Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

DOROTAT to nie jest mój osobisty pogląd, że to od myśli się zaczyna, a te wpływają na emocje, emocje na objawy, a objawy na zachowanie, które to zakręcają i podbijają negatywnie myślenie i tak w kółko idące i rozwijające się ku górze, to jest podstawa jednej z nowocześniejszych i najbardziej polecanych terapii w zespole zaburzeń lękowych, czyli nurtu poznawczo-behawioralnego, który jest mi bardzo bliski, a dodając moje doświadczenia i wiedzę z innych dziedzin pokrewnych psychologii, piszę jak piszę. Tak zmiana sposobu naszego myślenia to klucz do teraźniejszości przyszłości i niejako *czytania* przeszłości i jest to praca na miesiące na pewno, ale błędy poznawcze, które nam zaburzają percepcję też nie powstały z dnia na dzień. A ja akurat nie zostałam skrzywdzona w dzieciństwie, miałam normalne, zwykłe dzieciństwo, ze wzlotami i upadkami, z zasłużonym gniewem rodziców, a i pochwały się zdarzały, może czasami za bardzo na mnie dmuchali i chuchali, ale nie byli nadopiekuńczy, ja mojej nerwicy właściwie zupełnie nie wiążę z jakąś traumą z dzieciństwa, byłam dość niezależnym dzieckiem, a później nastolatką, dość szybko wyrażałam swoje opinie na różne tematy i raczej żyłam w zgodzie ze sobą, u mnie ewidentnie, że dopadły mnie zaburzenia lękowe to był mój wypracowany sposób myślenia, podejście do życia, zbieg okoliczności i pomysły lekarzy na mój stan zdrowia. Tak, wychowanie na nas wpływa, ale ja nie upatruje winy i wpływu na to co się ze mną wydarzyło, nawet w trakcie psychoterapii szukałyśmy powiązań mojego stanu z przeszłością (nurt p-b tego nie neguje) i nic konkretnego nie znalazłyśmy. Dlatego nie wydaje mi się, żebym miała jakieś zblokowane emocje w ciele. Choć zgadzam się, że emocje związane z przeszłością warto wyrazić i czasami stosuje się tzw. projekcję uczuć odczuwanych względem mamy na osobę trzecią np. terapeuty, czyli mówi się, wykorzystując komunikat *ja* o swoich odczuciach, często dawnych, trudnych, siedzących w głowie, wyrzuca z siebie, albo też prowadzi się dialog pomiędzy małą sobą (tu np. terapeuta w roli) a sobą dorosłą i ta *dorosła* mówi tej *małej*, to co kiedyś chciała usłyszeć, wszystko kończy się takim *przytuleniem* i uważam, że ma to terapeutyczny sens, choć trochę nie chce mi się rozpisywać jaki, właściwie łatwo się domyślić :-)) DOROTAT trochę dużo w Twoich wypowiedziach uproszczeń tj. że pewnie wszyscy z nas jakoś zostali w dzieciństwie skrzywdzeni, że wszyscy tutaj starają się dowieść, że jak masz jakiś objaw to pewnie nerwica, że na forum panuje przekonanie, że przeszłość już była, trzeba zamknąć i do tego nie wracać, i w końcu, że większość z nas próbuje zaprzeczyć, że czas dzieciństwa to najważniejszy czas, który nas kształtuję - to są znaczne uproszczenia, a Ty nam coś przypisujesz, bo są tu różni ludzie, z różnymi doświadczeniami i poglądami i różnymi historiami, podobnie jak Ty masz inne do pewnych spraw podejście. Każdy jest inny. To co piszesz o emocjach i blokadzie w ciele itp. mają dla mnie coś wspólnego z medycyną wschodu, zresztą kiedyś coś o tym wspominałaś, fajnie poddawać nowe pomysły, ale może tak trochę niezależnie, nie wprowadzając zamętu, każdy sam sobie wybierze własną drogę - pomyśl w wolnej chwili o tym. A ja koncentruje się na myśleniu, emocjach, objawach i zachowaniu jakie te wcześniejsze komponenty u nas wywołują.

Odnośnik do komentarza

A ja zamiast pieczenia pierników umartwiam sie nad sobą:) Całe życie gdzieś uciekałam, praca, wyjazdy, imprezy, dusza towarzystwa:) Ignorowałam osoby mi najbliższe, bo wydawało mi sie, że i tak zawsze będą i nagle uświadomiłam sobie, a raczej wpadłam w panikę, że mój 10 letni synek już tak długo już ze mną nie pozostanie. Nie przeczytałam jeszcze całego forum, tylko kilka ostatnich postów. Cieszę sie bardzo, ze ktoś odpowiedział, bo już nie mam sumienia zamęczać mojej mamy jaka jestem nieszczęśliwa. Mąż coś tam wie, ale chyba nie do końca. Właśnie kupiliśmy dom, on sie tak cieszy, a ja jakoś nie mogę, wszystko niby OK:( Mam nadzieje, ze jakoś miną te święta. Pozdrawiam Was serdecznie

