Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

Kochana Dharmo, nawet nie wiesz jak mi pomogłaś. Od razu mi się lepiej zrobiło:)) *Zrobisz dobrze komuś, ale czy sobie? To jest nasza kolejna wada, drogie panie - wszystko i dla wszystkich, a dla siebie nic + potworne wyrzuty sumienia. Czyż nie mam racji? Jestem identyczna. Zawsze działałam pod presją innych, aby nie urazić, nie skrzydzić, nie powiedzieć czegoś niewłaściwego, ale zawsze kosztem siebie. Teraz już tak robić nie będę!* I masz 100% racji. Tylko, że moja asertywnosć wygląda tak, ze najpierw nakręcam się, że powiem tej *okropnej* babie co myślę, powiem mu, jak mnie to denerwuje, powiem, że mam lęki i to zupełnie zmienia postać rzeczy. Czytałam, że Wasi mężowie/faceci nie do końca rozumieją, ale pomagają. No to chyba zupełnie jak mój facet. Chociaż nigdy nie usiadłam z nim i mu nie opowiedziałam wszystkiego od początku do końca. Myślicie, że powinnam? Tak, jak pisałaś Dharmo (?, z góry przepraszam, jeśli była to Dora, ale jeszcze Was sobie układam, wyobrażam) mój też jest w stylu *białe jest białe a czarne czarne*. Uh. Idzie noc. I nie będę się nakręcała. I nawet jeśli całą noc miałabym czytać tę cholerną książkę, to niech tak będzie! Ostatnio miałam syndrom urojonego wyrostka. Już nawet znalazłam sobie klinikę:)) Ach, te nasze dolegliwości! Te raki, guzy, wszystko wymagające operacji.. Dharmo, napisałaś dokładny schemat powstawania tego przebrzydłego kołatania. Jak sobie to wyobraziłam, to od razu poczułam, że moje serce *potakuje* mi w piersi, że to tak:D [ach, jestem wariatką, przepraszam.] Staram się jak najwięcej wyciągnąć o Was z Waszych wiadomości. Przyjmuję Wasze objawy:D, ale to chyba norma.
Odnośnik do komentarza
Cześć dziewczyny! Piszę dopiero teraz, bo dość zajęta dziś byłam. Widzę, że uchodzę wśród Was za gosposię:) No nie dziwię się w sumie, jak ciągle piszę o burakach, wiśniach... A, o ogórkach zapomniałam :)) Ale to już mój mąż zaprawia, a ja mu pomagam. Nie zje żadnego obiadu złożonego z ziemniaków bez ogórków. No to jak takich ilości potrzebuje, to niech sobie zaprawia, nie? ;)Tyle, że on to lubi. Ale to ja wykonuję najbrudniejszą robotę... Nie myślcie sobie czasem, że ja to wszystko tak lubię robić. Nie, wcale nie jestem taka zapalona kuchara. Robię to z przyzwoitości i dla zaspokojenia sumienia. Alicja! Dobrze, że tu wreszcie zaglądasz i że wyciągasz z naszych wiadomości jak najwięcej. O to właśnie chodzi, żeby czerpać z naszych doświadczeń. Piszemy przecież nie tylko o porażkach, staramy się dzielić sukcesami. I sposoby naszego *radzenia sobie* są podpowiedzią dla wszystkich. To chyba faktycznie moje słowa, jeśli chodzi o sposób myślenia facetów *białe jest białe...* No bo chyba mam rację. Panów musimy sobie wychować drogie panie. To wtedy będą nam pomagać . Nie mówię tylko, że to łatwe.... Ja, Mała też pocieszałam dziś mojego męża, który w pracy ma za dużo obowiązków i czasem nieźle ma wszystkiego dość. Tak to już jest. Pracy nie ma - źle, a jak jest, to też źle. Bo nie traktują jak ludzi... Jeszcze do Alicji. Ja kochana też wymyślam sobie najgorsze paskudne choróbska kiedy tylko coś mnie boli, zakłuje. Ale najgorsze myśli przychodzą wtedy, gdy coś się dzieje z głową i sercem. O, dziś na przykład wydawało mi się, że parę razy lekko zakłuło mnie w sercu. Jestem pewna, że gdybym siedziała w pracy i była czymś zajęta, to albo nie zwróciłabym na to uwagi albo zbagatelizowała i szybko zapomniała. A że jestem w domu w tej chwili, to rozpamiętuję i wymyślam. Powiem Wam, że w duchu bałam się tych wakacji, bo czułam że tak będzie. I tak nie jest najgorzej. Czasem myślę, że chciałabym, żeby zabolało mnie coś normalniejszego, ręka, noga, nie wiem. Coś konkretnego, a przynajmniej z konkretnej przyczyny. I żeby dało się logicznie wytłumaczyć i wyleczyć oczywiście. A w zamian oddałabym te kłopoty sercowe i lęki... Dharma, kupiłam dziś ten *lito coś tam*. Będę się sodować i potasować. A ciekawe co tak Renia długo nie zagląda.. A Minia? No to pa. Może jeszcze tu zajrzę. Muszę znów iść poczytać małemu te *Dzieci z Bullerbyn*, bo inaczej spać nie pójdzie. Ja chyba jestem zła matka, że dziecka tak długo spać nie wyganiam. Ale co tam, wakacje ma... No i męża też chyba uśpić dziś muszę... Też mi nie odpuści:)
Odnośnik do komentarza
