Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Czy mam nerwicę serca?


Gość Katarzyna

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Katarzyna
Witam wszystkich!!!!Od 2 lat mam poważny problem!Wszystko zaczęło się od tego że moja mama miała zawał,strasznie wtedy to przeżywałam.Schudłam do 47kg.do tego w tym samym czasie strasznie zawiodłam sie na przyjaciółce która zrobiła mi wstrętne swinstwo.Dodam że w tym czasie miałam 27 lat i 2 dzieci(dziewczynki).Zaczęło się od tego ze pewnego wieczora zrobiłam sie strasznie blada,serce kołatało mi jak opętane miałam wrażenie że uchodzi ze mnie zycie,potem zrobiło mi sie strasznie zimno i zasnęłam.Nigdy nie chorowałam na nic poważniejszego od przeziębienia.Od tamtego czasu zaczał sie dla mnie koszmar.Kołatanie serca stało się nieodzowną częścią mojego życia,bóle z prawej strony,kłucia serca bóle klatki piersiowejteż bóle głowy.Byłam juz u psychiatry i nic,u kardiologa miałam robione echo,wszystko wporzo.Pogotowie nawiedzało mnie czesto tylko po to by dać mi zastrzyk uspakajający.Nie mogę zrobić głębokiego wdechu bo wszystko mnie w srodku boli!Kiedyś usłyszałam od paru osób i lekarza zreszta też ze byc może ciaża powinna uspokoić mój organizm i zdecydowaliśmy sie z mężem na jeszcze jedno dziecko.Gdy zaszłam w ciąze miałam straszne bóle głowy byłam przerazona ale gdy nadszedł 3miesiac wszystko sie uspokoiło.Myślałam ze mam po kłopocie i ze wyzdrowiałam.Urodziłam ślicznego,zdrowego synka.Było cudownie ale tylko 3 miesiace po porodzie i znów się zaczęło.Powróciły bóle głowy,serce znów szybciej bije szczególnie kiedy rano sie obudzę.Znów gniecie mnie w klatce,dzisiaj juz od samego rana!Nie mam juz siły.Rodzina jest juz zmeczona tym moim uzalaniem się nad soba!Boję się zostać sam z dziecmi bo nie daj Bóg by mi się coś stało!Cały czas myslę o smierci i bardzo się tego boję!Mam dla kogo żyć i chcę być przy dzioeciach jak będą dorastać.Za bardzo sie rozpisałam ale juz nie wiem gdzie mam sie zwrócić!Czy ktos ma ten sam problem????????Proszę odezwijcie sie do mnie!Pomóżcie!!!!
Odnośnik do komentarza
Nie zamartwiaj się, ja też mam silną nerwicę lękową. Szczególnie ze strony serca - uderzenia dodatkowe i to nie tylko pojedyncze, bóle w klatce piersiowej i plecach, krótkie przeszywania szpadą, długie gniecenia koło mostka, duszności. Mało tego - właściwie każdy sygnał organizmu odczytuję jako ciężką chorobę. Przerabiałam już różne nowotwory, wylewy i ataki. Dodatkowo do tego serca wychodowałam sobie nadżerki żołądka. W efekcie jestem przebadana jak mało który człowiek a pomimio to co parę m-cy powtarzam badania. Samych Holterów mam już ok. 10. Pomimo, że wiem, że to tylko nerwica nie mogę się z tego lęku o życie (bo o to w końcu chodzi) sama wyzwolić. Dwa razy przechodziłam psychoterapię - raz grupową raz indywdualną. W moim przypadku nie odniosło to żadnego skutku. Niemniej wielu innym osobom pomogło - spróbuj zwrócić się do psychiatry. Skierowanie na psychoterapię musi ci dać tylko terminy mogą być odległe. Też mam 3 dzieci i tak jak ty boję się o swoje życie i o to, że dzieci zostaną same. Wyobrażam sobie co będą przeżywały gdy dopadnie mnie atak serca w gdy jesteśmy same w domu. To straszne, że tak żyjemy. Ja odnajduję pociechę w wierze ale dochodziłam do tego kilka lat. A na koniec coś optymistycznego: moja kochana pani doktor kardiolog, którą nawiedzam co kilka m-cy wciąż z tymi samymi wątpliwościami twierdzi, że z takim wariującym sercem (ważne, że echo serca prawidłowe) można żyć 100 lat, arytmia jest paskudnym uczuciem, które doktory też znają ale na nią na pewno nie umrę. Na moje pytanie o wysiłki fizyczne (kocham góry ale wtedy cholerstwo się odzywa) odpowiedziała, że z tym sercem mogę zdobywać Himalaje (a nie mam 20tu lat). Napiszę sobie te i wiele innych stwierdzeń mojej p.doktor (które są oczywiście potwierdzone u innych kardiologów)na kartce, przypnę w szafce i będę czytała kilka razy dziennie. Pozdrawiam Cię serdecznie, trzymam za Ciebie kciuki. M.
