Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

Hej, to znów ja ..-)) mam pytanie od kilku dni odczuwam przez kilka godzin w ciągu dnia takie *łamanie* w kościach jak przy grypie, jakbym miała stan popdgorączkowy, robi mi się zimno, ból głowy, mdłości i takie ogólne zmęczenie (jakby stan zapalny w organiźmie)., jak myslicie może być przyczyną ta torbiel ??

Odnośnik do komentarza

MIRRA to raczej nie od torbieli, bo torbiel tego typu raczej nie wywołuje takich objawów. Ale dlaczego pytałam, kiedy odczuwasz te dolegliwości, ponieważ w godzinach popołudniowych zazwyczaj wzrasta temperatura naszego ciała (nie przypadkowe jest, że w szpitalach mierzy się temperaturę rano o 6 i 16 popołudniu), również w lekkich infekcjach wirusowych, a okres jest sprzyjający, objawy mogą właśnie to sugerować, łamanie w kościach, ogólne rozbicie, gorsza kondycja fizyczna, czyli jakiś lekki spadek odporności, ale związany zwyczajnie z porą roku i sezonowymi infekcjami. A że my tacy wrażliwi jesteśmy, to rzeczy normalne wydają się nam nienormalne, wsłuchujemy się w nie i one urastają.

Odnośnik do komentarza

Ja się dzisiaj dobilam u psychologa :( Pani mi powiedziala ze z tak silnej nerwicy jaką ja mam, może być problem żebym wyszla bez leków. Dodam ze psycholog z nurtu behawioralno-poznawczego :) Jak wyszłam to się poplakalam. Ale jak to ja mowie nie ma tak dobrze, zrobilam zakupy i nic mi nie było i az do koleżanki na chwile pojechalam :) A dodam ze takie rzeczy jak odwiedziny innych juz dawno mi nawet do glowy nie przychodzily a co dopiero czyny :) I jak tu sie w tym wszystkim nie zgubic :)

Odnośnik do komentarza

DAM RADE Ty sama widzisz, że zrobiłaś postępy, odstawiasz leki i jest ok. a już na pewno nie jest gorzej, chodzisz na rekolekcje i jest ok, a nawet lepiej, byłaś u koleżanki, to jest dopiero wyczyn, a do innej *obcej* swobodnie dzwonisz :-)), to Ty siebie znasz najlepiej i to Ty sama najlepiej oceniasz sytuacje i samopoczucie, po drugiej stronie w roli psychoterapeuty masz człowieka, który nie jest nieomylny, który może mieć gorszy dzień, który zwyczajnie popełnia błędy, ale Ty masz swój cel, dążenie i sama o sobie decydujesz i spokojnie możesz jej powiedzieć następnym razem, że masz swój pogląd na pewne sprawy, swój pomysł na siebie i w dodatku skonsultowany dodatkowo z Twoim lekarzem psychiatrą, a ona ma Ci pomóc osiągnąć Twój cel, a nie swoją wizję na Twój temat, o, właśnie tak i nie zrażaj się, myśl o pozytywach i o tym co dobrego ta psychoterapia już Ci przyniosła, a to są Twoje kroczki do przodu, a nie kogoś innego. W razie czego wiesz, gdzie mnie szukać :-) PAMKA laski laskami, ale tu jeszcze czasami płeć przeciwna zagląda i może poczuć się pominięta, więc może tak: cześć laski i ciacha ;-D Czyli jutro szkoła wita i zaprasza na super fajne zajęcia, a koledzy i koleżanki mocno stęsknieni na Ciebie ochoczo czekają :-) MIRRA ja mam jakiś taki senny dzień dzisiaj i mam sporo pracy i z powodu takiego ciężkiego dnia, mam wrażenie, że zbytnio się nie przykładam, ale co ciekawe zrobiłam więcej niż zwykle, ot taki paradoks :-)) IGNAC jak tam wieczór?

Odnośnik do komentarza

Witajcie, Jak się macie? Ja całkiem dobrze, mimo pewnych babskich dolegliwości ;) Powiem Wam, że rozmawiałam z lokatorami o tej imprezie, o paleniu w mieszkaniu również.. wnioski mam takie, że nie potrafię na ten moment asertywnie postawić granic. Generalnie powiedziałam, że to co się działo nie podobało mi się, że wolałabym żeby imprezy urządzali poza mieszkaniem, starałam się delikatnie.. ale chyba aż za delikatnie. Przy tym obawiałam się, że mnie wyśmieją.. Wiem, że z obcymi osobami nie miałabym problemu, ale w przypadku lokatorów, których całkiem lubię, boję się po prostu odrzucenia. Jest to sfera, nad którą pracuję małymi krokami. A apropo terapii, ja też zaczynam w styczniu, teraz mam indywidualne spotkania, a od stycznia w grupie. Przyznam, że już nie mogę się doczekać. Dam radę, pytałaś wcześniej gdzie chodziłam na terapię, to było przy ul. Dolnej (http://www.szpitalnowowiejski.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=18). Na początku byłam trochę przerażona, ponieważ obok ośrodka terapeutycznego znajduje się szpital psychiatryczny ;) Z czasem mi lęk przeszedł ;) Polecam to miejsce jeśli ktoś ma blisko. Dobrej nocy wszystkim!