Czesc dziewczyny. Ja tylko na chwile, bo jakos ostatnio nie mogę dojsc ze soba do ladu. Ciagle mnie cos kłuje, strzyka, gniecie, sciska itp. (klatka, plecy, ramiona, gardlo). I dola zlapalam i wszystko mnie wkurza i w ogole ustawiona jestem na *nie* :-( Mam tylko ciagle nadzieje, ze to tak przed tym okresem i jak przejdzie to mi sie uspokoi. Ale narazie to mnie trafia.... Tak wiec czzytam Was ale nie będę uzewnetrzniac moich agresywno - pesymidtycznych odczuc bo nawet ja mam już tego dosc. Alicjo witaj znow i zostan z nami. Sluchaj Dharmy bo to madra dziewczynka ;-) Podpisuje sie pod tym co Ci napisala. I radz sie nas a nie innych *madrych* osob, ktore nie znaja problemu. Nie wymadrzam sie, ale mysle, ze jak sie tego nie przejdzie, to sie nie rozumie innych. Ale ze swoim mezczyzna pogadaj, bo będzie Ci lepiej jak sie wygadasz tak *do glebi*. A i on choc nawet nie zrozumie, to będzie miał lepszy obraz sytuacji. Dharmo bardzo sie ciesze, ze udalo Ci sie wrocic do formy. Bardzo w Ciebie wierzylam i wiedzialam, ze dasz sobie rade. Naprawde bardzo sie ciesze. A apropo latania, to powiem Ci, ze najwazniejsza jest motywacja (jak chyba we wszystkim). Ja balam sie sanolotow panicznie nawet jak widzialam lecace na niebie lub slyszalam ten okropny dzwiek. A polecialam. Z milosci i tesknoty. Tak samo, to, ze tu jestem już 7 tydzien. Ale powiem Ci, ze nie wiem skad czerpie sile. Chyba wlasnie z tego uczucia i tego, ze tak bardzo brakuje mi Marcina, gdy jestesmy osobno. Ale dzis już wiem, ze drugi raz nie podjelibysmy decyzjimo jego wyjezdzie. Ale czlowiek uczy sie na bledach... Doro moja droga a Ciebie podziwiam za ta dzialalnosc kulinarna i gratuluje, ze zebralas sie na tyle *zaprawiania* tym bardziej, ze nie jest to Twoja pasja. Wiem, ze dzis tak malo skladnie i malo wyczerpujaco pisze, ale wybaczcie mi. To przez *ten* stan. Ale jestem z Wami i nie wyobrazam sobie dnia bez zagladania tu. Calusy gorace! papa
Odnośnik do komentarza
hej.jestem nowa ,tez z nerwica lekowa.jakos do tej pory bylam sceptycznie nastawiona na korzystanie z internetu . W ogole nie mialam pojecia , ze jest tylu ludzi ,ktorzy odczuwaja te cholerna chorobe podobnie jak ja. od 3 lat jeste na seroxsacie . Dawke sama sobie zmniejszylam ze wzgledu na jego cene.najgorzej czulam sie w latach 90-tych. nie moge wyjsc z podziwu , ze to wszystko wtenczas przetrzymalam. dzis juz by mnnie nie bylo na to stac. ogolnie mowiac nie jestem szczesliwa, ta choroba odbiera mi radosc zycia. pozdrawiam goraco.
Odnośnik do komentarza
Witamy nowego *nerwuska*:) Doroto, my też - jak już się na pewno zorientowałaś - zmagamy się z tą chorobą, ale staramy się złapać do niej dystans, a im więcej rozmawiamy ze sobą, tu na tym forum, tym lepiej sobie radzimy i z nerwicą, i z życiem:) Mamy tutaj taką małą forumoterapię:) Zapraszamy do nas częściej, bo jeśli poczytałaś nasze wcześniejsze posty, zauważyłaś pewnie, że bardzo u nas rodzinnie. Myślę, że dziewczyny zgodzą się ze mną, iż zżyłyśmy się ze sobą mimo, że nie widziałyśmy się na oczy...Dzień bez forum - to dzień stracony:) Życzę dużo optymizmu, radości i wiary, że nerwicę można pokonać. Jeśli masz ochotę, napisz nam coś więcej o sobie:) Dziewczyny drogie, a co to się dzisiaj stało?! Ciemno wszędzie, głucho wszędzie, co to będzie?;P Chyba wszystkie moje koleżanki *wakacjują* odrobinkę. Popieram, czerpcie energię ze słoneczka pełnymi garściami:) Ja miałam dziś dzień w kuchni, ale obiadek wszystkim smakował, więc mam satysfakcję. Za tydzień wracam już do Gorzowa. I cieszę się, i niepokoję, tyle nowego przede mną. A że u mamy jak u Pana Boga za piecem, to aż strach wracać do samodzielności, nowej pracy...Czeka mnie też wprowadzka na nowe mieszkanie, choć parę dni będziemy musieli pomieszkać u kolegi, bo mieszkanko najwcześniej wyremontują na 20. Już zastanawiam sie jak to będzie, ale jestem pełna optymizmu, jakoś muszę sobie poradzić. Przecież moi rodzice są dorośli i na pewno doskonale sobie poradzą beze mnie. Bo co jak co, ale nadal siedzi we mnie *córka opiekunka*, która uważa, że bez niej świat się zawali, i sama - chyba na własne życzenie - nie potrafi odciąć pępowiny. Tłumaczę sobie, że moi rodzice mają własne życie, są aktywni, dzięki Bogu - zdrowi. Tato nawet wybiera się na wycieczkę do Lwowa (śpiewa w zespole i z nim wyjeżdża), a mama wraz z koleżankami założyła w naszym mieście Uniwersytet Trzeciego Wieku. Chodzi na wykłady, jeździ na wycieczki, bryka na spotkania zarządu, a w październiku wybiera się to na basen, to do teatru...Więc, czym ja się martwię, drogie panie, no czym? Pozdrawiam serdecznie. Mam nadzieję, ze jakaś duszyczka zajrzy dziś na tę stronkę...?