Odnośnik do komentarza
Mądry list napisałaś, bardzo pokrzepiający- dziękuję. I ja stale szukam informacji o ludziach żyjących z tym cholerstwem, bo działa to na mnie jak psychoterapia. Wiem, że jest nas sporo- męczenników z arytmią i musimy wspierać się, by życie stało się znośniejsze. Ja męczę się z moją arytmią już od 15 lat- różni lekarze, i tu i w USA, potwierdzający, że z tym się żyje 100 lat, jak z brodawką. A tylko my tak naprawdę wiemy, ile stresu i nerwów kosztuje nawet małe szarpnięcie serducha. W mojej rodzinie nikt nie ma tej przypadłości, ani siostra, ani brat, ani rodzice- tylko ja, niestety. I modlę się, żeby moje dzieci (3- 2 dziewczyny i synuś) nie odziedziczyły tego po mnie. Ale może to nie jest dziedziczne? (Skoro ja nie miałam po kim tego przejąć...) U mnie nasila sie po wysiłku, nawet zwykły spacer prowokuje skurcze- paskudztwo. Rzadko zdarza mi się dzień czysty, bez skurczu. Ale jakoś z tym żyję:)) Pozdrawiam!
Odnośnik do komentarza
1. Mnie kardiolodzy mówią, że to NIE JEST dziedziczne. Moje dzieci, rodzice i siostra tego faktycznie nie mają. 2. U mnie też arytmia nasila się po wysiłkach i to czasem niewielkich. Poza tym także wtedy gdy jestem głodna albo zmarznięta. Wyraźnie gorzej jest też jak sobie usiądę aby się zrelaksować (parodia!) a także leżąc na lewym boku. Dziwne jest to, że beta blokery jeśli w ogóle działają to przez kilka m-cy potem muszę szukać nowego leku, a po roku czy dwóch okazuje się, że ten poprzedni lek znowu na mnie działa. Wariactwo!
Odnośnik do komentarza
droga kasiu około 3 lat temu miałam straszne takie same obiawy jak ty ,rozumiem cie jak się czujesz byłam u kilkunastu lekarzy psychiatryków, niewiem czy mieszkasz w warszawie bym cię umuwiła z wspaniała osobąlekarzem który mi pomógł .moje życie nabrało sensu mialam mysli samobojcze balam sie zeby nie zrobic glupstwa.napisz prosze do mnie podam ci mojego maila .ja rowniez mam trojke dzieci, bardzo chce ci pomoc.do dzis biore lekarstwa i lekarka do ktorej chodzilam tyle czasu oznajmila mi ze powoli bede obnizac dawke leku.uwiez polowe spoleczenstwa jest chore to jest ciezka choroba ale mozna jo wyleczyc uwierz mi pozdrawiam alicja alicja1000@onet.eu
Odnośnik do komentarza
WItam Was! Ze mna jest kompletna porażka, mam 23 lata a czuje się jak inwalida, nie mogę normalnie żyć, jak inni chłopcy w moim wieku, przez obsesje na punkcie serca. Moim problemem jest nie dzień... Noc, kiedy mam się położyć do łóżka. To co się wtedy dzieje jak jestem w łóżku jest nieporozumieniem, jakieś mocniejsze pojedyncze uderzenia serca, czasami czuje jakby mi się krew z niego wylewała, jakby zamierało.... Gula w gardle, problemy z oddychaniem i obojętność wszystkich w koło. Psychotropy odstawiłem. NIe będę się nimi faszerował.... NIe mogę całą noc spać kiedy mnie to dopada, dopiero gdzieś ok 6 rano... Jak już nie kontaktuje, teraz właśnie mam atak, jestem juz po 3 tabletkach przeciwbółowych, tych na uspokojenie nie biorę ,boję się, bo obniżają puls, boję się wszystkiego co ma wpływ na ciśnienie czy puls. Nie łapie mnie co prawda to tak często. Ale nie mogę iść na dyskoteke i się pobawić i wypić sobie piwek pare, po zawsze mnie po alkoholu łapie ten cholerny atak!!!!!!!! wczoraj popilem, niestety należę do osób które bawią sięprzy alkoholu i uwierzcie mi trudno tak się przestawić z dnia na dzien i wyrzec się, mam słabą wolę. NIe jestem żadnym alkoholikiem ale jak większość odczuwam czasem potrzebę dania w banię, zeby zrestartowac umysł. Inaczej idzie czasem zwariować. Najlepsze w tym wszystkim jest to ze jak tu teraz piszę to średnio odczuwam te wszystkie objawy.... Niech tylko wyłącze komputer i przyjdzie mi spróbować zasnąć. Sen to zbawienie, bo jak przespie sie chocby 2 minuty to wszystko mi mija. Tylko najtrudniej jest zasnąć. Tabletki nasenne może by mi pomogły? NIgdy nie mialem z nimi doczynienia , wiec nie wiem. Szlag mnie trafia na te lęki ,czasem sie wkurzam ze naprawde nie jestem na cos chory , na cos co moglbym wytlumic tabletkami calkowicie. nie ma nic gorszego niz fobia na punkcie serca, narzadu dzieki ktoremu zyjemy. Lęk przed smiercią jest okropny. w stanie takim papierosa nawet nie moge zapalic, na poczatku lapalo mnie tez w dzien w ogole jak pierwszy raz w zyciu mnie to zlapalo to zaczelo sie od karetki hydroxyzyny i tak w kolko, teraz na tyle sie trzymam ze nie wzywam karetek i ogolnie w zyciu ide na przod i dalej po swojemy i mam gleboko w dupie moja nerwice i nie pozwalam jej wplywac na moje zycie... Robie dalej to co robilem, tylko niestety czasem sie wdziera w nie tak jak teraz i co wtedy zrobic????Moja siostra starsza miala to samo przez 10 lat... Wszystko praktycznie przeszlo kiedy kompletnie przestala pic i palic. Ja niesteyy nie pojde nerwicy na taki kompromis, dla mnie to zwykla prostytutka, tak nienawidze jej, mam ochote ją zwyzywac!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! CHolerne uczucie swedzenia w klatce, strach przed omdleniem, bolące uderzenia, wszystko naraz, przeciez to koszmar! szkoda ze nerwica nie ma postaci namacalnej , organicznej... ze nie mozna jej zamienic w istote....... wtedy poderżnąłbym jej gardlo z premedytacja i patrzyl z usmiechem na twarzy jak wykrwawia sie na smierc......
