Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Jak sobie radzić przy dodatkowych skurczach?


Gość ech80

Rekomendowane odpowiedzi

Ale się rozpisaliście! POZBAWIONA, mnie też już trochę męczyło Twoje ciągłe narzekanie i pretensje do losu, ale jestem w stanie zrozumieć to co napisałaś. Też czasem w najtrudniejszych momentach *zżerała mnie zazdrość*, że inni mogą swobodnie wychodzić z domu, podróżować, cieszyć się życiem, a ja jestem zamknięta w czterech ścianach i nie jestem w stanie znaleźć ukojenia ani siły żeby przeciwstawić się lękom. Potem zrozumiałam jednak, że to czy będziemy cieszyć się życiem czy nie zależy przede wszystkim od naszej woli, a nie samopoczucia czy ilości problemów. I choć cały czas czuję jeszcze obniżony nastrój to zaciskam zęby i robię coraz więcej rzeczy na przekór lękom i dolegliwościom. ALLICJA, masz rację jeśli chodzi o badania krwi - są one często niemiarodajne, bo organizm dążąc cały czas do homeostazy i przetrwania pilnuje tego, żeby w krwi nie było niedoborów, natomiast mogą pojawić się one w innych komórkach i mitochondriach. Niedobory w krwi świadczą najczęściej o zaawansowanym etapie problemu, ale zazwyczaj jest tak, że wyniki są super, a jednak organizm nie funkcjonuje tak jak trzeba. Nie pamiętam czy tu o tym już pisałam, ale osobiście bardzo sobie chwalę analizę pierwiastkową włosa - daje dużo więcej informacji o stanie i funkcjonowaniu organizmu. SYLKA2015, przypomniało mi się, że jest taki moment w którym odczuwam ból. Normalnie przy skurczach w ciągu dnia tego nie odczuwam, ale kojarzę takie sytuacje w nocy, gdy wybudzam się z uczuciem zamarcia serca lub czegoś takiego, natychmiast siadam na łóżku i wtedy czuję jak serce mocno waląc powraca do rytmu. I właśnie wtedy przez kilkanaście sekund czuję nieprzyjemny ból w klatce piersiowej. ANNAM1982, qrcze powinnaś się cieszyć własnym mieszkankiem, swobodą itp. a tymczasem dolegliwości potrafią Ci to wszystko uprzykrzyć eszzz. Doskonale to rozumiem, bo sama też mam dużo gorsze noce, np. gdy partner gdzieś wyjeżdża i to pomimo faktu, że dzieci w sumie zawsze są ze mną w domu. Na pocieszenie powiem Ci, że to jednak świadczy praktycznie w 100% o nerwicowym podłożu naszych dolegliwości - te nocne tachykardie to nic innego jak ataki lęku, które z pewnościa się uspokoją gdy poziom lęku w końcu opadnie (również tego nieświadomego). Nie zostaje Ci nic innego jak to przetrwać i przezwyciężyć - zrobiłaś ogromny krok naprzód, bo ja nawet nie wyobrażam sobie mieszkania w pojedynkę i już teraz czasem zastanawiam się jak to będzie gdy moje dzieci założą własne rodziny. A dla Ciebie dobrym rozwiązaniem może się okazać bliższe poznanie sąsiadów - jeśli będziesz mieć świadomość, że wokół są przyjaźni ludzie to część lęków na pewno przegonisz:)

