Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

ANABEL zgadzam się, z tym co napisał IGNAC, tylko psychoterapia, w dodatku, najlepiej z zaangażowaniem do tego rodziców, choć faktycznie nie wiemy w jakich jesteś z nimi stosunkach, ale pewnie jak wiele tak młodych osób mieszkasz z nimi, ja gdybym miła córkę w Twoim wieku (a jak bardzo bym się postarała to bym mogła :-)) to bardzo bym chciała wiedzieć, że z moją córką dzieje się coś z czym na poziomie psyche sobie nie radzi i zrobiłabym wszystko aby jej konstruktywnie pomóc, choć z natury jestem mało wylewna i raczej wymagająca. Warto spróbować porozmawiać z rodzicami, takie moje zdanie. Natomiast, co do wymiany objawów i natręctw, to apeluję, aby na forum tego nie robić, bo możecie sobie lub innym, sugestywnym osobą, coś wkręcić, a tego nie chcemy, prawda? Jeśli uważasz, że nasz nerwicę natręctw, to może warto odwiedzić ten właśnie wątek na tym forum, może tam dzieje się coś bardziej wnoszącego dla Ciebie i Twojego głównego problemu. Zrobiłaś pierwszy krok, napisałaś na forum, czas na kolejny porozmawiaj z kimś bliskim, komu ufasz, o tym co Cię dręczy, może to być rodzić, bądź ciocia, babcia, może też być koleżanka (choć jak ja byłam w tym wieku, to nie wiele rozumiałam z takich spraw, ale kto wie), a później pomyślcie o psychoterapii. Do psychoterapii trzeba na początku nieco się przełamać, spróbować uwierzyć, możesz na początek z kimś chodzić, a z czasem będzie coraz lepiej. Jesteś bardzo młoda, nie zostawaj z tym sama, szkoda czasu na zwłokę. Trzymam mocno za Ciebie kciuki :-)

Odnośnik do komentarza

Tak, mogę, bo rozmawiam z nimi o wszystkim, tylko jednak mimo wszystko mam jakieś zahamowania przed powiedzeniem twarzą w twarz komukolwiek o tym co mi dolega, bo wydaje mi się to głupie i mam wrażenie, że jestem wariatką, a na forum to wiadomo, że trochę inaczej to wygląda, choć też miałam kłopot, aby się przemóc :)

Odnośnik do komentarza

ANABEL123 myślę że jednak powinnaś pomyśleć o terapii. Spróbuj się może przełamać, to są Twoi rodzice i na pewno będą chcieli Ci pomóc. Tak by było najprościej. Sądzę że wystarczy jak im powiesz ogólnie że masz taki problem i że na wszelki wypadek chciała byś porozmawiać o tym z psychologiem. Nie znam ich ale wierze że zrozumieją i pomogą. Jeżeli chodzi o nerwicę natręctw ie mam żadnego doświadczenia i dla tego nic nie jestem w stanie poradzić, poza tym rozumiem że nerwica natręctw to jest Twoja diagnoza na podstawie internetu i może się okazać błędna. Dla tego potrzebny jest tutaj fachowiec. Przyszedł mi do głowy jeszcze jeden sposób. Jest grupa psychologów prowadzących terapie on-line. Wiem że to troszkę dziwnie brzmi w związku ze wcześniejszym postem o hipnoterapii, ale to są normalni terapeuci, a wizyta w realu czy kontakt np. przez Skypa czy GG nie powinien stanowić różnicy. Znalazłem taką terapeutkę, mająca niezłe opinie http://www.psychologiczny.com.pl/psycholog-online ewentualnie jest też gabinet w Rzeszowie, ale o nich nie znalazłem żadnych opinii. W przypadku terapii on-line nie ma chyba znaczenia skąd jest taki terapeuta. Jest także poradnia mailowa, prowadzona przez Polskie Towarzystwo Psychologiczne http://www.psychologia.edu.pl/poradnia.html. Z tego co wiem ani również, oprócz odpowiedzi na zgłoszony problem, są w stanie doradzić co dalej - czyli jak i u kogo kontynuować terapię. Obie formy są niestety płatne, ale ta druga kosztuje 40 zł więc możne warto w ten sposób a zarazem anonimowo uzyskać pomoc od fachowca. Sądzę że taka fachowa pomoc jest bez porównania lepsza i skuteczniejsza nisz szukanie pomocy na forach, chociaż namawiam Cię na rozmowę z rodzicami - zrzucisz ciężar z siebie i przy okazji nie będziesz juzz problemem sama. Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