Odnośnik do komentarza
Cześć. Ja akurat jestem po kołataniu serca. Przepłakałam przez to 15 minut. Mam już wszystkiego serdecznie dosyć, bo nie wiem co się ze mną dzieje. Miałam badane echo serca, robione kilka razy ekg i podobno nic złego się nie dzieje. Ale ja jakoś nie umiem sie z tego cieszyć , ciągle dopatruję się błędu lekarskiego. Strasznie boję się o swoje życie, to kołatanie i puls bardzo wysoki i podwyższone w tym czasie ciśnienie powodują u mnie psychozę!!!! Mam 36 lat , udane życie rodzinne, kochanego męza i kochaną córeczkę. I zamiast się z tego cieszyć- żyję w strachu przed śmiercią. Nikt kto tego nie przeszedł nie zrozumie tego strasznego uczucia, człowiek jest beznadziejnie bezradny. Boję się o swoje życie, nie chcę zostawiać mojej rodziny. Nikt z lekarzy nie wystawił mi diagnozy że to nerwica. Nie miałam robionego testu wysiłkowego. Martwię się tym, bo może coś by ten test wykazał. Znowu będę szukała jakiegoś specjalisty.... Dobrze , że tutaj znajduję ludzi którzy mają problem podobny do mojego. Przynajmniej w psychice mojej jakoś się wyryje że nie jestem sama. CAŁUJĘ WAS KOCHANE NERWUSY.
Odnośnik do komentarza
cześć. Mam 18 lat i podobny kłopot. Z taką różnicą, że na tę chorobę cierpię od jakichś... 2 tygodni.... . Jestem bardzo zmartwiony moim stanem, przeżywam sytuacje lękowe, a emocjonalne momenty w moim życiu przeżywam 2/3 razy mocniej, niż przeżywałem kiedyś. Oczywiście główną i zasadniczą rolę odgrywa w tym moje serce. Również miewam ataki serca, najczęściej po alkoholu lub papierosie. Takie kołatania serca zdarzyły mi się 4/5 razy. Jest to straszne uczucie. Człowiek ma wrażenie, że jego sekundy są policzone i zaraz dostanie zawału. Nie życzę nikomu podobnych zdarzeń. Podczas jednego ataku musiałem sam wzywać karetkę, gdyż byłem sam w domu. Biorę lekarstwa na nerwicę: Hydroxyzinum oraz lek na regulacje tętna: Concor. Jest mi bardzo przykro........ ale w tym na przykład momencie czuję, że moje tętno jest w miarę spokojne, a uderzenia serca wręcz niewyczuwalne. Niestety zazwyczaj tętno mam przyspieszone, lecz nie na tym polega problem- uderzenia serca są tak silne, że nie dają mi spokoju. Modlę się do Boga, abym w końcu któregoś ranka obudził się zdrowy. Wam również tego życzę. POWODZENIA!!!!
Odnośnik do komentarza
Kochani! Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, że znalazłam tę stronę. Zwykle nie zaglądam na fora mailowe gdyż wydawało mi się, iż odwiedzają je tylko takie osoby, które nie mają niczego ciekawego do powiedzenia i piszą tylko dlatego, że mają dużo wolnego czasu. Dzisiejszego dnia zmieniłam zdanie. Dziękuję Wam za to serdecznie :* A w jaki sposób trafiłam na tę stronę? Otóż dwa tygodnie temu przyszedł do mnie do domu bioenergoterapeuta. Znajoma mi go poleciła. W trakcie jednej z naszych rozmów wygadałam jej, że ciągle jestem chora, biorę coraz to lepsze antybiotyki, organizm mi się osłabia a efekty z tego są znikome. Znajoma po wysłuchaniu poleciła mi owego bioenergoterapeutę. Otóż co... Pan do mnie przyjechał, wymasował mi stopy, sprawdził cały organizm, uleczył i wyszedł. Po jego wizycie czułam sie świetnie. Po godzinie zachciało mi się spać, więc się położyłam. Na godzinkę. Po godzinie wstałam i czułam jakby wszystkie siły odpłynęły z mojego ciała. Czułam, że kręci mi się w głowie, nie mogłam otworzyć szeroko oczu... Istny koszmar. Oddychać też nie mogłam. Wezwaliśmy pogotowie. Dali mi zastrzyki na uśmierzenie bólu i na uspokojenie. spałam od 20 do 12 następnego dnia. Przez cały kolejny dzień piłam neospazminę a przez następne 3 byłam na urlopie (muszę tutaj nadmienić, iż we wrześniu tego roku rozpoczęłam pracę w bardzo dobrze działającej szkole podstawowej- DOBRZE DZIAŁAJĄCA: dająca dobre wyniki uczniów, wymagająca wobec uczniów jak i nauczycięli). Po trzech dniach wszystko się uciszyło. Wróciłam do pracy, moje dzieciaki z klasy przywitały mnie bardzo gorąco, przygotowały dla mnie mnóstwo prezentów, rysunków, serduszek, cukierków i batoników. Było mi bardzo miło. O całym zajściu z tym kołataniem serca, omdleniem i zaburzeniach wzroku zupełnie zapomniałam. Do czasu...... W zeszły piątek (czyli 2 tygodnie po pierwszym zajściu) niepokojące objawy powróciły. Kładłam się właśnie do łóżka kiedy to nagle zrobiło mi się gorąco. Pomyślałam, że coś jest nie tak. Od razu pomyślałam o tym bioenergoterapeucie (znajoma mówiła, iż może on wysyłam energię na odległość). Przestraszyłam się, że wyczuł, że źle się czuję i postanowił mnie *doładować*. Natychmiast