Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

Witam kolezani i koledzy:) Darhmo mam nadzieje ze spedziłas miły dzień urodzinowy. Mi tez sie często zdarzze przy gwałtownym ruchu robi mi sie czarno przed oczami i serce wali mi jak młot.Ale tym sie nie ma co przejmowac,bo to zdarza sie wielu ludziom,również *zdrowych*to tylko krew szybko odpływa do mózgu i szybko odpływa z serca....jakos tak mi kiedys tłumaczył jakis lekarz.Ale oczywiście nas wszystko co ma związek z sercem rozkłada na łopatki:)w sumie jednocześnie smutne i śmieszne:)Poplatane te nasze choróbstwo. Celestyno powiedz dlaczego Ty poszłas do psychiatry skoro czułas sie już w miare dobrze i o co chodzi z ta jedna tabletka?A Dora jak tam po wojażach? Ach Celestynko ja tez nie pracuję,bo jestem juz ponad dwa lata na urlopie wychowawczym, właśnie niedługo mi sie kończy i do pracy, ale nie bardzo mi sie chce.a moze chce tylko troche sie boje powrotu,mimo że łatwo sie adaptuję,ale znowu ten pośpiech.Teraz na wszystko mam czas.No ale jak trzeba to trzeba.Do usłyszeniw całuski dla wszystkich
Odnośnik do komentarza
Witam! Od 4 dni biorę REXETIN - ze względu na swoje lęki, niespokojne spanie i zmienne nastroje. Zaczęłam od połówki tabletki by nie odczuć skutków ubocznych (tyle się o nich naczytałąm). Chciałam się zapytać czy taka nadpobudliwość serca po tym leku ( duszności tak jakbym się czymś stresowała - z rana i pod wieczór) to normalny objaw? Nie wiem czy mogę wtedy brać Propranolol (zawsze mi pomaga gdy się czymś stresuję - uspokaja pracę serca). Czy też należy to przeczekać bo tak *działa* rexetin?
Odnośnik do komentarza
Cześć wszystkim kochanym nerwuskom :-) Najpierw DHARMO kochana chciałam Ci złożyć spóźnione, ale płynące z głębi serca życzenia wszystkiego tego, co w życiu najlepsze, dużo siły do przezwyciężania wszelkich słabości, radości z każdej chwili w życiu, uśmiechu nawet przez łzy, optymistycznego patrzenia w przyszłość, miłości prawdziwie spełnionej, no i przede wszystkim Zdrowia, aby Twoje nerwy wróciły do pełnej równowagi i już nigdy nie *wariowały*. Moc całusów. CELESTYNO teraz kilka słów od emigrantki do emigrantki :-). Po pierwsze, to gratuluję Ci odwagi, że w tym kiepskim dla siebie okresie udało Ci się zebrać na tyle sił, że zdecydowałaś się na wyjazd. Jestem przekonana, że skoro miałaś na tyle siły, aby wyjechać, to będziesz jej miała też wystarczająco, aby pokonać to paskudztwo. Przede wszystkim, jeśli masz tam dobrą opiekę, to nie uciekaj. Ja w zasadzie wyjeżdżam przede wszystkim dlatego,że muszę zacząć się leczyć, a tu nie mam odwagi, ze względu na słabą znajomość języka. Poza tym ja i tak musiałabym za miesiąc stąd jechać, bo mam jeszcze rok drugiego kierunku studiów i szkoda mi tego nie skończyć. No oczywiście mam żal do siebie, że jeszcze ten miesiąc mogłabym spędzić z mężem, ale on to rozumie, na chwilę jedzie z nami, a ja już teraz coraz gorzej się czuję i muszę wreszcie trafić do lekarza. Dłużej bez tego bym nie wytrzymała. Teraz najgorzej jest nocami. Nawet jeśli w końcu udaje mi się zasnąć, to budzę się w nocy i mam okropne lęki. Dziś np. obudziło mnie drżenie całego ciała. Potem oczywiście dołączył żółądek - było mi niedobrze, piekło w gardle. Miałam też wrażenie, że coś ściska mi serce. I tak już ponad tydzień. W zasadzie ciągle chodzę niewyspana, a to jeszcze gorzej wpływa na moje samopoczucie także w ciągu dnia. Tak więc już odliczam do niedzieli i jeszcze bardziej mi się dłuży. Ale wiecie co jest najgorsze? Najbardziej nie cieszy mnie to, że jadę do moich ukochanych bliskich, ale to, że wreszcie zacznę łazić po lekarzach i robić badania. Okropne, wiem. Ale w związku z tym bardzo spodobało mi się jak napisała Renia, że nerwica jest chorobą wykluczeń i ja chyba muszę zacząć wszystko po kolei wykluczać, to może zacznie być lepiej. Tak więc Celestyno jestem z Tobą myślami, wiem jak Ci ciężko, ale jestem przekonana, że wraz ze swoją miłością i ukochanym synem przezwycieżycie wszysko i jeszcze będziesz *góry* przenosić. Walcz kochana i wygraj!!!! Dziewczyny idę się czymś zająć bo znów mnie roznosi i wszysko jest nie tak, ale byle do przodu! Życzę spokojnego dnia i pozdrawiam gorąco!
Odnośnik do komentarza
Cześć wszystkim! Jak tam żyjecie 13 - go? Pechowo czy przeciwnie? Ja zaczęłam dzień tak sobie. Pogoda nieco posuła mi szyki. Nie wiem jak u Was, ale u mnie od rana leje. Nie pada, leje jak z cebra... Miałam jechać do miasta (bo ja mieszkam kilkanaście km od Częstochowy) na jakieś ambitniejsze zakupy, ale widząc *to* za oknem wymiękłam. Wobec tego postanowiłam chociaż pojechać do sklepu - na zwyczajne zakupy, ale samochód odmówił mi posłuszeństwa, a rowerem w taką pogodę odpada. Byłam wściekła, ale już sobie wszystko poukładałam w głowie. I nawet znowu odwaliłam kawał dobrej roboty.Tak, że nastrój lepszy. Natomiast wczoraj... Byłam u teściów,tak, że spędziłam cały dzień z całą dużą rodziną. Było nawet miło, nie powiem, ale cały dzień dokuczały mi moje *kochane* kłucia w sercu i pobolewania za mostkiem. W dodatku niemiłosiernie się objadłam (wiecie, niedziela za stołem...) i chyba dostałam jakiejś niestrawności. Na koniec dnia już nie tylko serce mi dokuczało, ale i żołądek. I doszły kłucia w boku lewym, boku prawym, na różnych wysokośćiach. Mówię Wam, atrakcji moc... Do tego oczywiście wieczorny dołek psychiczny, wielkie plany odwiedzenia lekarza nazajutrz, użalanie się nad sobą. Znacie to. W końcu wzięłam się w garść, uporządkowałam trochę dom po przyjeździe i zaparzyłam sobie miętę, a potem jeszcze jakiś nervinum (mieszanka melisy, szyszek chmielu i lawendy). No i na koniec pożaliłam się mężowi, poprzytulałam do niego i uspokoiłam. A dziś jak narazie różnie. W tej chwili nic mi nie dokucza, ale nie chwalę dnia przed zachodem słońca. I wspominam właśnie czasy, kiedy to nic z nerwicowych objawów mi nie dokuczało... Ależ wtedy miałam życie (tylko wtedy nie doceniałam dobrego samopoczucia, przeciwnie, zawsze *szukałam dziury w całym* i wymyślałam problemy). Mała, widzę, że mimo problemów znalazłaś pozytywną stronę wyjazdu:) To dobrze. Dharma, jak tam po imprezce urodzinowej? Reniu, a mogę spytać kiedy i do jakiej pracy wracasz? Ja też już zaczynam odliczać dni. 1 września do roboty! Już w czwartek zresztą mam spotkanie w pracy. Ale się boję... Pozdrawiam wszystkich forumowiczów, tych nowych też. Widzę, że nasz rodzynek się odezwał. Pa!
