są mokre.nie moge się skupić bo ciągle jakis ból mi przypomina o sobie.teraz jest mi duszno i gorąco.oraz ten silny lęk i niepokoj jakby jakis prąd mnie przeszywał.naprzemian duszno i zaraz zimno musze ubierac na siebie cieple polary w nocy szlafrok ,nie moge spac nie dasje mi zasnac wyzwalajacy sie lek. serce wariuje i co dalej,,,zamkniete kolo. Pozdrawiam i milo Was [pooznac

Odnośnik do komentarza

MIRELA witaj, nie jesteś sama, zapewniam, że wielu z nas jest z Tobą. Nakręcasz się i już wiesz, że noc będzie słaba, a później samospełniająca się przepowiednia dokonuje się, właśnie tak karmimy swoje lęki, to my sami sobie takie noce, poranki i całe dnie fundujemy. Ale to nie czas i pora na takie wywody. Przewietrz sobie mieszkanie, posłuchaj miłej muzyki, poczuj siebie tu i teraz i pomyśl sobie, to stres, to nerwy, to moje myśli, to ja sama i moja wyobraźnia i nie ja sama takie lęki przeżywam, pomimo że takie realne, to jednak wyimaginowane ich podstawy. Możesz coś ziołowego sobie wziąć, może melisę zaparzyć, albo szklankę mleka wypić (na mnie dobrze działa). Dobrej nocy, rano będzie lepiej, a jutro zafunduj sobie długi spacer. Pozdrawiam i nos do góry :-)))

Odnośnik do komentarza
Gość Malinkaaa

MIRALA, uwierz nie jesteś z tym sama, takich jak ja czy Ty jest o wiele, dużo o wiele więcej.. Ja także wczorajszy wieczór miałam zły. Cały dzień dało się przeżyć, delikatnie mnie czasem zakuło ale wieczorem przy oddechu kłuło strasznie serce. Ale próbowałam niepanikować, uspokoić się. Niestety uwzieło się to mnie i bałam się oddychać, że to mnie zakłuje. W nocy także przebudził mnie ból po lewej stronie, raz w żebrach, raz nad sercem i tak sobie krążył, polezałam godzinę i znów czułam że zaczynam panikować, dreszcze i duszności i lęk że zaraz dostane co? ZAWAŁ. Paranoja.. MIŁEJ NIEDZIELI ;)

Odnośnik do komentarza

Dlaczego tak trudno wytłumaczyć sobie ze jak coś boli to nie musi być od razu nowotwór.Ciągły lęk odbiera wiarę ze może być lepiej a lata walki powodują niechęć do brania leków.Źle samopoczucie ciągłe bóle badania powodują ze znajomi i lekarze mają mnie za hipochondryka.A ja bym chciała normalnie zyc.Jestem zła na siebie ale nie potrafię sobie pomóc.Ile człowiek jest w stanie znieść?aa najgorzej dla mnie jest siedzieć domu.

Odnośnik do komentarza

Cześć Wszystkim. Przeczytałam ten post IGNACA i tak jakbym czytała o sobie.... Dwa tygodnie temu odstawiłam wszystkie leki, oprócz tych na szybkie tętno. Przeprowadzono mi też wszelkie badania i nic nie wykazały. Byłam tydzień temu u kardiologa (znów innego) i ten zaproponował mi spotkanie z neurologiem, ale jej znajomym za 200,-zł. Ja jestem uczulona na takie propozycje i powiedziałam, że to dla mnie za drogo i mogę pójść do innego neurologa, a pani odpowiedziała, że albo zależy mi na zdrowiu, ale nie i wybór należy do mnie. Ja mam jakieś zmiany w kręgach szyjnych, ale nie zagrażają życiu. Poza tym na jednej wizycie u takiego neurologa nie skończy się. Zleci kolejne badania i od prywatnego, to będą prawdopodobnie płatne i później kolejna wizyta i tak popadnę w jeszcze większe szaleństwo! Zaproponowałam tej kardiolog, że skoro, to jej znajomy i dobry neurolog, a jest ordynatorem szpitala, to ja chętnie położę się do tego szpitala w celach diagnostycznych, jak jest to konieczne, a ja nie mam tyle pieniędzy. Pani zaniemówiła i po chwili powtórzyła, że moje zdrowie zależy od moich decyzji i zakończyła wizytę ze mną... Jestem 2 tygodnie po odstawieniu leków i od wczoraj jest do d...y. Ja myślę, że moje pogorszenie samopoczucia ma związek z tym, co IGNAC napisał. Zachowanie lekarki i odstawienie leków i w jakimś sensie pozostanie bez pomocy lekarza sprawiło, że jest gorzej. Do tego mój mąż był przez dłuższy czas na zwolnieniu lekarskim i ta jego obecność była dla mnie oparciem, a teraz on chodzi do pracy i ja jestem sama, więc panikuję. Niby wiem, co powinnam myśleć i robić, ale jakoś sobie z tym nie radzę. Pomóżcie mi. Proszę....

