Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Jak sobie radzić przy dodatkowych skurczach?


Gość ech80

Rekomendowane odpowiedzi

Gość POZBAWIONARADOSCI

ALLICJA Masz całkowitą rację co do tego wypłakiwania się na forum, zamiast np. do przyjaciół. Ktoś kto tego nie ma, nigdy tego nie zrozumie. Jakby mi nic nie dolegało i ktoś by mi powiedział, że nie może normalnie przełykać, że nie czuje gardła, że ma duszności i czuje przeskakiwanie serca, to tez bym sobie pewnie pomyślała: *Ale o co chodzi?*, zagryzając przy tym hamburgera bez popity. Ludzie, którym to mówiłam, olewali sprawę, wiadomo, że wszyscy lubią się bawić i nie lubią problemów, dlatego uznałam, że opowiadanie komuś o tym nie ma sensu.Masz też pewnie rację w tym, że stres i nerwy odgrywają tutaj także swoją rolę. Ja ciągle ubolewam nad tym, że jestem właśnie taka wrażliwa, powiedziałabym, że zbyt wrażliwa :/ Gdybym miała silny charakter to pewnie bym się tak nie stresowała, co z kolei wzmocniłoby moją odporność i nie zachorowałabym na te anginy, no i w rezultacie nie miałabym tej niedomykalności i dodatkowych skurczów :/ Ja za dużo myślę, za dużo analizuję i to się odbija na moim zdrowiu. Nie mogę teraz już czerpać radości z tych czynności, z których wcześniej *brałam* ją garściami. Doszło do tego, że prawie znienawidziłam wakacje, bo mam wolne, a przez to więcej czasu na myślenie o dusznościach, o przełykaniu itd. a dobrze mówisz, że jak się tak o tym myśli, to jest jeszcze gorzej. Wszyscy ludzie w moim wieku wkoło są zdrowi, normalni, tylko ja jestem jakimś odpadem z taśmy produkcyjnej :/ ELUSIAK Ty cały czas odczuwasz te dodatkowe skurcze tak mocno, jakby serce nagle chciało wyfrunąć, a potem wracało? Jeśli tak to Ci współczuję też, bo jak 3 dni temu zabolało mnie gardło, to odczuwałam wtedy to przeskakiwanie serca, w taki sposób jak dawniej, czyli tak jak ty i to było okropne uczucie! Jakby serce stawało i potem znowu wracało do swojego rytmu, nie da się chyba wtedy pozbyć uczucia strachu. Nawet jak człowiek jest zajęty, a ten skurcz wystąpi, to i tak przez kolejne pół godziny się o tym myśli :/ Ja mam męczarnię z tym przełykaniem, po prawie każdym posiłku mam załamanie, po którym też dochodzę do siebie jakiś czas, nie wiem czy to tylko przez tę niedomykalność czy dochodzi do tego jeszcze stres i dlatego to się tak całkiem blokuje :/ Gdy jem, to tak samo jak ty mam ochotę wywalić jedzenie do śmieci, bo po prostu strasznie się męczę z tym :/ Potem już chyba z nerwów zaczął drętwieć mi język i znowu czułam takie opuchnięte gardło :/ Czuję się jak ty, jak jakiś męczennik za życia, nic mnie już nie cieszy, nie mogę normalnie żyć, chciałabym *żyć* a nie tylko *istnieć*, to chyba najbardziej dobija i powoduje załamanie :/

Odnośnik do komentarza
Gość POZBAWIONARADOSCI

EDIT ALLICJA i ELUSIAK: Zresztą wyobraźcie sobie bardzo wrażliwe dziecko, które wychowuje się w atmosferze wiecznych krzyków, darcia się dosłownie o wszystko, nic dziwnego, że stres nadszarpnął mój organizm, czasem myślę, że jest pół na pół, a kiedy indziej, że wpływ na moje zdrowie miały głównie słabe geny, a może tylko w 20 % napięta atmosfera w domu. No bo w innych domach pewnie są jeszcze gorsze krzyki, często też nawet przemoc fizyczna, a mimo to, dzieci z takich domów nie mają później takich problemów zdrowotnych (nie mówię, że wszystkie, bo niektóre dzieci mogą mieć jeszcze gorsze). Ja od 4 roku życia mam chorobę lokomocyjną, a później doszły problemy z trawieniem, często mnie mdliło, potem doszło *przelewanie się w brzuchu*, nie jestem w stanie powiedzieć, czy wychowując się w spokojniejszej atmosferze nie miałabym dzisiaj takich dolegliwości, czy może byłyby one takie same. Trzeba by pewnie pod tym kątem przeprowadzić jakieś badania. Chociaż daleko szukać, rodzeństwo wychowywało się w tym samym domu, a takich problemów nie ma. Może zbyt wrażliwy charakter w połączeniu z tą nerwową atmosferą dał taki efekt, a może sam lipny charakter. Pewne jest to, że od małego stresowałam się i przejmowałam wszystkim, oczywiście mam osobowość najbardziej podatną na nerwicę, a jak wiadomo stres powoduje pogorszenie się odporności. Chciałabym wiedzieć czy tylko od tego serca nie mogę przełykać czy od czegoś jeszcze i szczerze wolałabym, żeby to było od czegoś innego, czegoś co da się wyleczyć. Oczywiście trochę za bardzo popłynęłam w tym swoim poście, jednak to było w odniesieniu do wpływu stresu na te dodatkowe skurcze.