Odnośnik do komentarza
Cześć słoneczka moje kochane Nie było mnie kilka dni bo stała sie rzecz nastepująca : moja serdeczna kolezanaka która mieszka kilkadziesiat kilometrów od Poznania wpadła do mniew poniedziałek i prawie mnie sama pakująć wyciagnęła mnie tak z marszu do siebie na wieś.A nie maja narazie internetu wiec nie mogłam słoneczka sie odzywac,ale bardzo czesto o Was myslałam.Było fajnie,słonca duzo piwko i kiełbaski z ogniska.Wypoczełam.oczywiście przeszło mi po głowie to i owo np ze daleko od miasta , ze jak by w razie czego to do szpitala daleko i takie tam,ale to były tzw: chwilowki,którym sie nie dałam rozwinąc.Nie wiem jeszcze co tam Was moje Aniołki,bo nie zdązyłamjeszcze poczytac,co zrobie jak położe dziewczynki spać Tymczasem Moja droga Doro,Darhmo,Minio i Malutka całuję Was mocno.Wróce jak tylko odstawie dziewczyny do łózek.
Odnośnik do komentarza
Cześć wszystkim starym i nowym nerwusom! O, Renia, jak miło Cię znowu.... czytać chyba:) Chciałam napisać widzieć, ale nie pasuje. Fajnie, że sobie wypoczęłaś i oderwałaś od codzienności. Widzę, że wszystko u Ciebie ok, cieszę się. Dharma, to widzę teraz po kim odziedziczyłaś energię życiową. Bo z tego co nam o sobie pisałaś - taką sobie Ciebie wyobrażam - jako działaczkę lubiącą zmiany. Jaka matka, taka córka! Ja ostatnio nadrabiam zaległości towarzyskie - głównie przyjmuję mamusie (a moje koleżanki) z kolegami mojego syna. Jutro kolejna wizyta. Już mi się trochę to znudziło, ale co zrobić. Każde wyjście z domu zresztą dobrze na mnie działa, na Was chyba też.Nawet jak się pozmuszam. Codziennie też funduję sobie wyjazd do sklepu na rowerku. Bardzo to lubię. Nie zglądałam tu wcześniej, bo jakoś w takie ciepłe dni rzadziej włączamy komputer. A widzę, że i Wy, moje drogie też. Ale jesteśmy zajęte... No i dobrze, o to chodzi! Jesteśmy w dobrej formie dziewczyny. Tak trzymać! A co dziś u Ciebie, Mała? A, pozdrawiam nową Dorotkę! Tylko nie uciekaj od nas tak od razu! Napisz coś więcej o sobie i zaglądaj częściej.Pa!
Odnośnik do komentarza
Czesc dziewczyny! U mnie kiepsko. Niestety :-( Dolegliwosci nie ustepuja ( a mam wrazenie, ze sie nasilaja ), a do tego totalny dol psychiczny :-( Trwam wprawdzie caly dzien, robie co do mnie należy, ale wewnatrz jest naprawde zle. Teraz to już mysle, ze z tym moim sercem to naprawde cos jest nie tak. Powiedzcie mi, czy ekg i echo serca mogloby nie wykazac, ze cos mi grozi? Bo wszystkie wyniki wyszly mi dobrze przed wyjazdem, ale może cos sie pogorszylo, może cos moglo nie wyjsc? Boje sie strasznie i zle mi z tym....
Odnośnik do komentarza
Kochana Reniu wracam w przyszla niedziele. Nie mogę sie już doczekac, bo.... znalezlam mnostwo lekarzy, których musze odwiedzic. I wcale to nie był zart. Powiem Ci (Wam), ze chyba jestem na skraju zalamania nerwowego. Staralam sie być silna, dalej funkcjonuje, bo musze. Nikt tu poza mna nie zaopiekuje sie moja coreczka, ale coraz bardziej mam wrazenie, ze ta walka z kazdym dniem, byle dotrwac do nastepnego poprostu jest już ponad moje sily. Wiem, ze pewnie dam rade do powrotu, bo musze, ale ci będzie dalej ? Mam wrazenie, ze rozsypie sie na kawalki. Wiem, ze jestem pokopana i pewnie fizycznie zupelnie zdrowa. Ale co mi z tej wiedzy? Obecnie nie przemawia ona do mnie w najmniejszym stopniu. Nawet napic sie boje. Placze, placze, placze i brak mi już sily....
Odnośnik do komentarza
Mała, Skarbie, co to się porobiło? Może napisz nam dlaczego się tak podle czujesz...? Obawiasz się o swoje zdrowie, o to, że coś Ci dolega (przez te problemy z serduszkiem), czy może trapi Cię coś innego (przejmujesz się czymś i stąd te dolegliwości)? Czy Ty przypadkiem Kotek, nie zadręczasz się jednak wyjazdem do Polski, a raczej rozłąką z mężem, kiedy nadejdzie czas powrotu na Wyspy? Jeśli chodzi o badania to jestem przekonana, że nie mogło dojść do pomyłki. EKG nie oszukasz - to jest maszyna, zmonitorowała pracę Twojego serca i nie ma mowy o pomyłce. Echo też jest bardzo dokładne i też maszyna określa wszystkie parametry: grubość i elastyczność ścian serca, budowę komór, przedsionków i zastawek, przepustowość krwi, opór tętnic i ich napięcie przy skurczach i rozkurczach serca. Wszystkie parametry są na wydruku, a lekarz dokładnie opisuje, jak pracuje serduszko. Nie ma mowy o pomyłce! Radzę, abyś po powrocie do kraju - dla własnego spokoju - zrobiła jeszcze raz cały zestaw badań, ze wskazaniem na te tyczące się serca. A póki co zachowaj spokój, zobaczysz, że poczujesz się lepiej, bo jak na mój nos Twoje złe samopoczucie jest tylko i wyłącznie efektem nakręcania się. Mała, zaglądaj do nas i pisz, jak tylko jest Ci źle, nawet jeśli miałabyś pisać przez łzy. Ja bardzo często zaglądam na forum (choć od wczoraj do dziś, do południa nie mogłam się dostać, bo były chyba jakieś prace na serwerze), będę pisać. Trzymaj się i życzę cierpliwości, wytrwałości, siły. Buziaki
Odnośnik do komentarza
Cześć Mała i wszystkie inne dziewczyny! Przykro mi bardzo, że źle się czujesz. Ale wiesz co? Ja myślę, że zafundowałaś sobie taką deprechę, że Twoje dolegliwości fizyczne po prostu przez to się nasiliły. Już chyba nie jesteś w stanie myśleć o niczym innym, jak o tym sercu. To sie dzieje wbrew Tobie. Nerwy potrafią wykończyć bardzo szybko, bo są podstępne. A kiedy człowiek się podda, to jeszcze gorzej. Musisz szukać sposobu wyrwania się z tego doła. Ja ostatnio raczej dobrze się czuję, ale mam jakieś ukłucia w serduszku co jakiś czas, czasem coś zatrzepocze... I najgorzej jest wtedy, gdy jestem w domu, bo wpadam w panikę po każdym takim odczuciu. Nawet jak wezmę się za jakąś robotę, to i tak moje myśli uparcie krążą tam , gdzie nie chcę. Ale poszłam dziś z dzieckiem do kolegi i jego mamy (choć nie chciało mi się) i rozmowa z nimi skutecznie odwróciła moją uwagę od tego problemu. Zmiana otoczenia podziałała. I skutek jest taki, że teraz jestem w lepszej formie psychicznej. A Ty, moja droga chyba jednak lepiej poczujesz się jak wrócisz do kraju. Tutaj chyba masz większe szanse na powrót do formy. Myślę, że masz więcej znajomych, z którymi możesz się spotkać. Tak? Nie martw się już, na pewno wkrótce będzie lepiej. A może to napięcie przedmiesiączkowe tak Cię wykańcza? Głowa do góry!
