Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

JASMA: Być może mój wpis rzeczywiście nie zabrzmiał zbyt optymistycznie, ale dla sprostowania, w żadnym wypadku nie traktuje zaburzeń lękowych jako choroby psychicznej, ani żadnej innej. Studiuje biologie, od kiedy pamiętam interesuje się psychologią i psychoterapią. Aktualnie, dla siebie czytam *Psychologie osobowości* Philipa G.Zimbardo Roberta L.Johnsona i Vivian McCann i dzisiaj właśnie natrafiłam na techniki poznawczo-behawioralne o których wspomniałaś. Nie chcę traktować go jakoś specjalnie, zdaje sobie sprawę z tego, że nie takiej troski potrzebuje i tak jak mówisz, wydaje mi się, że najlepszym rozwiązaniem będzie rozmowa z jego psychoterapeutą. Jak na razie czekam do środy, na pierwszą wizytę i mam nadzieje, że postawi go to na nogi. Nie jestem osobą, która przesadnie się martwi, ale dzięki wam i temu forum mogę nauczyć się wielu rzeczy, których nie przekaże mi internet. Dzięki! :)

Odnośnik do komentarza

Dorota12 w powstaniu zaburzeń lękowych nie koniecznie musi brać udział wyniesione z dzieciństwa zachwianie poczucie bezpieczeństwa, choć tak jak piszesz, faktycznie tak może się zdarzyć, bo takie zachwianie poczucie bezpieczeństwa powoduje zaburzenie naszych fundamentalnych potrzeb jak i sposobu ich zaspakajania. Natomiast, to nadal nie zmienia faktu, że problem tkwi w nas i na początku trzeba zamknąć przeszłość, zrobić podsumowanie i pewne wewnętrzne rozliczenie, odciąć się od tego co było, wybaczyć i zapomnieć pewne sprawy, zachowania, aby bez obciążeń być tu i teraz i patrzeć realnie w przyszłość, oczywiście w tym wszystkim powinien pomóc psychoterapeuta przy naszym zaangażowaniu. Ja podobnie jak JACKO miałam taki moment, że się zbuntowałam, ale ja przeciwko pewnym tekstom, rozmowom, np. o chorowaniu, albo że temu czy tamtemu to, to czy tamto, takie historie ludzkich chorób i przejść mocno podszyte wyobraźniom i fantazją na temat, na początku mówiłam, że ja nie chcę słuchać takich historii, że mam słaby okres w życiu i to mi nie robi dobrze, a jak mocno miałam po kokardy to goniłam po prostu i radziłam żeby położyli się i czekali może meteoryt na nich spadnie, to dopiero historia na opowieści dla całych pokoleń będzie. A teraz mocno wyczulona jestem na wszystko co podszyte błędami poznawczymi, czyli jak ktoś bezpodstawnie snuje czarne scenariusze, coś jest dobre albo złe, nie widząc innych odcieni pewnych spraw, albo wyolbrzymianie i czytanie w myślach, zawsze w opozycji do takiego patrzenia na sprawy. AGNIECHAAA ponieważ, to jest forum, to często ciężko wyczuć czyjeś intencje, ja po prostu chciałam coś sprostować, na wszelki wypadek :-)) Pewnie zaglądaj na forum i ten wątek, choć pamiętaj, że my możemy się mylić i często to pewnie robimy, to też piszę na wszelki wypadek, choć jestem pewna, że zdajesz sobie z tego sprawę :-)))

Odnośnik do komentarza

A ja Wam napiszę coś z innej beczki, zupełnie innej :-)) Byłam w dzisiaj w parku i tam na takich sporych stawach jest 5 łabędzi, dwa dorosłe i 3 młode, obserwuje je od dawna, jak jeszcze były malutkie i całkiem szare, a dzisiaj są duże jak rodzice i kolor mają śmieszny, bo cześć piór ciemnoszarych, a cześć zupełnie białych, wyglądają jak w łaty, oczywiście karmiliśmy je i jeden z tych młodych, jadł mi z ręki - a ja jak głuptas jakiś, cieszyłam się jak dziecko, w takich momentach lęk nie istniej, nawet w pamięci, czyli wcale na wakacje nie trzeba jechać i to jest wersja oficjalna :-))) czyli szukajmy radości w drobnostkach, franca tego bardzo nie lubi ;-)))