do niego zadzwoniłam i prawie, że wykrzyczałam aby żadnej energii mi nie przesyłał, że dzięki niemu mam te całe problemy z sercem. Mężczyzna spokojnym głosem odpowiedział, że on niczego nie przesyłał, i że pomaga tylko tym, którzy jego pomocy potrzebują. Rozmowę zakończyliśmy. Ale niepokojące i dokuczliwe objawy nadal istniały... Wręcz nasilały się. Cóż było robić. Zmierzyłam sobie ciśnienie: 140/100 puls 120!!!! Koszmar ( w moim przypadku oczywiście- zawsze miałam dużo niższe). I co? Zadzwoniłam na pogotowie. Pani od razu mnie zapytała czy leczę się na nerwicę. Otóż z pełnym wyrafinowaniem (pomimo złego samopoczucia) wyśmiałam ją. Powiedziałam, że oczywiście że nie. Kobieta zebrała dane i odłożyła słuchawkę. Na pogotowie czekałam 1 1/2 godziny. Po przyjeździe lekarz stwierdził, iż problemy z oddychaniem mogą być spowodowane infekcją górnych dróg oddechowych. Przepisał antybiotyk (drugi w przeciągu 2 miesięcy). Zapytany przeze mnie o przyczynę dolegliwości z sercem odpowiedział, że problem polega nie w sercu ale popukał się w głowę. Odniosłam wrażenie, iż mówi mi, że jestem psychiczna. Cóż... Dali mi hydroxizinę na uspokojenie, wypłakałam się w rękaw mamy i poszłam spać. Rano obudziałm się zdrowa. Tak przynajmniej mi się wydawało... Napady duszności i podwyższony puls powtórzyły się następnego dnia (czyli przedwczoraj). Dzisiejszy dzień wyglądał inaczej. Pojechałam do pracy. Wszystko było dobrze do momentu śniadania kiedy to musiałam usiąść. Napad znowu się powtórzył. Serce biło w piesi jak młot, uczucie raz zimna, raz gorąca i przepływająca szybko w rzyłach krew. KOSZMAR. Zostawiłam dzieci z koleżanką na stołówce i weszłam do siebie do klasy. Wzięłam Hydroxizinę (tabletkę na uspokojenie) i po jakimś czasie wszystko się uspokoiło. Prawdopodobnie do czasu. Po szkole pojechałam na badania. USG tarczycy niczego nie wykazało, EKG serca też nie. Jutro jadę na badanie moczu i krwi. Jeżeli to niczego nie wykarze to albo jestem w ciąży albo choruję na nerwicę. Wydaje mi się, iż to drugie jest bardziej prawdopodobne. Jeszcze godzinę temu nie chciałam się do tego przyznać... A teraz... Po tym co przeczytałam od Was wnioskuję iż mamy podobne objawy. Więc może to nerwica???? Jutro sprawdzimy. Ale jeżeli wyniki znowu niczego nie wykarzą? cóż... Będzie trzeba szukać pomocy u psychoterapeuty. Trudno. Trzeba spojrzeć prawdzie w oczy i zlikwidować problem. Kochani! Jeszcze raz serdecznie wam dziękuję. Dodaliście mi wiele otuchy. Miło, że jest na świecie ktoś kto odczuwa coś takiego samego jak ja. A co najważniejsze: żyje, pracuje, uczy się... normalnie funkcjonuje. Jeszcze raz serdecznie Wam dziękuję. Pozdrawiam i życzę dużo zdrowia Monia
Odnośnik do komentarza
Drogi Marcinie, mam dosłownie to samo co Ty. Tak sie ciesze ze znalazlam ta strone ale czytajac ja płacze juz chyba od pol godziny. Mam takia przypadlosc od marca tego roku, nie moge normlanie z nia funkcjonowac i czuje ze jak czegos z tym nie zrobie to zwariuje. Zaczelo sie ataku w sumie z nikad jednego dnia, przyspieszony puls, bicie serca no i to co najgorsze problemy z oddychaniem. Szpital, badania z serduchem wszystko ok. Ale od tamtego momentu to chlerstwo nie pozwala mi normalnie funkcjonowac. Caly czas lek o wlasne zycie, zastanawianie sie nad tym czy dobrze sie czuje czy zle. Mam 22 lata jestem inteligenta i atrakycjna kobieta, cieszyly mnie kiedys najmniejsze wyjscia z domu, wyjazdy a teraz wiaze sie to tylko z jednym wielkim lekiem, najchetniej wogole nie wychodizlabym z domu. Dzis wchodzilam ze znajomym na 5 pietro doslam takiej zadyszki ze szok a on do mnei ze musze zaczac biegac i wtedy pomyslalam o sobie jak o inwaliddze ze jeszcze do niedawna pewnie super ale teraz jest to nie mozliwe.Kazda aktywnosc ruchowa wiaze sie z lekiem. Non stop sprawdzam jak mi bije puls to jest chore!!! Non stop zastanawiam sie czy sie dobrze sie czuje czy zle czy dobrze mi sie oddycha czy nie. Najgorsze sa noce bo wtedy wlasnie taki atak mialam pierwszy raz. Od momentu zgaszenia swiatla juz nie moge oddychac. Boje sie przewrocic na drugi bok zeby puls przypadkiem nie przyspieszyl swojego bicia. A spanie u kogos jest wogole dla mnie totalnym koszmarem. Kochani pomozcie, czy to sie da jakos wyleczyc? Czy ten obsesyjny lek kiedys przejdzie? Kazda miejscowac do ktorej mam jechac jest dla mnie najwazniejsza sprawa czy niedaleko jest szpital w razie czego. W domu chyba w zyciu nie potrafilabym zostac sama wieczorem. Z gory dziekuje za odpowiedz.