Witam, Chciałbym podzielić się moją historią. Bardzo długo czytałem to forum zanim zdecydowałem się napisać, ale odczuwam potrzebę kontaktu z kimś kto przechodzi to samo. Mam 27 lat. Wszystko zaczęło się w maju zeszłego roku. Siedziałem sobie spokojnie w sobotni wieczór w domu, aż w pewnym momencie zacząłem odczuwać silny ból w klatce piersiowej nieco po lewej stronie. Ból opisałbym jako tępy, w którym występuje ognisko bólu obejmujące 2-3 żebra około 2 cm od mostka i rozchodzący się na całą lewą stronę klatki piersiowej. Nie przejąłem się tym zbytnio tłumacząc sobie, że to pewnie jakiś nerwoból, czy nadwyrężyłem te mięśnie podczas pływania czy jazdy na rowerze (staram się dużo uprawiać sportu). Tego wieczora byłem umówiony ze znajomymi na piwo w plenerze (była bardzo ładna pogoda) więc wyszedłem o umówionej godzinie. Na miejscu źle się poczułem klatka piersiowa zaczęła mnie coraz silniej boleć i zacząłem się realnie bać. Gdy ból stał się nie do wytrzymania postanowiłem wrócić do domu, tłumacząc się znajomym, że dostałem ważny telefon od matki i muszę do niej pojechać. W domu zacząłem panikować serce uderzało mi bardzo szybko, miałem bardzo wysokie ciśnienie, przyspieszony oddech. Zacząłem szukać w internecie co mi może dolegać no i w moim mniemaniu jak w mordę strzelił – zawał, wszystkie objawy można było podciągnąć pod moje! W internecie pisali, żeby nigdy nie lekceważyć bólu w klatce piersiowej więc zadzwoniłem po karetkę. Gdy przyjechali okazało się, że EKG prawidłowe, ale wzięli mnie na SOR na dokładniejsze badania. Okropne miejsce ze straszną znieczulicą, generalnie podejście takie ze strony lekarza i pielęgniarek *pan się przyzna co pan zażywał* tłumaczyłem im spokojnie, że nic, nie miałem siły, chciałem żeby tylko zrobili mi dokładniejsze badania. Wszystko oczywiście wyszło prawidłowo, ból się utrzymywał, trochę zelżał nad ranem. Gdzieś około godziny 8 rano (przeleżałem całą noc) przyszedł do mnie konował (specjalnie tak go określam), który zadawał głupie pytania, cały czas obracając się w kręgu *na pewno pan nic nie brał*, w końcu powiedziałem, że aktualnie biorę odżywki dla sportowców: białko i aminokwasy, bo dużo ćwiczę, a on mi na to *acha, czyli bierze pan sterydy anaboliczne* – no co za idiota! Tłumaczę mu, że to nie są sterydy, że to środki łatwo dostępne w pierwszy lepszym sklepie z odżywkami, a on na to, że ból raczej nie jest pochodzenia wieńcowego, a w wypisie i tak napisał *pacjent po zażyciu sterydów* – koszmar. W każdym razie uspokoiłem się, że nie jest to ból pochodzenia sercowego, wróciłem do domu i zasnąłem – całą niedzielę spałem jak zabity i obudziłem się bez bólu. Przez miesiąc było wszystko spoko. Pewnego dnia w czerwcu wracając z pracy, nagle ni z tego ni z owego zaczęła mnie boleć klatka (ból o podobny charakterze jak ostatnio), dojechałem do domu, generalnie scenariusz podobny jak miesiąc wcześniej, w mojej głowie myśli krążyły w okół *przecież klatka piersiowa nie powinna boleć, przecież nic nie zrobiłem, żeby bolało nie uderzyłem się ani nic, może tamten beznadziejny lekarz nie wykrył choroby, a może po prostu mam pecha i teraz mam zawał, a wtedy nie i tak dalej i tak dalej. Wsiadłem w taksówkę i pojechałem do szpitala (innego). Tam trafiłem na miłego lekarza, który wypytał mnie dokładnie o wszystko, bardzo długo prosił żebym mu opisywał ten ból, co nie zawsze jest proste jak pewnie wiecie. Zrobili EKG (wynik książkowy), dali ketonal w zastrzyku. Powiedział żebym posiedział spokojnie. Po pół godziny przyszedł i spytał się jak tam. Powiedziałem, że trochę mniej boli, a następnie powiedział, że ból nie jest pochodzenia wieńcowego, że najprawdopodobniej to nerwoból lub od kręgosłupa i żebym w takiej sytuacji spróbował najpierw wziąć leki przeciwbólowe, a w przyszłości dokładniej zbadać kręgosłup. Uspokoiło mnie to i wróciłem do domu. Przez wakacje miałem spokój, kilka razy ból powrócił, ale potrafiłem sobie wytłumaczyć, że to nie od serca, przecież już 2 lekarzy tak powiedziało. Szczególnie jedna sytuacja była znacząca, jak ból mnie dopadł jak byłem z dziewczyną w kinie (film był długi :)). Powtarzałem sobie w myślach, że gdyby to było serce to przecież by mnie nie puścili