Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

Hej! ja z nerwicą męcze się już 2 lata dopadła mnie w czasie kiedy zaczynałam technikum, lęki, strach, obawa że coś sie stanie, przez ponad 2 miesiące nie wychodziłam z domu, rodzice twierdzili ze to jest moja glupia podswiadomosc, pol roku po tym jak zaczela mi sie ta wstretna choroba zaczelam przyjmowac leki przeciw depresyjne, bralam je regularnie przez 1,5 roku i przechodzilo mi to zapominalam o lekach, smialam sie bawilam wychodzilam wszedzie choc przyznam ze czasami czulam ta ciutke leku ale bardzo rzadko az do ostatniego czasu jak mi sie skonczyly leki i przedluzalam wizyte u lekarza- to byl moj wielki blad. Odstawiłam je i wszystko zaczelo sie nawracac. Ale wiem ze skoro udalo sie raz to uda sie jeszcze raz...DOBRA RADA?? trzeba znalesc zajecie, wiem ze to ciezko ale gdyby nie to ze musialam isc do szkoly (dzieki niej tez z tego wyszlam) i sie zajac nauka to bym teraz chyba lezala gdzies zamknieta na jakims oddziale psychiatrycznym. Teraz mam zamiar poddac sie psychoterapii. MUSICIE UWIERZYC W TO, DA SIE TA CHOROBE PRZEZWYCIEZYC !!!!!!!! Trzeba tylko duuuuzo wiary, staran, sily, wsparcia bliskich i stawiania czola tym lekom, Nerwica moze sie co jakis czas nawracac, ale da sie do tego przyzwyczaic. Pozdrawiam wszystkich cieplutko, trzymajcie się i się nie poddawajcie bo to jest najgorsze, sama na początku nie wierzyłam że z tego wyjdę ale udało się i mimo że mi sie nawróciło wiem że dam rade bo nie jestem sama na świecie z taką chorobą. Buziaki !!!!! TRZYMAM ZA WAS WSZYSTKICH KCIUKI :):):):)
Odnośnik do komentarza
Tak, to bardzo możliwe, że boisz się tych zmian, chociaż prawdopodobnie sama jest postanowiłaś. Bo widzisz, to jest tak, że ludzie w takim stanie dopowiadają, układają przeróżne scenariusze przyszłości, tego co ma nastąpić i wydarzyć się za pewien okres czasu. Ale popatrz też na to z innej perspektywy, niezależnie co zrobisz to tak czy siak ZROBISZ TO. Uwierz, lepiej żałować czegoś co się zrobiło aniżeli tego co się nie zrobiło bądź po prostu zaprzepaściło się. Niezależnie czy się teraz boisz czy nie, stanie się to co ma się stać. Musisz sobie wytłumaczyć czym jest życie, musisz usiąść i pomyśleć sobie, śmiało pomyśleć, na poważnie i szczerze co tak naprawdę jest w życiu dla Ciebie ważne. Jesteś, żyjesz, więc ktoś tam na górze chciał żebyś żyła. Więc teraz twoja kolej, żeby coś z tym życiem zrobić. Jeżeli brakuje Ci nadziei to pomyśl sobie, ilu ludziom (gdyby nie strach) mogłabyś pomóc, ilu ludziom najprawdopodobniej w przyszłości pomożesz. Jeżeli boisz się, czujesz jakiekolwiek lęki przed światem, przed wyjściem z domu, myśl sobie, jakby to było gdybyś żyła sama na świecie, gdyby nikogo nie było, nie zrealizowałabyś nigdy swoich planów i marzeń. Inni ludzie żyją również dla Ciebie, otwierają Ci drzwi do sukcesów, nie trzeba się ich bać. Ludzie spokojni osiągają więcej, a dlaczego Ty też nie możesz zaczerpnąć takiego życia? Możesz, bo na pewno jesteś wartościowa. Możesz sięgać po to co chcesz, możesz zmieniać swoje życie, najważniejsze jest to, żebyś nie rezygnowała z tego na samym starcie. Nie uda się...trudno, masz miliony szans żeby sięgnąć po to drugi raz. Rób to dla siebie, sama możesz budować swoje życie, i jeżeli się potkniesz to będzie to twój błąd na którym możesz się wiele nauczyć i zaczerpnąć z tego lekcje, która posłuży Ci w dalszym życiu. I nie myśl o tym co ludzie będą mówić, nie myśl o ludziach, którzy tylko patrzą jak powinie Ci się noga, tacy ludzie nie są warci twojej uwagi. Będą gadać, będą mówić, w końcu o czymś muszą...niech gadają, niech po Tobie wszystko spływa. Miej za to na uwadze ludzi, którzy podają Ci pomocną dłoń i chcą naprawdę żebyś była szczęśliwa. Jesteś w trudnym okresie swojego życia, ale możesz z niego wyjść, nie ma rzeczy niemożliwych. Zrób badania, nie bój się, że coś Ci się stanie, na to się nie umiera, to tylko twoje wyobrażenie. Moje motto,piękne: Bać się, a zrobić to, co trzeba. Przypominaj sobie te słowa. Będzie dobrze!:)
Odnośnik do komentarza
Odczuwam chwilowo poprawę.Piszę *chwlowo*,bo ciężko przewidzieć jak długo poprawa sie utrzyma.Znów mam dłuższą przerwę w atakch lęku.Ale niestety mam wrażenie,że ciało i umysł cały czas znajdują się w stanie zagrożenia.Jakby oczekiwały na to,że stanie się coś złego.Rozpoczęłam pracę.I mam wrażenie,że pewien rygor,codzienna dyscyplina naprawdę mi służą.Tzn.nie mogę (tak,jak wcześniej) pozwolić sobie na rozklejanie się,użalanie się nad sobą,wmawianie,że dziś tego nie zrobię,bo nie mam siły,że jestem słaba.Teraz muszę wstać,ubrać się,umalować,iść do pracy i robić,co do mnie należy.Tylko ostatnio mam wrażenie,jakby było zbyt dobrze.Jakbym chciała sobie powiedzieć *za dobrze mi się układa,więc zaraz coś walnie i wszystko się rozsypie*. Czy ktoś z was miał podobne odczucia?
