Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

IGNAC BRAWO!! samo prawda, tak właśnie jest!! dokładnie tak, ja nienawidziłam nerwicy, naprawdę!! byłam inną osobą a teraz czasem czuję jakbym się do niej tak przyzwyczaiła że czasem traktuję ją jak wymówka ale nie sprawdzę już czy tak jest? poznałam osoby które wyszły z tego bez leków, i brawo dla nich, da się w takim razie to zrobić, mi się nie udało, biorę leki ale czuję to że one maskują to, innym pomagają, jak np kasi która już później nie musiała ich brać, bo dla kogoś komu ciężko bez nich i sobie nie radzi, takie maskowanie choroby jak piszesz jest szansą by ja przegonić by zacząć dbać o siebie psychicznie, mentalnie czy fozycznie by sięjej pozbyć a lekarstwa są nie po to by jej się pozbyć tylko po to by mieć szanse na to. nasze marudzenia na wszystko jest rzeczywiście okropne, ja już się chyba przyzwyczaiłam pisać na forum jak mi źle. ale osoby które zaczynajątą podróż uwierzcie że bywa też super:)

Odnośnik do komentarza

Kasiaaaa dokładnie rozumiem to co piszesz i zupełnie nie to miałem na myśli. Wiem że w pewnych momentach leki są bardzo pomocne, bo sam je brałem. Prosiłem jedynie, a tak wyczytałem w niektórych postach, żeby nie pisać że bez leków wogóle nie da rady. To kłamstwo, jeżeli kogoś dopiero co dopadło i od razu wsiądzie na leki to jest to makabryczne nieporozumienie. Jeżeli ktoś bierze systematycznie leki i tylko leki a nie podejmuje żadnych innych działań to oszukuje sam siebie - będzie brał coraz większe dawki a problemy tylko się pogłębią. Duża część leków niestety uzależnia, nie tylko xanax. Jeżeli po odstawieniu występuje zespół odstawienny i jeżeli trzeba zwiększać po jakimś czasie dawkę to jest to jednoznaczne - lek uzależnia. I tak na koniec - dokładnie o tym myślałem pisząc poprzedniego posta - wzajema licytacja na objawy jest niczym innym jak siedzeniem na dupie. W przypadku nerwicy skupienie na objawach jest najgorszą rzeczą jaką można zrobić. Piszę bo przeżyłem, piszę bo byłem na krawędzi popadnięcia w taki stan a objawy zmieniały sie jak rękawiczki. Wiem także że na forum są różni ludzie w różnym wieku. Wbrew temu co pewnie myślisz ja też jestem stara dupa - myślę że starszy od dużej części piszącej na tym forum. Każdy z nas wyraża tylko i wyłącznie własną opinię i wszyscy mają prawo z nią się nie zgodzić.