Odnośnik do komentarza

CzyDam Radę Tak właśnie sądzę. Pozwolę tu sobie na pewną opowieść. Otóż 7 lat temu, po długim odkładaniu zrobiliśmy remont pokoju dla naszego synka, który wtedy szedł do I klasy. Oczywiście wszystko z mężem zrobiliśmy sami, żeby taniej. Położyliśmy tapety, na sufit przecierkę, na podłogę nowe panele, wybraliśmy nowe meble - wersalkę, biureczko itd. Dziecko było strasznie szczęśliwe poukładało woje rzeczy. I na to przyszli moi rodzice... I cytuję: *Ten sufit to jakiś ślepy przecierał, widzisz tam, zobacz jak krzywo. Kto wybrał te panele, co za ohydztwo, gorzej tych tapet nie mogliście położyć..co mu się zmieści na tym biurku, a jak on krzywo siedzi...*. I teraz komentarz do tego wydarzenia, mój po latach: JASMA powiedziałaby mi, że to nie ma znaczenia, że najważniejsze, że nam się podobało i dziecko było zadowolone i nie ma czego rozpamiętywać. Bardzo Cię Jasma przepraszam, naprawdę nie chcę Cię urazić, wydaje mi się tylko, że czasami jest w Twoim podejściu pewna protekcjonalność, ale jeśli się mylę, to przepraszam. Być może jesteś po prostu już w innym miejscu niż ja. CzyDamRadę pod względem emocji jest mi w tej chwili najbardziej bliska. I pewnie świetnie rozumiesz, że wtedy po miesiącu pracy, po ogromnym zadowoleniu z siebie, poczułam jakby uszło ze mnie powietrze. I sama zauważyłam, że podłoga paskudna, sufit niedogładzony, a kolor tapet - tragedia... A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nawet dziś, po tylu latach, kiedy o tym piszę to drżą mi ręce. Więc tak, na pewno jesteśmy zbyt wrażliwi. Mój mąż miałam wrażenie, że tego nawet nie usłyszał. Ale rację ma też Jasma - on usłyszał, tylko nie miało to dla niego żadnego znaczenia. Pytanie - jak to zrobić, by opinie innych, a przede wszystkich tych najbliższych osób - przestały tak silnie na nas wpływać? Na poziomie racjonalnym to niezwykle proste, na poziomie emocji, odczuwania ...oj czuję, że to praca na długie, długie lata...

Odnośnik do komentarza

Już się * wysjestowałam * , ha, ha , ha ale słowo wymyślone na poczekaniu , ja czasami tworzę takie dziwolągi słowne dla żartu. Jasma Twój ostatni post jest super, też tak uważam ,że trzeba cieszyć się drobiazgami , które dzieją się wokół nas i czerpać z nich radość . Ja ostatnio jak spadały liście z drzew to po nich wręcz brodziłam , nie musiałam daleko chodzić bo to mam w ogrodzie a właściwie to się powinnam denerwować bo drzewo -olbrzymi klon przerasta na naszą posesję . Wiadomo drzewo ich a liście nasze , chętnych nie było do zgrabienia no to ja sobie *przed robotą * zafundowałam terapie * chodzenia po liściach * , było super a i robota wtedy nie wydawała mi się taka uciążliwa. Czy dam radę , idziesz kochana w dobrym kierunku ale to Ci chciałam napisać ,pomyśl może o Twoich najbliższych ,że Oni czasami też Ciebie nie rozumieją jak Ty ich. To tyle na dzisiaj idę dalej sjestować , bo to przecież jest niedziela i dzień odpoczynku.