Odnośnik do komentarza
Martynika, jestem w takiej samej sytuacji jak Ty teraz. Tylko, że ja jeszcze się uczę. Po długiej przerwie i wmawianiu sobie, że nie dam rady odbić się od tego dna, w końcu wyszłam do szkoły. Bardzo się bałam, nie miałam pojęcia jak na to zareaguje moja psychika, wyobrażałam sobie rzeczy, które wcale się nie wydarzyły! Nigdzie nie zemdlałam, nigdzie się nie ośmieszyłam! Przeżyłam te lekcje, przeżyłam wszystkie pytania znajomych, które brzmiały: co się stało? dlaczego tak długo Cię nie było? Jechałam autobusem, przez moją głowę przebijało się tysiące myśli. W końcu dzień minął, i wiecie co się stało? Nadeszła ogromna satysfakcja, odczułam taką ogromną przewagę nad moimi lękami. Tego wieczoru to ja byłam górą. Drugiego dnia rano znowu poczułam większy lęk przed tym, że muszę wyjść, ale był on chyba trochę mniejszy od poprzedniego poranka. Wyszłam i tak jak poprzedniego dnia również wróciłam do domu, cała i zdrowa, również nigdzie nie zemdlałam. I znowu ta satysfakcja... teraz przede mną 4 dni wolne, mam bardzo dużo pracy na przyszły tydzień. Uznałam i doszłam do wniosku, że nie można siedzieć bezczynnie i myśleć o nerwicy, myśli należy skierować na coś zupełnie innego. Zrobić coś, odnieść chociaż chwilową dumę z siebie. Ja przez te dwa dni coś zrozumiałam, zrozumiałam, że z tego naprawdę da się wyjść! Jeżeli przez dwa wieczory czułam się dobrze, miałam chęć do życia, to znaczy że taki stan istnieje i może we mnie ( jak i w was) trwać. To jest coś niesamowitego, naprawdę, nareszcie spojrzałam inaczej na życie, poczułam, że mogę być szczęśliwa. Przyrzekłam sobie wtedy, że nie dam się oszukać przez mój własny strach, zauważyłam że to on wszystko mi zasłania. Przez te dwa wieczory odszedł, ujrzałam świat, był inny, kolorowy. Teraz wierze, i wy też uwierzcie, że możemy wyjść z tego. Martynika, mamy szansę uwierzyć w to naprawdę, jeśli teraz nie jest tak źle jak wcześniej, to znaczy, że może ten stan utrzymać się i że będziemy żyć normalnie. Pozdrawiam wszystkich!:)
Odnośnik do komentarza
witam wszystkich!! Martynika mam dokładnie tak samo,jak jest dobrze to w mojej głowie rodzi cos w stylu *kurcze jest juz troche czasu dobrze to przeciez zaraz pewnie się pogorszy,przeciez to zawsze wraca* i zaczynam jakby na to czekać aż rzeczywiscie to przchodzi bo w ten sposob sama sie nakrecam, to bez sensu jest ale tak jest.jak z tym walczyc?
Odnośnik do komentarza
Hej kochane !!! ja tez tak mialam wczoraj wstalam i poczulam ze nie kreci mi sie w glowie po raz pierwszy od dluzszego czasu iiiiiiiii juz po 15 min wyladowalam w łóżku bo mialam na nowo wszystkie jakie tylko mozliwe objawy . DZIS WSTALAM zjadlam tabletke na zawroty glowy i niby bylo dobrze ale po godzinie dostalam takiego napadu strachu ,lęku ze prawie nie wyladowalam na pogotowiu !!! w KONCU zaczelam sobie wmawiac ze to tylko w mojej glowie jak radzila mi Juuulia i zajelam sie czyms innym choc bez placzu sie nie obeszlo ale Bogu dzieki przeszlo.Dzis nawet nie polozylam sie zeby nie zasnac zeby nie czuc tego wszystkiego..
