Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Jak sobie radzić przy dodatkowych skurczach?


Gość ech80

Rekomendowane odpowiedzi

Ostatnio jakoś 3 tyg temu jak mnie dopadło takie potknięcie na kilka sekund to wpadłem w panikę i już odpływałem tam do góry nogi mi się zarwał byłem pewien, że umieram, byłem w domu, potem dochodziłem przez kilka dni do siebie... dziś sytuacja nieco inna, złapało mnie gdy wpadlem pogadać z kolegą w pracy siadłem na fotel oparłem się i w tym momencie się zaczęło, ale nie dałem po sobie poznać, gadałem jakby nigdy nic, potem mnie złapała straszna senność, ale co zrobić, byłem w pracy, nikt o niczym nie wiedział a ja dostałem 2 kursy i musiałem jechać. Psychika ma tutaj znaczenie jak nie na wywołanie skurczy to na reakcję organizmu po skurczu. Przykład właśnie mój, 2 takie same arytmie, 2 różne zachowania w zależności od sytuacji. Co nie zmienia jednak faktu, że łapię doła i doła, ludzie w tym wieku korzystają i cieszą się życiem, ja marnuję je w tym momencie no ale co poadzić taki los mi zesłano, może mi się kiedyś przyśni za co :( pozdr kociaki! :D

Odnośnik do komentarza

Properth, jakie to typowe. Kiedy jest dobrze, nie myślimy o tym, że być może innym ludziom wiedzie się gorzej. Ale gdy tylko jest nam źle, to zaraz cały świat się świetnie bawi i korzysta z życia, a tylko my biedni, sami, tacy nieszczęśliwi :D A jednak g*** prawda. Mało jest ludzi, którzy mogą szczerze i prawdziwie rzec: tak, jestem zadowolony z życia, zdrowia i w ogóle wszystko mi się podoba. To, czego ludzie świadomie nie mówią, to odrębna para kaloszy. Jedni uważają, że są za grubi, innych martwią odstające uszy, jeszcze inni urodzili się z zespołem downa i nawet nie wiedzą, czy korzystają z życia, czy nie. Jedni czują się gorsi, bo nie stać ich na iPada, a drudzy chodzą boso po górach i doznają euforii. Był taki młody polski aktor, który zagrał niewielką rolę w *Chłopaki nie płaczą*. Pełen życia i pasji, łapał wiele srok za ogon. Miał wypadek na snowboardzie i skończył żywot w wieku 21 lat. A Ty piszesz o tym, jaki to *los Ci zesłano*, albo *no trudno, jakoś żyć trzeba*. Kurde, chłopaku, otrząśnij się i też korzystaj z życia, dopóki możesz, bo arytmia to nie jest najgorsze, co może nam się przytrafić. Jeśli np. za 5 lat w wyniku przykrego splotu wydarzeń wylądujesz na wózku inwalidzkim, pomyślisz - ale byłem głupi myśląc, że było mi kiedyś źle. I owszem, absolutnie każdy z nas chciałby nie mieć arytmii. Jak fajnie było z samą arytmią zrozumiemy dopiero wtedy, gdy będziemy mieli arytmię i raka, albo arytmię i cukrzycę, albo arytmię i zesztywniające zapalenie stawów... Poniatna? Trzeba uczyć się postrzegać świat obiektywnie, nie tendencyjnie. Jeśli trawa na podwórku sąsiada zawsze będzie nam się wydawać bardziej zielona, to klops, umarł w gumofilcach, a wesela nie będzie ;)

Odnośnik do komentarza

PROPERTH - trzy słowa do Ciebie chociaż powinnam zacząć od pań bo do nich tez słówko napiszę , MŁODY CZŁOWIEKU ja jako starsza pani 60 letnia żyję pełną piersią z arytmią na pewno z 30lat ( jak nie dłużej) i żyję a teraz mam utrwalone migotanie przedsionków 2 lat i nic ( serce nie * cierpi * z tego powodu , trzyma się dzielnie , wydolność super ). To tyle do Ciebie. Karamba święte słowa napisałaś do Młodego , może w końcu zrozumie. Alicja Twoje posty są cudne , tyle w nich spokoju i dobroci , łagodności i nie wiem jeszcze . czego. Ja czytając je uspokajam się. Alicja brak mi słów , ,jesteś wielka , nie każdy tak potrafi , to jest dar i ty Go masz . Pozdrawiam wszystkich , trzymajcie się.

