Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Jak sobie radzić przy dodatkowych skurczach?


Gość ech80

Rekomendowane odpowiedzi

ELUSIA nie sugeruj się mną, bo tylko lekarz może zalecać/nie zalecać leków. Moje doświadczenie jest takie, nie bardzo mogę łykać betablokery bo mam z reguły niskie ciśnienie, skurczy ponad 2 tys/dobę różne rodzaje. Moja kardiolog kazała mi łyknąć betabloker tylko jak mam jazdy sercowe takie potężne, czyli męczy mnie cały dzień i nie mogę sobie z tym już poradzić to wtedy zaaplikować sobie mam tabletkę. Podobno tabletek tego rodzaju nie bierze się w ten sposób ale mój kardiolog tak mi zalecił a ja jego słucham. Ty zdecyduj sama, myślę że jak bardzo się źle czujesz to nic się nie stanie jak sobie łykniesz ale to Twoja decyzja.

Odnośnik do komentarza

No trafiłam dziś na SOR, ale powiedzieli mi, że taka ilość skurczybyków to śmiech na sali i nie ma się co faszerować, a chirurg nie bardzo znał się na tej przypadłości i odesłał mnie do domu bez leku, bez recepty, bez niczego, jedynie ekg mi wykonano, wyszły 2 komorowe :( ALICJO, ja w rodzinie żadnych gadowych chorób nie miałam, ale przerobiłam kilka takich przypadków wśród znajomych i za każdym razem kończyły się niestety tragicznie, więc nikomu tej choroby nie życzę i sama nigdy nie chciałabym się przekonać jakie to jest uczucie zmagać się z tym cholerstwem. Ale od siebie mogę powiedzieć jedno, chciałabym wiedzieć chociaż skąd u mnie te skurcze - czy to nerwica, czy jakieś dodatkowe ognisko, brak magnezu czy cokolwiek innego. Tak dla zaspokojenia ciekawości i dla spokojności, bo jeśli to nerwica, to będę ją leczyć i nauczę się nad tym panować. Do psychoterapeuty się tak szybko nie dostanę, więc pozostaje mi niewiedza, a skurcze mnie męczą z każdym dniem coraz bardziej, bo nawet wtedy gdy miałam tylko kilka dziennie, przez cały czas podświadomie czekałam na kolejny skurcz, czułam chęć sprawdzenia tętna, a myśli krążyły wokół ablacji, częstoskurczu itp. itd. Nie potrafię wyluzować i już... Staram się, zajmuję się czymś i nawet teraz gdy mam ich dość i są co chwilę, nie leżę jak kłoda w łóżku, tylko znajduję sobie jakieś zajęcie i ciągle coś robię. Gdyby było chłodniej, to bym poszła na spacer, a tak to żywcem kleję się do stołka i z trudem łapię każdy łyk powietrza, bo u mnie upał upałem, ale jest tak duszno, że nie ma czym oddychać, a w dodatku zero wiatru. Zdecydowanie lato nie jest moją ulubioną porą roku... Czekam już na deszczowy wrzesień czy październik, z utęsknieniem. Albo chociaż mały deszczyk :) Mam nadzieję, że Twoje wyniki szybko się poprawią. Przeczytałam już chyba cały ten wątek i przy każdym Twoim poście mam wrażenie, że jesteś bardzo silną babeczką, wbrew temu co kiedyś pisałaś, że tylko na taką wyglądasz :) Tak trzymać, ktoś musi być silny :P Można wiedzieć gdzie u Ciebie to okropieństwo się umiejscowiło?

Odnośnik do komentarza

Elusia, odnośnie silnych ludzi ( czy ich psychiki) , bierz z nich przykład . Szukanie przyczyn skurczy to jak szukanie igły w stogu siana. Ne znajdzie się no może przypadkiem , który wcale nie musi rozwiązać zagadkę występowania owych skurczy. Po to między innymi Alicja pisze i nie tylko Ona mając nie 10, 20 skurczy a tysiące , ze z tym da sie żyć normalnie tak jak sie da przy takim schorzeniu. Na to sie nie umiera bo skurcze do 200 są normalną fizjologią zdrowego człowieka. ale jedni to czuja a drudzy nie . Ci co czują to maja lepiej bo ida do kardiologa robią badania i sie dowiaduja ,ze ich serce nie ma patologii i dadza sobie radę ze skurczami bo taka jest prawda , w którą trzeba uwierzyc . Jak się nie chce w to uwierzyc to wtedy jest udreka dla Siebie , dla rodziny i ma sie przechlapane ( przepraszam za słowo) zycie czyli marnuje sie go.czasami swoje najlepsze lata . Tych lat nie odda juz nikt . Ja realizowałam z arytmia swoje pasje , prowadzilam i prowadze dom , pracowałam i .........................co zyję a złapało mnie to dziadostwo w 25-30 roku zycia i zostalo ze mna nie doczekawszy sie przyczyny skąd to i dlaczego . Elusia bierz przyklad z wetetanów arytmicznych , naprawde szkoda życia . Alicjo wszedzie ciepło w Polsce , nawet Bałtyk ma temperaturę zupy . Schłodzenie przynosi dla mnie tylko zimny prysznic ale działa i jest mi wtedy dobrze.