Odnośnik do komentarza

POZBAWIONARADOSCI, dokładnie chodzi mi o takie uczucie. Nie muszę przykładać ręki do szyi żeby czuć moment, w którym serducho staje, czuję też ten większy wyrzut krwi i wtedy mam właśnie uderzenie gorąca i to charakterystyczne tąpnięcie w klatce piersiowej. Jak są pojedyncze, raz na jakiś czas, to zachowuję się normalnie i przestaję zwracać na to uwagę np. oglądam coś, pyk i serce sobie dalej pracuje normalnie, więc nawet nie zawracam sobie tym głowy. Ale jeśli otwieram oczy tak jak dziś i co kilka sekund mam dodatkowy skurcz, to trudno nie wpaść w panikę... Podejrzewam, że nie mam ich w nocy, a jeśli już, to nie w takich ilościach. Zawsze gdy się przebudzę, to mam chwilę spokoju i skurcze pojawiają się po minucie czy dwóch, więc chociaż dobrze z tym, że one to nie skurcze mnie budzą. Mam to samo. 28 lat (prawe) na karku, a czuję się jak babka, jak wyrzutek społeczeństwa. Idę do lekarza i słyszę *phi, to nic takiego*. Mówię mamie, że już nie daję rady - *to zajmij się czymś, obejrzyj jakiś film*. Zwracam się z tym do narzeczonego - *przecież lekarze mówili, że to nic groźnego, przesadzasz, uspokój się, bo tylko się sama nakręcasz*. Ląduję na izbie przyjęć - *proszę Pani, takie wyniki i Pani tak panikuje? przecież dodatkowe skurcze ma każdy, ja też je pewnie miewam, ale nie odczuwam*, a sugerują się tym felernym wynikiem Holtera. Więc jak mam taki atak jak dziś, mam ochotę wyjść z domu, zaszyć się w jakiejś dziurze i ryczeć, wyć do księżyca i pokazać całemu światu, że ja już psychicznie wysiadam. Odechciewa mi się czegokolwiek, nic już nie sprawia mi takiej radości jak kiedyś. Marzyłam o ślubie, planowałam wszystko od a do z, a teraz moje myśli zaprząta jedno - jeśli teraz gdy nie ma stresów mam taką ilość skurczybyków, to co będzie w dniu ślubu? Migotanie przedsionków? Zawał? Chciałam zostać matką, już nawet uzgodniliśmy kiedy dokładnie zaczniemy się starać. A teraz? Przecież doskonale wiem, że skurcze nasilają się w okresie ciąży. Nasilają się u tych, które ich nigdy nie miały/nie odczuwały, to co będzie ze mną? Dziś np. czekają mnie 2h w pociągu. I zamiast zastanawiać się czy będę miała gdzie usiąść, moje myśli krążą tylko wokół tego czy będę wtedy miała atak skurczów czy może odpuszczą. Mam ochotę odwołać wyjazd, zaszyć się w domu i wegetować. Rano gdyby nie to, że już zbliżała się godzina 6, pojechałabym na pogotowie. Ale jak przeliczyłam ile czasu zajmie mi ubranie się i dojazd do szpitala oraz rejestracja, nie było sensu jechać. Łyknęłam więc końską dawkę magnezu, na pusty żołądek, a jakże, poszłam wziąć prysznic (liczyłam na to, że to mnie zrelaksuje) i weszłam tu.

