Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

Moja przygoda zaczęła się miesiąc temu. Zaczęło się uciskiem w klatce piersiowej. Potrafiłam chodzić z tą *cegłą* cały dzień. Następnie przeżyłam koszmar. Uderzenie gorąca, nogi zrobiły mi się jak z waty i poczułam, że zaraz zemdleję. Najgorsze było to, że bałam się, że nikt mi nie pomoże. PO głowie *zaczęły mi chodzić mrówki*. Następnego dnia nie mogłam nic jeść. Nie mogłam patrzeć na jedzenie. Co chwilę biegałam do toalety-biegunka. Pojechałam na pogotowie, mówiąc, że mam duszności. Pani doktor gdy mnie zobaczyła skomentowała: ale chyba nie masz bo nie wyglada. Obecnie przebywam w Niemczech. Nie mogę iść do lekarza bo nie mam ubezpieczenia. Rzuciłam wszystko w Polsce dla mojego chłopaka, żeby z nim tu być. Życie miało być piękne a zamieniło się w koszmar. Codziennie mam inne objawy, bolała mnie już trzustka, nerki, serce, głowa. Mam ciągle ten cholerny ucisk w klatce piersiowej. Codziennie doszukuję się innej choroby, szukam objawów. Boję się raka. Tak strasznie się boję, że umrę. U mnie w rodzinie nowotwory są popularne. Nie mogę iść do lekarza. Nakrecam się do tego stopnia, że nie mo0gę normalnie funkcjonować. Nic mnie nie cieszy, ciągle płaczę, nie mam ochoty wstawać z łóżka. Mam dopiero 25 lat a czuję się już zmęczona życiem. Na dodatek dziwnie widzę. Nie potrafię tego okreslić, jakby mroczki, jakby w tunelu, za szybą. Mój chlopak nie moze juz mnie sluchac. jestem z tym wszystkim sama :(

Odnośnik do komentarza

Droga Pani Bezradna33, Czy korzystała Pani z porady lekarza psychiatry, albo psychologa - psychoterapeuty? Może warto skorzystać z pomocy osób, które zawodowo zajmują się rozwiązywaniem podobnych problemów? Nie warto izolować się od innych ludzi. Nie dobrze jest też siedzieć w zamknięciu - w domu lub tylko w szkole. Dobrze będzie wprowadzić do swojego życia trochę ruchu i umiarkowanego wysiłku fizycznego. Najbezpieczniejsze są spacery. Poza wszystkim innym, regularnie powtarzane marsze lub intensywne spacery poprawiają nastrój i sprawiają, że świat staje się ciekawszy. Potem okaże się, że ciekawość świata przezwycięży lęk przed czymś strasznym co świat może nam przynieść i wtedy ... wychodzimy z domu i patrzymy, jaki świat jest piękny i ciekawy.