Odnośnik do komentarza

MARY, jak ja bym chciała mieć ten Wasz spokój... Ja odkąd pamiętam jestem przewrażliwiona na punkcie wszelkich sygnałów jakie mi wysyła mój organizm. Do paniki wystarczył mi silniejszy ból głowy, więc teraz gdy wariuje serce, nie jestem w stanie normalnie funkcjonować... Ja nie mam 10 czy 100 skurczy dziennie, ten czas już minął. Teraz mam kilka skurczy na minutę, ewentualnie co kilka minut, więc u mnie tez idą w tysiącach :( MARY, Ty masz komorowe czy nadkomorowe?

Odnośnik do komentarza

Elusiak , ja mam obecnie utrwalone migotanie przedsionków od 2,5 roku.czyli 24h non stop bez minuty przerwy ( może jest ale bez większego znaczenia ). Przedtem miałam około 10 lat napadowe migotanie a jeszcze przedtem to wszystko komorowe , nadkomorowe , częstoskurcz i tak ok. 30 i więcej lat. Elusia a skąd wiesz ,ze masz w tysiącach , miałaś założonego Holtera ? Jak będzie w tysiącach to można pomyśleć o ablacji . Moja arytmia jest najbardziej oporna na ablację i dlatego lekarze nigdy mi jej nie proponowali. Spokoj sobie trzeba samemu wypracować , nikt Ci w tym nie pomoże jak nie będziesz pracowała sama nad tym , to jest ciężka i żmudna praca samym ze sobą. inaczej będa zawsze nici bo jak widzisz samo czytanie i przekonywane Ciebie jak na razie nic nie daje , nie Ty jedna niestety co sie meczy i w nic nie wierzy i spiskuje ,ze może jest cos nie tak. Jest ciepło ale po to jest lato aby tak było , sorry taki mamy klimat ( klasyk juz teraz w cytowaniu). Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Holtera miałam założonego tylko raz, na samym początku gdy skurczy było niewiele. Dzień po zdjęciu Holtera zaczęła się jazda ze skurczami. Na ekg w ciągu kilku minut zapisu wyskoczyło ponad 20 skurczy, stąd wiem, że idą w tysiącach, bo ja w takiej ilości miałam je przez cały dzień, a nie tylko w trakcie zapisu. Potem się wyciszało, sama nie wiem dlaczego, do kilku dziennie, choć były 2 dni gdy nie miałam ani jednego skurczybyka. W sobotę znowu zaczął się cyrk i trwa do tej pory, znowu w takiej ilości jak wtedy na ekg. W środę idę na zakładanie Holtera, może się dowiem czegoś nowego. Mnie dobija, że to są skurcze komorowe. Naczytałam się o nadkomorowych i komorowych i gdybym mogła wybrać, wolałabym już te pierwsze. Ablacji bym się bała, bo z kolei czytałam o wielu przypadkach gdzie ablacja nie pomogła wcale, przyczyniła się do powstania innych arytmii, albo efekt był krótkotrwały i zabieg trzeba było powtórzyć... W ciągu dnia nawet normalnie funkcjonuję. Najgorzej jest wieczorem gdy chcę iść spać, a tu skurcz za skurczem. I wtedy mimo tego, że padam ze zmęczenia na twarz, przy każdym skurczu czuję lęk i po chwili senność przechodzi i zaczyna się panika i chęć wzywania karetki, albo smutek i płacz. A o migotaniu właśnie sobie trochę poczytałam i to chyba jeszcze bardziej przerażająca arytmia niż dodatkowe skurcze...