Odnośnik do komentarza

Czy dam radę, po złamaniu nadgarstka wolniej mi pisanie idzie i jak naskrobię to już jest coś nowego do skomentowania . Przejmowanie się wszystkim to jest charakter ,z którym trzeba walczyć i im starszym się jest tym to łatwiej przychodzi .ale ja np rodziną się zawsze przejmuje jak coś się złego dzieje i kołatania serca gotowe a to moje serce kołacze migająco i to jest dopiero wtedy dyskoteka . Jakoś żyję . Miłego wieczoru wszystkim życzę. Ps Jasma , pewnie znajdzie się *nowa duszyczka* co będzie wołała o pomoc.

Odnośnik do komentarza

Dorota12 nie masz mnie za co przepraszać. Przy czym mi raczej chodzi o to, że na przeszłość nie mamy wpływu, ale ta przeszłość ma wpływ i to często destruktywny na nas i naszą teraźniejszość, przeszłości nie zmienisz, możesz jedynie zmienić sposób patrzenia na nią. Mi głównie chodzi o to, abyśmy wszyscy za wszelką cenę, ze wszystkich wewnętrznych i zewnętrznych sił zawalczyli o siebie tu i teraz, siebie w teraźniejszości i przyszłości. Ale żeby zamknąć przeszłość to trzeba pewne sprawy przepracować indywidualnie. A i wcale bym tak nie powiedziała, może raczej coś w stylu: takie chwile nie są dla nas łatwe, bo nikt nie lubi być poddawany ocenie, szczególnie przez najbliższe dla nas osoby, przy czym trudno powiedzieć, dlaczego tak zareagowali, może mieli inne intencje, a tak wyszło jak wyszło, trudno to teraz rozpatrywać, może warto wytłumaczyć ich przed sobą i im po prostu wybaczyć i zrobić to dla siebie. Ja nie umniejszam Twoim problemom, Twojej przeszłości i tak ja pisałam, na przeszłość wpływu nie mamy, czasu nie cofniemy ale mamy wpływ na teraźniejszość i przyszłość, Poza tym ja często piszę ogólnikami, bo wiem że sporo osób to czyta i nie chcę bardzo się zagłębiać, bo przecież się nie znamy i to powoduje, że w wielu sprawach możemy się mylić jak ja względem Ciebie, to są tylko pewne pomysły, a czasem fantazja, przykro mi, że odebrałaś moje słowa jako protekcjonalne, ja nie miałam takiej intencji zupełnie.

Odnośnik do komentarza

CZYDAMRADE ale Ty wiesz, ze ja żartowałam, poza tym każdy tu szuka pomocy, jakieś, może każdy innej, ja np. codziennie utwierdzam i przekonuje się co do słuszności mojego podejścia. A tak jak już kiedyś napisałam, wyznaję zasadę, że pewne prawdy powielone wielokrotnie stają się rzeczywistością, więc codzienni je sobie w głowie, a czasem na forum powielam i wierzę, że wgram je sobie do podświadomości na zawsze.

Odnośnik do komentarza

JASMA Ja też z góry przeprosiłam, jeśli źle oceniłam to co pisałaś. W moim wypadku nerwica, a pewnie także i depresja w przeważającej mierze związane są z domem rodzinnym. I absolutnie minęłabym się z prawdą, gdyby napisała, że to był dom dysfunkcyjny, że rodzice pili itd. Wprost przeciwnie to był dom jakich wiele, ale z jednym poważnym problemem, blokadami emocjonalnymi. Masz absolutnie rację, że przeszłości nie da się zmienić (choć podobno są takie techniki NLP, które umożliwiają zmianę wspomnień) i trzeba zmienić w sobie jej postrzeganie. Tak trzeba zrozumieć. Pamiętam z terapii, o której pisałam, jak Pani psycholog tłumaczyła mi, że moja mama nie mogła mi dać tego czego nie miała (poczucia bezpieczeństwa, miłości). Wtedy wydawało mi się to zupełnie bez sensu i potwornie mnie denerwowało, teraz po lekturze kilkunastu książek zaczynam jarzyć o co jej chodziło. Ale od zrozumieć do wybaczyć tak naprawdę sercem (a więc i uwolnić się samemu od tego ciężaru) jest naprawdę bardzo długa droga. Dziękuję Ci Jasma za wyjaśnienie i jeszcze raz przepraszam, będę wdzięczna za dalsze sugestie. I jeśli nawet czasem się z Tobą nie zgodzę, to zawsze postaram się przemyśleć to co napiszesz.

