Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

Droga pani krysiu. Prosze aby po pierwsze nie poddawala sie pani tej wstretnej chorobie, po drugie do lekarza/koniecznie/, jezeli jest jakas grupa wsparcia w poblizu to koniecznie sie dolaczyc. Mozna tam pogadac do woli z ludzmi takimi jak my. Prosze nie popelmiac mojego bledu i nie zamykac sie w domu-sama ze swoimi strachami. Jestesmy wrazliwsi niz inni i dlatego nas TO dopada. Kontakt z psychologiem /staly/ pomoze zrozumiec sama siebie, nauczy jak zyc z lękami, niemoznoscia zrobienia czegokolwiek. Poza tym czasami jezdze do szpitala / srednio 1 raz w roku/ do Zlotoryi. To naprawde nic uwlaczajacego leczyc sie u psychiatry. Glowa do gory. Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Tez jestem z Dolnego Slaska. Mieszkam w Głogowie.Macie pozdrowionka od mojej bliskiej kolezanki Joli z ktora poznalysmy sie kilka lat temu na terapii w Zlotoryi. Rozumiemy sie bardzo dobrze. Ona pochodzi z Lubina (dolnoslaskie). Wczoraj przyjechala do mnie, pogadalysmy. Z osobami *z poza choroby* tego nie da sie zrobic (nie zrozumieja). Jak minela noc kochane nerwuski?
Odnośnik do komentarza
Do pani Krysi i do Wioli. Kochane, tak czytam, co piszecie i wiem doskonale, jak się czujecie. Wspólczuję Wam z całego serca, bo doświadczam tego, co Wy, sama codziennie walczę, przeżywam całą gamę nastrojów, mam lepsze i gorsze dni. Jedno, co nas różni, to że Wy - kochane- przestajecie walczyć z własnej woli.PODDAJECIE SIĘ! Moje zdanie jest takie, że nawet najcudowniejsze leki i lekarze nam nie pomogą , jeśli sami nie weźmiemy się w garść. Nie możemy się tak łatwo poddawać! Nie możemy zamknąć się w domu! Kochane, skoro macie siłę szukać lekarzy, robić badania, iść po nowe leki do apteki, to macie siłę także wyjść do sklepu, pojechać gdzieś samochodem czy autobusem, odwiedzić znajomych. Musicie się przełamać! Nerwica to nie jest inwalidztwo! Musimy docenić to, że możemy poruszać się o własnych siłach. Nie dawajcie tak łatwo za wygraną! Trzeba się przemóc! Nie wiem, czy dokładnie czytałyście nasze posty, ale my już dawno piszemy, że leki nie są najlepszym rozwiązaniem. Nie sądzę, żebyście były słabsze psychicznie od Dafne, Reni,ewy31, mnie. Zobaczcie, ile optymizmu potrafią z siebie wykrzesać dziewczyny, ile w nich dobrej woli, jeśli nawet z tym optymizmem przesadziłam:)Mnie też czasem brakuje już sił, ale tylko i wyłącznie sama potrfię pomóc sobie najlepiej. Inne osoby (rodzina, lekarze), mogą być tylko *dopełnieniem*, wsparciem. Ale przecież nie mogą stać koło mnie bez przerwy i mnie pocieszać, prawda? Jesteśmy już dawno dorosłe. Dlatego same musicie wypracować własne metody radzenia sobie z tym cholerstwem - jak to zwykłyśmy nazywać:)- jak Dafne. No właśnie- DAFNE, witamy na forum. Gratuluję, że się nie poddajesz. Zmagam się z życiem tak samo jak Ty. Nie jest łatwo. Też jestem nadwrażliwa, też doszłam do tych samych wniosków: przeżyłam już tyle stresujących momentów: studia, egzaminy, prawo jazdy, urodzenie dziecka, podjęcie, a potem kilkakrotne zmiany pracy... Bez końca mogę wymieniać. Dla mnie nawet własny ślub czy pójście dziecka do przedszkola było źrodłem ogromnego stresu... A teraz, kiedy osiągnęłam, w miarę przynajmniej, stabilizację życiową, do bagażu doświadczeń dołączyła sobie pani nerwica... Niechciany, znienawidzony gość. W dodatku mam taki idiotyczny charakter, że wiem doskonale, że do końca życia niepotrzebnie będę się wszystkim zamartwiać. Czyżby więc nerwica mnie już nie opuściła? Wiem jedno - nawet jeśli nie pójdzie sobie precz, to ja naucze sobie z nią radzić najlepiej jak potrafię. Chcę żyć i nie pozwolę, żeby zrobiła za mnie wrak człowieka. To ja zdobędę nad nią władzę. Dlatego podoba mi się , jak ktoś pisze takie rzeczy jak Dafne, Renia, ewa. W 2 klasie szkoły podstawowej (a było to wieki temu:) moja pani napisała mi wiersz Staffa. Do dziś go pamiętam i zacytuję Wam fragment :*Kochać i tracić, pragnąć i żałować, PADAĆ BOLEŚNIE I ZNÓW SIĘ PODNOSIĆ...*. No więc kochane: skoro już padniemy, to starajmy się znów podnieść! Pa!
