Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Zaprzyjaźnij się z nerwicą, depresją oraz derealizacją- czas na zmiany złych nawyków :)


Kasiaa29

Rekomendowane odpowiedzi

Witam wszystkich zmagających się z nerwicą, depresją i derealizacją. Pragnę zachęcić was do wymiany doświadczeń w związku z tym jak sobie radzicie z dolegliwościami, a także do tego by w prosty sposób pomóc mi w znalezieniu jak najwięcej sposobów na to aby z naszych przypadłości zrobić atut i zmienić negatywne nastawienie oraz nawyki na pozytywne i takie, które pozwolą nam na oswajanie wszelkich objawów, akceptowanie, racjonalizowanie, a także wspólne wspieranie się wzajemnie z nadzieją, że w przyszłości w tym temacie inne osoby znajdą pomoc. Proponuję aby każdy zaczął od opisu historii swojej choroby, objawów, a następnie sposobów, w jaki udało się z nimi je oswoić. Zwłaszcza sposobów takich jak praca własna, terapia oraz farmakoterapia.

Odnośnik do komentarza

Jeśli chcesz szukać źródła swoich lęków, chcesz pracować nad zmianą złych nawyków i nad sobą w nerwicy lub depresji bądź też jesteś uzależniony i walczysz z nałogiem, nie poddajesz się i pragniesz zacząć normalnie funkcjonować, nie tylko narzekać lub czekać na gotową odpowiedź wtedy gdy masz problem, ale też dać i wnieść tu coś od siebie to zachęcam do rozpoczęcia terapii na tym wątku. Z góry piszę, że wampirom energetycznym i leniwcom i egoistom, którzy myślą tylko o sobie dziękuję, ponieważ ważne jest to abyśmy wspierali się wzajemnie- nie tylko brali, ale też dawali rady innym, bo na tym wątku nie tylko się pisze o złym samopoczuciu, ale ważne abyśmy wpisy kończyli jakimiś pomysłami na to jak możemy to zmienić oraz wnioskami...w ten oto sposób sądzę, że możemy wspólnie szukać rozwiązań. Już niedługo zacznę od opisania mojej historii z nadzieją, że dołączy do mnie więcej osób, które są gotowe na rewolucje w swoim życiu i pozytywną zmianę :)

Odnośnik do komentarza

Zacznę od mojej historii... Mam na imię Kasia, mam 29 lat, przez okres ostatnich 3 lat życia w ogromnym stresie nie miałam czasu, bo oczywiście nawet na to nie wpadłam aby zastanowić się nad tym pod jaką presją żyję, jak silne konsekwencje niesie za sobą funkcjonowanie w nerwach. 3 lata temu przeszłąm operacje resekcji lewego płata tarczycy. Tarczyca to gruczoł, ktory silnie współpracuje z innymi organami i odpowiada za całą gospodarkę hormonalną co znacznie utrudnia życie wieloma objawami takimi jak drżenie rąk, chrypka, kołatanie serca, raz się tyje, raz się chudnie, roztrzęsienie, wewnętrzny niepokój i wiele innych. Bagatelizowałam wiele objawów tłumacząc sobie ...No przecież chorujesz na tarczycę to normalne, że jesteś czasami nerwowa i dziwnie spięta, czasami masz kluchę w gardle, czasami nie możesz pół nocy zasnąć i musisz z tym żyć. Nie sądziłąm, że to dopiero początek depresji czy nerwicy, ale predyspozycje do tego miałam. Rok później kolejne traumatyczne przeżycie w moim życiu osobistym znacznie wpłynęło na moje samopoczucie. Gdy pewnego wieczoru zaczęłam się trząść, płakać uznałam, że potrwa to kilka dni i przejdzie. Później drastycznie zjeżdżałam z wagi, potrafiłąm schudnąć 8 kg w 1,5 tygodnia, wymiotowałam, później nie miałam już nawet czym, bo nic nie jadłam, nie miałam sił ani chęci do życia, problemy trwały, nawarstwiały się i nie miałąm na nie wpływu, bo serwowała je bliska mi osoba. 2 równe lata żyłam w silnym stresie, w strachu, lęku, pracowałam w Banku gdzie wyciska się pracownika jak cytrynę i żyłam na wysokich obrotach. Ubiegłego roku, dokładnie w grudniu 2015 nastąpiłą przełom i moje życie się ustabilizowało i kłopoty się zakończyły. Cudowne święta, a poźniej wyjazd na narty gdzie kilka razy porządnie upadłam, ale czułąm się dobrze….aż 7 stycznia wydarzyło się coś okropnego…