Odnośnik do komentarza
Gość POZBAWIONARADOSCI

SAKREBLE Dzięki za ten Twój post, trochę dał mi do myślenia. Troszeczkę mi nawet ulżyło. Choć znając mnie to pewnie teraz będę się obwiniać o to, że tak się wszystkim przejmuje i że jestem taka nerwowa i że jakbym taka nie była, to może bym tego nie miała, tyle że to już niezależne ode mnie, bo ja mam taki charakter od dziecka. Przyjmując, że to nie od zastawki można powiedzieć, że emocje byłyby wtedy u mnie bardzo prawdopodobne, bo w tamtym okresie sporo tych emocji dowaliłam, bo nowa szkoła, nowe środowisko itd. zresztą ja się nie umiem nie stresować, bo tę nerwicę miałam od dziecka, nawet jak byłam zdrowa, zdrowsza to zamiast się wyluzować, to ja albo myślałam o jakichś chorobach albo wybiegałam w przyszłość, albo ciągle miałam poczucie, że nie jest tak, jakbym chciała, żeby było. W sumie całe życie czułam się niezdrowa, bo ciągle coś, teraz wiem, że tamte dolegliwości mogły być spowodowane nerwicą. Dzisiaj mnie bardzo męczy to serducho, coś tam swędzi na migdale, ale nie jest podrażnione od refluksu, więc ta teoria tutaj się jakby nie sprawdziła, a to niezbyt fajnie, bo wcześniej miałam ten komfort, że więcej skurczy było tylko przy podrażnionym gardle, więc trzymałam dietę i było w miarę, a teraz nie wiem od czego, a były praktycznie co chwilę. Mimo tych skurczy nie miałam wcześniej takiej jakby jawnej depresji, która byłaby naocznie dostrzegalna przez domowników, a teraz niestety przez coś takiego przechodzę, bo już od tygodnia siedzę w domu w piżamie, płaczę i nic innego nie robię oprócz siedzenia na kompie w celu zajęcia czymś myśli. Sama nie wiem, ale im bardziej w ciągu tego tygodnia wpadałam w taką depresję, tym więcej skurczy się pojawiało. Kiedyś nie wiedziałam czym jest jako taka depresja, a teraz, przez te kilka dni, chyba poznałam jak się czują osoby, które ją mają. Gdybym miała komuś podać definicję depresji, to powiedziałabym, że jest to stan, w którym człowiek jest więźniem swoich pesymistycznych myśli, spowodowanych jakąś sytuacją bez wyjścia i najgorsze jest to, że przed tymi myślami nie można nigdzie uciec. Bo nagle po tylu urojonych albo lżejszych chorobach i zwykłych załamkach pojawia się coś czego być może nigdy się nie wyleczy, ta myśl przewierca mózg, człowiek myśli sobie: Już nie będziesz miała normalnego życia, wszystko stracone, bo masz takiego pecha. Tak jak mówię, najbardziej właśnie boli, to, że przed tymi myślami nie można uciec i teraz już zrozumiałam dlaczego u takich ludzi z wieloletnią depresją pojawiają się myśli samobójcze, oni prawdopodobnie chcą się od tych wywołujących ból myśli wyzwolić. Poszło mi tak *na łeb* po tym usg serca, a właściwie po przeczytaniu o tym. Nie cieszy mnie kompletnie nic, czuję psychiczny i nawet fizyczny ból, bo może nigdy się tego nie wyleczy. Czuję się przegrana, niezdolna do życia normalnego, do funkcjonowania, codzienne życie się toczy wokół mnie, a ja w tym nie uczestniczę. Gdybym miała do czegoś to porównać, to powiedziałabym, że czuję się jak ryba wyciągnięta z wody i łomocząca na brzegu rzeki, ale już nawet nie będę tego rozwijała, bo to powoduje ból. Sama się strasznie umęczyłam będąc w takim stanie i chcę jakoś z tego wyjść, mam nadzieję, że przymusowy powrót do obowiązków mi w tym pomoże. Bliscy to widzą, siedzą ze mną, bo widzą co się dzieje, martwią się o mnie, a ja nic im nie mogę z siebie dać.

Odnośnik do komentarza
Gość POZBAWIONARADOSCI

Mój poprzedni post, to niestety kolejny wpis *pozbawiony radości*, ale wertując forum znalazłam jeden ze starszych wpisów ALLICJI, który nieźle mnie rozbawił, za co dziękuję :D Mimo tego wszystkiego zdołałam się szczerze roześmiać :) Wklejam : *Zresztą podejście lekarzy w szpitalu: przywożą kogoś z chorym sercem to na prawdę lekarze latają, dają masy leków, zastrzyki, coś leci z jakiejś pompy (chyba leki podawane na zasadzie kroplówek) a nam jak przyjeżdżamy co dają? kroplówka z magnezu, może jakiś bloker, choć też nie zawsze, zastrzyk w doopę i do domu, to czy to do Was nie przemawia, że nie może to być nic aż tak bardzo GROŻNEGO, bo do mnie tak i to mnie jakoś mobilizuje do spokojniejszego podejścia do mojej przypadłości.* Chyba tez zastrzyk w *doopę* tak mnie rozbawił :)