Odnośnik do komentarza

POZBAWIONARADOSCI, ja miałam podobną atmosferę w domu. Nie pamiętam żebym kiedykolwiek była bita, nawet jeśli coś zmajstrowałam, więc u mnie przemoc fizyczna absolutnie nie wchodziła w grę. Za to psychiczna jak najbardziej. Matka urządzała i nadal urządza awantury praktycznie o wszystko. Że ojciec wstawił coś do zlewu i od razu nie umył, że śmieci nie są wyniesione, że ptak zostawił po sobie ślad na parapecie, że gorąco, że zimno, że ona nie ma pomysłu co zrobić na obiad. Pierdoła, a z tego robi się wielkie bum i zaczyna się wypominanie, że ona pracuje na 12h, że zmęczona, że niby nikt jej nie pomaga. Od dziecka to mam, od dziecka na to patrzę i tego słucham. Ojciec z kolei jest taki, że on sobie nie da w kaszę dmuchać i jeśli mama mu coś zarzuca, to się broni i wypomina z kolei to, co on kiedyś tam robił. Ale awantury między nimi swoją drogą, a to jak traktowali mnie, to już inna para kaloszy. Nie pamiętam żebym kiedykolwiek była za coś pochwalona. Zawsze robiłam wszystko źle, niczego nie potrafiłam robić, wszyscy znali się na wszystkim lepiej niż ja. Ciągle zawyżona poprzeczka. Dostałam 4 jako jedyna w klasie i wracałam szczęśliwa do domu? A słyszałam, że gdybym się lepiej nauczyła, to by była 5 ;) Potem ciągłe wmawianie, że nie dostanę się do tego liceum, do którego chciałam iść. Jak się dostałam, to że go nie skończę. Potem, że nie dostanę się na studia. Miarka się przebrała gdy wróciłam z obrony z wyróżnieniem, że miałam najwyższą średnią na roku. Co usłyszałam od tatusia? *I co z tego, i tak pracy nie znajdziesz*. Ale wtedy już miałam dość ciągłego udowadniania im, że do czegoś się nadaję. Dobierali mi znajomych, matka raz nawet posunęła się do tego, że w moim imieniu zakończyła mój związek. Za czasów szkolnych ciągła kontrola - przynajmniej 2 razy w tygodniu ojciec był w szkole, bo przecież mogłam zataić jakąś złą ocenę. Dzieci jeździły na kolonie, obozy, nad wodę, mnie nie puszczano nigdzie, bo przecież mogę się utopić, bo autokar będzie miał wypadek, bo wychowawca nie dopilnuje i coś mi się stanie. Takich chorych sytuacji było na pęczki. Wiele razy mówiłam rodzicom, że mam do nich żal. Co wtedy słyszałam? Że powinnam być wdzięczna za to, że mam dach nad głową, że mnie wychowali i że mam co jeść, bo inne dzieci tego nie miały. Mam siostrę, starszą o 8 lat, ją takie problemy nie dotknęły. Ona nie dość, że nie była kontrolowana, to jeszcze mogła robić co chciała. Wagarowała, imprezowała, jej było wolno. I teraz ma luźne podejście do wszystkich problemów, jakoś to będzie. A ja? Jeden wielki chodzący kłębek nerwów. Zaraz zakładam, że się nie uda, że się pogorszy. Zadzwoniłam do psychoterapeuty umówić się na wizytę. Zapytano mnie z czym się zgłaszam, powiedziałam o skurczach. Drugie pytanie - a jak wyglądała sytuacja w pani domu rodzinnym? I po krótkiej rozmowie usłyszałam, że najprawdopodobniej jestem dzieckiem z rodziny dysfunkcyjnej. A niby nie było w domu alkoholu czy bicia. Gdyby ktoś spojrzał z boku, rodzina idealna. Zawsze najedzona, schludnie ubrana, a że ze zjechaną psychiką? Tego nie widać ;) Przepraszam, że takie rzeczy wypisuję na forum, ale musiałam to z siebie wyrzucić. Czekam na tą rozmowę z psychoterapeutą jak na zbawienie.

Odnośnik do komentarza

ZYSIA, niestety nie wystarczy. Ja łykałam magnez jeszcze zanim zaczęły się pojawiać skurcze. Łykałam 2 tabletki MaglekuB6, który jest lekiem a nie suplementem diety i magnezu miał sporo. Teraz łykam Magnezin w dawce 3 tabletki x 500mg, dodatkowo 2 tabletki Magleku. Piję do tego Muszyniankę - 1,5l dziennie, więc patrząc z medycznego punktu widzenia, magnez powinnam codziennie przedawkowywać ;) A co? Skurcze nadal mam, w dużych ilościach bo czasem przez kilka godzin co 4-6 uderzeń. A jak robię badanie krwi, magnez mam po środku normy... Jaki magnez zażywałaś?

Odnośnik do komentarza
Gość dobrarada

Ja także wiem, że u mnie poniekąd to nerwy ale z drugiej strony przecież dziennie aż tak sie nie stresuję a skurcze jak były, tak są całymi dniami plus niektóre nocki. Dziś sobie idę a tu takie ledwo wyczuwalne jakby zamigotanie w klacie. Trwało to parę sekund ale było na tyle nieprzyjemne by przyprawić mnie o zawroty głowy i słabość I jak tu się nie bać?? najgorsze jest to, że nie pomaga myśl, że mam to tyle lat a nic mi się nie stało ponieważ : 1. skurcze są coraz to gorsze 2. w większej ilości 3. skoro jest tak jak wyżej to co stoi na przeszkodzie by stały się niebezpieczne ( a nóż pojawią się takie przy których zemdleje bądź nastąpi zatrzymanie krążenia)

Odnośnik do komentarza
Gość dobrarada

Jesli chodzi o rodzinę czy znajomych także nie wypłakuje się im w rękaw... wspominam jedynie gdy naprawdę źle się czuje i nie mogę wtedy zrobić to czego ode mnie chcą, bądź zapraszają na jakis wypad. Niestety teraz notorycznie odmawiam bo źle sie czuję :((

