Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

No dziewczyny no to już dużo o sobie wiemy :-) I chyba nam z tym fajnie, nie? ;-) Ja też bardzo się cieszę, że udało nam się tu *spotkać*, tym bardziej, że dużo mamy ze sobą wspólnego. Dharmo nic się nie martw, ja myślę, że i dzieci będą kiedyś *wspólnym* punktem :-) Pisałaś kiedyś, że martwisz się jakby to było już od porodu począwszy. A ja Ci powiem, że jest to tak indywidualne, że nie masz co słuchać o strasznych porodach. Ja np. ciąże wspominam jako najlepszy okres w życiu, a cały mój poród trwał nie całe 2 godziny i nie było źle. Tak to mogę rodzić jeszcze nie raz :-) A dzieci to fajna sprawa, choć im starsze to bardziej potrafią dać w kość ;-) Ale to się wybacza.... No ale do wszystkiego trzeba dojrzeć i najważniejsze, aby się nie zmuszać. Doro to też do Ciebie ;-) Dziecko musi być chciane, bo wtedy można się nim naprawdę cieszyć. Więc jeśli nie jest to wpadka, to warto się 2 razy zastanowić niż robić coś pod presją otoczenia. No to mi się o tych dzieciach rozpisało :-) Dharmo mimo, że tak daleko jesteś, to ja wierzę w to, że jeśli będziemy chciały to napewno uda nam się spotkać. Idę teraz do garów i obiad gotować, bo mężuś za 2 godziny idzie do pracy :-( I jedno i drugie bez sensu, bo ani gotować nie lubię, ani jak jego nie ma w domu :-) No ale co zrobić :-) A no i najważniejsze, że nie staramy się tu tylko narzekać, choć i to jest czasem potrzebne. Ale fajnie, że udało nam się tak zbliżyć, nie tylko w obrębie choroby. Życzę Wam udanego dnia! Całuski!
Odnośnik do komentarza
Witam Kilka dni byłam nieobecna,bo komputer mi trochę nawalił(zresztą cały czas coś mu nie pasuje- a nowy-moze tez ma nerwy ha,ha)Widzę,ze się zrobiło bardzo rodzinnie.To miło. Nie martw sie Darhmo,ja jestem z Poznania, czyli(Gorzów nie daleko),czyli jestesmy w poblizu juz dwie,to jakby co byłoby nam razem milej ruszyć na spotkanie z przyjaciółkami nerwuskami.To narazie tyle bo mam dzisiaj duzo rzeczy do załatwienia(urzędy-:( pozdrawiam i do usłyszenia
Odnośnik do komentarza
Cześć dziewczyny:) Wiem, że porody to sprawa indywidualna każdej kobiety, ale ja jakoś czuję, że nie dorosłam do tego. Nie mam zamiaru oczywiście robić czegos pod presją, a tak wogóle to wolałabym urodzić dzidzie dopiero po ślubie (lubię mieć wszystko poukładane):)A tu mały dylemat - okres mi się spóźnia 7 dni, niby powinnam być spokojna, bo, jak to mawia Dora, spontaniczność była kontrolowana (bardzo mi się to stwierdzenie podoba), ale zawsze pozostaje jakiś margines błędu...I to mnie martwi:( Tylko pozazdrościć Mała takich miłych wspomnień z narodzin dziecka:) Chciałabym być taką optymistką w tym względzie, tymczasem jest to dla mnie rzecz wręcz niepojęta. Skoro uciekam od dentysty, to co tu mówić o rodzeniu dzieci;P Z ty, że jak już się stanie, to od tego ucieczki nie ma:) Nie można wstać i wyjść hihihihhi A co do naszego ewentualnego spotkania, to jesteśmy już po rozmowach wstępnych;), więc liczę, że kiedyś nam się uda. Oj, będziemy gadały, bedziemy...:) Pozdrawiam, SPOKOJNEGO dzionka:)
Odnośnik do komentarza
Witam mam na imię Kasia. Dzisiaj calkiem przypadkowo weszlam na ta stronę i jestem w szoku,że tyle ludzi ma problemy na tle nerwowym.Jednak bardzo się cieszę że mogę również podzielić się swoimi problemami a także dostać jakieś wskazówki jak sobie z tym radzić.Ja od wielu lat walcze z nerwami chociaz mam dopiero 23 lata. Już w szkole podstawowej mialam często depresje z powodu braku koleżanek i odtrącenia przez grupę a bylam dobrą uczennicą,częste bóle glowy, zimne ręce,nadmierna potliwość, gwaltowne bicie serca,zawroty glowy.Udalo mi sie to pokonać 4 lata temu ale teraz wrocilo z podwójną mocą.A zaczęlo się na ostatnim roku studiów, kiedy pisalam pracę licencjacką,od samego początku stawialam sobie zbyt dużą poprzeczkę,za dużo od siebie wymagalam.Pisalam pracę ale wydawalo mi się że sobie nie poradzę z tym i zaczęlo się.To byl koszmar balam sie chodzić na zajęcia, ogarnial mnie paniczny stach siedząc w klasie na wykladach,ktoś kichnąl, za glośno powiedzial a mi o malo serce nie wyskoczylo-coś strasznego.I pogarszalo się aż do tego stopnia że nie moglam przejść normalnie przez ulicę bo myślalam że zemleję,szlam jak pijana.Okropne bylo też uczucie drętwienia praej ręki i nogi i nieprzyjemny ból glowy w postaci ucisków w różnych częściach glowy.Na dzień dzisiejszy postanowilam z tym walczyć bo to można tylko zaleczyć.Wydaje mi się że powodem tej nerwicy jest zbyt niskie poczucie wlasnej wartosci, niedowartościowanie, obawa przed wkroczeniem w dorosle życie, podjęcie pracy.Skończylam studia a caly czas czuje sie niedowartościowana,obawiam się podjęcia pracy i wszystko mnie zniechęca.Ale może jak pokonalabym nerwicę a wiem że jest szansa to zmieniee to myślenia. Pozdrawiam tych którzy mają podobne problemy i życzę odwagi w pokonywaniu swoich największych slabości.Kasia
Odnośnik do komentarza
Cześć dziewczyny! No widzicie, jaką fajną terapię sobie zafundowałyśmy? Prawda, że czasem warto poodwracać sobie uwagę od naszych dolegliwości i pogadać o naszym życiu codziennym? Mówię Wam, same się tu wyleczymy, nie potrzeba nam psychologów i innych takich :) No, chyba, że ten endokrynolog... Dharma, ja niestety też od Was nieco *odstaję*, bo jestem już po trzydziestce :( I zazdroszczę Wam Tego radosnego wieku. Jak sięgam pamięcią, to byłam wtedy jeszcze mniej szurnięta. Odchudzanie to niestety nasz wspólny problem (albo *stety*, zawsze to raźniej). Ja się dziś uśmiałam (ale był to śmiech przez łzy), bo paradując rano w bieliźnie i spojrzawszy w dół - nie mogłam zobaczyć swoich majtek! Przez brzuch oczywiście!!! A jeszcze niedawno śmiałam się z mężulka, że ma ten problem i koniecznie powinien coś z tym zrobić. Los zaczyna się na mnie mścić. Ale jakoś odchudzanie jest w tym momencie dosłownie wykluczone. Nawet sobie nic nie obiecuję, po prostu czuję, że nic z tego. Muszę się jakoś psychicznie przygotować. Słodycze nęcą mnie przeokropnie. Chyba te wakacje tak na mnie działają. A propos