Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Jak sobie radzić przy dodatkowych skurczach?


Gość ech80

Rekomendowane odpowiedzi

ZNAJOMA dlaczego tak piszesz, ablacja nie pomogła?, jak się czujesz? zmartwiłam się Twoim wpisem. Zawsze miałam jakąś małą nadzieję, że jak już nie dam z tym paskudztwem żyć to ablacja a tu taki wpis i moja nadzieja odebrana. KARAQS to co napisałeś to święta racja, sami wiemy po sobie jak mamy okresy zdychania a jak jesteśmy *wniebowzięci* jak jesteśmy wolni od arytmii. Tak jest mnóstwo ludzi z poważnie chorymi sercami czy nawet po zawałach, my mamy niby zdrowe serca tylko rozklekotane, współczuję i jednym i drugim (sobie też) ale po cholerę mamy dźwigać ten krzyż. Trochę to życie człowieka jest źle zaplanowane i popaprane. Nie można żyć długo i szczęśliwie bez żadnych chorób a jak przyjdzie czas zejść sobie z tego świata, tylko kiedy ma być wyznaczony ten czas, przecież nigdy nie jest odpowiedni. No to sobie pofilozofowałam i mogę dalej iść dogorywać. Trzymajta się zdrowo ludziska.

Odnośnik do komentarza

ZNAJOMA W Aninie zmienili mi leki miało byc lepiej a tydzień temu wylądowałem na ich oddziale z migotaniem przedsionków za pierwszym podejsciem nie mogli mnie umiarowic udało sie za drugim bo jak nie to rano mieli mi robic kardowesje. Ja juz średnio wierze, ze ta arytmia sie wyciszy ale trzeba żyć. Jeździłem ze swoją Mama do instytutu Onkologii na Ursynow jak wrócę wspomnieniami to ta nasza arytmia to pikus przy innych chorobach. pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Oni tak tylko mówią bedzie lepiej. Wyciszy się. Trzeba się nauczyć z tym żyć... nie zrozumie nigdy ten Co tego nie czuł. Pierwszy miesiąc było całkiem całkiem. Teraz jest tego więcej, znowu częściej przydusza pobolewa.. I co trzecia ablacja? Ile można....Marcin widzę że Ty cudownie ozdrowiales na czas szpitalny niczym ja.. ale badanie elektrofizjo Ci robili i nic nie wywołali? Szkoda tylko ze jak by kiedyś znowu coś to znowu kolejki... Alicja trzymaj się Kobieto i nie dawaj sie temu wszystkiemu. Bądź silną. ARTUR A U Ciebie to jak nie jedno to drugie. Normalnie jakaś masakra. Jak żyć ??? Pogoda nie rozpieszcza, ciśnienie niskie albo skacze i jeszcze te wiatry. Nasza serca tego nie lubią.. moje na pewno nie lubi. Szarpie tlucze itp. Oby bylo lepiej

Odnośnik do komentarza

Marcin oby Ci już to nigdy nie wróciło. Trzymam kciuki za Ciebie ☺ A ja mam jeszcze problem z kręgosłupem. Odcinek szykany Jak mnie nie boli szyją i jej lewą stroną to teraz tak mnie polamalo ze ledwo co nią skrecam w prawo i w lewo i ten ból. Straszne. Chodzę na masaże ale nie wiem czy to pomaga. i jeszcze serce szaleje. czy będzie jeszcze normalnie???