tak łatwo dwukrotnie do domu na pewną śmierć. Wytrzymałem i po filmie pojechaliśmy do mnie, wziąłem ketonal (miałem jeszcze kilka tabletek po usunięciu zęba mądrości) i po jakimś czasie mi przeszło – bardzo mnie to ucieszyło, że nie poddałem się temu lękowi o życie i bólowi. Ta sytuacja miała miejsce w sierpniu. Cały wrzesień przebiegł mi dość dobrze. Prawdziwy koszmar zaczął się w październiku i trwa do dziś. Któregoś dnia dopadł mnie znowu silny ból w klatce, ale jakby o innym charakterze niż zwykle – teraz jakby mnie paliło bardziej niż bolało. Oczywiście szperanie w necie, zdobywanie kolejnej wiedzy o chorobach serca, dowiedziałem się, ze EKG spoczynkowe może nie wykazywać choroby serca i że na SORze sprawdzają tylko markery zawałowe! Spanikowałem, zadzwoniłem po karetkę. Jak sam to piszę wydaje się to absurdalne, ale w danej chwili tak właśnie się czułem. Przyjechali, facet, zobaczył EKG i mówi, że mam serce jak dzwon. Powiedział tak *będę z Panem szczery, jeżeli coś się dzieje takiego z sercem u człowieka w pana wieku to to się dzieje nagle, bez ostrzeżeń i nie ma szans na uratowanie życia, więc gdyby na prawdę miał pan zawał już by tu pana z nami nie było*. Wbrew pozorom uspokoiło mnie to – na jakiś czas oczywiście. Cały czas martwiłem się tymi bólami. Żeby nie było to aż takie długie wypracowanie postaram się to trochę skrócić. Od października ból w klatce towarzyszy mi praktycznie przez cały czas. Z czasem dochodziły mi kolejne objawy, np. Którejś nocy obudziłem się z silną dusznością, która towarzyszmy mi momentami do dziś. Jak robiłem spirometrię to lekarz powiedział *dawno nie było u mnie kogoś z tak dobrą spirometrią!* Przebadałem sobie cały kręgosłup i żebra i jedyne co znaleziono to lekkie zniesienie wypukłości w odcinku szyjnym, które nie powinno dawać, aż takich objawów jak moje. Ogólnie jestem cały czas zmęczony, depresyjny i na nic nie mam ochoty, a niestety całymi dniami pracuję, więc muszę wychodzić z domu i muszę zarabiać pieniądze żeby żyć. W styczniu jak byłem na basenie i pływałem, to po wyjściu tak mi się kręciło w głowie i było mi słabo, ze myślałem że zaraz z powrotem tam wpadnę. Doszedłem ledwo do domu na miękkich nogach i dopiero jak godzinę poleżałem to lepiej się poczułem. Ostatnio przeraziły mnie trudności z wysiłkiem, każdy nawet mały wysiłek sprawia mi uciska w klatce piersiowej, panicznie unikam i boję się schodów, bo po wejściu na nie nie mogę złapać oddechu i strasznie boli mnie klatka, do tego wpadam w panikę. Przez dłuższy okres uwierzyłem, że nie jest to serce, ale te bóle przy wysiłku spowodowały na powrót mnie przeraziły, że postanowiłem zapisać się jednak do kardiologa. Trafiłem na super lekarza: zlecił mi echo serca, próbę wysiłkową i holter, ale niestety dopiero czekam na te badania. Byłem już dwukrotnie u sprawdzonego psychiatry, za pierwszym razem dał mi pramolan (było chyba trochę lepiej po nim), teraz ostatnio dostałem Paxtin – krótko go biorę, ale chyba jest poprawa w samopoczuciu. W tej chwili klatka piersiowa boli mnie praktycznie cały czas, ból są zróżnicowane i nasilają się w różnych sytuacjach w tej chwili szczególnie gdy robię wysiłek – psychiatra mówi, że to efekt depresji, z uwagi na działanie które podejmuję. Podobno u mnie wygląda to tak: mam atak bólu, boje się o życie, ale potrafię przezwyciężyć strach myślą, ze przy zawale ma się problemy z oddychaniem a ja nie mam, strach mija, ale po jakimś czasie zaczynam mieć problemy z oddychaniem i strach o życie wraca ze zdwojoną wiłą. Niweluje go poprzez myślenie, że serce reaguje przy dużym wysiłku, a u mnie tak nie ma – strach się zmniejsza, ale z czasem ból zaczął się pojawiać przy wysiłki itd. Ogólnie jestem zafiksowany na sercu i posiadam już gigantyczną wiedzę o budowie serca, chorobach, zastawkach, dolegliwościach, itd. Psychiatra zapisał mnie na psychoterapię, ale pierwszą wizytę mam dopiero za miesiąc. W moim przypadku najgorszy nie jest strach, a ból. Strach jestem w stanie przezwyciężyć, ale przez ból i ciągle zmieniające się objawy, nie jestem w stanie pokonać myśli *a może jednak wszyscy się mylą i jednak mi coś jest*. Cóż, cały czas staram się wierzyć, że kiedyś wszystko wróci do normy.