Odnośnik do komentarza
Gość Piotrek993

Properth- a ja dalej Cie namawiam na psychiatre:) zobaczysz że wizyta Ci pomoże, nie będzie napadów lęku i tego świrowania serca, sam też umierałem x razy :D ale teraz jest coraz lepiej, coraz mniej skurczy(chociaż i tak miałem mało w porównaniu do was), przestaje sie nimi przejmować,zaczynam życ pełnią życia i przedewszystkim pojawił sie na mojej twarzy uśmiech, gdzie podczas mojej walki z nerwica uśmiechałęm sie * z przymusu*, schudem wtedy chyba z 10 kg ale na szczęsci znowu wróciłem do mojej wagi. Nerwica to najgorsze gówno jakie może być , moja sąsiadka też to miała raz w szpitalu jak wylądowałą po ataku lekarz do niej powiedział * i co? nie tak łatwo umrzeć?* a teraz sama sie z siebie smieje i niczym nie przejmuje, też mi tłumaczyła co mam robić itp wiec properth przemyśl to :)

Odnośnik do komentarza

MARY10 oj, oj zawstydziłam się. Tą pokorę, spokój, łagodność nabywam każdego dnia, nie doceniamy wiele razy tego co mamy jak tracimy to dopiero otwieramy oczy. Ludzie zbyt skupiają się na sobie, bo serce dwa razy nie tak zabiło, do cholery a jak macie za przeproszeniem sraczkę to też jest nienormalne przecież to co wpadacie od razu w panikę pewnie nie a powinniście bo można się odwodnić. A jak gardło Was boli, kaszlecie to też nie jest zdrowe to też od razu umieracie, pewnie znowu odpowiedź, nie. Dlatego nie ma co panikować jak serce przeskoczy, ja nie mówię o osobach, które mają udowodnioną przez wiele holterów arytmię, potwierdzoną przez lekarza z dużą ilością ale nie ma co panikować jak serce co jakiś czas ma czkawkę. Moje serce ma ponad dwa tysiące na dobę takich potknięć,jak zliczę swoje wszystkie rodzaje arytmii cudzamem do kupy które przechodzą w bigeminie i wtedy co drugie uderzenie jest nieprawidłowe i do tego potrafi tak bić cały dzień i zobaczcie nie padłam, to trwa już dwa lata (chyba bo nie liczę) i żyję, nie truję się lekami, biorę je tylko doraźnie, jak już jest bardzo źle i też nie od razu, jak serce na usg pokazuje, że nic się w nim złego nie dzieje to musicie wbić sobie do Waszych mądrych główek, że ma prawo przeskoczyć, ma prawo poszwankować jak każdy organ w naszym ciele. A jak się przejecie to nie boli żołądek, wątroba, a jak przedźwigniecie to nie szwankuje kręgosłup i tak można wymieniać, ale znacie co tam macie w tym swoim ciele i co może pobolewać więc nie muszę się produkować i tak samo podejdźcie do tematu serca. MARY10 nie jestem wielka, wyję nie raz w jakimś kącie, ale muszę przywdziać uśmiech na usta, doczepić nawet sztuczny i iść z nim i ciepłym głosem do mamci, bo nie wiem czy Ona mnie widzi, czy Ona mnie słyszy, czy Ona mnie rozumie, nie mam pojęcia ale czuje mnie tak myślę, czasami otworzy oczy to patrzy dziwnie, czasami przerażająco, czasami przez mgłę, ale ja muszę być spokojna, nawet jak moje wnętrze głośno wyje i całe dygocze. Tak jak pisze KARAMBA przejmujemy się drobiazgami a nikt z nas nie wie co może nas spotkać i co będzie jak przyjdzie prawdziwa, realna choroba, wtedy dopiero otwierają się oczy i co powiecie wtedy, cholera zmarnowałam/em tyle lat na liczeniu skurczy czy na nerwicę, zobaczycie jaką wtedy będziecie mieli wolę walki o siebie i swoje zdrowie, nikomu nie życzę choroby ani żadnego nieszczęścia, ale to przychodzi z niespodziewanie i wtedy dopiero można się użalać, płakać, martwić, choć też trzeba mieć nadzieję, siłę i wolę walki. PROPERTH nie można rozkminiać co się stało wczoraj, przedwczoraj, dlaczego mnie dopadło, ile trwało i czy się powtórzy bo to jest właśnie typowe nakręcanie. Stało się, miałem atak, ok, przeżyłem był a następnego dnia nie zastanawiam się nad tym dlaczego był i czy dziś też będzie, po cholerę, wtedy sam własnymi myślami możesz to wywołać bo się tego boisz. Staraj się tego nie pamiętać i żyj spokojnie kolejnym dniem i tym co dzień przynosi. Nie myśl co było, myśl co jest, to jest najlepsza metoda żeby nie wpaść w nerwicę, nie bądź analityczny, wszystko można rozkładać na czynniki pierwsze ale po co???. Wysłuchaj nas i przyjmij te nasze posty jako dobre rady Ciotek Klotek, bo według mojej oceny wpadasz w nerwicę, a to dopiero paskuda, poczytaj sobie niektóre posty na forum o nerwicy to zobaczysz jak się ludzie męczą, może to Ci otworzy oczy żebyś szybciej się otrząsnął i nie wsłuchiwał w siebie. Rzekła jedna z Ciotek Klotek, Dobra Rada.

