Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

AGNESTI sama to napisałaś i tu jest clou sprawy, w skrócie: zaczyna mnie boleć głowa i pojawiają się myśli a następnie objawy lęk i panika, a późnej zaczynasz zachowywać się w sposób dla siebie nieakceptowalny, wychodzisz, uciekasz, chodzisz nerwowo po domu, wszystko dodatkowo nakręcając i rozkręcając - to jest ten łańcuszek przyczynowo - skutkowy czyli to o czym wcześniej pisałam: myśli wpływają na emocje, emocje na objawy, te na zachowania i następnie ponownie na myśli i tak w kółko, do tego to kółko kręci się na coraz szybszych obrotach i coraz większe kręgi zatacza. U podstaw zaburzeń lękowych leży nasz sposób myślenia, który w pewny sposób ukształtował się przez lata, przez to co odziedziczyliśmy, przez proces wychowawczy, środowisko w którym dorastaliśmy, dążenia własne i różne zbiegi okoliczności, do tego dochodzą odczuwane przez nas emocje, które często były gromadzone, tłamszone lub wyrażane w niewłaściwy sposób, to też ukształtowało pewien rodzaj reakcji i naszych zachowań, zachowawczość w działaniu, szybkie pobudzanie psychoruchowe, unikanie pewnych sytuacji dla nas nie komfortowych, a w momencie eskalacji i wejścia nerwicy na wysokie obroty, dołączają się mega uciążliwe objawy, które były zapewne zawsze, ale nie na tak odczuwalnym poziomie, a te objawy to wierzchołek piramidy zaburzeń lękowych, to, to co nas skłania, po wykluczeniu innych schorzeń, aby się nad sobą zastanowić, choćby wejść na takie forum (czego zwolenniczką nie jestem ;-p podobnie jak czytania w gogle o dolegliwościach, co ja sobie nazywam cyberhondryzm), objawy, które są ostatecznym wołaniem organizmu o pomoc. Myślenie trzeba zmienić, emocje trzeba nauczyć się wyrażać, pomóc organizmowi w pozbyciu się objawów, a zachowanie *samo* się zmieni - czyli psychoterapia :-) bo samemu to dość ciężko, potrzeba wędki, ale marchewkę trzeba złowić samemu :-) Ja na stronie 2614 w jednym z moich postów pozwoliłam sobie wyszczególnić pewne sprawy, z mojego punktu widzenia - choć lista nie jest kompletna, ale za jakiś czas wszystko zbiorę w całość i wrzucę na forum :-)

Odnośnik do komentarza

EDIK i jeszcze jedno: jak zawsze, jak zwykle... to pewne stwierdzenia, które w tym konkretnym ujęciu i kontekście istnieć nie powinny, nie ma czegoś takiego jak powtarzalność pewnych sytuacji, jakaś reguła, matematyczna zdarzeń psychosomatospołecznych, takie widzenie zero-jedynkowe, poza tym, że jest błędne, mocno nas ogranicza, negatywnie modeluje, podkopuje wiarę, zabiera siłę i usprawiedliwia jojczenie i bierność, bo po co mam cokolwiek robić, jak i tak żle będzie, a jeśli nawet dobrze to na chwilę jedynie..., co z tego, że dobrze było, istotne jedynie i pozytywy nakrywające jest to, że jest gorzej, tak najlepiej siedzieć, płakać, bo dno i dupa i tak... jak złapię i w pupę przyleję, to przynajmniej będzie powód do narzekania. A spróbuj się EDIK obrazić... ;-D Śpij dobrze, rano będzie lepiej :-))

