Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Jak sobie radzić przy dodatkowych skurczach?


Gość ech80

Rekomendowane odpowiedzi

Wypchaj się, Properth :D Powiem Ci, że moim pierwszym motocyklem była WSK175, czterobiegowa, czarna, piękna, choć wrzaskliwa (w końcu dwusuw) polska dama wąskich i dziurawych szos. I powiem Ci, że sama w niej wszystko wymieniałam, włącznie z elektryką. A wracając do meritum - nie sądzę, żeby Ci to hobby zaszkodziło. W Twoim wieku można od czasu do czasu spać po 4h raczej bezkarnie, no chyba że ktoś z gruntu słabowity. Ciesz się, że masz czas, miejsce i środki na swoje zainteresowania, bo inaczej musiałbyś się zadowolić zbieraniem kapsli, albo plakatów z Modern Talking (taki retro żarcik dla ramoli). Ja Ci osobiście nakazuję nadal uzdrawiać stare graty, bo one są prawdziwą ozdobą dróg. Nie te współczesne, plastikowe, obłe robale podszywające się pod pojazdy mechaniczne ;-P Uwielbiam mojego Marcysia, choć *zbiera się* jak wóz z węglem i zawsze coś mu gdzieś stęka i skrzypi. Żałuję, że Polacy zdążyli mu zrobić wiele krzywdy, ale u mnie doświadcza godnej emerytury. MANIANKA - ja siedziałam na koniu dwa razy po 30 minut, czyli jakieś 300 lat dla nerwicowca lękowego. Sama chciałam, bo jazda konna zawsze była moim marzeniem. W moim wielkim, rodzinnym mieście, ta przyjemność była bardzo droga, więc nic nigdy z tego nie wyszło. A te dwa razy po 30 minut to było zaledwie kilka lat temu, na jakimś tygodniowym wyjeździe wakacyjnym. Pani trener, trzymająca konia za uzdę, powiedziała, że mam bardzo ładną postawę (na koniu, bo na ziemi to juz jakaś przygarbiona się robię) i wyglądam, jakbym nic innego w życiu nie robiła, tylko konno jeździła. Pięknie, prawda? Cudownie. Tylko że w środku mnie był wielki, obezwładniający lęk. Ten lęk aż syczał, gdy pod ogromnym ciśnieniem parował z mojego ciała, a koń głupi nie jest, od razu się pokapował, że sparaliżowaną dyletantkę wozi na swym zacnym grzbiecie i - chyba dla jaj - co chwilę zrywał się do szybszego tempa. Nigdy wcześniej nie przeżyłam tylu zawałów na raz :) Po zejściu ze zwierzaka pojęcie *nogi z waty* nabrało dla mnie wielce realnego koloru, a ból głowy leczyłam trzy dni. Obecnie co tydzień, z okna w kuchni, podziwiam przemarsze konnych jeźdźców przez mój las. Nieopodal jest podobno stadnina, w której prowadzone są zajęcia z konnej jazdy. Cóż z tego, gdy teraz, po tych eonach życia z nerwicą, w zakres moich zajęć hobbystycznych wchodzić już może chyba tylko dzierganie kapci na szydełku? Allicjo, wytrwałości i spokoju życzę.

Odnośnik do komentarza
Gość piotrek993

Prophert widzisz przy zaburzeniach lekowych tez moga sie pojawić takie stany omdleniowe, sam takie mialem ... nie zemdlalem ale robiło mi sie bialo przed oczami... wlasnie fak jak inni mowia dobrze miec jakas pasje i sie nia zajac, moja akurat poglebiala leki ale teraz za to pomaga mi uporac sie z tych cholerstwem. Wszystkie te objawy to typowe objawy dla nerwicy lekowej, tak powiedzial moj psychiatra

Odnośnik do komentarza

Witam! Jak się macie? KARAMBA jazda konna, fakt, to piękna rzecz. Konie to mądre stworzenia, umiejące wyczuć emocje człowieka. Podobnie, jak psy czy koty. Sama zauważyłam, że jak jestem spięta, to jazda mi gorzej idzie, koń się mniej słucha i szuka momentu, aby wykorzystać chwilę słabości. W jeździe konnej, lęk często jest przeszkodą w realizowaniu tej pasji. Nawet ujęłabym to inaczej- to główna przeszkoda. Oczywiście, można próbować to przełamywać (wybierając np. spokojne konie), lecz to proces żmudny i nie zawsze zakończony sukcesem. Moja koleżanka bardzo chciała jeździć, ale jeszcze bardziej się bała. Zatrzymała się na etapie nauki galopu (na lonży), po drodze zaliczając parę gleb (niestety, usztywniała ciało- usztywnienie zaburzało równowagę), po czym całkiem zrezygnowała z jazdy. Jeździectwo nie była dla niej żadną przyjemnością (a przecież o to chodzi), tylko kolejnym stresującym czynnikiem. Też jestem nerwową osobą i na koniu też się to objawia np. gdy widzę, że koń się spina, gotowy do ucieczki, bo zobaczył *straszak*. Nieraz miałam bliskie spotkanie z matką Ziemią. ale jakoś daję radę, bo więcej mi to sprawia frajdy niż dostarcza stresu. _________________________________ Ostatnio mam okres pełen napiętych nerwów. Moja mama jest bardzo ciężko chora i martwię się o nią. Serducho w ostatnich dniach daje mi się mocno we znaki. Lekarka ze szpitala powiedziała, że przyczyną, w moim przypadku, jest trochę nieszczelna zastawka, ale stres też odwala czarną robotę. Na szczęście, mogę w razie W, wziąć większą dawkę metoprololu, w przeciwieństwie do Betalocu ZOK, którego dawki nie mogłam ot tak zwiększać.

