Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nerwica lękowa - jak z nią walczyć?


Gość aga

Rekomendowane odpowiedzi

Witaj Kiki bardzo dziekuje za tak obszerny i wyczerpujący post ,bylam zadziwiona twoją widzą na temat gardła tchawicy i reszty instrumentów ktore sie w nas znajdują i na jakiej zasadzie funkcjonują .Teraz pozwoliło mi to może lepiej zrozumieć cały ten mechanizm. Co do leków to akurat xanax brałam 16 lat temu i to był dośc krótki epizod ,ponieważ mi pomogł i odstawiłam go .Potem juz brałam leki pod tytułem przeciwlękowe które tez mi pomogły .Przeszlam terapie 4 miesięczną grupową i po roku staełam na nogi . Teraz też chdzilam na terapie ale indywidualną ponieważ grupowa zabierała mi 3 dni w tygodniu po 4 godziny. W chwili obecnej moja terapia indywidualna dała małe efekty ,dowiedziałam sie minowicie jak żyć żeby wszyscy byli zadowoleni ale jak widac po mimo moich starań moja dusza dalej ma cos do powiedzenia,bo czyż nerwica nie jest chorobą duszy? a objawy somatyczne to tylko dodatek do całosci. Odnosnie twojego jedzenia jak piszesz papek i picia przez rurke ,miałam taki własnie epizod z jedeniem ale 2 lata temu i kosztowało mnie to 6 kilo w dół,ale jadłam drogą nauralną czyli przez usta i gardło,Jak doszłam do tego że można i będe żyć to zaczełam jesc i wróciłam do wsojej wagi i nie powiem apetyt mi dopisuje,pomiomo mojej nerwicy. Co zas do lęków jak wczesniej opisywałaś że można kogos poprosic o pomoc to zgadzam sie z tobą w zupelnosci,tylko że ja musiałabym to robić stale i swoich własnych klientów az pewnie bo momentu kiedy nie pozbawiła bym sie chleba. Do czego zmierzam ,mianowicie jak jest ruch i kolejka w sklepie to nie bardzo mozesz sobie pozwolic na takie jazdy na codzień bo ludzie pójdą gdzie indziej,bo kto przyjdzie do sklepu w którym sprzedawca predkłada wlasne slabosci z dnia na dzien od oowiązkow. Niemniej jesdnak wszystkie twoje posty jak już pisałam są naprawde intereujące i widać że lubisz to forum i wkladasz duzo serca w to co pieszesz i dziekuje w imieniu forumowiczów.
Odnośnik do komentarza
Mam takie pytanie czy ktoś z was miał kiedyś coś takiego że momentalnie zaczęło mu bić serce bardzo mocno ale tylko np. 3 razy zalał się ktoś od razu potem i miał ścisk w klatce piersiowej jakby miał zaraz dostać zawału.Jeśli ktoś z was miał tak kiedyś to proszę o napisanie.