Odnośnik do komentarza
Witam Was Nerwuski !Dawno nie zaglądałam tutaj ,lae myślami jestem często z Wami przeczytałam bieżące posty i widzę ,że pojawiły się Nowe Nerwuski(niestety),ale dobrze ,ze szukamy kontaktu z opsobami o podobnych problemach.Dharma przykra sprawa z tym kolegą ,ale mnie juz nie jest w stanie wiele zdziwić.Niestety tez juz kilka razy przejechałam się na osobach ,których uważałam za swoich niemalże przyjaciół.Dobrze jest jak jest ok.,ale to właśnie zazwyczaj w potrzbie okazywało sie ,ze trudno na nich polegać.Wiecie co w nosie mam takich przyjaciół i kolegów ,którzy tylko przy imprezowej wódce uwważają cię za przyjaciela i tylko wtedy deklarują swoją pomoc w razie czego.Mam rodzinę,męża i choć nie ukrywam ,że brak mi bratniej duszy i przyjaciela to nie zamierzam szukać na siłę.Dafne czytam Twój post i myśle ,że czytam o sobie poza tym zgadzam się z Tobą w zupełności ze wszystkim to my WRAŻLIWCY chorujemy na tę chorobę .Ja też jestem takim wrażliwcem wszystkim imwszystkimi się przejmuję ,żal mi ludzi,nawet tych których nia znam ,a na ile mogę staram się pomóc.Ja też miałam ojca alkoholika i to jemu dziś *dziękuję *za to dziadostwo ,które nie daje mi żyć radośnie.Dziś widzę starszego,schorowanego człowieka,który nic dobrego w swoim życiu nie zrobił,a który liczy dziś na mnie no i...ja jestem na każde wezwanie.Pierwsze lata mojego małżeństwa też były dalekie od ideału ,mój mąż nadal żył życiem synalka mamusi ,a mamusia co chciała to mi powiedziała i jak chciała tak się zachowała.Długo nie rozumieliśmy się ,zaczął dopiero mnie zauważać kiedy pierwszy raz pojawiła sie u mnie od wielu lat ciężka nerwica.Wtedy jakby trochę sie otrząsnął i na szczęście zrozumiał swój błąd.Od paru dni piję krople DR.Bacha trudno na razie mówić o jakiejś zmianie ,ale czy któraś z Was brała może je?Muszę teraz kończyć ,pozdrawiam Was wszystkie bardzo mocnoPA!!!!!!!!!
Odnośnik do komentarza
Witam w sobotni dzionek:) Jak minela nocka?:) Ja wczoraj znowu na rowerku bylam i dzis pewnie jak skoncze sprzatanie zalicze jeszcze jakis spacerek, bo nie mam ochoty siedziec i sie nudzic:). Od poniedzialku wracam po urlopiku do pracy wiec o nudzie raczej nie bedzie mowy:), a i o postanowieniu (godzinka ruchu dziennie) nie wolno zapominac:).A propos , czy ktos ma doswiadczenie z treningiem autogennym?:) Jesli tak to prosze o jakies informacje- z gory dziekuje:). A i udam sie do psychoterapeuty, coby troszke zasiegnac jezyka,bo ta *lokatorka*-nerwica troszke miesza w znalezieniu faceta:):). Podstepna bestia!!:) Atrakcyjna kobieta jestem -przynajmniej tak sie czuje:) i zeby wycofywac sie ze znajomosci, bo czlowiek boi sie co bedzie kiedy pojawi sie lęk??:) By cie jasny guzik, co za wariactwo?:):):) Pozdrawiam wszystkich starych i nowych *nerwuskow*. Szkoda ze nas tak duzo, chociaz w jednosci sila!!! Trzymajcie sie!!Zajrze wieczorkiem:) buziaki:):):)
Odnośnik do komentarza
Do Minia ja podobnie jak Pani boje sie zejść na dol do sklepu,potworny lek panika a jak zostaję sama w domu to wpadam w panike ze niczego nie zdażę zrobic i umre w tym czasie jak nikogo nie bedzie przy mnie.Sama sie nakrecam i nie wiem czemu tak jest, kiedys zebym ja siedziala w domu to było cos nienormalnego teraz na odwrót.ale tak naprawde mam juz tego dosc ,chciałabym wyjsc do sklepu , w spokoju zrobic zakupy a ja odrazu wpadam w panike kiedy jest troche ludzi.Co tu robic jak przełamać ten strach?pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
witam.ja tez widze-czytajac Wasze opisy-ze zaliczam sie do tych*szczesliwcow* posiadajacych te paskudna chorobe,jaka jest nerwica.nienawidze tej choroby,bo nie pozwala mi normalnie zyc.mam dokladnie raz bardziej,raz mniej nasilajace sie dolegliwosci i nie wiem kiedy sie to skonczy.staram sie myslec pozytywnie i walcze z nia myslac pozytywnie,ale to momentami jest silniejsze i choroba wygrywa.sledze czesto wypowiedzi w necie,czytam ksiazki medyczne i nic...sama wychowuje dziecko i musze byc twarda,a ta choroba robi ze mnie wraka czlowieka.