Odnośnik do komentarza
Dharmo i Doro Kochane powiem Wam, że porobiło się naprawdę beznadziejnie. Po pierwsze te ciągłe odczucia fizyczne, które wydają mi się jakąś chorobą. Nie potrafię o nich nie myśleć I ostatnio nic nie pomaga. Wstaję rano - myślę, gotuję, sprzątam, bawię się z dzieckiem, rozmawiam ze współlokatorami, chodze na zakupy, spacery - i mimo to myślę, myślę, myślę.... Idę spać - myślę, a potem w nocy spać nie mogę i też myślę. Zabrzmiało to pewnie dosyć zabawnie, ale powiem Wam, że nie jest mi do śmiechu. Po drugie - wpadłam w okropną depresję z powodu tego ciągłego myślenia i że to mi nie daje spokoju, i że od 2 miesięcy (cały okres pobytu tutaj) nie mam ani 1 dnia spokojnego, i że się nakręcam, i że nic nie potrafi mnie cieszyć, że nie mogę tego przezwyciężyć, itd., itp. No i po połaczeniu jednego z drugim wyszła mieszanka wybuchowa :-( Jeśli chodzi o przyczyny wszystkiego, to podejrzewam, że jest ich niestety wiele. Na pewno to, że wyjeżdżam i myśl o tym, że jak Marcin tu wróci, to znowu, mimo bliskości innych osób, czekają mnie samotne noce i tęsknota. I choć cieszy mnie powrót, bo poniekąd tak jednak będzie mi dużo łatwiej (duża rodzina, znajomi, lekarze, u których zrobię gruntowne *przebadanie się*), no ale zostaje to *ALE*. Napięcie miesiączkowe też robi dużo złej roboty. I podejrzewam, że moja gospodarka hormonalna zwyczajnie zwariowała. Nie bez znaczenia jest też to, że jednak coś tam w tej klatce czuje i nawet jeśli jestem świadoma tego, że to może być wszysko na tle nerwowym lub przez tą huśtawkę hormonów, to niestety odczuwam i nie umiem nad tym nie myśleć. Doliczyć jeszcze muszę takie rodzinno - bytowe kłopoty i dylematy i niestety zbliżający się lot samolotem i chyba wystarczy. Dziewczyny powiem Wam, że jestem na etapie, że żadne racjonalne argumenty na mnie nie działają, a walczyć nie mam już sił. Jakoś funkcjonuję, bo patrząc na mnie nikt, by nie powiedział, że coś mi jest. Tak jak już pisałam wczoraj - robie to co muszę. Ale to co dzieje się w środku to inna sprawa :-( Ale się nażaliłam.... Narazie nawet to nie pomaga, ale chce pisać, chcę ubierać to w słowa, bo może w końcu odbiję z tego dołka. Dziękuję Wam bardzo, że jesteście! Wasze słowa naprawdę działają na mnie jak balsam na rany. Przynajmniej na chwilę. Cieszę się też, że z Wami lepiej. Ja chyba jednak za krótko *to* mam. Wiem, że może głupio to zabrzmiało, ale jak tak patrze (czytam ?) na Was, to wydaje mi się, że z czasem można nauczyć się lepiej nad tym panować. Ja tak męczę się 4 miesiąc. Przez chwilę myślałam, że spoko, nie jest tak źle, wyjdę z tego. Ale jak piszecie nerwy działają podstępnie. Uderzają nagle, a ja chyba jeszcze nie potrafię skutecznie przechodzić tych gorszych okresów. Cieszę się (choć przez łzy), że Wam jest dobrze. I tak trzymajcie! Ja chce wierzyć, że ze mną też tak w końcu będzie......