Odnośnik do komentarza

DAM RADĘ czemu się dziwisz że nerwica mądra jest? Przecież ona jest produktem Twojej głowy, która mądra jest niezaprzeczalnie, to dla czego jej wytwór miał by nie być też taki? :) Tak przy okazji o Twojej terapii - myślę że JASMA ma dużo racji. Terapeuta jest tylko i wyłącznie *instruktorem* dającym wędkę i mówiącym jak jej używać. Nie jest wyrocznią, nie kieruje Twoim życiem, nie podejmuje za Ciebie decyzji. Jeżeli próbuje się kreować na guru i kierować Twoim życiem to znaczy że jest nieetyczny. Natomiast Ty także nie powinnaś go ustawiać w takiej pozycji. Twoja decyzja o wyjściu z nerwicy przy pomocy Twojej pracy nad sobą, w kierunku obranym przez Ciebie i zakresie przez Ciebie ustalonym przy fachowym wsparciu terapeuty. Moim zdaniem tak do tego trzeba podchodzić. Dla tego, jeżeli terapeuta wyraża swoje obawy czy coś mu się wydaje, OK ma do tego pełne prawo, ale to TY podejmujesz decyzję i mówisz mu: Wiem że będzie niełatwo, ale taką podjęłam decyzję. BRUNETKA, z tymi współlokatorami wydaje mi się że masz taki sam problem jak z wieloma innymi sprawami (moja ocena na podstawie kilku Twoich opisów - mogę się mylić!!!) Masz niska samoocenę, skoro boisz się odrzucenia i duża potrzebę akceptacji przez innych. To niestety często bywają silne podstawy do wpadnięcia francy w wredne łapki :( Próbujesz być kimś innym, nie pokazujesz swoich prawdziwych uczuć związanych z ich imprezowym zachowaniem. Przepraszam za 100% szczerość, i nie jest to krytyka z mojej strony a jedynie próba pokazania sytuacji i może zachęta do wyciagnięcia wniosków. Jeżeli tak jest to oni lubią nie Ciebie tylko tego kogoś, kogo podsuwasz im przed oczy. Robisz to bo szukasz oceny własnej osoby w ich oczach a przy okazji starasz się upewnić że ta ocena będzie pozytywna. Problem polega na tym, że sama powinnaś znać swoją wartość i nie oczekiwać na ocenę innych (bo może być złośliwie negatywna - nie koniecznie prawdziwa) i dodatkowo w efekcie otrzymujesz zwrotnie ocenę nie siebie tylko kogoś kogo udajesz. Dodatkowo samo założenie że jeżeli będziesz sobą to Cię odrzucą jest założeniem opartym o niska samoocenę i wcale nie musi być prawdziwe. Działając w ten sposób tworzymy swój nieprawdziwy obraz (celowo zmieniłem osobę z Ty na my, bo to nie jest wyłącznie Twój problem i nie chcę żebyś brała tego do siebie), mało tego poświęcamy strasznie dużo czasu na to tworzenie a potem na utrzymanie go, czasu który można by poświęcić np. na samorozwój. Przy tej okazji budujemy własny obraz *pod dyktando* publiczności, obraz który nam samym może w jakiejś części się nie podobać a nawet przeszkadzać. Tworzy się w efekcie dysonans, który może być powodem nerwicy. My go nie postrzegamy bezpośrednio, bo możemy to uczucie spychać i uważać że jest to cena którą gotowi jesteśmy płacić np. za akceptację otoczenia ale nasz organizm w ten sposób sygnalizuje że taka sytuacja jest dla niego problemem. PAMKA odnoszę dziwne wrażenie (znów zastrzegam że mogę się oczywiście mylić) że Tobie pasuje ta sytuacja. Świetny wykręt żeby nie chodzić do szkoły. Oczywiście nie musi i pewnie nie jest to działanie świadome, ale w postach *aprobujesz* że znów znalazłaś nowe objawy, czyli akceptujesz że jest jak jest no i cóż Ty możesz zrobić skoro tak to już jest. Człowiek jest panem swojego życia i robi z nim co zechce. Jeżeli nic nie chce robić to to także wbrew pozorom jest decyzja. Mnie nerwica nauczyła kilku rzeczy, m.in. tego że zmienić mogę jedynie siebie. Otoczenie, warunki obiektywne, inne osoby - na to nie mam wpływu lub wpływ pośrednio mogę wywierać zmieniając siebie. Zrzucanie winy za to co się dzieje na innych lub okoliczności jest jedynie łatwym wykrętem i usprawiedliwieniem niepodejmowania żadnych działań - bo cóż ja biedny mogę zrobić skoro tak jest? To jest coś co nazywam oszukiwaniem samego siebie. Są pewne obowiązki które musimy wykonywać, bez względu na okoliczności. Oczywiście jak zawsze to jest nasza decyzja - jeżeli decydujemy się świadomie coś robić i uznajemy to za konieczne to to róbmy, a jak nam nie pasuje, to zamiast narzekać zrezygnujmy z tego. Narzekanie tylko utrudnia całą sprawę. Na tym polega życie - problemy trzeba rozwiązywać, stawiać im czoło a nie omijać je. Omijanie najczęściej kończy się tym że wracają do nas i to wracają w najmniej spodziewanym momencie i bywa że urosną do takich rozmiarów lub skumulują się do takich rozmiarów, że wtedy rzeczywiście trudno im podołać. JASMA dzięki, wieczór głównie na śpiąco :) mam deficyty w spaniu i wczoraj nie dałem rady, dla tego uciąłem sobie świadomego komara w foteliku przez 1,5 godzinki :) ale ogólnie do przodu. Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