Odnośnik do komentarza

Witam wszystkich :-) ISELOR bardzo możliwe, że pierwszy atak bólowy mógł być spowodowany przetrenowaniem, nerwobólem, więc ból mógł być realny i mógł mieć podłoże somatyczne (choć już raczej się nie dowiesz jakie tak dokładne i nie ma to żadnego znaczenia), ale ten ból tak, jak napisałeś wywołał panikę i silny lęk i zareagowałeś bardzo emocjonalnie, a ta reakcje wywołała objawy w postaci tachykardii i wysokiego ciśnienia - tak mogło być, choć to są tylko moje pomysły. Są pewne schematy, zgodnie z którymi w sytuacjach zagrożenia działamy (realnego lub wyimaginowanego, nasz mózg tego nie odróżnia, dostaje sygnał i uruchamia całą lawinę reakcji) i choć każdy jest inny to pewne mechanizmy dzieją się podobnie i zgodnie z powyższym, w pewnym uproszczeniu: - zaczęło Cię boleć, nie bardzo się tym przejąłeś, jakoś zracjonalizowałeś, ale w głowie jakiś niepokój pozostał - później ból powrócił - zacząłeś myśleć co jest?, dlaczego boli?, to pewnie serce?, coś się bardzo złego dzieje! - do tego dołączyły się bardzo silne emocje i lęk - wystąpiły objawy somatyczne: później tachykardia, wysokie ciśnienie i wzmocnienie objawów bólowych - zacząłeś czytać w internecie i zadzwoniłeś po karetkę Czyli było jakieś zdarzenie, to wywołało destruktywne, nakręcające myśli, one wywołały silne reakcje emocjonalne, na te emocje organizm zareagował somatycznie, ferując trudne objawy, a te spowodowały pewne zachowanie i reakcje, a to następnie wpłynęło na nasze myślenie i tak w kółko, to się później rozciągnęło w czasie, ale jak sądzę schemat cały czas działał, lęk nakręcał i coraz bardziej mniej racjonalnie postrzegałeś swoje objawy, a myśli lękowe, choć może czasami lekko stłumione, zepchnięte, tliły się podskórnie, co jakiś czas wyłażąc. To jest takie błędne koło, które trzeba zatrzymać i odczarować na poziomie myśłi i to świetnie robi terapia poznawczo-behawioralna. ISELOR (nick prawie jak z władcy pierścieni ;-)) nawet jeśli wyniki badań, na które czekasz nie wyjdą super, to nie zmienia faktu, że dystans i racjonalne myślenie w każdym schorzeniu pomaga i umożliwia zdrową i konstruktywną mobilizację do działania, a irracjonalny lęk zawsze, zawsze pogrąża, a pozytywne, a co najmniej racjonalne psychiczne podejście do leczenia jest bardzo ważne i do tego potrzebna jest Ci psychoterapia, najlepiej p-b. MAGDAACO, piszesz, że nie wiesz, od czego się wszystko zaczęło, ale pewnie było jakieś zdarzenie, które od razu albo później wywołało jakieś myśli i dalej poszło, najpierw rozwijało się subtelnie, gdzieś tam siedziało, tkwiło, dochodziły koleje elementy układanki i coś spowodowało eskalację i np. panikę. To myśli nasze i cały łańcuszek następstw i wzajemnie powiązanych ze sobą elementów wpędza nas w takie bagno, to my sami, nasz wyobraźnia i brak wewnętrznych, psychicznych mechanizmów obrony przed irracjonalnym myśleniem, to wszystko nam funduje. Na zaburzenia lękowe pracujemy bardzo długo, choć długo sobie tego nie uświadamiamy, bo daje się z tym żyć, później dochodzi do wzrostu poziomu lęku i to zaczyna nas martwić, ale żeby z tym się uporać na stałe, należy dotrzeć do początku, przeanalizować, przepracować, zmienić schematy myślenia, zracjonalizować wiele spraw, niejako odkręcić, a to wszystko wpłynie na nasz sposób myślenia - ciężko to zrobić samemu, potrzebny jest dobry psychoterapeuta i duże nasze zaangażowanie w terapię, a później doskonalenie nabytych umiejętności, ale trzeba dać sobie na to czas. Jesteś zdrowa na umyśle, ale lęk to straszne uczucie i za wszelką cenę trzeba się z nim rozprawić od środka bo on tam właśnie siedzi, a objawy to tylko jego przydupasy. BEZRADNA I GOSIACZEK, właściwie to co napisałam powyżej, w mniejszym lub większym stopniu może Was dotyczyć. Zaburzenia lękowe mają jakiś początek, coś w nas lub naszym otoczeniu wpływa na ich rozwój i eskalację, co z czasem bardzo obniża jakość życia, a nawet je mocno ogranicza, a nas spychając w ciemność. Po dokonaniu wstępnej diagnostyki (w zakresie o jakom pisze IGNAC), zainwestować w dobrego psychologa i rozpocząć walkę o spokojne przyszłe życie :-)) Nerwica lękowa to choroba myśli. EDIK :-) dlaczego nie potrafisz się cieszyć, już Ci mówię, bo tak jesteśmy wychowani, nie zapeszać, nie cieszyć się na zapas, lepiej postrzegać pesymistycznie, bo w razie czego się nie rozczarujemy, a jak będzie dobrze to będziemy miło zaskoczeni i jak w stabilnej sytuacji życiowej, to po prostu jesteśmy ostrożni i bardzo zachowawczy w poczuciu radości i szczęścia, co też fajne nie jest, ale wielkiej krzywdy nie robi, ale w sytuacji kryzysowej jakiegoś psychicznego dołka, to takie podejście czkawką się odbija i mocno nas dobija, podejście zachowawcze do życia zmienia się w podejście mega negatywne, destruktywne i z tak mocno wpisanym podejściem ciężko walczyć i z dnia na dzień się nic nie dzieje. To o czym napisałam to jeden z błędów poznawczych - czarnowidzctwo, jest ich więcej: - CZARNOWIDZCTWO CZY TEŻ BŁĄD JASNOWIDZA, boimy się cieszyć, bo na pewno będzie żle, przewidujemy przyszłość, snujemy czarne wizje, , na pewno się nie uda, czuję że będzie żle... - WYOLBRZYMIANIE NEGATYWÓW, skłonność do robienia z igły widły, to jest straszne, okropne, nie daję rady, już nie wytrzymam, to co się stało to już koniec, nie będzie już dobrze... - MYŚLENIE CZARNO-BIAŁE, coś jest dobre albo złe, ładne albo brzydkie, czuję się trochę gorzej - czyli jest źle, nieuwzględnianie tego że nie jesteśmy doskonali i ze życie ma różne odcienie i pomimo tego nadal może być wartościowe... - CZYTANIE W MYŚLACH, on tego nie powiedział, ale na pewno miał na myśli, jakość tak dziwnie patrzył, pewnie nie chciał mnie zmartwić, na pewno jest źle, tylko to przede mną ukrywają... WALCZMY Z NIMI TO SĄ BŁEDY, KTÓRE NABYLIŚMY, WIELE LUDZI MA JE WPOJONE, ALE DLA NAS SZCZEGÓLNIE SĄ GROŹNE. Z uporem maniaka piszę o automatycznych myślach negatywnych, oddziaływaniu myśli-emocje-objawy-zachowanie-myśli... i o błędach poznawczych - głównie dlatego, że wiem jakie powyższe elementy mogą mieć wpływ na powstanie zaburzeń lekowych i jak ich zrozumienie i okiełznanie pomaga, choć najdłuższym i najbardziej pracochłonnym transferem jest transfer ze świadomości do podświadomości :)) ale się da, trzeba to zrozumieć i pracować. EDIK, ja i z tego co wiem Ignac również, coraz mniej zaglądamy na forum, dlatego, mam nadzieję, że niedługo inni np. Ty przejmiecie naszą schedę :-)) Zaglądam czasami z ciekawości, na inne wątki, na niewielu jest tak konstruktywnie i merytorycznie, jest tak dzięki nam wszystkim, pewnej pokorze, empatii i zrozumieniu i bardzo bym chciał aby zostało tak na dłużej.