Odnośnik do komentarza
Okreslenie ”byc twardym” czy „ nie poddac sie” jest totalnym niezrozumieniem calej sytuacji i istoty lekow. Pamietajcie o tym, ze podczas wichury twarde drzewa lamia sie jak zapalki, natomiast te ktore maja umiejetnosc poddawania sie i ktore potrafia tanczyc z wiatrem, po wichurze potrafia znow sie same podniesc. Leki trzeba zaakceptowac, trzeba zaakceptowacze ze sa one czastka nas samych. Trzeba je polubic tak jak siebie samego, bo te leki sa przeciez czastka nas samych. Walka z lekiem nic nie da. Tylko wspolpraca i akceptacja daje mozliwosc bycia swiadomym tego co sie z nami podczas lekow dzieje. Dzialania ludzkie sa celowe(swiadome) i bezcelowe(nieswiadome). Tylko swiadome dzialanie daje nam mozliwosc opanowania sytuacji i obrocenia jej na nasza korzysc- w tym przypadku ataki lekowe. Bycie twardym ogranicza nasza objektywnosc, co w rezultacie wywoluje subiektywne ocenianie danej sytuacji i w ten sposob doprowadza do ataku paniki. Dam wam przyklad na roznica miedzy swiadomym a nieswiadomym postepowaniem. Od dziecka balam sie pobierania krwi. Sam widok igly wyzwalal we mnie zimne poty. Ten stan rzeczy trwal u mnie do momentu gdy zrozumialam na czym polega wspolpraca z otaczajacym mnie swiatem. Smialo przyznam sie, ze zrozumialam ten stan rzeczy dopiero jako osoba dorosla. Dzis idac na pobranie krwi nie zwaracam sobie glowy obawa o bol czy siniaki, ktore zawsze zdobily mi rece, bo dzis poddaje sie swiadomie ukluciu i wspolpracuje z igla. Wyobrazam sobie, ze ssie igle do mojej zyly i nie opieram sie. Tak samo jest z moja krwia. Nie zaciskam zyly ale oddaje swiadomie moja krew, ktora splywa niemalze sama do strzykawki. I juz, i po zabiegu. W dalszym ciagu mam stany lekowe, ale jak pisalam jest to pikus, ktory glaszcze reka po karku, bo wiem, ze nie jest grozny i ze lasi sie do mnie od czasu do czasu. Gdy czyje zblizajacy sie lek, nie opieram sie ale przyjmuje go do siebie. Ide zrobic ciepla herbate, robie pare cwiczen, otwieram okno i zaciagam sie swierzym powietrzem. Gdy pikus chce moich pieszczot w nocy, nie zmuszam sie do lezenia, ale wstaje i pozamiatam, czy poukladam w szafie. Pewnie, ze czuje lek i wszystkie jego elementy ale nie opieram mu sie. Najbardziej skuteczna dla mnie metoda wspolpracy z lekiem jest medytacja, podczas ktorej czuje i widze sie sama od srodka. Widze moje narzady i swiadomie dotleniam je. Bez tlenu nie ma zycia. Byc swiadomym tego co sie z nami dzieje podczas lekow jest rownoznaczne z byciem swiadomym tego co sie dzieje w naszej codziennosci. Bezproblemowe zycie nie polega na tym, aby byc twardym czy nie poddawac sie. Przeciwnie, trzeba swiadomie oceniac swoja sytuacje i swoje mozliwosci i realnie widziec otaczajaca nas rzeczywistosc. Problemy zyciowe trzeba przyjac, przerobic i przede wszystkim zrozumiec. Znajac i akceptujac siebie samych takimi jakimi jestesmy, jestesmy w stanie dostosowac sie do swiata i wspolpracowac z nim. Istotna rzecza jest zachowanie swiadomosci, ze inni ludzie mysla czesto zupelnie inaczej niz my sami i dlatego podstawa funkcjonowania czlowieka jest akceptacja tego faktu. Dlatego poprzez nasze swiadome dzialanie jestesmy w stanie ksztaltowac nasze stany emocjonalne i w efekcie cala nasza egzystencje, ktora jest rezultatem nie unikania innych ludzi czy problemow zyciowych lecz rezultatem zrozumienia mechanizmu akceptacji i wspolpracy.
Odnośnik do komentarza
Czyli twoim zdaniem trzeba się zagłębić w to co się z tobą dzieje. Nie, dziękuję. Jak zaczynam myśleć o tym co się ze mną dzieje, robi się jeszcze gorzej. No i jak widzę ty również starasz zająć się czymś, co po prostu nie pozawala wpaść ci w panikę. Twoja walka z nerwicą Kiki to właśnie bycie twardym. Trzeba swoje przejść żeby się tego nauczyć. Sama wiesz że to nie łatwe. To co robisz to jest walka. Krótko mówiąc nie poddajesz się chorobie i z nią na swój sposób walczysz. Poprzez ignorowanie jej i myślenie o czymś innym (czy też zajęcie się czymś), o czym też wcześniej pisałem. Osoba której odpowiedziałem potrzebowała potwierdzenia, że nie tylko ona przeżywa takie objawy.Ja kiedyś również tego potrzebowałem. Właśnie po to żeby się tym tak nie przejmować. Żeby zrozumieć, że to nasza podświadomość płata nam takie niemiłe figle i wywołuje nieprzyjemne objawy. Myślisz że pisząc być twardym i nie poddawać się, miałem na myśli zacisnąć zęby i przetrwać atak. Nie koniecznie. Jednak każdy z nas jest inny i podejrzewam, że będzie musiał znaleźć swoją własną metodę na walkę z tym *potworem* jakim jest nerwica lękowa. Dla jednych to będzie po prostu nie zagłębianie się w objawy i ignorowanie ich. Dla innych zajęciem się czymś. A dla jeszcze innych zwykłe myślenie o czymś innym. Jedno jest tu chyba pewne, zgłębianie się w objawy, myślenie o nich i co gorsza myślenie co się może złego wydarzyć w związku z objawami najczęściej prowadzi do paniki i pogłębienia się objawów. Walczmy więc i pamiętajmy że nie mamy innego wyboru. Musimy z tym sobie radzić. Tak czy inaczej.