Odnośnik do komentarza
Gość czy dam rade

Jasma - wiem że to był żart :) Ja znowu jest durna albo inaczej naiwna. Znowu wdałam się w dyskusję z kimś co nie powinnam i znowu usłyszałam jaka to jestem beznadziejna. Tak sobie myślę że ja jestem za naiwna. Niektórzy się nie zmienią i trzeba odciąć się od przeszłości i nie wdawać się w dyskusję. Ponieważ miałam dzisiaj plan wyjścia na kijki zatem poszłam. Niestety tym razem już tak dobrze nie było. Wyszłam lekko sztywna i cała w lęku. Ale sobie mówię że przecież w końcu przejdzie. Myślę ze tak po pół godzinie dopiero przestało mi się kręcić w głowie. Ale wyjątkowo ostro musiałam z moją nerwicą rozmawiać, że niestety ale nie wrócimy się do domu. Jak chce to niech sobie idzie ze mną a czy z nią czy bez niej to idę dalej. Pokonałam twardo całą wieś, lekko mnie przerażali ludzie ale i tak się udało:) Podsumowując dzień :) Były wzloty i upadki ale i tak dużo mi się dzisiaj udało i nawet były momenty że było normalnie:) Co napawa mnie optymizmem że jednak jest nadzieja :)