Odnośnik do komentarza

I zaczął się kolejny dzień. Chociaż jeszcze nie odważyłam się wyjść z łóżka. Najdziwniejsze jest to, że jak już uda mi się zasnąć( po wcześniejszej walce samej z sobą) to oprócz dziwnych snów wszystkie objawy mijają. Rano zaczyna się wszystko od nowa.Siedzę i doszukuję sie objawów. Mam powiększone węzły chłonne szyjne. Ale odkąd pamiętam już tak mam. Wszyscy mi mówią że to migdały, ale migdały na szyi? Pewnie chcą mnie spławić... :( Od dwóch miesięcy boli mnie ręka, na pewno mam raka kości. Często boli mnie gardło, mam zatkany nos-rak gardła. Gdy nie mam apetytu to mam raka żołądka, duszności- rak płuc. Węzły chłonne- chłoniak, albo już mam takie przerzuty nowotworowe , że odczuwam je na całym ciele. Nie mam nawet minuty szczęścia w życiu. Siedzę i czytam, szukam, dopasowuję. Oooo... boli mnie głowa-guz mózgu. Na pewno brak mi siły z powodu anemii. Gula w gardle- rak przełyku. Wszyscy się ze mnie śmieją a ja nie mogę przestać o tym myśleć. Nie mogę nawet na chwilę zacząć żyć normalnie. Dopiero gdy nadchodzi wieczów- po godzinie 24, uspakajam się. Być może podświadomie, że pójdę spać i nic nie będę odczuwać... sama nie wiem. Zwariuję. Nie dam rady sama. Miałam wiele przeżyć w życiu, ale nigdy takich objawów. Ojciec alkoholik, codzienne awantury, płacz, brak chęci powrotu do domu. Znęcał się nad nami nie tylko fizycznie ale też psychicznie. Potrafił wyłączyć prąd żebysmy nie mogli korzystać z komputera, zamykał drzwi na klucz, żebyśmy nie wychodzili z domu. Każde otwierające się drzwi wywoływały u mnie drgawki ze strachu. Póżniej wyprowadziłam się z domu. Było trochę spokojniej. Skończyłam studia, zaczęłam pracę w przedszkolu jako nauczyciel. Rzucił mnie chłopak. Mama zachorowala na raka. W przeciągu dwóch miesięcy schudłam 10 kg. Nie mogłam się pozbierać. Mama wyszła ze szpital a w domu ciągłe awantury. Byłam sama, nie mogłam się z tym pogodzić. Nie funkcjonowałam- wegetowałam. Wyłam dniami i nocami. Odwiedzałam wróżkę, jasnowidzkę. Robiłam wszystko, żeby mój chłopak wrócił do mnie. Do tego stopnia, że wielokrotnie zrobiłam z siebie pośmiewisko. Męczyłam się z tym dwa lata. Nie chciałam się z nikim wiązać. Dopoki nie poznałam mojego obecnego chłopaka. Poukładałam sobie jakoś to wszystko w głowie. Zyliśmy w związku na odległość ponad 2 lata. Dzieliło nas 1200 km. Nie było to łatwe. Ciągła zadzrość, stres, kłótnie. Aż w końcu rzuciłam wszystko w Polsce i wyjechałam do niego. Zostawiłam moją ukochaną pracę w przedszkolu, mamę, przyjaciół. I tu dopadło mnie to cholerne choróbsko. Nie daję już rady, nie mam siły walczyć... Poddaję się...

Odnośnik do komentarza

GOSIACZEK *to choróbsko* dopadło Cię znacznie wcześniej, choć nie jest choróbsko, tylko zaburzenie psychiczne na tle lękowy, dużo wcześniej zaczęłaś na ten stan pracować, oczywiście wychowanie i błędy dorosłych mocno Ci się przysłużyły do tego choroba mamy, chłopak który zostawił, nadwyrężyły dodatkowo Twoją rozdygotaną psychikę, a teraz, ponieważ zostawiłaś ludzi, których kochasz, pracę, którą lubisz i miejsca, które znasz, znacznie spadło poczucie bezpieczeństwa, pojawiły się konflikty wewnętrzne, bo zrezygnowałaś z wielu rzeczy na rzecz innej, może ważniejszej, może nie, setki pytań, niejasności i to wszystko na bazie już istniejących zaburzeń lękowych, niezły *koktajl mołotowa*, nie dziw się, że czujesz to co czujesz, oczywiście musisz sam zastanowić się co dalej ze swoim życiem chcesz zrobić, może możesz tama gdzie jesteś iść do psychologa, albo wrócić do Polski i tutaj przepracować na terapii różne aspekty Twojego życia, aby móc w nim pełnowartościowo funkcjonować i w związku też. To oczywiści tylko moje pomysły i delikatne sugestie :-) Walkę to Ty na razie prowadzisz sama ze sobą, która zabiera siły, a mam wrażenie, że walki z nerwicą lekową to na razie jeszcze nie zaczęłaś, bo stanięcie do tej właściwej walki, sił i motywacji Ci doda. Pozdrawiam i trzymam kciuki.

Odnośnik do komentarza

- CZARNOWIDZCTWO CZY TEŻ BŁĄD JASNOWIDZA, boimy się cieszyć, bo na pewno będzie żle, przewidujemy przyszłość, snujemy czarne wizje, , na pewno się nie uda, czuję że będzie żle... - WYOLBRZYMIANIE NEGATYWÓW, skłonność do robienia z igły widły, to jest straszne, okropne, nie daję rady, już nie wytrzymam, to co się stało to już koniec, nie będzie już dobrze... - MYŚLENIE CZARNO-BIAŁE, coś jest dobre albo złe, ładne albo brzydkie, czuję się trochę gorzej - czyli jest źle, nieuwzględnianie tego że nie jesteśmy doskonali i ze życie ma różne odcienie i pomimo tego nadal może być wartościowe... - CZYTANIE W MYŚLACH, on tego nie powiedział, ale na pewno miał na myśli, jakość tak dziwnie patrzył, pewnie nie chciał mnie zmartwić, na pewno jest źle, tylko to przede mną ukrywają... ha ha ha skad ja to znam ? dokładnie ja jestem taka pesymistka życiowa, wszędzie widze te złe strony.. tak dla przykładu : ide na rozmowe o prace i co ? w głowie od razu myśli i tak mnie nie przyjmą, przeciez jestem beznadziejna.. Witam nowych forumowiczów, oj widzę ,że jest nas coraz więcej :( Ja dzisiaj wstałam jakaś niespokojna od rana, wypiłam meliske i teraz jestem przymulona i chętnie poszłabym spac. Mam ostatnio na głowie dużo , bo staram się o prace. Próbuje moje obserwowanie organizmu zepchać na bok ,to nie ,ciągle się nerwica suka pcha i przypomina o sobie ! W nocy kuło mnie coś po lewej stronie w okolicy serca, w ogóle ciągle mam problemy , nie wiem czy to z kręgosłupem, jakbym się nie ruszyła to boli mnie w środku. Wydaje mi się że IGNAC ma racje, napinam nieświadomie mięśnie co kończy się bólem , ciagle o tym myśle że boli i nie chce przestać.Nie dość że jak siedze i skręcam tułowiem to boli mnie w plecach ,to jak stoje i się ruszam ,to boli na dole nad tyłkiem. A jak dwoma rękami nacisne na klatke ,to ból rozchodzi się gdzieś na barki nawet. Co najlepsze jak siedze sobie spokojnie to nic nie boli ! A no i jeszcze jak naciskam delikatnie na żołądek to boli, mój brat chorował na wrzody przez stres, boje się :/