Odnośnik do komentarza
Gość Optymistka

UUUU gorąco się zrobiło. Dla mnie fakt, że ktoś opisał swoje objawy był zbawienny kiedy nie rozumiałam co się ze mną dzieje. Cierpiałam okropnie, psychicznie, a lekarze mówili, że fizycznie jest ok. Serce robiło mi fikołki a ja myślałam, że to już mój koniec i kładłam się do łóżka z nadzieją, że mi przejdzie. Było mi bardzo źle. Zaczęłam czytać fora i znalazłam mnóstwo opisów ludzi, którzy przy nerwicy borykają się ze skurczami dodatkowymi serca. Naprawdę najgorszemu wrogowi nie życzę tego co przeżyłam. Dzięki temu, że ktoś zechciał opisać swoje objawy ja złapałam grunt pod nogami i umiałam wreszcie nazwać swój problem. Choruję już 5 lat, ale tabletki uspokajające zażyłam po raz pierwszy przed ostatnimi wakacjami. Różnica była ogromna, byłam zrelaksowana, mój żołądek nie był kamieniem a ja stałam się na moment osobą sprzed choroby. Czasami latem siadałam sama wieczorkiem pod gołym niebem i przypominałam sobie jak było cudownie bez tej mojej choroby. Pamiętacie jeszcze to uczucie zdrowego człowieka? Ja pamiętam jak to jest być zdrowym, dokładnie pamiętam i często sobie to wyobrażam, że wszystko wreszcie wraca do normy, mój organizm poddaje się harmonii i ja zdrowieję. Bardzo bym nie chciała brać na stałe tabletek, ale muszę przyznać, że kiedy mam coś ważnego do załatwienia to one mi pomagają. Wtedy czuję, że znowu może być jak dawniej. Bycie tutaj na forum z Wami też mi pomaga, jest dla mnie rodzajem terapii, gdzie rozmawiam z ludźmi z tymi samymi problemami co ja. Znalazłam tutaj Ewalit, która baaardzo mi pomogła. Widzę na tym forum ludzi bardzo wrażliwych, borykających się z różnymi problemami. Tak nas stworzyła niestety natura, że wszystko bardziej przeżywamy, wszystko nas bardziej dotyka. Świat teraz tak pędzi, nikt nie pochyla się nad znerwicowanym człowiekiem. Sami musimy trochę zwolnić tempo, ja tak zrobiłam. Mam czas na zajęcie się domem, na pracę zawodową, na medytacje. Zaczynam pomału wszystko ogarniać. Uważam, że każdy z nas ma prawo pisać o swojej chorobie jak chce, jeśli tylko przynosi mu to ulgę. Myślę, że każdy znajdzie tutaj zrozumienie, bo przecież wiemy z czym mamy do czynienia. Bardzo współczuję osobom, które chorują od kilkunastu czy kilkudziesięciu lat. To tylko znaczy, że cały czas tkwią w swoich problemach i nie potrafią się z nich wyrwać. Czasami sytuacja życiowa tak się nam układa, że zwyczajnie nie mamy możliwości wyrwania się z danej sytuacji rodzinnej. Ja mam kochanego męża, ale wcale nie uważam, że muszę go zanudzać moją chorobą. Próbowałam wyjaśnić na czym ona polega - nie zrozumiał. Ok, też pewnie nie zrozumiałabym, nie mam żalu. Czasami nazywa moje obawy fanaberiami - niech mu będzie. Ja sama nie wiem na czym to polega, że w pewnych sytuacjach lęk tak mnie paraliżuje, że nie mogę z nerwów oddychać. Robię wszystko, żeby wyrwać z tej matni. Czasami wymyślam sobie za tą głupotę. I myślę IGNAC, że wielu osobom z tego forum uda się wygrać walkę z nerwicą i za jakiś czas już ich tutaj nie znajdziesz, czego wszystkim życzę.

Odnośnik do komentarza
Gość Optymistka

Mam pytanie do zażywających uspokajacze. Czy możecie pić kawę? Ja lubię rano po śniadaniu wypić małą kawę, ale jakoś nie pasuje mi to do brania tabletek rano o czym pisze tak wiele osób. Jak sobie z tym radzicie? Kawa ma pobudzić a tu z drugiej strony uspokajacz.

