Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Mam 42 lata. Sama zdiagnozowałam u siebie nerwicę lękową. 11lat temu udało mi się cudem przeżyć napad z usiłowaniem zgwałcenia i zabójstwa. Pomogli mi obcy ludzie, którzy odstraszyli napastnika. Ale moja psychika nie wróciła do równowagi. Nikt nie zasugerował mi pomocy psychologa, uważano że jestem twarda. Teraz nie śpię, nie jem mam nadciśnienie tętnicze, arytmię, boję się wychodzić z domu, nie jeżdżę autem-a kiedyś to uwielbiałam, pracowałam nawet jako kierowca. Problem polega na tym, że odbija się to na moich dzieciach np niejeżdżę na wywiadówki, występy itp(za dużo ludzi). Brałam leki na sen, serce, uspokojenie, ale coraz większe dawki przestawały w końcu działać. Mąż od pn. Do piątku w delegacji. Co robić

Odnośnik do komentarza

Witaj DORA, każdy ma jakieś nie załatwione sprawy z przeszłości lub traumatyczne, kryzysowe sprawy z teraźniejszości, a czasami jedno i drugie, natomiast co istotne te trudne dla nas przeżycia mocno się w nas zagnieżdżają, siedzą w podświadomości i sieją negatywy, a nasze życie zmieniając w koszmar na poziomi myśli, emocji i objawów. U Ciebie też, tak jak wnioskuję po tym co piszesz, nie załatwione traumatyczne przeżycie z przyszłości nie zostało w prawidłowy sposób przepracowane, tzn. nikt Ci nie pomógł uporać się z nim na poziomie psychicznym, a sama jedyne co mogłaś w tak trudnej sytuacji, to próbować zapomnieć, zepchnąć w podświadomość, starać się żyć z dnia na dzień, choć nie na 100% ale jakoś żyć. Ale jak widać, to wszystko siedziało i kumulowało się, samo się nie załatwiło, bo jak, a leki tego też nie mogły tego załatwić, bo one leczą ciało i na jakiś czas pozwalają zapomnieć na dokuczliwych objawach, może lęku i panice, ale to co wywołuje te lęki i panikę, nadal jest i często zyskują na sile, a im bardziej od tego staramy się uciec to tym bardziej pojawia się lęk i bezradność i poczucie tkwienia po uszy. To, że wtedy nikt Ci nie zaproponował wsparcia psychologicznego, to błąd, ale nic straconego, owszem czasu się nie cofnie, ale można zawalczyć o przyszłość. Musisz stanąć na własnych nogach i o siebie zawalczyć, potrzebna jest Ci mądra psychoterapia i tak jak co poniektórzy z nas mogą sobie pozwolić na pewne szukanie psychologa na zasadzie prób i błędów, tak Ty powinnaś, postarać się dość szybko znaleźć tego właściwego, a przynajmniej takiego, który specjalizuje się w podobnych sprawach, czynnik ludzki i złapanie tak zwanego przelotu jest ciężkie do przewidzenia i weryfikacji, ale kwalifikacje i opinie można ustalić i sprawdzić. Mam nadzieję, że gotowa jesteś do podjęcia psychoterapii, a z dodatkiem determinacji, której jak sądzę Ci nie brak, zaangażowania i cierpliwości, poradzisz siebie z tym co Cię spotkało. Napisz skąd jesteś, może ktoś z forumowiczów kogoś z psychoterapeutów Ci poleci. Myślę, że fajnie by było gdyby ten psycholog współpracował z psychiatrą, tak żebyś w razie potrzeby mogła się skonsultować z lekarzem, bo z tego co pisałaś brałaś (może nadal bierzesz) leki i być może w tym zakresie będzie Ci potrzebna pomoc. W każdej sytuacji można sobie pomóc, nawet najbardziej beznadziejnej, na każdym etapie swojego życia, w pewien sposób zamknąć przeszłość, zaistnieć w teraźniejszości, bez obciążenia z przeszłości i zawalczyć o godną i spokojną przyszłość - wiem to brzmi dość idyllicznie i przez to mało wiarygodnie, ale to jest cel końcowy i zanim się go osiągnie, to po drodze wielem małych i drobnych kroków, stawianych w zależności od potrzeb i możliwości, powoli, spokojnie, konsekwentnie, czasem dwa kroki do przodu, a jeden do tyłu, czasem z gorszym dniem, czasem z niepokojem i niecierpliwością, ale do przodu. Ważne, aby od czegoś zacząć, wprowadzić jakąś pozytywną zmianę, może postaw sobie jakiś drobny, dość łatwy cel? dla niektórych to były zakupy w biedronce ;-)) ale dobrze się do niego przygotuj, rozbierz cel na czynniki pierwsze, czyli najpierw zrób rundkę wokół sklepu... To oczywiście moje pomysły i subiektywne odczucia, po tym co napisałaś. Pozdrawiam Cię serdecznie i mocno trzymam kciuki. To że napisałaś na forum i uzewnętrzniłaś swoje lęki to też mały krok do przodu :-)

