Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Nierówna walka z Atakami Paniki. Czy ktoś może pomoc?


Gość Oskar97

Rekomendowane odpowiedzi

Witam. Mam 20 lat, od 8 miesięcy mieszkam w Anglii i 5 mam Ataki Paniki. Pierwszy atak przeżyłem podczas samolotu do anglii. Uspokoili mnie ludzie z którymi siedziałem i było ok. 3 miesiące później trafiłem do szpitala po imprezie. Brałem tam narkotyki i piłem dużo alkoholu. Naprawdę dużo. Godzinę leżałem w oczekiwaniu na karetkę. Myślałem, ze umrę. Dusiłem się i serce szalało. W szpitalu mnie przebadano, podano morfinę i zostawiono na obserwacje. Po badaniach nie było żadnych przeciwwskazań żebym nie wrócił do domu. Od tej pory zaczął się mój koszmar i życiowa walka. Tydzien po tym wydarzeniu znów trafiłem do szpitala. Kolejne badania, kolejne wzorowe wyniki. Czułem jakbym przechodził zawał i umierał. Serce bije w rytm mocnego techno, wzrok rozmazany i drętwienie kończyn (ponoć wywołane problemami z oddychaniem) Prosta diagnoza - Atak Paniki i nerwica. Przepisane tabletki PRZECIWBÓLOWE z Codeina (Cocodamol) i wypis zeszpitala. Przestałem pic ukochane energetyki, kawę i ograniczyłem mocno alkohol. Cały czas monitorowaniem swoj organizm. Każde szybsze bicie serca, zaburzenie oddychania, ból czy zawrót głowy wprawia mnie w panikę. Kolejne badania, kolejne wzorowe wyniki i wzrok lekarzy mówiący „Ty chory pojebie, idź stad”. Ostatnio dochodzi do mrocznych myśli. Pije dużo Melisy, stosuje krople Nerwosal i nie czuje większej poprawy. Czasem mam sile i chęci gdzieś wyjść, pójść na piwko ze znajomymi, a następnego dnia skoczyć z mostu, bo przychodzi atak. Czasami mam wrażenie, zr wychodzę z ciała lub nawet nie jestem w swoim ciele. Gdy rozmawiam o tym z bliskimi każą przestać mi sobie wkręcać te wszystkie objawy, bo wtedy przychodzi atak. To prawda, ale nie mogę przestać monitorować swojego ciała. Zdążą się, ze mam problemy z połykaniem śliny lub wrażenie, ze zaraz połkne swój język. Po rozmowie z lekarzem pierwszego kontaktu na temat mojego stanu zdrowia uznał, ze najlepiej jakbym sam sobie z tym poradził (Dzięki!) lub na własna rękę szukał pomocy, bo On nie ma jak mi pomoc. Cały czas walczę w tej nierównej walce. Czasem uda mi się wygrać bitwę, ale mam obawy, ze przegram wojnę. Z samym sobą. Chciałem wrócić do polski się wyleczyć, ale wiem, ze nie dam rady lecieć samolotem, a atak paniki mnie łapie nawet w aucie(22h drogi jeśli bym się zdecydował). Czy jest tu ktoś kto mógłby mi polecić jakieś leki lub sposoby na walkę z Atakami? Samo pozytywne myślenie i mówienie sobie, ze wszystko jest ok i to tylko kolejny atak nie zawsze przynosi skutki. Boje się strachu i zaczynam sobie niewyobrażalne normalnego życia co rodzi straszne myśli. Czy jest szansa, ze będę kiedyś w 100% zdrowy? Zaczynam tracić nadzieje. Proszę o podzielenie się swoimi historiami oraz polecenie środków do walki ze swoją psychika. Pozdrawiam wszystkich „Panikarzy”.