brzucha - czyżby, Dharmo coś Cię zaskoczyło? Jeśli nawet, to przynajmniej nie musiałabyś cierpieć nad podejmowaniem decyzji: kiedy. Ale pewnie po prostu mogło Ci się coś rozregulować. To nie musi być od razu ciąża. Pewnie zbyt intensywnie ostatnio o tym myślałaś po tych naszych rozmowach. Jeśli chodzi o pamiętnik, to też to przerabiałam. I przyznam, że czasem nadal mam zwyczaj zapisywać coś ze swojego życia. Zwłaszcza w trudnych momentach. I też polecam. Działa odprężająco, pozwala oswioić się z problemami. MAŁA! Ja kiedyś lubiłam gotować. Kuchnia była moją pasją już w czasach, kiedy byłam młodziutkim dziewczątkiem. Ale chyba za wcześnie zaczęłam, bo teraz widok garów mnie przygnębia. Też muszę gotować, ale robię w kuchni tylko to, co muszę (czasem coś innego też:), ubolewam nad tym, że nie chce mi się piec ciast. A piekłam naprawdę dobre. Stwierdzam, że mimo trudności z zaaceptowaniem nowości w życiu, mimo panikowania - nie lubię też rutyny. Powtarzalność tych samych czynności mnie dobija. Mam okropnie dwoistą naturę -chciałabym, ale się boję. Typowy bliźniak. A Wy spod jakich znaków jesteście?
Odnośnik do komentarza
Jeszce do KASI. Kochana, nasze obawy, niedowartościowanie, kompleksy, nowa szkoła, nowa praca - to doskonała pożywka dla naszych nerwów. Niestety my - osoby, które tu trafiają - jesteśmy bardzo delikatni, że tak powiem. Zbyt emocjonalnie reagujemy na to, co się wokół nas dzieje. I za bardzo się wszystkim przejmujemy. No i tak się to zaczyna.My - nerwusy - wszyscy mamy przykre objawy, które zaskakują nas w najmniej odpowiednich momentach, wiemy, jak ciężko z tym żyć. Zaglądaj do nas często,dziel się swoimi przeżyciami.Postaramy się pomóc w miarę możliwości. Powodzenia!
Odnośnik do komentarza
Oj kobitki, kobitki, kiedy czytam to, co piszecie, to pukam się w głowę, że zapomniałam tego dodać, pisząć o sobie :) Ja też uwielbiam gotować i piec. Moja przygoda w kuchni skończyła się niestety wraz z przeprowadzką z powodu: po pierwsze - braku czasu, po drugie i ważniejsze - braku kuchenki gazowej z piekarnikiem. Niestety w wynajmowanym mieszkaniu mieliśmy jedynie dwupalnikową elektryczną. Ale teraz zmieniam mieszkanie i mam nadzieję, ze właściciel pomyśli o czymś konkretnym. Doro! ja też - jak kot, który zmian w otoczeniu nie cierpi - nie lubię nowości, ale zarazem nie trawię rutyny! Hahahaha, kiedyś mawiałam, ze mam ciągłą potrzebę *dziania się*:) Nawet pod koniec pracy w szkole, a pracowałam niecały rok, odczuwałam znudzenie. Codzienne odczytywanie listy tych samych nazwisk, słowa:*zapiszcie temat, na dzisiejszej lekcji...* zaczeły mnie dobijać. Jestem też z natury osobą bardzo niecierpliwą, dlatego lubię, gdy coś się dzieje i jest w miarę niepowtarzalne. Kiedy popadam w rutynę, szybko się zniechęcam. A propos kotów - jestem zodiakalnym lwem:) i czasem mój lwi charakterek zdrowo mi przeszkadza. Za to mój brat, tak jak Ty, jest spod bliźniąt:) Doro, nie przejmuj się brzuszkiem, ja jak zdrowo pojem to też nie widzę majtek hheheheh Wiesz jak ta przypadłość nazywa się u mężczyzn? LUSTRZYCA;P Chyba mamy jej damską wersję:) Mam świetne ćwiczenia na brzuszek, nazywają się aerobowa szóstka Weidera. Dają świetne efekty, ale jak to z ćwiczeniami bywa, wymagają samozaparcie, cierpliwości i systematyczności. Kiedy wracałam na wakacje do domu, obiecywałam sobie, że wezmę się za siebie. Jeśli już nawet nie dla super figury, to dla zdrowia, bo zasiedziałam się przez ten rok. Ale pogoda jakoś nie zachęca do sportu. Dwa razy pobiegałam z kuzynką, na drugi dzień bolało mnie gardło (mam tendencję do angin latem) i skończył się wraz z nim mój zapał. Pyszności też jakoś średnio umiem sobie odmawiać. Taka pora - a to grill, a to lody, zawsze jest okazja, by odłożyć spalanie tłuszczu na potem. Za jakieś dwa tygodnie wracam do Gorzowa - już postawiłam sobie cel: schudnę, bo będę miała uregulowany tryb życia. Kolejna obietnica! Mój kolega, bardzo mądry człowiek z racji swej ROZSADNEJ FILOZOFII ZYCIOWEJ, mawia: Gdyby nie mężczyźni, wszystkie kobiety byłyby grube i szczęśliwe:) Coś w tym jest...:) Zmieniając temat - czuję się jakoś dziwnie, czuję w kościach, że okres się zbliża, ale może takie odczucia ma kobieta na początku ciąży? Dziś odwiedziła mnie koleżanka, która jest w siódmym miesiącu. Kiedy pogłaskałam jej brzuszek, pobłogosławili mnie oboje (Aga i jej mąż):*obyś się zaraziła* Gadziny jedne!:D Obym się nie zaraziła! A zresztą - czasem jest mi jakoś wszystko jedno. KASIU - masz rację, musisz nauczyć się walczyć z nerwicą. Wiemy dobrze, że nie jest to łatwe, ale jakoś wspieramy się wszystkie (bo ostatnio występujemy tylko w damskim gronie) na tym forum. Widzę, ze dołączyła do nas kolejna ambitna osoba, której problemy pogłębiły się w czasie studiów, kiedy wyzwań było więcej:) Poczytaj nasze posty, Kasiu - zobaczysz, jak my zmagamy się z tą nieszczęsną przypadłością. Dochodzę do wniosku, że podstawą naszych zaburzeń jest właśnie pragnienie bycia super, naj we wszystkim: w roli matek, żon, studentek, przyjaciółek, pracowników... Za dużo tego wszystkiego jak na barki jednej kobietki. Kasiu, radzę Ci, abyś spróbowała przełamać strach. Jeśli będziesz się za nim chowała, wciąż będziesz tkwiła w stanie niedowartościowania. Co więcej - będzie pogłębiał się w Tobie strach przed strachem, a Ty sama utwierdzisz się w przekonaniu o własnej słabości. A dasz radę, na pewno! Tak jak my. Każda z nas każdego dnia walczy ze sobą i nerwicą. Są wśród nas osoby, które nie wychodzą nawet z domu, bo lęk je paraliżuje. Ale każdy walczy, na miarę swoich możliwości. Jestem pewna, ze Ty również jesteś silną dziewczyną, tylko jeszcze nie wiesz o tym. Ja dopiero całkiem niedawno uświadomiłam sobie, jak irracjonalny jest mój lęk. Zajęło mi to 7 lat, ale nie wiem, czy kiedy zacznie się normalne, stresujące życie, po wakacjach, czy wszystko znów nie powróci. Pozostaje mi tylko wierzyć, że tak się nie stanie. Dlatego i Ty walcz o siebie. Znajdź pracę, udowodnij sobie, że jesteś wartościową osobą. Bo jesteś, bezwarunkowo:)!...