Odnośnik do komentarza

Alicja jesteś wielka , że potrafisz z godnością takie posty pisać i dlatego ,że płaczesz w kącie ( wielcy też płaczą) , chcesz postawić choinkę aby Mama czuła atmosferę świat , coś wielkiego robisz , nie wszyscy tak potrafią Alicja naprawdę coś wielkiego czynisz bo mówić czy pisać peany jak nic się nie dzieje to takich jest więcej. Alicjo dobranoc i spokojnej nocki dla pozostałych również.

Odnośnik do komentarza
Gość Piotrek993

ALICJA- sama prawda co mówisz, przejmujemy sie skurczami a życie leci nam przed oczami...sam niedawno to zrozumiałem, nie licze skurczy i jakos lepiej jest, od razy jest ich mniej a jeśli nawet poczuje to sie nie przejmuje tylko staram sie myslec pozytywnie. To pomaga bo duzo siedzi w naszej głowie a tak jak piszesz nigdy nie wiemy kiedy i jesli wgl nas złapie poważna choroba

Odnośnik do komentarza

Oj ale mnie zawstydzacie a ja uważam to wszystko co robię za normę, czy to wokół mamci, czy pisząc jakie mam spojrzenie na dany temat, czy nawet jak pokrzyczę na kogoś to tylko w dobrej wierze i zawsze myślę, że każdy tak postępuje, w końcu nasi rodzice w życiu dali nam co mogli najlepszego to dzieci powinny pomóc kiedy Oni od nas potrzebują tej pomocy, prawda MARY10? a rady dla innych, każdy z nas ma swoje doświadczenie i pisząc tutaj chce pokazać jak sam sobie radzi, co mu pomaga, co szkodzi, jaka jest jego droga leczenia, też każdy robi to z własnego doświadczenia a czy ktoś to wykorzysta, posłucha nie musi stosować ale zastanowi się nad czyjąś radą, myślę że z serca płynącą. Nie piszecie, pewnie każdy ma kupę roboty przed świętami, to normalne, ja też zawsze biegałam, szykowałam, dekorowałam, teraz minimalizm we wszystkim, goście też ograniczeni, nie chcę szumu w domu, nie chcę zakłócać spokoju mamie, bo to wiadomo każdy z obowiązku, może ciekawości chciałby zobaczyć, odwiedzić mamę a nie wygląda ładnie w przeciwieństwie do kiedyś więc po co? Mamy znowu kryzys, przychodzi lekarz z hospicjum codziennie, boję się świąt jak cholera, boję się końca roku. Takie może to smutne co napisałam, ale okres obecny nastraja mnie jakąś melancholią, zadumą, wspomnieniami. Muszę powiedzieć, że serce jakoś moje spokojniej bije, chyba dlatego, że musiałam się wyciszyć, być oazą spokoju, pęd codzienny jest ale te same ścieżki po domu, te same czynności, codziennie dzień świstaka. No cóż moi drodzy i to by było na tyle moich smutków. Życzę Wam, aby Wasze święta były pełne miłości, radości, zdrowia i rodzinne, życzę aby każdy dzień był dla Was radością, bez trosk i zmartwień o zdrowie swoje i najbliższych. Wszystkiego dobrego Wam życzę Alicja.