Odnośnik do komentarza
Gość kajka123321

Witam, Na wstępie chciałam zaznaczyć, że będzie długo i treściwie :P Dla mnie będzie to pierwszy post na forum publicznym (wcześniej problem „nerwicy” był dla mnie strasznie krępującym tematem). Ucieszyłabym się ogromniejeśli choć dla cząstki ze wszystkich tu obecnych moja historia będzie pomocna w radzeniu sobie z naszą chorobą. Z nerwicą tak to już jest, że jak się przyplącze to potafi nieźle namieszać w naszym ciele, umyśle i duchu. Ale na swoim przykładzie wiem, że można z tego „wyjść”, a przynajmniej skutecznie radzić sobie z jej nieprzyjemnymi objawami. Zacznę może od tego, że od kiedy pamiętam byłam strasznie emocjonalną dziewczynką. Wszystko przeżywałam trzy razy bardziej niż moi rówieśnicy. Pójście na rozpoczęcie roku w szkole podstawowej było takim problemem, że już tydzień wcześniej miałam bardzo silne bóle brzucha i nie potrafiłam o niczym innym myśleć jak tylko o tym, że za kilka dni będę musiała tam iść. Pomimo, że przecież przez 6 lat były to te same twarze i te same dzieci, które naprawdę lubiłam i z którymi fajnie się dogadywaliśmy. Ale tak już miałam… Dość szybko bo w wieku 17 lat musiałam się usamodzielnić. Mama wraz z bratem wyjechali za granicę do taty. Podjęliśmy wspólną decyzję, że w związku z tym że byłam rok przed maturą, na razie nie będę jechała z nimi. Odłożyliśmy podjęcie tej decyzji po ukończeniu liceum. Traf chciał, że poszłam dalej na studia, poznałam mojego obecnego partnera i postanowiłam zostać w kraju. Jednak na tamtą chwilę rozłąka z rodziną wydawała się nie do przeżycia… tym bardziej, że byłam z mamą bardzo związana… Ale do sedna. Problem z nerwicą przychodził u mnie etapami. Takim momentem, którym z biegiem czasu mogę zaliczyć jako pierwszy objaw nerwicy (bo wtedy nie przyszło mi to w ogóle do głowy) było wybudzanie się w środku nocy z walącym sercem i ogromnym strachem. Poprzedzone to było takim dziwnym uczuciem nagłego spadania co powodowało wybudzanie się. Zbagatelizowałam to i nie doszukiwałam się w tym nic poważnego. Do czasu… W marcu 2012 r. rozpoczęłam pierwszą w życiu poważną pracę. Niby wszystko było okej, ale jak to ja doszukiwałam się drugiego dna. Czy jestem lubiana? Czy szef będzie zadowolony z mojej pracy? Czy robię wszystko tak jak należy? A co jeśli nie podołam? 100 pytań do… No i to właśnie w miejscu pracy miałam swój pierwszy ATAK. Atak paniki… W jednej chwili zrobiło mi się słabo, ledwo stałam na nogach (właściwie to nie miałam siły stać), zaczęłam cała się trząść, wszyscy podejrzewali, że mam atak padaczki, ponieważ sama nie potafiłam tego zahamować. Szklanka wody, wyjście na świeże powietrze i oczywiście wezwanie pogotowia. A ja czułam jak umieram, kazałam co chwilę mierzyć sobie puls, który de facto był ledwo wyczuwalny. Przyjechało pogotowie, i co? I zastrzyk uspokajający z hydroksyzyny… Na karcie ewidentnie napisane „ Do konsultacji z lekarzem rodzinnym lub psychiatrą” Zastrzyk na chwilę pomógł, wrociłam do pracy, aby po może mniej więcej pół godziny BUM znowu to samo, dokładnie te same objawy i znowu wrażenie, że na pewno umieram. Wtedy już pojechałam z miejsca pracy do szpitala (nie sama nie prowadziłam auta :P) tam podłączyli mi kilka kroplówek, zrobili podstawowe badania, które oczywiście były w normie i wypuścili do domu… Ja już wiedziałam, że następnego dnia w pracy się nie pojawię, ten paraliżujący strach, że znowu mi się to przytrafi i będzie straszny wstyd. W końcu pracowałam