Odnośnik do komentarza

Witam witam, rozszalałyście się i nadążyć za Wami trudno :) Przeczytałem wszystkie zaległości i doszedłem do wniosku, że chyba nie ma sensu odpowiadać na wcześniejsze posty, bo poszły znacznie do przodu. trakcie czytania nasunęły mi się pewne uwagi dodatki itp. i postaram się napisać *z pamięci* i nie używając nicków - po prostu musiał bym się cofać do poszczególnych postów i jak bym skończył to znów byli byście 4 strony dalej :) Pisaliście o relaksacji i medytacji - to jest absolutnie nie ten moment. Tak jak już tu wielokrotnie padło, nerwica jest *chorobą* myśli, trzeba je kontrolować, trzeba je opanowywać, trzeba zmieniać im kierunek itd. itp. Natomiast pierwszą i podstawową sprawą w pierwszych momentach walki z nerwicą jest to aby nie pozwalać im swobodnie płynąć. Jedną z typowych spraw które wiążą się z nerwicą jest skupienie na sobie, ale nie skupienie narcystyczne, tylko skupienia na wszystkim tym co się z nami dzieje, każde piknięcie kujnięcie wywołuje lawinę myśli, oczywiście w kierunku ewentualnych chorób, przypadłości, stanów i zaczyna się nakręcanie, nakręcanie które zaczyna się od drobiazgów na które nie zwrócili byśmy normalnie uwagi, poprzez wyolbrzymianie tych drobiazgów i doszukiwaniu się w nich jakichś strasznych przyczyn, co powoduje że nasz mózg potęguje te drobiazgi i zaczynają się silniejsze symptomy, objawy. To z kolei dalej nakręca spiralę strachu i myśli negatywnych o naszym stanie, o ewentualnych chorobach. I tak doprowadzamy się do chodzenia po ścianach (to taki skrót dla tych wszystkich skrajnych stanów, które każdy z nas zna i nie ma co ich szczegółowo opisywać). Najpierw dwa słowa wyjaśnienia a potem zamknę to kółko i wrócę do medytacji. Otóż te nasze kujnięcia piknięcia najczęściej są drobne i nieistotne, ale nasze wyczulone w tym kierunku zmysły, skierowane do wewnątrz odbierają je znacznie mocnej - to tak jak z komarem który nam spać nie daje, jego bzyczenie jest cichutkim niezauważalnym dźwiękiem, ale w takiej konkretnej sytuacji urasta do hurgotu odrzutowca, drażni i nie daje zasnąć. Tak właśnie reagujemy na nasze *objawy*. Dopóki nie nauczymy się ich traktować normalnie, zanim nie będziemy ich ignorować musimy starać się ich unikać. Najlepszą metodą jest zajmowanie głowy czymś innym. Znalezienie sobie zajęcia wymagającego używania głowy, zaangażowania myśli, po to aby nie płynęły swobodnie. Płynięcie swobodne myśli w przypadku nerwicy oznacza bardzo konkretny kierunek, niepożądany kierunek. Tak po prostu jesteśmy zaprogramowani w tym okresie i działamy jak koń, który jeżeli tylko mu poluzować wodze to biegnie w kierunku stajni. W przypadku nerwicy oczywiście stajnia jest zawsze po ciemnej stronie mocy. Zajecie o którym napisałem, najlepiej jeżeli przekształci się w coś stałego, coś co można kontynuować, coś co zawsze będzie pod ręką i nie trzeba będzie wymyślać na bieżąco na potrzeby konkretnej chwili. Mamy, wbijamy się w to jak w sweterek i już nam cieplutko - tak lepiej niż za każdym razem szukać czegoś. I chyba właściwie nie musze już pisać o relaksacji i medytacji bo to oczywiste. Doradzanie osobie z nerwicą (pisałem już o tym) udania się w spokój i ciszę, oderwanie się od świata - np. w jakimś klasztorze to najgorsze co można zrobić. Cisza spokój i myśli swobodnie szybują... No i dopiero się zaczyna!!! Tak