Odnośnik do komentarza

Witaj Kasiu , bardzo fajnie że założyłaś taki wątek i że masz tak pozytywne podejście do choroby jaką jest nerwica , ja na chwilę obecną jeszcze się z nią nie zaprzyjazniłam choc staram się ją zaakceptowac.Moja przygoda z nerwicą zaczeła się dwa lata temu , książkę bym mogła napisac , objawy wszystkie jakie by mogły byc, też strasznie schudłam i parę razy lądowałam w szpitalu ,no cóż chyba nadszedł czas aby się z tym pogodzic . Kasiu pózniej napiszę więcej bo obowiązki wzywają , życzę miłego dnia .

Odnośnik do komentarza

Ważna informacja!!!! Zanim opiszę do końca swoją historię pragnę zaznaczyć, że wątek został stworzony dla osób, które wykluczyły już badaniami poważne choroby i są świadome tego, że chorują na nerwicę! Ponieważ są ludzie, przy których więdniemy, a także ludzie przy których rozkwitamy chciałabym też aby wpisy mobilizowały czytelników zamist dołować czy ciągnąć w dól. Praca, praca, praca i pozytywne nastawienie, bo dziś jest ciężko, ale będzie lepiej!! Dołożę ze wszelkich starań do tego aby też pomagać wszystkim indywidualnie dzieląc się moją wiedzą! Ważne...uwierz, że masz nerwice jeśli wszystkie wyniki są dobre, bo jeśli nie uwierzysz będziesz tkwić w tym samym punkcie i błędnym kole. Witaj Maju, To nie czas aby się z tym pogodzić, a uwierzyć w to, że się na to choruje, a także, że można z tym żyć i nawet śmiać się ze strachu :) To możliwe :) Miło mi, że napisałaś i serdecznie zapraszam do terapeutycznej przygody ku wydrowieniu :)

