Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

YASMA. Dziesiąty raz czytam, to, co wczoraj do mnie napisałaś i piszesz o mnie. Tak to jest, dokładnie tak, jak piszesz. Dzisiaj jestem pełna nadziei, wiary i optymizmu i jedna cześć mnie ta racjonalna wie, że da rade, bo rozumiem o czym piszesz i jak ta franca działa, ale druga mnie gdzieś tam w środku, nadal jest przerażona i nieszczęśliwa. Jak będę wpadała w wątpliwości, beznadzieję, bo wiem, że będzie rożnie, to wierzę, że nakopiecie mi do dupy i przywołacie do zdrowego rozsądku.

Odnośnik do komentarza

Witam IZABELLA jak kiedyś będziesz miała cięższy dzień, moment, okres, tak jak każdy zwykły człowiek złapiesz doła, to pewnie, a może nie :-)), ogarnie Cię przerażenie, że wszystko wraca, ale pomimo to zrób sobie taką wycieczkę w niedaleką przeszłość i porównaj sobie teraźniejsze samopoczucie, ilość objawów i stany emocjonalne z tym co było np. miesiąc temu, a zobaczysz, że może jeszcze nie jest tak jak byś chciała, ale na pewno nie jest tak jak było. Tak właśnie wygląda wychodzenie z nerwicy lękowej czyli linia wznosi się ku górze, ale są niej dołki, ale to już nie te same dołki i linie jednak się wznosi. Zobacz jak długo pracowałaś na wystąpienie zaburzeń lekowych, jak mocno i intensywnie na nie pracowałaś, teraz musisz to zrobić w drugą stronę, ale jakie to będzie ważne, dobre, pozytywne i ile zmieni. Teraz pracujesz nad sobą sama, ale konieczne jest Ci wsparcie psychoterapeuty i jak pójdziesz na tą terapię poznawczo-behawioralną to pójdzie Ci łatwiej bo ty już wiesz gdzie franca się ukrywa. Taka uwaga, prawdą nie jest, że leki mogą załatwić sprawę bez psychoterapii i pracy własnej, jeśli tak by się działo to by znaczyło, że to wcale nie była nerwica lękowa, a w takiej sytuacji te leki rozchwieją organizm psychicznie i fizycznie, a w faktycznej nerwicy lękowej schowają problem pod dywan, stłumią, ale problem wylezie, bo załatwiony nie został na poziomi myśli i samoświadomości, ale oczywiście każdy robi jak uważa. Ja nie jestem w tym dłużej niż inni, starsza np. od Ciebie też nie jestem :-) leki brałam bardzo krótko, na początku zaburzeń i to był błąd za który zapłaciłam i straciłam przez niego cały rok, ale ja mam nauczkę, jestem o to doświadczenie mądrzejsza, leków nie biorę od półtora roku, ale psychoterapia pomogła mi wszystko naprostować i w moim przypadku leki brałam pół roku (od listopada 2011 do maja 2012) i na psychoterapię chodziłam pól roku (od listopada 2012 do maja 2013), ale jedno od drugiego znacząco się różni, leki nic nie załatwiły, a psychoterapia naprawiła to co leki namieszały i odkręciła moje myślenie i wiele innych pozytywnych spraw za tym poszły. POLCIA, poczytaj sobie co w ostatnich dniach było pisane do MONIQUE, EWY22, DORY, ja nie chcę się powtarzać u wszystkich podobnie to działa, mechanizmy są podobne, choć różne okoliczności i różne historie. Ja proponuję zrobienie takiego ćwiczenia z zakresu psychologii poznawczo-behawioralnej. Na kartce papieru należy zrobić tabelkę podzielić na pięć kolumn i na górze wpisać po kolei: okoliczności, myśli, emocje, objawy, zachowanie i w trudnej sytuacji wypełnić po kolei wszystkie kolumny, czyli w jakich okolicznościach się znaleźliśmy np. jestem sama w domu, następnie wpisać co mamy w myślach, jaka jest ich treść np. myślę, że to zawał, nie wiem co mam robić, to koniec, później opisać nasze emocje: lęk, przerażenie, dalej wypisać objawy: walenie serca, ból w klatce piersiowe i na koniec nasze zachowanie, chodzę nerwowo po domu, szukam nr na pogotowie, zaczynam czytać w necie. Takie ćwiczenie wykonywane w momencie trudnej sytuacji, z jednej strony nieco obniża poziom lęku, bo musimy skoncentrować się na przelaniu naszych odczuć na papier, ale z drugiej strony pokazuje mechanizm działania, nakręcania spirali lęku, wzajemnego oddziaływania myśli na emocje tych na objawy a objawów na zachowanie które wpływa ponownie na myśli i tak wir lęku rozkręca się ku górze. Takie ćwiczenie to namacalne pokazanie tych zależności i jest dobrą przygrywką dla rozpoczęcia terapii p-b, ćwiczenie pokazuje mechanizmy, ale często żeby je odczarować i wprowadzić zmianę w wyzwalające wszystko myśli, potrzeba pomocy z zewnątrz, pomocy terapeuty. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