Odnośnik do komentarza

ELUSIAK piszesz, że masz wątpliwości czy to nerwy??? Nie mam zamiaru bawić sie na forum w psychologa, ale skoro opisujesz jakąś sytuację z dzieciństwa, młodości, które są jakimś ciężarem dla Ciebie, złymi wspomnieniami to znaczy, że siedzi w Tobie jakaś trauma. trauma to nieprzepracowane emocje, które nie zostały wyrzucone z Twojej podświadomości, ciążą Ci. . Jak coś złego siedzi w nas latami to tworzą się nerwice, depresje. Jeden będzie miał nerwicę w postaci objawów somatycznych inny w postaci jakiegoś podłamania, wyobcowania, zamknięcia się w sobie itp., itd........................Piszesz jestem spokojna, śmieję się, oglądam film, latam oglądam kiecki, jest dobrze a za chwilę szast-prast i skurcze. Chyba doczytałaś, że skurcze atakują w różnych momentach i tych złych i tych dobrych, bez względu na porę i nie patrzą czy jestem w ogromnym stresie i wyję a wtedy skurczy brak a może siedzę sobie z przyjaciółmi oglądam film, śmieję się na pełnym luzie a za chwilę zdycham z nadmiaru skurczy, na to reguły nie ma u mnie też. Może skurcze kiedy mamy stres wiedzą, że nie mają prawa wyskoczyć bo jesteśmy w jakimś spięciu, musimy być w sytuacji stresu skupieni na czymś innym (jakaś sprawa pilna) i nie myślimy o nich a jak minie okres stresu, jest wyluzowanie to organizm odchorowuje dana sytuację z kiedyś tam....... właśnie w postaci skurczy.

Odnośnik do komentarza

Dziś piszę na raty, bo nie mam głowy do zapamiętania co napisałyście. Jeszcze raz ELUSIAK, nie masz nerwicy (ja jej Ci nie wmawiam, tylko wyciągam wnioski z Twoich postów) Myślenie jak skurcze najdą o pogotowiu lekarzu, zamęczanie rodziny swoim samopoczuciem, otwieranie oczu i kładzenie się spać z myślą o skurczach, myślenie o chorobie, wybacz ale to wszystko jest strachem o swoje zdrowie do przesady, bo lekarze Cię uświadomili, że nic złego się nie dzieje jesteś zdrowa a Ty nie dopuszczasz tych myśli do siebie, nie wierzysz lekarzom, to co to jest hipochondria może? nie nerwica przypadkiem? Ale ok. ja tylko staram Ci się uświadomić jak to widać z boku, szukaj przyczyny swojej choroby, swoich skurczy a ja zostanę przy swojej wersji, że jak przestaniesz się bać, myśleć o skurczach to one odpuszczą, może nie całkowicie ale staja się łagodniejsze.

Odnośnik do komentarza

ALICJA, zapewne masz rację. Ja wiem, że wszystkie rzeczy mają to do siebie, że mają jakąś granicę wytrzymałości. Nie można ładować w siebie masy problemów, czekać aż się nawarstwią i robić to latami, bo organizm kiedyś powie basta i zareaguje w jakiś sposób. Ja powinnam do psychologa trafić dobre kilka lat temu, ale wtedy jeszcze wychodziłam z założenia, że do takich gabinetów chodzą sami wariaci, a ja się za wariatkę nie uważam. Było mi wstyd, a z drugiej strony nie lubiłam opowiadać o sobie i swoich problemach innym ludziom. Byłam samosią, ze wszystkim chciałam sobie radzić sama, jak miałam problem, to najpierw go rozgryzłam i rozwiązałam, a dopiero potem zwierzałam się komuś, że taka sytuacja miała miejsce. Dopiero po rozstaniu z poprzednim partnerem doszłam do wniosku, że warto z tym skończyć, że mnie też się coś od życia należy i skoro ja pomagam wszystkim dookoła w każdej sytuacji, to mam prawo oczekiwać tego samego. I wtedy nagle okazało się, że znajomi, których przyjmowałam pod swój dach, wspierałam niekiedy też finansowo, wypieli się. Zostałam sama, wylizałam rany i znalazłam obecnego partnera. I teraz wszystko by było idealnie, dojrzałam emocjonalnie, jestem gotowa na terapię, mam ochotę każdemu mówić co się dzieje w moim życiu, stałam się radosna, uśmiechnięta, z pesymistki stałam się optymistką. Aż przyplątały się skurcze. Piszesz, że skurcze wyłażą w różnych momentach. Ja bym już wolała gdyby pojawiały się w stresie. Wtedy bym wiedziała, że mam się nie denerwować, bo potem tego pożałuję. A tak to cieszę się czymś jak głupia a po chwili skurcz i mam łzy w oczach i w myślach sobie mówię *i po co się tak cieszyłaś? masz za karę*. Ostatnio doszłam do wniosku, że dopóki tego dziadostwa się nie pozbędę albo chociaż tego nie ograniczę, nie będę normalnie żyć. To nie jest jakaś przewlekła choroba jak cukrzyca, że jak się w nią wpadnie, to już umarł w butach. Miałam skurcze 2 lata temu, również nasilone, ale wtedy moja wiedza ograniczała się do tego po której stronie leży większa część serca i przeszły same. Bez leków, bez wizyt u kardiologa, bez łażenia po forach. I 2 lata istnego spokoju, więc jednak dało się chociaż na jakiś czas od nich uwolnić. Teraz żyję tylko myślą, że po raz drugi mi się to uda. Nie wiem jak. Staram się jak mogę żeby nie wpadać w panikę, nie latać z kąta w kąt, nie ryczeć i mimo skurczy robić swoje. Udaje się, ale tylko w dzień. A w nocy? Wszyscy śpią, a ja rzucam się jak padalec, nie mogę zasnąć a chodzę na rzęsach i to ciągłe bum bum bum mnie dobija. Dawniej sypiałam w stoperach, bo przeszkadzały mi wszelkie dźwięki dochodzące z zewnątrz i nawet nie zwracałam uwagi czy słyszę puls czy nie. Teraz kładę się i czuję to tętno nawet w opuszkach palców :-/ Serce bije normalnie tj. ok. 70 uderzeń/min, a mimo to wszystko czuję, a gdy jest skurcz, nagle zapada cisza. DOBIJAJĄCE! I tak przeskakuję z pleców na bok, z boku na brzuch, z brzucha na drugi bok, aż w końcu wstaję i łażę po pokoju albo sięgam po Kalms. Jeśli jestem sama w domu, mogę sobie nawet pobiegać w środku nocy, ale jeśli tak jak dziś jadę do narzeczonego, albo on jest u mnie, to budzi się w środku nocy i dostaje zawału bo ktoś (ja) nad nim stoi albo łazi po pokoju. Jak tak dalej pójdzie, wyląduję na psychiatrii a nie na kardiologii.