Odnośnik do komentarza

Witajcie. od kilku dni moje skurcze sie nasiliły, nie mam nawet spokoju będąc w domu przez weekend. Normalnie są co chwile, w wiekszości pojedyncze ale sa i ciagami. Tak źle nie było chyba jeszcze nigdy. czy to mozliwe, że w pracy wypłukałam sobie magnez?? Normalnie nie daje juz rady. Jutro do pracy a ja umieram ze strachu przed kolejnym dniem w tym parszywym miejscu

Odnośnik do komentarza

ECH80 co Ci można doradzić??? Połykaj przez jakiś czas Aspargin, tanie to a dostarczy trochę magnezu i potasu, to może serce trochę się uspokoi. Do tej pory pisałaś, że jesteś z pracy zadowolona, koleżanki fajne, to co też się takiego stało, że atmosfera się popsuła a tym samym i Twoje nastawienie do pracy jak i Twoje nerwy? Może połykaj trochę jakieś ziołowe na uspokojenie ogólnodostępne w każdej aptece, bo Melisę to i tak pewnie popijasz? ECH80 nie można się napędzać jak coś złego się dzieje, są rzeczy od nas niezależne, na które nie mamy kompletnie żadnego wpływu i trzeba się z niektórymi faktami pogodzić, nawet wtedy gdy bardzo bolą, trzeba to sobie ułożyć w głowie, wytłumaczyć. Powiedz co da mi denerwowanie się, oczywiście, że stres mam ogromny, ale muszę go umieć opanować. Napędzają Cię takie sytuacje w większą nerwicę, rozumiem, ale w życiu mamy dobre i złe chwile i trzeba sobie umieć z nimi radzić, na niektóre sytuacje trzeba się przygotować bo one są nieuchronne, tak było jest i będzie, rodzimy się i kiedyś umieramy i zawsze na to jest nieodpowiednia pora ale czy mamy na to wpływ? żadnego. Mój spokój, moje opanowanie powoduje, że mama nie czuje niepokoju a to jest bardzo ważne. Myślisz, że ja się nie stresuję, czy nie boję, pisałam o tym post wyżej, ale jednocześnie godzę się na to co się stanie, nawet dziś lekarz z hospicjum powiedział do mnie, pani nie może się stresować, nie może się bać, bo pani stan wpływa na mamy stan, ona to może czuć, pani musi myśleć o dalszym życiu bo ono będzie trwać dalej, może to przykre słowa, może prawdziwe, może powiedział tak bo chciał, nie wiem, ale ja sobie też tak staram to wszystko tłumaczyć. Musisz ECH80 przyzwyczajać się do trudnych okresów w Twoim życiu bo one się kiedyś wydarzą u każdego i nie mogą powodować, że wpadniemy w jakieś świrowanie tylko musimy się nawet z tym bólem w sercu przyzwyczaić do dalszego życia. Może tym postem uspokoiłam trochę spojrzenie na życie???

Odnośnik do komentarza

Alicjo , nie będę oryginalna , spędzaj jak najwięcej chwil z Mamą ( moja zmarła 25 lat temu nagle) ale też i wiem ,ze kazda śmierć bliskiej osoby nawet jak się jest poprzez chorobę przygotowanym jest nagła. Czytałam w naszym lokalnym serwisie ( jestem z okolic trójmiasta) ,ze ludzie nagminnie w czasie świat oddaja swoich bliskich chorych do szpitala aby mogli je w spokoju przeżyć także norną to jest jak się nie ma problemu. Alicjo , nie umiem pisac górnolotnie , dużo, dużo sczęsliwości w spedzaniu czasu z Mamą i Twoimi najbliższymi w czasie Świąt Bożego Narodzenia. Jak mozesz to napisz słowko