Odnośnik do komentarza

MAGDAACO mam pytanie dotyczące tej grzybicy ogólnoustrojowej, jakie miałaś zlecone badania do zdiagnozowania tej grzybicy. Jakie miałaś objawy, jeśli nie chcesz na forum napisz proszę prywatnie, edik@opoczta.pl Poczytałam trochę na ten temat, jakiś czas temu miałam podobny problem ale lekarze totalnie mnie olali i nic z tym nie zrobiono. Samo przejdzie - cytuję. Jasma to nie jest to co myślisz nie szukam... tak do końca... ale już jakiś czas temu pomyślałam o tym że to może cos takiego być ale tak jak wspomniałam lekarz mnie wyśmiał. A nie ukrywam że jakieś objawy miałam. ;-)

Odnośnik do komentarza

EDIK, a skąd Ty wiesz co ja powiem ;-) nie każde czytanie o przypadłościach, jest szukaniem nowotworu, sm, czy zawału, czasami po prostu zasięgamy języka, a najprościej jest w necie, tylko, ważne (co dla osób lękowych z natury rzeczy jest trudne) aby na czytaniu o tej konkretnej przypadłości skończyć, aby nie iść połączeniami, czy sugestiami, powikłaniami i przyczynami, często mocno przesadzonymi i rozbuchanymi przy dość prostej dolegliwości, to tak jak wchodzisz do sklepu po konkretną rzecz np. żel pod prysznic, a wychodzisz z żelem, kompletem ręczników i wanną z hydromasażem ;-) KASMER :-) jak idziesz na rozmowę z takim podejściem, to jak pewnie się domyślasz, na rozmowie widać Twoją niepewność i zdenerwowanie i to może mieć wpływ duży na wynik rekrutacji, czyli taka samospełniająca się przepowiednia. A pomyśl sobie tak, dlaczego nie cieszyć się na zapas, komu to w czym szkodzi, nawet jeśli się nie uda to przynajmniej nie martwiłaś się na zapas, reagowałaś z dystansem, przygotowałaś się, podeszłaś spokojnie, ale przecież zawsze to różnie bywa, nie każdy pasuje na każde stanowisko i bynajmniej nie dlatego, że jest do niczego, a jak podejdziesz tak trochę na spokojnie, to w razie niepowodzenia, to nie zostawi takiego śladu na psychice i na pewno nie pomyślisz, że z Tobą jest coś nie tak. A nawet jeśli będziesz się pozytywnie nastawiała, to, to pozytywne nastawienie nie zawsze oznacza, że zakładasz, że dostaniesz pracę, ale np. fajnie sprawdzę się, zobaczę jak teraz się rekrutuje, poznam firmę, wyniosę doświadczenie na przyszłość, a nawet jeśli nastawisz się tak super pozytywnie i będziesz myślała, że tą pracę dostaniesz, a tak się nie stanie, to co z tego, nic, czasami przecież można być pozytywnie naiwnym, wierzyć i cieszyć się na zapas, a kto Ci zabroni? nikt przecież :-)) A poza tym czarnowidzctwo z punktu widzenia rozwoju osobowości jest błędnym postrzeganiem świata, czyli to błąd, coś co jest nie prawidłowe, coś co się wykształciło w niewłaściwy sposób i trzeba z tym walczyć, to nie jest mechanizm dostosowawczy, a wręcz przeciwnie, to jest rodzaj zniekształcającej przesłony przez którą patrzymy na świat, podobnymi przesłonami są inne błędy poznawcze spokojnie można ja wyrzucić do kosza. A złe przeczucia to projekcja własnych lęków. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Tak jak napisała JASMA coraz rzadziej tu zaglądam, z jednej strony posty powtarzają się - inne szczegóły historii ale trzon ten sam i wydaje mi się, że możne warto poczytać starsze posty, może nie wszystkie, ale warto. Warto dla tego, żeby nie zmuszać nas do powtarzania po raz kolejny tych samych informacji. Ja trafiając na to forum tak zrobiłem, oczywiście nie cofałem się do początku i nie przeczytałem kilku tysięcy stron, ale przejrzałem sporo. Z drugiej strony męczy mnie jedna ze spraw, które zaraz opiszę bo myślę, że są powodem trwania w nerwicy. Nie powodem samej nerwicy ale powodem trwania w niej. Ale po kolei... Najpierw jedna informacja, do której skłonił mnie post JASMY. Początki nerwicy. Dość trudno stwierdzić, przynajmniej na początku wychodzenia, co było początkiem samej nerwicy. Myślę, że nie ma nawet takiej szansy. Z tego co obserwowałem u siebie i innych wynika dla mnie bardzo jasno, że źródła nerwicy (nie powody, o powodach niedawno pisałem - hasłowo dysonans, konflikt wewnętrzny) są jak źródła rzeki - wiele małych strumyczków spływa do wspólnych koryt, te łączą się w kolejne i powstaje rzeka - nerwica. Strumyczki mogą być wartkie i wyraźne, ale możne to być także woda deszczowa ściekająca z gór i wbrew pozorom ona możne zasilać rzekę w dużo większym stopniu niż wartkie strumienie. Dla tego moment przekształcenia tych drobnych i większych powodów, powodzików, traum i wydarzeń w nerwicę jest niezwykle trudny do uchwycenia i nie istotny, bo to nie ten moment jest istotny, tylko to z czego się składa rzeka. Pozostając przy wodnych porównaniach, w pewnym momencie pojawia się kropla, która przelewa czarę. Następuje spust, czyli moment w którym pojawiają się pierwszy raz objawy, a potem kolejne spusty, już łatwiejsze, bo ten pierwszy toruje im drogę. Porównanie do kropli jest ze wszech miar usprawiedliwione, ponieważ najczęściej powód spustu jest błahy, maleńki i nieistotny. Doszukiwanie się go i próba odpowiedzi na pytanie co było przyczyną, jest fałszywą drogą. Przede wszystkim dla tego, że nie on jest powodem nerwicy i znalezienie go w niczym nie pomoże, po drugie trzeba pewnego doświadczenia żeby dostrzegać powody kolejnych spustów. Warto je zdobyć, bo jest to ważny element panowania nad nerwicą. Każdy spust ma jakieś powody, dostrzeganie ich pozwala zracjonalizować pojawienie się kolejnego ataku i złagodzić przerażenie, że znów się coś dzieje bez przyczyny. Dla bardzo ogólnego przykładu, takim wyzwalaczem spustu może być np. czekająca nas wizyta u lekarza, niekoniecznie wiążąca się z jakąś straszną diagnozą ale sam fakt. Jakie są konsekwencje takiego stanu rzeczy? Ano bardzo oczywiste - pojawia się jeden z nieprzyjemnych ataków nerwicy, rozglądamy się wokół i staramy się znaleźć coś adekwatnie ważnego do rozmiarów ataku (typowy objaw, atak paniki zakończony przekonaniem o zawale - co będzie odpowiednio ważnym powodem? Śmierć bliskiego, zwolnienie