Odnośnik do komentarza

Witam Was kochani... Zainteresowal mnie ten temat, poniewaz sama przez kilka lat walczylam z ta choroba. Nerwica dopadla mnie po smierci bliskiej osoby, ktora zmarla nagle. Nocne bicie serca, pozniej lęk i strach przed smiercia. To byl koszmarny czas. Najgorzej bylo w nocy, gdy liczylam bicie serca a ono walilo jak szalone.Trafilam do kardiologa, neurologa endokrynologa...wszystko bylo ok. Padlo haslo nerwica. Oczywiscie ja uwazalam, ze mam powazne schorzenie i lekarze sie myla. Zmienialam lekarzy, noca jezdzilam na pogotowie..tam juz mnie znali i gdy tylko sie pojawialam mowili Relanium 10 mg na przemian z innymi srodkami. Za kazdym razem ja uwazalam, ze umieram i mam zawal. W koncu zdecydowalam udac sie do psychiatry. Przeszlam ich kilku, lekow reklamowka i co najwazniejsze..zanim lek antydepresyjny zacznie dzialac, przez pierwsze dni nasila objawy i laczy sie go z silnym lekiem uspokajajacym w typie Tranxene itp. Ja nigdy nie wytrzymalam tych dwoch tygodni, dodam ze nie spalam i nie jadlam. To byl koszmar, u psychologa rowniez przechodzilam terapie..nie pomoglo. Dostalam leki na wywolywanie snu, nawet sie po nich nie kladlam. Czas ten wspominam strasznie. Najgorsze, ze nerwica sie nasilala. Omijalam cmentarze, robilo mi sie duszno, zimne poty. Rodzina zaczela alarmowac, bo budzilam ich w nocy jadac na pogotowie. Dzis sie z tego smieje, ale wtedy czulam ze naprawde umieram. Wszystkie przypadki smierci analizowalam. Mialam objawy udaru, zawalu, wylewu. Pewnego wieczoru gdy maz zawiozl mnie na pogotowie na EKG bo twierdzialm, ze to tym razem napewno zawal maz dostal telefon. Pod aparatura uslyszalam jego rozmowe z moja mama, ze ma powaznego raka i zostalo jej malo czasu...oczywiscie mama nie dzwonila do mnie ze wzgledu na moja panike o smierci. Kochani kazalam natychmiast odpiac EKG czyli zawal minal ;) wsiadlam za kierownice i pojechalam do mamy. Powiedzialam jej , ze sie nie poddamy i jej pomoge. Sluchajcie jezdzilam do kliniki kilka raxy w tygodniu po 300 km. Walczylam razem z mama. Wiedzalam, ze musze jej pomoc. Nie dalam jej do szpitala u nas w malej miejscowosci. Jadac noca mijalam cmentarze, pogrzeby... Nie myslalam o sobie szybko zaczelam jesc spac i zyc normalnie. Mamie pomoglam, tylko dzieki temu ze operacja odbyla sie w klinicznych warunkach.W klinice widzialam miliny ludzi naprawde chorych i cierpiacych. Rozmawialam z nimi, wdpolczulam. I dzis wiem , ze musi sie cos wydarzyc w zyciu moze nie tak jak u mnie powaznego, zeby nerwica odeszla na dalszy plan nazzego zycia. Mam nieraz powroty mysli, ale wtedy lapie sie za prace zs cokolwiek..czyms trzeba sie zajac szybko. Mija... Ostatnio tlumaczylam bratu, ktory zaczyna miec nocne kolatania i mierzy tetno( lekarz wykluczyl chorobe jakakolwiek) ze gdyby w nocy bal sie ze ma zawal a zobaczylby, ze pali sie kuchnia co by zrobil ? Telefon na pogotowie bo przeciez ma zawal czy zlapalby za cokolwiek i zaczalby gasic pozar...bo zawal przeciez poczeka..Smial sie godzine i powiedzisl ze mam racje ;) Dzis wiem jedno, ze nerwica meczy strsznie ale jak to powiedzlam moj kardiolog, ze ludzie ktorzy maja nerwice z reguly nie choruja na serce. Z nerwica mozna nauczyc sie zyc...nie jest latwo ale za to chociaz czesto sie badamy a to tez jest wazne. Trzymajcie sie i badzcie dobrej mysli, a gdy wasze serduch mocno bije oznacza to ze jest silne i szybko sie nie podda ( to rowniez slowa mojego lekarza). Paa