Odnośnik do komentarza
Droga Pani Krystyno. Właśnie przeczytałam , że korzystała Pani z terapii w Złotoryi. Ja właśnie mieszkam w tej miejscowości i tutaj leczę się u psychiatry. A wiadomo do czego głównie ogranicza się wizyta u psychiatry - do wypisania recepty i kilku porad. Bardzo chciałabym skorzystać z jakiejś terapii, porad psychologa, ale nie bardzo mogę. Po pierwsze dlatego, że pracuję codziennie do 16-tej a po tej godzinie to już nie mam na co liczyć. Z pracy wyrwać się nie mogę , a na wizyty i terapie prywatne mnie po prostu nie stać. Czy mogłaby mi Pani napisać w jakich godzinach te terapie się odbywały i jak często? Czy były to spotkania indywidualne, czy w grupie? Szczerze mówiąc to bardzo brakuje mi takiej osobistewj rozmowy z kimś kto przechodzi przez to samo co ja. Nie znam osób chorych na nerwicę lękową w mojej miejscowości , ani w najbliższych okolicach, a bardzo chciałabym się z kimś takim spotkać, pogadać przy kawie o tej chorobie, o sposobach radzenia sobie z nią. Zawsze to człowiek się jakoś lepiej czuje jak wie, że jest ktoś z kim w każdej chwili może pogadać, wyżalić mu się,poradzić , kto zrozumie co nas boli, kto pomoże , bo sam przez to przechodzi. A tak apropos czy jest może ktoś ze Złotoryi lub okolic, kto chciałby się spotkać, pogadać? Jeżeli tak to dajcie znać( mój e-mail: empusa@poczta.onet.pl). Ja czasami próbuję rozmawiać z moimi bliskimi, poradzić się ich w mojej chorobie. Ale mimo, iż się starają, to da się zauważyć brak zrozumienia z ich strony. Wcale im się nie dziwię . Dla nich irracjonalny lęk jest jakimś absurdem, jakąś dziwną anomalią...zresztą WY obecne na tym forum doskonale wiecie jakie przeróżne dolegliwości , odczucia, myśli wtedy człowiek miewa, wtedy gdy choroba daje o sobie znać. Właśnie dlatego chciałabym spotkać się z kims kto przez to przechodzi, bo tylko taka osoba na prawdę zrozumie... Także odezwijcie sie do mnie!!! A tak poza tym, czy wy też potraficie obudzić się w środku nocy przerażone? Czasami ten przeklety lęk nawet w snach daje o sobie znać . Np. dziś w nocy takie głupstwa mi się śniły , że jak się obudziłam z walącym sercem to nie wiedziałam co się ze mną dzieje. W pierwszym momencie wydawało mi się , że będę umierać , ale chyba tylko ze strachu . Bo nic poza lękiem i walącym serduchem mi nie dolegało. Usiadłam sobie na łóżku i tłumaczę sobie: *To tylko te twoje głupiue strachy... nie daj im się. Nic cię nie boli wię chyba jaszcze nie umierasz... A serducho wali, bo miałaś jakiś koszmar. Zreszta wszyscy ludzie je miewają węic nie ma się co martwić ... * Położyłam się i jakoś zasnęłam . Ale juz do rana sen był jakiś niespokojny. Często się budziłam . Ale poradziłam sobie w tym najgorszym momencie. A wiecie co było w tym wszystkim najgorsze?... To, że byłam tej nocy w domu zupełnie sama...Już ten fakt sam w sobie jest dla mnie przerażający. Ale zdaję sobie sprawę z tego, że nikt nie będzie mnie przecież niańczył. Jestem dorosłą osobą i muszę sobie jakoś radzić. A nerwica to mój osobisty problem , nie mogę zadręczać stale moich bliskich. Muszę w końcu sama nauczyć się z tym draństwem sobie radzić... Pytanie tylko...jak tu radzić sobie w środku nocy, gdy budzisz się przerażona i jeszcze na dodatek jesteś zupełnie sama...? Ale ja się staram . Włączam sobie wtedy telewizor, albo robię herbatkę z melisy... i to z reguły pomaga. Staram sie myśleć o czymś innym, a jak to nie pomaga to siadam sobie do komputera i coś tam klikam na necie, żeby tylko odwrócić uwagę od tego co mnie obudziło, żeby o tym zapomnieć. W najgorszym przypadku biorę coś na uspokojenie. No, ale sporadycznie na jakąś benzodiazepinkę można sobie pozwolić. Zresztą dziewczyny wiecie ,że już to forum dużo mi daje. Chyba będę je traktować jak jakiegoś swojego osobistego spowiednika dolegliwości nerwowych . Jezeli nie mam z kim o tym pogadać , to chociaż napiszę i poczytam. Aha bardzo spodobało mi sie to co napisała Dora: *Kochać i tracić , pragnąć i żałować, PADAĆ BOLEŚNIE I ZNÓW SIĘ PODNOSIĆ*. Bardzo cenie sobie takie *złote myśli* i w najgorszych momentach mojego życia je sobie powtarzam...Coś przecież w tytm musi być...