Odnośnik do komentarza

dziękuję Jasmin. ja w sumie rozumiem . Robiłam pedagogikę, tylko 5semestrów, ale na jakiś czas pomogło, pózniej dołek. Pózniej wada wymowy mojego syna, znów była pomocna. Specjalnie dla niego napisałam program logopedyczny, zastosowałam i dziecko w ciągu roku zaczęło mówić idealną polszczyzną. I znów dołek. Wymyśliłam sobie, że sześciolatka nauczę czytać. Pełny sukces, dziecko jako jedyne w pierwszej klasie czyta płynnie. A od dwóch miesięcy siedzę w domu zasłonięte okna, po zakupy idę o określonej godzinie (nie ma ludzi w sklepie). A jednak gdy przychodzi czas szkolny ja mam fobię szkolną pomimo 5i6 moich dzieci nauczyciele ciągle się czpiają. Wieczorem i w nocy do ich powrotu myślę o co dziś się przyczepią. W wakacje czuję ulgę. Jestem bez leków, śpię normalnie. Czy to specyficzny rodzaj nerwicy?

Odnośnik do komentarza

DORA pomimo podobnych mechanizmów powstawania zaburzeń lękowych, spójnych głównych objawów, nerwica mam różne odcienie, a jest zdeterminowane naszą historią, rodzajem traumatycznych przejść, kryzysów wewnętrznych, naszą osobowością, środowiskiem w jakim się wychowaliśmy i obecnie funkcjonujemy, każdego sytuacja jest inna i lęk może być z czymś innym związany, nerwica jest na miarę szyta i uderza w najsłabsze nasze punkty. Jednakże w zaburzeniach lękowych występuje silny właśnie lęk, który jest irracjonalny, czyli trudny do przypisania mu obiektywnych sytuacji, lęk, który pomimo swojej nierealności, jest bardzo przykry i mocno wpływa na naszą aktywność życiową. Możliwe, że u Ciebie ten lęk jest uwarunkowany na Twoje dzieci, może doszło do takiego przeniesienia. Często też osoby z zaburzeniami lękowymi są nad ambitne z natury i bardzo źle znoszą domniemane porażki, stawiając sobie wysokie poprzeczki, nawet przy osiągnięciu zamierzonego celu nadal są niezadowolone, a to rodzi silne konflikty wewnętrzne: chcę, próbuje, daję z siebie wszystko, ale jak zwykle cos jest nie tak, nie zrobiłam tak jak chciałam, jest do d..., ja jestem, do d..., co znowu mi się przytrafi, co i kiedy?! - to jedynie przykład, chcę pokazać, jak sami sobie gotujemy ten cały bigos, bo cele za wysokie, bo nadludźmi nie jesteśmy, bo nie cieszymy się z 99% osiągniecia, a przygniata nas 1% niezrealizowanego celu, a jak cel osiągniemy w całości, to podejrzewamy, że następnym razem na pewno się nie uda, więc nie warto się cieszyć, bo nam się świat wali z powodu pseudoporażki, bo nie dajemy sobie prawa do słabszego momentu, bo stawiamy sobie trudne do osiągnięcia cele - a tak naprawdę po co nam to wszystko?, ta ambicja?, bo to nam daje poczucie wyższej wartości?, a jak się kończy? czy aby na pewno lepiej się czujemy i w naszych oczach jesteśmy lepsi? czy wręcz przeciwnie? Sztuką jest mierzyć siły na zamiary i cieszyć się z drobnych sukcesów, a z niepowodzeniami godzić i wyciągać z nich konstruktywne wnioski - ale to jest sztuka trudna, choć jej naukę można i warto zacząć w każdym wieku.

Odnośnik do komentarza

Jasmin, wiedziałam,że szkoła się przyczepi. Właśnie wróciłaa moja córka z łaczem, że jest gruba. Pani higienistka powiedziała jej, że ma zgubić brzuszek bo jest za gruba. Moja córa w miesiąc straciła 2 kg. Kupiłam xbox i codziennie z nią tańczę. I już dostałam nerwa. No jak z tym żyć