Witam, tak na początek trochę o mnie. Czyli jestem z tych którzy nie moga sobie poradzic sami ze sobą. Tak na dobre wszystko zaczeło sie rok temu, kiedy zaczeły mi się zawroty głowy, boleści w róznych miejscach ciągły pernamentny strach i lęk. Porobilam wszystkie badanie i tak do końca nie jest ok, po rezonansie okazało się że mam małego oponiaczka w glowie, mam go kontrolować i na razie niczym sie nie przejmować. TYle teoria bo wogóle nie moge sobie z tym poradzić, zaczełam latać po lekarzach nie mam jeszcze 40 -stki więc troche za wczesnie. I tak się zaczeło... lęki, strachy, kołatania, zimne poty, drętwienia i wszelkie inne totalnie mnie rozwalające kwestie .... chodze na psychoterapię i boję się zacząc brać lekarstw a wiem że chyba sobie bez tego nie poradzę. Mam przepisany coaxil w domu leży wykupiony seronil .... boje się o wszystkiego, o dzieci, o męża, a o moje choroby wymyślane .... temat rzeka. Jakie macie doświadczenia z tymi lekarstwami.

Odnośnik do komentarza

EDIK witaj. Bardzo skrótowo ujmując temat, są osoby które są przewrażliwione na swoim punkcie, z różnych przyczyn, czasami wywodzi się to z dzieciństwa i różnych, czasami skrajnych przeżyć i doświadczeń, a jak do tego dochodzą życiowe niepowodzenia to istnieje duża szansa na wystąpienie nerwicy lękowej, a czasami na skutek silnej traumy, mocnego przeżycia dochodzi do kryzysu, czyli negatywy przykrywają pozytywy, dochodzi do jakiegoś przeciążenia na synapsach i również jest duża szansa na nerwicę lękową, szczególnie jak mamy jakieś lękowe skłonności, choć do tej pory nie przysparzały większych problemów. Możliwe, że u Ciebie właśnie silny kryzys związany z diagnozą, wywołał zespół zaburzeń lękowych, a możliwe, że objawy, które miałaś wcześniej przed postawianiem diagnozy, już były na tle nerwowym, bo z tego co wiem oponiaki nie dają takich objawów, a przy tym często objawy na tle nerwowym skłaniają nas do poszukiwania choroby i często właśnie w obrębie głowy lub serca. Tak czy inaczej, dobrze, że Ci zdiagnozowano Twoje schorzenie, dobrze że guz jest mały i możliwe, że nigdy nie urośnie, a przede wszystkim w większości te guzy są łagodne i to są fakty i stan na tu i teraz i nie ma co wybiegać w daleką przeszłość, czytać i nakręcać się, snuć czarne wizje i scenariusze. Psychoterapia jest w Twoim przypadku bardzo ważna, głównie dlatego, żeby zrozumieć, że Twoje schorzenie nie jest końcem świata, żeby irracjonalny lęk sprowadzić do racjonalnego strachu, strachu który jest nam potrzebny i pozwala właściwie funkcjonować w życiu i otoczeniu, strach dostosowany swoją siła i poziomem emocji do okoliczności, oparty na racjonalnych i realnych przesłankach, a Ty z tego co piszesz nie masz powodu do silnego, rozbuchanego, rozlewającego się po wszystkim strachu, a do zwykłego dbania o siebie, kontroli i bycia pod opieką specjalisty, dzisiaj jest to co jest, jutro, po jutrze i za parę lat może być nadal to samo, ten sam stan i czy warto jest martwić się na zapas?, czyż to nie jest strata czasu? Zastanawiasz się nad lekami, ale zastanów się nad czymś innym, co dadzą Ci leki, może poczujesz ulgę, bo objawy złagodnieją, oczywiście pod warunkiem, że lek od razu został dobrze dobrany, samopoczucie może się poprawić na skutek właściwości chemicznych leku, ale co dalej przecież powód lęku od tych tabletek nie zniknie, a tabletki trzeba kiedyś odstawić i ponownie stawić czoła sytuacji zupełnie *na trzeźwo*, a wtedy może być jeszcze trudniej. Oczywiście możesz poddać się kuracji farmakologicznej i uczęszczać na psychoterapie, nie rezygnując z niej, nawet jak leki zaczną działać, ale to jest trudne, bo zaczynasz się dobrze czuć, zaczyna układać się w głowie, a lęk gdzieś się rozprasza i może przyjść do głowy, że już się sposób myślenia naprawił, a na terapię szkoda czasu i kasy i często rezygnuję się przedwcześnie, a tak naprawdę, jeśli bierze się leki antydepresanty i chodzi na terapię to dobrze, ale pod warunkiem, że na terapię chodzi się przez kilka miesięcy po odstawieniu leków, czyli terapia