Odnośnik do komentarza

ELUSIAK, raz, drugi, piąty trafisz na SOR, wyśmieją że to bzdety i pokonasz lęk przed skurczami bo będziesz zmuszona radzić sobie z nimi sama i przekonasz się, że na nie się nie umiera. Moja droga *koleżanko skurczowa* ja parę razy trafiłam na SOR ale u mnie odczuwania skurczy i wydruk EKG to nie 2 skurcze a skurcz za skurczem i skurczem pogania i do tego bigeminia komorowa to co drugie uderzenie nieprawidłowe, idzie orła wywinąć. Mam moja droga w większości komorowe zaburzenia czyli niby te groźniejsze, mam bigeminię, mam trygeminię, mam pary i salwa też się znajdzie, do tego tachykardia i bradykardia, do wyboru do koloru u mnie w wynikach holtera i o matko ja jeszcze żyję. To oczywiście żart, ale fakt, faktem nie zabijają te skurcze ale utrudniają strasznie żywot, nie raz i ja musiałam z czegoś zrezygnować ale jakie jest wyjście? nie ma, skoro lekarz twierdzi serce zdrowe to znaczy, że zdrowe, nie ma na to sposobu, jest ablacja, można zrobić jedną, drugą, trzecią ale nad tym też trzeba się zastanowić i to też ustala lekarz. Ablację można rozważać jak są częstoskurcze, jak arytmie są zagrażające życiu, albo mamy tego na prawdę w tysiącach, od tak bo mamy parę setek skurczy na dobę i się ich boimy nikt tej ablacji nie wykona a jest to też jakaś ingerencja w serce, trzeba rozważyć wszystkie możliwości za i przeciw. ELUSIAK napisałaś: *a skurcze mnie męczą z każdym dniem coraz bardziej, bo nawet wtedy gdy miałam tylko kilka dziennie, przez cały czas podświadomie czekałam na kolejny skurcz, czułam chęć sprawdzenia tętna, a myśli krążyły wokół ablacji, częstoskurczu itp. itd.* i powiedz złotko drogie czy to nie samonakręcanie? są - to o nich myśl, nie ma ich - ciesz się życiem i korzystaj z niego a nie łapa na pulsie, mierzenie tętna czy wsłuchiwanie się w bicie serca, po cholerę? czekasz na coś to masz, skurcze na zawołanie. Podświadomie boisz się tego, myślisz o tym, skupiasz się na tym a nasza głowa to łyka jak bocian żaby, jest lęk przed czymś, wywołuje to niepokój a niepokój lęk, lęk zaś skurcze. Ponieważ bardzo jesteś skupiona na sercu więc Twoja głowa zaatakowała najsłabsze ogniwo czyli serce i skupiała się na tym. To tak trochę obrazowo przedstawiłam, ale myślę, że zrozumiałaś mechanizm. Jakbyś miała jakieś schizy z jedzeniem, to Twoja głowa najprawdopodobniej zaatakowałaby żołądek i jeść byś nie mogła a żołądek ściskałby, bolał i zaraz wmówiłabyś sobie może raka żołądka. Przestań o tym myśleć, są skurcze, rób swoje, nie wysilaj się ale funkcjonuj, pij więcej wody, weź dodatkowy magnez z potasem, wstrzymuj oddech i może serce wróci na swój rytm. Pisałaś, że wczoraj tak się męczyłaś aż wylądowałaś w szpitalu ja wczoraj to miałam katastrofę z sercem, skakało mi od 12 cały czas do dzisiaj tak przed godziną zaczęło się minimalnie wyciszać i to nie było jeden, sto skurczy ale non stop aż mnie podduszało ale żyję, czasami tysiąc nie zabije a jeden niewłaściwy i nas nie ma i nie można tak o tym myśleć. Jak coś wynajdą na skurcze, żeby polepszyć nasz komfort życia to myślę, że szybko się o tym dowiemy a teraz póki co trzeba się od czasu do czasu przebadać, słuchać kardiologa i zaufać mu jak mówi, że z tym się żyje. Dziś wreszcie pierwszy dzień po operacji a to już prawie dwa miesiące jak poczułam się prawie dobrze, chwilo trwaj. ELUSIAK Ty mnie tu nie strasz jakimiś śmierciami bo ja muszę żyć, jeszcze się nie spełniłam do końca, mam tyle planów, przecież nie dam się takiemu skorupiakowi. To nie forum na moją chorobę ale jak pytasz z grzeczności odpowiem, został mi ogryzek wątroby, to już chyba jasne? Widzicie trochę ożyłam to już poemat walnęłam na całą stronę. MARY10 pozdrawiam o to już mamy morze jak na Lazurowym Wybrzeżu, ciepłe nareszcie. No gorąco wszędzie jak widzę ale spoko przyjdzie jesień to będziemy sobie stękać, że zimno, deszczowo i byle jak, jak to większość ludzi, na coś trzeba narzekać, no nie?

Odnośnik do komentarza

Dokładnie dziewczyny jest tak jak piszecie , czym więcej się nakręcamy , myślimy , wyczekujemy skurczy tym gorzej dla nas samych. Ja odnoszę takie wrażenie u niektórych osób jak piszą że na siłę wyczekują skurczy . Jeśli ich nie ma już coś jest nie tak , brakuje ich i na siłę wyczekiwanie , ręka na puls , myślenie w kierunku kiedy zakołata bo za długo ich nie ma .Pozwalanie żeby podświadomość i psychika rządziła za nas. Nie myślcie o nich , nie mierzcie co chwilę tętna itp.... bo sami sobie szkodzicie . Skurcze maja to do siebie że przyjdą i odejdą w jak najmniej oczekiwanym dla nas momencie. Możemy wstać pełne energii , werwy , śmiać się a wystarczy 1 sec żeby się odezwało i wtedy zaczyna się nakręcanie , strach , myślenie , wyczekiwanie kolejnych . Nie tedy droga. Wszyscy wiemy jak jest to uciążliwe ale funkcjonujmy normalnie , bo szkoda naszego życia na egzystencję .Ala najlepszy numer jest taki jak potrzebowałam Holtera to serducho przez kilkanaście dni dało mi tak popalić że już byłam wymęczona. Nie wiem jak Wy ale ja jak mam takie ataki kołatań jestem strasznie wymęczona. A tu Holter 6.08 a serducho w dobrej formie wyjdzie kilkadziesiąt skurczy na które można tylko machnąć ręką:) Ale oby tak było jak najdłużej wiem że są bo nie dają o sobie zapomnieć ale idzie tak funkcjonować , ale żeby funkcjonować trzeba było dużo zmienić a przede wszystkim nastawienie .:)