tam może pół roku. Przemyślenia jak to będzie wyglądało, a jeśli będą pytać to co im powiem? Postanowiłam iść na zwolnienie lekarskie. Nie pamiętam dokładnie ile czasu na nim byłam łącznie, wiem, że mogło to być ok. 2 miesięcy. Przez ten czas odwiedziłam wszystkich możliwych specjalistów. Kolejne badania jakie miałam wykonywane (Holter, próba wysiłkowa, EEG, RM głowy, Doppler i wiele innych) nie wskazywały u mnie żadnej choroby. Ja jednak nadal doszukiwałam się problemu wszędzie a nie tam gdzie naprawdę potrzeba. Doszło do tego, że lęk towarzyszył mi cały boży dzień. Od otworzenia oczu do ich „zamknięcia”. Potafiłam nie spać 3 dni pod rząd, cały czas adrenalina była w moim organiźmie w tak ogromnym stężeniu, że nie potrafiłam zasnąć. Dodatkowo natłok myśli… z jednej myśli na drugą… zero ciągłości. Nie było możliwości ułożenia w głowie sensownej historii. Byłam nieobecna i otumaniona. Rozwolnienia i wymioty były u mnie na porządku dziennym, nic nie potrafiłam przełknąć. Jeśli już się udało zaraz było to zwracane. Schudłam ok. 9 kg (przez okres 2 miesięcy). O wyjściu z domu nie było mowy. Wyjście do sklepu? Absolutnie. Gdy tylko wychodziłam na świeże powietrze pojawiały się straszne zawroty głowy i uczucie duszności. A ja nakręcałam się dalej, „Na pewno zaraz zemdleję i nikt mi nie pomoże”. Czym prędzej wracałam do domu. To był mój azyl i bezpieczne miejsce. Atak paniki, nie licząc dwóch poprzednich o których wspomniałam wcześniej miałam jeszcze tylko jeden (oczywiście bez wezwania pogotowia się nie obyło). Po namowie partnera i bliskich postanowiłam iść tam, gdzie najbardziej nie chciałam iść. Do specjalisty od naszego problemu… Strasznie się bałam tej wizyty, ale wiedziałam, że to jest jedyny ratunek. Pani psychiatra po dość krótkim wywiadzie stwierdziła, że cierpię na nerwicę lękową i przepisała odpowiednie tabletki o nazwie „SEROXAT” . Dawkowanie: 10mg dziennie, od rana. Oczywiście jak to ja, zaraz po przyjściu do domu weszłam na stronę internetową i zaczęłam czytać opinię o moim zbawiennym leku. Było to najgorsze co mogłam zrobić. Możliwe skutki uboczne i opinie osób zażywających ten lek spowodowały u mnie ogromny strach przed zażyciem go i stwierdziłam, że dam sobie radę sama, że nie będę go brała.. Niestety moje dolegliwości osiągnęły już takie apogeum, że byłam wrakiem człowieka. Nie zdziwiłabym się jeśli w tamtym momencie oprócz nerwicy przyplątała mi się również depresja. Nie miałam jej stwierdzonej co prawda, a odwiedzałam moją Panią doktor w tamtym czasie dość regularnie.Czułam się okropnie. Nie widziałam dla siebie ratunku. Przyszedł ten dzień, gdzie nie było odwrotu a ja wziełam piewszą tabletkę ”szczęścia”. W dosłownym tego słowa znaczeniu. Efekty przyszły dość szybko. Po ok. 2 tygodniach objawy zaczęły regularnie ustępować, a ja byłam w stanie wrócić do pracy. Nie było jeszcze rewelacji, ale nie było tego strasznego lęku, zaczęłam normalnie sypiać. Z czasem minęły wszystkie objawy. A ja znowu poczułam, że żyję. Dawki przez cały okres brania leku nie miałam zwiększanej ani zmniejszanej. U mnie wystarczyła jedna tabletka. Podobno to dość mała dawka. Leki zażywałam od grudnia 2012 r. do czerwca 2016 r. To bardzo długo. Odstawiłam je sama, czułam, że to odpowieni moment, a chęć posiadania dziecka była tak ogromna, że wiedziałam, że im prędzej je odstawię, tym szybciej będziemy mogli starać się o maleństwo. Odstawiłam je z dnia na dzień. Skutków odstawiennych nie