Odnośnik do komentarza

Ale tutaj cisza jak makiem zasiał. Ale ja sobie popiszę, sama bo sama może kogoś zachęcę, przywołam??? Nie myślałam, że tyle osób to czyta, ale fajnie, może komuś coś pomoże, może ktoś zrozumie, że nie ma co użalać się nad jakimiś pojedynczymi puknięciami, bo życie trzeba doceniać i nie ma co się wsłuchiwać w swój organizm, co ma przyjść złego przyjdzie a jak nie to dożyjemy późnej starości w zdrowiu czy chorobie. Święta minęły, moje niespecjalnie, w drugi dzień świąt nie mogłam już patrzeć jak mama cierpi, do tego doszły nowe objawy i czas spędziliśmy w szpitalu, w którym jest do dzisiaj. Ale wiecie co mnie zezłościło. Może i mam mylne pojęcie o służbie zdrowia, może wymagam zbyt wiele, może jestem niedzisiejsza albo porąbana i chcę czegoś co jest nierealne. Może wyprowadzicie mnie z błedu i poczucia mojej złości. Wezwałam karetkę o godz. 16, przyjechali, zabrali do szpitala ja za nimi, ludzi to były tłumy na izbie przyjęć, zamiast świętować to chyba wszyscy szukali pomocy u lekarza, *tragedyja* jak przywozi pogotowie to i szybko została przyjęta przez lekarza, ale i tu zaczynają się schody. Daję całą dokumentację medyczną, wiadomo, że stan beznadziejny, słyszę od pielęgniarki, ludzie powinni mieć *termin przydatności do spożycia* przyjmuję z milczeniem, robią jej badania, nawet nie kładą na salę obserwacji tylko jesteśmy w tłumie ludzi i tak wozimy ją z pielęgniarzem na jedno badanie, na drugie w między czasie leży na korytarzu, no nic dajemy radę, jest pod opieką lekarzy, w szpitalu, zrobili po iluś godzinach badania i jest źle dajemy na oddział decyzja lekarza a ja się pytam a co z ręką wyje z bólu, ma cała siną, obolała i spuchniętą, nie zauważyliśmy na nowo badania i tak skończyli o 2 w nocy, cały czas na izbie, ona bez jedzenia, bez picia, bez kroplówek, leży jak trup nieboszczyk wszyscy patrzą, współczują, nikt się nie przejmuje, czekamy na przewóz karetki na oddział szpitalny ok. 3 nie wytrzymałam jak zrobilam zadymę to znalazła się w ciągu 5 minut karetka,czy trzeba krzykiem i agresją wymuszać *coś*??? na oddziale panie pielęgniarki nie zauważyły, że stoję więc powitały ekipę karetki z pytanie a wy co po nocach nam przeszkadzacie, no cholera od czwartej siedziałam, nie przeprosiły tylko zmierzyły mnie zabójczym wzrokiem, no nic przeprosiłam, że śmiałam. Wiecie opisałam tą moją przygodę ze strasznym niesmakiem i może przestrogą, żeby wymagać, walczyć o swoje. Nasuwa mi się pytanie, czy jeśli ktoś jest tak chory, widać, że jej stan był beznadziejny, patrząc na mamę wygląda jak trup nieboszczyk, to nie powinno się ominąć procedury badań na izbie przyjęć? czy nie powinno od razu kłaść taką osobę na oddział, włączyć antybiotyk, przeciwbólowe i robić badania, przecież ja mówiłam co się dzieje? Może mam niesłuszne pretensje ale wyprowadzono mnie całkowicie z równowagi, trzeba mieć zdrowie, żeby chorować. A ile było starszych osób, które leżały sobie na przyjęcie, jęczały ale rodziny obok nie było i tak przepychali ich na tych łóżkach z miejsca na miejsce, ponieważ to rozumiem to jednej kupiłam picie, innej podnosiłam zagłówek na łóżka, bądź opuszczałam, mówię Wam tylko nie chorować i z dala od szpitali. Niestety to wszystko spowodowało moje gorsze samopoczucie, niestety nie jestem w dobrej formie. Dzisiaj tak się marnie czułam, że nie dałam rady cały dzień siedzieć w szpitalu, działa już na mnie odpychająco, wręcz na wymioty mnie ciągnie o sercu to już nie ma co wspominać, skacze, potyka się, słabo mi się robi i bóle takie w klatce piersiowej i kręgosłup nawala, że szok. Wiem, że to są już nerwy, ale są momenty, że jak na to wszystko patrzę, przechodzę to nie jestem sobie w stanie niektórych rzeczy już wytłumaczyć i się uspokoić, Sytuacje niezależne ode mnie ale ta bezradność, znieczulica doprowadza mnie do stanu wyczerpania psychicznego. Mimo wszystko moi drodzy, ja wciąż żyję to dla tych którzy boją się potknięć serca, zobaczcie co ja przechodzę jak strasznie mi źle bije serce i nie padłam do tej pory to znaczy, że te Wasze serca też nie są słabe jak macie zdrowe ale potykające, trzeba w to uwierzyć to może i to ustąpi. Nerwy na pewno potęgują nierówną pracę serca, ja jestem na granicy wytrzymałości, po nocach prawie w ogóle nie sypiam, kładę się do łóżka ok. 2 w nocy, nad ranem przysypiam na trochę, ale zaraz trzeba wstać czy mama w domu czy nie. Wiem, że to wszystko odbija się na moim zdrowiu, wiem, że kiedyś to wszystko odchoruję bardzo ale co mam zrobić??? Ostatnio lekarz i pielęgniarka z Hospicjum powiedzieli mi, że mało jest takich osób, które aż tak poświęcają się dla osób chorych (chodzi o czystość, zadbanie, cała otoczkę) proponują mi hospicjum stacjonarne, że musze odpocząć, wręcz mi nakazują to, fakt wyglądam jak własny cień, sama to widzę. Nie wiem co mam zrobić, nawet wczoraj dzwonił lekarz hospicyjny i pytał czy załatwić miejsce a ja nie wiem, z jednej strony mówię sobie oni by Jej pomogli, kroplówki, jakies elektrolity, może odparzenia a ja co mogę, ale mam tak dużo dylematów, jakoś pierwszy raz w życiu nie umiem podjąć decyzji, może nawet nie powinnam się nad tym zastanawiać? ale widzę swoje straszne wyczerpanie, nie wychodzę w ogóle z domu, nie żyję innym życiem, czy powinnam brać taką możliwość pod uwagę? czy to jest humanitarne? czy może córka wobec matki tak postąpić? nie wiem, skrytykujcie mnie za takie rozwiązanie lub podpowiedzcie co byście zrobili??? Przepraszam za własne wynurzenia nie na temat, za zbyt długi post, ale chciałabym poznać opinię ludzi obcych, może osób które były w podobnej sytuacji, co zrobili? jest mi trudno, nie chcę narzekać, dam radę ale nie miałam nigdy takich doświadczeń o tym tylko słyszałam i jeszcze śmiałam skrytykować w myślach *jak można oddać kogoś najbliższego do hospicjum*, oburzało mnie to, że pewnie nie mają serca a teraz sama o tym myślę. Pomóżcie jeśli możecie co byście zrobili, przyjmę każdą krytykę z pokorą. Wyraźcie proszę swoją opinię.