IZABELLA to z czasem unormuje się również, bo coraz więcej jest Ciebie racjonalnej. Te wszystkie mechanizmy są bardzo proste, a zarazem kryją się za niemi tak trudne odczucia, emocje i doznania, że czasami ciężko uwierzyć, że my sami zgotowaliśmy sobie taki stan, ale tak właśnie jest. Znaczący przełom przychodzi w momencie, gdy nie tylko zadajemy sobie sprawę, że tak właśnie jest, ale zaczniemy w to wierzyć, dlatego nasze myśli *uspokajające* muszą być nie tylko racjonalne ale i wiarygodne, aby ta nasza przewrażliwiona, podejrzliwa i znerwicowana część z czasem też w to uwierzyła. Ja miałam taki moment, chyba jakoś w lipcu tego roku, że już byłam po psychoterapii, już wiele rzeczy wiedziałam, przepracowałam i zrozumiałam w dodatku wprawiłam w czyn, ale miałam jeszcze w sobie taki rodzaj obniżonej odporności, trzymałam pewne sprawy na wodzy, bo błam się popłynąć w znanym mi kierunku i np. żle na mnie robiło czytanie tego forum bo z jednej strony miałam już pewne sprawy za sobą, a z drugiej czytałam Wasze problemy, rozterki, objawy i tak trochę nie chciałam tego czytać, chciałam zapomnieć, wymazać z pamięci to doświadczenie, odciąć się, ale zdawałam sobie sprawę, że nie mogę, bo to jest część mnie i muszę z tym żyć, muszę co prawda zamknąć ten etap życia, ale bez poczucia porażki, bo to nie jest porażka, a wręcz zwycięstwo, nie muszę się odcinać i o niczym zapominać, myślę, że mi się to udało, czytam forum, nie zarażam się objawami, nie udziela mi się negatywizm, ale czuję z Wami solidarność i żal mi osób które mają wrażenie, że otworzyły puszkę ze wszystkimi egipskimi plagami. Myślę, że z czasem (choć jeszcze nie teraz) przestanę pisać i wchodzić na forum, ot taka kolej rzeczy :-)) Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Witam , wielkie dzięki za każdą radę , psychoterapeuta to psycholog ? bo niewiem gdzie mam szukać w jakiej dziedzinie .Tylko całay czas mam jakieś zakodowane w głowie że to wszystko od jakiejś choroby , robiłam rezonas odcinka szyjnego wyszła mi dyskopatia i zniesienie lordozy może to od tego te zawroty. Macie rację chodzę od lekarza do lekarza i jakoś jest dobrze na 2 dni jak odbiorę wyniki a potem zaś tosamo i, najbardziej się boje o te noce wybudzenia i takie dręwienia a serce wariuje jak oszalałe . Od śmierci taty czyli rok czasu to może miałam z kilka dni takich że mi nic nic nie było. A tak to co chwile coś , jak nie jelita , niedobrze to teraz te zawroty drętwienia szok, tyle dobrze że mam firę pracuję w domu bo nie wyobrażam sobie iść do pracy. A po drugie to może i źle bo taka jakaś odcięta od świata jestem , jeszcze tuż przed śmiercią taty wyprowadziłam sie do innego miasta gdzie do tej pory nie znam niko prócz meżą i dzieci .... Może i to wszystko ma pocztątek od dzieciństwa ... Moja mam jest przetroskliwa i zawsze taka była , i z tego co pamiętam od zawsze miałam lęk przed wymiotami , już nie wymiotuję 22 lata .... a jak mi jest niedobrze to cuda wianki się dzieją ... Jak byłam mała to w nocy też miałam co chwilę akcje że mi niedobrze a udaławałm że chce się iść okąpać i mama mnie kąpała w nocy .....