Odnośnik do komentarza

Dzień dobry wszystkim, jestem tylko jakoś czasu brak mi czasu na pisanie. U mnie no cóż raz lepiej raz gorzej, zajęłam sie pracą w pracy, pracą w domu ... nie zawsze mi wychodzi ale jakoś staram się. Płaczę jak potrzebuję, ostatnio miałam fatalną noc jeden wielki wszechogarniający strach i lęk. W nocy brałam uspokajacze i jakoś przetrwałam. Ja mam taką jakby rocznicę w te święta, rok temu miałam wyżynę jesli chodzi o diagnozowanie moich dolegliwości i pomimo tego że lubie świeta, boję sie powtórki stanu mojej psychiki sprzed roku. Czy wiecie gdzie można kupić spokój ... o to prosiłam Mikołaja w tym roku ;-) Pozdrawiam Was wszystkich cieplutko, życzę SPOKOJNYCH i zdrowych Swiąt. Trzymajcie się

Odnośnik do komentarza

To teraz co u mnie. Powiedzialam wczoraj w domu ze nie czuje sie na silach na mega zjazdy rodzinne. No i sie zaczelo. Krzyki w stylu: ze zamknelam ich w klatce, ze nawet swieta im marnuje i tradycjnie ze nic nie robie i tak dalej i tak dalej. Zeby nie sluchac dalszych krzykow poszlam do siebie i az sie trzeslam z nerwow. I jak to zwykle u mnie bywa nikt sie do mnie nie odzywa. Zatem zapowiadaja sie cudowne swieta :) Mam nadzieje ze przy wigilii im przejdzie.

Odnośnik do komentarza

JASMA Zrozumiałam, to Twoje forum i tak ma zostać. Nurt poznawczo-behawioralny jest najlepszy i nie ma co z tym dyskutować. Emocje z dzieciństwa (kiedy umysł analityczny nie jest jeszcze zdolny do rzeczowej analizy ) też są bez znaczenia. W takim razie faktycznie nic więcej nie da się zrobić. I jeszcze te moje uproszczenia.... Właściwie mi to nie przeszkadza. Nie muszę ani tu pisać, ani czytać. Najważniejsze, że znalazłam drogę, żeby pomóc sobie. Chciałam też pokazać szukającym, że można poprawić swoje samopoczucie inaczej, ale skoro to nie jest nikomu potrzebne to naprawdę nie ma problemu. Trzymajcie się wszyscy cieplutko. Życzę Wesołych, Spokojnych i przede wszystkim zdrowych Świąt każdemu kto zagląda na forum. Na koniec jedno przesłanie - nie dajcie się nikomu omamić, nikt nie ma patentu na Was - ani lekarz, ani psycholog, ani piszące to osoby (także ja). Odpowiedź jest tylko w Was. Wystarczy posłuchać swojej intuicji.

Odnośnik do komentarza

EDIK znam takie rocznice, dla mnie taki *zaczarowany* był listopad, ale ja go przetrwała i nawet dobrze było, choć znaki zapytania się pojawiały i to one mogły lęk wywołać, choć tego nie zrobiły. Nic znanego z historii w rocznicę wydarzenia nie powtórzyło się ponownie tj. II wojna tylko raz wybuchła 1 wrześnie, powstanie listopadowe tylko raz rozpoczęło się 1 sierpnia, rzeź niewiniątek w Ewangelii Św. Mateusza też tylko raz występuję, więc czemu Twoje wydarzenia miałoby się powtórzyć, szczególnie w rocznice? DAM RADE ale mówiłaś, że miało nie być tego mega zajazdu rodzinnego? coś się zmieniło?

Odnośnik do komentarza

Witam Dorotat , wstyd , robić zadymy przed świętami , póki co to Jasmę chwalą za pomoc a nie Ciebie , może jesteś zazdrosna , kilka postów Twoich wystarczyło aby takie sądy napisać . Jasma be , Izbela też be , ja be , wniosek sam się nasuwa a jaki to nie muszę pisać. Pozdrawiam Ps Mogłaś to wszystko napisać po świętach w stosunku do Jasmy i do mnie byłoby bardziej etycznie.

Odnośnik do komentarza

MARY chwalenie nie jest istotne i mi akurat nie o nie chodzi, choć oceniana i krytykowana trochę niesprawiedliwe też nie lubię być, ale już się do tego trochę przyzwyczaiłam i na forum to nieuniknione. A jeśli chodzi o stwierdzenie DOROTAT, że to moje forum, to moje może nie, ale owszem, na ten moment, trochę czuje się odpowiedzialna, za to co się na nim pisze i jak pojawia się ktoś z fajnym pomysłem, coś co mu pomaga, ale nie chce zdradzić co to takiego, tylko rzuca luźne stwierdzenia, i sugestię, że może kiedyś Wam zdradzę, ocenia sposoby i metody innych, a później obraża się i zbiera zabawki i sugeruje, że gdyby nie apodyktyczna Jasma to bym Wam sekret zdradziła, to dla mnie jest to co najmniej dziwne... ale to moje osobiste odczucia. DAM RADE jakiś przebłysk uśmiechu został, dystans i poczucie humoru tez, czyli nie jest tak źle. A poza tym przypomnę Ci jak to ostatnio nawiedziła Was rodzinka, siedzieli cały dzień, a Ty nawet się nie zorientowałaś, że powinnaś objawy nerwicy mieć ;-)) może tak źle i wśród tych 25 osób nie będzie, przecież sytuacje i osoby dobrze znasz, ale Ty już ta samą nie jesteś, zrobiłaś progres i nasz to na piśmie :-)) Będę o Tobie myślała, bo ja też jednak zjazd wigilijny zaliczę, choć na 17 osób, moi też się postanowili zorganizować :-))