Odnośnik do komentarza

Witam! Iselor - dzięki temu, że napisałeś i dzięki innym wpisom, ja również postanowiłam Wam opowiedzieć o tym co mnie męczy, dręczy i prześladuje. Już nawet nie pamiętam od czego i kiedy to wszystko się zaczęło. Kiedyś tak jak Ty Iselor, przeżyłam mały cyrk z sercem. Ni z tego ni z owego, zaczęło mi tak walić, ze nie mogłam oddychać. Cała chodziłam razem z walącym sercem. Nie miałam siły wsiąść do samochodu, mama musiała mnie prowadzić. Zawiozła mnie szybko do lekarza. Wykonano ekg, wszystko się uspokoiło, wyniki idealne. Póżniej oczywiście wykonano kolejne ekg, holter i kilka innych badań. Wszystko super! To było jakieś 6 lat temu. Od tamtej pory często boli mnie serducho. Czasem mniej, czasem bardziej, ale o sobie przypomina. Od tego czasu boję się wszystkiego. Niestety. Ostatnio los po raz kolejny pokazał mi tylnią część ciała. Wszystko zaczęło się sypać. Najpierw zauważyłam, że wchodzenie na 4 piętro sprawia mi o wiele więcej trudności niż dawniej, a muszę na nie wchodzić, bo inaczej nie miałabym dachu nad głową. ;) Ponad to jakieś dziwne *wyrosty* na języku, bolące uszy - zwłaszcza prawe, problemy jelitowe, boląca wątroba, powiększone i bolesne węzły chłonne, samopoczucie jak u staruszki... Chodziłam od lekarza do lekarza. Każdy mówił, że wszystko jest super i traktował mnie jak wariatkę. Aż tu w końcu lekarz robiący mi USG węzłów chłonnych zasugerował, abym udała się do mykologa. Diagnoza: grzybica ogólnoustrojowa. Skąd mi się to *olerstwo wzięło? Nie wiem. W tym momencie jestem w trakcie leczenia. Miałam nadzieję, że w końcu wszystko minie! Że zacznie się normalne życie. Ale nie. W sobotę zaczęła mnie boleć głowa. Mniej więcej w miejscu skroniowym i tylko wtedy kiedy lekko dotykam. Dotykając mocno - nie boli nic a nic. Podejrzewam, że coś mi uciska jakiś nerw i dlatego. Tzn tak się pocieszam. Żyły w okolicach nadgarstków są cały czas napięte i bolesne. Do tego cały czas mam bóle uszu - zwłaszcza prawego, do tego prawie cały czas jest ono lekko zatkane, tak jakbym miała tam zassane powietrze. Poszłam dziś do lekarza, zeby dał mi skierowanie do neurologa. Chciałam pójść, żeby zbadał mi tą głowę no i uszy, bo laryngolog powiedział, że uszy są laryngologicznie bez zarzutu. Dzwonię, chcę się zarejestrować, aż tu nagle, miła Pani recepcjonistka informuje mnie, że pierwsze wolne terminy są na listopad tego roku. :) Nie wiem co to jest, znowu się nakręcam. Bliscy już chyba mają mnie dosyć, ale ja sama też mam tego dość. Ile można? Cały czas chce mi się płakać, krzyczeć i tak w kółko. Dusząc to w sobie jest jeszcze gorzej. Ja już nawet nie potrafię zasnąć, kiedy jestem sama w mieszkaniu. Zaczynam się zastanawiać, czy aby do końca jestem zdrowa na umyśle.