Odnośnik do komentarza

DORA, nie każdy psycholog jest psychoterapeutą i tu jest jeszcze ważne, aby był z nurtu poznawczo-behawioralnego, jak mi napiszesz z jakiego jesteś miasta (możesz na maila jasma007@wp.pl) to pomożemy Ci kogoś znaleźć - prawda IGNAC? :-)) Bardzo często się tak dzieję, że na powstanie zaburzeń lękowych ma wpływ nasze dzieciństwo, choć bardzo różne zdarzenia bądź wychowanie, czasem bardzo skrajne od całkowitego olewania dziecka, po nadgorliwość, pracując z psychoterapeutą można pewne sprawy z dzieciństwa przepracować, zrozumieć, zamknąć, wybaczyć, a następnie zająć się tym co tu i teraz, aby widzieć przyszłość w jaśniejszych barwach. Przy zaangażowaniu w psychoterapię, ten lęk przed wymiotami też da się przepracować i wygonić, nawet tak mocno zakorzeniony. Pozdrawiam serdecznie.

Odnośnik do komentarza

Dziewczyny, przyzwyczaiłem Was do elaboratów, ale po tym co przeczytałem na ostatnich stronach mogę zawołać tylko ALLELUJA!!! Myślę że to jest wspaniały moment, wiem że to jeszcze nie dociera, bo pamiętam siebie w takim stanie, ale zobaczyłyście ze działanie przynosi efekty, i to jest bardzo motywujące. Pewnie zdarzą się gorsze dni, ale to już też wiecie, gorsze dni się zdarzają i każdy ma do nich prawo. Tak jak pisała JASMA, trzeba sobie wtedy przypominać sobie podobne zdarzenia z przeszłości i to że nic się po nich złego nie działo, kierować myśli na pozytywne tory i mówić francy - to już przerabialiśmy, przestraszyłaś mnie wtedy ale teraz już wiem że nic się nie stało i nie dam się drugi raz wystraszyć. Ja wiem że to możne *niepedagogiczne* co napisze, ale uważam że prawda jest ważniejsza, i że jak człowiek jest przygotowany na pewne sprawy to łatwiej daje sobie radę. Otóż ja miałem nieprzyjemne jazdy właśnie tuż przed końcem. Może to nie były ataki paniki gorsze od poprzednich, z pewnością wcześniej zdarzały się znacznie mocniejsze, ale pod sam koniec potrafiło mnie trzymać po kilka dni, nawet po tydzień non stop. JASMA pewnie pamięta początek tego roku jak powolutku traciłem wiarę. Teraz wiem że trzeba się trzymać i nie dać się francy zbić z obranej drogi, bo ona prowadzi do pozbycia się tego koszmaru. Miało nie być elaboratu, ale ja widocznie krótko nie potrafię :) Bardzo, bardzo się ciesze i trzymam kciuki - zawsze jest to forum i można się wesprzeć a nas wszystkich w taki gorszy dzień. POLCIA, EWA to z duzą pewnością ta franca was tak poniewiera. Jeżeli zechce Wam się cofnąć do starszych postów na tym forum to zobaczycie że większość z nas miała takie jazdy, i że pomysłowość francy w symulowaniu przeróżnych objawów jest nieograniczona. Ostatecznie wszystkie prawdziwe objawy - kłucia, bóle itp. trafiają najpierw do mózgu a dopiero on przekazuje to dalej. Czyli dokładnie wie jak to się robi, wiec czemu miał by nie potrafić wysłać fałszywej informacji, pomimo że tak naprawdę nie dostał żadnego sygnału z organizmu. Oczywiście to nie do końca jest tak że nasz mózg jest złośliwym oszustem i daje nam fałszywe sygnały bez powodu. On także jest zagubiony, ponieważ próbuje nas ostrzec że w nas lub wokół nas dzieje się coś czego podświadomie nie akceptujemy, coś co nam przeszkadza. Tylko że mózg nie zna powiadomień na okoliczność np. zaniżonej samooceny i ulegania innym. Dla tego wysyła sygnały, które zna jako poważne zagrożenie - bóle w klatce, zawroty głowy itd itp. Na to nakładają się dwie dodatkowe sprawy - koncentracja osób nerwicowych na sobie i odbieranie cichutkich sygnałów jako głośnego wycia syren - nasze radary nieustannie kontrolują każde strzyknięcie piknięcie a wzmożona wrażliwość robi z nich silne