Odnośnik do komentarza

O mamuniu, jaki obszerny post. Zbieram szczękę z podłogi :) Masz rację, ja się sama nakręcam. Przykład z dziś - musiałam gdzieś dalej pojechać. W trakcie jazdy nie czułam ani jednego skurczybyka bo byłam skupiona na jeździe a nie na ciągłym wsłuchiwaniu się w serce. Wróciłam do domu, usiadłam, miałam wolną chwilę i co? Pyk, skurcz, im bardziej o nich myślałam, tym było ich więcej i więcej. Wyszłam na spacer, zero skurczy. Wróciłam i chciałam poczytać książkę, znowu skurcze. Przeczytałam Twój post i nagle zrobiło się ich mniej, ale pewnie za jakąś godzinę znowu się nakręcę i będzie męczarnia. Tyle, że ja nie potrafię inaczej. Do mnie nie przemawia to, że one są niegroźne. Do mnie przemawia ulotka beta-blokera, w której jest masa skutków ubocznych, przemawiają opowiastki o tym jak dodatkowe skurcze przerodziły się w częstoskurcz. Przemawia do mnie stwierdzenie kardiologa, który powiedział, że bez beta-blokerów zawsze jest jakieś zagrożenie, a będąc na lekach też różne rzeczy mogą się wydarzyć. Przeradza mnie ich rodzaj (gdzie nie trafię, to wszędzie słyszałam *szkoda że to nie nadkomorowe*, *komorowe są groźniejsze*). Dopóki miałam nadkomorowe (2 lata temu), każdy lekarz mówił, że to pierdoła i nie ma się czym martwić.Ustąpiły, nie martwiłam się. Teraz wychodzą komorowe i słyszę na okrągło *ojojoj* jakby to był jakiś tyfus plamisty. Z jednej strony mówią, że niegroźne, z drugiej zwiększają dawkę leków, dodają inny beta-bloker do kompletu, stracą wadami rozwojowymi u dziecka, wspominają o ablacji. Może ja jestem ciemna, może się nie znam, ale na logikę jeśli coś jest niegroźne, to nie powinno wymagać leczenia. A jeśli idę do lekarza i dostaję receptę na 5 leków, to zapala mi się czerwona lampka... Pytałam wśród znajomych, żaden o dodatkowych skurczach nie słyszał, żaden nie odczuwa dziwnej pracy serca. Palą od dawna, piją, imprezują, zarywają noce, niektórzy mają po 50kg nadwagi, wszyscy zdrowi... A ja wiecznie na diecie (a od kwietnia zjechałam 16kg), nigdy nie paliłam, alkohol kilka razy w roku w postaci lampki czerwonego wina, wcinam ryby bo zdrowe, wcinam omegę bo zdrowa, na imprezy nigdy nie chodziłam, codziennie jakiś dłuższy spacer, a to jakieś ćwiczenia wpadną i jakieś ciulstwo się przypałętało. Czytam Wasze posty, sama po sobie widzę, że jakoś nie zeszłam do tej pory, ale nie wypracowałam u siebie takiego luzu jaki masz Ty czy Mary. Bliżej mi do wiecznie panikującej i zrezygnowanej Echo :( ALICJO, żyj co najmniej do setki :) Skurczowce Cię potrzebują, ktoś nam musi dawać motywacyjnego kopniaka i pokazywać, że da się żyć z tym cholerstwem, hihi :) Dzięki Bogu dziś ciut chłodniej :)

Odnośnik do komentarza

EWCIU, a bierzesz jakieś leki antyarytmiczne? Ja głupieję. Jeden kardiolog dokłada - w dodatku przepisał mi Isoptin na skurcze nadkomorowe, których nie mam... Drugi mówi, że mam je odstawić... Racja, nastawienie jest najważniejsze. Tylko jak pokonać ten ciągły strach... Przeczytałam ostatnio książkę *Oswoić lęk* Judith Bemis i Amr Barrady, myślicie, że pomogło? A guzik, jestem niereformowalna... :)

Odnośnik do komentarza

ELUSIAK, szczęka zebrana?, umysł trochę przywołany do porządku? Nie ma to tamto, mamy skurcze i przechlapane ale szkoda włosów rwać z głowy, same wyjdą. Tak jak napisała EWA nie trzeba o nich myśleć bo te cholery w jednej sekundzie potrafią wpaść do nas nie proszone i pozostać na dłużej jak nieproszony gość. Komorowe groźniejsze fakt, ale jakoś mój lekarz nie robi z tego paniki a byłam u dwóch i leków też mi nie zalecają chyba, że psychika mi siada z ich powodu to wtedy bardziej dla psychicznego zabezpieczenia, że łyknęłam sobie lek na serce to nic mi się nie stanie, nie potrzebuje psychicznie i nie łykam, tylko sporadycznie jak mam bigemienie komorową a łykam dlatego, że ciężko mi wtedy oddychać, robi mi się słabo, ciężko mi na klacie więc jakoś się ratuje. A czy te Twoje cudowne beta-blokery pomogły tak do końca, wyciszyły skurcze? może trochę tak, ale cudu one nie zdziałają, chyba że serce jest jakieś chorowite i są skurcze to może i te leki są pomocne, raczej na pewno. Nie możesz spać, bo lęk, bo skurcze. Ułóż sobie głowę tak abyś nie czuła na poduszce swojego bicia serca, bo domyślam się, cisza, spokój w domu, spokojne leżenie i czujesz wszedzie w ciele bicie serca, poszukaj sobie takiej pozycji żebyś uchem nie dotykała poduszki, tak ułóż głowę żeby nie było odbić serca to uśniesz bez skupiania się jak serce bije. Szukaj rozwiązań jak żyć ze skurczami bo te cholery jak szybko się do nas przyczepiły tak szybko nie chcą od nas odejść więc jakieś koła ratunkowe trzeba sobie poszukać.