Odnośnik do komentarza

Oooooo jakie hobby macie, konie chyba się ich trochę boję, jeden jak byłam dzieckiem chciał mnie *użreć* w ostatniej chwili mój tato złapał mnie za rękę bo chyba bym jej nie miała gdyby nie On. PRPERTH a Ty jakie smoki ujeżdżasz, naprawiasz czy reanimujesz bardziej, pracochłonne hobby i pewnie kosztowne? ale ważne żeby robić to co się lubi to satysfakcja, to zajęcie to coś co sprawia przyjemność. PROPERTH ja tam nie chcę wyciągać swojej przezroczystej kuli i wróżyć Ci z niej ale wygląda mi to u Ciebie na nerwicę, strach o zdrowie, jakieś szkolne kłopoty, supermarkety, tłumy ludzi, jakaś fobia społeczna, albo małe lęki, zapobiegaj temu bo jak się rozwinie to masakra będzie, szkoda życia na chorowanie, choroba jak ma się przypałętać to przypałęta. MANIANKA, co do mojego leczenia, to moja kardiolog namawia mnie na ablację, w szpitalu jak byłam to samo mi zasugerowano, ale ja jak do tej pory nie jestem zdecydowana więc tak sobie chodzę, żyję raz lepiej raz gorzej. To, że moja kardiolog mnie na to kieruje to nie znaczy, że mi ją zrobią, bo może jak dostałabym się na badania już inwazyjne, to pan doktorek ablatorek może i by mnie ablował a może wygnał do domu. Na razie nie mam na to czasu, jeszcze nie wpadam w ataki paniki, nie mdleję, nie stresuję się tym zbyt mocno więc jakoś ten wózek ciągnę, jak długo nie wiem. Leków też na stałe nie przyjmuję tylko wtedy kiedy już chodzę po ścianach albo nie moge wstać z łóżka bo serce mnie mało nie zamorduje. Do lekarza na razie z wynikami nie ma opcji żebym poszła, nie mam czasu, mam tak jak Ty bardzo chorą mamę, a właściwie to moja mama to obecnie roślina, nieładnie napisałam, ale niestety leży, nie ma z nią kontaktu, stan beznadziejny, nawet w szpitalu już nie są w stanie nic pomóc, nie ma nadziei, ja daję wszystko co mogę dać, są to dla mnie ciężkie chwile, więc rozumiem, że martwisz się swoją mamą i Jej zdrowiem, walcz o nią póki możesz, zachęcaj do badań, do leczenia. Święta dla mnie były zawsze okresem radości, pięknych zapachów, sprzątania, szykowania, teraz nie są niczym, jestem zła, wściekła, że się zbliżają a ja nie robię nic, nie mam ochoty na nic, nie żyję w ogóle świętami, będą, zrobię je ale będzie to tylko tyle co muszę bez tej całej pięknej i radosnej oprawy. Bądź dzielna, trzeba w życiu być silnym, dzielnym bo nigdy nie wiadomo co nam życie przyniesie kolejnego dnia. Ach jaka ja plotkara, jak się *rozgadam* to zatrzymać mnie nie można.

Odnośnik do komentarza

ALLICJA jeśli lekarka sugeruje ablację, to może faktycznie warto skorzystać i być może- pozbyć się tego dziadostwa na jakiś czas? Wiem, że czekanie w kolejkach, jeżdżenie po różnych placówkach służby zdrowia nie zachęca, ale może faktycznie warto spróbować... Mam takie same odczucia co Ty, jeśli chodzi o święta. kiedyś był to dla mnie magiczny czas, pełen radości. Teraz na samą myśl o zbliżających się świętach czuje niechęć i smutek. Niestety, mojej mamy nie da się już wyleczyć. Medycyna jest w tym momencie bezradna. Tak naprawdę, to stan terminalny choroby... Również życzę dużo sił! Cholerka, trudno znaleźć mi jakiekolwiek słowa pocieszenia...