Odnośnik do komentarza

OK to może inaczej... Zaczęło się pewnie bardzo typowo - kołatania serca i stach że dopadła mnie jakaś choroba serca. Zasłabnięcia, wizyty u lekarza, podejrzenie o zator płucny, którego nic nie potwierdziło i pierwszy atak paniki. Siedziałem na łóżku, żona spała obok a ja się zastanawiałem czy jej nie obudzić bo przecież umieram na zawał. W końcu trafiłem do internistki która chyba sama cierpiała na nerwicę bo natychmiast postawiła diagnozę i przepisała mi pierwszy lek. To mnie trochę otrzeźwiło i przez kolejne miesiące nie brałem. W końcu doszedłem do takiego stanu że uznałem lek jako jedyne rozwiązanie, pobiegłem do apteki i pierwszą tabletkę wziąłem przed drzwiami apteki, nawet nie miałem czym popić. Poczułem się jak młody bóg. A potem przyło kolejne otrzeźwienie - chłopie, po jednej tabletce? Normalnie na działanie czeka sie 2-3 tygodnie a ty po jednej *ozdrowiałeś*? To był pierwszy dowód na to że fizycznie nic mi nie jest a objawy generuje moja głowa. Zacząłem psychoterapię u przypadkowej terapeutki, która po 5 spotkaniach stwierdziła że nie ma na mnie pomysłu. A później już poszło, najpierw zacząłem brać lek, potem trafiłem do psychiatry, potem był kolejny lek i kolejna *psychoterapia* - 10 sesji które (co wiem teraz) nic nie dały odstawiłem lek i było super - przez 3 miesiące. Wróciłem na terapię do tej samej osoby i dość szybko okazało się że terapeutka chce się ze mną spotykać ale niekoniecznie w celach terapeutycznych. Jak się okazało że moje cele są zupełnie inne to zwaliła całą winę na mnie a ja bedac już i tak w faktalnym stanie zacząłem brać kolejny lek. Żeby nie przedłużać po kolejnych lekach i terapiach w końcu trafiłem do terapeutki z dużym doświadczeniam, sprawdzonej itp. Nie mogłem sobie pozwolić na kolejną nieudaną próbę. Odstawiłem leki, terapia została. Powoli zacząłem sobie uświadamiać ogólne przyczyny mojego stanu a co ważniejsze przestałem przed sobą udawać że tak wcale nie jest. Nie było łatwo przyznać przed sobą że kawał życia uczciwie pracowałem na swoją nerwicę. Kolejny przełom nastąpił w momencie kiedy miałem znów potworne jazdy, objawy przeszły w kolejne - nie mogłem mieć łatwo bo z atakami paniki nauczyłem się jako tako radzić więc moja głowa musiała mi wymyślać trudniejsze zagwozdki. Chodząc po ścianach i szukając diabła żeby z nim podpisać pakt - spokój za moją duszę zacząłem szukać pomocy - lekarz, terapeutka, psychiatra, inny psychiatra, przyjaciółka z podobnymi problemami, żona, ciotka .... i w końcu przyszło olśnienie: a co oni mi pomogą? Dobra rada? Psu na buty. Kolejny lek - znów czekanie dwa tygodnie na efekty a potem i tak niewiele to pomoże. Magiczne metody? nie istnieją. Wtedy zrozumiałem że nikt mi nie jest w stanie pomóc, nikt. Dlaczego? Bo nikt nie jest mną, więc nie wie co się ze mną dzieje; nikt nie jest mną, więc nie podejmie za mnie żadnych działań. Kogo próbuje łudzić i oszukiwać - siebie itd itp. Co mi to dało? Dało mi to że uznałem te racje oraz stwierdziłem że najpierw musze dokładnie dowiedzieć się co mi jest. Zacząłem czytać, sprawdzać szukać. W końcu okazało się że wszystkie te informacje są podobne i w sumie opisują ten sam mechanizm. Zacząłem więc szukać informacji o ludziach którzy z tego wyszli. Znalazłem dwie dość ważne informacje: książkę i strone internetową. Niestety nie podam tytułu książki ani adresu strony bo nie pamiętam ale jak będziecie chcieli to poszukam i podam. Opisane tam były mechanizmy wychodzenia z nerwicy. Zacząłem też inaczej słuchać ego co mówi terapeutka. Zwróciłem uwagę że wręcz mi przerywa jeżeli zaczynam opowiadać o kimś jako o źródle moich problemów, albo jak narzekam że jakby ten czy ów zechcięli się zmienić to ja bym ho ho. Dłao mi to do myślenia - a jaki ja mam wpływ na zachowania innych? Czy mam szansę je zmienić? I znów ta sama myśl: kogo moge najszybciej zmienić? Kogo praktyczie nie muszę przekonywać o konieczności zmian? Kto mnie bedzie musiał wysłuchać? Kto? JA! i tylko ja. Dodam że na szczęście dla mnie moje obowiązki prywatne i zawodowe nie pozwoliły mi praktycznie przez cały okres choroby wycofać się, schować i zagłębić we własnych żalach i myślach. Nie raz jechałem do pracy z ostrym atakiem paniki, pracowałem mimo silnych zawrotów głowy i siedziałem grzecznie na wywiadówkach mimo że miałem ochotę w tym momencie uciekać. Któryś z lekarzy powiedział mi że to bardzo dziwne że w moich stanach nigdy nie wylądowałem na pogotowiu. Jak sobie jednak przypomnę EKG robione 2x w tygodniu, 2 holtery, 3 echa serca i wiele innych badań z rezonansem głowy na okrasę to stwierdzam że i tak wystarczająco dziwne. Myślę że jestem na początku drogi do góry. Na dół juz starczy. Staram się mimo objawów pamiętać: po pierwsze to nie zabija, po drugie kolejne objawy to tez bedzie nerwica i nie mam co sprawdzać kolejnymi badaniami lub szukać w internecie - to tylko pogłębia problem. Po trzecie ignorować objawy tak bardzo jak się tylko da, żeby nie mogły stanowić wymówki.Po czwarte zacząć zajmować się tym wszystkim co zaniedbałem przez nerwicę - sport, zainteresowania, praca. I po najważniejsze przełamać strach i zacząć rozwiązywać te problemy, które uznaliśmy za przyczyny naszej newicy. Dlatego napisałem że rozdrapywanie własnych objawów jest rzeczą negatywną i pogłębia problem zamiast go rozwiązać.