Odnośnik do komentarza

DOROTAT12. Obrażanie się z powodu niezrozumienia, czy nie akceptowania czyjegoś zdania, to taka mało optymistyczna droga do wyjścia z nerwicy. My nerwicowcy musimy nauczyć się szanować czyjeś poglądy, nawet jeżeli one nie zgadzają się z naszymi. JASMA jest na prostej i dzieli się swoimi doświadczeniami i wnioskami i robi to z chęci pomocy innym, którzy są dalej od niej w walce z nerwicą. Z tego, co piszesz, to jesteś na etapie szukania natychmiastowego sposobu powrotu do normalności. Może potrzebujesz więcej czasu na pogodzenie się ze swoim stanem i więcej czasu na zatrzymanie się i przeanalizowanie wszystkiego, aby móc zacząć wychodzić z choroby. JASMA proponuje przyspieszony kurs, ale tempo wychodzenia każdy musi dostosować do siebie. Jedni są w lepszym stanie, inni w gorszym i czas potrzebny na lepsze samopoczucie jest różny. My tutaj nie jesteśmy lekarzami,my przeszliśmy i przechodzimy przez piekło i tym się dzielimy. Lekarze natomiast o naszych dolegliwościach wiedzą wszystko, ale teoretycznie. Lekarzowi łatwo jest przepisać leki, nawet wiele, bo oni nie czuja, tak na prawdę nie mają pojęcia przez co my przechodzimy. Odchodzenie z tego forum zabierze Ci możliwość dzielenia się, porównywania i czytania tego, co inni o Twoich odczuciach piszą, bo oni rozumieją i czują i nawet jak nie godzisz się z ich opiniami dzisiaj, to za jakiś czas może zmienisz zdanie. to forum jest pomocne, bo przekonuje nas, że nie jesteśmy sami, a to jest bardzo ważne. Pomyśl o tym. MARY,. Moim zdaniem nie masz pojęcia o nerwicy lekowej. Poczytałam Twoje posty bardzo wcześniejsze jako ZDROWA też i myślę, że masz rozklekotane serce, ale o nerwicy lękowej nie masz pojęcia. Nie proponuję Ci, żebyś poszukała sobie innego forum, pisz tutaj i dziel się swoimi doświadczeniami, ale przestań być niegrzeczna, arogancka i mądrząca się, bo na tym forum należy być tolerancyjnym, nawet jak coś nam się nie podoba, czy mamy odmienne zdanie. Idą święta i życzę Ci trochę pokory, zanim kolejnym razem kogoś ocenisz po swojemu.

Odnośnik do komentarza

IZABELL Dzięki za obiektywną opinię. I absolutnie masz rację, nie warto i nie należy się obrażać. I ja się nie obraziłam, pomyślałam tylko czy warto walczyć z wiatrakami, skoro tu preferowana jest wyłącznie jedna droga. Ale chyba warto, bo i ja mogę się czegoś nauczyć i może uda mi się komuś innemu pokazać odkryte przeze mnie możliwości. Izabella nie doczytałaś tylko jednego - pojawiłam się na tym forum 1,5 miesiąca temu z ciężkimi objawami nerwicy po odstawieniu leku i szukałam pomocy i szybkiego ratunku, Dziś po 6 tygodniach mogę powiedzieć, że czuję się znacznie, znacznie lepiej. I doszłam do tego opracowując własny sposób. I dlatego znowu się odezwałam. Pomyślałam, że może ktoś zechce skorzystać z moich doświadczeń. JASMA ich nie potrzebuje ma swoją drogę i odnosi na niej sukcesy. Ale to nie oznacza, że ma wyłączne prawo do oceny co jest dobre i co pomaga na nerwicę. Co do MARY - otóż w ogóle się nie wstydzę. Wesz dlaczego? Bo przejrzałam inne forma na temat nerwicy i na wszystkich Twoja postawa jest taka sama. Atakujesz jeśli tylko coś jest niezgodne z Twoimi przekonaniami. Twoje posty w stosunku do TOMKA na innym forum są po prostu żenujące. Otóż nie zamierzam ulec Waszej presji. Będę pisał wtedy kiedy będę chciała i o tym co uważam za ważne. I jeśli choć jednej osobie czytającej to pomoże, to będę bardzo szczęśliwa.

Odnośnik do komentarza

Hala , halo ale ja zostałam oceniona przez Dorotat i to dobrze ? Napisałam ,że trzeba to było zostawić na po święta . Izabella nie prowokuj mnie b co Ty wiesz na temat mojej nerwicy lękowej , bo ja mam powód aby ją mieć a Ty jaki masz powód? Izabela , proszę uważaj bo mogę bardzo grzecznie wiele rzeczy na Twój temat napisać , to nie jest straszenie Ciebie ale to są fakty . , ja po prostu umiem czytać i kojarzyć je. Napiszę jeszcze raz uważaj ,uważaj , ja nicku ZDROWA się nie wstydzę a Ty może i masz się czego wstydzić . Jak ktoś mnie atakuje to ze mną tak łatwo nie pójdzie i to nie jedna osoba to wie. Ja nie muszę dwa razy czytać aby pewne sprawy pamiętać . A tak na zakończenie jest mi bardzo miło ,że czytacie moje posty , moje pisanie nie idzie na marne .