Odnośnik do komentarza

Aaaa widzisz Karamba, ja zacząłem przygodę z motoryzacją jak wracałem z porodówki, na tunelu od silnika w .... Starze :D Zaszczepiło mi się do tego stopnia, że samodzielnie od podstaw złożyłem i przerobiłem tego grzmota. Mówisz od czasu do czasu hmmm u mnie to było dzień w dzień dosłownie przez ok 2 lata :D A Twojego Mercedressa widziałem, mułek i traktorek, mój tata kupił sobie niedawno W123 200d (55koni hyhy ) więc wiem co to przyspieszeniiiieeeeee !! xD Arturro poczytaj poczytaj zapraszam, na beczkolandia.pl jest moja odbudowa Mercedesa też kiedyś podlinkuję :) Alicja można by powiedzieć, że 2 samochody zrobione od podstaw dosłownie, nie było nic prócz szkieletu w osobówce i ramy w ciężarówce. Osobówkę ( MB W123 300D) zrobiłem z tatą w 3 lata i jeżdżę sobie sam, a ciężarówkę zrobiłem sam i jeżdżę również sam przy czym ciągle coś robię przy niej :) Po prostu jestem sentymentalny dla rzeczy, których już co prawda nie ma, ale są uwiecznione na zdjęciach, toteż podobny model przerobiłem i złożyłem na taki, jak 30 lat temu zaczynał firmę, która dziś daje mi to co mam więc takie w podzięce i hołdzie :) Lubię grzebać, lubię jeździć, za rok jak dożyję ( o nie nie nie bij mnie Alicja :((( za to stwierdzenie xd ) to zakładam pług i piaskarkę do Stara i będzie odśnieżankoo :D Kurcz od jakichś 3 dni mnie boli w lewej piersi nie wiem co to jest, prawie ciągle jak siedzę, jak leżę to nie. Denerwuje mnie jak jadę autem to pas przesuwam, pomasować muszę, pierw standard że zawał he he ale jak to trwało juz i trwało to pomyślałem, że coś na serce uciska i boli ale też to odrzuciłem bo bije normalnie, zatem to chyba coś ze szkieletem ale akurat sie złożyło, że to lewa pierś -.- Alicja a Ty nie czekaj leć na Ablację, skoro lekarz zaleca to nie robi tego bez podstawnie ;) Manianka 3maj się i nie załamuj bo złapiesz nerwy jak ja, a jesteś rok starsza ode mnie zatem mamy teoretycznie przed sobą i mamy, że aż nam się znudzi ;)

Odnośnik do komentarza

Nie, nie jeszcze nie teraz, ja podpytałam już wcześniej lekarza, czy nic mi nie grozi, czy mogę to odwlec w czasie, powiedzieli, że tak dwóch to powiedziało więc spoko, myślę, że i na to przyjdzie czas. O proszę, jakie PROPPERT wywołał zamieszanie fajne na forum i myśli odeszły od arytmii, nawet KUMEN dawno nie *widziana* się odezwała, żeby pokrzyczeć, pozdrawiam Ciebie serdecznie. Ma rację dziewczyna, nie skupiajcie się nad potykaniem i będzie lepiej. PROPERTH przecież zdarzają się różnego rodzaju nerwobóle, nie skupiaj się nad każdym skrzypieniem w ciele, kurcze my to nie roboty tylko ludzie i ma prawo coś pobolewać, jeździsz za kółkiem pozycja siedząca, hobby też wymaga siły, nie raz się przy tym upiep..........sz to nie dziw się, że może Cię coś pobolewać a może matką karmiącą masz zostać i dlatego pierś boli, muszę Cię jakoś rozśmieszyć bo nam się tutaj zapętlasz w chore myśli. Podziwiam oj podziwiam takie zaparcie, to precyzyjna robota i taka renowacja staroci a i *mądrusi* musisz być skoro wiesz jak to rozłożyć a później złożyć potrafisz fiu, fiu. MANIANKA nie takich świąt chciałyśmy, nie na takie czekałyśmy ale w życiu tak już jest, że na niektóre rzeczy mamy wpływ na inne żadnego i wtedy należy się pogodzić z tym, jest to bardzo trudne ale czy jest inne wyjście? nie ma. Tobie też życzę dużo siły i wary w lepsze jutro.