Odnośnik do komentarza
jeszcze o jedno Was spytam.ja mam cos takiego jak lęk przed lękiem,zdaję sobie sprawe z tego ze to glupie ale tak jest i to strasznie przeszkadza bo np mysle sobie ze moze gdzies bym pojechala na wakacje ale w glowie od razu uruchamia mi sie mysl ze pewnie tam mnie dopadnie lęk jak pojade i sie boje jechac:(i odechciewa mi sie wszystkiego no bo jakie to zycie wtedy jest beznadziejne:/wiem ze sama sie tym nakrecam ale to silniejsze,ja pomysle ze sie pewnie bede bac,ze ta sytuacja wywola lęk(w sumie nawet nie wiem czemu miałoby sie tak stac),nawet taka wydawaloby sie ze przyjmna no bo w koncu wyjazd w jakies ładne miejsce itd a ja sie rzeczywiscie zaczynam bac.zamkniete kolo.czy ktos ma podobnie??mozecie cos mi na ten temat powiedziec?czy tylko ja tak mam??to mi niszczy zycie,jestem mloda zamiast sie cieszyc z zycia to ja sie nim mecze:/
Odnośnik do komentarza
Dzięki Julio.Wiesz ja choruję już 7 lat,także wzloty i upadki przeżywałam wiele razy.Po bardzo dobrych momentach przychodziły takie spadki formy,że tylko leżeć i płakać.Bo tak niestety jest z nerwicą.A poza tym jak kilka razy po poprawie,przychodziło znowu pogorszenie,to człowiek zaczyna mieć wątpliwości,że kiedyś poprawi się na dobre.Ja już nie wierzę w życie bez lęku.Kto raz przeżył atak lęku,raczej tego nie zapomni.To jest tak traumatyczne przeżycie,że nie da się zapomnieć i udawać,że nic się nigdy nie stało.A żeby nie wątpić,nie obawiać się nawrotu,trzeba by wymazać niektóre rzeczy z pamięci.Niestety tak nie potrafię... Młoda, Lęk przed lękiem to klasyka przerabiana chyba przez każdego nerwicowca.Z tymi wakacjami miałam bardzo podobnie.Ogólnie w pewnym momencie miałam lęk przed wszelkimi wyjazdami i środkami komunikacji,bo uwaga,uwaga! dostanę ataku lęku i co wtedy.Potem zaczęłam jeździć na siłę.Najpierw z bliskimi,a później sama.Stwierdziłam,że nie mogę zrobić z siebie więźnia własnych imaginacji,bo będzie źle.Bałam się,że w pewnym momencie ze strachu zamknę się w domu i tak spędzę całe życie.Najlepiej zmusić się do wyjazdu i tym sposobem przekonać samego siebie,że żadna katastrofa się nie wydarzy.A jak poczujesz się źle,zawsze można łyknąć coś na uspokojenie.I gdy wracasz po takiej podróży,zdajesz sobie sprawę,że żyjesz,nie zemdlałaś i w sumie nic strasznego się nie wydarzyło.To daje sporego kopa,czyli jak pisała Julia zastrzyk z dumy i zwycięstwa.
Odnośnik do komentarza
Witaj Młoda. Jesli chodzi o lek przed lekiem podpowiadam Ci uwazne przyjrzenie sie historii mężczyzny, który wyszedł z nerwicy lekowej:moja-nerwica.republika,.pl( na ciemnym pasku u góry jego historii pod tematem *Wyzdrowieć* sa dodatkowe tematy dot.nerwicy).Zamieszczę na Twój uzytek fragment odnoszacy sie do tej tzw.petli strachu,, czyli leku przed lękiem. --------------------- Bez względu jaka była jego praprzyczyna – skąd wzięło się pierwotne uwrażliwienie na zagrożenie – ATAK BEZZASADNEJ PANIKI przebiega zawsze według tego samego schematu. Napięcie powoduje narastanie strachu, to poprzez wydzielanie adrenaliny i innych hormonów skutkuje fizycznymi i psychicznymi objawami: podniesieniem tętna, poceniem, zmianami w układzie trawienia itd oraz koncentracją umysłu na scenariuszach zagrożenia. Ponieważ postrzegasz któryś z tych objawów (albo wszystkie naraz) jako zagrożenie więc boisz się jeszcze bardziej i jeszcze bardziej je wzmagasz. Jesteś w pułapce. Nie widać żadnego zewnętrznego zagrożenia. Żadnego przeciwnika. Dlatego nie masz żadnego wyboru. Jedyną reakcją może być uciekaj, a nie walcz. Żeby podjąć wyzwanie walki musiałbyś wpierw oszacować przeciwnika. Tu nie masz takiej szansy. To nie jest nawet kwestia skłonności tylko logiczna konsekwencja. Twój mózg każe ci uciekać... Ale nie ma gdzie uciekać! Przed własnymi myślami, albo biciem własnego serca nie da się uciec. Przeciwnik jest niezidentyfikowany, całkowicie porażający i nie da się przed nim uciec. Pojawia się ta myśl... *nie przetrwam, jestem zgubiony*. Ta myśl inicjuje panikę. Tak jest, to jest