Odnośnik do komentarza
Pozdrawiam wszystkich gorąco! Co mogę powiedzieć...od trzech miesięcy też mam takie objawy! Wysokie tętno, dreszcze, ból brzucha, nawet co jakiś czas biegunki. Najgorsze są noce - od trzech miesięcy prawie nie zmrużyłam oka, albo usypiałam ok. 6 rano, albo budziłam się w nocy po kilka razy, i nie wiedziałam czy ja usnełam czy nie. Jakieś dwa tygodnie temu czułam się juz dobrze...wieczorem położyłam się do łóźka i po 2 sekundach znów się zaczęło. Dreszcze!!! Poszłam do mamy - zaniemówiła na mój widok. Tata wezwał pogotowie. Dostałam zastrzyk i lekarz powiedział, że to na tle nerwowym. I pomyslałam, że byc moze! Wkoncu przez ostatni rok pracowalam w szkole, gdzie miałam bardzo stresującą sytuacje! Choć uznałam, że to chyba nie od tego! Jednak zastanowiłam się głębiej i pomyslałam, że zadnej innej stresującej sytuacji w życiu moim nie było, tylko ta, którą rzeczywiscie dotkliwie przezyłam. Zaczełam sobie powtarzać - to już mineło, że już tam nie pracuję, ale dolegliwości się powtarzały! Przeszłam szereg badań - tarczycy, krwi, serca, hormonów! Wyniki były znakomite. Wtedy właśnie uświadomiłam sobie, że to na tle nerwowym. Poszłam więc do neurologa - i otrzymałam diagnozę: nerwica wegetatywna. Teraz wiem co mnie tak paraliżowało, co nie dawało mi żyć i normalnie funkcjonować. Powiedziałam sobie - teraz ja sparaliżuję tę chorobę!!! Nie jest to łatwe bo każdy dzień, w którym czuję się już dobrze przynosi lęk, że te dolegliwości powrócą. Ale wiem, że jeśli będę o tym myślała, to będzie gorzej, wtedy wszystko zacznie się na nowo! Dostałam lek - hydroksyzyne, ale jeszcze ani razu jej nie wziełam :))))) Dlaczego ? Bo panuję nad chorobą sama! :))) Sama się uspakajam, śmieję się z tej choroby :))) Robię to co do tej pory, wychodzę z domu na spacery - nie daję się! Teraz jest mi łatwiej, bo wiem co mi dolega! I wiem jak z tym walczyć! Nie wiem jak będę podchodziła do tego za tydzien, rok, dwa! Może się mi odmieni, moze bedzie gorzej, ale staram sie o tym nie myslec! Proszę Was - trzymajcie za mnie kciuki! JA TRZYMAM ZA WAS!!! :)))))) Pamiętajmy - TO MY JESTEŚMY SILNIEJSI OD CHOROBY, nie ona od nas!!!!!!!
Odnośnik do komentarza
Nerwice to tragedia. W zeszlym roku mialem stresujacy egzamin na studia. Dalem rade. Wrocilem do domu i bylo ok. Tyle ze pewnego dnia po wypiciu mocnej kawy i zapaleniu papierosa nagle dostalem uczucia niepokoju. Strasznie sie zaczalem pocic, rece mialem zimne i spocone. Strasznieszybkie tetno no i oczywiscie dusznosci. Pojecghalem do lekarza ( w autobusie musialem stac bo na siedzaco nie dawalem rady). Lekarz zrobil mi EKG ktore wykazalo niemiarowosc oddechowa (lekarz stwierdzil ze to mormalne). I niby bylo ok... do pewnego czasu. Objawy zaczely powtarzac sie co raz czesciej. Doszlo straszne dretwienie rak.... Drugi raz poszedlem do lekarza. I EKG wykazalo to samo. Mialem robione badania na tarczyce, EKG, mocz i krew itd. Wszystko ok. Az bylem zdenerwowany ze badania wyszly na 5...........A teraz?? Caly czas mierze sobie tetno, i patrze na rece (mam wrazenie ze jezeli zyly sa widoczne i wypukle to jest ok). Praktycznie nie wychodze z akademika(!!!)* mam 21 lat. Zaczalem prowadzic spokojniejszy tryb zycia. Rzucam palenie (3Tyg), praktycznie nie pije (rzadko jedno piwko), biore magnez. I niby jest ok ale to caly czas trzyma mnie w takiej niepewnosci ktora nie daje mi normalnie funkcjonowac. Nie prowadze zycia towarzyskiego, nie mam dziewczyny mimo ze podobno nie powinienem miec z tym problemu. Moje zycie sprowadza sie do ciaglego kontrolowania pulsu i brania magnezu. Pomozcie. Wiem ze to nerwica ale jestem czlowiekiem ktory raczej sam nie potrafi sobie z tym pomoc. Dajcie jakies rady. Chce tylko normalnosci.... Chce sie spotykac z ludzmi, wypic pare piwek i nie modlic sie by jutrzejszy dzien byl laskawy i nie obdarzyl mnie urojonymi dolegliwosciami czego Wam i sobie zycze z calego serca.....