bóle i inne przypadłości. Myślę że to może być wynikiem ugruntowanej wiary w racjonalność naszego umysłu oraz pełnego przekonania że kontrolujemy go w 100%. Dla tego tak trudno nam uwierzyć że tak nie jest, że to co odczuwamy tak bardzo realnie jest wyłącznie wytworem naszej głowy. Druga sprawa która się nakłada to bardzo typowe reakcje organizmu na sytuacje stresowe i ich zupełnie prawidłowe somatyczne efekty - dla przykładu, adrenalina leje się strumieniami do s=naszego krwiobiegu, więc nic dziwnego ze mamy tętno po 120 - tak działa adrenalina na organizm. Kolejna rzecz to napinanie mięśni. Czujemy się zagrożeni, więc to także nic dziwnego, natomiast nie przyjdzie nam do głowy że napinając mięśnie powodujemy np. utrudniony dopływ krwi do mózgu (mięśnie karku) i już mamy szumy w uszach zawroty głowy. Napięte mięśnie pleców powoduja bóle pleców, wyładowania międzyżebrowe, drętwienie kończyn. Ale my uparcie odbieramy to jako problemy kardiologiczne. Można by tak długo, ale myślę ze wyjaśnia to wiele wątpliwości. Dla tego tak niezwykle ważne jest podjęcie terapii, która skoryguje nasze błędy poznawcze, a przy okazji pomoże zmierzyć się z przyczynami które wrzuciły nas w to bagno. Im szybciej tym lepiej. Po pierwsze nie zdążą się zbyt mocno ugruntować pewne nieprawidłowe reakcje i będzie je łatwiej wyplenić a po drugi krócej się będziemy męczyli. JASMA jest świetnym przykładem - zauważcie jak szybko dała sobie radę przed chwila napisała dokładnie ile to trwało. Oczywiście szybko jest pojęciem względnym, ale w porównaniu do wielu osób które borykają się z nerwicą wiele lat to jest naprawdę szybko. Oczywiście nie można wszystkiego bezkrytycznie zwalać na nerwicę, i badania powinno się zrobić. Tylko trzeba sobie postawić wyraźna granicę - badam podstawowe sprawy, jeżeli nic nie wykazują to znaczy że nie ma po co badać dalej, tylko bierzemy się za nerwicę. Robienie badań w nieskończoność, bo zawsze można zrobić kolejne, bardziej dokładne, wpuszcza nas w niebezpieczną ścieżkę i wieczna niepewność, ale przede wszystkim odciąga od głównej sprawy jaką jest walka z nerwicą. Nie możemy także dać się wpuścić w robienie niektórych badać bez końca - np. EKG co drugi dzień. Skoro wyniki wyszły poprawnie to już wiemy że to są nerwicowe zmory. Akceptujemy to i przyjmujemy do wiadomości i skupiamy się na pozbyciu się nerwicy. Przyjęcie do wiadomości że mamy nerwicę jest tak samo ważne jak u alkoholika przyznanie że ma problem z alkoholem. Dopiero wtedy można pójść dalej. Myślę że nie będę teraz pisał co to znaczy dalej, bo jeżeli trzeba to napisze potem, a przy okazji było to pisane wielokrotnie, więc niecierpliwi mogą zajrzeć do starszych postów. Dodam na koniec dla POLCI, że to co pisze Izabella jest jak najbardziej słuszne - jeżeli chodzisz po ścianach i wydaje Ci się że tyle się z Tobą dzieje, to nie obawiaj się zgłosić się do lekarza czy nawet na pogotowie - zrobią Ci EKG, zmierzą ciśnienie, lekarz Cie obejrzy zajrzy w oczy i powie co Ci jest. Pewnie powie Ci że nic groźnego, nerwica. Ale to żaden wstyd, to także jest problem, to także utrudnia życie i od tego są lekarze. Ty się upewnisz a przede wszystkim uspokoisz i będziesz mogła z bardziej spokojna głową zabrać się za radzenie sobie z nerwicą. Poszukajcie sobie dobrych terapeutów, którzy Wam pomogą przez to przebrnąć i pokierują kolejnymi krokami. To forum wspiera radzi i pomaga, ale w żadnym stopniu nie zastąpi terapii, bo nie jesteśmy terapeutami i nie mamy z Wami takiego kontaktu, który pozwoli na skutecznie prowadzić kolejne kroki. Pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza

No właśnie -- jak się pisze to nie widać ze ktoś coś napisał. Myślę że to nie ma znaczenia - są terapeuci psychologowie i psychiatrzy, osobiście uważam że lepiej jest najpierw trafić do terapeuty niż do psychiatry, oczywiście jeżeli trafi się dwa w jednym - psychiatra terapeuta to super Jasma - jasne że tak :) Z tego rejony niestety mogę Ci podać dobrego psychiatrę w okolicach Katowic, ale może ktoś inny ma rozeznanie w tych okolicach? Jeżeli chcesz to pisz ignac.ignac@vp.pl Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

IGNAC dziękuję, wiesz za co :-) DORA, terapia poznawczo-behawioralna, to dość młody, szczególnie w Polsce nurt psychoterapii i niestety w B-B nikt się do niej nie przyznaje, wiem, że w Katowicach są tacy specjaliści, ale to kawałek drogi, a pewnie byłoby lepiej mieć terapeutę na miejscu, znalazłam jednego psychologa, który jak pisze, zajmuje się terapią zaburzeń lękowych poczytaj sobie o nim, zawsze możesz do niego zadzwonić, podpytać, pogadać i zadecydujesz co dalej robić, Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Hej, wypłakałam $ie mamie, i przykleilam pla$ter na plecy rozgrzewjacy bo w$zy$tko bolalo, pojechalam na zakupy, i jako$ $miechu bylo troche i jezcze bardziej mnie to meczylo ;) wiec ob$tawiam przewianie, jak ob$tawilam przewianie tak bol w klatce je$t moze 5 % tego co bylo........ ehhhhh :( a tyle Pani na$ialam lacznie z placzem, ale do lekarza wybieram $ie we wtorek / $orki za znaki i praktycznie wla$na czcionke, ale mam zep$ute pol klawiatury, a poprzedni po$t pi$alam z telefonu :D

Odnośnik do komentarza

Byłam dzisiaj na długim spacerze. Było mi dobrze. Nie bałam się biegać i śmiać. Teraz też czuje się dobrze. To fajne uczucie i będę o nie walczyć każdego dnia. Dziękuję Wam, że jesteście, że dajecie mi nadzieję i pokazaliście kierunek. Nie jestem już sama z tą, jak to mówicie francą i wiem na pewno, że ją przegonię. Dziękuję JASMA, dziękuję IGNAC i dziękuję wszystkim. Oczywiście będę tu jeszcze i będę walczyć i będę wierzyć i może ja będę mogła kiedyś w rewanżu pomóc innym. To dobre uczucia.