Odnośnik do komentarza

ZNAJOMA przykre to co napisałaś i jak tu wierzyć w zabiegi, które mają nas postawić na nogi a jest odwrotnie. Myślisz teraz sobie i co trzecia ablacja??? No właśnie trudna odpowiedź. Czytałam trochę o tych ablacjach i dla jednych jest wybawieniem dla innych niestety nie. Poznałam ostatnio pewnego pana, okazało się, że ma kłopoty z sercem, miał już trzy ablacje - migotanie, po każdej czuł się gorzej, powiedział dość. Nie wiem nawet co Ci podpowiedzieć. Nie wiem gdzie miałaś ablację? może na Śląsku w ich centrum Kardiologii, podobno wspaniali fachowcy albo w Aninie, następni wybitni. Jeśli u nich to nie wiem co doradzić, jeśli nie u nich to może warto uderzyć właśnie tam. Może spróbować modyfikacji leczenia, dobór odpowiednich leków na zasadzie prób i błędów, trochę to potrwa ale może jakiś zestaw lekarstw by wyciszył Twoje serce przynajmniej na jakiś czas. Bardzo mi przykro, że tak cierpisz, sama wiem jak serce potrafi nas nastraszyć, jak niekomfortowo się funkcjonuje z takim telepiącym sercem, jak siada psychika, jak kondycja siada, jak szybko się męczymy. Tylko tyle mogę doradzić a z drugiej strony to każda ablacja to ingerencja w serce, przypalanie serca pewnie powoduje jakieś blizny a to może powodować jakieś zaburzenia, obumarcia w tych przypalanych miejscach, nie wiem czy dobrze myślę, jeśli tak to ileż razy można się tak przypalać, trudny temat a my tylko chcemy żyć spokojnie bez skołatanych serc. Ja też już dłuższy czas nie czuję się dobrze, przechodziłam znowu badania,, bo coś się onkologom nie podobało, dużo stresu, w listopadzie powtórka, nie mam czasu zająć się innymi dolegliwościami a narzekam strasznie na żołądek, powinnam zrobić gastroskopię ponownie. Kłopoty z żołądkiem wiążą się u mnie z sercem, marnie pracuje, do tego jakieś nowe atrakcje sercowe, nie wiem czy to chwilowe częstoskurcze czy migotania, takie nie fajne chwilowe 15 minutowe akcje po parę razy na dzień, zwłaszcza pod wieczór, ach a ja nie mam czasu i chęci latać od specjalisty do specjalisty, bo moje życie na obecną chwilę to musiałoby wyglądać ja stojąca każdego dnia/tygodnia w kolejce do fachowca, a ja już tymi lekarzami i badaniami rzygam. Może olać to wszystko i co ma być to będzie już na serio o tym myślę i żyć ile się da ale szczęśliwie. Każdy z nas ma swoje dylematy, swoje problemy, nie jest łatwo nikomu i sami musimy podejmować mądre decyzje, najważniejsze nie szkodzić sobie. Trzymajta się ludziska i zdrowia i zdrowia i jeszcze raz zdrowia.

Odnośnik do komentarza

Hej, spodobał mi się ten wątek, bo znalazłam tu wiele osób zmagających się z dolegliwościami, które nękają również mnie. Zaburzenia rytmu serca zaczęły się u mnie już ponad 20 lat temu, głównie w postaci napadowej tachykardii. Potem doszedł już cały nerwicowy ekwipunek z licznymi kołataniami, atakami paniki i dodatkowymi skurczami. U mnie dolegliwości te mają to do siebie, że są okresy, w których rzadko występują, ale są i takie, kiedy są obecne w dzień i w nocy i zupełnie uniemożliwiają mi funkcjonowanie. Ostatnio męczą mnie od prawie 4 lat i od tego czasu jakość mojego życia znacznie spadła. W nocy budzę się z lękiem i silną tachykardią, a w dzień odczuwam różne wariactwa, z czego najgorsze dla mnie są fikołki i przeskoki serca, które dosłownie mnie paraliżują jeśli łączą się w grupy lub trwają dłużej niż kilka sekund. Zdarza się też tak, że po takich dodatkowych skurczach serce gubi rytm i automatycznie wpada w częstoskurcz, który zazwyczaj mija sam po kilku minutach. Tego typu doświadczenia sprawiają, że boję się o swoje życie i unikam czynników, które nawet hipotetycznie mogłyby to nasilać, w tym sportu i podróży, które kiedyś były moją pasją. Cały czas wydaje mi się, że nie zostałam kardiologicznie dokładnie zdiagnozowana , ale o czym tu mówić, gdy od momentu zgłoszenia objawów lekarzowi do czasu założenia holtera upływa zazwyczaj wiele długich miesięcy. Wszystkie badania, które miałam kiedykolwiek zrobione wychodziły perfekcyjnie i lekarze zawsze odsyłali mnie do domu stwierdzając emocjonalne podłoże zaburzeń. Kardiolog nie nazywa w żaden sposób tej choroby, a psychiatra określa ją jako nerwica lękowa lub wegetatywna. W ostatnich dniach postanowiłam na własną rękę kupić lub wypożyczyć rejestrator rytmu serca np. Cardio Call, więc jeśli ktoś ma informację, gdzie coś takiego wypożyczają na miesiąc lub dłużej to bardzo proszę o kontakt. Dodatkowo brakuje mi wokół osób, które zrozumiałyby czym są tego typu zaburzenia i dzieliły się doświadczeniem jak sobie z nimi radzić. Jakby ktoś miał ochotę na pogaduchy to podaję maila: anisah(małpka)tlen.pl