Odnośnik do komentarza

ANITA B. bardzo dziękuję Ci za tego posta - wspaniała relacja. Takie przykłady pokazują czym naprawdę jest franca i jak nas potrafi wyrzucić z realnego życia. Napisałaś że z nerwicą można nauczyć się żyć, a ja uważam że to co napisałaś pokazuje zupełnie co innego, pokazuje że z nerwicą można sobie poradzić!!! Cały czas próbuje tu na różne sposoby pokazać że jedynym *ratunkiem* jest wzięcie byka za rogi i właśnie Twój post to pięknie pokazuje. Nie zawsze jesteśmy w stanie zrobić to sami i dla tego cała masa osób użala się nad sobą, pisze że ma dość i próbuje znaleźć drogę na skróty. U Ciebie zadziałał impuls z zewnątrz. Informacja o mamie kazała Ci się oderwać od wsłuchiwania w siebie, przekierowała myśli na mamę i pomoc w jej chorobie. Dzięki temu zabrałaś nerwicy jej pastwiska i zdechła z głodu :) To co tłumaczyłaś bratu, to przecież dokładnie to samo. Na szczęście nie każdy z nas ma taką sytuację że musi się rzucić na pomoc bliskiej osobie, ale wtedy trzeba znaleźć w sobie tyle determinacji żeby zrobić to samo ale bez takiego impulsu jaki miałaś. Jest to niewątpliwie trudniejsze, ale Twój przykład pokazuje kierunek, pokazuje w która stronę pójść i że warto. Jeżeli ktoś jest na tyle mądry żeby potrafił skorzystać z doświadczeń innych to bardzo dużo może skorzystać na przeczytaniu Twojego posta, ale nie na zapoznaniu się z ciekawą historią tylko na wyciągnięciu wniosków dla siebie. Przysłowia są mądrością narodów, ja mówi stare przysłowie ;) więc ja Twojego posta odczytuje tak - nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Można siedzieć nad nim latami i ryczeć oraz biadolić a można je powycierać i latami siedzieć w czystej kuchni ciesząc się życiem. To niewytarte z czasem zacznie śmierdzieć, zaschnie i wytrzeć będzie znacznie trudniej. To jest przesłanie dla kilku nowych osób które się pojawiły na tym forum. AGNESTI możesz poczytać starsze wpisy na tym forum, bo to już się pojawiało wielokrotnie. Bierz się dziewczyno do roboty, to co piszesz przechodziliśmy wszyscy. Niektórzy z nas maja to już za sobą, bo wzięli się za pracę nad sobą. Diagnoza jest banalnie prosta - masz typową nerwicę. Ciąg dalszy ju7z taki prosty nie jest, w kilku słowach podsumowując to co już na tym forum padało wielokrotnie - jeżeli chcesz zacząć normalnie funkcjonować to przestań szukać innych przyczyn, główną masz na talerzu, jak najszybciej zacznij terapię najlepiej u terapeuty z nurtu behawioralno-poznawczego, nie wyrzekaj na innych, bliskich - spróbuj popatrzeć na siebie ich oczami - oni nie potrafią CI pomóc, bo nic Ci nie jest. Ktoś kto sam nie doświadczył nerwicy nie zrozumie, oni widzą wyniki badań które nic nie wykazują i Twoja histerię, która zatruwa życie Tobie i im. I nie można mieć do nich o to pretensji. Pomóc możesz sobie tylko Ty sama. Oczywiście fajnie jest jak ktoś przytuli i pocieszy, ale od tego rany się nie goją. Ty wiesz gdzie są Twoje rany i Ty je możesz opatrzyć. Problem jest taki że jeszcze nie umiesz ich zobaczyć i nie wiesz jak je opatrzyć - w tym może CI pomóc właśnie terapeuta. Oczywiście jest cała masa literatury, jest to forum, są strony internetowe z wiedza na temat nerwicy, więc można także samemu spróbować ogarnąć niezbędną wiedzę. To już tylko zależy od Ciebie. Są takie momenty w życiu że trzeba wziąć samemu za nie odpowiedzialność i są takie w których chowanie głowy w piasek nie pomoże a wręcz przeciwnie. Nie da się także zrzucić tego na innych - tatusia mamusię i bliskich - im trzeba również pomóc pomagając sobie i można poprosić o pomoc ale konkretną, wskazując co mogą zrobić. Przykro mi że właśnie na Ciebie trafiło i musisz się z tym zmierzyć, ale nie jesteś sama, jest nas całkiem sporo. Wszystkich nas to czeka, a niektórzy szczęśliwie maja już za sobą większy lub mniejszy kawałek tej roboty i odpowiedzialności. Świadczy to o tym że można sobie z francą poradzić, że jest to wykonalne i może zrobić to każdy. Tylko trzeba porzucić biadolenie i wziąć się do roboty. Przeczytaj sobie dokładnie posta ANITY B. I na koniec w sprawie dobrego terapeuty. Tak jak napisała JASMA - internet, znajomi i rodzina - trzeba szukać opinii, to jedyna metoda. Oczywiście nie gwarantująca 100% pewności bo każdy człowiek jest inny i każdy przypadek ma różne odcienie. Sprawdzony terapeuta to dobry początek. Potem zostaje już tylko zdrowy rozsądek i metoda prób i błędów. Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

Witam dziś znowu ten dzień, jestem na zwolnieniu mam zapalenie gardla jest mi niedobrze na samą myśl listy leków jaką muszę przyjąć Siedzę w domu i od rana mam dola...że nikt się mną nie interesuje,mój partner ciągle zabiegany,praca i praca jak mówię mu że czuję się nikomu niepotrzebna i żeby zainteresował się mną trochę i poświęcił mi trochę czasu mówi że mu marudzę i że ma ważniejsze sprawy niż moje narzekanie co powoduje u mnie wybuchy palczu. jest wieczór i czuję się źle, piecze mnie w klatce czuję ból, czuję ucisk w gardle i ten dziwny niepokój że zaraz sie coś stanie,pocą mi sie strasznie dłonie i stopy o śnie pewnie mogę już zapomnieć, zresztą ostatnio ciągle ze snem mam problemy...boje sie ataku,chyba że to nie będzie atak tylko naprawdę mi się coś stanie.to pewnie ten płacz i to odrzucenie partnera wywołało u mnie ten lęk ( tak sobie tłumacze) i że poboli i samo przejdzie ale przerażenie nadal jest że nadchodzi noc ja coraz gorzej się czuje. Co robić ????