Odnośnik do komentarza

POPZBAWIONARADOŚCI a kto lubi ludzi smutnych, zrzędzących, wiecznie niezadowolonych, jakiś stękających, chyba mało, z reguły raz, drugi, trzeci można wspólnie się pospotykać ale jak ciągle ta osoba psuje imprezy to jaki sens słuchać i patrzeć na jej wciąż niezadowolenie z życia, samo życie niestety bądź stety. *Odpadzie z taśmy produkcyjnej* (uśmiałam się z tego), nie dziewczyno, nie jesteś tym, pamiętaj jak Ty o sobie myślisz tak myślą o Tobie inni, jak siebie szanujesz, szanuja Cię inni, taka zasada panuje i tak w życiu chyba jest, pomyśl o tym. Nie masz co się winić za swoje anginy, tak było, jest, choroba jak kazda inna, czy się do tego przyczyniłaś też nie wiadomo, może byłaś mniej odporna. Pytałam już, ale nie odpowiedziałaś, a nie masz przypadkiem przerośniętych migdałów, które należałoby usunąć, one mogą być powodem ciągłych infekcji gardła, mogą być duże, rozpulchnione i powodować uczucie duszenia, sprawdzałaś to?

Odnośnik do komentarza

Alicja, ja bym była spokojna gdyby mi któryś z tych mądrych lekarzy powiedział, że nawet gdybym miała 40 tysięcy skurczów dziennie, to nic, ale to absolutnie nic mi się nie stanie. A na razie w kółko słyszę diagnozy postawione na podstawie jednego żałosnego Holtera, na którym skurczów było kilkanaście. I tłumaczę, że to dobry dzień, że były wyciszone, ale nie dociera. Ostatnio usłyszałam, że gdybym naprawdę miała arytmię, to by skurcze wyszły w takiej ilości na Holterze, w jakiej są przed jego założeniem. Nikt mi nie wierzy, że na czas robienia ekg i Holtera w cudowny sposób ustępują. I każdy jak jeden mówi mi, że ma Pani kilkanaście a Pani przeżywa. Jednego dnia miałam kilkanaście, następnego tysiąc. Dla mnie to różnica, dla serca raczej też, a dla lekarzy jak widać nie... Albo słyszę od lekarza, że był sobie chłopak, który miał 15 tysięcy i ich nie odczuwał i żyje do dziś. A co mnie obchodzi jakiś chłopak? nie odczuwał? Chwała mu za to. Ja odczuwam i mnie to cholernie męczy. Otwieram oczy i już je mam, zamykam i to samo. Jak można o tym nie myśleć? Jest godzina czy dwie spokoju, to wraca mi humor, idę na długi spacer, zakupy i cieszę się, że WRESZCIE MOGĘ coś zrobić. A najczęściej wtedy jak już jestem taka wyluzowana, zrelaksowana i zadowolona, przychodzi kolejny atak. Hipochondria nie, to nie dla mnie. Ale nerwica jest całkiem prawdopodobna. Zmykam już bo wsiadam zaraz w pociąg :)

Odnośnik do komentarza

ELUSIAK mądra z Ciebie dziewczyna, POZBAWIONARADOŚCI również wiedzę i swoją mądrość ma, wdrażajcie to dziewczyny w życie, bo uwierzcie osobie, mocno pooranej życiem, że pragnie żyć a Wy nie marnujcie go na jakieś wymyślone choroby, choroba jak ma przyjść, przyjdzie a wtedy człowiek siada i rozmyśla i żałuje wielu rzeczy na które czasami jest za późno albo nie da się ich odwrócić. Ja tez dzisiaj *zdycham*, arytmia od rana mnie dobija, do tego inne problemy zdrowotne ale wstałam, umyłam się, ubrałam ładnie, wymalowałam, wypiękniłam i poszłam do pracy, później na zakupy, ugotowałam obiad i właściwie dopiero usiadłam. To nic, że źle się czuję, może jutro będzie lepiej tak sobie powtarzam w kryzysowych dniach. Może następnym razem więcej porozmawiam z Wami, nie mam dziś siły na dłuższe dyskusje. Walczcie dziewczyny.