Odnośnik do komentarza

Optymistko, przypomniałaś mi o jednej bardzo waznej sprawie! To jest akurat myśl która znalazłem na kturymś z forów o nerwicy - oczywiście w wątkach na temat wychodzenia. Ktoś napisał i coraz bardziej to rozumiem iż największym marzeniem w nerwicy jest powrót do stanu z przed pierwszych objawów. Rozpamiętuje się jak było wspaniale. Tymczasem trzeba się pogodzić z myślą że nigdy już nie będzie tak jak przed pierwszym atakiem. NIe będzie, bo przeszliśmy przez to piekło a to nie pozostaje bez śladu. I dla tego nie nalezy rozpamiętywać i marzyć o tym co było ale trzeba nauczyć się żyć na nowo - w zależności od wyboru - z nerwicą lub pokonujac ją bez niej. Tak jak napisałem tym razem to nie moje słowa ale bardzo do mnie przemawiają, tym bardziej że najpierw marzyłem żeby wyło tak jak kiedyś, potem jak objawy się nasiliły zacząłem marzyć żeby było chociaż tak jak poprzenio, bo te pierwsze symptomy były bardziej znośne. Ja uznałem że z nerwica nie da się żyć, więc trzeba z niej wyjść. Dla tego może tak mnie poruszyły posty z których (oczywiście nie ze wszystkich na tym forum) wyziera pogodzenie się z losem, ukryta akceptacja dla obecnego stanu objawiająca się takim hoho ja to już 20 lat w tym tkwie. Dla mnie to brzmi jak stwierdzenie ja nie dałem rady to i ty nie dasz więc się przygotuj na długie lata cierpienia. Co z kolei może być taką obawą że jak inny wezmą byka za rogi i pokonają nerwicę to ja zostanę sam, a w grupie raźniej, wszyscy mają zawroty głowy i kołatania, jestem jak inni więc obleci - nie muszę nic robić. Nerwica i tak odbiera siły i nadzieję więc zamiast utwierdzać się w marazmie wspierać się w wytrwałości? Dla tego ja rzucam pytanie. Czy komuś drętwieje kregosłup? nie nie to był głupi żart. Pytanie brzmi czy komuś udało się zrobić jakiś krok naprzód, Może macie jaką metodę na radzenie sobie z atakiem objawów w zwykłych sytuacjach życiowych? Oczywiście nie pytam o prochy. Bo nie o to mi chodzi żeby przed kazdym wyjściem z domu łykać Afobam. A przy okazji moja odpowiedź na temat kawy. musisz wypraktykować. Ja uwielbiam kawę, ale zauważyłem że w gorszych okresach kofeina zwiększa u mnie objawy lub je wręcz wywołuje. Jak tylko jest lepiej to sobie pozwalam na kawkę i u mnie to jest OK, natomiast muszę się pilnować bo po 2-3 dnia picia kawki znów się zaostrzają objawy. Także u mnie kawka a potem przerwa na kilka dni. Mam natomiast znajomą z nerwicą nawet gorszą od mojej która trąbi kawę jedną za druga i nic.