Odnośnik do komentarza
Gość lukkielbasa
Czesc dawnomnie tu nie bylo.Wczoraj wyszedlem ze szpitala robili mi bronchoskopie,kamera nic nie wykryli,wzieli probki do badania,mam nadzieje ze bedzie ok.Trafilem na dobrego lekarza wlasciwie dr n.med.Czuje sie troche na nic ale podobno tak jest po tym badaniu w poniedzialek wyniki,musi byc dobrze,pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Cześć Dziewczyny:) Czytałam Wasze posty. Bardzo mi się podoba Wasze podejście do naszej obrzydliwej nerwicy lękowej. Jestem dopiero(dopiero!:( jak to brzmi!) 3 rok z nerwicą lękową. No i oczywiście nic nie będę opowiadać, przecież same wiecie najlepiej. A wiecie co? Pozbyłam się depersonalizacji i derealizacji. Po prostu szybko zwracam uwagę na coś innego. No i oczywiście tłumaczę, tłumaczę - no przecież to zwykłe krzesło, stoi normalnie. Lampa, też normalna. Ro jest TYLKO głowa. No i po pewnym czasie ustało. Twu, twu żeby nie zapeszyć. Olałam, wiecie? To jest najlepsze co można zrobić. Ale oczywiście nie da się. Ech. Mogę się do Was dołączyć, do nerwusków? Nigdy nie brałam żadnych leków. Psychiatra zapisała mi asentrę. Przecież to psychotrop, ludzie! Bo to jest problem z głowy. I tak jak trafnie zauważyła któraś z Was - to nie jest choroba psychiczna, bo zdajemy sobie sprawę z niej. Jestem z Wami całym sercem bo wiem co czujecie. Chyba tylko my wiemy co to znaczy umierać codziennie;);) I to z TAKICH błahych, beznadziejnych, powodów. Mój mail to luthien555@tlen.pl. Przyjmiecie mnie do siebie?:)
Odnośnik do komentarza
Hej dziewczyny Oj dzisiaj nie wiedziec dlaczego miałam słabe popołudnie,ale udało mi się jakos przepędzic to świństwo ,posiliłam sie herbatkami z melisy i spacerkiem z rodzinka.Mam nadzieję,że nocka będzie ok. Ja jeszcze o gubieniu brzucha.Wprawdzie prawie wróciłam do figury sprzedd ciąży,ale brzuch mi tez troszkę zwisa.ale jak ma byc jezeli ja wracając z aerobiku z głodu zjadam 5 a nieraz 6 skibek chleba i nieraz małe conieco.No ale sie pocieszam,ze na bieząco spalam kalorie,to przynajmniej nie utyję:)Fakt ,ze na aerobic chodzę dla przyjemnosci,dobrze mi robi na moje sampopczucie-polecam. Jeszcze co chciałam powiedziec,ze zauwazyłam jeden pozytyw wynikający z przechodzenia nerwicy.ja poprostu zaczęłam bardziej sie troszczyc o swoja osobe.Staram się czasami pomyslę o sobie, o swioich potrzebach.Kiedys zawsze na pierwszym miejscu byli inni.Wy pewno też tak robiłyscie.wazniejsze były potrzeby innych,fakt zeby kogos nie uraziclub nie zrobic przykrosci był silniejszy niz nieraz własne zmeczenie.Ale to chyba trzeba troszeczke zmienic,trzeba troche przystopowac,bo inaczej zwarjujemy.Nie wiem czy to co piszę ma sens ale tak mi powiedziała pani psycholog na psychoterapii.Moze ma racje? Buziaki i do usłyszenia.Aha jutro kolejna wizyta u dentysty,mam nadzieje ze dam radę,trzymajcie kciuki:)Pa
Odnośnik do komentarza
Cześć dziewczyny. Na początek witam Kasie i alicje, które do nas dołączyły. Oczywiście przyjmujemy Was z otwartymi ramionami:-) Bardzo fajnie, że nasze grono się powiększa. KASIU jak napewno zdążyłaś się zorientować wszystkie tutaj mamy przerost ambicji, dążenia do perfekcji nad naszymi możliwościami. Dla każdej z nas skończyło się to chorobą. Ale można też z naszych postów wyczytać, że mimo tej słabości jaka nas dopadła, tak naprawdę jesteśmy osobami bardzo silnymi. Bo przecież to wszystko do czego tak uparcie dążyłyśmy udało nam się realizować właśnie dzięki tej naszej sile. Teraz najważniejsze jest aby tą siłę przekierować tak, aby pomogła nam zwalczyć chorobę. Nie jest to łatwe, bo potrafimy sobie wmawiać za dużo złych rzeczy i wywoływać tym lęki. Ale każdego dnia musimy (nawet jeśli mamy dość wszystkiego) wstać z łożka i powiedzieć wg słów jednej piosenki *Wstawaj! Musimy się zmierzyć ze światem. Wygramy!* Ja tak robię. A drugą sprawą tej to, o czym wspomniała Renia. Najważniejsze jest to, aby zacząć dbać o swoje potrzeby, a nie tylko o innych. Walcz Kasiu i nie zapominaj o tym, że Ty w tym życiu jesteś najważniejsza. Daj sobie chwilę wytchnienia, zaplanuj relaks w każdym dniu, organizuj sobie małe przyjemności (albo i duże:-), zrób także przegląd rzeczy, które są ważne teraz i te, które mogą poczekać, a więc nie trzeba o nich już myśleć. Ja teraz tak właśnie robię, bo zawsze było tak, że jak coś miało mnie spotkać (np. egzamin, itp.) nawet za pół roku, to ja przez te pół roku myślałam, analizowałam, zastanawiałam się nad tym i nabijałam sobie tym głowę. Często takie *przemyśliwania* dotyczyły też rzeczy, co do których nie było nawet pewności, czy dojdą do skutku. A teraz nauczyłam się myśleć o tym, o czym muszę i o rzeczach w danej chwili najbliższych. Trzymam za Ciebie kciuki. Zaglądaj tu do nas, bo z nami jest fajnie :-) ALICJO, Ty już doskonale wiesz co znaczy ta choroba, więc napewno też nauczyłaś się w dużym stopniu jak z nią walczyć. Tu jak zauważyłaś staramy się mieć zdrowe podejscie do nerwicy ( jak to niesamowicie zabrzmiało :-). Staramy się odciągać siebie