Odnośnik do komentarza

DORA najchętniej napisałabym chrzań to co inni mówią, ale czuję, że problem siedzi gdzieś indziej i głębiej i bardziej chodzi tu o Twoją reakcję i problem, bo to że inni mają na nas swoją wizję i pomysł, to jest, było i będzie. Ważne jest nabrać do pewnych spraw właściwego i zdrowego dystansu, czyli odczarować pewien sposób myślenia, zmienić go, naprostować, a emocje, w tym lęk, niepokój, stres, same się niejako dostosują do sytuacji, czyli aby zmienić nasze podejście, reakcje, zachowania trzeba zacząć od środka od sposobu myślenia i postrzegania świata i nas w tym świecie. I jeszcze dwie sprawy, u Ciebie są te trudne zaszłości, które nie się załatwione, pewne tłamszone i niewyrażone emocje takie jak gniew, złość, przerażenie, a projektują Twoje teraźniejsze zachowania i tak jak wcześniej pisałam warto się tym zająć, a druga sprawa, to ważne, aby swoich leków i frustracji nie sprzedawać dzieciom, choćby w najdrobniejszych gestach, dzieci mają bardzo nastawione radary i szybko wyłapują niepokój u rodziców, zmianę nastroju, czy niespójność. Musisz zadbać, aby (pomimo Twoich wewnętrznych trudności) bardzo racjonalnie tłumaczyć swoim dzieciom życie, tłumacząc córce, że faktycznie może jest nieco większa od innych dziewczynek w swojej klasie, ale każdy jest inny, a z tym można coś zrobić, wprowadzić zdrowe żywienie i aktywność fizyczną, ale nie powinno to być przewrotem w jej życiu, czyli przechodzimy na dietę, zero słodyczy, ćwiczymy koniecznie 3 razy w tygodniu i robimy codzienne pomiary, bo co nagle to po diable, lepiej sukcesywnie i spokojnie utrwalać pewne zdrowe nawyki i eliminować te niewłaściwe, bo bardzo rygorystyczne podejście wywołuje poczucie presji i pewnego przymusu, a jak odstąpi się od reguły lub nie osiągnie się określonego celu to rodzi frustracje i obniża samoocenę. Ja oczywiście Cię nie ocenia, piszę jedynie na podstawie tego co czytam i czego mogę się domyślić, a bardzo mogę się mylić, to jest właśnie minus takiego forum.