twoja myśl! Pętla paniki będzie narastać aż do wyczerpania możliwości twojego organizmu wydzielania i reagowania na hormony strachu. ------------------------------------- A teraz przytocze fragment , w którym autor doradza sposób postepowania z tego rodzaju lekiem. Pętlę strachu można też przerwać chemicznie wpływając na receptory w mózgu odpowiedzialne za pobudzanie lękowe przy pomocy leków (tak samo działa alkohol). Można wrócić do normalnego życie i zacząć zapominać. W mojej opinii takie nieświadome zapominanie musi potrwać dość długo. Może kilka lat. Wtedy wydarzenia zamazują się, a złe doświadczenia pokrywają nowymi. To się raczej nie uda przy użyciu psychotropów, bo dość szybko uzależniają i wkrótce trzeba zwiększać dawkę, a potem odstawić jeszcze zanim zbudujemy nowe pozytywne doświadczenia. Może się za to udać z lekami antydepresyjnymi, które nie uzależniają i można je brać latami. Pozostaje jeden problem. Wyjście z choroby będziesz zawdzięczał lekom, a nie sobie. Nie budujesz odporności. Jeśli w przyszłości pojawi się nowa sytuacja bardzo stresująca to choroba może wrócić niespodzianie i znowu jedynym wyjściem będą leki. Ale podobno można je brać nawet całe życie. Mnie pomogło podpieranie się psychotropami sporadycznie w bardzo trudnych sytuacjach (w zasadzie to raz się tak zdarzyło, choć zawsze je miałem przy sobie) i jako ulga raz na jakiś rzadki czas w okresie gdy choroba była jeszcze nasilona. ------------------------ Zapraszam Cie tez do przyjrzenia sie watkowi*Z nerwicy sie wychodzi*, moze tam znajdziesz jakies informacje, które pomoga Ci poradzic sobie z Twoimi objawami.Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Witaj Gala. Ciesze sie, ze moje zmagania z nerwica i wnioski jakie z nich wyciagnęłam moga sie komus przydać.Podpowiadam Tobie i innym osobom, które chca sie nauczyć bycia psychologami dla siebie samych , odwiedzanie strony *cud niedziałania, czyli jak mądrze odpoczywać*, , o której juz nieraz wspominałam.Sa na niej zamieszczone artykuły i wypowiedzi psychologów, na niemal kazdy temat zycia, wiec naprawde można sie fajnie podszkolic.W jednym miejscu tyle dobrej wiedzy, a ja musiałam sie uganiac za różnymi ksiązkami, o które nie było łatwo w latach 80-tych i 90-tych.Pod kazdym z artykułów na tej stronie sa tytuły kolejnych, a po prawej stronie pod POLECAM sa takie fajne tematy jak *Energia wewnetrzna * i *Rozwój i swiadomość* i kolejna porcja psychologii.Kazdy znajdzie tam coś dla siebie. No i oczywiscie przypominam o filmie : *Sekret* L michalpasterski.pl/filmy-video/the-secret-polskie-napisy/ lub doradzam kupno tej ksiązki autorstwa Rhondy Byrne.Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
hej hej, dawno mnie tu nie było:-(Mam załamanie kolejne:-(przespałam cały wczorajszy dzień!!Ten sam co zwykle stan gorączkowy, napadowe poty,i ból głowy!!!Walcze z tym, walcze ze sobą!!!Czy to normalne-hmm to już chyba wiedza lekarska, ale z tego co słyszałam to tak, tylko dlaczego, tez jestem ciekawa-WIECIE?Teraz jest ciepełko, słoneczko może będzie lepiej:-)aa do tego wszytskiego się przeziebiłam, i robie wszystko zeby nie zmarznąć dziś przy tym upale miałam 2 dł.rękawy!!-chyba zwariowalam co!!!Ale strach przed większą chorobą mnie tak ubrał!!! Pozdrawiam Waszystkich gorąco i obiecuje zaglądać częściej:-)
Odnośnik do komentarza
Gość bezsilny
Witam wszystkich. Nie zdawałem sobie sprawy, że aż tyle młodych osób cierpi na to *cholerstwo*. Moje problemy z nerwicą zaczęły się bardzo wcześnie, bo już od najmłodszych lat byłem zawsze wstydliwy i schowany za *mamusią*. Bałem się także wystąpień publicznych typu apele i koncerty. Pewnie spytacie jakich koncertów? A no takich, że w wieku 6 lat przystąpiłem do szkoły muzycznej na lekcje fortepianu, oczywiście jednym z warunków był barak jakiegokolwiek publicznego wystąpienia. Wtedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy, że może to być nerwica, wiadomo byłem bardzo młody więc żyło mi się bardzo dobrze i spokojnie. Przejdźmy