Odnośnik do komentarza

Mam dziwne wrażenie że wystraszyłem piszących moim wymądrzaniem :( olejcie to i piszcie!!! AGNESTI wyraźnie próbujesz na siebie zwrócić czyjaś uwagę a objawy dzielnie Ci pomagają. Ponieważ mimo wszystko tego zainteresowania nie dostajesz to cała sprawa się eskaluje. Mam dwie propozycje: po pierwsze nasze nerwicowe marudzenia męczą otoczenie i wbrew tym próbom wywołania zainteresowania bardziej odstręczają niż przyciągają. Spróbuj pogadać z partnerem ale zachowując dla siebie kwestie objawów. Macie tyle wspólnych tematów. Po drugie zajmij głowę czymś co nie da Ci czasu na rozważania na temat Twojego stanu po raz 1298, bo za każdym razem coraz bardziej utwierdzasz się w tym jaka jesteś nieszczęśliwa. Robisz sobie takie jednoosobowe kółko wzajemnej adoracji - oj jaka biedna jestem, boli i boje się. No biedna jestem jak tak boli to nawet biedniejsza. I na pewno zaraz będzie jeszcze gorzej, o na pewno będzie jeszcze gorzej.... Nie wiem co Cię kreci, ale zacznij to robić - koniecznie musi to być coś co angażuje głowę, nie tylko ręce. Poczytaj ciekawą książkę, ale taka co wciąga z butami, albo upiecz skomplikowane ciasto, albo wyhaftuj swoje imię po chińsku, w mandaryńskim, możesz także zrobić na drutach owalną serwetkę przy której trzeba starannie liczyć każde oczko. Kurcze, co ja Ci będę pisał! Przecież Ty lepiej wiesz co uwielbiasz robić!!! Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

Ja narazie nic nie przechodzi,wypilam kolejna melise i dołożylam leki na uspokojenie,czuję jakbym miala ze 40 stopni gorączki,i straszną suchosc w ustach, mam nadzieje że to minie ...ze to ta cudowna *przyjaciółeczka* za moim pozwoleniem ( czyli tym niekontrolowanym wybuchem płaczu) mi sto sprawiła ...oby minęło ( chyba że to jakis skutek uboczny antybiotyku bo biore azimicin a rożne opinie czytałam)

Odnośnik do komentarza

Dziękuję ze jesteś to uspokaja, tak ciągle probuje chce sie czyms zająć i zawsze jest cos nie tak.jest coś co przkierowuje moje myśli. tak jest mi żle bo zawsze dobrze mi sie układało w związku czułam sie kochana moglam liczyc na jego dobre słowo i wsparcie a teraz kiedy naprawde potrzebuje pomocy to on ma ciagle cos wazniejszego i to głownie powoduje moje złe samopoczucie ale z tym jakoś nie potrafie sobie poradzic

Odnośnik do komentarza

IGNAC a jak Ty sobie z tym wszystkim radzisz, nie mysle tu o Twoim hobby, tylko o Twoje samopoczucie czy zdażaja ci się jeszcze ataki paniki, przychodza do Ciebie negatywne mysli, co wtedy ?? jak długo to trwa u Ciebie ? skąd znajdujesz siłe by wspierać innych ? ja zawsze znajdywałam czas dla innych, nie myslałam o sobie tylko jak pomóc drugiemu człowiekowi,wszyscy uwazali ze jestem nie do zdarcia ja tez tak myslalam az wkoncu mnie dopadło,tylko ze mnie nie ma kto pomoc....czasem zastanawiam sie dlaczego mnie,może by wkoncu pomyslec troche o sobie ale czy to nie jest egoizm ? moze czas wrócic do tego co bylo ? pomagac innym tylko jak narazie nie moge odnależc w sobie tej siły która da mi kopa do działania..

Odnośnik do komentarza

Hej! No właśnie ja też jestem ciekawa, szczególnie jak skierować swoje myśli na innne tory? JAK?? bo ja staram się, staram się myśleć o czymś innym, ale czuje też jakbym miała taką drugą podświadomość, która w tym czasie sobie tylko odpoczywa by uaktywnić się np wtedy jak mnie coś zaboli, zakłuje. Ja już naprawdę myślę, że bedzie tylko gorzej. Jak jest dzień, kiedy czuję się względnie dobrze to i tak gdzieś tam w czubku jest myśl, że to długo nie potrwa bo mnie coś *sieknie*. Próbowałam, ale nie potrafią skupić się na czytaniu ksiązek (kiedyś dużo czytałam), muszę być w ciągłym ruchu ... najlepiej przeglądać str. www, czytać głupoty ale takie krótkie... tv włączony aby coś *mówiło* w miedzyczasie. Kiedyś dużo też cwiczyłam, ale wtedy kiedy było dobrze te cwiczenia nie powodowały u mnie odpoczynku psychicznego, ponieważ pomimo wykonywania ćwiczeń męczenia sie fizycznego, moja głowa pracowała nadal, zawsze wtedy analizowałam sobie jakieś sprawy, nigdy nie było tak, że przede wszystkim skupiam się na ćwiczeniach... Poza tym im gorzej się czuję tym bardziej zamykam się w sobie... Mogłabym się wyżalić bliskim i wiem że nie byłabym wyśmiana odrzucona, ale tego nie robie - nie potrafie...Wygląda to, jakbym nawet się bała tego, że oni chcieliby mi pomóc... zwariować idzie... A tu nad morzem kolejny dzień leje na całego szaro, buro nawet na spacer cieżko wyjść. Zawsze po pracy przynajmniej na półgodzinny spacer po bulwarze szłam, i dziasiaj mimo tego wiatru i deszczu pójdę bo może od tego zasiedzenia takich odpałów dostaje... Pomału mija 3 miesiąc psychoterapii, po której może godzine po wyjściu czuję ulgę bo w jakiś sposób się wygadałam. Lecz dalej mam mieszane uczucia do do niej.. W głowie mi siedzi cały czas to, że dopóki nie pójde na badania to i tak mi się nie poprawi...Lecz niestety to zamykanie się w sobie cały czas wygrywa ..ze wszystkim co mam. Ostatnio oglądałam jakieś zdjęcia sprzed trzech lat gdzie siedziałam uśmiechnięta wyluzowana - i moja jedyna myśl to była taka *Już nigdy taka nie będę*.... Dlatego podziwiam większość osób tutaj, jak sobie małymi kroczkami radzi ze sobą ... Ja mam wrażenia cofania się z miesiaca na miesiąc... pozdrawiam deszczowo i pochmurno .. jak widać w mojej głowie też