Odnośnik do komentarza

Witam wszystkich, Ja także męczę się z moimi dodatkowymi skurczami już ładnych parę lat. Są oczywiście okresy gdzie mam spokój, a są takie gdzie codziennie mnie łapią. Też jestem przebadana na 10-tą stronę, serce niby zdrowe a ja mam czasami dość. Aż w końcu wylądowałam u psychiatry i powiem wam, że odkąd zażywam lek antydepresyjny i przeciwlękowy to skurcze dalej są, ale nie są już tak uciążliwe, po prostu je odczuwam, ale bardzo delikatnie i nie sprawiają mi lęku. Nie wiem czy jest to jakieś wyjście z sytuacji, ale róznica jest i to duża.

Odnośnik do komentarza

Witam dawno nie zaglądałem ale nie meczyło mnie aż do wczoraj.Alicja mam pytanie dzisiaj się obudziłem o 6 rano i przez 5sekund miałem takie dziwne skurcze jeden za drugim około 2 ,3 na sekundę odczułem to delikatnie.Może to było migotanie? Dodam że złapała mnie infekcja wyrwałem 6 zębów i jeszcze załapałem infekcję.No i po porannym Incydencie znowu odczówam ale je informuję. Jestem tylko ciekawy co to mogło być

Odnośnik do komentarza

Jacop1984 a może to były jakieś gromadne dodatkowe lub króciutki epizod częstoskurczu? Ja właśnie dziś dostałam taki szybki paskudny częstoskurcz po jednym fikołku ze strony serca. Serce nie wróciło do normalnego rytmu tylko zaczęło dziwnie i bardzo szybko bić. Było to zupełnie inne uczucie niż zwykła zatokowa tachykardia. Rytm raczej na pewno powyżej 200 - trochę takie wrażenie jakby serducho biło inną częścią. Strasznie mnie to przeraziło, ale poza silnym lękiem i ogromną paniką z tego powodu nie czułam się jakoś specjalnie słabo. Było to na ulicy i chciałam już dzwonić po pogotowie, ale tak naprawdę w ciągu paru minut, zanim zdążyłam pozbierać myśli, trochę się uspokoiło. Za to potem kilka godzin dochodziłam do siebie i znów cofnęłam się o lata świetlne w moim *zdrowieniu*. Jeden atak tego typu potrafi w ciągu jednej chwili zniweczyć wszystkie wysiłki podjęte w kierunku normalnego życia. :( Czy ktoś miewa takie napady częstoskurczu wywołane skurczami dodatkowymi?

Odnośnik do komentarza

Nie wiem co to było zazwyczaj msm to co parę tygodni w pozycji leżącej.ostatnim razem miałem aż gwiadzki w oczach a terqz nic tylko je czułem .wiecie jak nieraz tyka mięsień na ciele bardzo szybko to takie same u czucie tylko to serce drżało .Czy to jest nienezpieczne. Niedługo mam holtera tygodniowego i echo w UK.W polsce miałem robione echo,holtera i wysiłkowy.Echo wyszło oki holter wykazał 92 przedwczwsne pojedyńcze skurcze nadkomorowe gdzie czułem zaledwie 4 .Ale nie miałem podczas holtera takiego drżenia