Odnośnik do komentarza

IGNAC cudownie się czyta Twoje wieloletnie przemyślenia :) Od jakiegoś czasu staram się sama sobie radzić z atakami i jakoś mi to chyba wychodzi, raz lepiej, raz gorzej. Dzisiaj rano jechałam z synem do pediatry i od początku czułam,że coś się szykuje, siedziałam w tej poczekalni otępiała jak nie wiem co, ale myślałam tylko o tym,że muszę dać radę i wytrzymać, muszę wsiąść do auta i jechać, muszę po prostu muszę. Ja jak mi się zbliża atak to dostaję takiego kaszlu,że aż prawie wymiotnego, pokaszle,pokaszle i jakoś przechodzi. Tak samo było dzisiaj. Leków nie biorę, staram się zmieniać swoje życie, swoje dawne myślenie o sobie jako o pępku świata, staram się uczyć siebie na nowo, staram się akceptować innych, nie zmieniając ich przy tym, nabieram pewnego dystansu do świata. Wiem, że to byc może dopiero początek mojej drogi,ale na prawdę się staram... Każdego dnia staram się żeby być silnym człowiekiem, dobrą żoną, kochającą matką, akceptowalną córką etc. IGNAC DZIĘKUJĘ:)

Odnośnik do komentarza

Ja też nie brałam leków ponad rok, moje myślenie się zmieniło, wartości, zmieniłam wszystko, już się tak nie denerwuję bardzoej doceniam to co mam, ale byłam na etapie że nawet z domu nie wychodziłam by nie czuć stresu z wyjściami, i tych objawów, bo u mnie to nie tylko myślenie było problemem a same objawy się pojawiały nawet jak coś robiłam milion razy

Odnośnik do komentarza

Witam Jestem mloda osoba, i wiem ze sa tu bardziej doswiadczone osoby jak Ewa czy Baska czy Ignac. Kazdy ma swoje zdanie. Tez udawalo mi sie zyc bez leku rok, bylo normalnie. Niestety jak mialam wrocic do pracy, corka do szkoly , wiecej stresu i obowiazkow i .....witaj nerwico. Nie moglam dopuscic do takiego stanu w ktorym bylam na poczatku nerwicy-depresji, wiec leki sa moim wybawieniem na dzien dzisiejszy, musze isc do roboty, musze dziecko zaprowadzac, nie bedzie takiego dnia ze powiem oh ale sie zle czuje dzisiaj poleze w lozku..NIE!!!!! bo mnie z pracy wypiepsza! Wiec jakie mam wyjscie, jakie maja wyjscie inne osoby, ktore chca normalnie zyc,musza pracowac a nie potrafia bo co wychodza z domu to sie zaczynaja trzesc, wymiotowac, dretwiec i inne,...nie wejsc do autobusu? zatrzymywac sie autem na poboczu..bezsens.Takie zycie, niestety ale trzeba sobie jakos radzic. I ja bede takim ludziom polecac leki antydepresyjne na poczatku ich nerwicy, trzeba sluchac lekarza, jesli zaniedbaja to to nerwica bedzie sie poglebiac i oleja wszystkie sprawy wazne bo nerwica bedzie nad nimi panowac, a potem nie daj Boze depresja. Kazdy ma inny ogranizm, jesli sie udaje bez lekow to ok jak najbardziej,ale jesli sie jest w takim zlym stanie to leki jak najbardziej. Milego dnia dla Waszystkich, ja sie czuje rewelacyjnie po 20mg paroxetyny, pozdrawiam, nareszcie moge wyjsc na miasto i zrobic zakupy, pogadac z ludzmi a nie spierdzielac slepymi uliczkami:)