Odnośnik do komentarza

To nie jest takie proste odpowiedzieć jak, bo każdy jest troszkę inny i na każdego co innego działa. Oczywiście ogólne rady są podobne i padały tu już wielokrotnie. Myślę że ważne jest podejście do nerwicy i do sposobu wychodzenia z niej. To co tak często powtarzam, trzeba zaakceptować fakt że mamy nerwicę oraz podjąć decyzję że musimy z niej wyjść. Tak jak wymieniliśmy się ostatnio z JASMĄ uwagami, oczywiście nie chodzi o to żeby pogodzić się z tym że mamy nerwicę i dać sobie spokój z jakimikolwiek działaniami, ale o stwierdzenie tak mam nerwicę, nic innego tylko nerwicę, wiem z czym to się wiąże i wiem że wyjście z niej wymaga ciężkiej pracy. To pozwala zrobić pierwszy krok - przestajemy się szarpać i buntować marząc o powrocie do wcześniejszych sielskich czasów, zaczynamy stawiać czoło, stajemy twarzą w twarz z problemem. Myślę że drugą istotna sprawą jest zrozumienie że sami musimy sobie pomóc. Oczywiście bardzo pomocna jest psychoterapia, stosunek bliskich, ogólne warunki w jakich funkcjonujemy, ale to wszystko to jest jedynie tło. Główną postacią jesteśmy my sami. Psychoterapia nie jest cudownym środkiem który sam z siebie uwolni nas od problemu. Psychoterapia to jest jedynie ciało doradcze i informacyjne. To jest wędka - rybę musimy złapać sami. Tak jak z ćwiczeniami - oglądanie instruktora nie spłaszczy brzucha, trzeba wylać trochę potu żeby móc paradować w bikini bez kompleksów. Kolejna rzecz która wydaje mi się dość ważna to zrozumienie problemu i analiza. Chodzi o to że bezkrytyczne wykonywanie jakichkolwiek zaleceń niewiele pomoże, bo trzeba dostosować je do naszej niepowtarzalnej osoby. Jak się chodzi na siłownie i instruktor powie aby biceps był ogromny musi pan zrobić takie i takie ćwiczenia - tłuczemy setki powtórzeń i bary robią się wspaniałe. Tutaj tak nie ma. Tutaj instruktor mówi aby poradzić sobie z problemem trzeba np. przebudować system myślenia aby zacząć postrzegać sprawy tak i tak. I my bierzemy ten szablon, rozumiemy o co chodzi i do czego dążymy, a potem przykładamy go do naszej osoby (charakteru, zachowań, przyzwyczajeń, możliwości...) i wypracowujemy własną metodę dotarcia do celu. Dopiero teraz możemy zrobić setki powtórzeń i uzyskać efekt. Przy czym w trakcie też trzeba patrzeć i myśleć i na bieżąco modyfikować, tak aby było dobrze. Do tego m.in. potrzebne jest rozumienie tego co się robi, bo dzięki temu można wprowadzać świadome modyfikacje nie oglądając się na pomóc i nie szukając w razie czego panicznie porady. Pisze tak dla tego że znam te wszystkie etapy z autopsji. Z nerwicą taką uzewnętrznioną borykałem się około 7 lat i przeszedłem różne etapy. Jak teraz czytam posty to widzę siebie w różnych momentach i mimo że szczegóły się różnią to chodzi o to samo. Szczególnie emocje uczucia towarzyszące są dokładnie tym co sam przechodziłem. Teraz mam to (mam nadzieję) za sobą. Oczywiście zdarzają się gorsze dni, zdarzają się pesymistyczne myśli, ale to już nie jest zupełnie ten poziom. Nie ma ataków paniki, nie ma silnego niepokoju trzymającego czasami tygodniami. Wydaje mi się że jest to efekt m.in. tego o czym pisałem, ale doszedłem do wielu wniosków dopiero prawie po roku terapii. Wtedy zacząłem czytać, zastanawiać się i rozumieć znacznie więcej z tego co terapeuta mi mówić i sugerował. Jest wydaje mi się jeszcze jedna ważna rzecz, której nauczyła mnie nerwica - nabrałem dystansu do zachowania innych ludzi. Zrodziło się to na bazie przekonania w które powoli uwierzyłem - że zmienić mogę wyłącznie siebie a nie innych, inni mogą się zmienić w wyniku zmiany mojego zachowania. Nie zwalam winy za moje problemy na innych, ale także nie bulwersuje się ich zachowaniem - uznałem że to jest ich problem nie mój. Oczywiście nie oznacza to, że nie zwracam uwagi na zachowanie innych, nie jest mi także obojętne jak się inni zachowują. Ostrzegam to, oceniam, czasem