nawzajem od myślenia o chorobie, ale też pomagamy sobie, gdy jest potrzeba zaradzenia jakimś objawom, itp. Fajnie, że chcesz do nas dołączyć :-) Napisz coś więcej o sobie. DHARMA jak się czujesz?? Okres przyszedł, czy dalej nic. Ja radzę Ci lecieć do apteki po test, bo przecież lepiej wiedzieć niż żyć w niepewności :-) No ciekawe, ciekawe ;-) Daj znać, czy dołączysz do nas - mam :-) Całusy! A tak apropo tego gotowania i pieczenia, co wczoraj pisałyście, to powiem Wam, że ja piec lubię, nawet bardzo. Ale gotowanie to koszmar :-( No ale jakoś żyć trzeba, a bez jedzonka to raczej trudno :-) A ja zjeść sobie lubię, nawet bardzo :-) Tylko bardziej mi smakuje, jak ktoś inny ugotuje (ale mi się do rymu gada :-) RENIA trzymam kciuki za dentystę. Duża z Ciebie dziewczynka, więc jestem pewna, że nie uciekniesz :-) Ej, dziewczyny kończę już, bo się rozpisałam, a tu i mąż i córcia czatują na komputer :-) Mamy jeden, a chętnych troje :-) I każdy mógłby przesiedzieć przy nim cały dzień :-). Pozdrawiam Was gorąco, życzę wygranej walki dzisiejszego dnia (znaczy się spokoju i radości :-). papa
Odnośnik do komentarza
Witojcie u nas, Alicjo i Kasiu (jak mawiają starzy górale:)) Dziewczyny, pewnie, że Was przyjmiemy - w kupie raźniej;P RENIU - to, co piszesz ma jak najbardziej sens. Zawsze starałyśmy się być dla wszystkich i na 120%, a tak się nie da. Każda z nas musi się nauczyć odpoczywać i zrozumieć, że trzeba zadbać o siebie, a więc być dla siebie samej taką dobrą przyjaciółką:)Doszłam do wniosku, że mam prawo do słabości, gorszych dni, w końcu nie jestem ze stali, czy marmuru! I nigdy więcej nie będę się tego wstydziła ani przed sobą, ani przed innymi. Kiedyś, zawsze było tak, że jeśli czegoś nie wiedziałam, nie umiałam zrobić, wyrzucałam to sobie, popadałam w kompleksy *no jak to?! ona potrafi, a ja nie? jestem do niczego...* Teraz postanowiłam, że będę się oduczała takiego myślenia, a moja niewiedza w jakiejś dziedzinie powinna mnie zmotywować, sprawić bym powiedziała *nie dam się!*, a nie załamać i uświadczyć w przekonaniu o słabości. Mała ma rację, że warto zrobić sobie listę priorytetów - spraw najważniejszych, ważnych i tych zupełnie nieistotnych, których załatwienie można odłożyć na potem. Mój podstawowy błąd (kolejny!) był taki, że nawet jeśli robiłam ową listę to wszystko wydawało mi się ważne. W efekcie na kartce widniało 10 pozycji niezwykłej wagi (moim zdaniem oczywiście...), a ja czułam się przeciążona i nie wiedziałam od czego zacząć. Jestem chyba *zrywowym pracoholikiem* - wszystko albo nic. ALICJO - ja w bardzo podobny sposób walczyłam z uczuciem derealizacji:), pisałam nawet o tym na forum...Tłumaczyłam sobie to w ten sam sposób *to jest stół, stół jest drewniany, widzę go wyraźnie, a skoro myślę logicznie to nic się nie dzieje*. Potem starałam się odwracać moją uwagę, zajmowałam się najczęściej sprzątaniem. Kończy się trzeci tydzień - a ja czuję się fantastycznie. Dużo dało mi to forum, pisząc o moich problemach, wysłuchując zwierzeń innych, zaczęłam inaczej, niż do tej pory, rozumieć tę przypadłość. Uspokoiłam się także pod względem zdrowotnym, bo wiem, że wszystkim nam towarzyszą takie same objawy somatyczne, które nie mają jakiegoś podłoża patologicznego, chorobowego. A kiedy to zrozumiałam, zniknęły i te objawy. Musiałyśmy, drogie panie, trafić na siebie, bo udaje nam się odnajdywać jakąś wypadkową. Chociaż mieszkamy w różnych częściach Polski, w różnych środowiskach, nie dość, że myślałyśmy i postępowałyśmy do tej poy w bardzo zbliżony sposób, to jeszcze bardzo podobnie postrzegamy rzeczywistość, mamy podobne zainteresowania i wspólny przerost ambicji. Znalazłyśmy wspólną płaszczyznę. Widocznie osoby o takim *profilu psychologicznym* (zwróćcie uwagę na nasze podobne wspomnienia z dzieciństwa, a nawet walkę z kilogramami:)) są bardziej podatne na nerwicę. Skoro docieramy do źródeł naszych wewnętrznych konfliktów, to wierzę gorąco, że dzięki naszym rozmowom tu, na tym forum, nadejdzie dla każdej z nas dzień, w którym odnajdziemy same siebie. Jeden z chłopaków na jakimś forum napisał, że chodził na psychoterapię, minęło sporo czasu, zanim uswiadomił sobie, o co tak naprawdę chodzi. Opisywał , jak ze złością wypowiedział na głos słowa, które wreszcie stały się urzeczywistnieniem tego, co bolało go i było przyczyną nerwicy. W jednej chwili, kamień spadł z serca, a dolegliwości ustąpiły. Nerwica to choroba duszy i emocji, a my jesteśmy - jak widzę - całkiem sprawnymi paniami *psycholożkami* od spraw ciała i ducha;) Jeśli chodzi o mnie, to czuję się dobrze, ale okresu brak:(Już myślałam wczoraj, że coś z tego będzie,a tu dalej cisza. Chyba poki co wolę żyć w niepewności, ale z nadzieją. Poczekam z tym testem, bo ja tak mam, że raz w roku, jakby mi się coć regulowało, mam takie nawet dwutygodniowe opóźnienia - potem wszystko działa jak w zegarku. Także czekam, będę informować;-) RENIU - ja też trzymam kciuki za dentystę, wiem jakie to wyzwanie, bo sama ostatnio stchórzyłam. A fujj! wstyd - taka duża dziewczynka i uciekłam sprzed gabinetu. Ale dorosnę i do dentysty! Muszę się znów nastawić:) Zmykam kobitki, bo pranko i sprzątanko czeka. Miłego dzionka Wam życzę:) Buziaki