Odnośnik do komentarza

Ale macie tempo :)) Jak się nie zagląda przez jeden dzień to potem trzeba nadrabiać.... Ale się zadziało :)) Zacznę może od końca i od razu uprzedzam że ja się w wersale nie bawię. DOTOTAT12 wpadasz jak meteor na forum coś tam sugerujesz, obiecujesz napisać szczegóły potem na drobną krytykę reagujesz totalnym fochem, natomiast sama krytykujesz ludzi na forum wypisując totalną nieprawdę o ich podejściu do przeszłości, rodziców i emocji. Potem dajesz się przeprosić, mimo że nikt Cię nie przepraszał i wypisujesz coś o jedynie słusznej metodzie. Ogarnij się!!! Zamiast pisać o tajemniczej własnej metodzie, która Cię w 6 tygodni wyciągnęła z prochów i nerwicy, to się nią podziel!!! Jeżeli jest aż tak skuteczna to naprawdę warto się nią podzielić i skończą się domysły, kłótnie itd. - wcale sobie nie kpię i piszę to w dobrej wierze. To forum co jakiś czas przeżywa drobne wstrząsy, bo się pojawia ktoś kto wprowadza niezdrową atmosferę i zaczynają się wzajemne docinki i uwagi. Sam ze skruchą przyznaję że dałem się kilka razy w to wciągnąć. Jako znacznie starszy stażem na tym forum bardzo Cię proszę - albo pisz konkrety i dziel się z innymi, albo odpuść sobie w ogóle. MARY10 i IZABELL - SPOKÓJ!!! Święta za pasem a te sobie do oczek skaczą - i żadnych mi tu *to ona* - spokój ma być!!! Bo wam Mikołaj po rózdze przyniesie albo co tam w Waszych stronach przynosi niegrzecznym i kłótliwym babom!!! A niech się któraś na mnie odważy obrazić!!! To jest forum dla nerwicowców a nie dla księżniczek angielskich na ziarnku grochu!!! Jak Wam brakuje awantur, to na najbliższy bazar, tam się ktoś zawsze znajdzie skory do kłótni!!! A jak za delikatne odwłoczki i nerwica mało wam przywaliła, to poproście każda własnego chłopa, on Wam z chęcią przyleje. Napisze ogólnie bo i tak każdy będzie wiedział który fragment jest dla kogo. Pierwszy krok do wyjścia z nerwicy to uczciwość przed samym sobą i nauczenie się obiektywnego spojrzenia na siebie, nawet jeżeli jest to kosztem porzucenia wspaniałego obrazu samego siebie. Wyrzucanie złych emocji z siebie jest wspaniałą metodą na doraźne pozbycie się przepełniających nas w danym momencie emocji. Niestety żeby było skuteczne wymaga osiągnięcia wewnętrznej równowagi, albo zbliżenia się do niej - a zadanie nie na 5 minut. Pytanie czy człowiek z zachodnią mentalności jest w stanie to osiągnąć? Pewnie niektórzy, którzy mają możliwość poświęcenia się tylko temu celowi są w stanie. Nie da się wyrzucić z siebie emocji, które kształtują się w nas latami. To tak jak byśmy chcieli ze zbudowanej wieży wyrzucić 1/3 cegieł z różnych miejsc. Przeszłość nas kształtuje w niezwykle silny sposób. Tak jak pisała JASMA nasz obecny stan jest składową genetyki, socjalizacji itd. Zostawiając rzeczy od nas niezależne, trzeba przyznać, że to jacy jesteśmy jest sumą naszych doświadczeń i przeżyć. Od okresu ciąży, poprzez dzieciństwo aż do czasów obecnych. Jest to oczywiście bardzo subiektywna kolekcja, składana z percepcji ukształtowanej przez dom, oparta na wspomnieniach, ale także uczuciach zbudowanych wokół tych wspomnień, nierzadko przepuszczona przez bardzo specyficzną logikę dziecka, czasami skrzywdzonego dziecka. Okruchy z tej przeszłości tkwią w nas bardzo mocno, często znacznie mocniej niż sobie uświadamiamy. Tak jak wielokrotnie pisałem nie można rozwiązać spraw z przeszłości, bo ich już nie ma one minęły, odbyły się w określony sposób i tego nie zmienimy. To co możemy z nimi zrobić to załatwić je teraz - co oznacza że musimy sobie poradzić z tym jak funkcjonują one w nas teraz. Wiele osób kojarzy rozprawianie się z przeszłością jako np. szczera rozmowa z ojcem alkoholikiem i pokazanie mu naszych uczuć. Tylko rozmawiamy tu i teraz, z obecnym ojcem a nie z tamtym który nasz krzywdził jak mięliśmy 6 lat. Poza tym znacznie ważniejsze jest rozprawienie się z tym co tamten czas pozostawił w nas dzisiejszych, tak aby funkcjonować tu i teraz. Jeżeli osoba adoptowana ma z tym poważny problem, bo np. czuje się gorsza, to przecież nie przymusi biologicznych rodziców żeby wrócili i ja zabrali. Z resztą po co 22 letniej osobie nieznani nigdy rodzice. Tu i teraz taka osoba musi rozprawić się ze swoim problemem czucia się gorszą - to jest właśnie załatwianie spraw z przeszłości. Coś rosło w nas latami aż przybrało obecny kształt. I to jest właśnie to z czym musimy sobie poradzić a nie fakty z przed 15 lat. Jednym z ważniejszych kroków jest znów uczciwość wobec siebie, czyli nie poruszanie się we wspomnieniach, tylko próba obiektywnego spojrzenia na rzeczywistą sytuację, chęć dowiedzenia się szczegółów nie jest tak istotna jak uważna obserwacja co to powoduje