do już nie tak odległych czasów. Pierwszy raz zacząłem zastanawiać się nad sobą i co jest ze mną nie tak w wieku 15 lat. Każdy wyjazd lub wyjście sprawiało mi problemy i wywoływało objawy typu biegunka, mdłości itp. Także wyjście do szkoły było problemem lecz objawy bardzo szybko mijały i zbytnio się tym nie przejmowałem. Nigdy nie miałem problemów z nauką, więc raczej jakaś obawa, że mogę nie ukończyć klasy nie wchodziła w rachubę. Zdarzały się dłuższe okresy napadów, ale tłumaczyłem sobie to tym, że po prostu mogłem się czymś zatruć więc często chodziłem do lekarza co owocowało *tygodniowym urlopem od szkoły*. Brałem leki na ból brzucha itp i po tygodniu wracałem normalnie do szkoły i było w miarę ok na pewien okres, Takie sytuacje zdarzały się dość często więc zostałem skierowany na badania. Oczywiście tak jak w większości przypadków wyniki idealne. Pani doktor, do której chodziłem stwierdziła, że może to być nerwica, a konkretnie fobia szkolna, przepisała mi tabletki chyba to był *kalms* lub coś podobnego i poradziła wizytę u psychologa. Według mnie wizyta nie wchodziła w grę. Myślałem sobie jak to przecież nie jestem jakimś *wariatem* zażyję tabletki i mi przejdzie. Faktycznie tabletki polepszyły troszeczkę sytuacje. Do czasu. Przyszedł czas opuszczenia gimnazjum, wiadomo co się z tym wiąże. Zmiana otoczenia, nowi koledzy( choć to nie było problemem bo miałem w klasie starą paczkę z gimnazjum), nowi nauczyciele itp. Wiadomo szkoła średnia to już nie przelewki z gimnazjum więc jakiekolwiek opuszczanie miało swoje konsekwencje. Lęk nagle gigantycznie się rozrósł. Myśl kolejnego dnia szkoły wprowadzała mnie w totalną panikę, każdego ranka 30 minutowe *posiedzenie w toalecie*, wymioty i inne nieprzyjemne sprawy. Życie prywatne także mnie nie satysfakcjonowało, 17 lat to już ten wiek, w którym czas się rozglądać za pannami, czas wyjazdów z kolegami, imprezy ogniska itp. Mi to jakoś nie sprawiało przyjemności ponieważ zawsze przed napływał lęk z objawami i rozmyślałem co to będzie jeśli objawy przyjdą nie w złym momencie i ośmieszę się przed wszystkimi. Jednak jakoś potrafiłem sobie z tym radzić lecz widziałem, że dawni przyjaciele powoli zaczynają się ode mnie oddalać. W szkole także jakoś sobie radziłem. Mijał pierwszy rok. Oczywiście nie obyło się bez nieprzyjemności. Ciągłe wezwania do pedagoga z powodu nieobecności, wezwania rodziców, nagana dyrektora za nieusprawiedliwione godziny i ucieczki nie polepszały mi nastroju. Groziła mi niedostateczna z wychowania fizycznego co jest po prostu śmieszne nawet z tego względu, że w podstawówce jak i w gimnazjum( już rzadziej) byłem zapalonym sportowcem z sukcesami na szczeblu zawodów powiatowych. Oczywiście padały pytania co się dzieje. Ja oczywiście stanowczo opowiadałem *NIC*. Szczęśliwie ukończyłem pierwszą klasę technikum i przystąpiłem do wakacji. Okres wakacji był bardzo przyjemny, nerwica praktycznie nie dawała żadnych oznak. Zdarzały się naturalnie sytuacje nawrotów przy jakiś wyjazdach czy stresujących sytuacjach, ale były one na tyle krótkie i słabe, że radziłem sobie z nimi. Oczywiście nie było to na zasadzie jadę gdzie chce i robię co chcę, ale sam fakt, że jutro nie ma szkoły umacniał mnie w tym i pozwolił zapomnieć. Niestety powrócił okrutny wrzesień i znowu się zaczęło. Pierwsze dwa miesiące jakoś sobie radziłem lecz praktycznie wykorzystałem już limit opuszczonych godzin jakie przypadają na cały rok. I po raz kolejny zaczęły się sesje u pedagoga itd. Rodzice widząc tą sytuację namawiali mnie na wizytę u psychologa ja zawzięcie myślałem, że sobie z tym poradzę lecz niestety nie było to takie proste. Przyszedł okres kompletnego załamania przez ponad 3 tygodnie nie byłem w szkole po prostu nie byłem w stanie ruszyć się i iść na autobus. Groziło mi wydalenie, ze szkoły. Więc przestraszony tym faktem zebrałem się w sobie i opowiedziałem o wszystkim mamie. Oczywiście mama wszystko dobrze wiedziała lecz nie chciała mnie bardziej pogrążać. Rodzicom