Odnośnik do komentarza
Cześć *dziouchy* - tak chyba tez mawiają górale, a juz na pewno tak mawiała moja ś.p,. babcia. Jak zwykle się ze wszystkim, co piszecie, zgadzam. Ja tez doszłam do wniosku - ostatnio - że należy się trochę porozpieszczać (efektem właśnie sadełko:), polubić samą siebie też. Bo ja się tak naprawdę słabo akceptuję, zawsze - od kiedy pamiętam , przypinałam sobie kolejne *łaty*. Beształam się za wygląd, za głupotę, za charakter, za pesymizm. Teraz też to robię, ale jakby mniej. Dharma, ja tez czuję się ostatnio całkiem fajnie. Nie mówię, że idealnie, ale w porównaniu z poprzednimi wakacjami choćby - o niebo lepiej.Rozmowy z Wami dają świetne efekty. Dziś rozpieszczałam się na całego. Poza małymi przerwami, kiedy musiałam ugotować obiadek, czy posprzątać, cały dzień rozkosznie wygrzewałam się na słoneczku. Nie wiem, jak u Was, ale u mnie nie było dziś jednej chmurki. Wczoraj w nocy trochę posprzeczałam się z mężem, ale dziś - i za to się akurat chwalę, napisałam do niego parę sms- ów i wszystko sobie wyjaśniliśmy. A mam we zwyczaju, niestety chować urazy. Ja tłamszę je w sobie przez miesiąc, a tymczasem mój ukochany, jak to facet, już po dwóch dniach nie wie, o co mi chodzi. Ostatnio się poprawiłam .Bo, dziewczyny - panom trzeba wszystko wyłożyć na ławę, najlepiej od razu. Inaczej się nie domyślą. Dharma, nie przejmuj się. Skoro miałaś już takie nieregularności, to teraz pewnie też. Mnie się także zdarzały takie przerwy. a najdłuzsze wtedy, gdy się najbardziej niecierpliwiłam. Renia! Ja jutro też do dentysty! Boże, jak mi się nie chce.... Pozdrowionka!
Odnośnik do komentarza
Ale się swojsko i babsko ostatnio zrobiło:)Po namyśle stwierdziłam, że mogłam urazić uczucia panów, którzy rzadko, co prawda, ale tez tu zglądają.Że niby tacy niedomyślni. Z góry przepraszam, nie miałam takiego zamiaru. Nie wszyscy są jednakowi oczywiście.
Odnośnik do komentarza
Witam dziewczynki:) A u mnie dzisiaj cos niezbyt dobrze,serducho wali,troche pobolewa.Ztego wszystkiego do dentysty juz nie dotarłam,ale przepisałam sie na nastepny tydzien:)Za to zjadłam tonę słodyczy-dentysta chyba nie byłby z tego zadowolonay, no ale....Kolezanka wyciagneła mnie na działke ,powyrywałam jej całe zielsko,ale i tak nie pomogło.Ale nastrój mam w sumie dobry, moze jakies napięcie cyklu. Darhma,ja pewnie bym nie wytrzymała z ciekawości,ale jak tobie zdarzały sie juz takie opóźnionka to moze faktycznie poczekac.Ach i jeszcze w sprawie tego wstydu typu ucieczka sprzed gabinetu dentysty.Moja mamusia(niestety św pamieci)mawiała,że wstyd to kraśc,więc nie masz sie czym martwic,bo my jestesmy porzadne kobitki tylko czasami panikujemy.A to przecież ludzkie.Chyba pójdę jeszcze coś zrobić bo mnie rozsadza.Do usłyszenia i buziaki dla wszystkich
Odnośnik do komentarza
Hej.... lukkielbasa-moje gg 4257182... Ciezko mi ostatnio.. Po udanym eksperymencie z solarium spadlam ze dwa pietra nizej... Chyba jakas depresja mnie zlapala..... Czuje sie okropnie,wczoraj mialam atak paniki......... Z domu wcale nie wylaze..Mam dosc.. A leki jak stoja tak stoja nieruszone.... ludzie!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Odnośnik do komentarza
Doro nie przejmuj się, że urazisz panów. Oni chyba sami wolą jak mówimy jasno i otwarcie o co nam chodzi. Mój mąż przekonał mnie o tym dosadnie mówiąc, że albo będę mu mówiła prosto z mostu co mam do powiedzenia, albo wcale. Faceci nie lubią takich podchodów, jakie my namiętnie stosujemy licząc, że odczytają w naszych myślach w czym rzecz :-) Reniu i jak minął dzień?? Udało się zwalczyć to paskudztwo?? Mam taką nadzieję. Napisz jutro. MINIA nie poddawaj się!!! I przede wszystkim wyjdź z domu! Załatw sobie kogoś, kto może poświęcić tylko Tobie trochę czasu i spróbuj z tym kimś coś zdziałać. Zakupy, kino, czy choćby obejście osiedla. Może brzmi to abstrakcyjnie dla Ciebie skoro jesteś w paskudnym stanie, ale wiesz przecież dobrze, że jak się nie ruszysz to będzie tylko gorzej. I popłacz sobie, tak zdrowo i od serca, wylewając swoje smutki. Ale nigdy sama, tylko przy kimś, kto Cie przytuli i może przejść przez ten trudniejszy okres. Mnie to pomaga. Ja miałam atak w sobote późnym wieczorem. Było źle, ale właśnie poryczałam przy mężu, poużalałam się nad sobą i swoim ciężkim losem, wypiłam kubeczek melisy a potem mąż utulił mnie do snu. Spało mi się wprawdzie ciężko i niespokojnie i następne dni były też nerwowe, ale jakoś się uspokajam. A przede wszystkim, wbrew całemu mojemu złemu nastrojowi, ciągle coś robię - chodzą na zakupy, robię obiady, sprzątam, zajmuję się dzieckiem, choć jest mi nieraz cholernie trudno. MINIA jesteśmy z Tobą! Wierzę, że będzie coraz lepiej. Pisz do nas. Myślę, że każda z nas postara się jakoś Ci pomóc. Chociaż dobrym słowem, a to chyba też dużo. CAŁUSY!!!