Odnośnik do komentarza

Witaj Anisahhh, czytając Twoją wypowiedź mam wrażenie, że piszesz o mnie. Ja męczę się z nerwicą lękową od 13 lat, przez te wszystkie lata atakowała chyba już wszystkie możliwe narządy, od wielu lat skuteczne obniża mi jakość życia, bo upodobała sobie moje serce. Wiele lat zmagałam się ze stałą tachykardią, 4 lata temu po raz pierwszy pojawiły się napady tachykardii dochodzące do ponad 160/min. Po leczeniu psychiatrycznym prawie całkowicie ustąpiły, nie licząc kilku incydentów po silnym stresie, w tym roku po chorobach w rodzinie wróciły ze zdwojoną siłą. Od maja przez prawie 2 miesiące noc z noc budziłam się z ogromnym lękiem i kołataniem serca, najwyższy puls jaki udało mi się uchwycić to 167/min. Potem przestałam już mierzyć, wolałam nie wiedzieć. Oprócz tego od 10 lat z częstotliwością ok raz na rok mam napady prawdopodobnie częstoskurczu, który najczęściej się zdarza kiedy się spieszę, denerwuje i nagle gwałtownie schylę. Serce bije bardzo szybko, dodatkowo czuję podduszanie/pulsowanie w gardle (uczucie podobne jak przy dodatkowym skurczu). Podobnie jak u Ciebie napad trwa kilka minut, nigdy nie zemdlałam, nie mam bólu w klatce ani duszności. Zawsze ustępuje samoistnie, ale wyzwala tak ogromną panikę, że nie mogę dojść do siebie przez kilka kolejnych dni.

Odnośnik do komentarza

Annam1982, a teraz nie leczysz się już psychiatrycznie czy jednak wróciłaś do prochów? Ja raz stosowałam przez jakiś czas antydepresant i faktycznie objawy się przy nim wyciszały, ale dawał różne skutki uboczne i postanowiłam sobie, że do tego nie wrócę. Zazwyczaj ratuję się betablokerami, ale tu nawet zdania kardiologów są podzielone - większość je nagminnie przepisuje, ale trafiłam też na takich, którzy przy zdrowym sercu absolutnie ich nie zalecają. Rzeczywiście mamy praktycznie identyczne objawy - ja kiedyś przez prawie rok budziłam się każdej nocy raz albo dwa razy z napadem silnej tachykardii. Teraz jest to bardziej sporadyczne, ale nadal jeszcze dość regularne. A Ty konsultowałaś to wszystko również z kardiologiem? Dużo bardziej jednak niepokoją mnie te rzadsze ataki, przy których zupełnie nie wiem co się dzieje. Tak sobie teraz myślę, że ten bardzo szybki puls wywołany dodatkowym skurczem czy czymś takim to może też być krótki epizod migotania przedsionków. Tak na oko tętno ok. 250, czuć szybkie uderzenia jedno za drugim bez żadnych pauz pomiędzy i serce tak jakoś inaczej się kurczy. Tak czy tak chyba faktycznie wszystkie te objawy mogą być wynikiem nerwicy, choć czasem zastanawiam się czy nie jest aby na odwrót. Normalnie jedno wielkie błędne koło, z którego ciężko się wydostać.

Odnośnik do komentarza

Niestety, leczę się, przyjmuję elicea 10 mg, jest o wiele lepiej, nie mam już nocnych napadów tachykardii, czasem budzę się w nocy w panice, ale serce już tak nie szaleje. Jednak ciągle gdzieś w środku odczuwam mniejszy lub większy lęk. Moje życie bardzo się zmieniło, nie wyjezdzam nigdzie na wakacje, nie piję alkoholu, nie uprawiam sportu, bo boję się zmęczyć. Mam wrażenie,że emeryci mają ciekawsze życia. Nigdy nie brałam żadnych betablokerów, przede wszystkim dlatego, że mam niskie ciśnienie, a poza tym nie chcę się szpikować kolejnymi lekami. Kardiolodzy twierdzą, że nic mi nie zagraża, muszę się wyciszyć i nauczyć z tym życ. Też najbardziej bohę się tych sporadycznych ataków, jestem przekonana, że jest to jakiś częstoskurcz, nigdy nie udało mi się go uchwycić na ekg, martwię się głównie tym, że mam jakąs dodatkową drogę przewodzenia i kiedyś taki napad mnie zabije, A Ty diagnozowałaś te nocne napady kołatania? Skąd wiesz, że to zwykła tachykardia zatokowa? Wysoki masz puls?