Odnośnik do komentarza
Gość marysia081014

Witajcie, Cieszę się, że trafiłam na wasze forum.. Mam 23 lata. Z nerwicą borykam się od dzieciństwa, jednak półtora roku temu ta choroba sparaliżowała moje życie. Początki leczenia były straszne, wizyta na pogotowiu, badania, konsultacje.. Wieczne duszności, kołatanie serca, dreszcze, uderzenie gorąca, bóle karku i stawów.. I nieustanne wymioty. Od nich wszystko się zaczęło. Praca w korporacji, wieczny stres.. Idąc rano do pracy nudności, które po pewnym czasie zamieniły się w wymioty. pierwsza myśl: tzw. jelitówka, niestrawność. Niestety objawy nie ustawały, wręcz się nasilały i dochodziły kolejne. Płacz, panika, w końcu wizyta u psychiatry. Diagnoza - nerwica z pojawiającą się depresją. Psychiatra przepisał leki, po rozpoczęciu terapi przez pierwszy miesiąc byłam wyłączona z życia. Nie miałam ani siły ani chęci wychodzić z łóżka, wielkim wyzwaniem były dla mnie zwykłe czynności życia codziennego. Wieczorami płacz, strach przed nocą.. Bezsenność towarzyszyła mi przez kilka tygodni. Wycięczenie. Zdarzało się, że bagałam najbliższych aby mnie gdzieś oddali na leczenie. Nie chciałam tak żyć. Czułam się ciężarem dla otaczających mnie ludzi. Dodam, że cały czas miałam przy swym boku kochającego wówczas narzeczonego, który nie wystraszył się mojego zachowania. Trwał przy mnie każdego dnia. Był dla mnie ogromnym wsparciem, sensem mojego życia.Przyznam szczerze, że gdyby mnie mój obecny mąż i najbliższa rodzina nie wiem jakby się to wszystko skończyło. Każdego dnia uczę się oswajać z atakami. Jest czas kiedy o nich zapominam i żyję normalnie ale często zdarza się, że powracają. Wtedy z nimi nie walczę... Walka z nimi prowadziła do błędnego koła, im bardziej się bałam i starałam z nimi walczyć tym objawy się nasilały i mój stan się pogarszał... Może zbyt chaotycznie o tym wszystkim piszę, przepraszam.. To jest mój pierwszy wpis, w którym dzielę się swoimi przemyśleniami.. Bardzo chętnie z Wami o tym porozmawiam i podzielę się swoimi przeżyciami. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Budzę się i czuję się dziwnie, wstaję i zauważam, że wszystko wiruje, ale ja mam równowagę i się nie przewracam, silny kłujący ból z tyłu głowy, głowa ciężka jakby ważyła 100 kg i jakby miała polecieć do tyłu, ból i sztywność karku, pisk w uszach, szum w głowie, dziwne uczucie jakbym się kołysała, jakbym płynęła, jakby coś falowało w mojej głowie, jakby mój mózg się kręcił niczym bęben w pralce, jakbym spadała w dół, jakbym czuła niesamowity ciężar na głowie i ramionach i miała upaść do tyłu, do tego dziwne zaburzenia widzenia, jakbym oglądała film, odrealnienie, śnieg optyczny, słyszałam echo gdy ktoś do mnie mówił, światłowstręt, dźwiękowstręt…myślę chyba mnie tak buja po tych nartach, a może jakiś uraz. Wizyta u neurologa- diagnoza nerwica! Nie chciało mi się wierzyć! Przepisał cloranxen- psychotrop(benzodiazepin) i biofenac przeciwbólowy oraz przeciwzapalny. Po 3 dobie była ulga, ale bóle głowy i karku nie ustąpiły. Wiedziałam też, że cloranxenu nie można brać dłużej niż miesiąc, bo silnie uzależnia, a producent o tym ostrzega więc jest lekiem doraźnym. Po 4 dniu wizyta u neurologa, który niepotrzebnie przepisał mi Sirdalud- lek na zmiękczenie mięśni dlatego, że bolały mnie plecy i kark, ąż płakałam z bólu, a lęk oczywiście wszystko potegował. Po leku sirdalud prawie nie czułam pulsu po drugiej dobie więc pojechałam na sor gdzie poleżałam kilka dobrych godzin. Lek odstawiłam, bo nie służył mi zdecydowanie. Po 2,5 tygodnie zeszłąm z cloranxenu i objawy wróciły z podwójną siłą, dlatego odradzam ten lek totalnie, bo jest wiele innych, które działają lepiej i nie są tak zagrażające uzależnieniem. Mądry neurolog mógł mnie odesłać do psychiatry, ale zachciało mu się mnie leczyć doraźnie i mowił, że powinnam iść do terapeuty nie zdając sobie sprawy z tego jak się męczę. Później zrobiłam badania: tk głowy i szyja z kontrastem- bez żadnych zmian i odchyleń, Doppler tętnic szyjnych, okulista- dno oka, ortopeda, rtg szyja, kardiolog, kolejny neurolog, tsh, ft3,ft4, atpo tarczycowe(jestem po resekcji lewego płata tarczycy), eeg głowy- wszystkie wyniki w super normie i nie było się czego czepić. Zdrowa jak koń!! Objawy stawały się silniejsze, aż doszło do tego, że tylko leżałam, bo nie miałąm sił chodzić, a gdy szłam nawet kawałek to się kreciło w głowie, to dziwne uczucie przelewania się i derealizacja, NATRĘTNE MYŚLI I STRACH, ŻE ZWARIUJE oraz, że nikt mnie nie uratuje, że chłopak ze mną nie wytrzyma. Trafiłam do Pani laryngolog, która wzięła mnie na swój oddział foniatryczny szpitala. W ten sam dzień byłam tak przerażona szpitalem, derealizacja się też nasiliła z innymi objawami i myślą, że nie wytrzymam tam, że płakałąm w domu z bezsilnośći i wtedy mój chłopak podjął decyzję- bardzo mądrą, że jedziemy do psychiatry. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że dziwne uczucie oglądania filmu i odrealnienie to DEREALIZACJA, ale Pani doktor zwyczajnie zapytała czy czuję się jak za brudną szybą, wypytała o wszystkie objawy i stwierdziła, że doszło do rekompensacji, bo długotrwałym stresie i że jest przekonana, że jest to nerwica+depresja, bo objawów somatycznych jest za dużo gdyby to byłą jakaś choroba to nie dawałaby tylu oznak, i w ogóle wyniki badań są w normie więc powinnam brać antydepresant. Kompetentna Pani doktor wypisała mi Depralin 10 mg- antydepresant, kazała pierwsze 3 dni brać tylko połowę tabletki, po 3 dobie brać 1 na noc, do tego dostałam Afobam 0,50 mg rano i wieczorem po półowie tabletki. Afobam jest pochodną benzodiazepiny, ale nie jest tak mocny jak w/w cloranxen, a producent zakłada, że można go brać do 3 miesięcy, bo też może uzależnić. Nie było natomiast porównania do cloranxenu. Po 3 dobie czułam ulgę i byłam gotowa iść do szpitala. Poszłam do szpitala, zrobiono mi badanie na bolerioze, badanie vng błędnika, próby kaloryczne, 4 różne rodzaje badania słuchu- wyniki super norma!! Znów zdrowa jak Koń!! Cóż wróciłam do domu spokojniejsza, że z soma wszystko ok. i wreszcie dotarło do mnie, że mam Nerwice! Dopiero na początku marca wszystkie choroby były wykluczone, a diagnoza była wreszcie 100 %. W większości do specjalistów chodziłam prywatnie, co jest oburzające, bo człowiek płaci składki i musi tyle czekać, służba zdrowia Niz. Pozostawia wiele do zyczenia- może gdyby byli korporacją wiedzieliby co to znaczy zapierdzielać naprawdę! Oczywiście nie można uogólniać, bo znam dobrych lekarzy i wspaniałę pielęgniarki, które pracują w państwowych szpitalach, ale jest ich garstka- i tylko oni są tam chyba z powołania. Nieudolny system niestety działa tak fatalnie, że brakuje mi słów i żal mi ludzi, których nie stać na prywatne leczenie.