Odnośnik do komentarza
Cześć kobitki:) A to prawda, że panom to trzeba perswadować jasno i otwarcie. Jakieś aluzje, półsłówka niestety nie są przez nich odczytywane tak, jakbyśmy tego chciały, Mężczyźni wolą konkrety - masz problem, to po prostu powiedz o co Ci chodzi. Może to i lepiej, że tak jest, bo przynajmniej jakaś równowaga w przyrodzie zostaje zachowana:) Jak pisałam ostatnio, od dłuższego już czasu mam świetny nastrój, ale tak jak renia czułam się wczoraj odrobinę poddenerwowana. Gdy wracałam z miasta to chwilami nie wiedziałam, co się dzieje, jakbym pijana była. Trwało to kilka chwil i na szczęście kuzynka zaciągneła mnie po drodze do solarium. Kiedy ona się opalała, ja wlepiałam ślepka w babskie czasopisma i jakoś mi przeszło. Chyba podświadomie denerwuję się tym moim :okresowym opóźnieniem* i już się zaczyna. Ale nie dam się! Najważniejsze, że po raz kolejny, w momencie kryzysowym, uświadomiłam sobie bezsensowność mojego strachu i wtedy zaczęłam się uspokajać. Powiedzmy - mój mały sukces:) DORO - gratuluję bardzo mądrego podejścia. Cieszę się, że porozpieszczałaś się odrobinkę. Słoneczko dobrze wpływa na stan ciała i ducha. Szkoda tylko, że u mnie pogoda w kratkę. Nic nie można sobie zaplanować, bo w tv mówią co innego, na niebie co innego. Tak marzyłam, by te wakacje spędzić nad wodą, na piaseczku, na słoneczku:) A tu taka niemiła niespodzianka. Jeden wypad nad jezioro się nie udał, bo deszcz nas wygonił (świetnie składało się 6-cio osobowy namiot w ulewę;)), drugi nawet nie doszedł do skutku choć zakupione już były kiełbaski na grilla i leżak do wygrzewania kości na słońcu. A ja tak tęsknie za piękną pogodą... RENIU - słodkości dobre na wszystko, a dentysta nie zając, nie ucieknie:) nie dziś to jutro, nie jutro to za tydzień. Ja póki co nie ustaliłam jeszcze terminu kolejnego podejścia, jakoś się nie otrząsnęłam po tamtym *traumatycznym* przeżyciu pod drzwiami stomatologa heheheehh MINIA - wiem jak Ci ciężko, widocznie przechodzisz trudniejszy okres. Ale spójrz, że w tej sytuacji jest i pozytywny aspekt! Napisałaś, *A leki jak stoją tak stoją nieruszone*. Brawo! Cały czas udowadniasz sobie, że bez leków sobie poradzisz. Dołącz do naszych pogawędek, bo zaczęłyśmy z dziewczynami dogrzebywać się do naszych problemów, bo przecież to one są źródłem nerwicy. Miniu, pamiętaj, że tabletki tych problemów nie zniwelują. Poczujesz się lepiek, ale tylko na chwilę. Weź sobie łagodny lek uspokajający, byś mogła pozbierać myśli i uwierz nam, które sprawdziły to na własnej skórze. Jakbyś się źle i depresyjnie nie czuła - bierz ścierę, odkurzacz, mopa i sprzątaj. Chyba nie bez powodu natura kobietę zakwalifikowała do domowych zadań specjalnych, każda z nas jest *inżynierem powierzchni płaskich*;P Pokonasz to Miniu, na pewno, ale nie siedź biernie i nie myśl o tym. Piszesz, ze nie wychodzisz z domu. Jeśli nie jesteś w stanie teraz pójść gdzieś dalej, wyjdź chociaż na ławkę przed dom, czy blok. Będziesz miała komfort, że jesteś blisko, a zarazem pooddychasz świeżym powietrzem, popatrzysz na zieleń. I zaglądaj do nas częściej. Trzymam kciuki!A Mała ma świętą rację, że czasem dobrze jest się zdrowo wypłakać, wyżalić, wyrzucić z siebie wszystkie bóle i złość, zwłaszcza jeśli będzie to złość na tą cholerną przypadłość!Płacz ma działanie oczyszczające. W starożytnej Grecji urządzano nawet sztuki teatralne, które w szczególny sposób miały oddziaływać na widzów, wywołując zbiorowy płacz tzw katharsis. Śmieszny to był widok, jak cała publika wyła jak bobry, ale oczyszczenie było gwarantowane. Pozdrawiam serdecznie!
Odnośnik do komentarza
Witam, jestem studentem medycyny. OD miesiąca mam praktyki w szpitalu i raz zmieniałem kroplówkę u faceta który w trakcie oznajmił mi że ma gronkowca a zmieniałem ją bez rękawiczek jednak nie było tam żadnej krwi. Ja się strasznie przestraszyłem a jestem hipochondrykiem. Na drugi dzień miałem jush takie objawy jak niemożność załapania pełnego wdechu. Troche przestało w drugim tygodniu było jush troche gorzej bo doszedł wielki ucisk w klatce piersiowej i troszeczke serce się odzywało. A jeszcze jak przeczytałem o zawałach to ash człowieka mrowiło :) Byłem na oddziale kardiologicznym dobry lekarz stwierdził -kardiolog, ze jest to: -wypadanie zastawki mitralnej -zaburzenia rytmu serca pod postacią pojedyńczej extrasyptolii nadkomorowej, komorowej i SV-Tach Pobudzeń komorowych zarejestrowano 1966, a nadkomorowych 245. Troche zaczynam się denerwować czytając wasze posty i nie tyle sie denerwuję jakąś chorobą tylko jak czytam o jakiś ablacjach czy innych zabiegach to cisnienie skacze. Dał mi lek Betaloc. Poza tym jestem człowiekiem lekko nerowym. Co radzicie??Pomóżcie żeby w tak pocątkowym stadium dalej w to nie brnąć?