z pracy, kradzież całego majątku?) nie dostrzegamy niczego co *usprawiedliwiało* by taki atak nerwicy i w związku z tym przestajemy wierzyć, że powodem jest nerwica - to po prostu nie możliwe!!! - idąc za ciosem dochodzimy do wniosku, że powodem musi być bezwzględnie jakaś groźna choroba. To co, że nasze wyniki tego nie potwierdzają - łatwo to wyjaśnić: zła diagnoza, lekarz się pomylił, przeoczył coś itp. ciągle się o tym słyszy. A kto słyszał żeby bez powodu pojawiły się tak wyraźne i silne objawy? Że nasz mózg je wyprodukował? Nasz racjonalny mózg nad którym panujemy (bo przecież nie odwrotnie - on nad nami). I tu leży pies pogrzebany, cały ten ciąg myślowy, z pozoru bardzo logiczny jest oparty na samych fałszywych przesłankach. Od końca - nie panujemy nad naszym umysłem, choćby dla tego że jego działania w dużej części nie zależą od naszej woli (bicie serca, wydzielanie soków żołądkowych, ale również hormonów, reakcje odruchowe itd. itp.) nasz rozum nie jest racjonalny (tu przykładów można by wpisać miliony - np. wlewanie dobrowolne trucizny jaką jest alkohol do organizmu, wciąganie ustami dawek śmiertelnie trującej nikotyny, chodzenie w bardzo nienaturalnej pozycji, w której 12 cm. patyczki podpierają nasze pięty - które zwierze robi tak głupie rzeczy). Powód naszych ataków jest i to bardzo namacalny - organizm nam sygnalizuje, że znalazł się w nieakceptowalnej sytuacji. Przyczyna wystąpienia ataku także jest, tylko niepotrzebnie szukamy ogromnej, bo to kropla przelała czarę, czarę która gromadziła się powoli i systematycznie a moment przelania jest niemalże przypadkowy, drobny i niezauważalny niewprawnym okiem. Druga rzecz to obawa przyznania się, że jest lepiej. Do tego co na[pisała JASMA dodał bym taki drobiazg kulturowy jak tabu językowe. Najbardziej znany i powszechny przejaw to *nie powiem bo zapeszę* i cały wachlarz z tym związany od głośnego *nie dziękuj bo się nie uda* do cichutkiego trzymania kciuków - bo wypowiedziane głośno zapeszy. Wiąże się to pewnie z całą masą innych typowych zachowań zwierzątka zwanego człowiekiem jak np. dużo większa waga i silniejsza pamięć zdarzeń negatywnych niż pozytywnych. Chyba doszedłem do momentu o który wspomniałem wyżej. Coś co mnie męczy, może dla tego że udało mi się przełamać to w pewnym momencie i jest to dla mnie tak oczywiste, że niezauważanie tego przez innych drażni, choć nie powinno, bo sam długo ulegałem takiemu myśleniu. Chodzi o *radosne* potwierdzanie wytkniętych błędów w myśleniu, czy jak pisze JASMA błędów poznawczych. KASMER nie gniewaj się, bo to nie krytyka, ale Twój post jest doskonałym przykładem - zobacz wymieniasz podane przez JASMĘ błędy poznawcze a potem następuje *ha ha ha (*radosne*) skąd ja to znam (*potwierdzenie*). To jest właśnie to, co określiłem powodem trwania w nerwicy. Racjonalnym zachowaniem powinna być usilna próba zmiany, zniwelowania takiego błędnego myślenia i skupienie nad tym żeby i jak to zrobić. Tym czasem cieszymy się jak dzieci że dotarliśmy do potwierdzenia tego jak się zachowujemy. Pierwsza reakcja jest trudniejsza do przeprowadzenia ale na pierwszy rzut oka widać, że niesie za sobą działanie, które może przynieść pozytywne rezultaty. Druga jest prościutka do przeprowadzenia ale nie wnosi absolutnie nic. Jeżeli dostrzeżemy to i weźmiemy do serca/pod rozwagę/na logikę/potraktujemy racjonalnie to mamy gigantyczny drogowskaz, na którym napisano wielkimi wołami *do wyjścia z nerwicy*. I tu doszedłem do sedna: JEŻELI DOSTRZEŻEMY. Tylko dla czego tak trudno to dostrzec? Na koniec coś, co się dla mnie wiąże z powyższym wywodem, ale także z opisywanym w postach zamykaniem się w sobie, izolowaniem, zrywaniem kontaktów, zamykaniem w domu itd. itp. Moim zdaniem jest to przejaw podejścia, niestety coraz częstszego, polegającego na unikaniu, próbie omijania, *niedostrzeganiu*, ukrywaniu się przed problemami; zamiast wyjść im na przeciw i stawić im czoło. Jest to pozornie podejście łatwiejsze, pozornie bo nie dostrzegamy konsekwencji oraz nie dopuszczamy myśli o tym, że to nic nie da, że niezałatwiony problem do nas kiedyś wróci, może nie wprost. Że w ten sposób nie uczymy się rozwiązywać problemów. Łatwiej się schować, ominąć niż przeciwstawić rozwiązać, podjąć działanie. Dlaczego tak się dzieje? Długo by pisać, ale myślę że z ręką na sercu przyznacie mi rację. Nauczenie się uczciwości wobec siebie, nie oszukiwania siebie ma ty ogromne zastosowanie, a przy okazji jest niezwykle przydatne w wychodzeniu z nerwicy. Taka postawa bardzo utrudnia wychodzenie z nerwicy bo to jest właśnie sytuacja w której nie da się zastosować techniki ucieczki, uniku. Dla niektórych jest to pierwsza sytuacja w życiu, kiedy muszą stanąć i podjąć rękawicę. Tzn muszą, jeżeli chcą się pozbyć francy. Jeżeli tego nie zrobią to mogą długo i namiętnie szukać pozornych i łatwych rozwiązań. Tyle że nie będzie efektów, a frustracja i stan będą się tylko pogłębiać i będzie coraz trudniej. Co ważne i dla wielu także po raz pierwszy w życiu występujące, tym razem nie da się realizacji tego zadania zrzucić na innych - rodziców, przyjaciół, małżonków itp. Trzeba samemu wziąć byka za rogi, inni mogą co najwyżej troszeczkę pomóc oraz kibicować. I to jest prawdziwa dorosłość, którą się osiąga bez względu na wiek. Może to nastąpić w wieku 12 lat ale równie dobrze dopiero w wieku 55 lat. Jedyny pech, o którym można mówić w przypadku nerwicy, to ten, że innym może się teoretycznie udać takie unikanie przez całe życie. Nerwica wymusza takie zachowanie albo lata cierpień i już na 100% nie można się z tego wykręcić. Inne myślenie jest kontynuacjąą oszukiwania samego siebie. Ciekaw jestem czy komukolwiek będzie się chciało przeczytać to co wysmarowałem w całości :). Oczywiście jeszcze gardzie jestem ciekaw kto z tego wyciągnie wnioski i podejmie działania... Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