Odnośnik do komentarza
Witam Was goraco. Dziekuje , ze mnie tak cieplo przyjelyscie. niestety ja mam ograniczony dostep do komputera ,wiec ne bede mogla pisac systematycznie.A teraz troche o sobie. Mam 37 lat, od kilku lat ponownie mieszkam na wsi u rodzicow ( to troche jak pepowina).Jestem po nieudanym malzenstwie, ktore zaowocowalo depresja i nerwica lekowa oraz dwoma poronieniami. Sam smutek. Obecnie mam swojego mezczyzne , z ktorym planuje slub , no i podjelam sie od niedawna leczenia w Centrum Diagnostyki Nieplodnosci. Musze sie pochwalic , ze pomimo mojej nerwicy podjelam sie studiowania. Szlo mi bardzo ciezko, bo koncentracja zerowa , ale chyba tylko dzieki goracej modlitwie udalo sie to skonczyc. Rowniez rok temu zdalam za pierwszym razem egzaminy z prawa jazdy. Znajomi mi mowia ,ze w moim stanie to duze osiagniecia, ja jednak potrafie byc z siebie dumna przez chwile. Mam bardzo niska samocene, a do tego od zawsze bylam pesymistka. Ta cholerna choroba odbiera mi radosc zycia. Przeciz byl taki czas ,kiedy w ogole nie potrafilam nawet myslec o wyjsciu za prog. Mysle ,ze najgorsze mam za soba ,teraz objawy sa mniej intensywne ,ale i tak czuje sie jakby dookola mnie stal mur nie do zdobycia. Czuje sie ograniczona ,inna. Czasem mam zal do siebie za to ,ze jestem jaka jestem. Ale dosc narzekania.Musimy zyc, jeden dzien moze byc gorszy ,drugi lepszy. Mnie duzo daje modlitwa i Msza sw.Jutro moj mezczyzna wyjezdza na miesiac do Szwecji, wiec czuje sie podenerwowana.Nie wiem jak bede sobie sama radzila. Co prawda jeszcze na stale razem nie mieszkamy , ale wspolnie robimy sobie gniazdko. Napisze do Was,kiedy znow sie pojawie u nas.Trzymajcie sie dziwczyny, pozdrawiam goraco .
Odnośnik do komentarza
Cześć słoneczka Właśnie wróciłam z kolejnej wizyty od dentysty i juz sie uspokoiłam,ale musze wam powiedziec ze troche popanikowałam ale chyba bardziej ze strachu niz jak kiedyś z leku,ze moje serce nie wytrzyma tego napiecia.Malutka czy Ty kochana robiłas badania w kierunku tarczycy.Bo ja cała ta depreche i nerwice dostałam od kolezanki tarczycy.Takze kochana do nastepnej niedzieli juz tylko kilka dni.Przyjedziesz i porobisz sobie badania i napewno sie uspokoic.Bo przeciez kto jak kto ale My wszystkie wiemy ze przychodzi taki moment kryzysowy,ze nikt nie jest w stanie nam przetłumaczyc,ze to nerwica robi sobie z nami co chce i nie ma mowy ozadnych chorobach serca,Wiem pamietam jak to jest,jest dobrze zeby w ciagu jednego dnia byłao tak fatalnie ze człowiek funkcjonuje tylko z poczucia obowiazku.Tylko trzeba przetrzymac(wiem ze to jest bardzo ciezkie)a przyjdzie ukojenie.narazie musisz przetrzymać na melisie-polecam dwie torebki na szklanke trzy razy dziennie.Dasz rade.I pisz kochana pisz jak tylko masz czas.Buziaczki
Odnośnik do komentarza
MALA - dziewczyny mają 100% rację: wytrwaj, przetrzymaj, jeszcze kilka dni i będziesz w domu. Wiem, że tęsknota za ukochanym może podcinać skrzydła, odbierać radość życia. Ja cierpiałam tak przez rok, kiedy mój Marcin wyjeżdżał do Gorzowa na studia, a nasz kontakt ograniczał się jedynie do weekendowych spotkań co dwa tygodnie. Było mi bardzo ciężko, znienawidziłam wręcz niedziele, bo to oznaczało, że mój luby wsiądzie w autobus i odjedzie. Wracałam do domu z PKS-u z uczuciem kluchy w gardle, nie mogłam opanować łez, żal rozkładał mnie na łopatki. Postanowiliśmy zamieszkać razem. I teraz problem jest odwrotny - te same objawy z tym, że ukierunkowane na tęsknotę za domem i rodziną. I gdzie tu kompromis, gdzie rozsądek i racjonalne myślenie, gdzie dojrzałość emocjonalna i niezależność? Wiem doskonale, co czujesz - myślę nawet, że jedziemy na tym samym wózku. Ty wrócisz do kraju, ale rozstaniesz się z Marcinem, ja pojadę z ukochanym do Gorzowa, a rozstanę się z rodziną! Przygotowuję się intensywnie na tę chwilę, nastawiam odpowiednio, ale obawiam się, żeby nie było tak jak z dentystą. Cały tydzień śmiałam się z własnych obaw, odwracałam myśli od wizyty, nawet rano przed wyjściem byłam pełna optymizmu, a kiedy tylko znalazłam się przed drzwiami, wpadłam w totalną panikę. Oby tak nie było i w tym przypadku. Wczoraj Marcin uświadomił mi, że nasze przyjazdy do domu mogą zdarzać się nieczęsto. On rozpoczyna studia zaoczne, jeśli znajdzie pracę, będzie najprawdopodobniej pracował na zmiany, w mojej pracy mogą wypadać dyżury w weekendy. Nasze grafiki mogą więc być bardzo rozbieżne. Nie mamy samochodu, a do domu jakieś 200 km, czyli 4 godz autobusem! A ja tak bardzo potrzebuję kontaktu z domem. Szukałam nawet wczoraj w internecie informacji na temat *odcinania pępowiny*, ale - mimo różnie konstruowanych zapytań - nic nie znalazłam. Czasem ludzie rozmawiają o tym problemie na forach lub blogach z tą różnicą, że w większości to oni są zatrzymywani przez rodziców, a chcą rozpocząć samodzielne życie na własny rachunek. U mnie jest sytuacja odwrotna. Rodzice popierają, nie powstrzymują, a ja ograniczam samą siebie i boję się z tego domu wyjechać. Może Wy mi jakoś to przetłumaczycie, choć zrozumiem jeśli ten *niedojrzały temat* już Was nudzi, bo przecież na okrągło o tym piszę... Mała, myślę, że podobnie jest z Tobą - jak sama napisałaś - mnóstwo mniejszych i większych emocji i problemów nazbierało się w Tobie, dając ot taki specyficzny i całkiem niesmaczny koktajl. Wiem, jak człowiek czuje się z takim kołowrotkiem w głowie. Nie dość, ze okropnie fizycznie (wtedy wszystko dolega, a to sygnał od