Odnośnik do komentarza

Anisahhh: Jeszcze gdzies tam tli sie nadzieja, ze to nie chore serce, tylko lek, ale ile mozna,. Troche pociesza mnie fakt, ze mam 2 min drogi na SOR i 2 w druga strone do rodzicow, ze moge do nich zadzwonic w nocy, ale co z tego. Jeszcze jak mieszkałam z nimi i zaczynała mi sie nocna jazda, to zawsze kogos budziłam na wypadek, gdyby padła. A teraz co, znajda mnie rano i juz nic nie pomoga. Acha, szkoda gadac

Odnośnik do komentarza

@Kraqs Już 44??? alez te ostatnie 20 piorunująco zleciało ehhh :( Nie, tych holterow już miałem z 15 w tym takie po 7 dni. Miałem na nich także częstoskurcze wylapane. Z 3 odprowadzeniowego ciężko jak widać odroznic częstoskurcz przedsionkowy od migotania tychże. Takie jazdy jak na tym holterze mam w ekstremalnych warunkach czyli jak w tym przypadku po sylwestrze gdzie było dużo tancow i morze alkoholu. Nigdy ich nie wylapalem, ale były. Teraz postanowiłem zalozyc holtera na 48 na sylwka i wyszlo szydlo z worka. Zarejestrowalm najgorsza w swoim zyciu arytmie. Wciąż jeszcze wieczorami nie mogę lezec bo skurcz za skurczem. Dwa lata temu dokladnie tak samo po sylwku trzyamlo mnie miesiąc. To jest bardzo dziwne jak długo może się serce regenerować?

Odnośnik do komentarza

POZBAWIONA.............. dlaczego nie chcesz zrozumieć ,ze niedomykalność 1 stopnie to jest w zasadzie w ramach fizjologii zdrowego serca a nie patologii i nawet nie każdy aparat to uchwyci. Przecież kiedyś sama napisałaś ,że pani kardiolog to nawet nie chciało się opisywać bo dla Niej to nie miało żadnego znaczenia . Dlaczego nie chcesz w to uwierzyć tylko katujesz się takimi myślami ,które nie są w żaden sposób racjonalne i które wpędzają Ciebie w depresję. Jak ja bym była Twoją Mamą to bym poszła z Tobą do kardiologa i posłuchała razem z Tobą co tenże lekarz mówi , spokojnie i z rozwagą co powie czy jest się czym martwić czy nie. Ja bym nie mogła znieść cierpienia córki i patrzeć jak się pogłębia w depresji bo ją masz na bank. I jeszcze jedno zapisałam Cię na dobrą terapię nawet prywatnie , sama sobie nie poradzisz a po Twoich postach jak je czytam jest coraz gorzej z Tobą.

Odnośnik do komentarza

No dokładnie. To jest doszukiwanie się problemów-chorób, co tylko pogarsza kondycje fizyczną i psychiczną. O tej niedomykalności też już pisałem. A powinno być w drugą stronę. Jak ja przy swojej nerwicy ciągle bym myslał, że się źle czuje i coś się stanie, to pewnie by się stało. A sami dobrze wiecie jak łatwo się nakręcić, mogąc się doprowadzić do fatalnego stanu. Ja osobiście chodzę na terapię do psychologa i jest ok. Nie robiąc nic ze swoim problemem samemu ciężko sobie poradzić, niestety.

Odnośnik do komentarza

OMEGA1 no paskudny masz ten holter, dużo różnych rodzai arytmii. Tylko pytanie, czy masz tak cały rok czy tylko po akcjach typu *szaleństwa*?, czy arytmia jest wynikiem przemęczenia, wyeksploatowania serca czy ma dodatkową drogę przewodzenia? Na pewno na holterze dla fachowca jest widoczne czy to wszystko tłucze z jednego miejsca czy jest idiopatyczne. Ja wiem, że Ty, Wy, Oni chcemy się tego pozbyć ale ablacja to jakiś zabieg na sercu (nie namawiam/nie odradzam) czy robić to jak serce tylko epizodycznie tłucze? na pewno porozmawiasz sobie o tym z lekarzem i myślę, że z takim holterem podejdzie do Ciebie poważnie, czekamy na relacje. POZBAWIONARADOŚCI gdyby nasz mózg miał ręce, nogi, oczy to pewnie by działał bez naszego udziału ale z tego co mi wiadomo nie ma więc zawiadujemy nim my sami i jakie myśli, działania wkładamy do tych mózgowych zwojów tak działamy w naszym życiu.