Odnośnik do komentarza
MOżE mi ktoś z Was polecić psychoterapeutę w Krakowie. Czy miał ktoś wizyty w Polskim Instytucie Psychoterapii Krótkoterminowej w Krakowie na ul. Pocieszka?? Muszę iść bo mam objawy nerwicy i czasem już nie mogę wytrzymać, czy oni to leczą lekami czy jakieś metody relaksacyjne dają, bo bardzo bym właśnie takie chciała. Jakieś sposoby odstresowujące itd. Dziękuje za odp. :)
Odnośnik do komentarza
Przy silnych nerwicach ważne jest oddychanie. Wtedy kiedy atak następuje należy głęboko oddychać tj. skupiać się na oddychaniu i nie zapiminać o świerzym powietrzu - otworzyć okno. Należy powtarzać często, że to tylko atak nerwicy zaraz przejdzie i wszystko będzie dobrze. A o śmierci myśleć tak, że żyjemy już na tej ziemi kolejny raz i jak umrzemy to narodzimy się w innym życiu jeszcze nie raz. Tak myśleć należy też o naszych najbliższych. Walka z nerwicą jest trudna ale trzeba mieć nadzieję i wolę walki. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Witam wszystkich. Mam dopiero 23 lata. Niestety, jestem osobą bardzo nerwową - denerwuje się dosłownie wszystkim: oblanym egzaminem, jak również takmi *głupotam* jak spóźniony autobus. Przez jakiś czas miałem podobne objawy, jak opisano wyżej:kłucie w klatce piersiowej, nieregularne tętno (np. 120 uderzeń na minutę - w stanie spoczynku!), problem z wdechem większej ilości powietrza, czasem ogólne osłabienie. Po wizycie u kardiologa i otrzymaniu leków: problemy minęły, więc można było zmniejszyć dawki - aż do zera. Jednak w ostatnie wakacje koszmar wrócił. Otóż wracałem autobusem z pracy i nagle rozpętała się ogromna burza z gradem. Niestety, ja panicznie boję się piorunów (w dzieciństwie widziałem, jak piorun zabił krowę i tak już zostało). Jednak z autobusu trzeba było jakoś wysiąść. Gdy chciałem szybko dobiec pod dach pobliskiej szkoły - gdzieś w pobliżu uderzył ogromny piorun. Pod szkołą poczułem się tragicznie: po oparciu się o mur zacząłem tracić czucie w nogach, nie mogłem w ogóle złapać tchu, a serce waliło chyba ze 130 uderzeń na minutę! Na szczęście jakiś starszy pan pomógł mi nitrogliceryną, jakoś wszystko wróciło do normy. Teraz pójdę do kardiologa wydać z kilkaset złotych na wszystkie, szczegółowe badania serca, tamto wydarzenie trochę mnie przeraziło... A stresu, strachu i nerwów dookoła dostatek: same ciężkie egzaminy, nowa praca, poszukiwanie mieszkania... i bądź tu człowieku zdrowy...
Odnośnik do komentarza
witam wszystkich, zgadzam się z sabiną , podczas ataku trzeba skupić się na oddechu i na biciu serca i tak na przemian, jak zaczyna mi wariowac serce to powtarzam sobie w myslach * moje serduszko kochane uspokój się prosze* i wyobrazam sobię że to takie małe dziecko które tule i kołysze tak jakby płakało , i skupiam sie wyłacznie na tym , to naprawde pomaga, ono wtedy zwalnia po prostu zwalnia, wyczytałam to na jakieś stronce, ale nie pamiętam gdzie bo już tyle ich przejrzałam, spróbujcie , Vegeta dobrze że chcesz zrobić badania, ale jeśli to nerwica a myśle że tak to spróbuj zaczac myśleć o tym inaczej szukaj samych pozytywnych stron, na poczatku jest najtrudniej ale efekt jest cudowny, relaksacja, wizualizacja, afirmacja naprawde moga pomóc, to forum równiez, wizyta u psychologa tez fajna rzecz, ja jeszce nie byłam ale nie mogę się doczekac kiedy pojde,uwierz w siebie, mi to forum pomogło otworzyłam sie tutaj napisałam o wszystkim co mnie gryzie, i czasami te posty były beznadziejne , ale wiedziałam że ktos to poczyta i poradzi, poźniej zaczęłam otwierac się przed innymi i jest naprawde lepiej, szkoła tez jest dla mnie naprawde stresująca, ale teraz juz nie czuje takiego niepokoju z tego mozna naprawde wyjść tylko trzeba tego chciec i walczyc i ja wam tego życze
Odnośnik do komentarza