organizmu, że ma już dość), to jeszcze gorzej psychicznie. I to cholerne *przeżuwanie myśli* - fujjj! Nienawidzę tego! Miałam identyczne momenty, za co bym się nie wzięła, z kim bym nie rozmawiała, myśli wciąż krążyły wokół tego samego. Jestem przekonana, że właśnie to myślenie nas wykańcza - mózg funkcjonuje na takich obraotach, że ciało odmawia posłuszeństwa. W *Optymizmu można się nauczyć* Seligman dawał takie oto rady na *niemyślenie*: 1) wyznaczyć sobie godzinę, w której zajmiesz się rozważaniem danej kwestii; wówczas przestajesz się zadręczać, bo jest to psychologicznie nieuzasadnione, 2) prysnąć sobie w twarz zimną wodą, 3) założyć na nadgarstek gumkę recepturkę i kiedy tylko nadejdzie uporczywa myśl, strzelać ile wlezie. Szczerze mówiąc ja od tej gumki zaczynałam. Nawet w mieście, będąc na zakupach *strzelałam z nadgarstka*:) Pomaga, choć na chwilę, a z czasem całkiem odwraca myśli. Tylko wymaga to cierpliwości, bo nie zmienisz własnego myślenia w godzinę. I jeszcze jedno, moje drogie panie, moja droga Mała - my źle interpretujemy świat i dziejące się wydarzenia (już o tym pisałam kiedyś). Mamy po prostu negatywny, pesymistyczny sposób wyjaśniania. Spójrzcie na nasze wypowiedzi *boję się; jestem chora; NA PEWNO coś mi jest; NIE dam rady; NIE mam sił; PODDAJE SIE; ZNóW zostanę sama; ZAWSZE jest tak samo; jestem wściekła NA SIEBIE; NIC mi nie wychodzi; on/ona NA PEWNO nie zrozumie; Z WYPOWIEDZI MALEJ - czekają mnie samotne noce i tęsknota; od 2 miesięcy (cały okres pobytu tutaj) nie mam ani 1 dnia spokojnego, i że się nakręcam, i że nic nie potrafi mnie cieszyć, że nie mogę tego przezwyciężyć; walczyć nie mam już sił) Wszystkie wypowiedzi, w których pisałam wielkimi, drukowanymi literami wskazują, ze interpretujemy zdarzenia jako te, które: przydarzają sie tylko nam!, trwają od zawsze i na zawsze, więc mają charakter ciągły, wszystkie nasze niepowodzenia traktujemy jako długotrwałe (a nie chwilowe, po których można sie otrząsnąć i pójść dalej), wszystko należy zanegować, bo przecież NAM nic dobrego, pozytywnego, optymistycznego zdarzyć się nie może(!). Mała, wiem, że nie przyjmujesz do siebie racjonalnych argumentów, ale spójrz, że już teraz założyłaś, że *twoje noce będą samotne i pełne tęsknoty*. Już teraz na tę tęsknotę się nastawiłaś. Z pewnością będziesz odczuwała brak męża, ale pomyśl, że wieczory możesz spędzać z przyjaciółmi, rodziną - jest jeszcze ciepło, więc można grillować, pójść do kina, posiedzieć z kimś i porozmawiać, zadzwonić do męża, zaplanować kolejny dzień, a po tych atrakcjach (po całym dniu opieki nad dzieckiem) padniesz do łóżka. Kolejny przykład - *WALCZYć MAM SIłę I NIGDY TEJ SILY NIE STRACE!!! BEDE DLA SIEBIE ZYC, BEDE DLA MEZA ZYC, BEDE ZYC DLA NASZEGO DZIECKA! I BEDE SZCZESLIWA, BO JAK JA BEDE, TO BEDZIE SZCZESLIWA CALA MOJA RODZINA*... Ja do takich prostych wnisków dochodze po tylu latach walki z nerwicą. Raz jest lepiej, innym razem gorzej, ale uświadamiam sobie coraz to nowe rzeczy. Do tego potrzeba czasu i optymizmu, że wszystko może się udać. A jakie to trudne - wiem dobrze, ale powiem Wam w sekrecie - wierzę, że to możliwe!
Odnośnik do komentarza
Wiesz Mała? Intensywnie myślę, jakby Cię pocieszyć, żeby poskutkowało na dłużej niż chwilkę. Może tak: nie martw sie, że niedługo rozstanie z mężem. Przynajmniej tak się za sobą stęsknicie, że pokochacie się jeszcze bardziej:)Tobie odmiana na pewno dobrze zrobi, znowu zobaczysz się z rodziną... A czy rodzina wie o Twojej nerwicy? Bo jeśli tak, to sądzę, że nie zostawią Cię samej, że będziesz mogła ponarzekać komuś bliskiemu, pozwierzać się. No i odwiedzisz ulubionych lekarzy:) i znów się na jakiś czas uspokoisz:)) A jestem pewna, że nic Ci nie dolega poważnego. Coś Ty, na poważne choroby to zapadają ludzie, którzy bujają w obłokach i nie zdają sobie sprawy z tego, że coś im jest... Nie daj się dziewczyno! Uwierz, że będzie ok! Może idź do kościoła, pisałaś, że się dużo modlisz. Ja też się modlę i obiecuję, że dziś odmówię modlitwę także w Twojej intencji:) Poważnie! I coś jeszcze: nie myślałaś o poszukaniu jakiejś pracy w kraju? Nie wiem, jak wygląda Twoja sytuacja, nie pamiętam też, ile lat ma Twoja córcia. Ale wiem, że praca pomaga, choćby dlatego, że chcesz, czy nie chcesz - musisz wyjść z domu, sprężyć się, być w gotowości. No i wtedy nie masz czasu myśleć o swoim stanie zdrowia. Ja tak mam . Boję się wyzwań, przeżywam, stresuję, ale chcę pracować, bo mi to służy. Nie mówiąc o korzyściach materialnych. Trzymaj się! A teraz do Reni. Kochana, a jak Ty się konkretnie czułaś, kiedy okazało się, że masz problemy z tarczycą? Bo ja też myślę o zbadaniu poziomu hormonów. Czy odczuwałaś tylko coś od serca, czy też miałas dolegliwości typu: uczucie duszenia, ucisku w gardle. Bo ja trochę podejrzewam u siebie tą tarczycę, ale tych końcowych objawów nie mam. Owszem kołacze mi serce, czasem drga, podskakuje, szumi w uszach, coś mi się w głowie czasem *przelewa*, ale np. potem się nie oblewam - jak moja znajoma. Tylko, że te zmienne nastroje, deprechy, to miałam od zawsze. Czasem takie zmienne, że wszyscy się dziwili, jak można tak funkcjonować. Napisz, jak to było u Ciebie. Dorota!Ja też zawsze byłam, jestem i chyba na własne nieszczęście będę pesymistką. A wiary we własne możliwosci nie mam za grosz. Za to niską samoocenę mam aż nadto wysoką:)Ale wiem już, że z tymi przypadłościami można żyć i nieźle sobie radzić. Pozdrawiam Was wszystkie. Pa!