Odnośnik do komentarza

@Allicja, tylko po akcjach z alkoholem i wysiłkiem. To była najgorsza arytmia jaka w zyciu miałem, dodatkowo udało się ja zarejestrować. Pewne jej kawałki wystepuja częściej, ale to częstoskurcze skladajace się z kilkunastu pobudzen tak raz na kilka tygodni. O dodatkowych nie ma co wspominać. To nie jest takie proste odroznic częstoskurcz nadkomorowy z szybkimi i długimi zespołami QRS bo to jest holter 3 odprowadzeniowy a nie 12 Cytat *W porównaniu z migotaniem przedsionków, częstoskurcz przedsionkowy charakteryzuje się mniejszą częstotliwością potencjałów przedsionkowych oraz najczęściej stałym blokiem przewodzenia ich do komór. Tak więc, w przeciwieństwie do migotania przedsionków, w przypadku częstoskurczu przedsionkowego czynność serca jest bardzo często miarowa. A u mnie ona jest miarowa w odczuciu a w opisie mam AF* Dzis wreszcie bez skurczu nawet jak teraz lezalem na wznak. Noc już 2 przespana, może już będę z tego g... wychodzil. W poniedziałek kardiolog i na pewno zmienie lek. Może na Nebivolol Ktos z Was zazywal? ps. ablacja to nie jest cos co się poleca lub nie :) Albo sa wskazania medyczne albo ich nie ma. Jeżeli sa, to można dopiero rozwazac za czy przeciw, polecać ect

Odnośnik do komentarza
Gość POZBAWIONARADOSCI

MERY10 Na początku uwierzyłam w słowa kardiologa, ale potem ginekolog zburzył mi tę wizję, poczytałam forum, a tam dużo ludzi pisało, że się pogłębiło, że teraz to już operacja, a Ci z dodatkowymi pisali, że później jest więcej tego, że później to już migotanie przedsionków i inne rzeczy, no i dostałam od tego szajby, bo tydzień wcześniej, zanim jeszcze poczytałam forum, jednego dnia pojawił się u mnie puls 120 i bardzo dużo dodatkowych skurczy, serce tak waliło, a ja od razu pomyślałam, że mam migotanie jakieś i już wtedy miałam schizę. Jeszcze to sobie wtedy tłumaczyłam tak, że nie wzięłam rano betablokera, tylko węgiel na żołądek, a na jednej stronie pisało, że węgiel jest polecany osobom, które mają niski puls i niskie ciśnienie, więc tłumaczyłam sobie, że może od tego i że stresujący dzień, bo drugie zajęcia w nowej grupie aczkolwiek wypiłam przed wyjściem melisę, więc próbowałam to sobie jakoś tłumaczyć, a z drugiej strony sama w to nie wierzyłam, bo pomyślałam, że nie mogłam się denerwować skoro wypiłam kilka melis. Może łatwiej by mi było, gdyby znalazł się ktoś w podobnej sytuacji, kto dożył jakiegoś tam wieku z tym. Mama właśnie chce iść razem ze mną do kardiologa. Sama to zaproponowała, bo sobie ze mną już nie radzi, bo zachowuję się jakbym już nie istniała dla nikogo ani świat dla mnie. Nie widzę po prostu żadnego wyjścia z tej sytuacji, nie ma to jak osobie nerwowej, mającej nerwicę od dziecka, dać jeszcze problemy z sercem, no to już jest dla mnie za dużo i ja nie umiem sobie z tym poradzić, dawniej miałam ciągły lęk o przyszłość, a teraz doszedł lęk o zdrowie, jak osoba nerwicowa może żyć w takim ciągłym strachu? No i ciągle nie rozumiem tego, dlaczego u mnie to wystąpiło, ok niby osoby przewrażliwione odczuwają więcej, no ale nie rozumiem dlaczego u jednych wrażliwców takie coś jest, a u innych nie i jakoś nie mogę pojąć, że to tylko od nerwów może być albo z niczego, nie wiem ja zawsze muszę mieć podaną jakąś przyczynę, bo nie rozumiem jak coś takiego może się pojawić, tym bardziej jak to nie jest genetyczne, elektryka nie jest zaburzona, nie ma drugiej ścieżki przewodzenia, a przynajmniej kardiolog mi o tym nie mówił, nawet mi magnezu w tabletkach nie kazał brać, a betabloker mi przepisał tylko na wysoki puls, a jak mu powiedziałam co z tym wysokim pulsem robić, to powiedział, żebym może zaczęła ćwiczyć. Wtedy po wizycie poczułam się dobrze, ale i tak z tyłu głowy miałam wciąż to, że trzeba to usg sprawdzać co jakiś czas, potem poczytałam forum i się załamałam, bo ta ciągła niepewność mnie wykańcza i ten strach o to, że będzie gorzej niż jest i że tego się może nie dać wyleczyć. Byłam już raz u psychologa, ale psycholog powiedziała, że nie jestem gotowa na terapię, poza tym nie dogadywałam się z nią dobrze i ona nie miała na mnie pomysłu, co sama przyznała, nie pracowała też konkretną metodą i powiedziała, że ona nie uczy pozytywnego myślenia, tylko analizuje relacje z poszczególnymi osobami. Muszę się wybrać do innego, bo przecież jeszcze gorzej mi *szajba* odbije i będę żyć jak pogrzebana żywcem, co teraz ma miejsce.