Odnośnik do komentarza

Cześć dziewczyny, Właśnie do mnie dotarło po raz kolejny że jakoś mało samców na tym forum. Kilku zaglądało ale ostatnio posucha. Czyżbym był jedynym który przeszedł romans z francą? No chyba ze prawdziwi twardziele nie wchodzą na fora ;) Pewnie wchodzą i czytają ale nie piszą. OK nie mój problem. DAM RADĘ z tym pytaniem o zawał (tak przy okazji to chyba telepatia, bo dopiero wlazłem na forum - wiesz o co chodzi). Odpowiedź wydaje się prosta. Jednym z elementów nerwicy są objawy, znamy je wszyscy. Oczywiście bardzo chcemy dowiedzieć się jaka to choroba nas dopadła, bo kto o zdrowych zmysłach uwierzy, ze to wszystko wytwory naszej kochanej racjonalnej głowy? Żeby ktoś tego na poważnie nie wziął!!! Oczywiście zanim w końcu pogodzimy się że to nerwica staramy się znaleźć tą *właściwą* chorobę. Jest to to rodzaj projekcji, więc szukamy w znanych zasobach. Możliwości są trzy - mamy lub mięliśmy w otoczeniu kogoś bardzo chorego i od niego *pożyczamy* chorobę, szukamy wśród chorób powszechnie znanych, grzebiemy po internecie lub książkach i dopasowujemy objawy. Zawał a raczej choroba wieńcowa to dość powszechna choroba, każdy o niej coś słyszał, myślę że także zajmuje jedno z czołowych miejsc w powszechnym rankingu chorób groźnych. Przeciętny człowiek zapytany o zagrażająca życiu chorobę wymieni zawał na jednym z pierwszych miejsc. Ciekawe że choroba wieńcowa, której efektem jest zawał nie budzi takich lęków - magia słowa. Zawał ma jeszcze dodatkowe atrybuty, z których franca skwapliwie korzysta. Teoretycznie może dopaść każdego i w każdym momencie - takie jest powszechne mniemanie (nieprawdziwe) no i *pasuje* do objawów - tzn. nie pasuje do objawów klinicznych ale pasuje do tego jak sobie wyobrażamy objawy na podstawie książek i filmów. Pytam Was jakie są podstawowe objawy zawału? Założę się, że znaczący procent, bliski 100 (kardiolodzy i ich rodziny nie mogą brać udziału w konkursie - regulamin pkt 7 ust. 2) odpowie silny ból w klatce piersiowej i narastający lęk. Pasuje? No jasne. Atak paniki to nic innego jak narastający lęk, dołączają się jeszcze kołatania - tego nie wiemy ale pasuje do wyobrażenia. A bóle w klatce? Klasyka. Przy nerwicy bóle w klatce piersiowej to nieomal nieodzowny element - poczynając od nerwobóli, które mogą się umiejscowić wszędzie, poprzez bóle od kręgosłupa, bo spięte mięśnie pleców znakomicie się do tego przyczyniają, kończąc na bólach międzyżebrowych, które są także pochodzenia odkręgosłupowego, lub są nerwobólami, a ponieważ maja charakter zgodny z przebiegiem nerwów czyli opasujący no to oczywiście pasują jak ulał do wyobrażenia o zawale. No to jak już postraszyłem to teraz troszeczkę wiedzoterapii. Zawał jest najczęściej wynikiem zaawansowanej miażdżycy naczyń wieńcowych, czyli większości z Was nie grozi w obecnej chwili. Jeżeli macie cholesterol w normie i nie macie potwierdzonej miażdżycy to zawał jest teorią. Kolejna sprawa to objawy. Słynny ból w klatce piersiowej musi występować w dużym obszarze klatki piersiowej, długo i narastająco - często promieniuje. Tak jak pisała DAM RADĘ najlepszą diagnozą czy ból jest zawałowy jest sprawdzenie dwóch rzeczy - ból narasta przy najmniejszym wysiłku (zrobienie kilku kroków wystarczy, nie trzeba robić ciężkich ćwiczeń) i nie przechodzi mimo odpoczynku. To co ważne to zawał bardzo rzadko pojawia się bez wcześniejszych bóli wieńcowych, bardzo często ból jest tak silny że chory traci przytomność. Mam nadzieję, że u części z Was zawał mamy z głowy, a pozostali szybko do tego dojdą :) Co do pozostałych kwestii, to znów mamy kilka przypadków nie rozwiązanych problemów z przeszłości z którymi nic się nie robi, a można by spróbować poradzić się dobrego terapeuty... No i niestety jedna z moich faworytek do nagrody pierwszej jakości nawozu do hodowli francy królewskiej - samoocena!!! Troszkę jestem zmęczony więc wybaczcie mi sarkazm i skrótowość - lusterko to się wiesza w łazience, przedpokoju! Oczy bliźnich nie nadają się do tego celu!!! Sami znamy najlepiej swoja wartość i nie musimy dokładać wszelkich starań żeby przeglądając się w oczach naszego otoczenia zawsze błyszczeć i budzić ich podziw i aprobatę. Jeżeli stara jędza w szkole ma kompleksy i chłop nią poniewiera co wieczór, to niech się lepiej upije a nie pastwi się nad małymi dziewczynkami bo mają wystające brzuszki. A kto powiedział że mają nie mieć? Kiedyś przeczytałem że nerwica jest to cena jaka płacimy za wyobraźnię. Potem sam od siebie dodałem że i za wrażliwość. Teraz wiem że nerwica to jest cena którą płacimy przede wszystkim za konflikty wewnętrzne. Problem polega na tym że obecne czasy są małym koszmarnym trollem pod tym względem. W dużym uproszczeniu mamy trzy sfery w których działamy - nasze możliwości psychofizyczne czyli biologia, oczekiwania społeczne związane z rolą społeczną jaką pełnimy oraz przeżycia. Na styku tych obszarów może tworzyć się konflikt, który przeradza się z czasem w nerwicę. To co napisałem o naszych czasach powoduje kilka rzeczy, znów w dużym skrócie - zapominamy o naszej biologii i często czujemy się nią ograniczeni i walczymy z tym - co jest bzdurą bo robimy rzeczy wbrew naszym możliwościom i zdolnościom. Chodzi tu zarówno o tak prozaiczne rzeczy jak picie napojów energetycznych zamiast się wyspać jak i takie jak operacje plastyczne super diety i inne bzdury. Taka głupota wynika bardzo często z oczekiwań społecznych ukształtowanych przez promowane usilnie dziwaczne wzorce, które nie są naszymi wzorcami ale ponieważ trąbią o nich media - prasa kino telewizja, uznajemy że są one wyznacznikiem wszystkiego i jesteśmy przekonani że takie są oczekiwania społeczne również wobec nas. To z kolei prowadzi do tego, że przeżycia traumatyczne coraz rzadziej wynikają z prawdziwych tragedii a coraz częściej z wpływu otaczającego świata (np. jako dziecko słyszymy że mamy wystający brzuszek). W ten sposób obiektywne czynniki przekształcają się w okropne błędne koło, gdzie konflikt generowany jest nieustająco przez wpływ kolejnych czynników na inne. Tylko że ten wpływ jest sztucznie generowany przez media, marketing i chore wartości dochodzące do głosu. Jak inaczej nazwać *kult* zasuszonych szkieletów o inteligencji Joli Rutowicz, ubranych w markowe ciuchy kosztujące fortunę a warte tyle co nic (takie np. trampki warte ze 30 zł które po naszyciu kółeczka z gwiazdką zaczynają kosztować 10x tyle). Można by tak w nieskończoności i pewnie zgodzicie się w duchu że ulegamy temu, bo chcemy błyszczeć w oczach bliźnich, usprawiedliwiając się stwierdzeniem że chcemy być akceptowani przez otoczenie. Boimy się samodzielnych wyborów, więc na wszelki wypadek czerpiemy z wciskanych nam wokół wzorców, będących wymysłem marketingu - trzeba generować zyski - i dzięki temu sami nakręcamy spiralę. Efektem są frustracje, samotność, brak oparcia o stałe ramy, przemęczenie, faszerowanie się *zdrową żywnością*. A wszystko nie ze zdrowego rozsądku tylko aby sprostać wyznaczonym nam wzorom. Koszmar. Nie wiem czy nie popadłem w bełkot bo staram się ująć to jak najkrócej, więc możne brzmi to troszkę moherowo, ale nie o moher tu chodzi ale o autentyczność, o wartości na które trzeba zapracować wysiłkiem a nie głupotą o uczciwość wobec siebie i wreszcie o dostrzeganie własnych potrzeb. Ale się rozfilozofowałem ;) może kiedyś zechce mi się to bardzie zebrać uładzić i przedstawić jakoś spójniej. Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

Witam dziś całkiem nie najgorzej się czułam w porównaniu do ostatnich dni ale przyszła noc a wraz z nią bezsenność,myśli w głowie co może się stać i wszystkie możliwe objawy ( wszechobecny ból,kołatanie serca,duszność i ta przeraźliwa niemożność złapania głębokiego oddechu- straszne) próba zmęczenie się przy tv i laptopie nie przynosi skutku,leki na wyciszenie też nie.co robic ,jak sobie wtedy radzicie ??