obejmuje ten właśnie moment odstawienia i 3-6 m-c od tego momentu. Ja jestem przeciwna zamiatania problemu pod dywan przy pomocy leków, bo to starta czasu, a efekt leków może dać złudne poczucie poprawy stanu psychicznego i oddalenia w czasie właściwej terapii, a w przypadku irracjonalnego lęku nic samo się nie dzieje, jeśli jest, to można go jedynie stłumić, ukryć na chwilę schować, ale nie załatwiony problem, objawiający lub powodujący silne stany lękowe, zawsze wylezie, przypomni się, da o sobie znać... Wiem z doświadczenia, bytności na tym forum, że każdy musi przekonać się na własnej skórze, trudno czerpać z wiedzy i doświadczenia innych, może trzeba samemu wszystko przeżyć i dopóki nas samych nie zaboli to nie uznamy, że leki były stratą czasu i zdrowia, rozumiem i szanuje, ale cały czas próbuje... Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

BRUNETKA nawiązując do tego co Ci kiedyś już pisałam i tego co napisał i dodał IGNAC, nie wszyscy muszą nas lubić, akceptować i z nami zgadzać, ale to działa w obie strony, my też nie wszystkich uważamy za ciekawych, atrakcyjnych i godnych naszej uwagi, czasami kogoś lubimy i zależy nam, choć nie wszystkie zachowania akceptujemy i czasami nam coś przeszkadza w ich stosunku do nas, ale tylko od nas zależy co z tym zrobimy, stawimy czoła, powiemy co i jak i co nam to robi, czy będziemy udawać, że jest ok. Wiem, że masz z tym problem i wiem, że wiesz czego chcesz i czego nie chcesz, a przy tym potrzebujesz akceptacji, ale akceptowanym fajnie być za to kim się jest naprawdę, a nie jakie sprawia wrażanie, paradoksalnie, często osoby stawiające granice, mówiące o swoich potrzebach, wyrażające swoje zdanie, wszystko w sposób rzeczowy i konkretny budzą szacunek, uważane są za szczere, prostolinijne i przez to akceptowane przez innych, nawet mając inne zdanie, Ty wewnętrznie właśnie taka jesteś, ale musisz popracować na artykulacją tego. Owszem, tak jak już wcześniej pisałam, czasami za szczerość płaci się cenę, bo można być odrzuconym i niezrozumianym, ale może lepiej być odrzuconym przez to jakimi jesteśmy, a nie jakimi staramy się być, poza tym czy ktoś kto nie szanuje Twoje punktu widzenia, wart jest pielęgnowania i zabiegania o znajomość? Warto być i żyć w zgodzie z sobą, być asertywnym, a swoje poglądy wyrażać w sposób zrozumiały, szczery i klarowny z poszanowaniem drugiej strony, takie czyste zachowania zawsze jakoś wracają, jeśli nie od razu, jeśli nie bezpośrednio, to jakoś zawsze i przynajmniej nam samym jest ze sobą dobrze. Wiem, wiem, życie jest trudne i kopie w tyłek, ale czyż nie warto mieć ideały? Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Jasma,bardzo dziękuję za mądre słowa otuchy. Najgorsze w tym wszystkim jest to ze ja to wszystko rozumiem a nie umiem sobie z tym poradzić. Jak załapie *dolinę* to jestem totalnie sparaliżowana i zamiast się cieszyć dzieciakami mężusiem jakimiś mniejszymi czy większymi sukcesami ja siedzę sparaliżowana i czekam... kiedy mi się zakręci w głowie, drętwienie, kiedy mnie zaleje kolejna fala strachu, wystarczy że coś mi *piknie* w głowie, i już jestem *sztywna*. I nie umiem opanować tych złych emocji. Prawda jest taka jak napisałaś... od dawna miałam swoje lęki i jakoś się udawało a po tej diagnozie wszystko się wylało i trwa. Raz są chwile lepsze raz nie gorsze tylko okropne. Wtedy boję się dosłownie wszystkiego i te okropne fale od czubków palców po czubek głowy, nagle ... i dlatego pomyślałam o tych prochach których też panicznie się boję. Nawet sobie nie zdawałam sprawy jak bardzo działa na moją podświadomość dosłownie każda negatywna informacja, szkoda że dobrych emocji nie potrafię wykorzystać. Moja terapia już trochę trwa i to właśnie mój *wysłuchiwacz* mi proponuję te proszki, a ja ciągle to odkładam bo liczę że dam radę. I nagle nie wiadomo jak i kiedy zaliczam kolejną dolinę i już nie ma tej silnej baby którą znałam jeszcze dwa lata temu i za którą strasznie tęsknię. Liczę na treściwą pisaninę vel rozmowę i dziękuję już teraz.