Odnośnik do komentarza
MarcinR, Zaglebic sie w lekach mozna a raczej trzeba, ale tylko pare razy i to tylko po to aby zrozumiec co sie z nami dzieje podczas atakow a raczej poprzedzajacych te ataki lekow. Reszta to chwila obecna, ktora w sumie istnieje tylko momencik, bo juz w nastepnej sekundzie jest przeciez przeszloscia. :o) Pierwszym krokiem jest zapoznanie sie z wlasnym organizmem i z jego fizjologia. Nastepnym etapem, ktory u wiekszosci dotknietych ta choroba bedzie trwal lata, jest wlasnie umiejetnosc akceptacji tego faktu. Powtarzanie sobie w kolko, ze sie nie poddam, czy ze musze wygrac wyzwala w naszej swiadomosci nic innego tylko niepewnosc i haos. Tylko swiadoma konfrontacja z lekiem da mozliwosc zrozumienia tego o co temu lekowi chodzi. Dopiero wtedy mozna sobie ulzyc, poprzez „wychowanie” sobie tego leku, i tak jak psa nauczyc sie prowadzic go na smyczy. Upor w niczym nie pomoze ani poprzez robienie z siebie samego meczennika ani poprzez proby dowiedzenia sobie, ze stac nas na wygrana a tym bardziej nie poprzez probe ucieczki. Gra zalezy przeciez od tego jakie karty wpadna nam do reki. (jak jestesmy psychicznie, fizycznie i duchowo skonstrulowani), i wlasnie tylko poprzez swiadomosc ze tak jest, jestesmy w stanie rozegrac partyjke w najkorzystniejszy dla nas sposob. Najbardziej meczace i wykanczajace sa same ataki i to o czym napisalam bylo wskazowka jak te ataki stlumic zanim wyplynal na powierzchnie. Ja sama zwracam uwage na slowa, dlatego okreslenie „walka” znaczy dla mnie walka, ktora mozna wygrac ale i ktora mozna tez przegrac.....i co wtedy? Ale jesli mamy byc przy walce to okresle to tak, ze Ty piszesz o strategii a ja o taktyce. Sprobuj dla wlasnego dobra potraktowac twoje leki jako czesc ciebie samego. Czy uwazasz sam, ze jestes potworem? Odpowiem za ciebie, ze NIE, tak nie uwazasz. Ale tak dlugo jak dlugo bedziesz zwalczal twoj lek jako potwora, Twoje cialo bedzie domem tego „potwora” i bedzie sie rozpadac a ty sam bedziesz przegrywac. Uwierz mi, ja ani nie walcze z lekiem ani go nie ignoruje, bo moj lek jest czastka mnie samej i ktora ja przeciez sama stworzylam, wlasnie dlatego ze wczesniej widzialam i traktowalam moje zycie jako nieustanna walke o przetrwanie i przekonywanie mnie samej o slusznosci mojego sposobu i myslenia i dzialania. To dopiero dzieki moim lekom poznalam siebie sama, taka jaka na prawde jestem. Kazde moje leki byly i sa wywolywane sytuacjami dnia codziennego, dlatego zwracam uwage na otaczajaca mnie codziennosc, aby do tego nie dopuscic. Tylko poprzez moje swiadome dzialanie mam wplyw na moje samopoczucie. W momencie gdy zignoruje sytuacje, ktora ma wplyw na moje zycie, moja podswiadomosc reaguje lekami a poniewaz nauczylam sie byc tego swiadoma, potrafie sie uspokoic we wlasciwy dla mnie samej sposob, ktory jest wlasnie akceptacja i wspolpraca-wytlumaczenie. Jako, ze mam leki od wielu lat, wyprobowalam wiele sposobow i bez jakichkolwiek oporow stwierdzam, ze ten sposob ktory opisalam w poprzednim poscie (akceptacja i wspolpraca), jest dla mnie najmniej meczacy, po prostu dlatego, ze dlatego kosztuje mnie minimum mojej energi.