Odnośnik do komentarza

Pytam się o leki na wyciszenie, bo nie wiem czy chemię w czystej postaci bierzesz, czy jakieś ziołowe. Ja czasami też spać nie mogłam i przed snem się nakręcałam, niestety żeby załatwić i umożliwić łatwiejsze zasypianie i polepszyć jakość snu, trzeba obniżyć ogólny poziom lęku, czyli odkręcić pewne kwestie ten lęk wywołujące, a który się potęguje i demony wyłażą przed snem, bo jest to moment na wyciszenie, bo w domu robi się cicho, bo inni śpią, bo jak zasnę, to nie wiadomo co się stanie i nawet nie zareaguję i nic nie zrobię bo będę spałą i nikt inny nic nie zrobi bo też będzie w śnie pogrążony i nie zauważy, że coś strasznego się z nami dzieje, tak wiem paranoja, ale takie nam myśli do głowy przychodzą, warto racjonalizacją pewnych naszych stanów zanim do zasypiania dojdzie. Można też działać doraźnie, czyli nie jeść nic ciężkiego dwie godz. przed snem, ale coś zjeść, np. jakiś nabił, lub napić się gorącego mleka z miodem, na mnie mleko świetnie działa (choć naukowo nie do końca jest jego działanie nasenne potwierdzone), do tego mleka można dodać nieco cytryny, bo tryptofan z mleka wchłania się w obecności wit. C, a może po prostu melisa z miodem i cytryną, możesz łykać w ciągu dnia magnez z wit. B6, zadbać wieczorem o czas dla siebie o coś miłego, może ciepłą kąpiel z olejkami eterycznymi, może dla odmiany poproś męża o masaż i może coś jeszcze :-), będzie miło zaskoczony, możesz nie mieć do pewnych spraw głowy, ale życie toczy się dalej, Twoje i Twoich najbliższych też, watro też zrobić sobie spacer lub poćwiczyć, ale nie za późno, bo po sporcie jeszcze przez jakiś czas podtrzymane jest poburzenie psychofizyczne, choć pozytywne to jednak nie sprzyjające wyciszeniu przed snem, możesz też zastosować techniki relaksacyjne przed snem (w necie można je znaleźć), nie warto oglądać ciężkich filmów i programów, a może już w łóżku poczytać lekką książkę lub posłuchać miłej muzyki, a może audycji w radiu. To takie luźnie propozycje, ogólnie znane, ale może się przydadzą. Dobrej nocy

Odnośnik do komentarza

Hej wszystkim! Ostatnio także nie za dobrze u mnie ze snem (i nie tylko). Cały czas jem ziołowe pigułki *lobofarm* czy jakoś tak, do tego od czasu do czasu funduje sobie jakiś *vital tonik*.. - nie urażając nikogo - dla osób powyżej XX... lat ;p. Działało na pewno wyciszająco.. oczywiście zwracam uwagę, że głównego problemu nie rozwiązują... Wczoraj mąż dostał list/mail ode mnie na temat tego jak się czuję bo oczywiście wie, że coś jest nie tak, lecz pewnie nie zdawał sobie sprawy jak to głęboko siedzi we mnie i że poza myślami, iż już długo czasu nie mam nic wiecej we mnie nie ma. Postanowiłam to napisać bo wiedziałam, iż nie powiem tego, bo po dwóch zdaniach w płacz uderzę i tyle by się skonczyło. Tak więc trochę był w szoku.. powiedział, że teraz to się będzie bał pocztę czytać... Postanowił od wczoraj przypilnować mnie i np mam nakaz jeżdżenia 15 min dziennie na początek, na rowerku stacjonarnym pod jego okiem... i wczoraj grzecznie usnęłam co nie znaczy ze chwile się męczyłam przed snem ale ok 22-23 spałam.. mogło to być spowodowanę kilkoma wcześniejszymi nocami na wpół nieprzespanymi, ale zmęczenie fizyczne na pewno też coś dało. I tak teraz codziennie będzie, zwiekszając powoli czas jazdy, bo okrutnie te 15 min mnie zmęczyło...a kiedyś chodziłam na fitnessy po 6 godz. tygodniowo. Niekoniecznie przed snem jak napisała JASMA :) aby się nie rozbudzić... Pewnie jeszcze mi trochę rzeczy wymyśli bo dałam mu do zrozumienia, że sama nie potrafię już się sobą zająć,,,, Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Witam wszystkich nerwusków ;) JASMA jaka z Ciebie jest mądra kobieta, uwielbiam czytać Twoje porady, potrafisz podnieść na duchu. Z tymi nocami to prawda, jak ja jestem ciagle napięta,niespokojna i myśle o zdrowiu , o każdym centymetrze swojego ciała czy mnie coś boli czy nie to nie zasne, kręce się, dotykam ,sprawdzam puls, a jak jestem spokojna to spie jak dziecko całą noc... Czytam Was już trochę czasu, widzę,że sporo z nas męczy się z tą francą! Ja jutro się wszystkiego dowiem ,bo mam pierwsza wizytę u psychiatry, Pani jest również psychoterapeutą :) mnie codziennie męczy inna część ciała, akurat teraz jestem na etapie serducha i klatki piersiowej, chociaż EKG jest w porządku i lekarz tylko powiedzial ,ze mam nerwobóle. Boli mnie w środku najbardziej podczas skrętów ciała, poruszaniu ,wyginaniu. Czasem też coś zakuje to koło serca to wyzej, już sama nie wiem co to i znów zaczynam myśleć i się stresować.. U mnie problem jest taki,że nie mam żadnych obowiązków, za dużo wolnego czasu, brak pracy, duuuużo czasu na myślenie, wmawianie, szukanie nowych chorób i przypisywanie sobie objawów, badanie ciśnienia itd :(