coś sugeruję, ale nie czuje się podświadomie odpowiedzialny za ich zachowanie, nie odczuwam konieczności *wyprostowania* ich. TO że przynależymy do tego samego gatunku nie oznacza odpowiedzialności za nich. AGNESTI ja także kiedyś byłem b. silny psychicznie (choć teraz zastanawiam się czy to nie był rodzaj maski) i zawsze byłem dla znajomych poduszką do płaczu skrzyżowaną z konfesjonałem. Kiedy sam potrzebowałem pomocy zobaczyłem wyraźnie że potrzebowali i cenili mnie bo potrafiłem słuchać i doradzić, natomiast w żadnym razie nie czują potrzeby zrewanżowania się. Oczywiście na szczęście nie wszyscy. Myślę że jednym z powodów nerwicy jest myślenie o innych zamiast o sobie i robienie czegoś wyłącznie dla siebie jest bardzo ważne dla higieny psychicznej, dla tego nie należy mieć żadnych wyrzutów sumienia w tym względzie. A cała charytatywność empatia pomoc itd. to jest czystej wody egoizm - robimy to dla siebie, żeby poczuć się lepiej, żeby poczuć się lepszym i takie subiektywne pobudki wcale nie sią czymś negatywnym. Lepiej poczuć się lepiej wrzucając grosik biedakowi niż dając w zęby słabszemu. Egoizm nie musi oznaczać złośliwości, wyrachowania, zarozumialstwa i wielu innych cech negatywnych. Jeżeli robimy coś dla innych robiąc to także dla siebie to odniosą oni bez porównania większe korzyści niż wtedy jak robimy coś dla innych wbrew sobie. I nie ma co oglądać się za siebie, opłakując stare dobre czasy. Wszyscy kiedyś byliśmy młodsi, piękniejsi, zdrowsi i zamiast tego żałować cieszmy się że tacy byliśmy. Teraz jesteśmy mądrzejsi, bardziej doświadczeni, jeszcze piękniejsi, więc nie tylko było wspaniale ale także będzie wspanialej. Do życia można podchodzić na zasadzie - znów przegrałem w totolotka, skreśliłem 6 cyfr a oni złośliwie wylosowali inne, a przecież wiadomo że to jam miałem wygrać. Można podchodzić także na zasadzie - nie zagram w totolotka bo ja nigdy nic nie wygrałem i nie warto próbować. Ale istnieje również podejście hurra wygrałem 10 zł, jestem szczęściarzem. Nie rozumiem tylko dla czego większość patrzy na taką osobę jak na wioskowego głupka ćwoka i wieśniaka - cieszy się jak głupi do sera, dychę wygrał a mógł parę milionów. Tylko zapominają że wygrał dychę w sytuacji kiedy miliony niczego nie wygrały. To oklepane szklanka do połowy pełna, jest bardzo mądrym spojrzeniem, tylko trzeba na to spojrzeć głębiej. Obraz głupka wioskowego cieszącego się bo znalazł patyczek, który się wielu nasuwa po takim stwierdzeniu, jest tylko dowodem na to że nie myślą. No może starczy bazgraniny bo znów wszystkich wystraszę :) Drobiazg na koniec - gorsze samopoczucie przy wiatrach jest zjawiskiem potwierdzonym, normalnym i często występującym a wynika w 2 słowach z niekorzystnego biomedu - chyba jakiś czas temu pisałem o tym. Wydaje mi się że przy pierwszej fali huraganów. Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

IGNAC powinieneś otworzyć własną praktykę terapeutyczną,Twoje przemyślenia powodują wiele pozytywnych emocji przynajmniej w moim przypadku,chyba brakowało mi tzw * bratniej duszy* która postawi mnie od czasu do czasu na nogi da kopa i powoduje pozytywne myslenie ze nie trzeba sie załamywac tylko wziasc sie w garsc i walczyc z tym,to prawda samemu jest ciezko ale to nie znaczy ze nie mozna,fizycznie mam teraz gorsze dni,zapalenie gardła i nawroty refluksu co powoduje niechec do wszystkiego,dziś nawet chciałam wzywac pogotowie bo ból w klatce uniemożliwił mi normalne myslenie a skok ciśnienia i tetno 130 juz zupełnie wyprowadziło mnie z równowagi, ale pomyslałam serce miałaś badane jest zdrowe to zaraz minie,walidol do ssania chwila relaksu i ciśnienie spadło,mam nadzieję ze tymi małymi kroczkami uda mi sie chociaz na początek normalnie funkcjonowac,bo to ze fizycznie żle sie czuje nie musi doprowadzic do pogrązenia psychicznego,choroba fizyczna musi minąć i nadejdzie ten lepszy okres...