Odnośnik do komentarza
zauwazylam,ze objawy leku,oslabienie,zawroty glowy pojawiaja sie u mnie nie tylko wtedy,kiedy ide sama ulica,ale rowniez w momentach ,kiedy jade samochodem(oczywiscie nie ja go wtedy prowadze,bo ostatnio juz boje sie siadac za kierownica)z moim chlopakiem.a przeciez nie powinnam sie bac w tym momencie,bo nie siedze sama w tym samochodzie...To samo odczuwam tez,kiedy jade sama autobusem,metrem....ogolnie w czasie jazdy,nie tylko spaceru.Czy ktos ma dokladnie to samo?to jest okropne odczucie,jak to pokonac???samo wmawianie sobie ze jest wszystko ok to za malo,nie pomaga,choc bardzo staram sie.odstawilam juz dawno temu leki,bo raz,ze malo pomagaly,a dwa,boje sie uzaleznienia.staram sie jak moge,duzo relaksowac,dobrze odzywiac,myslec optymistycznie,ale to na nic....Czy ktos zna dobrego terapeute na terenie Londynu,ktory duzo pomogl w tego typu dolegliwosciach?...Obecnie tutaj mieszkam, a do Polski nie moge zbyt czesto latac samolotem,(w ktorym kazdorazowo jak lece,przezywam horror),aby sie tam leczyc....pozdrawiam wszystkich ...odpiszcie prosze...
Odnośnik do komentarza
Renka. Ja przyznam szczerze, że nie wiem czy potrafiłabym dzis pomóc mojemu ojcu , gdyby tego potrzebował. Póki co to go po prostu nie nawidzę . Nie nawidzę go za to, że takie okropne dzieciństwo mi zgotował, że zrujnował mi życie. Gdy przypadkiem zdarzy mi się gdzieś go spotkać to ciśnienie idzie w góre na maxa , a tętno dwa razy tyle. Nie wiem , może to kwestia czasu. Ja mojego ojca nie widuję juz od ok. 10 lat. I jak do tej pory nie potrafię zapomnieć tego całego zła które mi i mojej mamie wyrządził( jestem jedynaczką , więc może i to jest nie bez znaczenia). Są dni gdy chciałabym mieć ojca. Ale takiego z prawdziwego zdarzenia , a nie tego którego miałam. Napisałabym Ci jaki to człowiek , ale płakać mi się chce , gdy przypomnę sobie czasy z nim związane. To po prostu koszmar. Ja mu chyba tego wszystkiego nigdy nie wybaczę .Renka nie wiem jak Ty wybaczyłaś swojemu ojcu. Ja nie potrafię . Ale może to i dlatego, że on nawet nie stara się o najmniejszy kontakt ze mną , on traktuje mnie jak powietrze, gdy go widuję. Więc moja sytuacja na pewno o wiele bardziej różni się od Twojej. Może to się zmieni, ale póki co to nie sądzę...
Odnośnik do komentarza
Droga Dafne !ja nigdy mojemu ojcu nie wybaczyłam i raczej nie wchodzi to w rachubę ,kiedy był młody pił ile wlezie ,rządził jak chciał ,ja byłam jego szczególnym obiektem nienawiści bo moja siostra miała spokój, a ja byłam tym kozłem ofiarnym na którym zawsze można się wyżyć.Do dziś nie rozumiem skąd to sie wzięło ,ale moze dklatego ,że na drugie dziecko czekał na syna a nie na drugą dziewczynę .Tak jakbym była temu winna!Moja mama nie była na tyle silna ,żeby odejść, a myśmy znosiły domowe cyrki.Tak naprawdę nerwica jest ze mną od dzieciństwa ,teraz tylko odzywa się z różnym nasileniem .Pytałam ostatnio mojej psychoterapeutki czy to już zawsze będzie ze mną i raz jej nie będzie ,żeby za chwilę znów się pojawić.Pocieszyła mnie ,że można wyjść z tego raz na zawsze ,ale trzeba czasu i cierpliwości (której czasami niestety mi brak)samozaparcia i działania.Jeśli chodzi jeszcze o mojego ojca ,tak naprawdę nie pomagam jemu ,ale mojej mamie ,która stała się niewolnicą schorowanego tyrana .Mam jej często żal za to,że nie odeszła ,ze nie dała nam tego spokoju ,którego tak bardzo potrzebowałyśmy,gdy mojego ojca nie był raz w domu 2 miesiące bo wyniósł się do swojej mamy ,to były moje najpiękniejsze 2 miesiące mojego młodzieńczego życia.Idę kąpać moje dzieci ,bo zsiedziałysmy sie trochę a juz tak póżno .Pozdrawiam Cię gorąco ,życzę bardzo spokojnej nocki i do następnego klikania!!!!!!!!