Odnośnik do komentarza
Olśniło mnie. Już wiem dlaczego ostanio (od około tygodnia) czuję się fatalnie. Pewnie pomyślicie, że to głupie i wcale się Wam nie dziwię, bo jestem tego samego zdania. Otóż wyjeżdżam z moim ukochanym nad morze. Z 20 na 21 sierpnia czeka mnie długa podróż pociągiem (Kielce-Władysławowo)i to właśnie tej podróży szalenie się boję. Co zrobię, gdy dostanę ataku paniki? Zazwyczaj mam tak, że gdy zaczyna się coś dziać, po prostu uciekam... Gdziekolwiek, byle jak najdalej od tego feralnego miejsca. Jadąc pociągiem nie będę miała takiej możliwości!!! Nie chcę się szprycować lekami na otępienie. Moja terapeutka radzi mi, abym wzięła ze sobą papierową torebkę i w razie ataku wyszła np. do ubikacji i zaczęła w nią oddychać. Takie mini-podtrucie własnym dwutlenkiem węgla podobno pomaga... A może jednak potraktować się odpowiednią dawką np. xanaxu? Co mi radzicie? Może byłyście/byliście w podobnej sytuacji? Proszę o jakieś sugestie :(
Odnośnik do komentarza
Cześć Robaczki. Jeszcze raz dziękuję wszystki za życzenia urodzinowe. Marcinie, uśmiałam się z tego Kaszpirowskiego, aż taka dobra to chyba nie jestem;P Pytacie jak tam dzień urodzinowy minął...Wyobraźcie sobie, że nawet tort nietknięty stoi w lodówce, bo wszystko wyszło nie tak:( Nie chcę się wdawać w szczegóły, ale coś nie wyszły te moje urodziny, były smutne i nawet troszkę przepłakane. Mój luby zawidół mnie, nie było życzeń, prezentów. Czułam się, jakbym dostała obuchem w głowę i już nawet nie chciało mi się zasiadać do tego urodzinowego tortu. Czuję dziś wielki niesmak, nawet w stosunku do rodziców, ktorzy bardzo się starali, a ja wszystko zepsułam. Ale źle było mi z tym, że od najbliższej mi osoby, nie dostałam nawet kwiatka. A ja zawsze tak się staram. Dość o tym, to już historia... CELESTYNO - dziękuję za telefon, miło było Cię poznać i bardzo dobrze mi się z Tobą rozmawiało. Mam nadzieję, że to powtórzymy:) DORO - widzę, że świadomość zbliżającej się pracy też Cię stresuje. Ja już zaczynam w przyszły poniedziałek i też nachodzą mnie różne niepokoje. Mieszkanie w Gorzowie niewyremontowane, musimy zatem pomieszkać u kolegi tych kilka dni (może tydzień), do tego małe nieporozumienia z Marcinem, nadal spóźniający się okres, wyjazd z domu ech...jak ja mam temu wszystkiemu podołać i pójść do pracy z uśmiechem od ucha do ucha, w pełni skupiona, kreatywna itp. Mam nadzieję, ze do tego czasu wszystko się wyjaśni, uspokoi, unormuje. Chyba za długo było słodko! MALA - nie przejmuj się tym, że cieszysz się nie na spotkanie z rodziną, tylko na ewentualne badania lekarskie. Zrobisz porządek ze zdrowiem, przyjdzie czas na pozostałe roadości. Trzymam za Was kciuki, zmykam, bo przyszli goście. Całusy!
Odnośnik do komentarza
witam Was !tez jestem jedną z Was niestety nerwica to moja codzienność mogę się do Was dołączyć?Mam jej tak serdecznie dośc ,że ostatnio ledwo daję radę Najgorsze ,że nie mam nikogo kto by mnie rozumiał(pozazdrościć tym innym co?)najgorsze jest jedno słynne *weż się w garść masz rodzinę ,dzieci*,tak jakbym o tym nie wiedziała doprowadza mnie do szału.Brakuje mi kogoś takiego nie mówię tu o psychologu,ale o osobie która przeżywa to samo co ja to co mogę dołączyć do was Nerwuski?Pozdrawiam!!!