Odnośnik do komentarza
Witam was Dawno tu nie zaglądałam, bo wszystko bylo dobrze, nie brałam leków, czułam się swietnie, aż żyć się zachciało. Spędzałam weekendy z chłopakiem, nawet u niego spałam (a wcześniej nie mogłam sobie nocy poza domem wyobrazić) , zero niepokoju, aż rano z energią wstawalam z łóżka. Dziś wróciła nerwica, chyba się za mną stęskniła... Tatalny napad lęku, myślalam że się uduszę. A zawczeło się po prostu od tego ze mam katar i jak jadłam to nie umiałam powietrza złapac ani połknąć, myślałam ze się udławię i już atak . Nie umiałam nawet mówić po każdym słowie głęboki wdech. Rzadko miewałam napady, miałam ich chyba w ciągu 2,5 lat około 10 . Z każdym napadem coraz gorzej. Normalnie aż żyć się nie chce. A śmierci się boje . Dziwne .
Odnośnik do komentarza
Może jednak zacząć polegać na wiedzy psychoterapeutów niż jakiejś nawiedzonej kobiety pod wpływem prochów.Ludzie jak to przeczytałem to najpierw poczułem straszliwy lęk przed tą chyba kobietą kiki.Psychoterapeuci i psycholodzy to ludzie których macie słuchać a nie kogoś kogo znacie tylko z sieci.Rety aż do teraz mam ciarki na plecach.brrr
Odnośnik do komentarza
Kiki, nie potrzebnie czepiasz się słów. To są tylko słowa i mówię je w przenośni. Przecież wiadomo że nie wybieramy się na wojnę mając nerwicę lękową a nazwanie jej inaczej, np *potworem* nic tak naprawdę nie znaczy. Chodzi tylko o podkreślenie że jest to naprawdę uciążliwa choroba. Wcale też nie mówiłem że trzeba sobie powtarzać w kółko, ze się nie poddam, czy że muszę wygrać. Mówiłem tylko że musimy sobie z tą chorobą radzić bo po prostu nie mamy innego wyjścia, skoro już jest. A jak, to już indywidualna sprawa każdego z nas. Mogę tylko ze swojego doświadczenia dodać że wmawianie sobie w kółko że jestem zdrowy i nic mi nie jest, nie daje chyba żadnych rezultatów. Ale może są tacy którym to pomoże. Nie wiem. Trzeba spróbować wszystkiego. Ba, ja nawet nie twierdzę że nie masz racji. Ale nie każdemu może pomóc to, co pomogło Tobie. Dla mnie zagłębianie się w lęk który się pojawia kończy się jeszcze gorzej, więc sobie z tym radzę (żeby nie powiedzieć walczę) ignorując lęk i kierując myśli gdzie indziej. Twój sposób z zajęciem się czymś jest też bardzo dobry, to bardzo pomaga. Osobiście nie wiem co by było gdybym nie pracował. W czasie pracy najczęściej w ogóle zapominam o tej chorobie. Czy dajmy na to w nocy, kiedy nie możesz spać i wstajesz żeby się czymś zająć, to myślisz dalej o lękach które cię naszły czy raczej starasz się tego nie robić ? Bo jeśli starasz się tego nie robić to jest to właśnie ich ignorowanie. Nie przejmujesz się nimi, zajmujesz się czymś żeby o nich zapomnieć lub je stłumić. To tyle. Miło jest popolemizować bo wtedy zapominam o chorobie, ale raczej się wspierajmy i starajmy się pomóc innym, szczególnie tym *początkującym* bo oni, jak wiemy, mają najgorzej. Powiem więc krótko. Jeśli komuś na tę chorobę coś pomogło - jakiś sposób myślenia, psychiatra, leki (tutaj konsultować się z lekarzem), itd. - niech to tutaj opisze. Może pomoże też komuś innemu. Muszę też przyznać że same opisy co się z nami dzieje też pomagają. I tym co opisują (to z autopsji) i tym co czytają (też z autopsji :-) ). Więc róbmy to dalej. Szkoda tylko że nas przybywa.