Odnośnik do komentarza

EDIK myślę że to, że chodzisz na terapię jest bardzo ważne i pokazuje że chcesz poradzić sobie z problemem. Niestety bieganie po lekarzach i lęk to są bardzo częste efekty nerwicy. Pracując nad nerwicą powoli uwolnisz się od tych problemów, staraj się im nie ulegać a przede wszystkim nie przejmować nimi bo to powoduje dodatkowy stres - wiesz że te zachowania nie są do końca rozsądne ale im ulegasz i to nakręca frustrację czyli wzmaga nerwicę. Myślę że nerwicę można ogólnie określić jako problem wynikający z konfliktów wewnętrznych - pomiędzy dążeniami a możliwościami, potrzebami a obowiązkami, pragnieniami a normami społecznymi. Konfiguracje mogą być różne u rożnych osób, ale wspólny jest związany z tym konflikt wewnętrzny. Ujawnia się i narasta w sytuacji kiedy poddawani jesteśmy presji sytuacji może to być np. diagnoza lekarska, tak jak w Twoim przypadku ale również każda inna sytuacja odczuwana jako pewien przymus nierzadko świadomie akceptowany bo oceniany jako dopuszczalne subiektywnie ustępstwo, ale tak naprawdę wymagającej od nas funkcjonowania sprzecznego z naszymi wewnętrznymi, nie koniecznie do końca uświadomionymi preferencjami. Przepraszam za ten troszkę bełkot, ale trudno czasem jest przełożyć własne przemyślenia na język który będzie zrozumiały dla innych. Jedna z moich znajomych, dość dobrze mnie znająca ubrała to w bardzo trafiające do mnie słowa (wiedziała o mojej nerwicy, zresztą sama borykała się z podobnymi problemami) - żyjesz nie swoim życiem. Ja to rozumiem jako dobrowolne uwikłanie się w pewne sytuacje życiowe, które są w sprzeczności z moim charakterem, potrzebami, preferencjami; często wynikające z pewnych ustępstw robionych wydawało by się na rzecz otoczenia i współżycia z innymi - rodzina i bliscy, grupa społeczna, grupa zawodowa itd. W ten sposób niby akceptowane ustępstwa przeradzają się w konflikt, dysonans, podświadome niezadowolenie z tego jak się żyje. I w pewnym momencie nasz organizm reprezentowany przez centrum zarządzania czyli nasz umysł próbuje zaprotestować lub jak kto woli zasygnalizować że sytuacja jest nie do zaakceptowania, czyli jest zagrożeniem dla JA którym jesteśmy. Przyczyny bywają różne i myślę sobie że nieoczekiwana przypadłość zdrowotna może być również takim elementem - konflikt między naszym życiem a tym na co nam pozwoli choroba. Akurat u mnie nie było takiej sytuacji, pewnie JASMA będzie w stanie coś więcej tutaj powiedzieć, bo jak rozumiem u niej także *wada* somatyczna była przyczyną spotkania twarzą w twarz z francą - u niej to było wprawdzie serce, ale myślę że *organ* nie ma znaczenia. Przyczyny bywają różnorodne, ciąg dalszy podobny. Myślę że pomocna w Twoim przypadku była by próba racjonalnego podejścia do problemu. Wydaje mi się że na razie funkcjonujesz na zasadzie komunikatu - guz, rak itp. rozumianego w obiegowy sposób. Na takie hasła większość z nas reaguje przerażeniem. Warto natomiast podejść do sprawy racjonalnie i szczegółowo - są różne rodzaje guzów, różny stopień niebezpieczeństwa dla zdrowia. Nie warto się bać hasła ogólnego, warto to sobie określić co tak naprawdę się dzieje. Chodzi mi o to że przeciętny człowiek na dźwięk słowa nowotwór wyobraża sobie coś potwornego i postrzeganego jako niemalże wyrok. Tymczasem medycyna nowotworem określa wszelkiej maści komórki które rosną sobie nie tam gdzie powinny lub nie takie jak powinny. Co to oznacza? ano że większość pieprzyków na naszym ciele to nowotwory - i co z tego? NIC. Musisz pamiętać o tym że postęp współczesnej medycyny, a szczególnie badań obrazowych powoduje że u coraz większej liczby osób i coraz częściej *wykrywa* się różne sprawy. Problem polega na tym, że często są one postrzegane przez pryzmat wcześniejszych sytuacji. Żeby wyjaśnić o co mi chodzi - np. kiedyś, jeżeli u kogoś wykryto zwapnienia w wątrobie to były to poważne, znaczne zmiany mogące być groźne dla życia. Dlaczego? Bo badania obrazowe były znacznie mniej precyzyjne i wykrywano dopiero duże zmiany. Obecnie, znacznie precyzyjniejsze ultrasonografy są w stanie wyłapać i pokazać drobniutkie zmiany, i zwapnienia wykrywa się bardzo często, tyle że są to drobniutkie zwapnienia, zupełnie nieistotne (kosmetyczne), z którymi się żyje do śmierci - w późnej starości. Moze się mylę ale pewnie kilka, kilkanaście lat temu