Odnośnik do komentarza
Gość POZBAWIONARADOSCI

Wiadomo, że nikt z nas nie będzie żył wiecznie, ale nikt też nie chce myśleć o tym w wieku dwudziestu kilku lat, bo to jest jak piekło. Te myśli wtedy strasznie bolą i sprawiają, że nie można cieszyć się teraźniejszością nawet, a jak się nie można cieszyć tym co jest teraz, to takie życie robi się nie do zniesienia. Ciągle jest tylko: Będę żył, nie będę żył i tak w kółko, a do tego to poczucie niesprawiedliwości, że można nie mieć szansy przeżycia tyle ile inni. Do tego dochodzą jeszcze myśli w stylu: Nie dość, że możesz nie dożyć tyle co inni, to jeszcze teraz nie możesz żyć pełnią życia i jak inni, no i wtedy pojawia się poważne załamanie. Człowiek rozgląda się wkoło i widzi znajomych czy ludzi w tv, którzy np, ćwiczą by ukształtować swoją sylwetkę i wtedy sobie myślę: Kurcze nawet ludzie, którzy ważą 100 kilo mogą ćwiczyć normalnie i ukształtować swoja sylwetkę, tylko ty nie możesz swobodnie iść i ćwiczyć i ciągle ten strach, że niezależnie od nas coś się może pogorszyć z tym. Sami widzicie, że mając tego typu myśli w głowie nie da się normalnie funkcjonować.

Odnośnik do komentarza

Kiepska noc za mną, może dzień będzie lepszy? po domu nie ma co się tłuc, przecież nie będę odkurzać skoro świt? zostaje komputer odpalić. OMEGA1 no przecież, że ablacja to nie *widzi mi się*. To tylko decyzja lekarza i wskazania ku temu. Choć czytając forum to czasami mam wrażenie, że co niektóre osoby podchodzą do ablacji z lekkością i przy parunastu skurczach wybłagaliby lekarza żeby im to zrobił bo psychicznie siadają. Może źle odbieram, niech tak zostanie. Jednak lepiej robić zawsze *12* więcej info. można wyciągnąć. Jesteś pod opieką lekarza, dacie radę wyciągnąć wspólnymi siłami wnioski. POZBAWIONARADOŚCI jak będziesz siedzieć i zadręczać się myślami ile pożyjesz i w jakim stanie to wybacz ale nie wróżę niczego dobrego. Po pierwsze nikt nie odpowie Ci na pytanie ile jeszcze, po drugie, można być chorym i trochę pociągnąć a nawet trochę dłużej przy odpowiednim leczeniu i nastawieniu do życia. Można być zdrowym i spadnie cegłówka na łeb, najedzie pijany kierowca czy wariat na ulicy z siekierą wyleci na Ciebie bo ma akurat zły dzień i pierdut nie ma zdrowego człowieka. Po co o tym myśleć, na to, to niewielki mamy wpływ. Natomiast w jakim stanie przeżyjesz swoje życie zależy w dużej mierze od Ciebie. Można się pogrzebać za życia, Ty to robisz a można korzystać z tego życia i wyciskać niczym cytrynę i my tu w większości z takimi samymi jak Ty kłopotami sercowymi, ba może nawet gorszymi to właśnie robimy. Weekendujcie sobie moi mili, ja mam gorszy okres obecnie ale nic to, dźwignę się jak zawsze. Do następnego poklikania.