Odnośnik do komentarza

Zapomniałam dodać, że byłam też kilka razy na pogotowiu w lutym gdzie przepisano mi Torecan (przeciw zawrotom i przeciw wymiotom), a takze Polvertic(na zawroty i chorobe meniera) Cudowali i przepisywali co tylko żeby odesłać do domu. W lutym mój mądry neurolog nie powiedział, że po kontraście gdy zwłaszcza wtedy piłam dużo wody i wypłukiwałam pierwiastki, do tego stres....że powinnam zażywać witaminy. Pozamykaly mi się dłonie w piąstki, drżały mi mięśnie, bolały mnie i ciągnęły wszystkie kończyny, szczęka mi drętwiała, na zmianę było mi gorąco w połowę twarzy i zimno, zaciskałam mocno zęby, czułam chłód w dłoniach i stopach, były bardzo zimne. Męczarnia!!! Odechciało mi się żyć! Nie miałam sił wstawać, bo tylko gdy leżałam nie kręciło mi się w głowie! Miałam wszystkie objawy tężyczkowe i lekarz twierdził- nerwica. Sama wpadłam na to zeby suplementować witaminy. D3, B6, B12 (KWAS FOLIOWY) POTAS, WITC, osłonowe essentiale forte i wapń- załatwiłąm sobie dobre witaminy, które są wypisywane na receptę. Przeszło po tygodniu! i znów ulga! Czasami trafiamy na konowała- cóż, ale wtedy trzeba szukać innego specjalisty. Niektórym ciężko porozmawiać spokojnie z pacjentem, wytłumaczyć tylko mówią- nerwica i tyle, a nam nie chce się wierzyć, że to może być nerwica, bo jest to niewiarygodne w porównaniu do tego jak silne i autentyczne są objawy. Czujemy fizyczny ból przecież! Nikt nie wytłumaczył mi, że psyche jest w stanie generować tyle objawów.