Odnośnik do komentarza
Gość POZBAWIONARADOSCI

ALLICJA Laryngolog powiedziała, że nie kwalifikują się do wycięcia, jednak przez pewien czas byłam skłonna to zrobić, ale rodzina mnie straszyła, że będę później chorować na zapalenie płuc i oskrzeli. Dzisiaj rano czułam się dużo lepiej, znacznie lepiej mi się połykało, a w porze obiadowej udało mi się zjeść nawet zupę! Co dla mnie jest nie lada wyczynem i to bez popijania! Co prawda zajęło mi to 15 min, ale potem siedziałam dobre 5 min z bananem na twarzy patrząc się w ten pusty talerz, osoba zdrowa nigdy tego nie zrozumie. Zaczęłam robić porządki w domu, przez chwilę czułam się normalniej, ale niestety nie trwało to długo, robiłam coś, aż tu nagle dostałam mocnego skurczu dłoni, palce same się podkurczały, u jednej i u drugiej ręki i znowu poprzednie dolegliwości wróciły i teraz mam tak co chwilę. Jakiś rok temu zaczęły mi tak drętwieć dłonie, kręciło mi się też w głowie, byłam u neurologa, zrobiłam tomografię, coś tam wyszło, ale byłam u neurochirurga i powiedział, że nie trzeba robić rezonansu, że taka moja uroda. Potem mi to przeszło, aż tu nagle dzisiaj znowu to samo! Od razu sobie w myślach powiedziałam: N psia mać, jeszcze to, o tak, jeszcze to musiało znowu wystąpić! O tak, jeszcze skopanie leżącego!!! Nie mogę sobie kurcze poradzić z tym, że wszyscy rówieśnicy wkoło zdrowi, że ich jedynym problemem jest jest to, kogo sobie wziąć za chłopaka, a ja nie mogę żyć normalnie, teraz będę musiała iść na ten rezonans i stresować się wynikiem :/ Jeszcze trudniej jest to zaakceptować, gdy jest to nabyte, wcześniej człowiek był zdrowy, a przynajmniej bardziej zdrowy niż teraz :/ ELUSIAK Dobrze, że idziesz do terapeuty, myślę, że on może Ci bardzo dużo pomóc, tak jak powiedziała ALLICJA, przepracuje z Tobą emocje z przeszłości. Twoi rodzice mocno Cię niestety skrzywdzili, zamiast Cię motywować i umacniać Twoją samoocenę, oni Cię pogrążali i odbierali pewność siebie. Niestety dorośli często sobie nie zdają sprawy, że ich zachowanie może negatywnie wpłynąć na psychikę dziecka i całą jego przyszłość.Terapeuta pomoże Ci się z tym uporać i może sprawić, byś im to wybaczyła, bo brak wybaczenia też może robić tu swoje. Musisz rozliczyć się ze swoją przeszłością i uwierzyć w siebie, a także zrozumieć to, co powiedziała ALLICJA, czyli że *jak Ty o sobie myślisz tak myślą o Tobie inni*, nie możesz budować swojej samooceny na podstawie opinii innych ludzi, w jednej książce wyczytałam, że należy wypracować u siebie wewnętrzne poczucie własnej wartości, bo co by było gdybyś np. żyła zamknięta w pokoju, bez opinii innych ludzi? Czy to by oznaczało, że nie miałabyś poczucia własnej wartości wcale? Myślę, że terapeuta może też z Tobą przepracować lęk przed śmiercią, jeżeli się od niego uwolnisz, to przestaniesz zwracać może uwagę na te skurcze. Przy każdym skurczu myślisz, że zaraz zejdziesz, wytrąca Cię to z równowagi i dezorganizuje cały dzień. Jeśli wszyscy ludzie mieliby takie lęki, to w ogóle nie wychodziliby z domu, nikt by nie latał samolotami, no bo przecież mogą spaść, każdemu jest pisana inna historia i tyle, co ma być to będzie. Powinnaś robić też tego Holtera aż do skutku, może jak Ci go założą w dzień wzmożonych skurczów i będziesz wiedziała ile ich tak naprawdę jest, to się uspokoisz. Też mi się wydaje, że u Ciebie to może być nerwowe. U mnie jest despotyczny ojciec, który sam miał zepsute dzieciństwo i przez to wyżywa się teraz na innych, powiela te same wzorce, dlatego że nie przepracował właśnie tych emocji z dzieciństwa. Jak łatwo jest komuś zepsuć życie, czasem wystarczy kilka negatywnych słów. U mnie było zawsze darcie ostre o wszystko, o to, że za głośno się mówi, o to, że za wolno się drzwi otwiera, o to, że wymiotujesz w aucie, o to, że Ci pokrywka zleciała na podłogę. No i równocześnie nie było z jego strony wystarczającej miłości i czułości, która mogłaby to choć trochę zrównoważyć. Z kolei mama jest zbyt opiekuńcza, tak jak u Ciebie nie mogłam sama jeździć na wycieczki szkolne, w podstawówce na początku nie chodziłam nawet sama do szkoły, mimo że widać ją było z okna. Zamiast zwalczać moje lęki, to pozwolili by się powiększały, ciągle słyszałam tylko: O ty się wszystkiego boisz jak babcia, to nie zostaniesz sama w domu, prawda? albo Ty jesteś taka strachliwa i płochliwa, taka delikatna jak babcia. Jak Ci ktoś tak gada to w kółko za uchem, to nie ma szans, by stać się osobą bardziej odważną, dlatego mam też o to trochę żalu, bo dzisiaj wszystkiego się boję :/ Żałuję, że natura nie obdarzyła mnie w silniejsze geny, tylko w te słabe, podatne na stres itd. Rodzeństwo zabrało wszystkie lepsze geny, a ja dostałam te słabe i nie mogę pogodzić się z tym, że moi rówieśnicy są zdrowi i mogą żyć jak chcą, a ja ciągle z jakimiś dolegliwościami, czuję się pokrzywdzona przez los i nic tego chyba nie zmieni :/