Odnośnik do komentarza

POZBAWIONA......... jak mógł Ci zburzyć wiedzę kardiologiczną na temat Twojego stanu zdrowia zdrowia ginekolog . Nie rozumiem tego . Po to są specjalizacje medyczne aby z sercem chodzić do kardiologa i jemu trzeba wierzyć a nie ginekologowi z całym szacunkiem dla ginekologa. I znowu zadaje pytanie co Ty POZBAWIONA........czytasz na forum . Gdzie jest napisane na forum , ze 1 stopień niedomykalności pogłębił się i trzeba było przeprowadzić operację i to u wielu osób. Bardzo bym to chciała przeczytać . Alicja , ja dzisiaj też coś zle spałam co mi się bardzo rzadko zdarza , w nocy budziłam się i serce jakoś mi dziwnie bilo ( inaczej niż zwykle).

Odnośnik do komentarza

OMEGA1, wziąłeś się na sposób i złapałeś to co chciałeś, a nawet więcej. Można powiedzieć, że to duży sukces, bo pewnie większość z nas łapie na holterach tylko część objawów i zamartwia się tym, że występują jeszcze inne, nie zdiagnozowane. Ale z drugiej strony znasz zależność, więc według mnie powinienieś się skoncentrować na wzmocnieniu serca i unikaniu szaleństw, które je zbyt obciążają. Myślę, że masz do czynienia przede wszystkim z nadwrażliwością serca (tak jak większość z nas) i tylko przyczyny tego stanu mogą być mniej lub bardziej złożone. Czy alkohol jest Ci potrzebny do szczęścia? A nadmierny wysiłek? To co przynosi jakąkolwiek szkodę Twojemu organizmowi powinno (przynajmniej chwilowo) zostać odstawione. Ja generalnie nie piję alkoholu, kawy czy herbaty od lat żeby unikać nasilenia objawów. Nie jest to trudne, bo liczy się efekt końcowy. Zazwyczaj wystarczy coś odstawić na jakiś czas (żeby konkretny układ się zregenerował), a potem można śmiało próbować powrócić do wcześniejszych nawyków i obserwować reakcję. Każdy z nas jest inny, więc wcale nie musimy na siłę dostosowywać się do reszty.

Odnośnik do komentarza
Gość POZBAWIONARADOSCI

Dzisiaj psychicznie czuję się lepiej, muszę wrócić do obowiązków, więc uwaga trochę odciąga się od serca, chociaż mnie też jakoś dziwnie bije czasami. Czuję dzisiaj ucisk w klatce piersiowej i czasami jest tak, że przez moment to serce szarpie się jakby było na zbyt krótki łańcuchu albo jakby było wypychane na siłę, kiedy sprawdzam puls to bije jakoś tak mocno i chyba przyspiesza, a w klatce czuję jakby się przewracało, dotykając do klatki. Nie wiem co to jest, muszę założyć holter, ale nie wiem nawet czy chcę to wiedzieć, jeśli się czegoś nie da wyleczyć, to chyba lepiej nie wiedzieć nawet o tym.

Odnośnik do komentarza

Witajcie ja na razie nieźle chociaż podczas igraszek zakuło mnie serce i dostałem chyba skurcze ale gdybym się nie skupił to bym raczej ich nie odczuł. Serce dostało takiego jakiegoś lekkiego przyśpieszenia. Wczoraj dostałem małego ataku paniki nie wiem czy tak od siebie , czy od picia kakao surowego, ponieważ ma kofeinę i jeszcze inną substancję pobudzając. Napiszcie mi czy jak ma się atak paniki to ciśnienie może wzrosnąć , mierzyłem w spoczynku i miałem 150 na 100. Zazwyczaj mam niskie lub normalne.