Odnośnik do komentarza

Cóż od Marca podjęłam działania, dzięki temu, że brałam afobam, (a antydepresantem się dopiero nabijałam) miałam siły żeby wstawać z łóżka, gotować obiad i czytać! Powiedziałam sobie, że nareszcie mam siły na to żeby zacząć robić coś ze swoją nerwicą! Opowiem wam jak wyglądały moje pierwsze kroki i ile udało mi się zrobić dla siebie oraz chętnie udzielę cennych wskazówek, które mogą pomóc. Oczywiście każdy z nas jest indywidualnym przypadkiem, nie zachęcam do leków tych, którzy czują się na siłach nimi nie wspierać, ale zachęcam tych, którzy nie mają już sił. bo jest to w cięższych przypadkach wazne wsparcie do tego by podjąć działąnia.

Odnośnik do komentarza

Witajcie, nie bez kozery tak obszernie opisałam swoją historię. Zrobiłam to po to aby napisać wam jak dziś postrzegam siebie samą z tamtego okresu gdy nie wiedziałam co mi jest, do dnia dzisiejszego. Być może ktoś w podobnej sytuacji kiedyś to przeczyta i stwierdzi, że nie taka nerwica straszna. W styczniu jak desperatka biegałam do neurologa 2 razy w tygodniu, opisywałam moje objawy jako zawroty głowy i dziwne uczucie w głowie oraz pogorszenie wzroku i, koncentracji oraz pamięci- nie wiedziałam, że te zawroty generuje moja psyche, a dziwne uczucie odrealnienia i pogorszenie wzroku to derealizacja. W większośći słowo derealizacja jest neurologom obce. Oni widzą zdrowego człowieka przez pryzmat swojej dziedziny, bo nie ma zmian w mri i tk to nie ma choroby. Gdybym wtedy była tak doświadczona jak dziś już w styczniu oszczędziłabym sobie tego latania po lekarzach i poszłabym szybciej do psychiatry. Niestety nie wierzyłam, że to nerwica, neurolog chciał mnie sam wyleczyć, a ja spanikowana nieumiejętnie opisywałam co się z psyche dzieje, nie pamiętałam co mówię ja, co mówił neurolog, na pogotowiu czułam się jak idiotka, której nikt nie rozumie i nie chce ulżyć moim objawom. Czasami byłam zła gdy badania niczego nie wykazywały tj oczywiście szczęscie, że to nic poważnego, ale byłam zawiedziona, że jedyna diagnoza to nerwica i wciąż nie wierzyłam, że aż tak silna, żyłam w przekonaniu, że za tym na pewno coś jeszcze się kryje. To był mój blad, bo tkwiłam w błędnym kole. Plakałam tak, że już sił nie mialąm, odeszłam z pracy, siedziałam w domu, mój stan się pogarszał, a ja nie miałam już sił, bałam się spotykać z ludźmi, bo nie nadążałam za nimi gdy za szybko mówili, drażniły mnie głośne rozmowy, nawet gdy się trochę śmiałam to czułam w głowie takie otępienie, że miałąm ochotę sie schować gdzieś gdzie nikt nie będzie mnie widział. Czułam się bezradna, czułąm wstyd przed partnerem, który dzielnie się mną opiekowal, czytałam bzdury na internecie i tylko się nakręcałąm, a jak się naczytałam to było mi slabo i mało nie zemdlalam. Każda moja myśl przemieniała się w jeden wielki lęk, który mnie ograniczał do zera, w głowie mialam tyle natrętnych myśli, że już wizualizowałam sobie dzień, w którym jade do psychiatryka, bałąm się wszystkiego, nawet witamin. Niesamowite jak wlasną wyobraźnią sama się katowałam. Gdy wieczorem zasypiałam oddech mi się spłycał, zrywaląm się bez tchu, kołatania serca, kłucie w klatce, pieczenie, kłucie po obu stronach na wysokości serca, raz wolne tętno, raz szybkie, ciśnienie w normie, ale ja kazdego dnia je mierzyłąm, a jak było wyższe to panika. Czułam się jak śmieć, nie widziałam już nadziei, myślałąm, że umieram. Dziś śmieję się z siebie samej, bo moje zachowania wowczas były absurdalne i strach był irracjonalny.