Odnośnik do komentarza
Witam wszystkich serdecznie :-) Ronin, mysle ze to co napisales o Kiki jest okropne. Z tego, co wiem to ona jako jedna z niewielu wlasnie nie jest na prochach. Mysle, ze na tego typu forum negatywne ocenianie kogos jest co najmniej nietaktowne. Kiki pisze bardzo madrze i nikt nikogo do niczego nie zmusza. Mozesz jej wierzyc albo nie, Twoja wola. Jestesmy tutaj po to, zeby podzielic sie doswiadczeniami ale mamy swiadomosc tego, ze jestesmy inni i jak MarcinR slusznie zauwazyl, kazdy z nas przezywa wszystko inaczej. Kiki wielu osoba pomogla tylko dlatego, ze dzieli sie swoja wiedza i doswiadczeniami nie oczekujac niczego w zamian. Sama jestem nowicjuszka i doceniam wiele jej cennych rad. Jesli sie z nimi nie zgadzasz, to Twoja wola ale nie powinienes nikogo obrazac. Gdybys czytal posty Kiki zapewne sam doszedl bys do wniosku, ze ona sama sugerowala czesto zaczac od wizyty o dobrego lekarza i dobrej psychoterapii. Przede wszystkim powinnismy wzajemnie sie szanowac, chociazby dlatego ze jestesmy ludzmi - to po pierwsze. Przemysl prosze, co napisales ronin, bo wydaje mi sie, ze wszystkie *epitety* byly niestosowne. Pozdrawiam serdecznie :-)
Odnośnik do komentarza
Ta wymiana poglądów uświadomiła mi,że niestety każdy musi przejść swoją drogę.Kiki ma już swój staż w walce z chorobą i dziś jest inną osobą niż *początkujący* (jak to rzeczowo ujął Marcin).Kiki chyba nie zostałaś do końca zrozumiana niestety.Ale to, o czym piszesz jest wiedzą,którą zdobywa się przez lata.Rzecz idzie o akceptację siebie takim,jakim się jest.Nawet ze swoimi lękami.Choruję od 6 lat i przyznam,że nie zawsze daję radę,ale dziś wiem (i przychylam się do twojego poglądu KIKI),że im bardziej się psychicznie opierasz,napinasz,tym sytuacja będzie gorsza.Moja metoda:umiejscowienie siebie i swoich lęków,a także obserwacja swojego ciała i próba racjonalnego wytłumaczenia przyczyn reakcji somatycznych.Jeżeli lęk jest bardzo silny,bywa,że wspomagam się farmakologicznie.Ale bardzo rzadko,bo trening czyni mistrza:) Pozdrawiam Drodzy!