Hmm... Właśnie tak czytam to, co napisaliście i zwróciłam uwagę na to, że strasznie napinałam całą stopę, której lekki ból czuję od wczoraj. Macie rację, człowiek wariuje. Tak jak pisałam, bolą mnie uszy i głowa, a że neurolog na NFZ mógł mnie przyjąc w listopadzie, więc wczoraj poszłam na wizytę prywatną. Okazało się, że moje dolegliwości są związane oczywiście ze stresem. Coś tam z nerwem trójdzielnym. Naczynia uciskają na nerw i boli. Także nawet tam nie kontrolujemy tak zwanego *napinania* się. Edik, napisałam Ci maila. Póki co, aby potwierdzić, czy podałaś mi dobry adres. Myślę, że tak będzie łatwiej się porozumieć, bo gdybym tu miała wszystko opisywać, to zapełniłabym kolejnych 10 stron na forum. Dziękuję Wam za słowa otuchy, jesteście wielcy. :) Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Gadał dziad do obrazu a obraz doń ani razu... Ja mam takie uczucie że zwariuje!!! Piszę, staram się doradzać, wyjaśniać, a potem cisza i taki post - czy ktoś ma taki objaw? W jakiej dawce bierzecie lek XXX. Po raz ostatni - jeżeli macie czarne fugi w łazience, śmierdzi grzybem a na wannie jest gruby kołnierz z brudu to pytacie się koleżanek czy tez tak mają, czy raczej łapiecie za szczotkę i staracie się doprowadzić łazienkę do porządku? Jeżeli sterta brudnych garów zalega w zlewozmywaku, to weryfikujecie który płyn do zmywania jest najlepszy i ile go lać, czy zabieracie się do zmywania z tym co jest w domu? Jeżeli pies narżnie Wam na wycieraczkę, to przykrywacie to gazetą i zastanawiacie się czy to czasem nie jest nowy gatunek karczocha, czy raczej stwierdzacie że psie gówno trzeba jak najszybciej osunąć bo albo ktoś wlezie albo będzie jechało w całym domu!!! Jak macie nerwicę, to pociesza Was że inni ją tez mają? Czy mało jeszcze potwierdzeń ze dolegliwości kreowane przez nerwicę mogą być najróżniejsze i z dużą dozą prawdopodobieństwa ktoś już takie miał? Czego Wam jeszcze trzeba, żeby się pozbyć tego gówna które zasmradza Wam całe życie? Oczywiście można wierzyć że gówno któregoś dnia wstanie, powie do widzenia i odejdzie wesoło pogwizdując. Jeżeli tak się stanie to zaręczam że na 100% zwariowaliście. W każdym innym przypadku trzeba je samemu usunąć, bo do waszej wycieraczki, czyli do waszej psychiki nikt inny nie ma dostępu więc gówna za Was nie wyniesie. Oczywiście można stwierdzić że się nie da, że nie mamy siły i zostawić i gówno i brud w wannie i nie pozmywane naczynia i nauczyć się żyć w takim chlewie. Wystarczająco jasne i proste? Obraźliwe? No i dobrze, bo takie miało być. Dla niechętnych wysiłkowi, dołączam gotowy tekst pozwalający dalej oszukiwać siebie: ha ha ha, bardzo śmieszne. Ławo się mówi ale trudniej zrobić. Mądrzyć to się można, ale nie w tak ciężkim stanie jak mój. Cham, mądrala i do tego wulgarny. Co on tam wie! Taki jestem, ale ruszyłem 4 litery i nerwicę mam z głowy, po 7 latach męczarni, zwątpienia i takich biadoleń. Nerwica albo zdrowie, wybór zależy od CIEBIE. I tylko od ciebie!!! No to już wiecie dlaczego mam uczucie że zwariuje i dla czego coraz rzadziej piszę na tym forum. W pierwszym poście wiele, wiele stron temu napisałem wściekły, że to forum ma tytuł Nerwica - JAK Z NIĄ WALCZYĆ. Teraz wiele wiele stron i czasu dalej powtarzam to raz jeszcze - JAK Z NIĄ WALCZYĆ!!! Tytułu się nie zmieni, można założyć nowy wątek, a oto kilka propozycji tytułów: Pobiadolmy nad naszą nerwicą. Czy jadłeś już te proszki Mój objaw jest fajniejszy Moje nieszczęście jest większe. Jak bronić się przed walką z nerwicą, czyli wymiana usprawiedliwień i wykrętów. Oszukuje sam siebie i udaje że w ogóle tego nie widzę - a WY? Jak będziecie potrzebować dobrego tytułu lub hasła, to dajcie znać, chętnie coś jeszcze wymyślę, ale nie obiecuję że przeczytam prośbę. Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