Odnośnik do komentarza

DORA, skoki ciśnienia na tle emocjonalnym to normalna rzecz w nerwicy lękowej, przestań mierzyć ciśnienie to Ci samo spadnie, a tak się nakręcasz, a jeśli chodzi o ten link, to myślę, że nie do końca ważna jest instytucja do jakiej idziesz, ale człowiek na jakiego trafiasz, a jak to Twoje pierwsze doświadczenie z terapią, to łatwo się zrazić, ja bym wybrała kogoś konkretnego, tak właśnie z nazwiska o dobrych opiniach, po prostu bym zadzwoniła i pogadała, od tego bym zaczęła. Oczywiście decyzję musisz podjąć sama.

Odnośnik do komentarza

WITAJCIE! Mam 21 lat,od lat walczę z nerwicą – ale jak się okazuje bezskutecznie, choroba zabrała mi najpiękniejsze lata mojego życia – młodość, przyjaciół, miłość – która trzymała mnie na nogach – a On teraz wspiera inną, nie radze sobie sama ze sobą, nigdy nie czułam się tak słaba jak teraz, wszystko traci znacznie, nic nie jest ważne, prócz tego jak się czuje – a często czuje się fatalnie , nie wiem co się ze mną dzieje- marzę o psychicznym odpoczynku! Potrzebuje dobrego słowa, wiary, modlitwy, przytulenia..

Odnośnik do komentarza

DORA, ja mam takie latające ciśnienie i walące serce. Przeszłam przez wszelkie możliwe badania i serce mam zdrowe, a szaleje. To jest na tle nerwowym. Za walącym sercem idzie lęk, że umrę, dostanę zawału i takie tam. Pierwsza rzecz, to przestań stale się mierzyć i badać. Im rzadziej będziesz to robić, tym mniej będziesz o tym myśleć. To nie nastąpi od razu, ale można nauczyć się nie mierzyć sobie ciśnienia bez przerwy, a jak już będziesz tak bardzo przerażona, to pojedź do szpitala na oddział ratunkowy. Tam Cię wyciszą i dadzą wytyczne, co dale robić, żeby było spokojnie. Ta świadomość, że zawsze jest ktoś, kto Ci pomoże też jest pomocna. Ja na ustabilizowanie ciśnienia i tętna obecnie biorę BISOCARD, ale dostawałam już inny lek, który nie był dla mnie najlepszy, bo z lekami też jest rożnie i to, że jednemu pomaga, wcale nie znaczy, że każdemu pomoże. Najważniejsze, to nie wpaść z strach przed lekami, bo to jest głupie i jak tak się stanie będzie bardzo nam przeszkadzać. JASMA, IGNAC, ja i wszyscy inni przez pewien czas brali leki, a wielu tu na forum bierze leki nadal. Leki pomogą na początku, ale później trzeba skupić się już na samej psychoterapię i przegonić z życia wszystko, co nerwice zaprasza. Leki dają wytchnienie na początku, pozwolą myśleć racjonalnie, pozwolą na dystans, to też jest ważne. Sama psychoterapia zapewne też bardzo pomaga, ale na efekty czeka się trochę dłużej, co przy już fizycznych dolegliwościach, może być mniej komfortowe. Życzę Ci DORA powodzenia i wiary i pokory i walki i konsekwencji, bo warto :-)

Odnośnik do komentarza

PAMKA :-) Niczego nie straciłaś, wszystko, co najlepsze masz przed sobą. Jesteś młodą kobietą i piękne życie czeka na ciebie. Sama sobie wmawiasz, że coś straciłaś, a to nie prawda. Niczego nie straciłaś, wszystko na Ciebie czeka. Daj sobie szansę dobrego myślenia. Poczytaj wpisy sprzed roku, dwóch lat i zobacz, że Ci co nie poddają się wychodzą z tego. Ty też masz szansę. Na pewno!!