Odnośnik do komentarza

Tak naprawdę to tachykardię zatokową miałam stwierdzoną przy różnych badaniach, zwłaszcza na EKG. Na holterze wychodził też częstoskurcz nadkomorowy. Nocne wybudzenia zostały zdiagnozowane póki co wyłącznie przez psychiatrę jako ataki lęku. Szczerze mówiąc mnie też jest ciężko odróżnić te zaburzenia, ale tachykardia zatokowa to dla mnie po prostu przyspieszony rytm, który jest miarowy i wydaję się być pod moją większą kontrolą, czyli łatwiej jest mi go spowolnić stosując np. techniki oddechowe itp. W nocy tętno przy ataku potrafi być bardzo wysokie, ale zazwyczaj nie przekracza 160 uderzeń na minutę. Zauważyłam też, że w momencie, w którym próbuję usiąść na łóżku czy wstać serce gwałtownie przyspiesza. Natomiast ataki następujące po arytmii, czyli np skurczu dodatkowym to jakiś inny rytm, który *zaskoczył* i tak trzyma bez możliwości jakiegokolwiek wpływu na jego tempo. Jest zdecydowanie wyższy niż ten nocny, ale zazwyczaj szybciej mija. Kiedyś pod wpływem rozmowy i zaśmiania się pojawił się taki kopniak serducha i po nim nastąpił ten dziwny megaszybki rytm. Zaczęłam się ubierać żeby jechać na pogotowie i jak wkładałam buty to serce samo się unormowało. A tak w ogóle to same skurcze dodatkowe często pojawiają się u mnie przy jakiejś emocji (np. śmiech), zmianie pozycji, a także gdy leżę na plecach.

Odnośnik do komentarza

Ja miałam zakładanego holtera 3 albo 4 razy, ekg to już nawet nie potrafię zliczyć ile razy robiłam, nigdy nie zapisał się żaden rytm pozazatokowy, nawet żaden skurcz nie wyszedł, chociaż mam wrażenie, że mam dodatkowe skurcze. 4 lata temu byłam diagnozowana w szpitalu, miałam założonego holtera i na szczęście wystąpił ten nocny atak, wyszła tachykardia zatokowa 163/min. W tym roku zrobiłam kilka razy ekg podczas napadu w ciągu dnia , też okazało się, że to rytm zatokowy, więc później już odpusciłam i więcej badan nie wyokonywałam. Ludzie tego nie rozumieją, lęk lękiem ale jak w nocy serce nawala ponad 160/min to nawet jakbym nie wiem jak chciała nie potrafię sobie wytłumaczyć, że nic mi się nie stanie. Ja mam dokładnie jak Ty- budzę się spocona w panice, serce jest przyspieszone ok. 100/min. Wystarczy,że przekręcę się na bok, ruszę ręką albo wstanę i zaczyna kołatać na maxa. Powiedz, jak Ty wytrzymujesz te nocne kołatania tak długi czas? Co na to Twój kardiolog? Nie sugerował Ci dokładniejszych badań?

Odnośnik do komentarza

W nocy mam identycznie jak Ty!!! Pewnie źle to zabrzmi, ale cieszę się że znalazłam kogoś kto wie o czym mówię. Wybudzam się już bardzo napięta i wystraszona i wtedy najmniejszy ruch - nawet wyprostowanie nogi - powoduje, że serce zaczyna gonić na maksa. Zauważyłam też, że najczęściej wybudzam się tak w fazie REM, czyli jak coś mi się śni. Ja też robiłam już kilka holterów, ale tak jak wcześniej pisałam zanim doczekam się na ich założenie to objawy zawsze są już mniej nasilone. Jako że objawy trochę różnią się od siebie, to dla mnie zapewnienia, że to tylko przyspieszony rytm zatokowy lub kilka niegroźnych skurczów wystarczają mi tylko na jakiś czas, bo potem zawsze pojawi się coś, co odczuwam inaczej (np skurcze gromadne) i obawiam się na nowo. Stąd mój pomysł na zakup lub wypożyczenie jakiegoś rejestratora zdarzeń. Jeśli chodzi o kardiologów, to ich podejście jest skrajnie różne - jeden dosłownie wyrzucił mnie z gabinetu i kazał zapomnieć, że istnieje kardiologia, a zająć się tylko i wyłącznie emocjami. Na drugim biegunie jest ten, który coś tam przebąkiwał hipotetycznie o EPS, ale najpierw chciałby więcej holterów, tyle że na każdego holtera czekam tam ponad pół roku, więc to żadne rozwiązanie. Miałam też raz skierowanie na próbę wysiłkową, ale nie doszło do niej, bo tak spanikowałam przed badaniem, że miałam tętno ponad 150. Wtedy też zrobili mi EKG i stwierdzili tachykardię zatokową, ale to było po prostu podniesienie tętna w sytuacji stresowej. Pytasz o to jak radziłam sobie z nocnymi atakami... Mam zawsze przy łóżku cały ekwipunek w postaci pulsometru, wody mineralnej, propranololu, hydroxyzyny, a nawet cytryny. Oczywiście telefon i numer na nocny dyżur też jest bliziutko. Do tego otwarte okno, instrukcja dotycząca leczniczych mudr itp. Oczywiście w czasie nasilonych objawów nie mogłam normalnie funkcjonować czy pracować, więc albo byłam na L-4 albo pracowałam w domu. Teraz staram się zasypiać w pozytywnym nastroju i to chyba trochę pomaga. Mam świadomość, że nerwica przychodzi po trudnych okresach i znika za jakiś czas, ale cały czas szukam przyczyn. Zarówno leki od psychiatry, jak i betablokery pomagają przetrwać, ale w gruncie rzeczy niczego nie leczą, bo temat lubi się odnawiać.