Odnośnik do komentarza

Zastanówmy się teraz co czuła osoba, która towarzyszyła w moich objawach. Mój partner troszczył się o mnie, gdy lezałam w łożku obolała masował mnie, podawał leki i jedzenie, woził do lekarza, uczestniczył w wizytach od lutego i wspierał mnie. Warto też wziąć pod lupę zachowanie osoby z depresją i nerwicą, bo nie jesteśmy łatwi we wspólpracy, w atakach paniki nie docierają do nas racjonalne tłumaczenia, bo wtedy lęk przysłania wszystko i jesteśmy jeszcze większymi egoistami jednocześnie mamy poczucie winy, ale i tak głownie skupiamy się na sobie i dolegliwościach pytając bliskich kiedy mi to minie? dlaczego ja to mam? już bym wolała złamać rękę, bo z tym się nie da funkcjonować! Cóż czasami mamy też pretensje gdy ktoś blisi mówi do nas *Wstań, rób coś, nie możesz tak, weź się w garść* Myślimy wtedy: łątwo Ci powiedzieć, bo tego nie masz, a mnie boli, mi jest źle i nie wiem co ze sobą zrobić, Wtedy myślimy kto nie przeżył tego ten nie wie jak to jest! I to jest prawda, ale nie powinniśmy za nią być źli na innych, bo gdy popatrzymy na to z ich perspektywy możemy zauważyć, że np jeśli nigdy nie mieliśmy chorych zatok, nie wiemy jaki to ból, nie wiemy, że wtedy też czuje się ogromny dyskomfort i człowiek jest rozwalony i tak samo jest z naszą chorobą, w której często jesteśmy cholernymi egoistami i zapominamy o tym, że bliscy też czują bezradność, bo nie wiedzą jak nam pomóc. Warto o tym pamiętać. Ja w swoim błędnym kole niejednokrotnie byłam zła na partnera, rozdrażniona i teraz dopiero zauważam jak się to na nim niestety odbijało.