udało się wyprosić dyrektora, aby dał mi jeszcze jedną szansę. Warunkiem dyrektora była wizyta u psychologa i stwierdzenie przyczyny czy coś tam. Zgodziłem się na wizytę. Kiedy doszło do wizyty okazało się, że to nie psycholog, ale psychiatra. Pomyślałem *-ładnie mnie wkręcili, no ale cóż muszę się raz na zawsze tego pozbyć IDĘ !!! W gabinecie zobaczyłem wyluzowanego gościa. Pomyślałem WTF? To nie żaden doktorek w białym fartuchu, który zaraz zamknie mnie w pokoju bez klamek. Opowiedziałem mu wszystko od początku pogadaliśmy trochę przepisał mi leki. W porządku facet.Po wizycie byłem bardziej podbudowany niż kiedykolwiek. Nazw leków nie pamiętam, ale jedne były to leki o długotrwałym działaniu, a drugie działały na zasadzie *Zażyj zapomnij*. Już drugiego dnia zjawiłem się w szkole i lęk nie stwarzał mi praktycznie żadnego problemu. Także dalsze wyjazdy typu jakaś galeria handlowa (dalszy ponieważ mieszkam w małej miejscowości) nie sprawiały mi takiego problemu. Kolejne sesje u psychiatry kolejne diagnozy. Okazało się, że mam fobie społeczną, co było słusznym stwierdzeniem. Zawsze bałem się aby tylko się przed nikim nie ośmieszyć. Przyjmowałem leki i było ok. Niestety ten jakże błogi stan minął po przerwie świątecznej. Po powrocie do szkoły w styczniu powróciłem znowu do stanów z przed wizyty. Leki już tak nie działały, musiałbym przyjąć większą dawkę czego także nie chciałem czynić. Szybki kontakt z psychiatrą i wizyta następnego dnia. Doktor nie był zbytnio zaskoczony nawrotem i uświadomił mi, że to normalka przepisał inne mocniejsze leki *efectin*. Czułem się po nich lekko ospały, ale przyjmowałem zaleconą dawkę. Jednak leki nic tu nie zmieniły, dalej czułem się tak samo. Ścisk w gardle, wymioty biegunka, bezdech na przemian z zalewającym gorącem. Ucieczki ze szkoły i nieobecność zaowocowały następnymi problemami w szkole. Miałem tego serdecznie dość. Jakoś dotrwałem do ferii zimowych. Lecz po feriach przyszedł najgorszy moment w moim życiu. Lęk doprowadził do tego, że rzuciłem szkołę i zostałem ze świadectwem ukończenia gimnazjum w rękach... Szkoła próbowała mi oferować nauczanie indywidualne, ale stanowczo to odrzuciłem. Wiadomo rodzice załamani sytuacja w domu nie najlepsza. Postanowiłem wyciszyć się w domu i zdecydować się na psychoterapię. Wizyta raz w tygodniu u psychiatry i zwiększona dawka leków jakoś postawiła mnie na nogi. Powróciły spotkania z kumplami. Kolejny okres przebiegał w miarę spokojnie. Miałem dużo wolnego czasu na przemyślenia, zdecydowałem się na zapisanie się do zaocznego liceum we wrześniu. Pozostały czas chciałem przeznaczyć na leczenie. Mijały tygodnie było w porządku lecz ciągle nie tak jak sobie to wyobrażałem. I znowu przyszedł moment załamania wszystko powróciło. Byłem taki zirytowany faktem, że ciągle to powraca, że zaprzestałem sesji u psychiatry. Pomyślałem w tedy dość wyrzucania kasy w błoto ( bo w końcu 100zł tygodniowo to nie mało w dodatku głupio było mi ssać ciągle kasę od rodziców mimo, że powtarzali mi, żebym się tym nie martwił). Zerwałem kontakt z doktorem i pomyślałem, że spróbuje u kogoś innego może na kasę chorych. Na dzień dzisiejszy wiem, że była to zła decyzja. Widząc, że nic mi nie pomaga zacząłem uciekać w stronę alkoholu, który działał jak marznie. Zdarzyło się parę sytuacji, że do domu zostawałem dostarczony nieprzytomny. Koledzy mówili znowu pijesz. Zatraciłem kompletnie granice. Dotarło mi to tego pustego łba, że tak nie może być po pewnym zdarzeniu w ubiegłym tygodniu. Zakręciłem się w nieodpowiednim towarzystwie, alkohol już nie działał jak na początku więc musiałem znaleźć jakąś alternatywę. Chyba nie muszę pisać co było alternatywą. Miałem szczęście, że skończyło się jak skończyło. Teraz jest dalej źle rozważam wizytę u kolejnego psychiatry lub proponowane wcześniej leczenie stacjonarne. Mam nadzieję, że kiedyś wyjdę z tego bagna. Współczuję tym co siedzą w tym już ponad 10 lat nie wiem jakbym to zniósł. Pozdrawiam na pewno będę tu zaglądał.