Odnośnik do komentarza

Kochani, z tego co piszecie wygląda na nerwicę, aczkolwiek zawsze warto sprawdzić podstawowe sprawy *somatyczne* żeby nie przegapić czegoś zwalając na nerwicę. Trzeba tylko pamiętać o ważnej zasadzie - badania robimy podstawowe i jeżeli wszystko wychodzi poprawnie nie drążymy dalej bo w nerwicy bardzo łatwo wpaść w błędne koło, które bardzo ładnie opisał Iselor - a jak się pomylili - i tak można wtedy w nieskończoność. Myślę że lista badań to te które zrobił Iselor, może w Twoim przypadku sprawdził bym jeszcze żołądek, bo czasami daje objawy podobne do zawałowych, szczególnie jeżeli ewentualny wrzód jest gdzieś wysoko, ale myślę że i tu wynik będzie prawidłowy. Jesteś na dobrej drodze i sądzę że powinieneś poczekać na wyniki oraz na psychoterapię. Trochę szkoda że psychiatra zapisał Ci leki, bo wygląda na to że całkiem dobrze radziłeś sobie z problemami. Leki są tylko parawanem za którym chowa się, nerwica one nie lecza one tylko maskują objawy, także bez psychoterapii i pracy nad sobą raczej efektów nie będzie. Tak jak tu już wielokrotnie zostało to napisane, najlepszy na nerwicę jest psychoterapeuta z nurtu poznawczo behawioralnego, więc jak masz wybór to poszukaj takiego, ale ważne jest żeby zacząć terapię. Oczywiście ważne jest również żeby to był terapeuta z prawdziwego zdarzenia a nie wyciągacz pieniędzy. Weryfikacja to opinie o terapeucie np. na znanylekarz.pl ew. znajomi i rodzina ale także podejście. Jeżeli wyznaczy serię 10 spotkań i stwierdzi że to powinno wystarczyć to można z dużą dozą pewności stwierdzić że nic z tego nie będzie. Oczywiście możecie też wrzucić pytanie na to forum z podanie miasta, może akurat ktoś zna sprawdzonego terapeutę. MAGDAACO dodam że nerwica powoduje skupienie na sobie, nie tylko na myślach odczuciach ale także na samym organizmie. Dzięki temu dość często objawy, których normalnie nie zauważamy albo ignorujemy urastaja do poważnych ucisków bóli itp. Oboje musicie mieć świadomość (wiedza to potężny oręż przeciwko francy -pieszczotliwa nazwa tej k....y co nas dręczy używana na tym forum) że jednym z wielu efektów problemów nerwicowych, przyczyniającym się do powstawania odczuć bólowych (tak piszę żeby wyraźnie odróżnić je od prawdziwego bólu wywołanego chorobą somatyczną - choć ten ból jest również jak najbardziej prawdziwy) jest nieświadome napinanie różnych grup mięśni. Takie napinanie powoduje już czysto fizjologiczne efekty. dla przykładu napinanie mięśni karku utrudnia dopływ krwi do mózgu co wywołuje zawroty głowy, bóle głowy, uczucie rozpierania odbierane często jako wysokie ciśnienie - które po zmierzeniu okazuje się normalne. Napinanie mięśni pleców może spowodować drętwienie rąk, nerwobóle międzyżebrowe itp. Powód jest prosty, napięte mięśnie powodują sytuacje zbliżoną do sytuacji jakie pojawiają się przy drobnych zwyrodnieniach kręgosłupa, czyli ucisk kręgów na korzenie nerwowe. W zależności od tego jakie są to korzenie, od których nerwów, możne to wywoływać właśnie odczucia bólowe w różnych partiach barków i klatki piersiowej. Głowa do góry - z nerwicy się wychodzi. Trzeba tylko przesunąć własna uwagę z wpatrywania się w siebie na pracę nad sobą z terapeutą i wszystko będzie dobrze. Od nerwicy się nie umiera, od nerwicy nie popada się w choroby psychiczne. Z nerwicą ma się życie mniej lub bardziej do d... więc warto to zmienić i to jak najszybciej, żeby nie zdążyła zapuścić korzeni. ANABEL nie ma za co, pod warunkiem że coś z tym zrobisz oprócz przeczytania :) Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