Odnośnik do komentarza
Post Ronina wcale mnie nie zbulwersowal ani nie obrazil. Po przeczytaniu smialam sie serdecznie bo przypomnialam sobie pewne epizody z mojego wlasnego, wczesniejszego okresu choroby i moich wlasnych reakcji ktore mimo mojego dobrego wychowania byly niekiedy pociagnieciami ponizej pasa, w stosunku do innych. Napisze wam cos o moich pierwszych spotkaniach z moim lekarzem rodzinnym, ktorego znalazlam zupelnie przez przypadek po tym jak w zlosci zerwalam kontakt z poprzednim lekarzem, ktory zlekcewazyl poczatki mojej choroby. W pierwszej fazie choroby zlosc jest jednym z podstawowych faktorow, ktore sa zauwazalne przez innych ale niestety nie przez nas samych. Zlosc o to dlaczego mnie to dotknelo, zlosc o to ze inni nie sa w stanie pojac co mi jest i zlosc o to ze nikt nie jest w stanie mi pomoc. Po zlosci przychodzi niecierpliwosc, ktora niestety ale najbardziej utrudnia progres leczenia. Na poczatku ja sama bylam zla na wszystko i wszystkich, ktorych obwinialam za to, ze zniszczyli mi zdrowie, ze byli tacy a nie inni itp. Ten okres trwal u mnie dosc dlugo, z tego co pamietam, z rok czasu. Krotko mowiac miotalam sie miedzy moja choroba, moja zloscia, moja niepewnosnia i moja niecierpliwoscia. Lekarza o ktorym wspomnialam nie znalam i nigdy go nie widzialam. Moj pierwszy kontakt z nim byl przez telefon, gdy zadzwonilam na pogotowie bo przestraszylam sie eventualnego przedawkowania tabletek uspakajajacych. Czlowiek ten zrozumial moja sytuacje w sumie bez slow i zaproponowal mi abym przyszla do jego gabinetu, prywatnie. W tym okresie nienawidzilam wszystkich lekarzy i calej sluzby zdrowia dlatego tez nie mialam zaufania do tego lekarza, ktory chcial na pewno wyciagnac ode mnie kazdy grosz. Gdy weszlam do gabinetu na biurku staly dwa kubki z ciepla herbata, ktorej zapach rozchodzil sie po pomieszczeniu, w fotelu siedzial usmiechniety mezczyzna okolo 45 lat. Po raz pierwszy od wielu lat poczulam sie bezpieczna i kazda komorka mojego ciala mowila mi, ze moge temu czlowiekowi zaufac. Nasze pierwsze spotkanie ograniczylo sie do tego, ze szlochalam z pol godziny nie mowiac ani slowa i on tez nic nie mowil. Wstalam, powiedzialam do widzenia i poszlam do domu. Chodzilam do niego przez rok, raz w tygodniu. Wizyty trwaly najczesciej pol godziny a niekiedy i godzine. Z regoly przychodzilam jako ostatni pacjent. Rozmawialismy o wszystkim. To byl bardzo madry czlowiek, ktory sam znal zycie, ale najwazniejsze bylo to, ze on na prawde chcial mi pomoc. Czasami gdy przychodzilam do niego i krzyczalam na niego, ze mnie nie rozumie i ze wszystkie nasze dotychczasowe spotkania byly bezcelowe, widzialam w jego oczach bezradnosc ale nigdy nie widzialam w nich zwatpienia i to bylo moja deska ratunku. Nie wzial ode mnie ani grosza. Ubezpieczenie pokrywalo tylko 15 minut standartowej wizyty, reszta byla mi podarowana. Czasy sie zmienily i dzis nie wiem czy ktos moglby pozwolic sobie na podarowanie swojego czasu, tak jak to zrobil moj przyjaciel/lekarz, dzieki ktoremu zrozumialam co kryje sie za zrozumieniem przyjmowania i dawania. Ronin jest na tym etapie na ktorym ja bylam 10 lat temu. Wtedy i ja doszukiwalam sie u innych absurdalnych rzeczy. W tym przypadku nie chodzi o wybaczenie ale o zrozumienie. Ja Ronina rozumiem bo po przeczytaniu paru jego postow widze jak bardzo jest on zniecierpliwiony i zmeczony swoja choroba, nie mniej nie upowaznia to jego do doradzania innym na forum, aby traktowali moje rady i spostrzezenia jako czarna magie. :o)))))) Pozdrawiam wszystkich.