Odnośnik do komentarza

IZABELLA ja Cię bardzo proszę, mnie w branie leków jako coś pozytywnego nie wkręcaj, bo ja jestem przeciwnikiem brania leków głównie mi chodzi o antydepresanty w zaburzeniach lękowych, bo one mi nic, a nic dobrego nie przyniosły i bardzo żałuję, że zamiast iść od razu na psychoterapię, pobiegłam głupia do psychiatry, bo chciałam szybko się tego gówna pozbyć, ale leki to *gówno* schowały pod dywan. Nie przepracowałam nic i po odstawieniu leków wszystko, całe szambo się wylało i pomimo, że było znacznie gorzej, naprawdę na ostro to do leków nie wróciłam tylko poszłam na psychoterapie i pomimo, że żgałam z nerwów, nie spałam, nie jadłam to się nie poddałam, przetrwałam bez leków, nawet ziołowych nie brałam, czasami melise piłam i dałam rade. Nie chodzi mi o to, że oceniam tych, którzy leki biorą tylko chcę aby nie podawać mnie jako osoby o pozytywnych doświadczeniu z lekami. Czasami trzeba je wziąć, ale należy równocześnie zacząć psychoterapię. Poza tym IGNAC, z tego co wiem też nie jest dumny, że brał leki i raczej też uważa to za stratę czasu, a ktoś kiedyś na tym forum napisał, że przegrał walkę z nerwicą lękową na samym początku bo poszedł w leki i wpadł w pułapkę brania i odstawiania. Moja rada próbować bez leków, ale pod okiem psychoterapeuty, a jak będzie nadal ciężko to skonsultować to z psychiatrą, a najfajniej jak ci specjaliści ze sobą współpracują.

Odnośnik do komentarza

PAMKA forum Ci nie pomoże, musisz znaleźć specjalistę z zakresu zaburzeń lękowych, chodzi mi o psychoterapeutę, który Cię pozna, dostosuje terapię do Twoich potrzeb, nauczy jak reagować i dawać sobie radę z sytuacjami trudnymi tj. napady paniki, noce i poranne kołatania serce i inne tego typu. Poza tym taka moja sugestia, nerwica nie wróciła po dwóch latach, bo najprawdopodobniej cały czas była, może uśpiona, czekała na dogodny monet, jakiś kryzys w Twoim życiu, w dodatku sama nie wróciła, bo to nie opryszczka, czy angina, tylko Ty jej na to pozwoliłaś, bo nerwica lękowa, czy też zaburzenie lękowe, jak zwał tak zwał, to zaburzenie sposobu naszego myślenia o nas samych, naszym zdrowiu i naszym funkcjonowaniu w świecie i to myślenie trzeba naprawić, sprowadzić na inne tory, a emocje i reakcje unormują się, a objawy przejdą i nigdy nie wrócą - to oczywiście uproszczenie, bo wymaga wkładu własnego, zaangażowania, pracy i wiary. Leki nerwicy nie leczą, bo nerwica nie jest chorobą, jest stanem w którym się znaleźliśmy trochę na własne życzenie, trochę przez błędy wychowawcze, powielanie pewnych schematów myślowych, trochę przez taki wrodzony neurotyzm, ale to można odkręcić. Oczywiście to moje pomysły i subiektywny, okrojony odbiór Twojej sytuacji. Życzę powodzenie i spokojnej nocy.