Odnośnik do komentarza
Witam:) Do Mini- cwiczenia znalazlam w ksiazce: Zycie wolne od lęku. Napiecie psychiczne jest rowniez kumulowane w miesniach- stad ruch jest zbawienny, a cwiczenia: 1. ziewanie kilka razy od ucha do ucha( ale tak aby nie nadwichnac zuchwy:)), 2. udawac przez jakis czas ze sie cos zuje- ale przesadnie zuc.3.stroic miny przed lustrem wykrzywiajac twarz na rozne sposoby.4. czubkami palcow wykonywac okrezne ruchy i masowac z obu stron miesnie zuchwy.5.rozluznianie napiecia w okolicy karku: skrety glowa raz w prawo raz w lewo-rozpoczac od 20 obrotow a potem zwiekszac az do 50. 6. wykonywac ramionami okrezne ruchy najpierw do przodu a potem w tyl (i znowu od 20 stopniowo dojsc do 50, a kiedys do 200.7 rozluznienie napiec w okolicy miednicy: zacisac i rozluzniac miesnie odbytnicy oraz posladkow-znowu od 20 stopniowo do 50.I oddychanie antylekowe: polozyc sie plasko na lozku lub siedzac w fotelu wciagamy powoli powietrze nosem a wydychamy powoli ustami-usta w ksztalcie litery u-wydmuchujemy powietrze tak jakbysmy zdmuchiwali swiece.Powtarzamy 20 razy. To te najwazniejsze!:) Prosze probowac!! Z pewnoscia pomoze, choc napewno nie od razu- trzeba cierpliwosci i wytrwalosci!!! Tylko tak mozna powolnymi kroczkami pokonoac chorobe:)Ja rowniez nie pijam kawy ( jesli juz to tylko capucino z magnezem)i unikam alkoholu- zreszta za nim nie przepadam:).No i ruch, ruch i jeszcze raz ruch:), chociaz dostrzegam rowniez ze przeforsowywanie sie tez nie jest wskazane. Jesli czuje sie zmeczona- odpoczywam:)-ale to juz chyba zalezy od predyspozycji organizmu:). To tyle na razie:). Mam nadzieje, ze troszke pomoglam. Poki co czekam nadal na doswiadczenia z treningiem autogennym i ewentualnie polecenie dobrego psychoterapeuty w krakowie:). pozdrawiam wszystkich cieplo. Trzymajmy sie!!!:) Zajrze wieczorkiem. Buziaczki:)
Odnośnik do komentarza
Pogoda piękna, wietrzyk rusza liśćmi drzew, cicho i spokojnie - za spokojnie. Dzieci dorosły, odeszły, mieszkają daleko i mają już swoje życie. Wnuków nie ma. Totalna pustka. Poszłabym przed siebie, ale wyjście za próg jest gorsze niż skok w kipiel wodną. Właśnie tak czuję się przekraczając próg mieszkania- jakbym skakała do głębokiej, niebezpiecznej wody. Poza tym na samą myśl, że mam gdzieś iść oblewa mnie zimny pot. Nie jest tak zawsze. To są takie paskudne okresy. Później to mija. Pracować nie daje. Jest mi niekiedy tak źle, że zastanawiam się nad sensem życia. Jedną próbę już mam za sobą- niestety nieudaną. Moja znajoma mówi, że organizm ludzki to taki *ruski bank*. Zbiera, zbiera, ale jak wypłaci to klękajcie narody. Depresja dopadła mnie podstępnie, znienacka. Nie ma na nią rady. Jestem po 17 kuracjach w szpitalu psychiatrycznym. Wałęsa jeździł do Rzymu *ładować akumulatory*, a ja do Złotoryji. Od 3 września wracam na zajęcia do grupy wsparcia. Jednak o odstawieniu leków nie mam co marzyć- nie dam rady. Próbowałam . Za długo to wszystko już trwa. Pozdrawiam serdecznie wszystkie panie. Przepraszam, że tak minorowo, ale tak się dzisiaj po prostu czuję.