Odnośnik do komentarza
Hej dziewczyny. Reniu pierwszy swój atak dostałam w 99 roku. Rok psychoterapi, leczenia i jakoś pomału zaczęłam wychodzić z tego i coraz lepiej sobie radzic(przede wszystkim samodzielnie).Ale niestety przez ten rok tak dobrze było mi z xanaxem,że nie odstawiałam go sobie tylko przez wszystkie te lata brałam go sobie tak na wszelki wypadek(czasami bywało gorzej z samopoczuciem).W ubiegłym roku poznałam mojego obecnego męża.On od 16 lat mieszka w Niemczech,i podjeliśmy decyzję że razem już jako małżeństwo będziemy mieszkać właśnie tu.Przez cały rok przyjeżdzałam przynajmniej raz w miesiącu i to samolotem tutaj do Niemiec na tydzień czasami dwa.Wszystko było wporządku, nic, żadnych lęków, zero złego samopoczucia.Zajmowałam się urządzaniem mieszkania kiedy mój przyszły był w pracy. Wtedy brałam małą dawkę 05mg. W kwietniu tego roku postanowiłam że najwyższy czas odstawić leki.Te 05 mg chciałam odstawiać jakieś pół roku po kawałeczku co jakiś czas i czułam że to nie będzie żaden probl. Wcześniej buszowałam po internecie i wiedziałam jak mam to zrobić, ale podkusiło mnie skonsultować to z lekarką psychiatrą.Ona właśnie przepisała a właściwie dała ze swojej gabloty jakiś lek (welawex o ile dobrze pamiętam) twierdząc że ten leki złagodzi obiawy odstawienne.Wzięłam ku mojemu nieszczęściu te cholerne pół tabletki na noc.Jak się rano obudziłam to myślałam że się przekręcę.Nie pamiętam żebym miała taki atak nawet na początku tej choroby ,jeden za drugim.Natychmiast mama, pogotowie i tylko relanium w tyłek,który mi nic nie pomógł.No i od tamtej pory ataki wróciły jak zły szeląg. Ta lekarka przewróciła mi życie do góry nogami.Nie wspomnę o tym że zaplanowaliśmy sobie właśnie w kwietniu że chcemy mieć jeszcze małe bejbi i na początku kwietnia odbezpieczyłam się porobiłam badania i wszystko było na dobrej drodze.Niestety w maju po musiałam się znowu zabezpieczyć i narazie nie mogę sobie pozwolić na powiększenie rodziny.W ciąży nie można brać leków psychotropowych.I tak trzyma mnie do dnia dzisiejszego.Mała dzięki za słowa wsparcia.Mam nadzieję że w Polsce się pokurujesz jakoś i wszystko się złagodzi.Ja czuję się tutaj jak ubezwłasnowolniona.Dzisiaj rano znowu spękałam,jak tylko mąż wyjechał do pracy to już po godzinie do niego dzwoniłam żeby po mnie przyjechał bo cała byłam rozdrażniona. Tak być dalej nie może,żebym ja jeździła z nim do pracy,ale tak bardzo boję zostawać się w domu.Już sama nie wiem jak sobie radzić.Popołudniu już jest zdecydowanie lepiej ale poranki są potworne.Nie mogę się przełamać.Mam nadzieję że kiedyś to nastąpi.Dharma mi również było miło z Tobą rozmawiać.Muszę tu wszystkim powiedzieć że Dharma oprócz swojej szerokiej wiedzy na temat tego choróbska ma bardzo kojący głos. Powinna studiować psychologię.I jeszcze jedno to dla wszystkich.Mam płytę,którą dostałam od mojej psychoterapeutki pt*Klucze życia* wydaną przez Ewę Maj.Ta płyta zawiera bardzo dużo informacji dla nas.Ja słuchając ją czuję sie jak na psychoterapii u wspaniałej psychoterapeutki.Głos jest taki kojący że naprawdę bardzo przyjemnie się słucha. Mogę ją skopiować i przesłać np Dharmie (jeśli mi poda adres na maila)Napewno każdej z nas przyda się w życiu wszystko to co jest zawarte na tej płycie.Ja ją słucham prawie cały czas i koi naprawdę moje nerwy, dodaje siły i dużo uczy.Chyba że jakąś inną drogą dotrzecie do tej płyty. Wydana jest razem z książką o tym samym tytule.Naprawdę polecam.Narazie kończę bo trzeba lekcje odrabiać z synem.
Odnośnik do komentarza
Renka jest tu miejsce i dla Ciebie. My napewno będziemy wiedzieli co czujesz i o czym piszesz i tak jak Ty nie mamy takiego zrozumienia wśród najbliższych jakiego byśmy chcieli, tak że witamy Cię w gronie nienormalnie znerwicowanych.Napisz coś więcej o sobie.Czekamy
Odnośnik do komentarza
Czesc Kobitki:):) Nawet nie wiecie jak sie swietnie czuje bedac w takim gronie jakie tutaj jest na forum,ja sam i same kobiety.Nie wiem jak to jest ale,jak mam zły humor ,wszystko mnie drazni wchodze na ta strone i po 10 minutach zaczyna czuc sie znacznie lepiej,czuje sie tu jakos bezpiecznie,a pewnie dlatego ze wiem ze sa tu osoby które przezywaja to samo i wiem ze moge wszystko powiedziec co mi lezy na sercu i co mnie boli.Dziekuje Wam za to!!!!!! ps.JESTESCIE WIELKI:):):):)
Odnośnik do komentarza
Celestyna, tak czytam o tej Twojej pseudolekarce i nadziwić się nie mogę, jak mogła doprowadzić Cię do takiego stanu... Naprawdę serdecznie mi Cię szkoda, bo piszesz, że właściwie już sobie radziłaś. Chyba jakieś złe licho podkusiło Cie w nieodpowiednim momencie, żebyś ją odwiedziła. Nie martw się, będzie ok. Drobnymi kroczkami i wyprowadzisz się na prostą. Twój przypadek potwierdza tylko, że leki mogą być naprawdę niebezpieczne. A teraz coś bierzesz?( z góry przepraszam, jeśli pisałaś już o tym, może nie doczytałam). Ja stawiam na ziołowe mieszanki do zaparzania np. zwykłą melisę, leków się boję.W te zioła tak do końca nie wierzę, ale ... Ciekawa jestem czy nie wymyślono na nasze dolegliwości dobrych leków homeopatycznych. Ja dzisiaj znowu przeżywałam - całkiem niedawno - mały *dołek*. Znów kilka razy porządnie ukłuło mnie za mostkiem. Boże, jak ja tego nie nawidzę!! Do czego to człowieka doprowadza! Jestesmy niewolnikami tych naszych wstrętnych nerwów! Mam dość. Jeszcze ta okropna pogoda... Zanim tu zajrzałam przeczytałam wszystko co tylko możliwe, po raz nie wiem który, na temat nerwicy serca. Żeby potwierdzić, że ją mam oczywiście. No i tak się zastanawiam, czy moje kłopoty z sercem nie pojawiły się jakimś dziwnym zbiegiem okoliczności po zawale teściowej, rok temu. Bardzo to wszyscy przeżyliśmy. Zdaje mi się, że dokładnie tak było... Bo nerwicę już *posiadałam*, tylko z objawami od strony głowy (zawroty, szumy, drętwienia skóry itd.). A moja teściowa niestety nigdy nie szczędzi nam szczegółowych opisów swoich dolegliwości. Ja natowmiast bardzo się wczuwam... DHARMA! Bardzo przykro mi, że Twój narzeczony wykazał się takim brakiem - no właśnie, czego? Taktu? Chyba pamięci... Ale pocieszę Cię, że mój mąż często zapomina o moich świętach, naszej rocznicy. I wcale nie uważam, że robi to specjalnie. Po prostu my, kobiety przywiązujemy do tych spraw większą wagę. Oczywiście ta świadomość wcale nie przeszkadza mi obrażać się na mojego faceta, kiedy tylko wykaże się taką bezczelnością. A ostatnio wykazał się właśnie w moje urodziny. Zafundowałam mu takie dąsy, że o imieninach już pamiętał i podarował piękne kwiaty:)Faceci tacy są. A może dziś narzeczony sie poprawił? W każdym razie kochana nie przejmuj się tym! Pozdrawiam Was gorąco!