samo z medytacją i takimi technikami. Oczywiście są to wspaniałe sprawy, ale żeby były rzeczywiście skuteczne i przynosiły pożytek trzeba się nauczyć kontrolować własne myśli, umieć je wyrzucić z głowy. Na początku walki z nerwicą droga do tego bardzo daleka. Co innego techniki rozluźniające mięśnie - bardzo dużo objawów jest efektem podświadomego napinania różnych grup mięśni. Często nie zdajemy sobie z tego sprawy i często te mięśnie po prostu są przemęczone, spięte, zakwaszone. Najlepiej zacząć od zwracania uwagi na takie napięcia i starania się rozluźniać mięśnie tak często jak się tylko da. Można nawet zastosować tak prozaiczne jak nastawienie sobie jakiegoś łagodnego budzika (żeby nie straszył nas i otoczenia) i jak tylko zadzwoni, zapika czy co tam innego wyda z siebie, wyłapujemy które mięsnie napięliśmy i natychmiast je rozluźniamy. Częstotliwość dowolna - im częściej tym lepiej. Z czasem tak nam to wejdzie w krew, ze będziemy to robić bez budzika. Miałem przejść dalej ale przyszła mi taka drobna refleksja do głowy apropos myśli - pisanie na forum, oprócz innych zalet, świetnie zajmuje głowę :) OK dalej - bliscy który nas nie rozumieją, mają sceptyczny stosunek do naszych *sukcesów itd. Otóż są tu dwie sprawy. Pierwsza banalna - znana pewnie wszystkim w różnych wersjach bajka o Jasiu i wilkach. Jaś nieustannie alarmował całą wioskę okrzykami wilk, wilk!!! Jak w końcu po jakimś czasie wilk przyszedł do wioski Jaś znów wołał wilk wilk, chcąc ostrzec innych, ale nikt nie reagował na jego wołanie. Ile razy już nasi bliscy słyszeli, żle się czuje, mam kłopoty z sercem, zawał itp. itd.? Czy można się dziwić, że reagują jak wioska na Jasia? Oczywiście że nie można. Ludzki umysł jest tak skonstruowany, że buduje sobie pewne schematy, aby za każdym razem, w podobnej sytuacji nie musieć analizować całej sytuacji, wyciągać wniosków i szukać właściwych reakcji. Na tym polega rutyna, z tego wynikają problemy, kiedy trzeba podejść niekonwencjonalnie do pozornie standardowej sytuacji. Jednym z takich schematów jest to co mądrze nazywa się etykietyzacją, czyli przypisywanie konkretnym ludziom, a nawet grupom ludzi konkretnych cech i zachować - chodzi o to żeby spotykając takiego człowieka nie musieć od początku oceniać go, zastanawiać się kim jest, co robi, jak zareaguje itd. tylko podejść do niego według wcześniej przygotowanej etykietki. Niestety ugruntowaliśmy w naszym otoczeniu taką etykietkę. Częścią te etykietki jest niestety przekonanie że będziemy zgłaszać objawy strasznych przypadłości, które z czasem lub po badaniach lekarskich okażą się znów nieprawdą. Kolejna częścią jest to że dzielimy się z nimi naszymi sukcesami w walce z istniejącą sytuacją a chwilę później znów mamy te same problemy. Zmiana etykiety jest bardzo trudna, zbudowanie wizerunku na początku jest dość proste, jego zmiana niezwykle trudna bo wymaga zburzenia starego wizerunku u osoby która nie widzi takiej potrzeby - bo nas przecież zna, a potem zbudowanie nowego wizerunku w oczach osoby która nieustannie będzie wątpić w nowy wizerunek bo przecież dotychczas przyzwyczailiśmy ja że zmiany są chwilowe i krótkie. Chyba tu zrobię przerwę bo post będzie taki długi że ciężko będzie się czytać - za moment wracam z kolejnymi przemyśleniami. Przy okazji zerknę czy nie pojawiło się coś nowego :)))