Odnośnik do komentarza

Witam w piątkowy wieczór, JASMA zaczyne od Ciebie, absolutnie się nie obrażam ... ;-) bardzo dobrze, że jest ktos taki jak Ty czy IGNAC. Ktos kto nie obwija w bawełnę, nie głaszcze po główce (czasami to robicie i wspaniale wiecie kiedy trzeba). Miałam fatalny tydzień, cały pomieszany i naładowany samymi złymi emocjami. Ból głowy praktycznie bez przerwy, prochy pod ręką. Wczoraj apogeum złych emocji, panika, płacz, strach i znowu natarczywy powrót myśli... to chyba nie nerwica, mnie naprawdę coś jest coś złego sie dzieję i nikt tego nie zauważa a mnie brakuje już siły. Wczoraj brakowało... wczoraj było okropnie TRAGICZNIE ale dzisiaj pomimo kolejnego kiepskiego dnia, złego samopoczucia, kolejnych prochów przeciwbólowych, wietrzysko które buja mną i moim samopoczuciem ... DAM RADĘ ... boję sie jak cholera ale chodzę i w myślach śpiewam *nie jestem chora, wszystko jest w porządku to tylko moje wymysły* DAM RADĘ... Przeczytałam dzisiaj taki artykuł w którym były opisane dodatkowe badania, które należałoby zrobic przy nerwicy, uświadomiłam sobie, że u mnie żaden z lekarzy nie stwierdził nerwicy, że sama szukając przyczyn moich lęków, mojego permanentnego napięcia doszłam do wniosku ze to może ??? byc to. Zapisałam sie na terapię bo sama stwierdziłam że pomimo że bardzo chciałabym to niestety nie tym razem, tym razem nie poradze sobie sama z tym wszystkim. Wszystkie znaki na niebie wskazują że to nerwica lękowa. Po moich badaniach wyszła sprawa z oponiaczkiem i neurochirurg wykluczył jakiekolwiek z objawów, czyli przede wszystkim zawroty głowy, że to przez to. A to co przeżywałam kilka lat przed tym (ciągły sters w pracy, w domu a jeszcze wczesniej nie zbyt łatwe dzieciństwo) i w trakcie badań, oczekiwania na wyniki spowodowało (kumulacja) że nie potrafie sama nad tym zapanować. Panicznie boję się silniejszych leków, i tak jak pisałam wcześniej NIE BĘDĘ TEGO BRAŁA >>> DAM RADĘ>>> wystarczy meliska validol neospazmina (chyba tak sie pisze). DAM RADĘ Pozdrawiam wrażliwych nerwusków. Miłego weekendu. Bez wiatrów, lęków i strachów. :-) DAMY RADĘ, bo kto jak nie my...

Odnośnik do komentarza
Gość Optymistka

Witajcie Kochani Widzę nowe nicki to znaczy, że franca nadal zbiera żniwo. Walczcie bo warto i na siebie patrząc mogę powiedzieć, że to można zwalczyć. JASMA pytałaś co z moją mamą - niestety bez zmian, nadal nie lubi ludzi i świata, ale staram się to ignorować. Ja za to staram się cieszyć każdym dniem, każdą głupotą. Byłam na balu Sylwestrowym i przyznam się, że była chwila zastanowienia czy dam aby radę. Miałam się tam spotkać z 2 przyjaciółkami, których od lat nie widziałam przez moją nerwicę. Nic im nigdy nie mówiłam, bo i tak by nie zrozumiały. Poszłam na bal i bawiłam się cudownie. Byłam jedną z pierwszych osób, które wyskoczyły na parkiet. Byłam całkowicie odprężona i spokojna. Świetnie się bawiłam i to mąż wyciągnął mnie na siłę z imprezy, bo chyba szalałabym do białego rana. Odnowiłam relacje z moimi przyjaciółkami. Jedna z nich przyjedzie do mnie w przyszłym tygodniu :) Dzisiaj z kolei zastanowiłam się idąc do domu, że nie mam spiętych ramion, nie idę na sztywnych nogach a dłonie nie są zaciśnięte w pięści aż do bólu. Było mi zupełnie luźno i normalnie, a przecież nie brałam żadnych uspokajaczy. Boskie uczucie. Kochani warto walczyć, bo to jedyna droga do zwycięstwa. Dla przypomnienia - byłam w takim stanie, ze nawet z psem nie mogłam wyjść pod dom, nie mówiąc o jakichkolwiek sklepach. Nie mogłam odprowadzić dziecka do szkoły, ani załatwić najłatwiejszych spraw. Wszystko urastało do takich rozmiarów, że nie umiałam sobie z tym poradzić. Wszystko we mnie wyło z rozpaczy, nie mogłam zrozumieć co się ze mną dzieje. Miałam pretensje do męża, bo nie rozumiał mnie, spłycał problem. I wtedy zdałam sobie sobie sprawę, że to jest oczywiste, że on mnie nie rozumie i nigdy nie zrozumie i co gorsza nigdy mi nie pomoże. Do psychiatry pójdę to da prochy a nie o to mi chodziło. Zaczęłam czytać, duuuużo czytać, żeby zrozumieć. I tak jak myślałam pomoc musiała przyjść ode mnie. Droga była długa i wyboista, ale jakoś dałam radę. Moja choroba to 7 smutnych lat. Teraz regularnie ćwiczę po latach leżenia i smucenia się, cieszę się każdym dniem, kocham moją rodzinę. Nadrabiam stracony czas. Chociaż on też nie do końca był stracony, bo wiele się nauczyłam szczególnie o sobie. Przepraszam, że tak rzadko do Was zaglądam, ale jak już mam trochę wolnego czasu to spędzam go aktywnie :) mam dużo do nadrobienia.