Odnośnik do komentarza
A, zapomniałam. Renka, nawet się nie pytaj tylko pisz i zaglądaj często do nas. Chętnie pomożemy, ile tylko w nas mocy... No właśnie, gdzie to było :*niech moc będzie z nami*?:) Marcin! Jak fajnie, że choć jeden facet chce tu być razem z nami. Napisz coś więcej o sobie, chętnie poczytamy, nie Dziewczyny? No i doradzimy ... albo przyjmiemy Twoje rady:)
Odnośnik do komentarza
Hop, hop to ja biedronka pstra:) Witajcie Słoneczka. Ja też uważam, że miło jest w tym naszym *babskim cieście* z jednym rodzynkiem:) Marcinie bardzo się cieszymy, że dołączyłeś do nas, a radość tym większa, że dobrze Ci z nami i czujesz się lepiej:) Serdecznie witam też Renkę. Oczywiście, ze Cię przyjmiemy Kochana, jak mogłoby być inaczej:) Już pomalutku wracam do równowagi, ale jakoś ciężko mi to zrozumieć. Wiem, że mężczyźni nie przywiązują wagi do takich okazji, ale ja się zawsze staram. Na Marcina urodziny zjeździłam pół Gorzowa, aby wybrać coś fajnego (nie kupiłam tego, co chciał, ale prezent był), był też szampan i tort. Dlatego tak bardzo bylo mi przykro, tymbardziej, że to już drugi rok z rzędu i po ubiegłym miał niezłą lekcję dąsów. Ale zostawiam już ten temat... Doro, widzę, że Ty tak jak i ja zaczytujesz się, gdy tylko coś Cię zaboli. Wczoraj kiedy rozmawiałam z Celestyną (och, kochana wy mnie jeszcze naprawdę zmobilizujecie do pójścia na psychologię:)! - wizyty dla wszystkich gratis!!!) powiedziala mi, że w trakcie ataku, kiedy trafi się na pogotowie podają hydrokortyzol. Oczywiście zasiadłam do komputera i musiałam zasięgnąć wiedzy na ten temat. Było tak i wtedy, gdy Renia napisała o zapaści. Ostatnio, gdy serduszko mi zatrzepotało to oczywiście też znalazłam bardzo ciekawy tekst o nerwicy lękowej i wypadaniu płatka zastawki, a jeśli ktoś z Was pyta o inne *sercowe sprawy* to ja siadam, szukam i piszę wszystko jak na świętej spowiedzi:) Stąd ta moja powiedzmy *wiedza*, dzięki Wam jako tako się powiększa. Wyobraźcie sobie, że do mojego wyjazdu zostały już tylko 3 dni! Jutro zaczynam wielkie pranie, bo do tej pory jakoś nie chciało mi się o tym myśleć, a że pogoda całkiem ładna to liczę, ze wszystko mi wyschnie. Jak pomyślę sobie znów o tym wiezieniu (wcześniej pakowaniu - oby czegoś nie zapomnieć!) tobołów, a następnie ich rozpakowywaniu, następnie przewożeniu do mieszkania, które jeszcze się remontuje to jakoś mi tak brrrrrrrrrrr:)Ale cóż, jakoś trzeba dać radę. Buziaki, potem jeszcze zajrzę:)
Odnośnik do komentarza
Dharma, no co Ty? Pakowanie tobołów, potem rozpakowywanie, a jeszcze pranie i szykowanie ciuchów na wyjazd, to najlepsza część wyprawy! ;) Serio, ja to lubię... Dziwaczka ze mnie. Ale tak naprawdę, to zazdroszczę Ci szykowania nowego gniazdka. Będziecie się urządzać, wybierać różne fajne rzeczy do mieszkania, szukać, dopasowywać... Lubię takie rzeczy. Ja już urządzona i chętnie coś bym pozmieniała. A wiesz, zajęcie dla chorego umysłu przy okazji też by się przydało:)A, zazdroszczę Ci też ładnej pogody. Mam nadzieję, że jutro i u mnie się poprawi (to może i ukłucia za mostkiem i w sercu przejdą... Oby).
Odnośnik do komentarza
Witam słoneczka Jaki ten dzien dzisiaj zabiegany-kochane urzędy.Nie miałam czasy do Was zajrzeć:( Darhmo przykro mi z powodu nieudanych urodzin.Oj Marcinie masz szczęście ze jestś daleko bo bym Ci przetarła uszy:) No tak twoja sytuacja nie sprzyja podjęciu pracy, ale Ty jestęs silna dziewczyna i dasz rade:)Nigdy nie jest tak źle, żeby nie mogło być gorzej......Zawsze sa dwie strony medalu........Inni mają gorzej.....Ja sobie zawsze tak powtarzam.Najbardziej nie lubię tego trzeciego zdania, ale jak czasami trzeba sie jakosc pozbierac i zobaczyc te dobre rzeczy ,które nas spotykają to łapie sie wszystkiego. Polecam pomaga:) Doro kochana urlop wychowawczy mam do 26 września,przed ciążą zajmowałam sie prasą,ale to było zajęcie chwilowe,teraz rozgladam sie za praca w banku lub gdzies w biurze, lub w przychodni typu LUXMED ,Zobaczymy,jak nic ciekawego nie znajdę to wróce na stare śmieci,bo bardzo mnie chca- swoja droga to miłe ze ze po tak długim czasie(prawie 3 lata)człowieka jeszcze chca.o tyle to fajne ze mam gdzie wrócić i nie musze sie stresowac,ze bede bez pracy.Tylko ze ja bym wolała cos bardziej konkretnego(najbardziej finansowo).Dora a ty dostarej pracy wracasz, jesli dobrze pamietam do szkoły? Jeszcze do Darhmy- mam nadzieję ze Marcin wynagrodził Ci chodziasz dzisiaj ta wczorajszą wpadke. Maja oczywiście leki mozesz wziąść ze soba, w razie jakby co-,ale spróbuj przed wyjazdem cos łagodniejszego, np tabletki uspokajajace takie ziołowe, tylko zamiast dwóch tabletek wes cztery.Powinno pomóc,xanax zawsze zdazysz wziąść- tymbardziej, ze to bedzie długa podróż.No i nie będziesz sama tylko z ukochanym, ato przecię działa niczym balsam na skołatana duszę:) No i oczywiściw witam renke(moze moja imienniczka:))oczywiście zagladaj do nas,i pisz na co tylko masz ochote:) pozdrawiam Was serduszka, miłe i spokojnej nocy pa
Odnośnik do komentarza
ach musiałam jeszcze wrócic,bo nie wiem jak to zrobiłam ale co nieci uszło mojej uwadze. Celestynko ja tez leczyłam sie xanaxem o,5 o przedłuzonym działaniu.pierwszy raz 6 lat temu, przez 4 miesiace,ale po 2 miesiacac juz zaczynałam z niego shodzidz,oczywiście pod kontrola lekarza psychiatry.Najpierw brałam co drudi dzien,przez np dwa tydodnie, potem co trzeci dzien i coraz mniej,jezeli jeszcze go bierzesz to spróbuj go odstawiac w ten sposób.Wiem ze człowieka ogarnia panika, ze bez niego sobie nie poradzi,ale wierz mi,dasz rade.Ja po szesciu latach miałam nawrót,ale zdecydowanie szybciej sie uporałam ztym cholerstwem.oczywiscie bez leków sie nie obeszło,ale tylko w tym najdorszym stanie.teraz juz walcze sama.No moze juz nie sama ,bo z WAMI aniołki kochane.Takze słoneczko nie jestes juz sama ze swoimi cierpieniami,tak trudnymi do zrozumienia przz ludzi ktorzy tego nie doznali(nie żebym im tego zyczyła:))i dasz radę:)Czasu kochana daj sobie czasu.Ja miedzy pierwszym atakiem a nawrotem choroby urodziłam dwie dziewczynki.One i ja czujemy sie dobrze i mam nadzieję ze juz tak zostanie.No i musze powiedzię ze mi bardzo pomaga aerobic,dosyć,ze sie sylwetka poprawia to jeszcze takie mysli pozytywne przychodza,ze jesli przy takim wysiłku(a musicie wiedziec, ze pani Grazynka daje wycisk oj daje)serce mnie nie boli to znaczy ze jest zdrowe jak dzwon.Myslenie dziwne ale skuteczne.Buziaki dla wszystkich Spijcie spokojnie nerwóski:)