Odnośnik do komentarza

Allicjo, pisałam o swojej mamie więc historię trzy po trzy znasz. Moje zdanie jest takie : ja za żadne skarby świata nie oddałabym mamy do hospicjum a wytłumaczenie mam jedno i bardzo dosadne...kiedy byliśmy malutcy nasze mamy poświęcały dla nas wszystko, podcierały nam tyłki, myły,opiekowały się nami, wychowywały...więc czymże jest tych parę chwil które teraz możesz poświęcić dla swojej mamy w porównaniu z tym co ona zrobiła dla Ciebie? to pytanie pozostawię bez odpowiedzi. Rozumiem oczywiście Twój trud, wiem jak Ci ciężko, przeszłam przez to wszystko parę lat temu i wiem jaką niemoc już czujesz, uwierz mi jednak, że zostanie to Tobie wynagrodzone...jak myślisz...czy mama nie jest w tej chwili z Ciebie dumna, że tak wspaniale Cię wychowała, że się nią zajmujesz teraz,gdy odchodzi?uwierz, że to co dla niej teraz robisz to dla niej największa nagroda! Odbije się to wsyzstko na Twoim zdrowiu, a jakże...ale matkę ma się tylko jedną. Za to wszystko co dla nas zrobiła warto poświęcić odrobinę ze swojego życia w obliczu jej śmierci. Co Ty zrobisz i tak będzie słuszne. Masz prawo nie dać już rady jednak ostateczną decyzję pozostawiam dla Twojego sumienia. Małgorzata

Odnośnik do komentarza

Nie byłam u swojej mamy przed jej śmiercią, rozmawiał z nią mój ojciec, to było w środę, a mama zmarła w sobotę. Powiedziała ojcu:* Pamiętaj pomagaj Małgosi, ja wiem jaki ty jesteś, ale masz jej pomóc, Siostra i brat sobie poradzą , pomóż Małgosi...* i jeszcze te słowa mamy powiedziane do mojej ciotki i zasłyszane przeze mnie: * Ja nie modlę się o zdrowie dla siebie, bo jak Bóg zechce to i tak mnie zabierze, ja tylko modlę się do Boga żeby pomógł moim dzieciom, bo nigdy nie przypuszczałam że kiedyś tak będą się mną opiekować, nigdy* No i masz :) poryczałam się :)