Odnośnik do komentarza
Gość POZBAWIONARADOSCI

ELUSIAK Przeczytałam teraz swój post i wiem jak to brzmi: Osoba z problemami się mądruje i udziela rad innej osobie z problemami, no i w takich momentach pojawia się też myśl w stylu: Tak ładnie gada, a sama się do tego nie stosuje, ale chyba osoby ze słabymi charakterkami, jak mój, już tak mają, że same coś wiedzą, ale dopiero inna osoba musi im to przetłumaczyć, by w to uwierzyły. Poza tym zmiany myślenia nie można dokonać tak od razu, człowiek, który przez lata sugerował się opinią innych, nie wypracuje nagle wewnętrznego poczucia własnej wartości, na to potrzeba czasu i właśnie po to idziesz do terapeuty.

Odnośnik do komentarza

Dziewczyny wiem że jest ciężko ale musimy jakoś żyć , a ciągłe narzekanie i użalanie nad sobą nic nam nie pomoże , wręcz odwrotnie powoduje coraz gorsze samopoczucie oraz to że inni z czasem naszego biadolenia również mają już dosyć. W waszych postach nie ma żadnych pozytywnych słów. Pomyślcie czy da Wam coś takie ciągłe myślenie o skurczach , biadolenie ???? Nie da Wam nic bo one jak były tak są tylko niepotrzebnie sieją spustoszenie w waszej psychice , organizmie. Masz je Ty , mam je ja i tysiące , miliony innych osób. Alicja ja wczoraj też miałam paskudny dzień , skurcze towarzyszą mi cały czas a pomimo tego poszłam do pracy , po pracy wysiłek fizyczny. Jechałam rowerem to serducho przewracało się jak powalone ale powiedziałam sobie w duchu ,,,albo Ty mnie pokonasz albo ja Ciebie**:) Pozytywniej dziewczyny , pozytywniej się nastawić do życia. Nikt nie wynalazł jeszcze konkretego leku , metody usunięcia skurczy . Nawet ablacja nie wyeliminuje ich całkowicie .Chcecie biadolić , biadolcie mi to nie przeszkadza bo wiem co to jest , ale pomyślcie co Wam to da i pomoże:) Nic , tylko kolejny dzień negatywnie nastawiony do życia:)

Odnośnik do komentarza
Gość dobrarada

Ewcia no ale jak nie mysleć o skurczach kiedy one nie dają o sobie zapomnieć. ktos kto ma parę dziennie może sobie dać z tym spokój ale ktoś komu serce tańczy niestety nie zapomni:(( No daja te skurczybyki po prostu w kość a jeśli nawet jak są rzadziej to ciągle czuję ten niepokój w klacie, tak mi się wydaje, że dobrze to nazwała- to odczucie jest niemiłe i zazwyczaj przy tym wyskakują te bolesne gnojki:((

Odnośnik do komentarza
Gość dobrarada

Pozbawiona radości jest tak jak piszesz aczkolwiek ja nie wierzę, że przez lata wypracowane niskie poczucie własnej wartości zostanie cudem zmienione przez psychoterapeutę. Nawet milion boskich mężczyzn prawiących komplementy każdego dnia tego nie zmieni ( w moim przypadku ofkors)