Odnośnik do komentarza

Ja też się bardzo cieszę, że się tu spotkałyśmy. Oczywiście nikomu nie zyczę takich przeżyć jak moje, ale to prawda, miło jest pogadać z kimś, kto wie, o czym mówię. Ja nie potrafię przerwać tych ataków, po prostu muszę czekać, aż serce samo się uspokoi. Czasem trwa to kilkanaście minut, czasem kilka, a czasem dosłownie minutę. Najdłuższy atak, jaki miałam (4 lata temu) trwał 1,5 godz, wtedy pojechałam po 30 min na SOR, zrobili mi ekg i wyszła tachykardia zatokowa. Ale wtedy tak się nakreciłam (dodatkowo byłam chora, miałam gorączkę), że nawet w szpitalu po zrobieniu ekg jeszcze serce szalało. Moja mam jest lekarzem, więc mam pomoc pod ręką gdyby co, mieszkam 2 min autem od szpitala, ale nawet to mnie nie uspokaja. Boję się strasznie, niedługo się wyprowadzam, nie wyobrażam sobie, że będę sama i obudzę się w nocy z kołataniem

Odnośnik do komentarza

Ja generalnie budzę się co noc od maja, teraz już rzadziej z paniką, ostatnio nawet jak w lęku, to bez kołatania. Nigdy nie miałam problemów ze snem, nawet w okresie największego stresu serce szalało w dzień, a noc przesypiałam. W tym roku miałam dużo chorób w rodzinie, w maju babcia miała operację, wykryli u niej raka i się wszystko zaczęło. Też zauważyłam, że najczęściej w panice budzę się po ok. godzinie-półtorej snu, chociaż nie jest to regułą. Dzisiejszą noc miałam koszmarną, budziłam się co godz, serce nie kołatało, było co najwyzej delikatnie przyspieszone, ale panika ogromna. Byłam u kilku kardiologów, w tym jeden z nich spoecjalizuje się w zaburzeniach rytmu, nigdy nie spotkałam się z olewaniem, każdy z nich mnie uspokajał, że nic mi nie zagraża. Ale najwyrazniej mojemu sercu takie zapewnienia nie wystarczają