Odnośnik do komentarza
Cześć! Dharma, pocieszę Cię, że u mnie już też piękną pogodę diabli wzięli. A ja łaknę słońca jak *kania dżdżu* (przed chwilą napisałam *łania* i zastanowiłam się, po co ona łaknie dżdżu niby?:)Może chociaż w niedzielę się poprawi, bo mam zamiar się gdzieś wybrać. Na przykład na moje ukochane skałki do Ojcowa (Mała, pewnie kojarzysz, bo blisko Ciebie). Z tym wypłakaniem swoich smutków to macie dziewczyny świętą rację. Nastroju to może specjalnie nie poprawia, ale ulgę przynosi. Jestem też absolutnie *za*, żeby nie rozmyślać nad swoim stanem, nie zastanawiać się i nie przygnębiać jeszcze bardziej. Działać i jeszcze raz działać. Rzucić się w wir pracy. Satysfakcja z dobrze wykonanej roboty też poprawia nasz stan. No i MINIU - nie sięgaj lepiej po te leki. Korzystaj z naszych rad. I uwierz, że pomogą. FIDEL! A czy ty jesteś pewien, że te jakieś ablacje(nawet nie chcę dokładnie wiedzieć, co to), dotyczą aby Ciebie? Po co się tak nakręcasz i doszukujesz u siebie nie wiadomo czego? Nie wiem, czy dokładnie czytasz, co tu piszemy. Nasze myśli czasem naprawdę robią nam brzydkie figle. Jak poczytasz czy posłuchasz o objawach dziwnych i strasznych chorób, to potrafisz sobie wmówić, że je masz. Tak jest przynajmniej ze mną. Ja na wszelki wypadek staram się trzymać z daleka od książek lekarskich i informacji medycznych w internecie. Tylko nie zawsze mi się udaje:) Z Tobą tez może byc trochę inaczej. W końcu studiujesz medycynę. Nie piszesz też, czy masz stwierdzoną nerwicę. Musisz chyba popracować nad wyobraźnią, to tak na początek. Przede wszystkim trzymaj ją krótko na wodzy, żeby się za bardzo nie rozbujała.Kiedy jesteś tak blisko pacjentów i obserwujesz ich choroby i cierpienia każdego dnia, to naprawdę musi być trudne. Powtarzaj sobie, że Ciebie to nie spotka. Tyle moge Ci poradzić póki co. Trzymaj się dzielnie! Będzie ok! RENIU! A ja też zaraz pójdę się rozpieszczać słodyczami (niestety:) A u dentystki byłam dziś. Nie zwiałam:) Ale za to wypytałam czy aby boleć nie będzie i uprzedziłam, że jestem ostatnio panikara. Powiedziała, że trochę boleć może i zaproponowała ochoczo, że może zrobić zastrzyk. A ja się ochoczo zgodziłam:) Troszkę ukłuło, ale za to komfort w czasie leczenia nie z tej ziemi. Relaks, odprężęnie, mogłam sobie tak siedzieć i siedzieć, bo nie wyczekiwałam, czy i kiedy mnie zaboli. Był tylko jeden panikarski moment po zrobieniu zastrzyku. Pani powiedziała, że gdybym poczuła zawroty glowy czy gdyby zrobiło mi się słabo, to mam powiedzieć. I zgadnijcie. Oczywiście, że poczułam. Natychmiast po jej słowach. Gdyby mi tego nie powiedziała, to naturalnie do głowy by mi nie przyszło, że może mi być słabo. Serce od razu zaczęło walić jak młotem, a ja zaczęłam wpadać w taką panikę, że miałam ochotę skłamać, że muszę wyjść po coś do samochodu, żeby zaczerpnąć powietrza oczywiście. Na szczęście się opanowałam, odmawiałam chyba zdrowaśki i koncentrowałam się na szczegółach w gabinecie. Wpatrywałam się w kalendarz czy w lampę - jak wrona w kość. Ale pomogło. I tym optymistycznym akcencikiem narazie kończę. Pa!
Odnośnik do komentarza
Fidelu, my wszyscy, tu cierpiący:), mamy nerwicę lękową. Dotyka ona przeważnie osoby nadwrażliwe, przeczulone, oczywiście włączając w nie hipochondryków. Skoro twierdzisz, że nim właśnie jesteś to dziwie się, że odważyłeś się pójść na medycynę. Ja kiedyś też miałam taki plan, zdawałam nawet na AM do Wrocławia, ale dziś dziękuję Bogu, że się nie dostałam. Chyba, znając objawy chorób, nie dałabym żyć sobie i innym. Skoro jesteś na medycynie to powinieneś wiedzieć, że nerwica, która umiejscawia się w naszych głowach daje objawy somatyczne. Duszności, ucisk w klatce piersiowej, kołatania serca to nic innego jak właśnie skutki życia w napięciu, poddenerwowania, lęku o własne zdrowie i ciągłego świadomego lub podświadomego myślenia o danym problemie oraz własnym zdrowiu. U Ciebie, z racji hipochondrycznego podejścia, wystąpił strach przed gronkowcem. Twój umysł wszedł na najwyższy poziom czujności , włączył się mechanizm myślenia *na pewno zachoruję*. Boisz się tego, dlatego tak źle się czujesz. Uważaj, bo to pierwszy krok do nerwicy. Piszesz, że zbadano Ci serce, ale podajesz parametry i skróty typu SV-Tach, których my, laicy nie rozumiemy. Był co prawda wśród nas przez pewien czas lekarz (Czarek), ale od jakiegoś czasu się nie pojawia. On zapewne udzieliłby Ci rady, ja nie czuję się kompetentna, bo nawet nie wiem, co to jest extrasyptolia:( Musisz nam wyjaśniać te trudne pojęcia:) Jeśli chodzi o ablację to jest to zabieg wypalania prądem elektrycznym o niskim natężeniu miejsc w serduszku, które są odpowiedzialne za arytmię serca. Robi się to wprowadzając przez tętnicę szyjną lub udową elektrod. Ci, którzy to przeszli są przeszczęśliwi i zadowoleni z samego zabiegu. Jest to rzecz bezbolesna, ale nieprzyjemna o tyle, że celowo wywołuje się arytmię, aby odnaleźć miejsce, za nią odpowiedzialne i to skupisko komórek usunąć. Ale ablacja to nie zabieg kosmetyczny, trzeba mieć problem naprawdę na miarę tego zabiegu i o tym decyduje lekarz. Więc nie martw się Fidelu na zapas, bo na pewno Tobie to nie jest potrzebne. Czy lekarz, który Cię badał choć słówkiem wspomniał o konieczności ablacji? Nie - dał Ci tabletki, które normują pracę serduszka. Co radzimy? Uspokoić się i częściej do nas zaglądać. Poczytaj więcej postów na tym forum, zobaczysz jak zaczęłysmy zmieniać nasze podejście do nerwicy i przykrych jej objawów, z którymi walczymy każdego dnia, nawet od 7 lat (jak ja)...Uszy do góry! Spokojnie to tylko nerwica, a to choroba duszy i emocji, na którą się nie umiera i którą można zwalczyć jedynie samodzielnie. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Witam wszystkich! Dziewczyny najpierw o pogodzie :-) Pocieszę Was, że ja to od 3 dni cieszę się, że nie pada, bo o słońcu to przestałam nawet marzyć, bo co to za słońce, które pojawia się okazjonalnie między jedną a drugą chmurą :-( Jak to mówią *w Anglii albo leje, albo będzie lało* - to zawsze pewne :-) Doświadczam tego od 6 tygodni, więc pocieszcie się, że Wy chociaż trochę pięknego i ciepłego lata doświadczyłyście. No ale mam nadzieję, że jak wrócę za 2 tygodnie, to też jeszcze uda mi się trochę wygrzać. A apropo wyjazdu, to powiem Wam, że bardzo jestem od wczoraj zadowolona, bo mój kochany małżonek kupił wczoraj bilet na ten sam samolot, którym wracam ja z córeczką. Strasznie się cieszę, że z nami leci, choć tylko na 10 dni. Ale przynajmniej nie musimy żegnać się tutaj, no i spędzimy wspólnie choć trochę wakacji. Wprawdzie powiem Wam, że już się martwię tym, że on potem znów wyjeżdża i długo się nie zobaczymy, ale jak to już pisałam o kolejności myślenia (priorytety w myśleniu :-) ), to staram się narazie skupić na tym czasie wspólnym i nim cieszyć, a nie martwić tym, co później. No ale nie jest mi łatwo (jak to z nimi nerwusami) i chyba stąd wynika ostatnio mój jakiś wewnętrzny niepokój. Ale z całych sił staram się żeby to nie przerodziło się w nić więcej. FIDELU myślę, że dziewczyny wyżej już napisały Ci wszystko co ważne, ale chciałabym Ci tylko doradzić, abyś zastanowił się, czy na pewno chcesz zostać lekarzem mając taką słabość do *zapadania* na choroby, o których tylko usłyszysz. Nie mówię tego absolutnie złośliwie, tylko z troski o to czy dasz sobie radę nie tylko na studiach, ale przede wszystkim w późniejszej pracy, w której przecież na co dzień będziesz stykał się z chorymi i chorobami. Nie piszesz na którym roku studiów jesteś, ale może jeszcze jest czas na zmiany, nim będzie za późno i Twoje nerwy nie wytrzymają takiej próby. Oczwiście to tylko sugestia, bo nie znam Cię na tyle, aby do czegoś Cię namawiać. Ale sądzę, że warto się nad tym zastanowić. Droga DORO najpierw gratuluję wizyty u dentysty i cieszę się, że udało Ci się pokonać *słabości*. Myślę, że skałki w przepięknym Ojcowie, to świetny sposób na nerwy. Mnie bardzo brakuje tych (i wielu innych) pięknych miejsc. Chętnie zaprosiłbym ie również do cudownego Krakowa. Niestety są dwa *magiczne ale*. Po pierwsze to, że jestem jeszcze w Anglii, a po drugie, że odkąd mąż dostał nową pracę, to mieszkam u rodziców (jakieś 80km od Krakowa). Ale po powrocie inwestujemy we własne mieszkanie :-) Właśnie w Krakowie. I choć 400 tyś. kredytu przeraża mnie to strasznie się cieszę :-) No i mam nadzieję, że jeszcze nie raz będę mogła gościć innych nerwusków :-) A teraz wracam do kolorowanek :-) Moja córcia je uwielbia, a ja na szczęście chyba jeszcze bardziej :-) Przesyłam wszystkim całusy i życzę miłego popołudnia!
Odnośnik do komentarza
Witam słoneczka No dzieki Bogu dzisiaj jest trochę lepiej, juz mnie tak nie ściska w klatce uff jak odrazu milej.Pewnie te skoki pogodowe tez nam dokładaja swoje dwa grosze.ja zawsze miałam niskie cisnienie ale ostatnio(90/50)to chyba lekka przesada.Przez to wciż jestem śpiąca.No ale nic popołudniu maja wpasc znajomi na mecz(jestesmy z męzem kibicami poznanskiego Kolejorza)to moze troche mnie ozywią. Ale musze powiedzie moje drogie kobitki no i panowie:) ze jestem z siebie i tak zadowolona ze mimo moich wczrajszych słabości nie wpadłam w panike.oczywiście co nieco przeszło mi po głowie ale szybko to przepedziłam.No i nie wspomne ze wypiłam chyba z pięc kubków melisy,ze w nocy latałam z pęcherzem,ale wszystko jest lepsze zniz ta bomba zegarowa w środku.Takze noc miałam biegająca ale spokojna. Dziekuje kolezanki moje miłe ze myslałyście o mnie. Dora ja tez tak mam,ze dopóki mi nikt nie wspomni,ze ewentualnie moge się zle poczuc,to czyje sie ok,wystarczy że człowiek tylko coś usłyszy i jest ugotowany.Ale my jestesmy *kopnięte* ha ha ha ha,No cóz chyba taka nasz natura,zdrowa czy chora ale natura.Mozna się nad sobą użalać albo śmiac,to chyba lepszy śmiech prawda dziewczynki?
Odnośnik do komentarza
Droga Reniu, zgadzam się z Tobą. Trafnie to ujęłaś: jesteśmy kopnięte:) (tylko bez obrazy). A ja dodatkowo walnięta. I rzeczywiście, lepszy śmiech niz użalanie. ZDECYDOWANIE! A z tym ciśnieniem to też tak mam, tylko że ja zawsze miałam normalne, wzorcowe wręcz: 125/75, a ostatnio tyle co u Ciebie, z niewielkimi wahaniami. Już nawet myslałam, czy ja jeszcze żyję? Ale chyba da się z takim żyć. Dowodem to, że nadal piszę:) A może te ciśnieniomierze są tak pokopane jak my, za przeproszeniem? Ja mierzę takim z tesco, to możliwe:)MAŁA! Na śmierć zapomniałam, że Ty z dala od ojczyzny ukochanej... A to w takim razie podwójnie Ci życzę powodzenia ( w spłacaniu kredytu też naturalnie:)
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×