Odnośnik do komentarza

Kolejna sprawa to krytyka. Pomijam sprawę, że niektórzy po prostu tak musza i jak nie skrytykują czegoś lub kogoś raz dziennie to potem nie mogą zasnąć. Zostawmy ich, to jest ich problem. Problemem osób z nerwicą, bardzo często (nie zawsze) jest niska samoocena. Nie zawsze się do tego przyznajemy, nawet sami przed sobą, ale niestety często z tego powodu nasze problemy narastają. Niska samoocena powoduje, że staramy się znaleźć potwierdzenie naszej wartości, przeglądamy się w oczach innych i szukamy potwierdzenia. Ponieważ mało kto zadaje sobie trud przedstawiania swojej opinii o nas, uczymy się odbierać drobne sygnały, niestety bardzo często błędnie. Chętnie widzimy w niejasnych sygnałach negatywy niż pozytywy. To nas dręczy, buntujemy się przeciwko temu i nierzadko agresywnie i ze złością. Trzeba się nauczyć (łatwo powiedzieć trudniej zrobić) samemu oceniać własną wartość, nie przejmować się tym, co mówią inni. Nabranie dystansu do siebie i do opinii innych o nas. Pozwoli to nam spokojnie podchodzić do krytyki wygłaszanej pod adresem naszym i naszych działań i olewać je, czerpiąc radość z tego co zrobiliśmy i nie dając innym nas tej radości zniszczyć. To ich problem że im się nie podoba - nie potrafią zauważyć drobnych radości. DOROTA przecież piękno tego pokoju polegało na tym że zrobiliście to, zrobiliście sami, zrobiliście dla swojego dziecka i zrobiliście razem. Wszystko inne nie ma najmniejszego znaczenia - krzywa tapeta czy inne duperele nie są tu istotne. Mogliście zamówić najdroższych fachowców zrobić perfekcyjny remont, tylko czy to przyniosło by Wam jakąkolwiek radość? Zrobiliście wspaniałą cudowną rzecz, a tamci są zgorzkniali i niezadowoleni, mają problem. Oni, nie Ty. To samo tyczy się drobnych kroczków w walce z nerwicą. Robimy je dla siebie, nie dla oceny innych. Oni się nie znają, nie czują ich wartości. Tylko sami wiemy jakie milowe kroczyska zrobiliśmy, jacy jesteśmy wielcy. Inni nie mają możliwości ich dostrzec i dla tego ich nie doceniają. Robiąc te małe kroczki zmieniamy samych siebie, wychodzimy z cienia, stajemy się inni lepsi. tamci stoją w miejscu, więc od nich też jesteśmy lepsi. Mogą nam nie wierzyć, mogą nie dostrzegać, nie ważne. Robimy to dla siebie nie dla nich. To jest kolejny problem i kolejne wyzwanie dla wielu nerwicowców. Robienie czegoś dla siebie. Człowiek musi robić coś dla siebie. Zadbać o siebie, swoje potrzeby, swoje przyjemności. Robienie czegoś dla innych jest ważne, ale nie można przy tym zapominać o sobie. To jest niezwykle ważne dla naszego zdrowia psychicznego, samooceny i radości życia. Na koniec uwaga do Agnieszki (chyba nie pomyliłem nicka) wszystko co robisz i o planujesz zrobić jest ważne i pomocne pod jednym podstawowym warunkiem. Twój chłopak musi chcieć i to sam musi chcieć. Nie dla ciebie, nie dla tego że mu karzesz albo go poprosisz ale dla siebie i dla tego że sam będzie tego chciał. Musi dojrzeć do tego. Terapia nie ma sensu jeżeli nie wytworzy się zaufanie między pacjentem a terapeutą, jeżeli pacjent się nie otworzy i nie współpracuje. Nie będzie tego jeżeli on nie jest jeszcze na to gotów i jeżeli sam nie będzie tego chciał. Terapia wymaga również zaangażowania i pracy, ciężkiej pracy. Nie osiągnie się tego za kogo. Można to zrobić tylko samemu i za samego siebie. Dla tego jeżeli piszesz - zapisałam, wysłałam itp. to być może błędnie, ale odnoszę wrażenie, że robisz coś w sumie na siłę. druga sprawa to wcale nie musisz nauczyć się żyć z osoba z nerwicą. To jest normalna osoba, tak jak pisała JASMA i trzeba ją traktować w normalny sposób. Jeżeli masz chęć i siły to wspieraj go w JEGO działaniach - jego, które podejmie, świadomie, zdecydowanie. Robienie za niego może przynieść więcej szkody niż pożytku. Nie pisze tego żeby cię krytykować czy zniechęcać. Wsparcie w walce z nerwicą jest bardzo pomocne, ale daj mu wędkę zamiast przynosić fileta ze sklepu. Oczywiście nie znam dokładnie sytuacji więc być może pisze zupełnie niepotrzebne te rzeczy. Nie zapominaj także że przeczytane książki, porady na forum i dobre chęci to za mało. Aby być dobrym albo nawet poprawnym trzeba mieć sporo doświadczenia. Rozpisałem się :)) Nie muszę już chyba przypominać, że to co pisze to moje przemyślenia i to czy ktoś z nich skorzysta, jest robi wyłącznie na własną odpowiedzialność Pora iść spać pozdrawiam nerwowo