Odnośnik do komentarza

Witam wszystkich w ten zimowy dzień :-) Co tam u Was słychać? Megi jak terapia i odczucia? GOSCINA jeśli miałaś potrzebę opowiedzenia tak od A do Z o tym co Ci w duszy piszczy swojemu mężowi (bo z Twojego posta odniosłam wrażenie, że wtajemniczyłaś go w całe spektrum Twoich myśli emocji, stanów i lęków), to ja formę pisemną popieram, szczególnie jak w inny sposób ciężko było to zrobić, a pisemnie, można lepiej przemyśleć, dobrać słowa i zrobić to z większym dystansem - a uczenie się nabierania dystansu jest w walce z francą bardzo potrzebne. Ja osobiście nie miałam potrzeby tak po całości dzielić się swoimi lękami, może dlatego, że szybko zdołałam sobie sprawę z irracjonalności tego co odczuwam, a zazwyczaj jestem osobą bardzo realnie podchodzącą do wielu spraw i mocno stojąca na ziemi, zarówno wewnętrznie jak i zewnętrznie, choć pomimo charakteru i zdawania sobie sprawy, na poziomie intelektu, że to co czuję nie jest obiektywne i sama sobie to preparuje, to jednak było to dla mnie bardzo trudne, a lęki i emocje były bardzo wiarygodne, odczuwane i dużo własnej pracy wymagało sprowadzenie tego do racjonalnego myślenia i nie nakręcania się. To też nie było tak, że nikt z moich bliski nie wiedział co się ze mną dzieje, owszem mówiłam, że jest mi ciężko, że jestem w słabej formie psychicznej, że jestem poddenerwowana, mam różne obawy i niepokoje, że chce sobie z tym poradzić, że potrzebuję czasu i wyrozumiałości. Ja oczywiście nie twierdze, ze moje rozwiązanie jest najlepsze, ja po prostu tak miałam. Dla mnie najtrudniejsze było zaakceptować, że mi właśnie to się przytrafiło i że ja sama sobie to zrobiłam, a to pociągnęło podejście i zrozumie najważniejszego, że tylko ja sama sobie mogę i muszę pomóc, a żeby dać sobie na to czas, to *poinformowałam* (choć nie był to jednorazowy przekaz) najbliższych, że z czymś się zmagam i potrzebuję wsparcia i zrozumienia. Fajnie, że Twój mąż się aktywnie zaangażował i mam nadzieję, że zapału mu nie zabraknie, choć pamiętaj, ze to co On proponuje, choć ważne i bardzo potrzebne, to jest to wpływanie na objawy i takie działanie tu i teraz, zostaje jeszcze ta wewnętrzna płaszczyzna, przyczyna tego co się teraz dzieje i czego skutki odczuwasz, trzeba też tym się mocno zając, czyli co było i jest teraz w Twoim myśleniu takiego, co francę wywołało i rozprawić się z tym. Dotknięcie problemu głównego i jego rozwiązanie na poziomie psychicznym, z dużym zaangażowanie własnym, do tego działania doraźne, zadbanie o regenerację organizmu, sen, sport, właściwą dietę, pełnowartościowy relaks i odpoczynek, plus wsparcie otoczenia (choć docelowo nie wyręczenie), plus własna tolerancja swojego stanu i trudnego momentu w życiu i jeszcze danie sobie czasu nieograniczonego na kroki we właściwym kierunku to chyba główne czynniki umożliwiające wyjście z zaburzeń lękowych skutecznie i trwale. Oczywiście wg. Jasmy :-) GOSCINA, a przypomnij, proszę, Ty chodzisz do terapeuty?, jeśli tak to od kiedy? i jak Ci pomaga i czy pomaga? :-) KASMER witam i dziękuję, że miłe słowa, fajnie, że moje komuś do czegoś się przydają. A tak właściwie, to moim celem nie jest podnoszenie na duchu takie w czystej postaci, bo w takim podejściu jest dużo pobożnych życzeń, głaskania po głowie takiego roztkliwienia i pocieszania (co nie znaczy, że nie czuje empatii do osób tu piszących), ja jednak staram się pisać rzeczowo, konkretnie i o tym co ma szanse zadziałać tak realnie i namacalnie, a co to oznacza, że staram się nie pisać bajek i wydumanych przekazów filozoficznych, a w konsekwencji sugerować, że się da, że można sobie z francą poradzić, można i nawet trzeba konkretnie, konsekwentnie, choć powoli wziąć swoje sprawy w swoje ręce, robiąc to dla siebie i pośrednio dla innych, samo nic się nie dzieje, tak jak nerwicą się nie zaraziliśmy, ani jest wynikiem przewiania, czy sexu bez zabezpieczenia ;-)) Daj znać jak po wizycie u psychiatry i psychoterapeuty w jednej osobie, pomimo pokrewności dziedzin, to jednak przewrotne połączeni i może myć zarówno klapą, bo podejście takie okrakiem, ani lekarz ani terapeuta, albo strzałem w 10, terapeuta z fajnymi w tym zakresie umiejętnościami i wiedzą lekarza. Miłego dnia