nie wykryto by u ciebie tej zmiany, bo była by zbyt drobna i pewnie do końca życia byś o niej nie wiedziała. Rzuciłem okiem do netu i okazało się że znacząca większość jest niezłośliwa, że z maleńkimi nic się nie robi, i jeżeli nie będzie rosła to jest takim właśnie pieprzykiem i tyle. Dla czego od razu zakładać czarny scenariusz, podejdź do tego racjonalnie, zrób kontrolę za pół roku, rok. Pewnie okaże się że jest dalej albo się wchłonęła, nie urosła i dalej nic z nia nie trzeba robić i w niczym nie będzie przeszkadzać. A skoro można z tym żyć zupełnie komfortowo to czym się tu martwić? Szkoda czasu i szkoda życia i szkoda nerwów. No dobrze, wiem że łatwo się mówi trudniej się robi, ale warto spróbować! Znam osoby które się przerażają na każda wieść o nowej chorobie na świecie - grypa, wściekłe krowy itd. itp. Tylko w ten sposób należało by się wystrzelić w kosmos żeby wszystkiego uniknąć! Chociaż nie, bzdura, promieniowanie kosmiczne jest bardzo niezdrowe... Kurcze, nie ma dla nas ratunku!!! Świat jest niebezpieczny śmiertelnie. Pomocy. :-) OK drwię sobie, ale tak to wygląda. Patrząc racjonalnie na chorobę wściekłych krów zachorował jakiś promil społeczeństwa na świecie a zmarły na to jakieś pojedyncze osoby. Warto się zamartwiać? Chyba nie. Z drugiej strony mam w rodzinie dziewczynę chora na SM - tragedia! Ale nie do końca, ona się nie poddaje, żyje każda chwilą, na tyle normalnie na ile pozwala jej choroba. Traktuje postępujące ograniczenia jako normalne sytuacje życiowe i stara się w ramach nich normalnie funkcjonować. Kto żyje bardziej pełnia życia - ona czy ja? Osobiście uważam że ona - wbrew pozorom. I nie chodzi mi tu o to żeby epatować tym że inni mają gorzej, zupełnie nie o to. Jeżeli nie mamy na coś wpływu (tak naprawdę a nie jako wykręt) to musimy to zaakceptować - nie mamy innego wyjścia, a jeżeli nie mamy na to wpływu to czym się przejmować? Po prostu tak jest i tyle. Każdy ma jakieś ograniczenia i funkcjonuje z nimi nawet o tym nie myśląc. PAMKA to powyżej to jest też trochę odpowiedź na Twoje pytanie. Nerwica też jest pewnym ograniczeniem, ale musimy funkcjonować w takich ramach. Dla mnie ważnym punktem radzenia sobie z nerwicą było nie uleganie takim sytuacjom. Musiałem rano wyjść z domy i zrobić to co miałem do zrobienia, bez względu na to czy to był miły poranek czy miałem po wstaniu silny atak paniki. Po prostu przyjąłem że nie ma innego wyjścia i nie dopuszczałem do dawania sobie taryfy ulgowej i robienia wyjątków. Przekonałem się że pomaga to w przełamaniu ataków, trwają krócej, a przy okazji zdawałem sobie sprawę, że jak odpuszczę to następnym razem będę starał się przesunąć granicę tolerancji jeszcze dalej, będzie to coraz łatwiejsze i będę spadał w dół. Skończy się na tym że ugrzęznę w łóżku pod kołdrą czekając na to kiedy umrę, jęcząc i biadoląc. Wiesz pewnie jak to jest - odchudzam się ale mnie korci, no dobrze dzisiaj wyjątkowo jedno ciasteczko, jutro są już dwa ciasteczka, ale jak zjadłem dwa to pewnie cztery też mi nie zaszkodzą. Po miesiącu gruby jak świnia obżeram się ciastkami i nie mam już prawie żadnych wyrzutów sumienia. Taki głupiutki przykład, ale pięknie pokazuje mechanizm, który działa nie tylko na odchudzanie i ciastka - raz przesunięta granica przesuwa się coraz łatwiej. Dla tego podejmuje decyzję - będę chodził do szkoły, bo uważam że... (Twój powód - pewnie można znaleźć ich dużo, ale żeby był jakikolwiek to napiszę...) nauczę się rzeczy niezbędnych do realizacji dalszych planów życiowych, albo bo bez papierka ukończenia żadne ciacho mnie nie zechce itp. Jak już decyzja jest podjęta to się jej trzymam - ja ją podjąłem, świadomie i nie mogę siebie samego zawieść. Oczywiście mogę podjąć również decyzję - nie będę więcej chodził do szkoły, to jest niepotrzebna bzdura skoro i tak chcę zostać robotnikiem rolnym w Gwatemali. I zamiast bez sensu chodzić do szkoły zacznę się uczyć orać wołami, języka Gwatemalskiego oraz będę pracować żeby mieć kasę na autobus do Gwatemali. I wtedy trzymam się tej decyzji i ją rzetelnie realizuję. Oczywiście trzeba pamiętać że w każdym wyborze są elementy które muszę zrobić choć nie chcę i nie lubię. To oczywiśte przecież że nikt nie lubi jechać zatłoczonym autobusem ,ale jakoś do Gwatemali trzeba dojechać :) Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