Odnośnik do komentarza
Gość czy dam rade

Ja za to przed chwilą przeżyłam chwilę grozy ;) Przyjechała do nas niezapowiedzianie rodzina a ja normalnie cała sztywna. Pomimo że się cieszyłam że sobie rozmawiam normalnie, siedzę z nimi grzecznie, nie wychodzę i nie ma generalnie dramatu to jak wyszli to czuję tylko mega napięte nogi jakbym na Giewont weszła i oczywiście z z napięcia boli mnie już głowa. Ja chcę żeby już było normalnie bez tych wszystkich napięciowych atrakcji.

Odnośnik do komentarza

Hej witam, a co tutaj taka cisza, bardzo jesteście zajęci, ale to bardzo dobrze :-)) Bardzo mi się podoba to co napisałeś IGNAC, oczywiście zgadzam się z tym i bardzo mi się podoba forma opisowa i przystepna. A ja od siebie dodam jeszcze jako *zadaniowec*, nawiązując do brzęczącego komara i warkotu helikoptera, ważne jest nauczyć i wyłapywać lęk, a raczej myśli lękotwórcze, takie odpalecze na poziomie właśnie brzęku komara i na tym etapie (początkowo to trzeba robić świadomie, później z czasem stanie się machinalne) tą negatywną *małą* myśl sprowadzać do racjonalnych stwierdzeń, to tylko komar, bo nie ma powodu żeby latało tu coś innego. Lęk rozwija się jak trąba powietrzna, od małego i dość wolnego leja z czasem rozkręcającego się ku gurze, zwiększając stopniowo obwód i prędkość wiru, przy czym gdyby ten mały wirek wyłapać i skutecznie go zniwelować, nie pozwolić mu się rozbujać, mógłby nigdy nie urosnąć, natomiast rozszalałego zatrzymać się nie da i tak ja co do małego wirku i możliwości go zatrzymania pewna nie jestem, tak co do lęku i owszem, lęk, niepokój o małym natężeniu jesteśmy w stanie skutecznie zracjonalizować (np. zakuje nas coś w okolicy serca, pomyśleć sobie, że to nic takiego, właściwie nie wiem nawet, czy to serce, a serce mam zdrowe i nie ma powodu żeby coś się z nim działo, poza tym więcej już nic się nie dzieje), nie pozwolić tym myślą płynąc w kierunku negatywnym, bo lęk zbiera armię, zyskuje na sile, rozkręca się i taki mocno rozbuchany lęk bardzo ciężko zatrzymać, a my najczęściej w tym momencie zaczynamy coś z tym stanem robić, oczywiście uruchamiamy różne czynności, jedni próbują obniżyć poziom leku znanymi metodami inni niestety jadą na pogotowie. Tak więc lęk należy zwalczać w zarodku, jeśli jednak już odczuwamy silny stan lekowy, to poza różnymi technikami oddechowymi, podejmowanymi próbami obniżenia poziomu leku, czyli sposobów na samouspokojenie, ważne jest aby w tym właśnie trudnym momencie starać nie pobudzać się ruchowo, czyli nie chodzić w kółko, nie szukać nerwowo, wstawać to znów siadać, głównie dlatego, że pobudzenie ruchowe nakręca jeszcze bardziej pobudzenie psychiczne, najlepiej spróbować rozluźnić mięśnie, szczególnie karku, szyi, nie zaciskać zębów, spróbować wyciszyć się wewnętrznie i zewnętrznie, takie myślenie o rozluźnieniu mięśni, oddychanie licząc na 4 (czyli wdech licząc do 4 i wydech licząc do 4), czy tak jak pisał IGNAC powolny wdech i powolny wydech cedząc powietrze przez zęby, powodujemy że po pierwsze się rozluźniamy, a po drugie koncentrujemy się na czymś innych odwracając tym samym uwagę od destruktywnych myśli. W pokonaniu stanów lekowych na mnie pozytywnie zadziałało w pewnym sensie poddanie się temu lekowi, zaakceptowanie stanu w jakim się znalazłam, nazwanie w głowie tego czego się boję, stojąc w kasie w supermarkecie, myślałam sobie boje się że zakręci mi się w głowie, że zrobi mi się słabo, że ktoś to zauważy i wstyd będzie, a później, no tak boję się, ale przecież ja tak miewam, to nic nowego, ani strasznego, to zwykły lęk i zwykła reakcja organizmu na sytuację dla mnie trudną, to sprawiało, że nie ignorowałam swojego stanu (nie myśl o tym, nic się nie dzieje), ani też nie buntowałam jawnie (np. daj spokój nic ci nie jest, przesadzasz, weź się w garść) tylko oswajałam lęk, trochę odczarowywałam, łamałam tabu i sprawiałam, że nie był już dla mnie takim demonem. Czyli, że nie był chu... tylko takim zwykłym małym chujkie... ;-)) Ale to oczywiście tylko mój pomysł i pewnie u Was sprawdzają się inne, bo każdy inny jest. I mam jeszcze taką jedną propozycję, wiadomo, że osoby lękowe przed różnymi trudnymi sytuacjami nakręcają się, bo będzie to czy tamto, stanie się tak i tak, to trochę na przekór, dla zajęcia myśli, poza tym to jest świetne ćwiczenie na pozytywne myślenie, czyli tworzenie w głowie pozytywnych wizualizacji danej sytuacji, oczywiście w realnych granicach, np. jak mamy iść na spotkanie w gronie znajomych: ale fajnie, spotkam tego i tamtą, ciekaw co u niech słychać, na pewno będzie fajna muzyka, a ona super gotuje i mają nowe mieszkanie, ciekawe jak je urządzili, może też sałatkę zrobię tą co zawsze wszystkim smakuje, fajnie że się z niemi spotkam :-)) Pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×