Odnośnik do komentarza

Tak właśnie kombinuję co noc, zmieniam pozycję, rzucam się jak padalec, byle tylko zasnąć. I może nie słyszę jak serce pika, ale przeskakiwania w klacie żadna pozycja nie zatuszuje :) U mnie serducho ponoć zdrowe, a przynajmniej tak wyszło na dwóch badaniach echo - żadnych wad, frakcja wyrzutowa wysoka. Właśnie te cudowne beta-blokery wcale nie są cudowne. Nawet nie są fajne. Tak jak pisałam, łykając to świństwo miałam tyle samo skurczy, co bez leków. Obniżałam dawkę i same się wyciszały, a gdyby były takie niezbędne do życia, to chyba arytmia by się w czasie odstawiania leków nasiliła... ;)

Odnośnik do komentarza

Elusiak ja niestety należę do osób które biorą leki bo bez nich było tragicznie a w jakiś sposób wiadomo że nie do końca ale mnie wyciszyły. Miałam konsultację z kilkoma kardiologami i każdy zalecił mi to samo. Tylko zanim dostosowaliśmy jakiś lek po którym faktycznie czułam różnicę to minęło troszkę czasu. Ja jestem na rytmonorm 150 i isoptin 120 oprócz tego mg , na rozrzadzenie krwi polocard , acard w zależności co się w danej chwili bardziej opłaca kupić:)sporadycznie potas i ziołowe uspokajające:) Musimy być silne i nie poddawać się .:):):)

Odnośnik do komentarza

Alicjo ......................chwilo trwaj , mój mąż też po ok. 2 miesiącach * odżył* i tak zostało i będziemy świętować niebawem 10 lat. Najgorsze było to ,że sami medycy nie wiedzieli dlaczego tak długo to trwa to dochodzenie do siebie. Był to co prawda * złośliwiwiec gadowaty* ale dobrze rokujący ( w innym miejscu niż u Ciebie Alicjo) i tu taka porażka jak mówił mi lekarz operujący Wszyscy rozkładali ręce a tu taka niespodzianka , pozytywna niespodzianka. Trochę nie na temat ale i tak czasami musi być . Widzisz Elusia , co ja mam za paskudztwo . Ewa mnie *Twoje leki* prawie by uśmierciły , podano mi w szpitalu , na szczęście pod kontrolą lekarską i takiego dostałam wysokiego pulsu , ze wszyscy latali jak kot z pęcherzem. Były jeszcze inne dwie próby i nic i dlatego ja nic nie biore i wtedy mam puls normalny czyli 60-80 w spoczynku a wiadomo w stresie czy przy wysiłku jest wyższy ale to ma każdy. Szybko sam spada . No widzisz Ewa jaki mój przypadek a Tobie dobrze służy. Trzymajcie sie dziewczynki , ide sie chłodzic pod prysznic .

Odnośnik do komentarza

Dziewczynki ALLICJA i ELUSIA bardzo bardzo wam dzięki że odpisałyście. Holter pokazał 121 887 pobudzeń w całym zapisie, żadnych pobudzeń PVC, pobudzeń PAC, nie wykryto arytmii, nie wykryto obniżeń ST, pokazało 33 epizody tachykardii i to wszystko, max puls wyniósł 137 Pacjent nie oznaczył żadnych zdarzeń w trakcie badania. a echo to tam napisane że obraz prawidłowy (to takie ogólne podsumowanie) nie będę wam całego przytaczać. tarczyca ok łącznie z ft3 i ft4, magnes potas to samo, neurolog też i morfologia. A tu takie nagłe akcje więc dlatego pytam na co wam to wygląda, mi pani dr co robiła echo jak jej powiedziałam że mam takie nagłe jakby walnięcia w klatce to powiedziała że to moźe być na tle nerwowym bo ona w sercu nic nie widzi. Co o tym myślicie? nie wspomniałam wam, że leczyłam się już na nerwice i lękową w tym ale na początku nie miałam tego o czym wam pisałam i dlatego chciałam waszej pomocy i opinii.