Odnośnik do komentarza

@Anisahhh, to nie jest tak, ze pije alkohol na umor czy tez forsuje nadmiernie serce. Oczywiście, ze nie  Dbam o to serce i nauczyłem się jak stosować slowo NAMIASTKA. Namiastka jest moje picie bo pije piwo lub dwa tylko przy sobocie a wodke raz lub dwa w roku. Namiastka jest sport bo na narty jezdze do Rąblowa a nie do znanych osrodkow w Austrii czy Wloszech. Namiastka jest sex bo zamiast za przeproszeniem godzinnego stosunku z kobieta do bolu trwa to 10 minut. Namiastka jest moje kibicowanie, ponieważ nie czuje się już na silach wykrzykiwać i skakać w dużych klubach przez 90 minut wiec kibicuje malej lokalnej druzynie. Zapytalabys czy NAMAISTKA daje mi spełnienie? Odpowiem, prawie w 100% tak. Napisze więcej, polecam namiastki wszystkim, którzy maja ambicje jakich nie mogą spelnic jak np. pozbawionaradsci. Ze mnie tez jest fighter i w zyciu raczej wyprzedzam niż mnie wyprzedzają i szczerze radze innym szukac takich małych szczytow (namiastek) mount everestu. Z doświadczenia mowie, sprawdza się. Ps. U mnie weekend bardzo dobrze, dziś może 3 dodatkowe skurczaki. Jutro po wizycie u lekarza odezwe sie

Odnośnik do komentarza

U mnie licho, lichutko, lichuteńko, paskudna noc z przed paru dni zapowiedziała arytmię całodobową i kilkudniową *wpadłam w cug skurczowy* czyli w każdej minucie parę, dzień i noc, nienawidzę tego, zadyszana chodzę, czeka mnie parodniówka jak nic wrrrrrrrr. Wczoraj to już miałam ochotę w nocy na SOR ale wywlec się z ciepłego łóżka w nocy nie za bardzo mi się chciało, dwa jak pomyślałam, że resztę nocy miałabym spędzić pod życiodajnymi kroplówkami a rano mnie wykopią to też mi się nie uśmiechało tak spędzać weekendu a trzy pomyślałam o koledze OMEGA1, że ostatnio cierpiał nie lepiej niż ja i przeżył to ja też przeżyję i nie wylezę z tego ciepłego wyrka. Leku znowu nie mogę bo ciśnienie agonalne a puls niewielki więc męczę się kolejny dzień i jestem zła jak burza gradowa. Jakbyśmy mieli wszyscy podejście takie, że szkoda cokolwiek robić bo się rozchoruję, padnę (kiedyś tam), że nie mam siły, ochoty bo tam mnie boli, tam tłucze serce, tu niedomagam, nie chce mi się, nie ma sensu itp. to życie byłoby przechlapane. Wszystko dla ludzi tylko wszystko w granicach rozsądku, może być namiastka jak pisze OMEGA1, może być z umiarem, rozsądkiem, oszczędnie, jak kto woli ale trzeba żyć. Ten zupełnie zdrowy jak będzie żył na pełnych obrotach, bez ograniczeń to z czasem też dołączy do grona nieszczęśników. Wszystko dla ludzi i kawa i alkohol i wysiłek, imprezy, wyjazdy i co tam sobie zamarzymy tylko trzeba wiedzieć na ile może każdy z nas sobie pozwolić i to też może dać radość jak ktoś potrafi się bawić tym co robi i co używa czy też nie używa. Kolejna ciężka noc przede mną ach........, że sobie ciężko powzdycham na tę okoliczność.

Odnośnik do komentarza

Takie ciśnienie o którym piszesz tj 150/100 przy ataku paniki to nic specjalnego. Moim zdaniem normalna sprawa. Górne prawidłowe ciśnienie wynosi 140/90, także w takiej sytuacji to normalne, że Ci skoczyło. Ja zresztą też tak mam. Na codzień ciśnienie idealne, ale wiadomo w chwilach stresowych się podnosi, a co dopiero mówić w napadzie paniki.Ostatnio miałem 170/100 ale byłem mocno nakręcony. Próba opanowania i odpowiednie oddychanie powodują zaraz spadek, także jest to chwilowe. U Ciebie pewnie było podobnie.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×