Odnośnik do komentarza
hej jestem tu nowa ale mam napewno nerwice lekowa dochodzi do tego ze boje sie wyjsc z domu wplywa to na moja rodzine a szczegulnie synka ktory wszedzie chodzi z tata bo ja nie daje rady polecaja lek homeopatyczny l,72 lehninga czy ktos go bral i jak dlugo pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Witam moje drogie Panie.Dora ja cały czas jadę na xanaxe i to dawka 1,5mg.Od kwietnia po tym ataku zaczęłam nawet 2 mg brać przez miesiąc potem zeszłam na 1,5mg ale to i tak dużo w porównaniu do tego co brałam. Na dzień dzisiejszy nie jestem w stanie odpuścić sobie więcej.Ta cała moja sytuacja,przeprowadzka, nowe życie do którego nie mogę przywyknąć nie pozwala mi narazie na redukcję leków,ale chcę jak najszybciej załatwić sobie wizytę u neurologa aby mi pomógł z tym skończyć.W każdym razie priorytetem dla mnie jest zejście z leków,które niszczą mój mózg.I tu PROSZĘ WAS NIE BIERZCIE LEKÓW JEŚLI NIE MUSICIE.Na rynku istnieje szereg leków homeopatycznych, dobrych a przede wszystkim nie szkodliwych,które możecie sobie bez problemu łykać.Nie wiem czy słyszałyście o kroplach Bacha. Jeśli nie to zajżyjcie w internecie.Mozna sobie je zamówić.Ja je testowałam na samym początku i muszę powiedzieć że są skuteczne,a napewno będą bardziej skuteczne jeśli nie bierze się psychotropów.Najlepsze są tzw.pierwszej pomocy jak dla nas.Nazywają się RESCUE REMEDY. Tu w Nieczech można je kupić normalnie w aptece.W Polsce poprzez drogę wysyłkową.To są kropelki pod język,bądź do wypicia z wodą.Ja je brałam bezposrednio na język i muszę powiedzieć że skutkowało.Tak że wystrzegajcie się moje kochane psychotropów. Tu też wspomnę,że już raz przechodziłam detoks z tego 05mg ale z odstawieniem natychmiastowym po czym byłam 3 tygodnie w prywatnej klinice i dałam radę wszystko było ok.Tylko do domu wróciłam do mojego toksycznego eks,który wysysał ze mnie krew i po jakiś dwóch miesiacach znowu wróciłam do leków(czego szczerze żałuję).Wierzcie mi że takie odstawienie leków, nawet takiej małej dawki jest koszmarnym przeżyciem.To co wtedy czułam nie życzę najgorszemu wrogowi.No ale przeszłam to.Teraz jestem mądrzejsza i wiem że muszę robić to w inny sposób, ale najpierw muszę się tutaj odnaleźć i zaakceptować to moje nowe życie.Tak jak sobie analizuje moje ostatnie przeżycia to było tego dla mnie też bardzo dużo i może dlatego jest mi teraz tak cięzko. Zaczęło się w kwietniu ubiegłego roku .Zmarł mój ukochany tato,bardzo to przeżyłam.Byłam w szpitalu kiedy go reanimowano i kiedy zmarł.To straszne uczucie kiedy nie możesz w żaden sposób pomóc osobie którą tak kochasz i widzisz śmierć w jej oczach.Staram się o tym co widziałam tam nie myśleć.Tata zmarł w święta Wielkanocne w Wielką Sobotę.W czasie kiedy ja byłam w głębokim smutku i załatwiałam pogrzeb, mój eks zrobił mi taką awanturę łącznie z wyzwiskami jakiech nigdy w życiu nie słyszałam.Wtedy to dojrzałam do tego żeby powiedzieć Basta!!.Miesiąc póżniej wyprowadziłam się z synem z domu do mojego mieszkania.Nowe życie.Bałam się jak diabli czy dm radę, ale w chwili wątpliwosci przyśnił mi się mój tato,który utwierdził mnie że dobrze zrobiłam.To dało mi siłę do dalszej walki.W lipcu poznałam mojego obecnego męża.Zakochałam się w nim od razu z wzajemnościa.Już w sierpniu (czyli miesiąc póżniej)decyzja o wspólnym życiu.Miezskanie, urządzanie go a przecież dopiero co skończyłam urządzać swoje nowe mieszkanie w Polsce.Jak to powiedzieć synowi?Póżniej rok tułaczki między Polską a Niemcami.Bolesne rozstania,które bardzo przeżywaliśmy oby dwoje. Jednocześnie w tym czasie załatwiałam rozwód z mężem, który mimo że z nim juz nie mieszkałam zatruwał mi życie.Prowadziłam jeszcze wówczas firmę tzw rodzinną a on był moim wspólnikiem i czy mi się to podobało czy nie byłam skazana na codzienny kontakt z nim aż do kwietnia tego roku.Codziennie telefony z pijackim akcentem,i wyzwiskami bądż oszczerstwami.Póżniej sobie ubzdurał że nasz syn nie jest jego synem i przez kilka miesięcy nie utrzymywał z nim żadnych kontaktów.Powiedziałam synowi całą prawdę,choć nie chciałam go mieszać w nasze sprawy, ale nie miałam wyjścia.Syn bardzo to przeżył.Dodatkowy problem. Odezwał się do syna dopiero w kwietniu przez przypadek,przepraszał no i zaczął znowu manipulować nim jak syn przyjął jego przeprosiny.Syn był negatywnie nastawiony na wyjazd do Niemiec,a w pewnym momencie oświadczył że zostaje z tatą i nie wyjedzie ze mną.Tak że dostawałam kopniaki takie że już sama nie wiedziałam co mam robić.Gdyby nie mój mąż z którym codziennie przesiadywałam na telefonie całe wieczory to chyba bym oszalała.On jakoś zawsze mnie pocieszał. Ostatecznie w czerwcu był nasz ślub, syn pod koniec czerwca znowu sparzył się toksycznym ojcem i zmienił zdanie.Wyjechał ze mną.Narazie jest mu tu dobrze, chodzi juz do szkoły,tylko żebym ja tego przez tą swoją nerwicę nie schrzaniła tego.Bo już parę razy przechodziłam tutaj takie załamania,że chcę do Polski,że tu nie wytrzymam i robiłam mętlik w głowie temu ojemu dziecku a i mężowi przy okazji.Ale oni pomalutku i cierpliwie sprowadzaja mnie na ziemię.Naprawdę mam cudownego męża i gdyby nie jego wsparcie to pewnie juz dawno bym się poddała.No rozpisałam się.Dzisiaj dziewczyny jestem sama w domu, poraz pierwszy. Od 7 rano wypucowałam już całe mieszkanie, zrobiłam gołąbki,i jakoś trwam w tej samotności.Chyba kupię sobie pieska,nauczę go polskiego i będę miała z kim pogadać.A i jeszcze Jola jak pisałam wcześniej leki homeopatyczne są naprawdę nie szkodliwe, tak napradę to są zioła.Tylko tyle że na efekt działania trzeba dosyć długo czekać.Ja zaczynam pić od dzisiaj meliskę.I przymierzam się do rzucenia palenia,może też lepiej się poczuję no i byłby to jakiś sukces,który by mnie wzmocnił. Pozdrawiam PA PA