Megi , takie pytanie to powinnaś zadać na terapii a nie na forum a jak ktoś by napisał ,że zwariował bo takie było jego odczucie ( przecież tu piszą rożni ludzie) to co wtedy , jaka by była Twoja reakcja? Ignac , Ty się dziwisz ,że ludzie co niektórzy piszą w kółko macieju to samo czyli mają lęki i inne tam i nic nie czytają i mają ciągle te same problemy . A ja się dziwię trochę Twojej postawie tu na forum , (nie obrażać się proszę) , dlaczego Ty tak emocjonalnie podchodzisz tu do ludzi na forum , piszesz w nocy , zdenerwowany i TY uważasz ,ze to jest dobrze dla Twojego zdrowia psychicznego , jak sam wiesz nie jest to takie proste aby ludzie zrozumieli swoja nerwicę czy jej brak z ich punktu widzenia i szukają , szukają i nic nie znajdują . Ignac , jesteś i tak wielki ,ze to piszesz ale musisz zrozumieć ,że toby było za proste aby Twoje posty były tak od razu skuteczne i wszyscy po przeczytaniu ich wyszliby z nerwicy , szkoda Twojego zdrowia bo jednak emocjonujesz się tym za bardzo i za długo jesteś nerwowy , chociaż nie znerwicowany ale to też jest jakiś tam stopień nerwicy . Wycisz się trochę , a przynajmniej nie pisz w nocy ( chyba ,że jesteś w innej strefie czasowej a tak chyba nie jest ) , to taka moja rada , zrobisz z nią co chcesz . Pozdrawiam mroznie z północy Polski

Odnośnik do komentarza

MARY10 :) drobne wyjaśnienia. Nie jestem z innej strefy czasowej i wiem że wygląda to na bezsenność ale tak nie jest. To nie bezsenność, ale taki układ dnia czasami, zapewniam solennie że nie mam problemu ze spaniem, choć może masz trochę racji że powinienem wcześniej lądować w łóżku. To co pisze jest napisane gniewnym tonem, bo jest reprymendą dla pewnych działań, ale jest pisane spokojnie i na luzie. Ja się nie denerwuje, bo ja mam problem ogarnięty a, nie gniewajcie się bo to nie żaden przytyk, osób na forum nie znam osobiście, więc tak na dobrą sprawę trudno mi się denerwować że stoją w miejscu albo nawet się cofają. Reprymenda jest dla postawy/zachowania a nie dla osoby z krwi i kości. Tak na marginesie to chyba ton wyraża bardziej rezygnację niż nerwowość. Natomiast nawet jeżeli, to wyjście z nerwicy nie oznacza że człowiek staje się katatonikiem, spokojniutkim mnichem buddyjskim i wypowiada się cichutko spokojnym głosem. Kto jak kto ale my nerwicowcy powinniśmy świetnie odróżniać nerwicę od nerwowości i wiedzieć że ktoś kto się łatwo denerwuje oraz ktoś kto ma objawy nerwicowe to dwie różne osoby. Na koniec najważniejsze - ja wcale nie liczę że moje posty od razu zadziałają, nie liczę nawet że moje posty w ogóle zadziałają. Wiem że gdyby nawet zawierały prawdy objawione to wychodzenie z nerwicy trwa (piszę o tym nieustannie) i musi trwać nie dzień i nie tydzień. Przesłaniem tego posta miło być nie rozżalenie na brak reakcji tylko reprymenda dla tkwienia w miejscu i nie podejmowaniu żadnych działań - swoich własny, czy inspirowanych postami, czy wynikającymi z terapii. Ponieważ lubię porównania no to porównanie na koniec. Wyobraź sobie MARY, że idziesz drogą i spotykasz osobę stojąca na poboczu i płaczącą *mam daleko do domu* i mówisz jej to wstań i idź w jego stronę. Za kilka dni idziesz tą samą drogą a ona stoi w tym miejscu i płacze ze ma daleko do domu. Ty jej na to że może niech skorzysta z roweru, albo może hulajnogą, może też spróbować kawałeczek podbiec bo będzie szybciej; a ona Ci na to wszystko pyta Cie czy jak dużo chodzisz to czy czasami boli cię lewa stopa. Mówisz jej że tak, oczywiście, każdego przy długim chodzeniu może boleć lewa stopa i prawa stopa i łydki. To ona - dalej nie ruszając z miejsca informuje Cię że w takim razie ona na wszelki wypadek weźmie środek przeciwbólowy, jak by tak miała ja ta stopa zaboleć i zaczyna się dopytywać ile wziąć ibupromu Twoim zdaniem - dalej stojąc w tym samym miejscu. Tydzień później idziesz tą drogą a osoba stoi i buczy że do domu daleko.... Ciąg dalszy sama dopisz, bo dla mnie historia zaczyna się robić nudna - a dla Ciebie? Radę o spaniu przyjmuję i postaram się dodatkowo do nie zastosować a wyciszać się nie muszę ;) cichutki jestem jak myszka ino troszkę zniechęcony i znudzony. I tylko osoby takie jak np. DAMY RADĘ, które zrobiły kawał drogi w międzyczasie w stronę *domu* utrzymują moja wiarę w ludzi. Przecież ona jeszcze niedawno była CZY DAMY RADĘ!!! I nie jest to reakcja na to jej cukrzenie w moim kierunku ;) Wszystkiego dobrego MARY Pozdrawiam północ nerwowo!!! MEGI, możemy odpowiedzieć, nie ma problemu, tak w najgorszych momentach nerwicy byłem nawet pewny że zwariuje i chodziłem po ścianach z przerażenia. Ale coś za coś, napisz mi proszę co Ci dała ta odpowiedź? Bo to szczera odpowiedź i prawdziwa, ale co ona Ci dała? Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Oj Ignac , Ignac , i jak Tu Ciebie nie lubić ale ja już robiłam się nerwowa na Twoje posty i dlatego dzięki za wyjaśnienia ,nerwy przeszły.Ja to durna baba bym chyba taksówkę tej kobiecie zamówiła i wtedy to by były nerwy jakbym ją spotkała drugi raz i Ona by powiedziała : zamów mi taksówkę bo nie mogę chodzić to byłby dla mnie szok i porażka ale niestety czasami daje się tak złapać ale coraz mniej , żebrzącym pieniędzy nie daję czasami proponuje jak się * nowy* na posterunku pojawi jedzenie i na ogół odmawiają a kasy nie daję ale tego też musiałam się nauczyć bo wszystkich z gruntu jest mi żal i bym chciała pomagać ale tak się. nie da. No tak jakieś sukcesy są a DAM RADĘ jest przykładem pozytywnego czytania Twoich postów i wyciągania dobrych wniosków z pisania . Jeszcze raz pozdrawiam wszystkich.