w naszym obecnym życiu i poradzenie sobie z tym. Ogromny obiektywizm jest tutaj niezbędny, ponieważ obraz w naszej głowie jest sumą własnej pamięci zakłóconej emocjami, opowieściami innych - też często zabarwionych wspomnieniami. Przytaczany tu przykład okropnego ojca który odszedł zostawiając matkę i dwoje dzieci. Mnie się od raz nasuwają wątpliwości (nie dla tego że jako facet chcę bronić innego faceta). Po pierwsze dla czego odszedł - relację znamy tylko z ust mamy, kobiety upokorzonej, przerażonej, rozżalonej - która trzyma w głowie obraz kogoś kto ja na to skazał. Czy wiemy jaka była prawda - nie, bo nie znamy relacji drugiej strony. Czy relacja może być nieprawdziwa, oczywiście bo znamy ja tylko ze słów skrzywdzonej kobiety. Nawet najbardziej rozsądna matka, nie wieszająca przed dziećmi psów na swoim byłym, siłą rzeczy będzie opowiadać tą historię z punktu widzenia swej krzywdy. Podobnie dzieci, nie bardzo wiedzą co to znaczy brak ojca, bo nigdy go nie miały. Wiedzą doskonale natomiast co to zazdrość w stosunku do kolegów mających oboje rodziców, poczucie własnej niższości, bo go nie ma, wielce bolące pytanie - dlaczego mnie zostawił, czy byłam aż tak zła itd. itd. Nie twierdzę że tak jest w każdym przypadku, ale najczęściej ten obraz w głowie, myślach nie ma nic wspólnego z rzeczywistym. Być może to jest dobry człowiek, być może odszedł bo miał u temu inne powody niż zostały w głowie. W chwili obecnej to właściwie nie ma znaczenia. Znaczenie ma jak sobie tu i teraz poradzimy z tą sytuacją, z którą nie radziliśmy sobie tyle lat. Wiążący się z tym temat to wsparcie naszych bliskich. To wsparcie może mieć wspaniałe rezultaty, ale musi być robione bardzo umiejętnie. Relacje nas nerwicowców z otoczenie, a szczególnie z bliskimi są bardzo trudne. Tutaj też potrzebna jest duża dawka obiektywizmu z naszej strony. Spróbujcie popatrzyć na to z zewnątrz, oczami innych. Pojawia się w ich otoczeniu osoba, która wcześnie zachowywała się normalnie, a teraz jest płaczliwa, przerażona, czasem agresywna. Cześć z nich może być zwyczajnie przerażonych, bo nie wiedza co robić. Część widzi sytuacje osoby ciągle przerażonej, informującej o kolejnych dolegliwościach, chorobach, bólach itp. i po kolejnych badaniach, lekarzach, diagnozach nic z tego się nie potwierdza. Widzi osobę przerażoną do granic, informującą o lękach - a przecież nie ma się czego bać. Weźcie pod uwagę że atak paniki dla normalnej osoby jest czymś niezrozumiałym i niewyobrażalnym - spróbujcie wyobrazić sobie że zanim zaczęła się Wasza nerwica, ktoś opowiada Wam o takim stanie. Kosmos. Myślę ze także zadali byście klasyczne pytanie - boisz się ale czego? Zobaczcie osobę wsłuchana w siebie i wpatrzona we własne objawy, która na każda próbę kontaktu reaguje złością i agresją, bo to jej przeszkadza w tym wsłuchiwaniu się. Zobaczcie osobę wycofaną, bojącą się wyjść na zakupy, reagującą płaczem w dziwnych sytuacjach. Popatrzcie na to obiektywnie - koszmar. Dla tego nie dziwcie się że cześć waszych bliskich jest przerażona, bo nie potrafi Wam pomóc, część jest wściekła po się rozczulacie nad sobą i żądacie zainteresowania, a przecież nic Wam nie jest. A część nawet coś tam próbowała ale ponieważ sytuacja się nie zmienia od miesięcy a nawet od lat, to mają już dość. Tym bardziej że nie maja żadnego obowiązku zajmować się Wami i użalać nad Waszą nerwicą. Ani dzieci, ani rodzice, ani małżonkowie. Jedyną osoba która musi coś z tym zrobić jesteście Wy sami. Nie czekać na innych, skoro sami nic nie robicie. I to nie robić cokolwiek, ale konkretnie podejść do sprawy i wziąć własne życie we WŁASNE ręce. Jeżeli ktoś jeszcze uważa że jest droga *na skróty* to jest w poważnym błędzie. Ja u osób przekonanych że można iść na skróty zauważam wyłącznie kipiącą agresję, która wynika z tego, że na siłę próbują uwierzyć, szczególnie w to że tajemnicza metoda pomoże im błyskawicznie i poradzą sobie z nerwicą szybciej niż inni. Jeszcze raz podkreślam że jest to moje zdanie - nie ma dróg na skróty, swoje trzeba przepracować i to uczciwie. Na koniec jeszcze drobiazg. Ktoś tam pisał że jest po pierwszej terapii. Nie wiem czy oto chodzi, ale zetknąłem się z terapiami proponowanymi przez prywatne gabinety psychologiczno - psychiatryczne. Tam jest hura optymizm, bierze każdego do któregokolwiek terapeuty i proponuje terapię składająca się z 10 sesji. Bzdura kompletna. Nie da się przepracować nerwicy w 10 sesji. To jest tylko wyciąganie pieniędzy i zrażanie ludzi do terapii. Uczciwy terapeuta zapowiada że terapia przeciętnie będzie trwała rok! I z reguły tyle trwa, czasem troszkę krócej, czasem trochę dłużej. Pozdrawiam Wszystkich Świątecznie