Witam Was Też tak mam. Kołatanie serca zwłaszcza w nocy, zawroty głowy, uczucie jakby się spadało w otchłań, gdy tylko zamknie się oczy, niemożność zaśnięcia. Uczucie kruchości życia. Wiem dokładnie kiedy i jak się to zaczęło. Było to niemal 4 lata temu, gdy zmarł mój kochany ojciec. Śmierć była nagła i był to szok, który niemal wyssał ze mnie całe życie. Parę tygodni później dowiedziałam się, że tata miał nieślubnego, niemal dorosłego syna, że zdradzał moją mamę z różnym kobietami przez znaczną część życia. Ten szok, to uczucie przejmującego zimna, które wtedy poczułam... wiedziałam, że coś we mnie pękło. Cały dotychczasowy świat runął w gruzy, rodzice których podziwiałam i kochałam stali się tacy marni, podstawy mojego życia, mojej wiary w to, co słuszne, zostały zdruzgotane. Życie w kłamstwie przez tyle lat, ufanie człowiekowi, który tego zaufania nie był godzien... W każdym razie bolało i boli do tej pory. Kilka miesięcy płakałam, kiedy zaczęłam się uspokajać, tzn. nie okazywać już tak bardzo mojego bólu, pojawiły się te nocne strachy. Do tego znajomi, którym ufałam, lubiłam i ceniłam, przez kilka miesięcy od śmierci taty nie odzywali się, nie próbowali mnie pocieszyć, nic. Totalna obojętność. W pół roku po tym wydarzeniu miałam z moim ukochanym wypadek samochodowy. Wpadłam w poślizg w zimie. Na szczęście nic nam się nie stało, chociaż skasowałam samochód, ale znowu poczułam fizycznie strach: zimny prąd przebiegający po wszystkich nerwach. Przed śmiercią taty nigdy nie czułam czegoś takiego, teraz wiedziałam, że coś się zmieniło, coś zaczęło we mnie inaczej funkcjonować, gdzieś zamieszkał we mnie strach. Zawsze bałam się śmierci moich najbliższych, takie były moje nocne koszmary. Niestety moje koszmary częściowo się zrealizowały a strach o bliskich i o siebie od tamtego czasu przybrał realne formy. Nie miałam ochoty iść do lekarzy i opowiadać o swoich przejściach interniście, ciężko to napisać, opowiedzieć jeszcze bardziej. tym bardziej że tak niewielu osobom teraz ufam. Znam genezę mojego stanu, wiem, że zaczęło się w głowie i w głowie muszę znaleźć rozwiązanie. Czułam też, że ma to związek z oddechem. Źle oddycham, bo się boję oddychać, lekarka stwierdziła początek astmy, ja wiem, że to na tle nerwowym i jest ściśle związane z tym wszystkim, co przeszłam. Skutkiem lęku i złego oddychania zapewne było to, że w zeszłym roku byłam 7 razy chora od marca do grudnia, do tego ta rozwalona przez efekt cieplarniany pogoda - byle jaka zima i byle jakie lato - też mi nie pomogło. Ale nic to, wierzę, że mój umysł da sobie radę. Teraz jestem w ciąży :-) Czułam się cudownie szczęśliwa, ale mój ukochany wyjechał do pracy w stolicy. Samotne noce mi nie służą, w pierwszym tygodniu nie przespałam 4 nocy, dopóki nie przyjechał. Znowu znajome objawy - kołatanie, strach. Teraz jest drugi tydzień jego nieobecności, wczoraj udało mi się przespać całą noc, ale dzisiaj poczułam się samotna i znowu poczułam niepokój serca. Zaczęłam więc szukać odpowiedzi na pytanie, co mi jest i tak trafiłam na to forum. Cieszę się, że napisaliście mi o swoich objawach, dzięki temu upewniłam się, że nie są to jakieś majaki, że nie zwariowałam. Cieszę się, że napisaliście, że na EKG i innych badaniach nie widać uszkodzeń serca, że w sumie żadnemu z nas nic nie będzie :-). Nie mogę się denerwować, tym bardziej że teraz moje ciało nie jest tylko moją własnością.. :-). Dzięki też Sabuni2 za techniki relaksacyjne. Mam nadzieję, że moja opowieść pomoże komuś zrozumieć genezę swojego strachu i cieszę się, że znalazłam jakieś wskazówki, jak sobie radzić. Trzymajcie się ciepło. Oglądajcie kabarety, chodźcie na spacery i nie dajcie się swojemu umysłowi :-)
Odnośnik do komentarza
Jeszcze jedno. Nie wiem, czy na takie wydarzenia, na taki zawód można coś poradzić. Ja jednak żałuję, że starałam się stłumić w sobie płacz i złe emocje, trzeba było się wykrzyczeć, wygadać, wypłakać. Ja jednak starałam się być dzielna. Lepsza jest jednak *higiena emocjonalna* - lepiej wygarnąć, co się myśli, tłuc worek bokserski, robić cokolwiek, żeby uwolnić emocje. Teraz już mi to nie pomoże, ale może pomoże mojemu dziecku.