Odnośnik do komentarza

Hej ja dzisiaj byłem na analizie holtera noszonego tydzień temu. I jak zwykle niby nic ale jak usłyszałem 35 pobudzeń KOMOROWYCH to myślałem, że się zleję ze strachu. Do tego koło 30stu nadkomorowych (przy nich luzik jakos się nie boję). Wyczułem ogółem około 6-7 skurczy to dziwne, że miałem ich tyle, a wyczułem tylko kilka. Doktor jak zwykle z uśmiechem, że nic mi nie będzie, że to jest na prawdę znikoma ilość. Mi to nie wystarczy, boję się tych komorowych, mimo że doktor do tego podchodzi z uśmiechem i uspokaja, żebym mu zaufał... Aha niby mialem kilka tachykardii w ciągu dnia, ale ja bym to olał, bo po pierwsze nawet ich nie zauważyłem, a po drugie max była 135 na minutę, i to w godzinach w których pracowałem więc miałem prawo mieć szybszą akcję serca. Następna wizyta i holter w Marcu dopiero, a jak spytałem czemu tak długo odpowiedział z uśmiechem i stoickim zarazem spokojem * Po co wcześniej skoro jesteś zdrowy ?? * Obecnie od pół roku odstawiłem betabloker i nie biorę NIC. NIC oprócz Centrum czy tam jakichś witamin. Powiedział, że jak się nasilają objawy mogę zarzyć Betaloc, ale jak odpowiedziałem ,że czasem męczą mnie często i mimo wszystko z premedytacją NIE biorę żadnego leku to się ucieszył i powiedział, że jest za tym, abym nic nie brał. Czy to faktycznie nie jest aż takie groźne, czy on mnie tylko i wyłącznie uspokaja, abym sobie psychiki nie zjechał za młodu??

Odnośnik do komentarza

Properth...:) 35 pobudzen komorowych to nic...normalna fizjologia zresztą nie będę tlumaczyl bo nie jestem lekarzem...on na pewno wszystko Ci wyjaśnił...poczytaj sobie forum z iloma ludzie sie borykaja codziennie to dopiero sie zlejesz ze szczescia, ze masz tak malo...prawie wcale mozna powiedziec.. Nie zaprzataj sobie glowy holterami, badaniami, analizowaniem tulko żyj normalnie bo w jakąś psychoze popadniesz o co zresztą nietrudno przy *dolegliwosciach* sercowych... A tak jeszcze szczerze radzę nie pompowac pieniedzy w firmy farmaceutyczne kupowaniem suplementow typu centrum...niewiele z tego w organizmie zostaje...lepiej zjesc parę warzyw i owoców...ale oczywiscie to tylko moje zdanie... Życzę spokoju i złapania dystansu do problemów sercowych :)

Odnośnik do komentarza

Annam1982, mnie się zawsze wydawało, że gdybym miała w rodzinie lekarza jakoś pod ręką to nie bałabym się aż tak hehe. Jak widać tak to nie działa, ale boję się jeździć na wakacje czy gdziekolwiek, bo martwi mnie niepewność związana z szukaniem na miejscu lekarza czy szpitala. Myślę, że samą tachykardią zatokową nie mamy się co przejmować, choć faktycznie potrafi bardzo umęczyć. We mnie większy niepokój wzbudzają inne zaburzenia, czyli jakiś dziwny napadowy częstoskurcz albo utrata miarowego rytmu np. przy zgrupowanych fikołkach serca. W sumie żaden lekarz mi nie powiedział co w takiej sytuacji robić. Przy atakach tachykardii zazwyczaj piję wodę z cytryną i polewam twarz zimną wodą, ale czasem atak jest tak silny, że trudno mi podnieść szklankę do ust czy coś przełknąć. Teraz mi się wydaje, że nie przejmowałabym się pojedynczymi skurczami dodatkowymi (nawet w ilości kilkudziesięciu), bo najgorsze są ciągi gdy jeden skurcz następuje po drugim. Co wtedy robicie? Jaka pozycja Wam pomaga? Mnie to najczęściej łapie przy pochyleniu się, więc staram się wyprostować i zrobić parę kroków.

Odnośnik do komentarza

No to cieszę się, że tak jest ale nie wiem czy to nie będzie postępować na więcej, z 30-40 zrobi się 300 400 aż wiadomo co... dziwi mnie to, że te komorowe się wplątały. Centrum biorę raz kiedyś nie zawsze. Wiesz fajnie byłoby się nie przejmować i zazwyczaj mam to gdzieś, dopiero jak się zacznie kilkusekundowe zgubienie rytmu lub np. kilka skurczy w krótkim odstępie czasu zaczynam wtedy na nowo rozmyślać..... Oprócz tego pracuję normalnie, realizuję hobby. Z tym, że jako młoda osoba chciałem zacząć pomału inne życie, jestem z dziewcyzną już 3 lata i oboje myślimy poważnie nad ślubem, aczkolwiek ja mam blokadę - coś z sercem nie tak, wezmę ślub, przyjdzie dziecko i matka zostanie sama.....

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×