Odnośnik do komentarza

Allicjo, nie bój się. Wiem, że nie rozważasz opcji hospicjum z pobudek egoistycznych, ale z obawy, że sama nie zaopiekujesz się mamą tak, jak osoby do tego przygotowane. Jednak kroplówki i elektrolity w połączeniu z obcymi ludźmi wokół łóżka nie mają wyższości nad własnym łózkiem i rodziną, nawet gdyby ta druga opcja kosztowała odparzenia. Ty o tym wiesz, tylko strach i poczucie bezsilności podpowiada Ci inaczej. Nie bój się. Nie zrobisz mamie krzywdy. Jeśli nic już tak naprawdę nie może Jej pomóc, niech będzie Jej dany choć komfort Twojej bliskości i znane kąty. Wiem, każdemu łatwo mówić, a Ty opadasz z sił i miota Tobą niepewność. Kumen wspomniała o sumieniu. Sumienie odrzuca racjonalne przesłanki i nie wybacza, gdy postąpić przeciw niemu. Posłuchaj go więc, a kiedy ono powie Ci, że zrobiłaś już wszystko, wtedy ze spokojem ducha pozwolisz, by mamą zaopiekowało się hospicjum. Jesteś dobrym człowiekiem, chciałabym mieć choć połowę Twojego serca i poświęcenia. Mnie w tym szpitalu trafiłby szlag, ale nie z bezradności, a z nienawiści. Nienawidzę tępych, bezdusznych sku*wysynów. Tyle razy, ile byłam w szpitalach, miałam ledwie powstrzymaną ochotę wymalować komuś fangę w tępy pysk. Przepraszam, ponosi mnie. Z nienawiści, kiedy raz już się przekroczy jej płonące bramy, ciężko wyjść. To się chyba leczy kaftanem bezpieczeństwa, albo więzieniem. Allicjo, oby nowy rok przyniósł Ci lepsze czasy. Karamba.

Odnośnik do komentarza

Ja mam jednak odmienne zdanie niż Kumen ponieważ Alicja jest sama do opieki nad Mamą i w związku z tym jest w gotowości 24 h a to jest ponad ludzkie siły . Najbardziej kochającą córka , która ma za co dziękować Mamie nie jest w stanie temu podołać i fizycznie i psychicznie jeżeli choroba jest długoterminowa . Hospicjum wcale nie jest umieralnią , tam pracują bardzo wrażliwi ludzie z wolontariuszami na czele . W hospicjum mają przerwy w pracy czy opieki nad chorymi a Alicja co nie ma ani minuty wytchnienia w ciągu doby . Najbardziej twardy organizm kiedyś padnie a tu jeszcze dochodzą emocje bo to przecież Mama .Mama Alicji jak ją kocha to zapewne martwi się podświadomie o nią i na pewno wcale aż takiego poświęcenia od Niej nie wymaga właśnie w imię miłości do Niej . Jeżeli by tak było to byłby straszny egoizm Mamy do dziecka. Alicjo , jak masz życzliwych ludzi w hospicjum ,którzy chcą Ci pomóc to skorzystaj z niej . Tam przecież można przebywać tak długo jak się chce i nawet pomóc w opiece ale w domu to masz chociaż chwilę wytchnienia a może i snu . Alicjo jestem całym sercem z Tobą.

Odnośnik do komentarza

Karamba , ja nie mam nic wspólnego ze służbą zdrowia czyli to nie mój zawód ale staram się tych ludzi zrozumieć . Nie można wszystkich wkładać do jednego worka a może ja miałam i moi najbliżsi szczęście trafiać na dobrych ludzi , którzy wykonywali zawód taki jaki sobie wybrali . Chory człowiek nigdy nie jest obiektywny w ocenie pracy personelu medycznego i tak jak w każdy zawodzie są lepsi i gorsi ja trafiałam na tych lepszych i dlatego w życiu trzeba mieć szczęście w każdej dziedzinie a w chorobie szczególnie.