Odnośnik do komentarza

Ja dziś krótko, bo kolejny dzień marny i skurcze i bóle w klatce i to i tamto, gorszy dzień a tak jak Wy chciałabym lepsze dni ale cóż tak jest i czekam aż minie. POZBAWIONARADOŚCI, nie lubię dopisywać chorób, nie lubię sugerować komuś chorób bo wiem, że można się nakręcić jak cholera zwłaszcza jak ktoś ma słabą psychikę albo łatwo przyjmuje objawy do siebie. Pisałaś, że masz jakieś tam drętwienia, jak najbardziej jest to jeden z objawów nerwicy, ale jestem zdania zwłaszcza po moich doświadczeniach zdrowotnych, że pierw nalezy wykluczyć realne choroby a później można zwalać wszystko na nerwicę. Poczytaj o tężyczce, absolutnie nie sugeruję Ci tej choroby i pewnikiem jej nie masz ale może coś u Ciebie jest z jakimiś witaminami, mikroelementami, że dopadają Cię takie dziwności. DOBRARADA nie masz racji, nie korzystałaś z psychoterapii to nie mów, że nie można sobie po takich rozmowach z psychologiem, pracy z nim podnieść poczucia wartości, zmienić swojego postępowania czy patrzeć na sprawy życiowe w inny niż dotychczas sposób.ale to trzeba chcieć i chcieć sobie pomóc żeby się żyło lepiej. EWA pozdrawiam i podaję pomocną dłoń łącząc się w bólu skurczy, ciągnijmy się wzajemnie a będzie raźniej. Głowa do góry miłe panie nigdy nie jest tak źle żeby nie mogło być gorze albo coś w ten deseń.

Odnośnik do komentarza

Dziewczynki Kochane, dziękuję za wszystkie rady :) Dookoła każdy mi powtarza, że mam się tym nie przejmować, że skurcze dodatkowe ma prawie każdy, że to nie jest groźne i zamartwianie się niczego nie zmieni. I ja w takie dni jak dziś (od godziny 4 naliczyłam 2 skurcze) też staję się optymistką, mam ochotę góry przenosić. Dziś najchętniej bym odkurzyła rower i pojeździła, ale opona przebita, więc muszę jednak poczekać do jutra czy wtorku i się tym zająć. Ściągnęłam sobie za to aplikację na telefon i planuję codziennie tuptać po mieście bez potrzeby tak by łazić przez godzinę i mierzyć dystans, spalone kalorie itp. itd. :) No i kolejne 2kg za mną, więc radochy mam dziś co niemiara :) Ale przyjdzie skurcz, za nim kolejny i zacznie się panika. I popukam się w czoło naprawiając ten rower, bo znowu pojawią się myśli, że jak tylko zacznę pedałować, to serducho wyskoczy z klaty i zejdę z tego świata. Trudno mi przełamać ten lęk... Wczoraj serce wariowało od rana, ale zmusiłam się wyjść, połaziłam przez 2 godziny i serce wróciło na swój tor, aż do dziś mam święty spokój (odpukać), więc wychodzi na to, że u mnie wysiłek fizyczny uspokaja serducho. Nie wiem czy to dlatego, że się czymś zajmuję i o nim tak nie rozmyślam, czy dlatego, że puls wyższy, czy że endorfiny nagle zaczynają szaleć... ;) Pisałyście o drętwieniu. Ja też to miałam!!! Najpierw zaczęło się od mrowienia skóry głowy, potem przeszło na twarz, na ręce, na dłonie, potem zaatakowało nogi. Mogłam leżeć, chodzić, stać, a kończyny mi same z siebie drętwiały. Też biegałam po gabinetach, też miałam tomograf i nasłuchałam się, że to stwardnienie rozsiane :-/ Wykluczyli chorobę, naczytałam się, że to może być objaw nerwicy i samo ustąpiło bezpowrotnie. Nasz organizm nie jest taki głupi jak nam się wydaje. Dajemy mu jakąś dawkę stresu, wytrzymuje, bierze to na klatę, ale kiedyś powie dość. U nerwicowców najczęściej odbija się to na przeróżnych objawach somatycznych imitujących inne choroby. Ja już przeszłam przez drętwienie, bóle głowy, młodzieńczą postać Parkinsona, zawał ;) Teraz akurat mózg wybrał sobie serce na swoją ofiarę. Podsyłałam Wam tu ostatnio link do pewnego filmu dokumentalnego - obejrzyjcie go z ciekawości. Mnie wyrwało z butów jak usłyszałam, że kobieta, która była święcie przekonana, że poddano ją operacji mającej wyeliminować drżenie rąk, mimo iż tej operacji nie była poddana, poczuła się lepiej. Wystarczyła jej sama świadomość, że ją leczono, więc oczekiwała poprawy. Gdy wyprowadzono ją z błędu, objawy wróciły. A nie był to odosobniony przypadek. Zresztą mama mi czasem mówiła, że testowali u nich efekt placebo. Przychodziła ciężarna, twierdziła, że kona z bólu i zaraz urodzi. Dawali jej tabletkę i wmawiali, że po tym na pewno nastąpi poprawa. Minęło kilka minut i kobieta była jak nowo narodzona, a dostawała witaminę c... ;) Odsyłam do filmiku -> https://www.youtube.com/watch?v=4cRTAcmx1UI&list=FLLYxNJZSYWmL8zhnmJ1tnzg&index=2

Odnośnik do komentarza

Dobrarada, trzeba też trafić na dobrego psychoterapeutę i wierzyć w to, że terapia przyniesie jakiś skutek. Jeśli jest się z góry nastawionym na *nie*, terapia ma prawo się nie udać. To jak z alkoholikiem, który nie jet do końca przekonany, że powinien pić. Może lądować na terapii do najlepszego ośrodka, ale jeśli sam nie chce pozbyć się swojego nałogu, nikt mu nie pomoże.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×