Odnośnik do komentarza

VINCE to zależy, czasami osoby z nerwicą tak bardzo się boją alkoholu, że jak zaczynają pić, jakoś się przekonają, to gdy zaczyna im lekko szumieć w głowie i nie daj Boże zaczyna się kręcić, to wpadają w dużą panikę, bo te objawy przypisują innej przyczynie, ale jeśli ten moment się przetrwa to alkohol działa podobnie jak leki psychotropowe, czyli znoszą pewne mechanizmy - problem jest chowany pod dywan, a czasami może mocno podbić objawy nerwicowe, doprowadzić do ich eskalacji i prawdziwej schizy - także trudno przewidzieć, jak na kogo wpłynie, a poza tym po większej ilości alkoholu (czyli większej niż jeden drink czy lampka piwa) może w czasie trzeźwienia wystąpić podwyższone tętno, a u osoby z zaburzeniami lękowymi wręcz tachykardia i ten objaw jest na tyle uciążliwy, że osoby lękowe boją się pić alkoholu. Ja jestem zwolenniczką pewnego umiarkowania, tzn. jeśli mamy nasilone objawy nerwicowe to na jakiś czas zrezygnować z picia większej ilości alkoholu, lampka wina nie zaszkodzi, oczywiście jeśli żadnych leków nie bierzemy, a do alkoholu jak do wielu spraw wracać małymi kroczkami. Tak moja wiedza i opinia ;-)

Odnośnik do komentarza

Witam, jestem po wizycie u psychiatry.. Odczucia mam narazie takie nijakie. Zmaglowała mnie o rodzine , o związek. Nie bardzo umiałam odpowiadać na pytania tak z miejsca bez dłuższego zastanowienia np : co ci się podoba w Twoim chłopaku ? pytała o choroby urazy, leki, o tym jak przebiegają ataki.. Co mnie boli, co czuje, za dwa tygodnie następna wizyta. Szkoda,że każda 100zł :/ Przepisała mi afobam i arketis.. Az się boje czytać ulotki :D

Odnośnik do komentarza

No właśnie.., mnie alkohol bardzo uspokaja, tak naprawdę dobrze się czuję po 2-3 piwach. Mijają troski, zmartwienia, bóle nerwowe (chyba nerwowe), czuje się zrelaksowany. To nie dobrze. Nie wiem czy moje dolegliwości są związane z nerwica czy może już z chorobą alkoholową..

Odnośnik do komentarza

Witaj KASMER, szkoda, że zapisała Ci leki, w dodatku po pierwszym spotkaniu i to od razu antydepresant i dość silny uzależniacz jakim jest Afobam - to zestawienie mnie nie dziwi, przy założeniu, że Afobam mocno doraźnie i tylko na początku SSRI, ale dziwi, że tak po jednym spotkaniu, szczególnie jeśli jest psychoterapeutą. To, że zadawala dużo pytań, może czasami od sasa do lasa, to świadczy, że chciała Cię poznać, ale nie wiem, czy można to nazwać terapią. A czy ona, Ci powiedziała, że będziecie się spotykać co tydzień i będzie Twoją terapeutką?, spotkania będą trwały około godziny, co najmniej pół roku, czy po prostu masz za tydzień iść na kontrolę w zakresie branych leków? Poczekasz zobaczysz co będzie dalej, a leki zamierzasz brać, chodzi mi o antydepresant i czy Ci postawiła jakąś diagnozę, choć chyba musiała bo jak włączyła farmakologię, hmmm... sory, że tyle pytań, ale próbuję zrozumieć :-)

Odnośnik do komentarza

Hej! Tak chodze na psychoterapie od października, pisalam że mam mieszane uczucia bo ja sama nie wiem co chcę osiągnąć. Na razie dużo się nie dzieje* *skaczemy* z tematu na temat. Oczywiście dużo cofamy się do dzieciństwa. Na razie spostrzeżenia SA takie* iz ja każda sprawę czy temat jaki porusza psycholog tłumacze, ze nawet jak cos było nie tak no to przecież tak mogło być ja tego nie zmienie i w pewien sposób akceptuje. Cały czas ja nie chce wierzyć w to, iz jakieś sprawy z przeszłości maja na mnie taki wpływ, bo zawsze potrafiłam sobie z nimi poradzić i jakoś wytłumaczyć. Mogłam sama ze sobą się dogadywac. A jak doszły fizyczne problemy czyli cos mnie zaczęło bolec i zamiast iść na badanie to ja znowu sama sobie wmowilam ze to cos poważnego i całkowita blokada przed podjęciem jakichkolwiek kroków aby cos z tym zrobić. Wtedy tez zaczęły się typowe nerwicowe problemy serce oddech .. Ale bóle nie mijały a co gorsza cały czas cos dochodzi aktualnie juz chyba nie ma ma takiego miejsc gdzie cos by nie bolalo.