Odnośnik do komentarza

Jestem dość nerwowa. Przeżyłam ogromny stres kiedy wyszła mi zła cytologia i musiałam jechać na kolposkop - 2 tyg zero snu, płacz panika że to najgorsze i w ogóle, później jeszcze czekania na wyniki z pobranych wycinków itd:/ wcześniej poroniłam i od kilku miesięcy po tym wszystko się zaczęło, z niczego bardzo, bardzo wysoki puls który potem przeszedł i takie borykanie się z różnymi objawami od tamtej pory bo nic nie przechodziło a wszystko dochodziło:/

Odnośnik do komentarza

Jejku ale wam tu pozawracam ale proszę odpiszcie. brałam concor-cor 2,5 a potem propranolol i myślałam, że bez tego typu leków sobie nigdy nie poradzę aż tu nagle musiałam wszystkooo odstawić bo zaszłam w ciąże i jakoś muszę dawać radę, choc czasami jest ciężko. serce wali czasami szybko ale nie zawsze jak kiedyś wiecie. choć czasami to z niczego szybko bije wystarczy, że się schyle nie wiem od czego to zależy:/ a czasami jest ok, ale pisząc że jest ok mam na myśli puls 80-86. najlepiej jest na wieczór wtedy czuję się taka spokojna i mam wrażenie że serduszko na luzie nie galopując sobie pracuje. Pozdrawiam was i ŻYCZĘ WAM ZDRÓWKA!!!

Odnośnik do komentarza
Gość PozbawionaRadosci

Witajcie, piszę tutaj chyba po to, by poczuć jakąkolwiek ulgę, by móc w jakiś sposób być pośród ludzi, którzy mają taki sam problem jak ja, nikt w moim otoczeniu tego nie rozumie, co zresztą nie dziwi, bo nie muszą się z czymś takim zmagać każdego dnia, nigdy tego nie doświadczyli, dlatego to forum jest jedynym miejscem, gdzie mogę spotkać się ze zrozumieniem. Zaczęło się od angin....kilka angin i żegnaj normalne życie, czasem tak niewiele potrzeba by wszystko się rozsypało jak domek z kart...Od tamtej pory zaczęłam odczuwać szarpnięcia serca, najczęściej przy wysiłku, jakby stawało i po chwili wracało do swojego rytmu, potem dopiero doszłam do tego, że mogą to być dodatkowe skurcze serca. Oczywiście kardiolog, ekg, kilka holterów, dopiero na ostatnim holterze wyszły dodatkowe skurcze nadkomorowe (ale tylko kilka), jednak ostatnio znowu miałam jakąś infekcję gardła i serce zaczęło dosłownie wariować, te skurcze występowały co chwilę, w dodatku w ciągu ostatnich 2 tyg doszły duszności, co jest dla mnie najgorsze. Oczywiście znowu kardiolog, ekg, w końcu zrobiono mi echo serca, na którym wyszło, że mam małą niedomykalność mitralną, dla lekarza wykonującego badanie to oczywiście nic takiego, pewnie dla lekarza prowadzącego to też będzie nic takiego, tylko dlaczego mam przy tym takie objawy? Najgorsze są te duszności, czuję jakby na chwilę zatykało mi gardło, to pewnie te dodatkowe skurcze, najgorzej jest wieczorem, nie umiem sobie z tym poradzić. Czuję się zepsuta, zastanawiam się, czemu akurat mnie to spotkało, czy mogłam jakoś zapobiec anginom? ale co mogłam zrobić więcej, przecież je leczyłam...Jak można żyć w takich męczarniach? Wiem, że są na świecie ludzie, którzy mają jeszcze gorzej, ale człowiek tak ma, że częściej porównuje się do tych, którzy mają lepiej. Nie widzę szansy na poprawę, zastanawiam się czemu to się tak gwałtownie pogorszyło po tej ostatniej infekcji. Lubię powtarzać sobie niczym mantrę zdanie: Tak musiało być, ale chyba wcale mi od tego nie jest lepiej. Dawniej bardzo silnie odczuwałam te dodatkowe skurcze, a teraz przybrały one formę duszności, wolałam już pierwszą wersję. Nie wiem czemu przyszło mi tak cierpieć w tak młodym wieku, to takie niesprawiedliwe, ale przecież to nie jedyna niesprawiedliwość na tym świecie...Wysyłam te pytania w tę internetową próżnię, tak naprawdę nie mając pewności czy mój post w ogóle zostanie przez kogoś odczytany, ale sama możliwość *wygadania się*, już dużo daje. Dzięki temu mogłam poczuć się, że nie jestem z tym sama. Chciałabym nawiązać znajomość z jakąś osobą, która też zmaga się z tym problemem...