Odnośnik do komentarza
Gość Malinkaaa

MONIKAS, doskonale Cie rozumie. Mnie w domu już słuchać niechcą, że badania wporządku a mi wiecznie coś jest. Czasem tracę wiare, że będzie jak kiedyś... Chciałabym wstać jutro i żyć normalnie *zdrowo* ale niestety jest jak jest. Akurat dzisiaj o dziwo mam lepszy niż pozostałe ostatnie, niedokuczają mi tak bóle.. a może dlatego że już trzeci dzień pięknie słońce świeci od rana? Odrazu inaczej się żyje. Oooo tylko zaczełam o tym pisać i szczegółowo się skupiać to już mnie zakuło, lekko ale zakuło. Ahhh musimy dać radę! Chciałam zapytać czy ktoś z Was stosował magnez z wit. b6? Macie jakiś do polecenia z apteki? Bo ja kupiłam takie musujące tabletki w supermarkecie.. i chyba nie o to chodzi. POZDRAWIAM!

Odnośnik do komentarza

MALINKAAA Ja mogę Ci polecić ASPARAGINIAN EXTRA. To jest magnez z potasem w tabletkach, które łatwo się połyka. Jest tam wystarczająca ilość magnezu i wystarczająca potasu. Tabletki łyka się rano i wieczorem i jest dobrze. To jako uzupełnienie diety i trzeba łykać to długo, ale pomaga i kosztuje ok. 11,-zł za 50 sztuk.Ten musujący magnez z wit.b6 ja też piłam, ale ten jest wygodniejszy i bogatszy o potas równie potrzebny. Powodzenia.

Odnośnik do komentarza

Ja cały czas biorę magnez z B6 ale nie ma to większego znaczenia.Czasami czuje się dobrze kilka dni.lub miesięcy dopóki coś mnie nie zaboli i koszmar zaczyna się od początku.Nie ma dla mnie innych chorób jak nowotwory.Nie mam jeszcze choroby a czuję się jakbym już ją miała.

Odnośnik do komentarza

Izabela76 dziękuje za wsparcie. Ja już nie chcę zadręczać rodziny swoimi problemami, dlatego zdecydowałam się odezwać na forum. Nie wiem ile czasu potrzeba jeszcze abym sobie odpuściła choć tak bardzo bym chciała. Kiedy jestem w pracy nic mnie boli, nie myślę o chorobach ale gdy wracam do domu zaczyna się. Każde wakacje, ferie to dla mnie najgorszy okres. Wszystkie dolegliwości , choroby nie potwierdzone w badaniach a jednak szukam dalej. Niewielkie odchylenia w wynikach badań, temperatura 37 to dla mnie już powód do niepokoju. Umiem pomagać wszystkim tylko nie sobie. A najgorsze są ranki, lęk, drżenia, poty i ciągła myśl- jestem chora, umrę, zostawię dziecko, czy będę w stanie z tym wszystkim sobie poradzić? Dlaczego to taka choroba na którą nie ma cudownych leków, raz jest lepiej raz gorzej.

Odnośnik do komentarza

MONIKAS :-) Jest bardzo dużo różnica między strachem a lękiem. Strach przede wszystkim racjonalny. Bywa mobilizujący, a lęk jest irracjonalny. Prowadzi to wymysłów, nerwicy, szaleństwa... Ja opisywałam swoje lęki. Rozkładałam je na czynniki pierwsze i opisywałam. Już jak piszesz widzisz ich niedorzeczność. Mi pisanie pomogło, może i Ty spróbuj, tylko trzeba być szczerym do bólu...Poza tym pisanie o swoich emocjach zwalnia w dużym stopniu z zadręczanie otoczenia...