Odnośnik do komentarza
witam nerwuski:) jestem tu pierwszy raz jako korespondująca, czytałam was kilkakrotnie. w sumie to miłe że nie jestem sama z tym problemem, który tak bardzo organizuje życie:( Również staram się widzieć pozytywną stronę życia, ale rozumiem tych wszystkich, którzy czasem nie mają ochoty wstać z lóżka. Ja zmagam się z choróbskiem już 3 lata, z różnym skutkiem. Na szczęście mam bardzo wyrozumiałego męża, który dostał podczas mojej choroby taką szkołę życia, że nie każdy byłby w stanie to znieść. To prawda, że ci najbardziej wrażliwi najczęściej zapadają na n. Staram uczyć się dystansu do świata, samej siebie, ale idzie mi to dość opornie. Staram się nawet dostrzegać dobre strony tego stanu rzeczy: częściej mówię o tym co czuję, a nie co myślę. To cenna umiejętność. Nauczyłam się również przyzwalać sobie czuć się gorzej i szczerze mówiąc: brak oporu jest niezłym sposobem, by przetrwać złe chwile. Choć dziś PADAM BOLESNIE to wiem, że jutro znów się podniosę:) Dzięki, że jesteście
Odnośnik do komentarza
Cześć! Widzę Kochane, że mój (tzn. Staffa) cytat przypadł Wam do gustu:) No, cieszę się. A ja od wczorajszego popołudnia właściwie tylko padam boleśnie... Moze jutro się podniosę:) Moje dziecko przebiło sobie nogę gwoździem... Nie, nie na wylot, ale i tak brzmi dramatycznie. U lekarza nie byłiśmy, przykładam i dezynfekuję sama, czym się da. Ale chodzić na tę nogę nie może, co chyba zrozumiałe. Dobrze, że chociaż już go tak dziś nie boli i samopoczucie ma całkiem, całkiem. Myślę, że się *wyliże*, natomiast na nerwach mamuśki to z pewnością się odbije. Już nie czuję się zbyt fajnie. Nadmiar stresu. W dodatku jutro mamy spotkanie pierwszaków w szkole... Wygląda, że pójdę sama, bo z kuśtykającym dzieckiem, to nie bardzo... Może jakieś doświadczone mamuśki doradzą, coś dobrego na przebicie nogi gwoździem? Ja przykładam rivanolem i smaruję detromycyną. A może zastosować oxycort? Nie puchnie i nie ropieje w każdym razie. No dobra, kończę , może jeszcze tu zawitam dzisiaj. A gdzie to *stare* forumowiczki się dziś szwendają? Dobrze, że nowe (pozdrawiam) dopisują. Miłego wieczorku życzę wszystkim, ćwiczcie, trenujcie, nie lękajcie się... Pa!
Odnośnik do komentarza
Do Krystyny-pani Krysiu ze mne jest tak samo ,przrkroczenie progu jest straszne ,własnie dzisiaj tak było zanim wyszłam z domu.Kilka razy odwiedziłam toalete musiałam wypić melise ,zmierzyc cisnienie(120/80 tętno 115).na sama myśl wyjscia z domu robi mi sie słabo .A tu za tydzien dziecko będę musiała zaprowadzic do przedszkola i tu zaczyna sie problem.Nie wiem co to bedzie.Jestem załamana,moze ktos mi cos poradzi.Pozdrawiam wszystkich,Wiola
Odnośnik do komentarza
Dzisiaj pojechałam do tesco nie sama oczywiście z mężem.Kiepsko było.NIc nie kupiłam.Weszłam ,oczy zaczęły mnie boleć w klatce cisnąć.i zawroty, cały czas muszę się trzymać męża jak kaleka.W domu też tak jest, najlepiej jak leżę i nic nie robię.Ale nie dlatego ,ze nie che mi się ,tylko ze wzgldu na te przykre dolegliwości towarzyszące mi przy czymkolwiek.Wiola ja też nie mogłam i nadal sama nie mogę wyjść z domu nawet kwiatki na korytarzu mąż podlewa.Ale codziennie muszę zejść ze schodów /mieszkam na 3 piętrze/z mężem. ale jak wracam to serce mam w gardle.spocona i te zawroty głowy .Nie wiem co Ci poradzić musisz próbować .może jakieś ziołowe leki.Kiedy mówiłam o tym mojej lekarce to ona zamiast mi odpowiedzić zapytała mnie dlaczego?dlaczego ? Kiedy brałam leki było trochę lepiej no ale one przestawały działać i trzeba było brać więcej a ja się tego bałam.Są w Polsce ośrodki w których nerwićę leczy się bez leków .Jeden jest w Jeleniej Górze i w Mosznej.Jesteś młodą osobą może wystarczylaby Ci taka terapia to trwa miesiąc i jest na NFZ tylko długo się czeka.Pozdrowienia dla p.Krystyny i innych pań też .