EDIK, z osobami lękowymi to jest tak, że mają, mieli lub będą mieli różne schorzenia, bo takie jest życie i nas też zwykłe przypadłości dotyczą, choć zwykle szybciej pewne sprawy u nas się diagnozuje, bo szybciej i częściej się badamy i często wykrywamy różne sprawy dużo szybciej i to jest akurat dobrze, nie ma ludzi zdrowych całkowicie, są tylko źle, bądź nie diagnozowani - to oczywiście żarcik ;-), ale nie uważasz, że dziwne i ciekawe zarazem jest to, że czy to grypa, zapalenie pęcherza, wrodzona wada serca, skrzywienie kręgosłupa, łagodny guz, rwa kulszowa czy angina, wszyscy mam wspólne objawy czyli: zawroty głowy, zaburzenia rytmu serca, drętwienia twarzy, cierpnięcia rak, nóg, uczucie gorąca, fale lęku, napięcie w oczach, zaburzenia widzenia i różne inne, wszyscy podobne lub lekkie ich odmiany i wariacje i o dziwo te właśnie nas najbardziej martwią i ich się boimy, a co w tym najciekawsze, te właśnie objawy rzadko wynikają z choroby podstawowej, ale oczywiście my wiemy lepiej to na pewno coś groźnego oznacza, zaraz coś się stanie. Ja się domyślam, że Ty to wszystko wiesz, ale przyznasz, że jak ktoś kolejny to przedstawi racjonalnie to nieco sprowadza na ziemię i choć na chwilę pomaga, te pozytywne momenty trzeba pielęgnować, tak jak do tej pory pielęgnowaliśmy negatywy w swoim życiu. Ktoś kiedyś zbadał, że o dobrym wydarzeniu od jednej osoby dowie się 9 innych osób, a o złym wydarzeniu dowie się aż 36!!!, to pokazujemy jak nasz mózg nastawiony jest na negatywne myśli, zdarzenia i jak to łatwo na zewnątrz się rozprzestrzenia, myślę, że to spokojnie można odnieść do wyłapywania negatywów i rozsyłanie ich w naszej psychice, a do tego dochodzi zniekształcenie, rozdmuchanie, wyolbrzymienie i katastrofa lękowa gotowa. bardzo nam utrudniają życie błędy poznawcze tj.: - czarnowidztwo, zwane błędem jasnowidza, czyli przewidujemy przyszłość, snujemy czarne wizje, na pewno będzie źle, na pewno się nie uda, czuję że będzie źle i na pewno tak będzie; - wyolbrzymianie negatywów, czyli skłonność do robienia z igły widły, to jest straszne, okropne, nie daję rady, już nie wytrzymam, to co się stało to już koniec; - myślenie czarno-białe, coś jest dobre albo złe, ładne albo brzydkie, czuję się trochę gorzej - czyli jest źle, nieuwzględnianie tego że nie jesteśmy doskonali i ze życie ma różne odcienie; - czytanie w myślach on tego nie powiedział, ale na pewno miał na myśli, jakość tak dziwnie patrzył, pewnie nie chciał mnie zmartwić, na pewno jest źle. To wszystko to jest błędne postrzeganie świata, coś co zostało nam wpojone przez wychowanie, często otoczenie w którym wzrastaliśmy to w nas umacniało, a dążenia własne, czyli my sami, błędy poznawcze *przytuliliśmy i pielęgnowaliśmy*, nie jest łatwo, ale trzeba z nimi walczyć, bo one potęgują i wzmacniają nasz negatywizm, każdy patrzy na świat przez pryzmat jakiś błędów poznawczych, ale osobą lękowym takie spojrzenie wyrządza najwięcej