Odnośnik do komentarza

MONIKAS jeżeli będziesz się tylko zastanawiać to nic się nie zmieni. Nerwica to przede wszystkim nie choroba, to jest protest organizmu przeciwko czemuś, co w Twoim życiu jest nieakceptowalne dla organizmu. Cudownym lekiem jest poradzenie sobie z tym problemem, ale żeby to zrobić trzeba wziąć się do pracy nad sobą, odkryć przyczyny i zmienić to przeciw czemu Twój organizm się buntuje, sygnalizując to tak, że bardziej nie można. Znajdź dobrego terapeutę i spróbuj. Po Twoich objawach można sadzić, że źródło nerwicy tkwi gdzieś w sytuacji domowej, skoro to ona Cię tak rozstraja a w pracy jest zupełny spokój. Pisałem na tym forum wielokrotnie co i jak; ostatnio zmusiłem się do przedstawienia tego ponownie. Cofnij się o kilka stron, poczytaj posty i bierz się do roboty. Chyba że w sumie pasuje Ci tkwienie w takim stanie i tylko szukasz towarzyszy niedoli. Ja wiem, że marzy Ci się cudowna pigułka - łykasz i po sprawie. Jeżeli rozejrzysz się wokoło to taka pigułka nie istnieje w żadnej dziedzinie. Oczywiście jest cała masa oszustów, którzy zaoferują Ci taką pigułkę, potem jeszcze raz i jeszcze raz - aż zmądrzejesz. Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza
Gość Malinkaaa

Wczoraj dzwoniłam do tego mojego prywatnego kardiologa, że przyjdę dziś do niego po jakieś wyniki badań cokolwiek bo jest mi to potrzebne do mojego piediatry, na co on stwierdził, że NIEMA ŻADNYCH WYNIKÓW bo on sie umówił ze mną, że jak wykonam test wysiłkowy to mam do niego przyjść i wtedy dopiero... zrobimy echo serca. No to ja wpadłam w furie, i mówię mu że wyraźnie mi mówił, że jest wszystko wporządku, dla swojego spokoju mam wykonać test wysiłkowy i gdy wyjdzie pozytywnie to mam zgłosić się do psychoterapeuty bo sprawy kardiologiczne będą zamknięte. I że sam powiedział, że kolejna wizyta będzie niepotrzebna! No i sie nie dogadaliśmy. Pytam go co to ja miałam robione za badanie?! Powiedział, że wstępne echo serca, było to usg serca ale nie echo serca, że dopiero na kolejnej wizycie. No i 150zł poszło w sumie gdzieś, bo echa serca niemam dalej, nic konkretnego niewiem ani żadnych wyników. Chciałam zapytać bo niedawno ktoś na tym albo innym forum wspomniał, że echo serca da się wykonać bez wizyty u kardiologa, w przychodni specjalistycznej w swoim mieście, że tylko płaci się za echo serca, dostaję wynik z opisem i tyle. Coś ktoś wie czy tak faktycznie jest? Chyba wybiore sie dziś do swojej przychodni specjalistycznej i zerkne na prywatne badania czy u mnie to jest, bo muszę mieć to badanie wykonane, tak sobie wkręciłam do głowy, niestety.. No a na tego kardiologa jestem taka wsciekła bo wyszłam pełna pozytywu z jego gabinetu, przecież wiem co mi mówił! Że tak wszystko okej, tylko test to potwierdzi i na następna wizyte mam się nie umawiać a tu zmiana zdania całkowita... A kolejny raz do niego nie pójdę bo wizyta 120zł a echo kolejne 120zł.. POZDRAWIAM WAS :)

Odnośnik do komentarza

MALINKAAA ja robiłem 2x echo bez skierowania. Tylko coś dziwnego opowiada ten kardiolog, wprawdzie nie jestem lekarzem ale echo serca to jest właśnie USG serca - jedno i to samo badanie. Właśnie pomyślałem i sprawdziłem u wujka googla - dokładnie USG Serca to jest echo serca. Być może szkoda wydawać kasę, pewnie Ci zrobił echo serca tylko nie wydrukował żadnych obrazów i nie napisał na bieżąco opisu. Normalnie lekarz robi badanie, i na jego podstawie sam sporządza opis z tego co widzi. Jeżeli tego nie zrobił, bo uznał że robi to badanie na własne potrzeby, to teraz z głowy go nie odtworzy, ale przecież powiedział Ci ze wszystko jest w porządku, także kolejne echo potwierdzi to samo tyle że na piśmie. Naprawdę szkoda kasy, lepiej za te same pieniądze umów się na spotkanie do jakiegoś sprawdzonego psychoterapeuty Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×