Odnośnik do komentarza
Witam. Dziś niedziela, dzień relaksu, a ja się prawie cały dzień męczyłam z okropnym bólem głowy. W niedzielę z reguły wyjedżamy gdzieś z moimi bliskimi na wycieczkę. No i wtedy reaguję zazwyczaj tak : jeżeli jedziemy gdzieś niedaleko, albo w znane mi już miejsca, to wszystko jest ok. Ale jeżeli ma to być dłuższa podróż gdzieś w nieznane mi dotąd okolice to mam już jakieś dziwne lęki, obawy. Jakoś tak automatycznie nasuwa mi się taka myśl: *A co będzie jak dopadnie mnie tam to cholerne choróbsko? Co ja wtedy zrobię? Do domu daleko, nikogo tu nie znamy. Piszę *nie znamy*, bo sama oczywiście na żadną wycieczkę bym się nie wybrała. Mam na myśli głównie kogos z rodziny, bliskich, którzy wiedzą o mojej chorobie. Tylko z nimi czuję się bezpiecznie. Bo gdy ja już czasami nie daję rady to oni wiedzą , że tak na prawdę to przecież nic złego mi sie nie dzieje i trzeba po prostu mnie zagadać , odwrócić moją uwagę i to co złe minie. Pamiętam , jak kiedyś powiedziałam moim bliskim, że jeżeli będę miała jakieś lęki to nie należy się nade mną litować , tylko wręcz przeciwnie - opierniczyć mnie i kazać kategorycznie wziąć się w garść. I wiecie, że to pomagało? Oczywiście było to na moje wyraźne życzenie i dotyczyło takich nagłych silnych ataków lękowych, gdy byłam zupełnie sama. I tak np. w momencie panicznego lęku chwytałam za tel. i dzwoniłam , np. do mojwgo faceta. Wtedy on mnie opierniczył, żebym się nie wygłupiała, bo go tak denerwuję, że on przeze mnie pracować później nie może a ja sobie jakieś głupoty wymyślam. No i ja wtedy chyba faktycznie szłam po rozum do głowy i przestałam zwracać uwagi na ten lęk , zignorowałam go i on minął. Ale trzeba było mnie postawić do pionu , bo inaczej bym się nakręciła na maxa. Ja zazwyczaj mam coś takiego, że u mnie lęk jak tylko się pojawi to wywołuje lęk jeszcze większy. To taki lęk przed lękiem . Jak się dowiedziałam od psychiatry- typowy dla tej choroby- a nazywa się lękiem parcypacyjnym. No i właśnie w taki sposób powstaje błędne koło.
Odnośnik do komentarza
Do krysia-ja tez sama nigdzie nie wychodze mam to samo co Pani opisuje najlepiej mi sie lezy ,ja mieszkam na 4 pietrze i nawet zejscie do auta jest tragedia lek i panika .jak wrocilam dzis z dworu to tetno miałam 116 i musiałam odpaczac jak staruszka.Teraz jest lepiej,pozdrawiam Was wszystkie.Dzieki zawsparcie.wiola
Odnośnik do komentarza
Do Pani Krystyny. Droga Pani Krysiu. Czytam , że leczy się Pani od wielu lat , a widzę , że poprawa niespecjalna. A może leki po prostu są źle dobrane? Bo z doświadczenia wiem , że leczenie farmakologiczne swoją drogą a psychoterapia swoją. Ja już kilka razy zmieniałam leki, ale nie dlatego , że mi nie pomagały, tylko wręcz przeciwnie. Kiedy tylko już się lepiej poczułam, np. po roku leczenia, odstawiałam leki, a to po jakimś czasie wracało. I tak w kóło. Tyle, że za każdym następnym razem gdy wracałam do leków to już nie do tych samych co poprzednio , ale co raz to do innych . Także mogę powiedzieć szczerze, że przetestowałam już wiele antydepresantów, leków przeciwlękowych, uspokajających...I na początku każdej kuracji lęki były wręcz katastrofalne. Ja miałam wrażenie, że lada moment umrę . A i nie raz też się nad tym zastanawiałam. Bałam sie nie tyle wyjść z domu. Ja bałam się nawet iść do łazienki umyć, bałam się zasnąć, bo wydawało mi się, że już nie wstanę, bałam się nawet ludzi...dosłownie wszystkiego. Były momenty, że byłam wrakiem człowieka. Ale z reguły max. po miesiącu te samoistne ataki mijały. Potem to już pozostawała tylko kwestia zmiany sposobu myślenia. A to jest w tym wszystkim najgorsze. Bo wziąć lek to nie sztuka, ale nauczyć się radzić ze swoimi myślami, to wymaga długiej pracy nad sobą i silnej woli. Czy mogłaby Pani napisać jakie leki Pani bierze?
Odnośnik do komentarza
wiola czy bierzesz jakieś leki?Ja na razie zastanawim się .Wiem jak jest kiedy leki trzeba odstawić.Samopoczucie jest gorsze niż przed braniem.Jestem strasznie oporna na te leki.Brałam już różne i właśnie te niby najnowszej generacji najgorzej tolerowałam.Na początku caly czas bazowałam na pramolanie i lexotanie .I one mi pozwoliły troszę pozbyć się tych dolegliwości.No ale cały czas nie można ich brac.Pramolan prawdopodobnie uszkadza serce tak mi mówił lekarz.Niby wszystko mam poukładane w rodzinie,żadnych przeżyć,złych wspomnień z dzieciństwa a jednak dopadło mnie to paskudztwo.Dafne a Ty jakie leki bierzesz?Jesteś w lepszej formie niż my wszystkie.Ponoć najlepszym sportem w nerwicach jest bieg.Tylko przełam się i biegaj..Kiedyś to robiłam i było lepiej.Dwa razy byłam w Mosznej tam leczą bez leków cały czas masz wypełniony i cały czas pod opieką psychologa.Dobre tylko trochę za krótko to trwa.Pani Krystyna wczoraj trochę smutna ,może dzisiaj jest lepiej?proszę się odezwać.