Odnośnik do komentarza

Witam wszystkich ponownie :-)) Teraz tak trochę bardziej z teorii, wzbogaconej czynnikiem osobistym, rzadko tak piszę, wolę przekaz prostolinijny, ale dzisiaj uznałam takie podejście za słuszne. Można sobie poczytać lub nie poczytać ;-))) Ponieważ, zostałam ostatnio posadzona o monotematyczność i uznawanie i kierowanie się jedynie dogmatami terapii poznawczo-behawioralnej, o której fakt piszę najczęściej bo uważana jest za najskuteczniejszą metodą w radzeniu sobie z zespołem zaburzeń lekowych, głównie dlatego, że polega na zmianie myślenia i zmianie zachowań, między innymi na omawianiu sytuacji trudnych i odnalezieniu, odkryciu myśli, które poprzedziły wystąpienie silnej reakcji emocjonalnej. Ta metoda jest wymagająca, dynamiczna i zadaniowa, a przez to mocno aktywizuje jednostkę i kieruje na właściwe tory, pokazuje mechanizmy powstawania i sposoby radzenia sobie z trudnymi sytuacjami, postrzeganiem świata i siebie w tym świecie. Ja natomiast bardzo od wielu lat (zupełnie nie zależnie od mojej przygody z francą) interesuje się ogólnie rozwojem osobistym (również z przyczyn zawodowych) oraz różnymi nurtami psychologicznymi, w tym np. całym działem nauki Gestalt i dużo z tego co piszę, z niej się właśnie wywodzi. To właśnie tej nauki podstawą jest świadomość, czyli najważniejszy stan psychiczny, polegający na zdawaniu sobie sprawy z zachodzących w nas procesów myślowych, jest to taka zdolność odbierania rzeczywistości na poziomie zewnętrznych doznań oraz interakcji i wewnętrznych stanów emocjonalnych. W procesie dorastania bardzo często zatracamy świadomość w powyższym znaczeniu, przez to cierpi na tym nasza samoświadomość, czyli sposób postrzegania aktualnych doznań, emocji, potrzeb, myśli, swoich możliwości i ograniczeń. I w zaburzeniach lękowych bardzo ważne jest odzyskanie, czy też nauczenie się samoświadomości, postrzegania siebie takim jakimi jesteśmy ze wszystkimi zaletami, wadami, emocjonalnością, temperamentem i obiektywną samooceną, a także nazwanie swoich potrzeb. Ta samoświadomość odnosi się również do akceptacji tego wszystkiego co mamy, czego dokonaliśmy, tego co już się wydarzyło, czego już nie dokonamy, w jakim miejscu swojego życia jesteśmy, a przy tym akceptacja otoczenia z całym ładunkiem emocjonalnym tym pozytywnym i negatywnym. Uświadomienie sobie pewnych prawd o sobie, tak szczerze i obiektywnie, jest potrzebne, aby dokonać jakiegoś bilansu, podsumowania, wyłonić słabe strony i nad nimi zaplanować sposoby pracy, postawić jakieś cele do realizacji, a z drugiej wyłapać i nazwać mocne nasze strony i je eksponować, a nawet wzmacniać, jest też do ogarnięcia szara strefa, czyli pewne rzeczy mało pojawiające się w naszym życiu, zepchnięte gdzieś w podświadomość, trochę mniej istotne, a to z braku czasu, albo motywacji, a może warto się nim zając, może jest coś co chcieliśmy kiedyś zrobić, ale jakiś tak nie wyszło, a może warto do tego wrócić. Przy takim własnym podsumowaniu i samoocenie, warto zobaczyć czy niema w nas jakiś konfliktów wewnętrznych, czegoś co stoi w sprzeczności ze sobą, czyli coś musimy, ale nie chcemy, albo coś chcemy, a nie możemy, przez wypracowana przez siebie lub narzucone przez otoczenia role i wymagania, nie zawsze można takie konflikty tak po prostu zniwelować, ale można nad niemi popracować i coś dla siebie zrobić, a przynajmniej zdać sobie z nich sprawę. W tym momencie warto nadmienić o tym wzajemnym emocjonalnym na siebie oddziaływaniu. Nasze pewne zachowania i reakcje, często nie