Odnośnik do komentarza
Czesc dziewczyny:):) Ciesze sie ,ze przygarnełyscie*Kropka* czyli mnie hehe, do swojego grona,a wiec powiem cos o sobie. Mam na imie Marcin jak juz wiecie,27-letni facet ze mnie czyli mozna powiedziec ze juz dojrzały mezczyzna hehe,mieszkam na mazurach w województwie samych jezior i lasów.Jestem facetem spokojnym i wesołym,ale tylko wtedy gdy nie atakuje mnie atak paniki , a jezeli atak nastepuje wtedy zmieniam sie mometalnie w ponuraka ,któremu wszystko przeszkadza ,nic nie cieszy i wogóle odcinam sie od otoczenia,czuje sie wtedy najlepiej sam!!Nie wiem czemu tak jest ,ale meczy mnie to juz prawie 3 lata,gdzie kiedys o złym samopoczuciu ,czysmutku nie było mowy,alllleeeee teraz gdy znalazłem to forum i takie zajefajne kobietki jak* WY KOCHANE MOJE*Zaczełem czuc sie znacznie lepiej ,dlatego jeszcze raz chce Wam podziekowc:):) dobra musze konczyc,bo smigam do pracy papapa
Odnośnik do komentarza
witam wszystkich nerwusków i fajnie ,że mogę dołączyć do Was.Niestety wolałabym żeby to był inny powód ot choćby wymiana przepisów kulinarnych ,a my niestety mamy zupełnie inne powody kontaktu ze sobą .Moja nerwica tak właściwie jest ze mną od dziecka z tym ,że w 1999 pokazała na co ją naprawde stać .Jestem DDP dorosłe dziecko alkoholika,które całe swoje dzieciństwo pamięta jako mjeden lęk przed ojcem alkoholikiem.Całe moje dzieciństwo i lata młodzieńcze hodowałam w sobie to dziadostwo ,ażeby pokazać mi cały swój *urok* w dorosłym życiu.Przez rok leczyłam się różne leki na zmianę ,które niewiele mi pomagały .Rodzina była bezradna i zresztą jest do dzisiaj ,bo mój mąż nie rozumie o co chodzi on miał spokojne ,normwalne dzieciństwo i dziś jest tez spokojnym facetem ,który normqlnie funkcjonuje.Przez pare lat z małymi jakimiś nic nie znaczącymi trudniejszymi chwilami było ok.W tym roku na nowo zaczęło sie i to u dentysty,którego do tej pory nigdy się nie bałam ,aż tu nagle...zaczęło mnie dusić ,zaczęłam mdleć nie czułam rąk,nóg nie wiedziałam co jest .Na początku myślałam ,że może to reakcja na znieczulenie,niestety na pewno nie była to reakcja na znieczulenie .dalej szło jak z górki.Zaczęły sie problemy z ciśnieniem zwłaszcza z tętnem ,strach wyjścia z domu coś co kiedyś mi sprawiało radośc taką zwykłą,babską uciechę jak kosmetyczka,fryzjer stały sie katorgą ,której zresztą zaczęłam unikać jak ognia.Urlop okazał się nie wypałem ,bo cisza i spokój wcale mnie nie uspokajały tylko moje myśli zaczęły pracować pełną parą niestey nie te pozytywne.Na dzień dzisiejszy jestem cholernie zmęczona tym dziadostwem,szlag mnie trafia ,że nijak nie mogę nad tym zapanować.Tyle po krótce o mnie czytam Wasze historie i każdemu z Was serdecznie współczuje .Czasem bardzo chciałabym się spotkać z takimi jak ja,jakiś wspólne spędzenie czasu i bezpośrednia wymiana doświadczeń myślę ze byłby fajnie.Na razie pozdrawiam Was gorąco i lecę do sklepu na zakupy jeszcze drobne (oczywiście z koleżanka nerwicą)PA!!!!!!!!!
Odnośnik do komentarza
Cześć Kochani! Renka, bardzo dobrze Cię rozumiem. Ja też najgorzej się czuję, kiedy siedzę w domu i mam dużo czasu. To właściwie taki paradoks. Człowiek boi się wyjść z domu, żeby - nie daj Boże - coś się nie przytrafiło, np. mały ataczek paniki, a jak już siedzimy w domu, to mamy zbyt dużo czasu na rozmyślanie i wsłuchiwanie sie w swoje ciało (serce chociażby). A tak w ogóle, to dziewczyny (Renka, Celestyna) macie za sobą, jak widzę naprawdę nieciekawą przeszłość. Takie *doznania* muszą w człowieku pozostawić jakiś ślad. No, szkoda, że *taki* ślad... Marcinie z Mazur, fajnie, że czujesz się dobrze w naszym towarzystwie:) Pisz do nas, pisz.... A Mała, Dharma, co tam u Was? Pewnie pakujecie walizy:) Celestyna! Jak radziłaś sobie cały dzień? Mam nadzieję, że dałaś radę. W każdym razie gratuluję. Już sam fakt. że zostałaś w domu i znalazłaś sobie zajęcie zasługuje na pochwałę. Nie próbowałaś czasem zastąpić tego xanaxu jakimś ziołowym uspokajaczem, tak na początek? (np. bellergotem). Może stopniowo by Ci się udało odstawić go zupełnie? Tak w ogóle, to byłam dziś na tych większych, planowanych zakupach. Miał to być dla mnie taki babski relaks (wiecie o czym mówię dziewczyny - kupowanie ciuchów:), a tak naprawdę, tylko się wściekałam... Bo coś za bardzo ostatnio to serce mi dokucza. Choć bardzo się staram, nie mogę nie zauważać tych ukłuć i bólów za mostkiem. Nie, nie urządziłam sobie paniki w środku miasta. Bagatelizowałam to jak mogłam. A po powrocie do domu udałam się do lekarza , żeby powiedzieć o tym sercu. Zrobiłam wreszcie to ekg i liczyłam na to, że lekarz powie, że wszystko ok. Ale niestety mam mieszane uczucia. Niby po wywiadzie powiedział, że to na pewno od nerwów, bo nic nie wskazuje na chorobę . Po ekg stwierdził jednak, że nie mam wady, ale za to mam przyspieszone bicie serca. Poinformowałam go, że mogło to być od zdenerwowania w czasie badania (już sam widok lekarza działa na moje serce pobudzająco:) On na to, że owszem, mogło tak być, ale trzeba to sprawdzić na następnym ekg, po przyjęciu leku. I mam zrobić badanie krwi, moczu i hormonów. A ten lek to PROPANOLOL, o którym niektórzy z Was pisali. A ponieważ nie mam czasu wracać do Waszych wcześniejszych postów, to bardzo proszę o jakieś informacje na temat tego leku. Wiem, że ma spowolnić bicie serca, ale ja jeszcze go nie wzięłam , bo się boję (jak wszystkich leków). A jeżeli za bardzo spowolni mi tą akcję? A może serce bije mi tak szybko tylko podczas badania? Mam pietra... Boję się, że będzie mi słabo, jak go będę brać albo co. Pomóżcie, napiszcie coś. A, i dostałam też jakiś preparat - mieszankę magnezu i potasu. To mogę brać, ale to drugie... Pa, pa!