Odnośnik do komentarza
Gość marysia081014

Ehhh... Zdaję sobie sprawę, że nie ja jedna cierpię.. Jest mnóstwo ludzi, którzy są w takiej samej sytuacji. Pomóżmy sobie wzajemnie!!! Dzielmy się swoimi przeżyciami, sytuacjami w których udało nam się pokonać strach, lęk i towarzyszące im bóle. Jak conę się myślami w przeszłość to zdaję sobie sprawę, że ja już od najmłodszych lat cierpiałam. Od urodzenia jestem osobą, która walczy z nadwagą.. Lekarze, dietetycy.. Niestety, bez większych sukcesów. W szkole jak to w szkole, zawsze znajdzie się ktoś, kto *uprzykrzy życie*. I również tak było w moim przypadku. W pierwszej klasie pojawił się chłopak, który się ze mnie wyśmiewał... Przez co stałam się bardziej zamknięta w sobie. Nie chciałam chodzić do szkoły, ranne wymioty.. idp. Wizyty u lekarza, wszystko ok. Szkoda, że w mojej szkole nie było psychologa :( Jakoś dotrwałam do 6 klasy. Dodam, że byłam wzorową uczennicą, zawsze pilnie odrabiałam lekcje, uczyłam się.. Byłam grzeczną i ułożoną dziewczynką. Niestety nadeszła pora na zmianę szkoły. Zaczęło się gimnazjum. Pech chciał, że do mojej klasy trafił chłopak, który w podstawówce był moim prześladowcą. Wszystko wróciło. Kolejne stresy, nerwy.. depresja. Na szczęście w gimnazjum była wspaniała Pani psycholog, z którą chętnie rozmawiałam. Oprócz niej zawsze mogłam liczyć na swoich rodziców. Mam kochającą mamę, która również zawsze przy mnie była i wspierała z całych sił. Przetrwałam gimnazjum na lekach ziołowych... Przyszedł czas na wybór szkoły średniej. Zdecydowałam, że pójdę do technikum. Wzięłam się w garść i postanowiłam od samego początku pokazać innym jak najwięcej pozytywnych moich cech.. I udało się! Moi nowi znajomi zobaczyli we mnie inną osobę, odważną, uśmiechniętą z którą można porozmawiać o wszystkim. Miałam wokół siębie dużo życzliwych ludzi. Niestety były również problemy rodzinne, które tłumiłam w sobie.. Strata bliskiego przyjaciela, z którym się wychowywałam również we mnie utkwiła i nie potrafiłam sobie z tym poradzić. Po drodze pojawiły się również nowe sympatie... Niestety raniące.. Na szczęście poznałam swojego obecnego męża. Wspaniały mężczyzna. Ale również z swojego rodzaju przeżyciami. Jest ateistą. A ja osobą wierzącą... Bardzo ciężko było mi się z tym pogodzić, ale miłość wygrała. Jesteśmy szczęśliwi. Kochamy się, szanujemy, wspieramy... Zamieszkaliśmy razem, zmieniłam środowisko, pracę.. i bum. Wszystkie napięcia zbierane przez lata wybuchły jak wulkan.. Ale to już Wam opisałam. Pierwszym lekiem, który zaczęłam stosować był afobam i... Coś jeszcze, ale niestety nie pamiętam co to było. Myślałam, że umrę po pierwszych dawkach. W nocy pogotowie, panika.. Miało minąć po 2 tygodnich, niestety nie minęło. Zmiana leku na Paxtin + doraźnie atarax w razie ataków. Z biegiem czasu zaczęło mi się poprawiać. Miałam siłę, aby wstać z łóżka i zająć się codziennymi zajęciami.. Najbliżsi byli zawsze przy mnie. Najbardziej męczyło mnie to, że problemem dla mnie było wyjście na dwór, spacer, a o pójściu do sklepu nie było mowy.. Dreszcze, miękkie nogi, zimne poty to wzystko mnie paraliżowało. Z biegiem czasu zaczęłam sobie jakoś z tym radzić. W tej chwili jest tak, że kilka dni jest dobrze, zapominam na chwilę o tym co przeszłam, niestety to do mnie wraca... Mimo, że pracuję, prowadzę własny interes, nie mam nad sobą żadnego szefa, to i tak mnie to łapie... Straszne uczycie bezradności.. Jak to w życiu, nikt nie ma łatwo, kumulują się we mnie wszelkie zmartwienia, mniejsze i większe, które w końcu dają o sobie znać... I wtedy wszystko wraca. Proszę opowiedzcie jak Wy sobie radzicie w takich sytuacjach. Co Wam daje siłę i *wiarę w lepsze jutro*???