Odnośnik do komentarza

Edittt, skurczybyki mają to do siebie, że często chowają się właśnie na czas badania. Ja już miałam takie akcje, że skurcz za skurczem, jechałam na SOR i tam jeszcze w chwili podpinania elektrod skurcze mi dokuczały, a jak tylko włączali zapis, to była cisza. Odłączali i znowu atak skurczybyków... :) Dzień przed założeniem Holtera miałam koszmarną akcję ze skurczami. Założyli Holtera i wyszło ich 16, więc znowu zostałam wyśmiana. Potem latałam do lekarza i na SOR tylko wtedy gdy miałam mega akcję, bo tylko wtedy mogło wyjść coś na zapisie. Straciłam zaufanie do lekarzy i w tej chwili przestało już na mnie działać to, że jestem w gabinecie czy że właśnie jadę do szpitala. Nie mam już poczucia bezpieczeństwa, które miałam kiedyś, więc teraz skurcze na to nie reagują i wychodzą na każdym ekg. U mnie też tarczyca prześwietlona, potas i magnez w górnych granicach normy, serducho przebadane dwukrotnie i nie wykryto absolutnie żadnej wady ani niczego co by te skurcze mogło wywoływać, test wysiłkowy przeszłam bez problemu a mam sporą nadwagę i się tego obawiałam. Też usłyszałam, że to może mieć podłoże nerwowe i to samo bym podejrzewała u Ciebie, Nerwica ma to do siebie, że daje różne objawy. Nie odbija się tylko na sercu... Potrafi *podpinać* się pod inne choroby i naśladować ich objawy. Ja dla przykładu historię z nerwicą (podejrzewam ją u siebie, ale to nie zostało potwierdzone bo czekam na wizytę u specjalisty) zaczęłam od bólu głowy. Bolała i bolała, więc naczytałam się w internecie jakie mogą być przyczyny. Wyczytałam - guz mózgu i jeszcze tego samego dnia miałam wszystkie możliwe objawy. Biegałam po lekarzach, żebrałam o tomograf komputerowy i po otrzymaniu wyników i stwierdzeniu, że to nie to... głowa przestała boleć i wszystkie objawy zniknęły... Potem gdy zdawałam na prawo jazdy (oj jaki to był stres) strasznie trzęsły mi się ręce, przez cały czas. Podejrzewano u mnie młodzieńczą postać Parkinsona!!! Przeszłam kilka testów pod kątem tej choroby, wykluczono ją, ręce przestały się trząść i nie drżą do dziś a minęły 4 lata. Później miałam epizod z drętwiejącymi rękoma i mrowieniem skóry głowy, twarzy i rąk - usłyszałam podejrzenie stwardnienia rozsianego, znowu miałam większość objawów tej choroby. Obalili diagnozę, wszystko przeszło a ja poczułam spokój. Teraz nerwica rzuciła się na serce i nawet po moich postach widać, że jak świrowałam, że zaraz zejdę, skurczy było coraz więcej. Gdy zaczęłam luzować i wmawiać sobie, że to nic takiego, że z tym można żyć tak jak to pisze Mary i Alicja, skurcze odpuszczały i były dni gdy nie miałam ich wcale. W ten weekend był jeden skurcz a ja już byłam tak nakręcona, że byłam gotowa jechać na pogotowie, zaczęłam ryczeć i powtarzać sobie *o Boże, znowu te skurcze, pewnie zaraz będzie kolejny*. No i był, jeden za drugim. Noc nieprzespana, niedziela przewegetowana, wczoraj już było ciut lepiej, dziś skurcze czuję jako takie delikatne pulknięcie w klatce piersiowej, więc też jest jakaś poprawa... Jedyne co mogę Ci powiedzieć, to dbaj o siebie i dzidziusia, posłuchaj dziewczyn-weteranek i przestań się koncentrować na sercu. Serducho będzie szaleć jeszcze bardziej gdy zaczniesz się nakręcać. Wiem, że jest strasznie trudno nie zwracać uwagi, wiem że to serce a nie mały palec u nogi, ale Ty też zacznij wstawać każdego dnia z myślą, że Cię to nie zabije, że dasz radę. Ciesz się ciążą, potem ciesz się macierzyństwem i od czasu do czasu idź na badania żeby upewnić się, że wszystko jest dobrze. U Ciebie naprawdę wygląda to na nerwy... A to, że miałaś już raz nerwicę tylko to potwierdza :) Wycisz się, wyluzuj, a serce samo się uspokoi :)