Odnośnik do komentarza

Hej! wszyscy się pewnie *jakoś* trzymają.. teraz po lekkim postawieniu nas do pionu przez Ignaca każdy o kilka cm jest pewnie mniejszy :))... ale sama przyznam, że długo się zastanawiałam czy pisać na tym forum widząc jaki jest tytuł i czy ktoś zaraz mi nie wypali że domeralizuje towarzystwo bieżącym samopoczuciem. Uważam, że taki *kop* Ignaca jest przdatny, co nie oznacza, iż teraz nikt już nie napisze co przeżywa..to także jest potrzebne gdyż w większoći późniejszych przypadków w takich opisach przewija się także jak kto z tym walczy... miłego dnia wszystkim

Odnośnik do komentarza

Różeniec górski brałam dłuższy czas i oceniam b. dobrze, czyli na mnie on działał ze byłam bardziej zdolna do funkcjonowania w ciągu dnia, nie zamulał mnie...ale gdy moje ciśnienie zaczęło iść w górę to przestałam brać, bo myślałam, że to od tego zioła i musiałam się czymś innym wyciszyć.

Odnośnik do komentarza

Dziękuję za odpowiedź,ale powiedz proszę jak długo to brać i w jakich dawkach żeby poczuć działanie i czy faktycznie po tym ziółku skoczyło ciśnienie? Ja biorę od tygodnia nie widzę jak na razie poprawy jedynie faktycznie zaczęły się skoki ciśnienia ,ale nie wiem, czy od rhodiola ,czy to po prostu skoki nerwicowe .

Odnośnik do komentarza

Cześć, nie wiem czy dobrze trafiłem, ale zdaje się, że tak. Może na początku opowiem co i jak się zaczęło: - 3 lata temu zmarła moja mama. Jestem jedynakiem, który też nie ma ojca(nie uznał mnie, ale go znam). Że tak to ujmę, poleciałem trochę w alkohol i narkotyki(marihuana) - piłem jakieś 6 miesięcy, ale nie było to typowe *chlanie*, tylko kieliszek, dwa whisky/dzień. Później przestałem na miesiąc i zacząłem sobie popijać po piwie dziennie. I trwało to do momentu aż zaczęły się poniższe *problemy zdrowotne*. Od tamtego czasu piję max. 2 piwa w weekend(i niestety czasem zapalę - 1 na tydzień). Do rzeczy: - Od prawie roku tydzień w tydzień jestem u lekarza - zaczęło się od zwykłego bólu nogi i podejrzenia zakrzepicy(miesiąc po mojej mamie zmarł wujek - właśnie na zakrzepicę) - oczywiście nic nie wyszło, ale czekając na wyniki myślałem, że serducho mi wyskoczy. Wyniki ok - chwila spokoju i znów powrót. Tym razem coś mi strzykało w prawym boku - znów badania i nic. Po tym poszła już lawina - od roku byłem *chory* na: -raka płuc(palę papierochy więc nie ma co się dziwić, ale wyszło czysto), -raka gardła/krtani(gula w gardle), -chorobę wieńcową(kardiologia cała oblatana - i ... nic), -raka mózgu, -jaskrę, -raka jelita grubego(w kolonoskopii wyszły dosłownie 3 uchyłki, które nie mają w ogóle wpływu - tak mówi gastrolog). Teraz padło na trzustkę/żołądek - bóle, pieczenie, jasne stolce, resztki w kale(przepraszam, ale wole powiedzieć wszystko, żebyście mieli pogląd na sytuację). Wyniki badań - chodzący ideał, więc padło na przewlekłe zapalenie trzustki(bo po alkoholu mam luźne ciemne stolce), bo w wynikach nie wychodzi. Oczywiście USG robiłem i trzustka, żołądek wątroba zdrowe. Niestety czasem pojawiają się myśli samobójcze - i to coraz częściej. Często mówię sobie, że jeśli będę przewlekle chory to kończe... U psychologa/psychiatry już bywałem, ale to były pojedyncze wizyty. Najgorsze jest to, że to zaczyna już kierować moim życiem. W pracy ciągle czytam o chorobach, przypisuje sobie jakieś choroby, ciągle o tym gadam(moja dziewczyna już mówi, że ma tego dosyć), od kilku lat nie pokazuje się publicznie(spotykam się z grupką 3-4 znajomych), nie wychodzę *na miasto*. O imprezach nie wspomnę. Tragedia już jest, czy jeszcze da rade mnie z tego wyciągnąć? Depresja? Nerwica? Czy co to jest?

Odnośnik do komentarza

Andru,n ie wiem czy to od rhodioli skakało mi ciśnienie (tylko wieczorem miałam wysokie) ale skończyły mi się tabl. i już więcej nie kupiłam, bo musialam zacząć brać coś innego i po braniu dłuższy czas pramolan ciśnienie było w porządku aż do czasu jak schodziłam stopniowo z pramolanu i tydzień nie bralam wogóle...ciśnienie nagle wieczorem *wybuchło*. Możesz śmiało łykać tę rhodiolę, bo jest chwalona i ja calkiem dobrze się czułam... no chyba że coś jeszcze byś musiał. Ja mam napewno wzrosty ciśnienia na tle nerwowym, bo jak biorę coś na nerwy to ciśnienie spoko.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×