uświadamiane, albo odruchowe, coś innym robią, wywołują u nich różne, często skrajne lub nieoczekiwane stany emocjonalne, tak samo działa w druga stronę, jakże często to my odbieramy czyjeś intencje, działania, uwagi i postawy emocjonalne, bardzo mocno, bardzo dosłownie, czasami mijając się z intencjami drugiej strony, a to dlatego, że emocje są nieobliczalne, często nieobiektywne, a później leci i ciężko je zatrzymać, ale z odczuwanymi emocjami się nie dyskutuje, bo nie ma znaczenia co ktoś miał na myśli, ale jak to wyraził i druga strona zrozumiała, oczywiście błąd może być po oby stronach, ważne jednak wiedzieć jak oddziałujemy na innych, co nasze słowa i gesty im robią, czyli dostać i zrozumieć feedback (informację zwrotną) i zanim zaczniemy zaprzeczać, że coś ktoś źle zrozumiał lub zaraz po ;-) pomyśleć nad tym chwilę, co w nas jest takiego, że wywołało taki u innych stan emocjonalny. A z drugiej strony jak jesteśmy odbiorcami czyjegoś komunikatu, który to w nas wywołuje niezrozumiałe dla nadawcy reakcje, powiedzieć o tym używając komunikatu *ja*, czyli *Twoje postępowanie mi przeszkadza, mam problem z rozmową z Tobą, bo....* w taki sposób wyrażone emocje nie poddają ocenie drugiej strony, a mówią, co mi to robi i jaką mam z tym trudność. Czyli to wzajemne emocjonalne oddziaływanie może być negatywne i pozytywne i jak powyżej napisałam z jednej strony można właśnie jakoś ten komunikat emocjonalny modyfikować, poprawiać i dostosowywać w zakresie przekazu i odbioru, a z drugiej strony zastanowić się nad naszymi granicami psychologicznymi, czyli czymś co wpływa na docieranie i wpływanie na nas cudzych emocji, przekazów werbalnych i niewerbalnych, te granice powinny być jak półprzepuszczalna błona, czyli dopuszczać istotne dla nas bodźce emocjonalne i blokować szkodliwe i nieistotne, czyli taki prawidłowo funkcjonujący instynkt samozachowawczy. Co powoduje zbyt dużą przepuszczalność granic psychologicznych w miejscach w których powinny one być mocne?, a to właśnie, co nam osobą lękowym się często przydarza, że dociera do nas zbyt dużo negatywnych informacji, znaków, cudzych emocji, trudnych przekazów, bardzo mocno i destruktywnie na nas wpływając, wywołując szereg negatywnych postaw, myli i zachowń, a z drugiej strony w innym miejscu zbyt szczelne, przez które ciężko przebijają się fakty, racjonalne stwierdzenia, istotne spostrzeżenia, a także pozytywy. Zaburzenie proporcji i szczelności granic psychologicznych, głównie w tym kierunku u osób z zaburzeniami lękowymi powoduje szereg wypaczeń w percepcji samego siebie i otoczenia, czyli krótko mówiąc negatywy przykrywają pozytywy. A na już prawie na zakończnie, wszystko ma swój początek, dynamikę i koniec, tak jak nasze życie, które jest pewną wypadkową, porażek, sukcesów, wzlotów i upadków, pewien ciąg zdarzeń, wzajemnie powiązanych i wzajemnie na siebie wpływających, a my powinniśmy tego naszego życia być moderatorami, czyli nadawać mu właściwy kierunek, energie i kształt ale z pokorą przyjmować zdarzenia te miłe jak i te trudne na naszej drodze się pojawiające i wyciągając z nich wnioski i naukę na przyszłość i dla przyszłych pokoleń. Interesuję się jeszcze np. inteligencją emocjonalną i choć na pewnych płaszczyznach te moje zainteresowania się zazębią, są spójnie, a w niektórych miejscach uzupełniają, to może cos kiedyś napiszę o właśnie o inteligencji emocjonalnej i jak ona się ma do nas nerwicowców, jeśli oczywiście innym będzie mnie się chciało czytać, a mi pisać :-)) Pozdrawiam i przepraszam za elaborat.