Odnośnik do komentarza

Witam wszystkich.. dawno nie pisałam bo dużo sie porobiło.. zaczęłam wcześniej rehabilitacje na chore kolano i w ogóle nie byłam na to nastawiona od razu na ćwiczeniach drgawki napady gorąca poprostu koszmar!! ale jakoś z dnia na dzień jest lepiej.. szukałam tego psychoterapeuty ale chyba musze iść państwowo bo jak widze ceny to aż dostaje ataku :( niestety moja sytuacja finansowa nie pozwala mi na taki wydatek ( ruszam z budową domu i ślub na karku co wcale mi nie pomaga..) a z dnia na dzień jest coraz gorzej :( nw nie jestem znawcą w tym temacie ale ja zauważam duze zmiany u siebie w zaleznosci od pogody :(( a ze pogoda ostatnio nas nie rozpieszcza too moje samopoczucie jest fatalne.. tyle rzeczy powinnam juz zalatwiac a tu nie mam w ogole sil zeby to robic... a macie jakies moze leki bez recepty zeby chociaz chwilowo sie ogarnac dopoki nie znajde jakiegos lekarza?? :) Pozdrawiam wszystkich! :)

Odnośnik do komentarza

To teraz ja w ramach refleksji :) Po wczorajszym bardzo fajnym dniu dzisiaj jakaś telepka. Normalnie jak wstalam rano nakrecona to jest noc a ja nadal w takim stanie. Nienawidze tego uczucia niepokoju wewnetrznego i noszenia. Pol domu dzisiaj wysprzatalam i nic nie dalo. Nawet cwiczenia nie chcialy pomoc. Ale patrze na to tak iz staram sie dojsc co mnie tak pobralo dzisiaj. Po pierwsze wiatr zawsze w takie dni odczuwam wiekszy niepokoj ale nie do tego stopnia jak dzisiaj. Wiec gdzie indziej tkwi przyczyna. Dzisiaj mieliśmy wizyte ksiedza to samo w sobie nie budzi we mnie lęku chodz zawsze mam obawe ze bede musiala prowadzic dyskusje czemu nie mam meza :) Oczywiscie tak bylo ale na totalnym luzie. Nienawidze tego czekania az przyjdzie bo nigdy nie wiadomo o ktorej bedzie. Wszyscy sasiedzi dzwonia co chwila z jakims niusami gdzie jest i czy u tych czy u tych je obiad. Taki urok wsi ;) Czlowiek siedzi jak debil caly dzien w domu i czeka. A jak wiadomo to ulubiona czynnosc dla naszej kolezanki :) Do tego jeszcze czekalam az mi ktos cos przywiezie a oni tez sie spozniali. Najchetniej wyszlabym gdzies zeby pokonywac slabosci a tu caly dzien w domu. Mimo wszystko tyle rzeczy w domu zrobionych, nawet obiad na jutro gotowy :). Z calych sil staram sie sama siebie przekonac ze chociaz uczylam sie cierpliwoci ale slabo mi to idzie :) Mimo wyjatkowo nerwowego dnia licze ze jutro bedzie juz przynajmniej tak jak wczoraj :) Jeszcze jedno w ramach poprawy mojego samopoczucia:). Udalo mi sie spotkac z kolezanka - SAMA !!!!!!. Szkoda ze tu nie mozna czegos na czerwono zrobic:) Ci co mnie juz troche poznali na tym forum to wiedza co to dla mnie byl za wyczyn. A wiecie co bylo najdziwniejsze w tym spotkaniu - raz tylko mi bylo slabo a tak zupelnie nic sie nie dzialo :):):) Tak sobie tu pisze i dochodze do wniosku ze lepiej jednak skupiac sie na tym co sie udaje a nie na jedym gorszym dniu :)

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×