Odnośnik do komentarza

Hej Kasiaaaa świetnie że sobie już ta radzisz ja po odstawieniu wszystkiego tego co brałam zostałam tylko przy pramolanie i od 3 dni biorę jedną tabletkę więcej wiem że na efekt trzeba poczekać al ja już się nie mogę doczekać. Mam nadzieję że zniknie mi przede wszystkim to uczucie pustki w głowie i wrażenie że zaraz stracę zmysły i pamięć. Dzisiaj mam też 2 wizytę u pani psycholog po pierwsze byłam naprawdę miło zaskoczona.To nie to samo co 6 lat temu. oby nie zapeszać ale ten psycholog jest o niebo lepszy:-( Mam nadzieję że i ja wkrótce poczuję się lepiej

Odnośnik do komentarza

Hej, jestem tu pierwszy raz, tak sobie przeczytałem kilka wypowiedzi, i tak sobie myślę, Ignac stwierdził że nie można się poddawać, nie wolno się pogodzić z chorobą, że podobno można z tego wyjść. Oczywiście nikogo nie chce krytykować, to są wartościowe słowa, ale wiecie ja tez cierpię od nastu lat na nerwice przeplataną z depresją, wiele czytałem artykułów, ale jeszcze nigdy nie widziałem żeby ktoś napisał, a mi się udało, brałem takie i takie leki, tyle i tyle czasu, polecam tego i tego lekarza, czuje się świetnie trzymam i za was kciuki. Jak widać nerwica niestety w większości przypadków jest na całe życie, a życie niestety nie jest dla nas takie łaskawe by nagle przenieść nas do krainy mlekiem i miodem płynącej gdzie będziemy leżeć na różowych chmurkach i zielonych trawkach, bo to jedyne lekarstwo dla naszego stanu. Ja wiem jak się wyleczyć ze swojej choroby, ale życie od nastu lat mi na to nie pozwala. Więc pomagamy sobie lekami, terapią, oczywiście to wszystko jest niezbędne mimo że to tylko półśrodki, nie chce nikomu odbierać nadziej, bo i ja ciągle walczę, ze samym sobą tresując swój charakter i łykając proszki, jakoś brnę przez życie, ale wydaje mi się że moge nigdy z tego nie wyjść i zawsze to będzie życie na pół gwizdka, nie dlatego że to nie możliwe, ale dlatego że prawdopodobnie nigdy nie znajdę oparcia które pozwoli mi odbudować fundamenty. Mimo wszystko wierze ii życzę Wam i sobie abyśmy znaleźli swój azyl i mogli znów żyć na 100%.