Odnośnik do komentarza
Gość Blondynka

Alicjio, Hospicjum to jednak ostatecznie umieralnia. Jeśli dotąd sobie radziłaś to dasz radę jeszcze trochę. Jeśli liczysz się z odejściem mamy w każdej chwili to pewnie już niewiele można dla niej zrobić i nie potrwa to zbyt długo.Czy trwając przy niej do tej pory chciałbyś aby na ostatnim zakręcie była wśród obcych ludzi? Sama opisujesz jak to było na izbie przyjęć-znieczulica, a w hospicjum to tylko pozory, że jest inaczej, lepiej. Tam są jeszcze bardziej odporni na cierpienie i śmierć, bo obcują z tym na co i nie mogą nad każdym pacjentem się rozczulać. Nie ma pewności, że gdy oddasz mamę to odzyskasz spokój, wręcz przeciwnie, będziesz się nadal denerwować jak tam się z nią obchodzą, bo na pewno nie zrobią nic lepiej niż kochająca córka.Moją opinię opieram na własnym doświadczeniu dlatego życzę Ci dużo sił abyś mogła wypełnić swoją misję i w przyszłości nie wyrzucać sobie, że coś nie tak zrobiłaś.

Odnośnik do komentarza

Jestem, trochę się podkurowałam tabletkami i musiałam jeszcze podjechać do szpitala, jest lepiej, podejrzewali sepsę ale nie na szczęście. Odpisałyście mi, bardzo dziękuję za Wasze słowa, MAŁGOSIU przepraszam za wywołane w Tobie wspomnienia, sama też mam łzy w oczach, co napisałaś. Wszystko co piszecie to prawda i Małgosia o sumieniu, zabija mnie, co mam robić i MARY10, że tak jestem sama w opiece 24/24 i padam. Dziewczyny to już nie chodzi o moje zmęczenie fizyczne tylko to co napisała KARAMBA a jednocześnie lekarz mi powiedział niech pani da Jej spokojnie odejść, doszło do mnie, że ja Ją ratuję na siłę, nie pozwalam Jej odejść, coś się dzieje a ja od razu telefon do hospicjum co mam robić, jak ratować, albo są oni albo wzywamy pogotowie. I na prawdę mogę padać, nie spać, mogę myć jak to Kumen mówi podcierać tyłek, wszystko, nie mam oporów, latać mogę sto razy żeby każda łyżka jedzenia była ciepła, dam radę. Tylko to, że ja ją ratuję na siłe, jak lekarz powiedział, bo myślę sobie, że w hospicjum są fachowcy, że ja ją dotykam a ona zwija się z bólu, może ją to boli, ja ją karmię a ona nie przełyka, ja daję pić a ona się dusi, a tam są specjaliści dadzą kroplówkę, dadzą antybiotyk, elektrolity i ja widzę jak ona w szpitalu po dostaniu takiej kroplówy od razu jest inna, oczywiście dalej nie mówi, dalej patrzy jak przez mgłę ale mam wrażenie, że mnie widzi, poznaje. I sobie tak myślę, oni tam ją uratują jak się coś będzie działo, oni wiedzą jak Jej pomóc a ja nic nie wiem, niewiele umiem, głupio myślę z jednej strony mówię niech się to skończy bo i Ona i ja się wykańczamy a z drugiej jak coś się dzieje ratuje jak wariatka, zaprzeczenie??? Ja mam sumienie i dlatego nie wiem co o tym myśleć, nie wiem jak postąpić. Zawsze krytykowałam ludzi, że to robią a teraz sama gubię się jak cholera. W domu jestem bezradna, już wystraszona, człowiek z chorobą zostaje sam, jest pomoc bardzo duża z hospicjum, nie mogę narzekać i jestem im bardzo wdzięczna ale są momenty, że ich nie ma, są momenty, że nie wiem co robić, są momenty, że się boję. Nigdy już nie skrytykuje nikogo za to, że odda kogoś do hospicjum jak i sama nie wiem co mam zrobić. Wasze odpowiedzi, każda jest prawdziwa i każdą można przyjąć za właściwą a ja dalej nie wiem. Czego ja nie jestem bardziej twarda, zawsze byłam konkretna, zdecydowana, wiedziałam co robić jak robić nawet jak się sparzyłam to potrafiłam znaleźć rozwiązanie a teraz doopa nic nie wiem. Pewnie, że chcę ją w domu, chcę żeby czuła, że ja to ja choć i tak mam wątpliwość czy mnie poznaje a z drugiej strony boję się, że przysnę, nie usłyszę, nie pomogę w odpowiednim momencie. I bądź tu człowieku mądry. Ja chcę najlepszego rozwiązania nie dla siebie i tak wiem, że ja to odchoruje i to normalne, każdy odchorowuje traumy ja chcę najlepszego rozwiązania dla MAMY. Mam mętlik straszny.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×