Odnośnik do komentarza
witam wszystkich:) ja tez mam nerwice wegetatywna ktora powrocila po 5 latach!!! tu pocieszenie-to jest uleczalne!!!! WTEDY mialam 16 lat..to bylo straszne myslalam ze umieram!!! nic mnie nie cieszylo,nachodzily mnie leki, balam sie sama zostac w domu,non stop mialam biegunki, schudlam 10 kg:( i niestety 2 tyg temu to znowu powrocilo:( mimo ze mam wspanialego chlopaka,ktory mnie wspiera, ja dalej mysle o jednym, o mojej chorobie i o smierci:( caly czas pije melise, biore ziolowe tabletki uspokajajace i nic:( serce bije mi tak szybko i tak mocno ze jestem przerazona:( modle sie zeby szybko mi to przeszlo... pozdrawiam was wszystklich:*
Odnośnik do komentarza
Witam was serdecznie :) wlasciwie nie wiem jak zaczac, jak sie rozpisze to chyba nie skoncze, Wiec... jakis czas temu gdy polozylam sie spac i nie moglam zasnac, dostalam jakiegos dziwnego ataku, wydawalo mi sie, ze cos nie w porzadku z moim sercem, do tego doszlo pocenie sie rak i stop i takie straszne drzenie, napinanie miesni... straszne uczucie.. serce walilo jak mlot... nie spalam chyba do 2 w nocy, probowalam cos robic, czytac ksiazke ale sama nie wiem czy to cos dalo. Po tym wydarzeniu codziennie balam sie chodzic spac, balam sie, ze to wszystko sie powtorzy, myslalam o tym caly czas, no i oczywiscie sie powtarzalo, ale probowalam nad tym panowac i nie bylo tak zle jak za pierwszym razem. Moj znajomy lekarz powiedzial, ze zapewne to ataki paniki. Problemy z serem mam kazdego dnia, kazdego dnia czuje ze bije za szybko i mocno, koszmar!! kiedys balam sie ze dostane zawalu. ogolnie nie czulam sie bezpiecznie.. jeszcze jestem z tym wszystkim sama :( oczywiscie jest moja rodzina, ale ja raczej mysle o czyms innym. Tak czy siak gdy juz nie moglam wytrzymac, caly czas bylam w ogromnym stresie, caly czas o tym myslalam, poszlam do rodzinnego i przepisal mi jakies tabletki, pomogly, zaczelam dobrze spac. ale niestety sa silnie uzalezniajace i nie moglam brac ich dlugo. mam jeszcze kilka na czarna godzine. Ale caly czas musze sie pilnowac, jest to ze mna caly czas, mozg czlowieka jest tak stasznie skomplikowany, nie sadzilam, ze mozna sie tak psychicznie meczyc. Zrobilam ECHO- wszystko ok, zrobilam , EKG- wykazalo tylko jakis dodatkowy skurcz komorowy, czekam jeszcze na wynik holtera. Pewnie nic nie wyjdzie. Ja wiem, ze to moja glowa, musze sie jakos trzymac, na pewno bedzie dobrze i wam tez tego z calego serca zycze :)
Odnośnik do komentarza
Witam wszystkich ! Mam 22 lata, a od dwóch lat także cierpię na opisywane przez Was dolegliwości. U mnie wszystko zaczęło się jeden dzień po pewnym ważnym dla mnie egzaminie. Przestraszyłem się tego, ale jakoś z tym żyłem. Lekarz także stwierdził ze to na tle nerwowym. Brałem jakies tabletki działające na wychwyt zwrotny serotoniny w neuronach ale to poza ogolnym dobrym nastrojem niewiele pomagało. Od tamtego czasu robiłem się coraz bardziej nerwowy. Nie chcę chodzić do lekarzy, bo po kilku wizytach u różnych specjalistow wiem ze nie ma to sensu, bo i tak nic nie wykrywają - tak jak i u Was. Nasze ciała są więc okazami zdrowia!! I nie ma sensu wymyslać sobie kolejnych chorób. Bo przez to wymyślanie powodujemy dodatkowe nerwy.Ja staram się samemu szukać jakiegos wyjścia z mojej sytuacji. Przez te dwa lata zauwazyłem, że picie kawy, coli lub czegokolwiek co zawiera kofeine wzmaga u mnie nieprzyjemne objawy nierównego bicia serca. Gdy wypije kawę lub colę - po kilku godzinach serce mi sie *rozklekocze*. Gdy leżę w łóżku zauwazyłem, że objawy są mniejsze jak leże na plecach, a ręce splotę pod głową, lub wyciągne je za głowę. Mniej odczuwam kołatanie leżąc na brzuchu. Ostatnio *odkryłem* również, że - tak jak to ktoś przede mną opisał - oddech jest bardzo ważny. Postarajmy się wyciszyć, rozluźnić wszystkie mięśnie (czy też zauważacie, że nawet leżąc macie spięte wiele mięśni?), odprężyć się, a przede wszystkim mięśnie przepony i klatki piersiowej (bo czuję, że mam je prawie zawsze zbyt mocno napięte) i głęboko i równomiernie oddychać. To w moim przypadku jest pomocne.Dobrze jest nauczyć się *olewać* większość mało ważnych spraw w życiu, którymi zazwyczaj bardzo się denerwujemy - bardziej niż inni. Spokojna muzyka np chillout koi nerwy. Zupełnie zapominam o dolegliwościach gdy bawię się na podwórku z dziećmi, obserwuje ich beztroskie,radosne życie i staram sie w tym ich beztroskim życiu uczestniczyć..one nie myśla o chorobach..cieszą się i korzystają w pełni z otaczającego je pięknego przecież świata. Zacząłem też niedawno biegać i cwiczyć. Zmęczenie organizmu również pomaga w zapomnieniu o dolegliwościach. Urządzam sobie spacerki, wypady do lasu - w którego ciszy staram się zatopić nerwy. Zauważyłem że objawy nasilają się najbardziej w okresie wiosennym oraz jesiennym, a także zdarzaja sie często w lecie. Wiec tym bardziej polecam życie na łonie natury :) Takie są moje sposoby radzenia z nerwicą i muszę powiedzieć ze są całkiem skuteczne. Jeśli ktoś znalazł także jakies swoje sposoby na radzenie z tymi dolegliwościami to piszcie. Stwórzmy razem *linię obrony* przeciwko nerwicy :) Pozdrawiam !!
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×