Cześć wszystkim. U mnie kiepsko. Nie mam już napadów paniki, mniejszy mam lęk przed wymiotami, ale borykam się ciągle z dokuczliwymi dolegliwościami. Boli mnie żołądek i czuję się strasznie osłabiona, mam trudności z oddychaniem. Mam uciski w mostku klatce i szyi. To bardzo uciążliwe. Ręce mi drżą i pocą się tak żeze mnie kapie, kołatanie serca i słabe widzenie. Ponadto z tych psychicznych to mam wrażenie że choruję na cos poważnego, że w każdej chwili mogę umrzeć. Boję się że stanie się coś złego i trzeba będzie jechać do szpitala. Jak mam gdzieś z klasą iść to nie idę bo lęk zwycięża. Masakra. Myślałam że to już koniec tego koszmaru a jednak... Piszcie jak odczytacie. Trzymajcie się

Odnośnik do komentarza

Dawno mnie nie było, ale i tydzień był całkiem udany, bez większych lęków ba nawet był taki dzień, że nie było ani lęków ani złych emocji :-)Tylko powiedzcie mi dlaczego ja boję się cieszyć, nawet wtedy kiedy jest dobrze ja boję się cieszyć, bo gdzieś we mnie siedzi myśl, że jak ja będę taka sobie odrobinę szczęśliwa to zaraz mnie coś dołapie. Ta prześladowcza myśl, że lekarze coś pominęli, że ja na coś nie zwróciłam należytej staranności i pewnie coś jest faktycznie nie tak i jak ja już wszystko sobie poukładam do nagle mnie coś „złapie” i najgorsze, że wtedy może być już za późno na pomoc. Od wtorku uczę się przy pomocy mojej terapeutki odróżniać „moje prawdy” od faktów. Jakie to wszystko jest proste w teorii … Od wczoraj chodzę na rehabilitację kręgosłupa, masaże i ćwiczenia. Tak to jakoś się dziwnie złożyło … w poniedziałek 40-stka (JASMA wielkie dzięki za życzenia)a od wtorku rehabilitacja … hahaha przecież mówię starsza pani jestem … bebebe ;-) a propo starszej pani, na zajęcia chodzi ze mną Starsza Pani ale taka naprawdę starsza i uwierzcie tyle optymizmu co ta kobieta w sobie ma… tylko pozazdrościć. Z uśmiechem na twarzy powiedziała że ma czerniaka i nie bagatelizuje tego… z tego co opisała stosuje się do zaleceń lekarza jest po zabiegu i reszta nie jest w jej mocy. Cieszy się życiem, chodzi na studia 3-wieku i jest szczęśliwa … to są jej słowa. Aha i jeszcze jedno ale to już do mnie wypowiedziane, że muszę pokochać siebie. Czyż ona nie ma racji? Pytam.? Kto potrafi tak zarażać optymizmem … chcę tego trochę, przyjmę kazdą najmniejszą ilość. Chodzę na terapię, jeden z najważniejszych dla mnie tak na początek faktów (tak faktów a nie moich prawd) jest to, że nie obwiniam siebie za to, że tam chodzę, że jestem jakaś nieudana. Jest poprawa, ja to czuję i wiem że gdyby nie terapia to nie dałabym rady. Trwa to trochę i potrwa zapewne jeszcze czasu, ale są efekty. Jestem na tym forum od nie dawna, ale ile mi TO pomogło … Jasma, Ignac, Dam radę i wielu innych przyjażnie nastawionych ludzi - pomagacie wszystkim bardziej lub mniej znerwicowanym i taka jest prawda. Wasze doświadczenia stają się moimi doświadczeniami i tym samym wiem jak mam postępować, pomimo że jak każdemu z nas jest ciężko. Magdaaco, Iselor i wszyscy inny bardziej nowi lub mniej warto tu zaglądać chociażby tylko po to aby przy kolejnym narzekaniu Jasma doprowadziła was do porządku * :-) Aha i jeszcze jedna bardzo ważna dla mnie sprawa to dzięki forum nie zaczęłam łykać prochów, a byłam bardzo bliska tej decyzji. Jestem szczęśliwsza z tego powodu. Angie91 jak na terapii, dzwoniłaś czy znalazłaś kogoś innego. Pozdrawiam Was mniej nerwowo niż zwykle :-)

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×