Odnośnik do komentarza

Witam, przede wszystkim dzięki lencia1987 za posta. To co opisujesz dokładnie trzyma mnie przy życiu. Po prostu trzeba robić swoje, mam znajomą która w najgorszym okresie zakopała się pod kołdrą i czekała kiedy umrze. Teraz sama to wspomina jako stracony czas. I taki drobiazg - przepraszam że znów jestem troszkę malkontentem - staraj się być przede wszystkim swoją wielka przyjaciółką i robić dużo dla siebie. Nie wiem jak u innych ale u mnie po tych wielu przemyśleniach własnych i po terapiach wyszło że najpowazniejszym źródłem mojej nerwicy jest to że przez wiele lat starałem się być dobrym ojcem, mężem, pracownikiem i w końcu usłyszałem kilka dni temu od mojej znajomej, która przez wiele lat sądziła że mam cudowne życie bez cienia problemów, ty po prostu nie żyjesz swoim życiem i to jest Twój problem. Ujęła w jednym zdaniu to co p. psycholog powolutku wyciagała ode mnie przez pół roku. Teraz muszę się nauczyć dbać o siebie i czuje się nieźle zagubiony bo chyba nigdy tego nie robiłem :( Kochane moje, ja bym oddał duszę za procha który postawił by mnie na nogi, ale wiem że takich nie ma - próbowałem, sprawdzałem czytałem, konsultowałem się z psychiatrą. Poza tym już wiem że jak mi odpuszcza (miałem ostatnio takie 2 tygodnie!!! cud) to natychmiast *zapominam* działać - bo po co? Jest dobrze to po co się wysilać? Tak jak już pisałem, brałem prochy, odstawiałem i przez max pół roku było dobrze. A potem dawało po głowie 2x mocniej. Nie chcę tak funkcjonować przez resztę życia, straciłem 6 lat - STRACIŁEM bo dzieci patrzą na mnie jak na dziwoląga jak na nie krzycze bez powodu albo osuwag gdy chcą się przytulić (a tatunio ma akurat napad paniki). Żona też już ma dosyć, i wcale się jej nie dziwię, bo ja też. A efekt jest taki że tyle czasu liczyłem na innych - psycholog, psychiatra, żona, przyjaciele i dopuściłem do takiej huśtawki że jak wspominam pierwsze ataki, jak siedziałem na łóżku wiedząc że zaraz umrę bo mam zawał i trzęsło mną na wszystkie strony, to wspominam to prawie z rozrzewnieniem. Teraz potrafi mnie trzymać 15 godzin - skrajne napięcie, zawroty głowy, drętwienie kręgosłupa itd itp. i tak dzień po dniu, czasem dzień przerwy, raz mi się trafiły wakacje - 14 dni spokoju aż niemożliwe. Dlatego wiem jedno - wezmę prochy jedynie w sytuacji kiedy będę pewny że moje działania są odpowiednio ukierunkowane, że ide w dobrą stronę i przede wszystkim że oprócz planów realizuje je. Wtedy zdecyduje się na prochy, ale tylko w sytuacji kiedy objawy tak mnie rozwalą że znów będę się bardziej na nich skupiał niz na opuszczaniu tego piekła. A ponieważ ciągle pamiętam o tytule tego wątku to tym razem na koniec również coś na temat. Zauważyłem, (a potem jeszcze się dowiedziałem i wyczytałem że słusznie) i nawet parę razy wypróbowałem że świetnie działa wyobrażenie sobie skutków tego czego się boimy. Lepiej i bardzie długofalowo niż np. ćwiczenia oddechowe. O co chodzi? A np. o to że zastanawiamy się co powoduje u nas ataki paniki (zawsze jest jakiś powód - dzień wcześniej, rano...) trzeba tylko dobrze prześledzić co się działo wcześniej (dla przykładu dopadły mnie jakiś czas temu wyjatkowo silne objawy, co się stało? nic, a może jednak? nic i w końcu przez przypadek przypomniałem sobie - wizyta u lekarki dzień wcześniej. Baba była tak przeraźliwie głupia że powinna pokazywać marchewce w którą strone rośnie a nie ludzi leczyć. Tak tą wizytę wyparłem z głowy, bo była tak nieistotna i nic nie wnosząca że nawet usilnie myśląc o przyczynach ataku wogóle nie pamiętałem wizyty. A jednak, mimo że nieważna, lekarka głupia więc wizyta nic nie wniosła to jednak wystarczyło żeby dać jeść mojemu lękowi - wracając do meritum) załużmy że stwierdzamy że była to rozmowa z szefem i boimy sie wymówienia. Reakcja? oczywista - atak paniki, nasilenie innych objawów czyli jazda na maksa. Zamiast tego przesłuchanie - czego się boisz? wymówienia, a co się stanie jak je dostaniesz? stracę pracę buuuuuu? I co wtedy zrobisz? będę musiał poszukać nowej. gdzie? no właśnie nie wiem buuuuu. Ale tak w ostateczności? w ostateczności na kasie w TESCO. I co dalej? Bedę szukał dalej.... i tak dalej i tak dalej. Nagle okazuje się że zamiast bac się czegoś przeraźliwie nieznanego zaczynam się racjonalnie zastanawiać nad problemem i znajdować rozwiązania. Moze nie sa one genialne ale zamiast czarnej dziury jest światełko w tunelu, zamiast czarnych myśli, myśli kostruktywne. Podobnie można ze wszystkim - szef na mnie się wydarł buuu. I zo z tego wynika? ...... To zdanie I co z tego wynika łącznie z pytaniem i co dalej działa lepiej niz podwójna hydroxyzyna. Nigdy nie sadziłem że mam taką łatwość pisania :) Czy panie polonistki z mojej szkoły to słyszą?? Juz chyba niebardzo, w tym wieku jest się z regóły głuchym jak pień. No dobra, koniec grafomanii na dzisiaj bo naprawdę bede musiał zapytać w TESCO czy nie potrzebują kogoś na kasie.