Odnośnik do komentarza

Witaj IGNAC To forum dwa miesiące temu przyciągnęło moją uwagę właśnie dlatego, że Twoje wypowiedzi były takie sensowne i głębokie. Widać było, że naprawdę wiesz o czym piszesz. I szczerze mówiąc tylko na Twojej opinii mi zależy. Ja naprawdę chciałam opisać to co przeszłam, co i jak udało mi się osiągnąć, tylko nie dostałam takiej szansy. Kiedy napisałam, że zrobiłam to inaczej niż przy pomocy terapii poznawczo-behawioralnej zaczął się atak. Czy fakt, że ktoś na forum jest krótko dyskryminuje go? Czy to, że znalazł inny sposób, który mu pomógł też go dyskryminuje? Ale oto konkrety. Jak pisałam w październiku - atak mojej nerwicy rozpoczął się po incydencie z 10 września - kiedy nagle straciłam pole widzenia w jednym oku i na 15 minut straciłam zdolność mowy. Na ostrym dyżurze neurologicznym zasugerowano, ze był to przejściowy atak niedokrwienny mózgu (TIA). Nie ma jednak badań, które potwierdziłyby lub wykluczyły tą diagnozę. Wówczas nerwica zaatakował mnie z taką siłą, że nie byłam w stanie wstać z łóżka. Wtedy też zaczęłam szukać tutaj pomocy. Twoje wpisy Ignac dawały nadzieję, sugestie Jasmy również były pomocne. Ale jak na stan w którym się znajdowałam zastosowanie tego w praktyce było nierealne. Szukałam więc dalej. Udałam się do lekarza medycyny chińskiej, który po wysłuchaniu mojej historii i zadaniu wielu pytań nie miał problemu z postawieniem diagnozy - zaburzenia na meridianie wątroby oraz w pracy samej wątroby (w szczególności w wydzielaniu żółci). Zaczęłam wiec szukać wiadomości o roli wątroby w medycynie chińskiej i sposobach wpływania na nią. Równocześnie czytałam i szukałam takiego podejścia w psychologii, które byłoby dobre dla mnie. Skonsultowałam się z dwoma psychologami. Z jednym podjęłam terapię, ale ciągle było źle. Dla mnie przełomem był dzień, kiedy zostałam sama w domu i ze względów technicznych odcięli mi prąd i media. Byłam sam na sam z własnymi myślami i lękiem. Na początku myślałam, że oszaleję, ale po dwóch godzinach poczułam głęboki spokój i siłę. To mój osobisty przełom. Poszłam za tym co czułam, ze jest dla mnie dobre. Po raz pierwszy w życiu przestałam myśleć i analizować, zaczęłam czuć. Po pierwsze zmieniłam dietę - zgodnie z zaleceniami medycyny chińskiej - po krótkiej głodówce przeszłam na żywność alkalizującą (kasza jaglana, owoce, warzywa). Już po tygodniu poczułam się inaczej. Drugim kluczowym momentem była szczera rozmowa z mężem o tym jak nie cierpię swojej pracy i o tym jak bardzo czuję się przytłoczona kredytem na mieszkanie, którego niemal nie ubywa. Otrzymałam ogromne wsparcie. Dzięki niemu mogłam na miesiąc zrezygnować z pracy (to mój pierwszy urlop od 8 lat) i ten czas poświecić sobie. ustaliliśmy też, ze sprzedamy mieszkanie, by nie czuć takiej presji, a ja zmienię pracę, jak tylko lepiej się poczuję. Po tym objawy zdecydowanie złagodniały. Prawdziwym objawieniem było jednak dla mnie przeczytanie publikacji Alexandra Lowena (co Jasmie nie powinno być obce). Lowen pisz em.in. pisze na str. 33 w *Radość*: *Prawdopodobnie największą iluzją jest wiara, że umysł potrafi kontrolować ciało i że jeśli zmienimy nasze myślenie, zmienia się też nasze uczucia*. W swoich książkach ten jeden z największych psychoterapeutów amerykańskich jasno stwierdza, że bez pracy z emocjami, pracy z ciałem nie można pokonać ani nerwicy ani depresji. Dla mnie było to niezwykle ważne, że ktoś wreszcie napisał o tym co ja czuję. A mam w sobie ogromne pokłady złości i gniewu i smutku i jeszcze innych emocji, których z różnych względów nie wyrażałam przez całe swoje życie. Zaczęłam wykonywać zalecane tam ćwiczenia - płakałam, krzyczałam, kopałam w łóżko i po każdym takim oczyszczeniu czułam się znacznie lepiej. Nie mogę powiedzieć, ze jestem zdrowa i uwolniłam się od nerwicy. Przede mną jeszcze bardzo długa droga, ale teraz mam siłę na nią wejść. Przepraszam za uogólnienia, były niepotrzebne. Pisałam o sobie i swoim życiu. Nie mniej odnoszę wrażenie (może mylne), że taka terapia, że praca z danymi emocjami wielu osobom szukającym tu wsparcia mogłaby pomóc.

Odnośnik do komentarza

Wydaje mi się, że podejście do problemu z każdej możliwej strony na raz - rozwiązanie bieżących problemów, praca z pokładami negatywnych emocji z przeszłości, ale także zmiana żywienia i akupunktura, pozwoliły mi w krótkim okresie czasu ogarnąć się na tyle, że mogę zacząć jeszcze głębszą pracę nad sobą. Z tego co czytałam w wielu postach i jak sama się czułam dwa miesiące temu cierpiący na silną nerwicę mają problem by funkcjonować na tyle dobrze, żeby pracować czy podjąć terapię. Może ktoś zechce skorzystać z tego co ja zrobiłam i przyniesie mu to ulgę i ukojenie. W moim wypadku nic tak skutecznie nie likwidowało *guli w gardle* jak godzina płaczu, takie głębokiego, prawdziwego. Mój mąż stwierdził, że po 18 latach małżeństwa pierwszy raz widzi mnie płaczącą.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×