Odnośnik do komentarza
Do pani psycholog Dharmy:) (bo dopiero teraz przeczytałam Twój post): no to kochana stosuj się teraz do własnych rad!Powtarzaj sobie: BĘDĘ DZIELNA! DAM SOBIE RADĘ! NIE BĘDZIE MNIE PRZERAŻAĆ ROZŁĄKA Z RODZCAMI BO TO JUŻ DUŻE DZIECI, A JA JESTEM DUŻĄ DZIEWCZYNKĄ! BĘDĘ MIEĆ NOWYCH ZNAJOMYCH, KTÓRZY UDZIELĄ MI WSPARCIA! BĘDĘ MIEĆ WSPANIAŁĄ PRACĘ!(I ZARABIAĆ PRAWDZIWE PIENIĄŻKI:) BĘDĘ ŻYĆ DLA MOJEGO MĘŻCZYZNY, BO GO BARDZO KOCHAM! I DLA KOCHANEJ RODZINY, KTORA NIE MIESZKA W AFRYCE!!! I najważniejsze: BĘDĘ SZCZĘŚLIWA!!! Bo moje drogie, przyszło mi teraz do głowy, że powinnyśmy wszystkie pomyśleć, że ludzie mają naprawdę gorsze problemy niż my. Że mogło nam się przytrafić jakieś autentyczne, stwierdzone medycznie choróbsko, nieuleczalne. (A my mamy ULECZALNĄ NERWICĘ!) Że mogło nam się przytrafić prawdziwe nieszczęście, kataklizm, nie wiem. A my żyjemy! Mamy bliskich, którzy dobrze się mają, nie jesteśmy same. Chwilowa rozłąka to nie rozstanie na zawsze. A Wy wytrzymacie wszystko!Wiem, pomyślicie, że jestem taka mądra, ponieważ jestem w tej chwili w dobrej formie.Ale z Wami tez tak jest. A to, że nie jesteśmy cały czas w złej - też jest pocieszające. Mówię Wam: CO NAS NIE ZABIJE, TO NAS WZMOCNI!!! A wiecie, że nas nie zabije, bo mamy tylko nerwicę. Pa!
Odnośnik do komentarza
Witam dziewczeta Oj jak miło takim optymizmem zawiało.Ciesze sie Doreczko ze w lepszej kondycji:)a co sie tyczy mojej tarczycy to nigdy moich stanów z nia nie kojarzyłam bo ona jako ona mi nigdy nie dokuczała.Dopiero jak zaczeły sie te schizy(stany depresyjno-lekowe0 i do tego cisnienie(85/48) zwalajace mnie z nóg to lekarz wysłal mnie na badania hormonów(były w normie)i usg tarczycy.I dopiero po usg sie okazało ze mam guzki,potem biopsja tych guzków( narazie ok)i zalecenie pani endokrynolog*leczenie nie ma sensu, trzeba powycinać operacyjnie*i chyba miała racje bo poszłam jeszcze do dwóch endokrynologów, oczywiście nic imm nie mówiąc o poprzednich diagnozach i oni tez tak stwierdzili.No ale ja narazie straszliwie sie boje zabiegu i tak narazie jest.Chodze tylko na kontrole czy mi sie te guzki nie zwiekszaja.Takze te swoje przejscia depresyjno-nerwicowe zafundowała mi moja osobista kolezanka tarczyca:)wiem ze powinnan z nia zrobic porzadek,ale chyba musze do tego dojrzec.Narazie strach duzy.Takze warto zbadac tarczyce bo ona czesto powoduje te wszystkie pierdoły.Moja siostra ma z kolei nadczynność tarczycy,tez sie leczyła na depreche(przez dwa lata nie wiedziała co jej jest)ale nigdy nie miała stanów lekowych od ktorych same wiecie mozna zwariować.To by było narazie na tyle.Ide wypic kawke i moze jakies małe co nieco:)buziaki pa Mała co tam?