Odnośnik do komentarza
Cześć Doro. Nie mam czasu, aby szerzej się teraz wypowiadać, ale mi lekarz też przepisał kiedyś Propanolol (pisałam już nawet o tym na forum). Tego leku nie musisz się obawiać, należy on do grupy beta-blokerów i faktycznie przywraca pracę serca do normy. Nie jest niebezpieczny i myślę, że nie odczujesz skutków ubocznych ( no chyba że się nakręcisz, jak to my potrafimy;)). Dodam może jeszcze to, że należy on do starszych leków, na rynku jest cała moc nowości, ale widocznie lekarze cenią sobie zalety Propanololu. Kiedyś, gdy miałam atak, wzięłam tabletkę - nie pomogło, drugą - też nic. Dałam sobie z nim spokój, bo nie lubię przyjmować leków, a skoro nie pomagał, to po co się faszerować. A najlepiej będzie jak wpiszesz sobie nazwę na wyszukiwarkę i wyczytasz wszystko. Jutro się odezwę, napiszę więcej. Całuję was Robaczki, trzymajcie się cieplutko!
Odnośnik do komentarza
Witam moje miłe nerwuski Renka doswiadczenia z dzieciństwa maja bardzo istotny wpływ na rozwój nerwicy.Zresztą jak sie idzie do psychiatry to pierwsza rzeczą o która sie zapyta do jest o dzieciństwo.ja tez jestem córką alkocholika,takze wiem przez co przechodziłas.Wprawdzie ja wielu rzeczy nie wiem bo byłam malutka jak mama od ojca poprostu uciekła,ale wszystkie inne rzeczy które sie potem wydarzyły były nie były sprzyjajace rozwojowi młodego zcłowieka.Ale jakoś mi sie udało *wyjśc na człowieka*.w przeciwienstwie do mojego brata który tez został alkocholikiem i w ieku 35 lat niestety umarł.Ja mozna powiedziec miałam zdecydowanie wiecej szczęscia ze dorwała mnie tylko nerwica a nie choroba alkocholowa.Ale czasami tak sobie myśle ze moze mój brat tez przezywał cos takiego tylko nie umiał sobie ztym poradzic i pił bo wtedy było mu lżej.Nie wiem,moze poprostu odziedziczył po ojcu te geny które odpowiadaja za uzaleznienia.A szkoda bo fajnym bratem był....w takim razie przezyłam to bardzo, bo to było tak nagłe,niespodziewanie.Byc moze ze to sie przyczyniło do nawrotu mojej choroby.Teraz to wszystko sobie układam w jedna całośc.Najpierw brat, potem nagle mamusia.Wtedy sie pewnie jakoś trzymałam bo byłam w ósmym miesiacu.Niby wydawało mi sie ze jakos sobie z tym wszystkim poradziłam,ale jak sie okazało nie.Ale ciezki dziecinstwo nie zawsze jest powodem.Jesli dobrze pamietam chyba kiedys Dora sie zastanawiała dlaczego ją to dorwało,ze dzieciństwo miała ok.A moze to była Darhma.Ach w takim faktem niezaprzeczalnym jest iz cięzko sie zyje z tym paskudztwem.I wiele ludzi tedo nie rozumie bo jak choroba nie jest widoczna to znaczy ze nie jest taka meczaca.No ale ja narazie chyba ja przegoniłam:)Ale niestety musiałam sie wesprzec lekami:( I wy napewno przegonicie to paskudztwo,tylko dajcie sobie czas.Narazie
Odnośnik do komentarza
Cześć! Ostatnio wcześniej wstaję, tak że będę dziś pierwsza. Niedługo idę do Kościoła, a potem wyjeżdżam się znowu trochę *porozrywać* - pochodzić po malowniczej, a niedalekiej okolicy - na moje ukochane jurajskie skałki. Dharma, dzięki, że odpisałaś w sprawie propanololu, jeśli możesz, to napisz coś więcej, bo ja nadal tego nie wzięłam. Proszę o *odzew* wszystkich, którzy to brali. Jak się czuliście, czy nie mieliście kłopotów z odstawieniem? Bo naczytałam się różnych rzeczy w ulotce i pisze tam m.in. że gwałtowne odstawienie może mieć przykre konsekwencje, np. zawał... Chyba nie powinnam czytać ulotek... Czy to działa też uspokajająco? Bo zdaje się pisało tam, że likwiduje lęki i niepokoje. No i oczywiście boję się, że jak tak skutecznie likwiduje, to po odstawieniu sama sobie nie poradzę z emocjami. A tak w ogóle to obawiam się też, że może mi zwolnić akcję serca niepotrzebnie i tyle... Może wtedy zemdleję? Napiszcie coś jeszcze proszę. Jutro idę na pierwszą poważną rozmowę do pracy. Będę przejmować bibliotekę i mam stracha. Już odczuwam poranne mdłości (a Ty, Dharma?:). Moja mama wczoraj stwierdziła, że ona przyczynę moich nasilonych dolegliwości widzi w zbliżającym się wrześniu... Pewnie ma rację. A co tam u Was? Tak się ostatnio na sobie tylko skupiam. Mała! Czemu się nie odzywasz? Mam nadzieję, że wszystko ok?