miałam. Wiem, że u większości osób się pojawiają. Ja jednak przeszłam to bezboleśnie. Od tamtego momentu w moim życiu wiele się działo. Zarówno dobrych jak i złych momentów było co niemiara. Mamą co prawda jeszcze nie zostałam, ponieważ mam drobne problemy z poziomem hormonów, ale nie tracę nadziei (w końcu jestem jeszcze przed 30 :P). Pojawiły się również ostatnio problemy onkologiczne, problemy w pracy… Myślę, że natłok w ostatnim czasie tych negatywnych emocji spowodował dokładnie 15 listopana atak paniki. Nie tak silny jak tamte z 2012 r., ale jednak. Tym razem wiedziałam, że problem leży w mojej głowie… Nie poddałam się temu. Nie doprowadziłam do kolejnego. Postanowiłam, że odpocznę i dobrze zrobi mi 2 tygodnie urlopu na przemyślenie pewnych rzeczy. I dosłownie był to bardzo dobry okres. Rzeczywiście nie miałam takich objawów jak wtedy, ale czułam, że czegoś znowu się obawiam. Znowu lęk zaczął mi towarzyszyć w ciągu dnia. A te „dziwne” myśli, pojawiały się w mojej głowie coraz częściej. Czy znowu będę musiała przechodzić to wszystko od nowa? Wtedy przecież też zaczynało się niewinnie… Wiedziałam jedno. Nie zdecyduje się już na branie psychotropów !! Na pewno nie teraz !!Bardzo pomogła mi książka pt. „Kompletna samopomoc dla twoich nerwów” dr Claire Weekes.Samo jej czytanie zaczynało mnie uspokajać. Metody radzenia sobie z problemem nerwicy, metody rozluźniania się a przy tym przytoczone historie ludzi, utwierdziły mnie, że nie ma nic gorszego jak walka z nerwicą. Jak zastanawianie się jak długo to jeszcze będzie trwało i wyczekiwanie tego lęku i tych wszystkich objawów. Jeśli będziemy o nich myśleć i nad nimi gdybać przyjdą na pewno. Powoli nauczyłam się akceptować swój lęk. Jeśli tylko pojawiał się ten skurcz żołądka i dziwnie rozlewający się niepokój po moim ciele, a działo się to praktycznie codziennie, kilkanaście razy dziennie zaczęłam mówić sama do siebie, czy to w głowie czy nawet na głos „Taka twoja natura, cierpisz co prawda na nerwicę i jesteś na nią narażona każdego dnia, ale od tego się nie umiera. Teraz wiesz, że problem jest w twojej głowie i dopóki tego nie zaakceptujesz i się nie rozluźnisz to będzie to do Ciebie przychodziło codziennie. Są ludzie którzy cierpią na poważniejsze choroby a mają wielką siłę walki. Dlaczego nerwica ma pokrzyżować Twoje plany i marzenia. Nic Ci nie grozi. Jesteś w 100% zdrowa.” Słowo ZAAKCEPTUJ pojawiało się u mnie w głowie dziesiątki razy w ciągu doby. Na początku z marnym skutkiem. Ale co to jest dwa tygodnie?? Tak po tym czasie lęk ustąpił !! Nie budziłam się rano z pierwszą myślą kiedy to nastąpi i nie wyczekiwałam go. I co? I przestał się pojawiać  Teraz WIEM, że można !! Wiem też, że pewnie jeszcze nieraz w moim życiu przyjdzie gorszy moment, gorsza chwila. Ale wtedy na pewno uspokajać mnie będzie myśl, że skoro już raz dałam radę, to teraz też musi mi się udać. Wcześniej cokolwiek mi się działo byłam załamana, chciałam jak najprędzej wyzdrowieć.Walczyłam z chorobą całą sobą. Internet przewertowałam wzdłuż i wszerz szukając pomocy. Teraz każde mocniejsze bicie serca, każy zawrót głowy akceptuję. Nie zaczynam gdybać i się zastanawiać. Pozostawiam to samo sobie. Kiedyś musi przejść. Z uśmiechem na twarzy AKCPETUJĘ, że taka moja uroda. Po prostu jestem nadwrażliwa. I nigdy więcej żadnych leków !!  PS. Przepraszam, za chaotyczność mojej wypowiedzi. To był mój pierwszy raz :P Chętnie odpowiem na pytania. Pozdrawiam i Powodzenia. Kajka