krzywdy, będąc naprawdę destruktywnymi. Zmiana sposobu myślenie jest niezbędna, bo to negatywne myśli (zastanawiam się ile razy już to pisałam, ale to nie ma żadnego znaczenia, jeśli choć jeszcze jednej osobie coś to da, to będę się powtarzała do końca świata i jeszcze dwa dni dłużej :-), czyli negatywne myśli wpływają na wystąpienie negatywnych i trudnych emocji, te powodują aktywizację objawów lękowych, objawy są dla nas trudne i potęgują lęk, co wpływa na nasze postepowanie i zachowania, a tych zachowań bardzo często w sobie nie akceptujemy i bardzo nam utrudniają codzienne życie co dalej wpływa coraz bardziej destruktywne na myślenie i dalej na emocje.... itd. i w kółko, ale kółko się rozkręca i jest coraz gorzej. I gdzie to trzeba przerwać? tak..., bardzo ładnie, właśnie na poziomie myśli, bo jak myśli takie mądre i taki kipisz rozbujały i spowodowały to niech teraz to gówno zbierają, myślami pozytywnymi właśnie, ale jak już wiemy tych pozytywnych siła i ilość musi być co najmniej 3 razy większa, a do tego te pozytywne myszą być realne i racjonale i tym samym godne wiary, bo na radosne bajkopisanie to my nabrać się nie damy (choć na destruktywne bajanie to już tak, strasznie to trudne i dziwne, że tak bezkrytycznie przyjmujemy wszystko co złe i straszne, a wszystko co dobre musi być potwierdzone przez 7 źródeł niezależnych, plus szereg badań i podpisów ważnych osób) Acha i co istotne, a w nawiązaniu do powyższego, to Ty wcale nie musisz panować nad złymi emocjami, one same się opanują, dostosują adekwatnie do sytuacji, jak zmienisz myślenie, jak poznasz mechanizmy nakręcania lęku i jak je odczarujesz. Myśli nasze są kluczem. Ja zawsze się dziwię, jak psychoterapeuta sugeruje wziąć antydepresanty, choć może czasami mają ku temu przesłanki, a czasami chcą iść na skróty, a może zwyczajnie się myła, jedno jest pewne to musi być Twoja decyzja, bo to jest Twoje życie i tak jak napisał Ignac, psychoterapeuta powinien dawać wędkę, a nie marchewkę, może powinnaś skonsultować swój stan z psychiatrą, choć możliwe, że już u niego byłaś, bo masz leki, jeśli tak to co powiedział?, wytłumaczył co i jak?, czy zwyczajnie leki przypisał i tyle, a może powinnaś zmienić terapeutę, długo do niego chodzisz? i jakiego jest nurtu? Ale się dzisiaj rozgadałam, prawie jak Ignac :-* Spokojnej nocy

Odnośnik do komentarza

Ignac, jak wrzucałam swojego, to Twojego nie widziałam :-)) nieźli jesteśmy z tym gadulstwem i myślę, że fajnie się uzupełniamy, choć faktycznie każde z nas patrzy trochę przez własny, różny, pryzmat, a do tego ja tak bardziej zadaniowo i niejako w punktach, a Ty bardziej ludzko i emocjonalnie, czasami zazdroszczę Ci tego prostolinijnego przekazu, ale dzięki temu mnie zaskakujesz i mi osobiście to co piszesz daje do myślenia, więc cieszę się, że różnie swoje myśli wyrażamy bo to zawsze jest jakaś wartość dodana. Dziękuję, że jesteś :-))

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×