Odnośnik do komentarza

Witam wszystkich. Ja ze swoją nerwica borykam się już naście lat. Chodziłam na psychoterapię i udało się ją uśpić na tyle ze mogłam normalnie funkcjonować przez dwa lata. Niestety dwa tygodnie temu, wróciła ze zdwojoną siłą. Na początku nie wiedziałam co się dzieje, bo do tej pory miałam nerwice natretnych myśli. A ta zaczęła się skokiem ciśnienia. Przyjechało pogotowie bo wpadłam w panikę. I się zaczęło. Zawroty głowy, uczucie odrealnienia, gorsza ostrość widzenia, ścisk żołądka, mdłości. Doszedł okropny ból prawej ręki i barku. Na początku myślałam że to tarczyca dala znów popis (leczylam niedoczynność która przeszła w nadczynność potem znów niedoczynność i nadczynność i tak w kółko + hashimoto). Porobiłam badania. Hormony ok, morfologia ok, neurolog ok. Endokrynolog który leczy moja tarczyce stwierdził że to nerwica, zresztą jak kolejne badania okazywały się bardzo dobre to sama zaczęłam się domyślać ze wraca nerwica tylko daje inne objawy. Najgorsze są jednak ataki paniki. Miałam dziś rano, masakra. Boje się zostawać sama w domu żeby mnie nie złapał :( zresztą zaczęłam cały czas o tym myśleć ze mnie zaraz złapie. Przeszkadza mi to zająć się codziennymi czynnościami. Ciągły strach. Fajnie ze jesteście :) Może grupowa psychoterapia nam pomoże :) p.s bierzecie jakieś leki?

Odnośnik do komentarza
Gość marysia081014

Witaj :) cieszę się, ze nas przybywa... Brałam paxtin jednak od jakiś trzech tygodni nie biorę.. Raz zapomniałam, potem drugi i trzeci aż wkoncu przestałam brać.. I czułam sie bardzo dobrze. Normalnie funkcjonowałem. Aż do zeszłego piątku. Ogarnął mnie straszny niepokój, doszły duszności i kolatajace serce. Nie poszłam do pracy, zostałam w domu. W takich sytuacjach najbardziej pomaga mi wyciszenie. Dziś musiałam sie wypłakać, wykrzyczeć sobie, ze to moje życie i ja muszę nauczyć sie żyć sama ze sobą. Nie poddam sie valkoverem... Mimo iż naprawdę są chwile zwątpienia.. Opiszcie jak sobie radzicie w sytuacjach paniki. Pozdrawiam Was cieplutko. Nie zostawiajmy z tym problemem same. W grupie raźniej 😊

Odnośnik do komentarza

Ja znowu musze coś ciągle robić. Nie usiedzialabym w miejscu. Jak mnie łapie atak np na ulicy to dzwonie do kogoś i rozmawiam. Biorę propranolol i to trochę pomaga. Wycisza serce wiec i lęk maleje. Najgorsze jest to że gdzieś zniknęła radość ze zwykłych codziennych czynności :( strach w centrum i on paraliżuje ;(

Odnośnik do komentarza
Gość marysia081014

Najważniejsze jest abyśmy mieli w kimś wsparcie :) moja ostoja jest mój maź, wspaniały człowiek :) rownież mama, ona mnie rozumie, bo sama od lat zmaga sie z nerwica. Jakoś sobie z nią radzi i funkcjonuje normalnie lecz długie lata zajęła jej nauka jak żyć z nerwica. Fajnie, ze masz córkę.. My nie mamy jeszcze dzieci. Jesteśmy na etapie poszukiwań *własnych czterech ścian*. Kocham dzieci i nie wyobrażam sobie życia bez nich, aczkolwiek boje sie ze nie będę dobra matka ;( przychodzi atak i wtedy zapala sie czerwona lampka... Jak mogę wsiąść odpowiedzialność za życie takiej małej istoty skoro sama ze sobą sobie nie radzę... Bardzo chce stanąć na nogi, poczuć sie pewnie. Jak zaszłaś w ciąże zmagałaś sie już z nerwica?? Cieszę sie, ze po prostu jesteście :)

Odnośnik do komentarza
Gość marysia081014

Rozumie :) życie niestety nie jest proste, przyjemne... Są ludzie, którym żyje sie łatwiej ze względu na to, ze maja inne podejście. A takie osoby jak my tzn. wrażliwe, biorące wszystko do siebie mamy znacznie trudniej. Ile Twoja córeczka ma lat?

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×