Odnośnik do komentarza

Dziękuje za podzielenie się swoją historia. Co do kołatania serca to nie ma nic innego do zrobienia niż ćwiczenia oddechowe, które je uspokoją. W moim przypadku jeśli atak jest w zaciszu domowym to jedyne co mogę zrobić. Kilka głębokich oddechów, liczenie w myślach tak długo, aż sytuacja się nie unormuje. Co prawda jestem wybity potem z rytmu przez dłuższa chwile, ale jest lepiej. Większym problemem są zawroty głowy i duszności w pracy. Obrałem taka taktykę, ze gdy jest mi słabo sięgam po coś słodkiego. Niestety jedzenie w moim miejscu pracy jest trochę sprzeczne z przepisami, ale po rozmowie z moim menagerem dostałem zielone światło o ile nikt wyżej postawiony niż On nie jest w okolicy i tego nie widzi. Jak działa cukier na organizm nie trzeba tłumaczyć chyba nikomu. Zawroty głowy przechodzą, ale oczywiście nie jest to żadne lekarstwo, bardziej takie moje małe Placebo. Szybki Snickers czy KitKat, 3 minutki wyciszenia się i lecimy dalej, nie można się zmykać w sobie. Dzisiaj wyszedłem na miasto się przejść. Doszedłem do wniosku, ze zamykanie się w domu i oglądanie seriali na Netflixie nie jest wyjściem z sytuacji. Chodząc po mieście niejednokrotnie mam wrażenie, ze zemdleje, ale walczę z tym. Mówię sobie, ze skoro wyniki są świetne to co mi się może stać? Nawet jeśli zemdleje to najwyżej trochę sobie twarz przetrę i to tyle, ludzie maja telefony i ktoś pomoc wezwie na 100% Awaryjnie jakby atak był naprawdę potężny mam kilka groszy na taryfę do mojego bezpiecznego miejsca. Tych pieniędzy jednak mam nadzieje nie będę musiał nigdy użyć. Walka z samym sobą to jest coś czego nawet największemu wrogowi nie życzę.

Odnośnik do komentarza
Gość kajka123321

Jeśli chodzi o kołatanie serca to mam je właściwie do dzisiaj, bardzo sporadycznie ale pojawiają się. Mi pomaga uspokojenie oddechu. Wiadomo że to niepokojący dla nas sygnał. Weź głęboki oddech najgłębszy jak potrafisz i wstrzymaj na chwilę oddech. Przy wdechu bicie serca zawrze psypiesza, ale zobaczysz że szybkiej już nie będzie biło 😊później powoli wydychaj. Mi pomagało. Wiem że to może wydawać się dziwne ale naprawdę warto sobie w głowie powtarzać że od tego nie umrzesz ani nawet nie zemdlejesz zapewniam. U Ciebie widocznie nerwy dają objawy poprzez kołatanie. Nawet jeśli utrzymuje się to dlużej u Ciebie to nic Ci się nie stanie. Nie walcz z tym. Widocznie w tej chwili tak musi byc, ale zaraz ustąpi. Ja tak sobie wmawiałam. Pozdrawiam i służę pomocą 😉

Odnośnik do komentarza

Hejka Co dzień mam gorszy dzień i właśnie dlatego:( Chce normalnie żyć a te palpitacje mi nie dają. Jak przez godzinę jest spokój to jakieś święto. Mam już dość chciałabym już spokój z tym bo nie daje rady. U mnie stoi choinka ale nie ubrana a pierogi to w ogóle chyba kupię gotowe.

Odnośnik do komentarza

I jak tam u Was syruacja? U mnie dzisiaj jest dużo gorzej. Poczułem to cholerne uczucie i cały dzień wybity z rytmu. Ręce się pocą i drętwieją, nie mogę się na niczym skupić i czuje jakbym miał zaraz wyjść z siebie. Zaczynam rozmnażać leczenie farmakologiczne i powrót do polski, bo już nie daje rady

Odnośnik do komentarza
Gość kajka123321

Wiesz co z opinii znajomych i rodziny wiem, że służba zdrowia w Anglii nie jest na najwyższym poziomie, a najlepszym lekiem na wszystkie dolegliwości jest paracetamol :) zorientuj się może masz w okolicy polskiego lekarza pierwszego kontaktu. Może taki nie będzie patrzył na Ciebie i twoje objawy *dziwnie* A być może będzie w stanie dobrać odpowiedni lek uspokajający doraźnie. Mi z początku pomagała hydroksyzyna ale ona jest na receptę no i nie wiem czy jest dostępna w Anglii. A czy Twoja rodzina jest z Tobą za granicą? Może oni będą mogli wysyłać paczką jakieś mocniejsze leki uspokajające.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×