Odnośnik do komentarza
Hej bezsilny, wydaje mi się, że jesteśmy chyba w podobnym wieku? Ja pewien dyskompfort w niektórych sytuacjach, zaczęłam odczuwać w 5 klasie szkoły podstawowej. Było wtedy różnie, raz mogłam np. wystąpić na apelu, raz nie dawałam rady. Pamiętam, że najbardziej bałam się recytowania wierszy przed cała klasą, a w podstawówce i potem w szkole gimnazjalnej było tego typu lekcji bardzo dużo. Pamiętam jak zawsze próbowałam się od tego wykręcić, ale w końcu robiłam to, wychodziłam na środek, potem siadałam z piątką. Ale nogi miałam jak z waty i często zarwany głos, który próbowałam ukryć, żeby nikt nie zauważył. Do tej pory nie wiem, czy nauczyciele tego nie widzieli, czy może nie chcieli widzieć, albo po prostu byłam tak idealną aktorką, że wszystko idealnie kamuflowałam. Tak sobie teraz siedzę i przypominam tamten czas i powiem szczerze, że nie wiem, nie mam pojęcia dlaczego akurat od tamtego czasu tak się ze mną jakoś dziwnie porobiło. Miałam fajne dzieciństwo, mam fajną rodzinę, wszyscy mnie zawsze rozpieszczali i kochali:) I teraz nie wiem, dlaczego tak bardzo moje życie się zmieniło, dlaczego mam od tamtego czasu w głowie ten beznadziejny lęk... teraz jestem w liceum, kończę niedługo drugą klasę, a ten lęk w ostatnich tygodniach nasilił się jak nigdy. Nigdy nie miałam z tym aż takiego problemu jak teraz, kiedyś po prostu unikałam pewnych sytuacji, np. nie dałabym rady wystąpić na apelu. I było ok. Po prostu nie wychylałam się zbytnio ponad ludzi. Jestem spokojną osobą i nie przeszkadzało mi to zbytnio. Teraz coś we mnie nagle zgasło, trudno jest mi się rano zebrać i iść do szkoły. Świat jest jakiś taki szary, bez kolorów. Kurcze, a jednak chce się uczyć, zawsze chciałam, strasznie się boję, że ten lęk nie pozwoli mi dalej iść. Gdybym miała zrezygnować ze szkoły to załamałabym się, nie wytrzymałabym tego, wtedy na pewno bym nie stanęłabym na nogi, bo nigdy bym sobie tego nie darowała. Ostatnio bardzo dużo myślę, nie mam pojęcia co będzie dalej...
Odnośnik do komentarza
Gość bezsilny
Witaj Julio. Tak chyba jesteśmy rówieśnikami. Sytuacje, które wymieniłaś są prawie identyczne jak te, które w przeszłości przeżywałem. Kiedy przypomnę sobie chwile, w których lęk mną nie rządził od razu narzuca mi się pytanie. Czy kiedykolwiek tak jeszcze będzie? Czy wyjdę z tego bagna? Czy wreszcie zdobędę wykształcenie, o którym marzyłem? Jedyne co mogę ci doradzić (choć nie wiem czy powinienem bo na razie zaliczam same porażki) to udaj się do specjalisty. Nie wstydź się tego bo to na prawdę zwykły lekarz. Ja niestety byłem głupi, bo gdybym w początkowej fazie zdecydował się na terapie teraz nie musiałbym tego wszystkiego znosić. Teraz widzę jak szybko się w to zagłębiłem chwila nieuwagi i całe życie się przekręciło. Także nie zastanawiaj się zbyt długo i szukaj pomocy u innych nie zamykaj się w sobie, bo nikt sobie sam nigdy nie poradzi.
Odnośnik do komentarza
Bezsilny, tak, jestem już umówiona na przyszły tydzień na wizytę. Dużo o tym czytam i stwierdziłam, że nie ma na co dłużej czekać. U Ciebie zaczęło się w dużo wcześniejszym wieku, u mnie później, ale to niczego nie przesądza, masz bardzo duże szansę, żeby wyjść z tego, pamiętaj. Byłeś w młodszym wieku kiedy na poważnie zaczęło Cię to atakować, więc może nie mogłeś tego zbytnio zrozumieć, dlatego nie zareagowałeś. Teraz widzę, że patrzysz na to zupełnie inaczej, i masz rację, że to nie jest żaden wstyd, bo trzeba się z tego jakoś wygrzebać. Musisz wziąć się za siebie, ja też muszę. Chciałabym zdać maturę i pójść na studia, to jest moje ogromne marzenie. I Ty też musisz opierać się na swoich marzeniach, żeby wybudować sobie jakiś cel.