Odnośnik do komentarza

PozbawionaRadosci, w jakim jesteś wieku? Ja mam 27 lat i jak pierwszy raz zawitałam u kardiologa, to zapytał czy chciałam ustalić termin wizyty dla mojego ojca. Serio, pukał się w czoło co ja tam robię. Lekarz rodzinny to już w ogóle parskał śmiechem jak po raz kolejny mówiłam, że mam problemy z sercem. Na pogotowiu oczy przecierali jak kolejny raz szłam na ekg, tym bardziej, że mnie tam znają, bo mama od 38 lat pracuje w szpitalu. No śmiech na sali... Nie ma co patrzeć na wiek. Jeden rodzi się z wadą serca i od najmłodszych lat kursuje między gabinetami, inny jak moja babcia ma 87 lat i nigdy nie miał z sercem żadnych problemów (baaa, babcia miała ekg robione 2 razy, ja już 25...). Bywa, nic na to nie poradzisz i nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Pisałaś o anginach, ta ma związek z bakteriami. Weź pod uwagę, że wystarczy byle jaki stan zapalny w jamie ustnej i już od takiej niby pierdoły można się nabawić problemów z sercem. Grypa? Proszę bardzo... Te bakterie krążą po całym organizmie, docierają również do serca. Żaden stan zapalny dla serducha nie jest bez znaczenia. Leczyłaś je, to fantastycznie, ale zawsze coś tam mogło się przedostać do krwiobiegu i dolecieć do serca. Mogło, ale nie musiało. Piszesz, że wykryto u Ciebie niedomykalność zastawki. Niby dla lekarzy to jest wada kosmetyczna tak jak i wypadanie płatka, ale obie te wady mogą sprzyjać powstawaniu dodatkowych skurczybyków. Jeśli by do tego dołożyć choroby i stres lub nerwowe wpatrywanie się w sygnały wydawane przez organizm, na odpowiedź serducha nie trzeba długo czekać... Każda infekcja jaką przechodzisz wiąże się z tym, że organizm pracuje na większych obrotach żeby sobie z nią poradzić. Pojawia się gorączka, poty, osłabienie itd., bo organizm zwalcza przeciwnika. Stąd pewnie nasilenie arytmii. Jednym szkodzi wysiłek, dla innych ciąża to droga przez mękę, u Ciebie tak najwidoczniej zadziałała kolejna angina. I sama powiedz czy aby na pewno się nie nakręcasz? Trafiłaś na forum ludzi z podobnymi problemami, przejrzyj wątek, poczytaj posty. Nie ma tu żadnych bohaterów (no może poza Mary i Alicją). Każdy ma chwile zwątpienia, każdy ma ataki paniki, każdy czasem ma dość, każdy przeklina i pewnie każdy zastanawiał się dlaczego to akurat jego musiało dopaść to świństwo... Czasem nawet skurczowy staż nie działa jak lekarstwo na reakcję na skurcze. Gdy jest lepiej zapominasz o nich. Gdy znowu wracają, pojawia się znajomy lęk. Tak jak dziewczyny piszą, dodatkowe skurcze nie zabijają i to trzeba sobie uświadomić. Życie z nimi może być katorgą, mogą męczyć do tego stopnia, że będzie się miało wszystkiego dość, ale jak pokazują dziewczyny, da się z nimi normalnie funkcjonować - rodzić dzieci, mieć rodzinę, zajmować się domem, pracować, podróżować, realizować swoje pasje. Co do leków, ja bym je aplikowała tylko w naprawdę ostrych przypadkach. Na mnie nie działają zupełnie. Prędzej pomoże mi melisa czy Kalms, aniżeli beta-blokery. To nie są tabletki obojętne dla naszego serca. Zajrzyj z ciekawości na ulotkę Rytmonormu, lista efektów ubocznych jest tak długa, że mnie po jej przeczytaniu zrobiło się słabo. Jeśli lekarz stwierdzi,że musisz brać jakiś beta-cud, wykup go i zażywaj. Ale jeśli masz biec do gabinetu tylko po to by wystawiono Ci receptę *bo Ty już nie dajesz rady psychicznie*, to naprawdę lepiej będzie te pieniądze wydać na wizytę u psychoterapeuty... Prędzej dzięki temu serducho się uspokoi ;) Porozmawiaj o wszystkim z kardiologiem, może znajdzie dla Ciebie jakieś sensowne rozwiązanie, bo nikt na forum nie będzie Ci dawał rad, których powinnaś się stosować. Na sali nie jest obecny lekarz ;) I pamiętaj, nie jesteś sama. Mary arytmia dopadła w młodym wieku, Alicja, Betsi, ECH80, ja i wiele innych osób też za staruszki się nie uważają, a mimo to każdy przynajmniej raz kardiologa odwiedził i zmaga się z tym samym...

Odnośnik do komentarza

ELUSIAK dzięki słonko za odpowiedz i zainteresowanie, cieszę się, że jak to można stwierdzić to nie zabija i że da się z tym zyć, choć jak przychodzi kolejny skurcz to myślisz sobie o matko czy to na pewno nerwy:/ wpieprzy się takie dziadostwo i co zrobić, oj oj. echo miałam niedawno robione ale co jakiś czas będę robiła jakieś badania aby być pewną. 3majcie się dziewczyny ZDRÓWKA;)

Odnośnik do komentarza

POZBAWIONARADOŚCI rozumiem, że jesteś załamana ja też mam doła a jak już złapie mnie to dziadostwo to mam ochotę jechać na pogotowie od razu i mam29 lat:/ tak jak piszą dziewczyny bardziej tutaj doświadczone po prostu nie można się nakręcać i o tym myśleć- wiem wiem łatwo się mówi bo i sama to przerabiałam ale dla mnie słowa dziewczyn są słowami otuchy i bardzo mi pomagają. ty też spróbuj spojrzeć na to z tej strony że choć to takie straszne to da się z tym żyć. Pozdrawiam i trzymaj się;)

Odnośnik do komentarza

Przeczytałam przed chwilą i puszczam w eter, ku pokrzepieniu serc ;) *Jeśli podejrzewasz rzeczywistą fizyczną chorobę to zrób sobie kompleksowe badania: EKG, zakaźne, pasożyty, markery nowotworowe i co tam jeszcze medycyna proponuje. Zrób je tak czy siak dla pewności. Ale jeśli wszystkie badania wychodzą dobrze to powiedz w pewnym momencie stop i zawierz swojemu rozumowi, że fizycznie jesteś zdrowy. Walcz z pokusą ciągłego monitorowania swojego ciała! To nakręca pętlę strachu.* I polecam tę stronkę do odwiedzenia -> http://szaffer.pl/ Czytam, czytam i zaczyna do mnie docierać jak bardzo jestem zeschizowana i gdyby to było możliwe, do tego psychoterapeuty pojechałabym nawet teraz...

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×