Odnośnik do komentarza
Witajcie Kochani:) Doro, napisałam chyba wszystko na temat Propanololu. Powiem szczerze, że nawet nie pamiętam, czy przeczytałam ulotkę (choć zawsze to robię), gdybym wiedziała, że po tym leku mogą być takie skutki uboczne, pewnie bym tego do ust nie wzięła. Oczywiście tabletki przepisał mi lekarz. Tak jak pisałam wczoraj, wzięłam je tylko raz, podczas ataku. Miałam nadzieję, że serce uspokoi mi się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, ale kiedy czekałam aż wróci do normy to jeszcze bardziej się nakręcałam, że nie zwalnia. Pomyślałam - skoro lek mi nie pomaga, na pewno mam zawał! Wzięłam drugą tabletkę - nie czułam wielkiej różnicy, dopiero po 10 kropelkach Milocardinu serce zaczęło wracać do normy. Stwierdziłam, że nie będę się truła. Nosiłam Propanolol kilka ładnych lat w torebce (mam go chyba nawet do dziś w starej torbie, którą zamierzam wyrzucić), nigdy więcej go nie wzięłam. Jeden listek dałam nawet mojej ś.p babci, która też ten lek przyjmowała. I tak się zakończyła moja przygoda z tym specyfikiem. Wnioski? 1) nie brałam, bo się bałam; 2)nie brałam, bo mi nie pomagał; 3)czułam się dobrze tzn żadnych skutków ubocznych po tych dwóch pigułkach. Doro, pisałaś, że robiłaś badania. Zastanawia mnie jedno...Do tej pory funkcjonowałaś bez leku takiego jak Propanolol. Lekarz stwierdził, że serce bije Ci za szybko i... no właśnie! postawił *diagnozę* przed zgromadzeniem kompletu wyników. Przecież masz dopiero zrobić badanie krwii, moczu i hormonów!!! Nie rozumiem celowości faszerowania Cię lekami przed ostatecznym wyjaśnieniem przyspieszonego bicia serca. Niby zrobią Ci ekg po przyjęciu leku. Absurd! Kurcze, lekarzem nie jestem, ale chyba logicznym jest fakt, że serce będzie pracowało normalnie po tabletce, która normuje jego bicie. A jeśli masz podwyższony poziom hormonów tarczycowych i tam jest pies pogrzebany, jeśli to jest przyczyna zaburzeń, a będziesz brała lek nie na tę dolegliwość, co trzeba. Nie chcę Cię tu namawiać do nieprzyjmowania Propanololu, ale radziłabym powiedzieć o tych obawach lekarzowi. Przede wszystkim, że boisz się skutków ubocznych oraz, że nie jesteś pewna (przed wynikami pozostałych badań), czy jest Ci to wogóle potrzebne, bo jak dla mnie to ciut pachnie to irracjonalizmem... Zmieniając temat, ja też już czuję niepokoje w związku z pracą, ale jak się tak dobrze zastanowić to te niepokoje są takie bardzo pozytywne. Troszkę wedle zasady *i chciałabym i boję się*, raczej z minimalną przewagą *już bym chciała*. Bardzo jestem ciekawa, jak to moje życie w Gorzowie się ułoży, ale wiem, że muszę znów zacząć budować wszystko, i siebie przede wszystkim, od nowa. Tak jak pisała Celestyna - co mi to da, że zostanę w domu? Będę rozczarowana sobą, brakiem pracy, uzależnieniem od rodziny, małymi możliwościami w moim małym mieście, zazdrosna, że inni mogą, a ja nie, że moi znajomi powyjeżdżali na drugi koniec świata ( DO AFRYKI ;P) z dala od mamy i taty, i jakoś sobie radzą...Te uczucia byłyby dla mnie cięższym przeżyciem, niż sama - normalna, bo ludzka przecież - tęsknota za domem. Wiem, że będzie mi ciężko, ale mam oparcie w moim Marcinie (po burzy wyszło słońce:)), który wspiera mnie jak może, tuli, słucha, a kiedy jest naprawdę źle, wyręcza w codziennych obowiązkach, pozwalając mi pozbierać myśli. Dlatego strach czai się gdzieś we mnie, ale na szczęście, Doro kochana, mdłości nie mam - cholera! okresu też nie... (już prawie trzy tygodnie, ale miałam już takie przerwy w odstępstwie chyba dwóch lat; raz nawet miesiąc mi się spóźniał, a potem znów jak w zegarku, więc znając siebie, cierpliwie czekam) Doro, damy jakoś radę, prawda? Reniu i Renko, bardzo Wam współczuję tak traumatycznego dzieciństwa, ale doskonale wiem, co czułyście jako małe dziewczynki i dziś już jako dorosłe kobiety. Co prawda, nie mój tata był alkoholikiem, ale brat mojej mamy, który mieszkał w naszym domu. Dobrze pamiętam nocne libacje, przekleństwa, wyzwiska, krzyki pod adresem moich rodziców i dziadków, groźby, że spali dom, a mojego tatę zatłucze siekierą. Pamiętam te sznureczki *marginesu społecznego*, które ciągnęły do naszego domu (wejście do siebie wujek miał osobne) i policję, która przyjeżdżała czasem nawet kilka razy w tygodniu. I nadszedł dzień, kiedy proroctwa mojego wujka prawie się ziściły. Zasnął po pijanemu z papierosem w dłoni, i gdyby nie mój czujny nos, dziś może nie byłoby mojego rodzinnego domu. Spaliłby nas żywcem, w porę tato ugasił tlącą się pościel, nadpaloną podłogę, ale niestety wujek stracił życie. Dlatego doskonale Was rozumiem, i wiem, że te przeżycia mogły się odbić piętnem na waszych psychikach. Czy można zapomnieć? Chyba nie. Wydaje mi sie, ze na mnie ta sytuacja wpływu nie miała, bo byłam odizolowana od wujka alkoholika, ale tego widoku: leżącego, już martwego na schodach wejścia do domu, nie zapomnę do końca życia. Dziwne, zapomniałam o tym, dopiero Wasze historie przypomniały mi o tym rysie mojego dzieciństwa; a co dziwniejsze - wybaczyłam wujkowi, nie mam żalu, wiem, że był chorym człowiekiem! I na koniec chciałabym jeszcze powitać najmłodszą wśród nas osóbkę - Paulinę. Oby tak dalej, Paula, bo widzę, że optymizmu Ci nie brakuje:) A skąd u Ciebie, w tak młodym wieku, nerwica lękowa? Czyżby jej przyczyną był Twój strach przed śmiercią? Ja też jej się boję i nachodzą mnie czasem takie niespodziewane myśli *po co to wszystko, skoro i tak umrzemy?* Ale staram się je jak najszybciej wyrzucić z głowy, czasem nawet nucę sobie jakąś melodię, aby o tym nie myśleć. Pokrzepiam się też tym, ze przecież śmierć to nie koniec życia, że dopiero po niej wszystko się zacznie:) Paulino, zachwalasz też swoją panią doktor, może napisz nam jak wygląda terapia, na czym polega walka z lękiem, jakich technik, metod pani doktor używa, w jaki sposób z Tobą rozmawia, jak uczy Cię radzić sobie z atakami lęku, czy paniki. Myślę, że wszyscy chętnie poczytają, jak wygląda terapia od kuchni, od fachowej strony - ja na pewno z przyjemnością *posłucham*:) A gdzież to nasza Mała się podziała? A nasz słodki rodzyneczek? Marcinie, co tam u Ciebie, jak samopoczucie? Och...napisałam się ja za całe dwa dni:) Zmykam na obiadek, ale potem zajrzę. Miłego dzionka nerwuski:)
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×