Odnośnik do komentarza
Ja też zrobilam sobie kawkę i coś do tycia też wyjęłam:) (przytyłam ostatnio 1,5 kg). Renia, a serce też Ci dokucza? Jeśli tak, to co odczuwasz? Mnie też się ciśnienie obniżyło, nie wiem czemu. Zawsze miałam wzorcowe, nawet w ciąży. Czasem myślę, że proces starzenia mi się zaczął od ukonczenia 30 lat:) Bo to wtedy to wszystko się zaczęło. Na początku zawroty głowy, szum w uchu, jakieś cierpnięcia w różnych częściach głowy. Potem zaburzenia koncentracji, uczucie ciągłego otępienia, no a potem lęki. Teraz doszło serce. A deprechy swoją drogą - zawsze *lubiłam* mieć. Także wcześniej. No i te drastyczne napięcia przedmiesiączkowe, które mam przez większość miesiąca... Czy masz lub miałaś coś z tych objawów? A w ogóle to myślałam, że skoro hormony są w normie, to niemożliwe, żeby z tarczycą coś było. Wiesz, byłam dziś u kolezanki, która od 7 klasy leczy sie na tarczycę i też ma guzki. Robi co roku biopsję, ale ich nie wycina, bo lekarz mówi, że skoro po biopsji wychodzi ok, to nie trzeba. A ona leczy się - tylko nie wiem, jakimi lekami. W każdym razie czasem chyba bierze jakies sterydy, bo od nich tyje. Moja siostra też swego czasu leczyła tarczycę, to może i ja jednak sprawdzę... Pa! Jeszcze tu dziś zajrzę.
Odnośnik do komentarza
Dobre, Doro, bardzo dobre:) że też sama na to nie wpadłam. Jak ktoś napisze to człowiek zaczyna inaczej patrzec na to, co niby wie:) Wystarczy rzucić nieco inne światło heheeh a ta Afryka to mi sie bardzo podoba. Jakoś, Doro, tak mi sugestywnie naszkicowalaś tę odległość, że dotarło do głupiej głowy, że to przecież rzut beretem! Dzięki
Odnośnik do komentarza
Witam Was serdecznie :) ostatnio bardzo dużo czytam na różne tematy i coraz bliżej jestem odpowiedzi w sprawie zdiagnozowania własnej choroby, niestety lekarze wysyłają mnie od gabinetu do gabinetu i w kółko badania w laboratorium .Jedno co wyszło to niedoczynność tarczycy i związana z nią chuśtawka emocjonalna :( co jakiś czas miewam właśnie lęki i napady jak przy menopauzie , uderzenia gorąca, arytmia serca i podwyższone ciśnienie:( jak jestem sama to siadam nawet na krawężniku i się zastanawiam czy prosić kogoś o pomoc czy wzywać już pogotowie:( jest to dla mnie nie do zniesienia, nie umiem się jeszcze nauczyć z tym żyć :( Mam 30 lat, choroba tarczycy wyszła pod wpływem silnego stresu, genetycznie odziedziczona,11 miesięcy temu , a do dziś nie mam ustabilizowanego TSH, jak dopadają mnie lęki to czuję,że już pora znowu iść do laboratorium :( choć często zdaża się to właśnie przed wyznaczonym terminem badania.Z tego co tu czytam to tarczyca przyczyniła się do wywołania objawów nerwicy, co dziwne to też nie mam typowych objawów niedoczynności choć TSH na to wskazuje :( np.miałam niedowagę i nie mam wola .W poniedziałek wybieram się do kardiologa,żeby przepisał mi coś na uspokojenie serduszka, bo przy huśtawce hormonów mam wrażenie ,że mi wyskoczy a tętnica się rozerwie :( Lęki, które miewam przeważnie dotyczą własnej egzystencji i często upewniam się zupełnie głupio własnych rodziców czy nie umrę? Wiem jak to brzmi i z tego powodu też jestem na siebie zła ;/ Następną rzeczą jest to ,że mam coraz słabszą kondycję , teraz przebiegnięcie 20 m kończy się zadyszką, gdzie rok temu pracowałam po 12 godz i potrafiłam biegać na czas sprintem,teraz się czuję jakbym miała nie 30 a 60 lat :( nie mogę się już doczekać dojścia do formy psychicznej i fizycznej :) pozostaje nadzieja,że to nastąpi,choć zdaję sobie sprawę ,że nigdy już nie będzie tak samo :( Pozdrawiam wszystkich gorąco :) Grunt to pozytywne myslenie:)
Odnośnik do komentarza
witam ponownie wszystkich co juz tu byli.sa i beda dopiero droga Dora!u mnie to wszystko zaczeło się od bóli serca.Poza tym czułam sie bardzo dobrze.Ja generalnie nie miewałam dołow, chyba ze mniw chłopak zostawił,albo ulokowałam zle uczucia:)ale i z tego sie szybko wygrzebywałam,zawsze pojawił sie ktos lepszy i przystojniejszy.Zreszta teraz tez jestem wesoła dziewczyna z tzw,jajem.No ale wobec naszej przyjaciólki nerwiczki jestem bezbronna.No moze juz teraz umiem ja trochę pognać:) w takim razie póznie było coraz wiecej dolegliwości,serce bolało,rece dretwiały,oddech czasem trudno było wziąśc, no i z czasem zaczełam fiksować.No zaczeło sie wiecsz jak: ostre dyzyry karetki pogotowia.badania za badaniami,wkoncu psychiatra-leki.Pół roku leczenia i doszłam do siebie Znów sobie spokojnie żyłam przez 5 lat.I w tamtym roku zaczeło sie.Znów płaczliwość bez powodu bóle róznego rodzaju,leki do zwariowania,az z tego wszystkiego tak sie któregoś dnia nakreciłam, ze dostałam zapaści.No i skończyłam na ostrym dyżurze.A potem znów neurolog,kardiolog, badania przepływu tętnic szyjnych i oczywiście wszystkie badania ok.Więc skończyłam u psychiatry i na lekach niestety.ale w miare krótko,tylko tyle zeby wyść z najgorszego.No i przez pół roku terapia pdsychologiczna.dzisiaj jest ze mna naprwde lepiej,ale ciekawe na jak długo?A wyniki hormonów mam naprawde w normie.wola nie mam,tak,ze po mnie wogóle nie widać ze ja tarczycowa.narazie koncze.Ostatnie badania wykazały ze te guzki troche urosły i lekarz naciska na operacje, aja mu powiedziałam,ze może jak mnie z ulicy wezma, bo ja samowolnie nie dam sobie gardła podciąć:) Narazie koncze bo moje dziewczyny siedza w wannie i warjuja zajrze za chwile
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×