Odnośnik do komentarza

Ameadvos skłoniłeś mnie do pogrzebania w moich źródłach - zapomniałem adresu tej strony, ale skoro prosisz to bardzo proszę. ktoś komu się udało: http://www.szaffer.pl/ poczytaj sobie bo warto. Ja wiem że jedna jaskułka wiosny nie czyni, ale ja bym nie liczył na zbyt dużo takich wspomnień. Może jestem egoistą ale jak bym się z tego wygrzebał to za chińskiego boga nie chciał bym wracać i opisywać. Po co wspominać zjazd po brzytwie do miski z jodyną brrrrr. Przy okazji zajrzałem dalej - wszystkim polecam Baker Roger ‚Strach i paniczny lęk: mity a rzeczywistość’, Wyd.Jedność, Kielce 2002

Odnośnik do komentarza

IGNAC musisz być niezwykle silnym facetem,człowiekiem skoro potrafisz z tymi , jak piszesz, ciągłymi atakami, napięciami, pracować i przeżywać to w pracy i nie panikowac i udawać przed wszystkimi, że nic sie nie dzieje. Jak Ty to robisz? Ja póki co jestem na wychowawczym z dzieckiem i jakoś nie wyobrażam sobie powrotu do pracy. Jednak,wiem że dla utrzymania ciągłości finansowej w końcu to musi nastąpić. Walczę, bo mam dla kogo. I tu znowu pojawia się pytanie: Czy ja nie za bardzo poświęcam się dla męża, dziecka? Może za kolejne XX lat okaże się, że będę na takim samym miejscu jak Ty dzisiaj. Już dzisiaj mogę powiedzieć, że dla siebie nie robię nic, siedzę z małym całymi dniami w domu i mój plan dnia od 10 miesiecy jest jednakowy. Jestem już tym poniekąd zmęczona, ale nie czuję sie nazbyt silna żeby to zmienić i podjąć pracę a małego oddać do żłobka. Dzisiaj miałam ciężki dzień,ale walcze, ciągle walcze :)

Odnośnik do komentarza
Gość baskabaska1

Witajcie wszyscy starzy i nowi! Wiecie co? chyba mnie zablokowali (choć nie domyślam się dlaczego), od wczoraj wieczora do teraz nie mogłam wejść wogóle na forum ani nawet na str. główną, kombinowałam i syn kombinował (jest informatykiem)...dopiero teraz weszłam dzięki innej wyszukiwarce i stwierdził że coś narozrabiałam i mnie zablokowali, a ja wielkie oczy jaaaaa?? narozrabialam??? jest tu czasem (na innych wątkach też)takie osoby, które już dawno powinny być zabl. a piszą bzdury i sieją nienawiść... To tyle... a teraz chciałam odpowiedzieć Ani3610, że mój brat jest już po 50-tce, a zachorowal zaraz po 3-letnim służeniu w wojsku...więcej na priv mogę Ci Ania napisać jak dasz jakiegoś maila czy cóś. Co do brania leków to popieram stanowczo Kasię, bo bez leków czasami się nie da żyć wogóle, a co dopiero normalnie. Pozdrawiam i życzę zdrówka wszystkim :):):)

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×