Odnośnik do komentarza

Cześć Wam :) Pokonałem tą nerwicę - przede wszystkim to nie ma co robić z tego takiej wielkiej afery, bo to taki mały, upierdliwy wrzodek. Powinno to brzmieć jak *złapałem gumę* a brzmi jak *złapałem gumę i nie umiem żyć, nie wiem co robić dalej* - przepraszam za szczerość ale jak przejdziecie przez to to sami uznacie, że nie było co robić takiej afery i przeżywać tego. Nie chcę nikogo obrazić czy urazić w jakikolwiek sposób, po prostu jestem szczery. Wiem jakie to ciężkie, ale STĄD, z mojego punktu to właśnie tak wygląda. Moje podstawowe stwierdzenie w atakach paniki, które pomogło mi już za 2-3 razem przejść do normalności to: *Je*ać to! I tak kiedyś umrę.* Po czasie jak się budziła to było tylko *aaa tam bzdura* i 3-5 sekund i po sprawie, niezauważalne dla otoczenia. Skupianie się na sobie do niczego nie prowadzi - szukanie jakichś wyimaginowanych ataków serca za chwilę, duszności i zawrotów głowy jest bez sensu, bo one nie istnieją - w końcu to nerwica. W głowie. Wymyślone objawy. Nie w organizmie. Łatwo jest wywołać lęk sztucznie - jak tak siedzicie tak przed pc i to czytacie to pomyślcie, ale zastanówcie się uważnie jaki jest najgorszy sposób żeby umrzeć? Powiesić się, spłonąć żywcem czy utopić, wiedząc w każdej chwili, że się umrze niedługo? Smażyć się w ogniu czuć ten ból na każdym kawałeczku swojego ciała, albo łykać wodę w panice z braku tlenu, która wlewa się do płuc, żołądka i wypełnia cały przełyk, machając we wszystkie strony, albo wisieć kilkanaście godzin na sznurku dusząc się własnymi wymiocinami co chwilę mając atak padaczki i uszkodzone nerwy od szyi w dół czując każdą najmniejszą nitkę nerwów. Agonia... Pamiętam jak któryś ze znajomych wyskoczył z tym tematem a ja dostałem ataku lęku - może któreś z Was teraz też i co? Nie umieracie... To tylko tekst, pieprzyć to są ważniejsze sprawy przecież - dom, rodzina, własne życie, czas wolny, hobby... To jak uderzyć się nieznacznie o coś przez przypadek i co? Idzie się dalej. Po prostu musicie zrozumieć, że nic Wam nie jest, pogodzić się z tym jeżeli nie umiecie odkryć pokładów podświadomości, które powodują ataki. Dobra, mam nerwicę ale mam ją gdzieś, nie ruszy mnie, nie będę się przecież przez nią zatrzymywał :)Nie mam zamiaru nic przez nią stracić. A tak właściwie to dodała mi sił bo nauczyłem się stawiać czoła przeciwnościom i jak czegoś się obawiam to jeszcze bardziej chcę to poznać, zmierzyć się, bo strach ma tylko wielkie oczy - coś w tym powiedzeniu jest :) Więc krótko: 1. Zrozumieć że nic mi nie jest 2. Pogodzić się z tym, że jest 3. Olać, bo przecież nic mi nie zrobi 4. Cieszyć się życiem i KAŻDĄ chwilą. Pozdrawiam i życzę poprawy, mam nadzieję że pomogłem jakoś :) To naprawdę nic wielkiego, nie ma co robić z tego wielkiego choróbska czy afery. A żeby nie było, walczyłem z nią jakiś czas i naprawdę było trudno, wszystko straciło sens i byłem tylko ja latający po lekarzach i szukający u siebie nie wiadomo jakich chorób... Nieprzespane noce, budzenie innych, wstyd mi trochę teraz, no ale nic, cieszę się że mam to już za sobą. A i jeszcze co do różnego rodzaju antydepresantów i innych - to na nic i nie jest potrzebne a nawet przeszkadza, bo nerwica jeszcze bardziej umacnia się w naszej głowie.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×