Odnośnik do komentarza
Witajcie kochane nerwuski, co to się porobiło nie było mnie dwa dni ,a tu same nowe panie ,witam was serdecznie, a gdzie są ;stare; nerwusy? Kochane w sobotę byłam na grzybach ( pobudka 6 00 dla mnie środek nocy) czułam się świetnie nic nie bolało , serducho spokojne tylko jak pokonaliśmy największą górę w lesie to myślałam ,że mi wyskoczy nawet się trochę przestraszyłam, ale nie miałam czasu o tym myśleć bo trafiliśmy na wysyp i trzeba się było zająć grzybami. Wieczorem zrobiliśmy ognisko dzieci były w siódmym niebie i ja też czułam się super . Wczoraj po obiedzie też pojechaliśmy do lasu ale to już na spacer i też było fajnie.Stwierdziłam ,że te wszystkie moje dolegliwości to chyba z braku zajęć bo dziś obudziłam się z bólem pleców i klatki piersiowej i nie chciało mi się zwlec z łóżka , ale myśl że zaraz siądę przy komputerze i poczytam co u Was nowego dodała mi sił i wstałam. DOBRE CO? A jeszcze do Nowych Pań , nie myślcie kochane że u mnie jest tak kolorowo ja biorę leki od prawie 3 miesięcy LUXETA, SEDAM i raz jest lepiej raz gorzej,można powiedzieć że pozbyłam się części lęków ale nadal nie odważę się iść do kościoła (ostatni raz byłam w maju),nie pamiętam też kiedy jechałam autobusem czy tramwajem wszędzie jeżdżę samochodem bo w razie czego zawsze mogę się zatrzymać.Nie ruszam się z domu bez tabletek do ssania WALIDOL .Na przykład w tym momencie cała się roztrzęsłam bo obok mojego domu przejechała karetka na sygnale a mojej mamy nie ma w domu i już mam czarne myśli czy jej się nic nie stało.Kończę już bo moje dziecko właśnie wstało trzeba się nim zająć .Pozdrawiam Was serdecznie i cieszę się że Was mam.
Odnośnik do komentarza
Do krysia -ja czasami biore deprim i na noc hydroxizinum 10 mg bo nie moge spac.a tak pozatym wszystko sie zaczeło 3 lata temu jak straciłam pracę i trwa to do dziś.Na początku było lepiej trochę sama wychodziłam jezdziłam autobusem tramwajem ,chodziłam na zakupy.W miarę upływu czasami przestałam gdziekolwiek się ruszać.Jezdzę tylko samochodem i to tylko z mężęm(który ma juz dość tej sytuacji).Tak naprawde w głębi duszy czuję ogromną potrzebę wyjscia do sklepu itp ale nie mogę bo się boję.A wiecie co jest najgorsze ?To że moje jedyne dziecko prosi mnie abym z nim wyszła na dwór na spacer a ja ciągle robię wykręty.Syn już zorientował się że jego mama ma depresję i nerwicę bo nie raz już o tym mówił mi.Ja go bardzo dobrze rozumiem co on przeżywa bo chciałby tak ja inne mamy wyjść ze mną na spacer.Ale co ja mam robić kiedy dopadają mnie takie lęki a ja poprostu nie chę upaść mu na dworzu.Może kiedyś to się zmieni ale na razie przeżywam jego pójscie do przedszkola bo będę musiała go zaprowadzać i znowu pojawia się problem......Dziękuję Wam wszystkim za wsparcie i za to że mogę tutaj pisać .Na razie,odezwę się pózniej.
Odnośnik do komentarza
Witam wszystkich, Do Dory: nie martw się zranioną nogą, rywanol powinien wystarczyć:)Nabieraj siły na pierwszy miesiąc nauki dziecka, to dopiero zastrzyk emocji. Niby takie normalne, a daje w kość jak spory stres. na szczęście jak wszystko minie:)Pani Krystyno, czy dziś jest lepszy dzień? Trzymam kciuki, na pewno samopoczucie wróci do normy. Kiedyś usłyszałam, że wiecznie chore kobiety żyją najdłużej - to chyba o nas wszystkich.Gabi, jak to dobrze, że nie tylko mnie sygnał karetki przyprawia o dreszcze, już myślałam, że do nerwicy dołącza jakieś inne choróbsko (niekoniecznie fizyczne). Czy wy równiez panicznie boicie się, że waszym bliskim stanie się coś złego? mnie to wytrąca zupełnie z równowagi! Halo, halo, czy są tu jacyś optymiści?Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×