Odnośnik do komentarza
Hej Kiki. poczytałem na temat Rescue Remedy. Ciekawe. Chętnie spróbuję. Ale czytałem też że nie należy z tym przesadzać. Znaczy nie przyjmować bardzo długo. Nie wiem jak długo Ty tego używałaś i jak na Ciebie to wpłynęło, ale warto spróbować to stosować chociażby tuż przed atakami. Lub w czasie *ciężkiej* nocki. Kupię i spróbuję. Podzielę się z Wami moją reakcją na ten specyfik. A tak na marginesie, to ostatnio mam nową dolegliwość. Nic specjalnego, ot kiszki mi marsza grają. Wyjątkowo często. Zarówno przed jak i po jedzeniu, więc to na pewno nie z głodu. Po za tym że irytujące to jest, to nic mi absolutnie w związku z tym nie dolega. Cóż, nie ma to jak coś nowego :-) Trzymajcie się.
Odnośnik do komentarza
MartinR, zwroc uwage, ze mozna zamowic tez rozne mieszanki, co jest dla mnie nowoscia, bo nie mialam o tym pojecia. Po prawej stonie jest link do testu-ciekawy. Mnie wyszla mieszanka z 6 komponentow. Podoba mi sie ta strona :) Jeg swego czasu kupilam najpierw mala butelke Rescue Remedy a po jakims czasie duza, tz. obie sa maciupkie i mieszcza sie w dloni. Nie bralam tego codziennie, ale pare razy w tygodniu i to pare razy dziennie. Najczesciej byly to sytuacje, ze tak powiem podbramkowe, gdy musialam cos zalatwic, albo znalazlam sie w miejscu takim jak otwarty plac, lotnisko, czy szerokie jezdnie albo niedaj Boze duzy sklep z ruchomymi schodami.... Jak pisalam bylo to dobrych pare lat temu, ale pamietam, ze byl efekt. Przeczytalam pare wypowiedzi na forum strony Terapii Bacha i wyglada na to, ze ludzie sa zadowoleni. p.s. wiem, ze mozna tez kupic te krople w aptekach, a czy mieszanki to nie wiem. Ide czytac dalej, papatki wszystkim. :o)
Odnośnik do komentarza
Hej wszystkim.... :/ Stany depresyjno lękowe.... Seroxat biorę od ponad 4 lat... Powoli starałem się go już odstawiać zmniejszając dawki i rozciągając je w czasie. Ostatnio brałem go raz na 4-5 dni po pół tabletki 20mg. Początek był straszny, ale po jakimś czasie nadeszła wielka ulga... Zacząłem ponownie się cieszyć życiem.... Mam wspaniałą żonę, wszystko układa się dobrze... W weekend nieźle popiłem ze znajomymi, i przez kilka dni nie byłem do życia. Cały czas czekałem aż coś *mnie chwyci* no i wracając autem z pracy wczoraj, nadszedł długo wyczekiwany atak lęku, nawet nie wiem jak udało mi się dojechać do domu gdzie się kompletnie rozkleiłem... Żona stanęła na wysokości zadania, była przy mnie. Był to mój pierwszy tak silny atak od niepamiętam już kiedy. Jestem przekonany że to przez alkohol, wcześniej kiedy spożywłem na drugi dzień bywało mi *smutno* ale nie aż tak jak teraz :( Fatalnie się czuję, rozbity psychicznie bardzo jestem przez ten atak. Alkoholu nie tknę przez baaardzo długo, tego jestem pewny... Budujące jest to że nie tylko ja z tym toczę *walkę*... Choć wolałbym aby nikt nie musiał jej toczyć. trzymajcie się dzielnie...
Odnośnik do komentarza
Witam Dawno nie pisalam,co nie znaczy,ze nie zaglądałam po prostu jakos nie mialam ochoty... Niby bylo juz w porządku,ale ostatnio pojawiają sie male lęki. Czesto chodze poddenerwowana, z przyspieszonym tętnem ( 108 ) Przy atakach tradycyjnie skacze mi cisnienie z 120/70 na 160/95 Mialam w zeszlym tygodniu uroczystośc zakrapianą alkoholem i drugi dzien po byl dla mnie koncem swiata ( podobnie jak dla GB...przeviez tez biore seroxat... ) i szokiem są dla mnie dni przed miesiączką :(
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×