Odnośnik do komentarza
Witaj Bezsilny. Na poczatek podpowiadam Ci przyjrzenie się historii człowieka, ktory wyszedł z nerwicy lekowej:moja-nerwica.republika.pl ( przyjrzyj sie tez jego wypowiedziom pod tematem *Wyzdrowiec* na pasku, u góry jego opowiesci. Zapraszam Cie równiez na watek *Z nerwicy sie wychodzi*, na którym zamieszczam wynalezione na forach wypowiedzi osób, które wyszły lub wychodza z nerwicy oraz różne fajne materiały, które moga byc w tym pomocne. Oczywiscie doradzam psychoterapie, (tylko dobrze wybierz terapeute), gdyż to skraca czas wyjscia z nerwicy, a u Ciebie sprawa jest troche zadawniona.Ja dzis wiem, ze nerwica jest takim rodzajem kanału jak nałóg, dlatego praca nad soba, nad zmiana swoich *chorych *wzorców zyciowych, przekonan nam nie służacych musi troche potrwać. Poniewaz mnie w pracy nad lekami ogromnie pomogło praktykowanie medytacji( która pozwala stworzyć taka wewnetrzna przestrzeń, co jest wazne, bo lek nas spina), dlatego jesli masz dostęp do jakiejś *szkoły* praktykowania medytacji np.TRANSCENDENTALNEJ lub UWAZNOŚCI, to poszukaj sobie i sprawdx czy sie w tm odnajdziesz. Jest taka metoda 1000 kroków, o której znajdziesz informacje w internecie orac na forum *commed*. Żeby wyjśc z nerwicy , która jest rodzajem takich ruchomych piasków, bagna( nic pewnego pod stopami, zadnego stałego , twardego gruntu) trzeba miec cos , co bedzie niczym rusztowanie, o które mozna sie wesprzec, które wytycza nam szlak, kierunek. Ja miałam joge, medytacje i ksiązki na temat pozytywnego myslenia orac nerwicy.Na moim watku *Lęk jest naszym przyjacielem* na tym forum i na *commedzie* zamiesciłam również sporo informacji , jak sobie radzic z lękiem i z innymi objawami nerwicy.Pozdrawiam i zycze owocnej pracy nad soba.
Odnośnik do komentarza
Gość bezsilny
Witam wszystkich. Dziękuję Pani Jadwigo za wsparcie. Przeczytałem ten artykuł (moja-nerwica.republika.pl) i jestem na prawdę pod wrażeniem. Jednak mój przypadek różni się od tego opisanego. Mam pełen podziw do, małżonki pana z artykułu, że to znosiła jak i do samego autora. Widzę, że sam jestem już ciężarem dla swojej rodziny, najgorzej martwi mnie to, że większość przypadków jakich czytam ma poukładane życie. Żona, dzieci dobra praca. Ja niestety nie mam nic w końcu mam dopiero 18 lat i trudno mi będzie się ustatkować stojąc po uszy w tym bagnie. Szczerze mówiąc nawet nie zastanawiam się co chciałbym robić w przyszłości. Ciągle przytłaczające myśli, że nigdy nie dam opanować lęku i na zawsze pozostanę w domu,a przecież tego nie chcę. Od dziecka marzyłem o dostaniu się do armii i o wyjeździe na misję. Niestety w tym momencie nawet nie ma co o tym mówić bo przecież w wojsku cieniasów nie potrzebują. Nie mam pojęcia co z sobą zrobić. Chodzę jakiś zakręcony i zamyślony. Ostatni tydzień prawie cały przespałem. Dzień wygląda następująco. Przebudzenie w godzinach 14 brak chęci do wstania z łóżka. Ok 15 jakoś się podnoszę obiad,tabletka, komputer, papieros (przez 18 lat nie miałem fajki w ustach. W ubiegłym tygodniu zacząłem kopcić) czasem samotny nocny spacer, komputer do późnej nocy i ponownie łóżko. Więc nie za ciekawie. Gdy widzę dawnych kolegów, często młodszych, którym jeszcze parę chwil temu rodzice nakazywali wracać do domu przed 22, wyjeżdżających na dyskotekę (choć nie jestem zwolennikiem takiej muzyki i tego typu imprez)po prostu im zazdroszczę i jeszcze bardziej się dołuję. Zobaczymy jak będzie jutro mam nadzieję, że w końcu choć trochę lepiej. Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
No cóż.Nie jest to fajne życie.Nie takie,jakie chciałbyś prowadzić.Znam ten styl.Sama tak żyłam jeszcze do niedawna.To jest jak nałóg i jak widzisz nadal zdarza mi się siedzieć do późna:)Musisz zmusić się (i swój organizm) do zmiany trybu życia.Długie siedzenie w nocy,brak snu w odpowiednich godzinach powodują nasilenie objawów i wpędzają w jeszcze większy dołek.Sama to przeżywałam. Twój przypadek jest rzeczywiście trudny,bo choroba rozkręciła się bardzo wcześnie.Przyznam,że będąc w twoim wieku,nie wiedziałam jeszcze, co to nerwica.Ale w te chwili to już nie ma znaczenia.Musisz poszukać pomocy.U lekarza,terapeuty.Może pomyśl o jakiejś szkole.Warto też poszerzyć swoją wiedzę o chorobie,jak doradza pani Jadwiga.To pomaga chociażby w zracjonalizowaniu swoich lęków,w odkryciu tego,co tak naprawdę stoi za twoim lękiem.A przyczyna jest zawsze.Nawet kiedy wydaje ci się,że lęk jest totalnie irracjonalny i ogólnie nie wiesz dlaczego akurat dziś sie pojawił.Ja żyję z nerwicą 7 lat.Przerabiałam wielkie wzloty i fatalne upadki,po których niekiedy nie miałam siły się podnieść.Ale cały czas próbuję.Szukam sposobu.Ty też musisz próbować.Codziennie.Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×