Odnośnik do komentarza

VINCE to o czym piszesz, to mi brzmi jak pewien Twój sposób na lęki, wiesz jak na Ciebie działa alkohol - piwo i traktujesz jak panaceum, a nie boisz się bo sprawdziłeś jego działanie, natomiast to jednak zamiatanie problemu pod dywan, pójście w zapomnienie, a nie załatwienie gniotących problemów. To spokojnie może być wynikiem zaburzeń lękowych i chęci uśmierzenia dokuczliwych objawów, emocji poprzez ucieczkę od nich..., choć wydaje mi się, że jak zaczynasz trzeźwieć, łatwiej nie jest, a do tego dochodzi poczucie winy, więc znowu chcesz zagłuszyć lęki i sumienie, a taki schemat - błędne koło może być groźne i łatwo wpaść pułapkę alkoholu. Oczywiście, może też być od drugiej strony, czyli złe samopoczucie psychiczne, lęki i podenerwowanie w wyniku spadku poziomu alkoholu we krwi, choć jednak w chorobie alkoholowej, owszem objawem odstawianym jest co prawda pobudzenie psychoruchowe, dekoncentracja, niepokój i główna myśl - napić się, ale po uzupełniniu poziomu alkoholu, wcale tak błogo i spokojnie taka osoba się nie czuje, a raczej czuje się normalnie, ręce przestają, się trzęść, wraca koordynacja ruchowa i mija roztargnienie, a przez pewien czas, dopóki nie przegnie z alkoholem, to wydaje się trzeźwiejszy, niż wtedy gdy faktycznie był trzeźwy, choć raczej na kacu. Oczywiście to duże uproszczenie, bo wszystko zależy od etapu choroby alkoholowej.

Odnośnik do komentarza

Dokoncze. gdyż nacisnelam wysyłkę.. W pewnym stopniu zachowuje sie tak jakbym wmawiala sobie nerwice bo przecież i tak wiem lepiej ze to cos fizycznego i poważnego. I ta świadomość mnie dobija bo widzę także na tym forum wszyscy wykluczają na początku problemy fizyczne i zostaje *tylko* głowa, z która to ja zawsze sobie umialam poradzić. A tu nagle się okazuje, ze nie potrafię tego wszystkiego ogarnąć. Psycholog mówiłam o tym. Nie wybieralam sama psychologa chodze na nfz. Opinii brak na jej temat. Jak sobie pomyśle o zmianie to nie chce, bo nie chce na nowo opowiadać co jak i dlaczego innej kolejnej osobie. Brakuje mi takiego samozaparcia do samodzielnej pracy nad sobą mimo iz jest cały czas gorzej tak jakbym to wszystko akceptowali i się godziła na taki stan rzeczy bo inaczej juz nie będzie.... To na razie tyle mojej pisaniny...pozdrawiam wszystkich

Odnośnik do komentarza

GOSCINA ja się z Tobą zgadzam i może tak być, że mogłaś mieć różne dzieciństwo, nawet trudne, ale dobrze sobie z tymi trudnościami poradziłaś i poza pamięcią o nich nie mają na Ciebie destruktywnego wpływu, choć dzieciństwo jako okres kształtowania się Twojej osobowości i cech charakteru, ma duże znaczenie, ale nie musi wcale być złe, ale może też Ci się tylko wydawać, że nie zostały nam wpojone żadne negatywne wzorce i błędy poznawcze, czasami z przekory stajemy okoniem, a może warto wziąć pod uwagę sugestie terapeuty :-). Natomiast coś na pewno wpłynęło na to, że irracjonalny lęk się pojawił, może to było jakieś wydarzenie, którego byłaś świadkiem, może jakiś Twój kryzys/przeżycie, może za dużo wewnętrznych kryzysów, takie poczucie działania w niezgodzie ze sobą, albo różnych ograniczeń, które Cię trzymają, może jakaś niespełniona miłość, coś co zachwiało Twoim poczuciem bezpieczeństwa, może obniżyło samoocenę, gdzieś tam w głowie zostało i narastało. Warto takiego winowajcę znaleźć i od niego zacząć, a później powoli odkręcać inne sprawy i punkt widzenia. Trochę długo już chodzisz do terapeuty i wydaje mi się, że coś już powinno iść w pozytywną stronę, choć każdy jest inny i ma swoje tępo i różnie pewne etapy przechodzi. To są moje jedynie sugestie. Pozdrawiam Cię serdecznie

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×