Odnośnik do komentarza

Joł, ziomale, Karamba nadaje z wielkiego miasta. Kot przeżył, ale przestał miauczeć odkąd wysiadł z samochodu. Od wczoraj ani słowa. Szalona prędkość, jaką rozwijam w moim Marcjanie musiała zrobić na nim wrażenie! Propercik, wypisz, wymaluj, moja historia. Niedługo po ostatnim epizodzie z częstoskurczem miałam taki ból w lewej połowie klaty, że nie mogłam się ani śmiać, ani nawet głębiej oddychać. I trzymało mnie prawie dwa tygodnie, że aż o mało nie poszłam z tym do lekarza. Ale w tamtym okresie życia byłam święcie przekonana, że nie dożyję trzydziestki, więc co się miałam tułać po gabinetach bez sensu. Miło się wspomina te zamierzchłe dzieje ;) Stary, a może Ty jeszcze rośniesz, wszerz i wzdłuż? To ma prawo boleć :D A tak *by the by* - wiem do kogo się zwrócić o radę, gdy mi coś tajemniczego w zabytku wysiądzie ;-P Co do przyspieszenia... Mój M. do setki dobija w 23 sekundy, czyli z tzw. godnościom osobistom. Manianka, Allicja - ja kilka lat temu pożegnałam ojca. Najpierw nowotwór i operacja, rok później wylew. Jestem z Wami, choć tylko wirtualnie, a co do świąt - one nie są obowiązkowe... Wiem, że tylko raz w roku, i że wszyscy czekają, i że z pozoru jest tak radośnie i wszystkie sklepy brzęczą Georgem Michaelem, ale nie ma obowiązku skakać do góry, gdy na sercu jest ciężko. Można sobie i wszystkim powiedzieć - w tym roku święta będą pełne zadumy i pokory wobec życia, bo akurat tak życie rozkazało. Jesteśmy ludźmi, nie automatami do wieszania bombek. Jutro wracam do swojego lasu, upojona spalinami i zapachem oleju po frytkach (skąd to w powietrzu, to nie wiem), z poświatełkowym oczopląsem (wszędzie, wszystko świeci, mruga, błyszczy i kolorowo wibruje) i żołądkiem pełnym ciasta, kotletów, winogron, czekolady i czego tam jeszcze. Dla Was wszystkich pozdrowienia, trzy buziaczki i dwie chore z przejedzenia kaczki. Karamba.

Odnośnik do komentarza

A to ja się dziś nachwalę. Dopiero od rana usiadłam, jak siadłam to komputer mnie najlepiej uspokaja, trochę wiadomości, oczywiście tylko czytam te dobre, nie będę się stresowała wszystkimi nieszczęściami całego świata, choć oczywiście tak w biegu i na nie luknę, później co tam ciekawego u arytmików poczytam, jak jest co, a później jakąś grę sobie na kompie zaliczę, żeby umysł odciążyć od złego myślenia. A czym się pochwalę a tym, że od niepamiętnych miesięcy dziś nie czułam, że mam serce, nie do uwierzenia, że serce może bić równo cały dzień, zapomniałam, że mam serce aż w pewnym momencie musiałam sobie usiąść i złapać się za nadgarstek, żeby sprawdzić czy ja mam to serce a ono równo sobie tłukło, nie nie wierzę, że moje serce potrafi tak fajnie bić, no dziś to latałam jak kot z pęcherzem a serce dobrze pracowało, nie pamiętam takiego uczucia i aż pozazdrościłam ludziom, że są szczęśliwcami mając tak fajnie pracujące serca, uff jaka dzisiaj była ulga, tfu, tfu, żeby nie zapeszyć bo dzień się jeszcze nie skończył. KARAMBA biedny ten Twój kot przyzwyczajony pewnie do swobody a Ty go w wielki świat pociągnęłaś, a jak teraz wróci do domu, zaszyje się w kąt i wpadnie w depresję? co wtedy? Ładnie, ładnie, dorwałaś się do żarełka a jutro żołądek powie, a teraz cierp, że mnie w tym mieście tak rozpuściłaś, oj jak to piękne zapachy, smaczne jedzenie potrafi nas ciągnąć do zła a później cierpimy. Rozumiem to doskonale, ja teraz mało jem, jakoś przez tą sytuację w której się obecnie znajduję odpycha mnie od jedzenia i po ostatnich moich kłopotach żołądkowych podwójnie odpycha i jak przyjdzie moment, że coś mnie skusi, bo pięknie pachnie to zaraz mam takie skurcze, że i mięta nie pomaga a toaleta od razu moja i jak ja pojem sobie w te święta, kiedy żoładek już się skurczył. Tak KARAMBA magia świąt w tym roku odchodzi na plan dalszy, już sobie to poukładałam w głowie, już się pogodziłam i podchodzę w tym roku do tego jak będzie tak będzie, z głodu nie umrzemy, Mikołaj też nie przyjdzie, dom ustrojony będzie tylko tyle o ile, choć olbrzymi karton ozdób jest, ale nie mam ochoty na strojenie wszystkiego i wszędzie, choinka chyba będzie jedynym elementem świąt i to nie prawdziwa, duża ale mała byle była, sa w życiu rzeczy ważne i ważniejsze i tak do tego podchodzę na obecną chwilę.

Odnośnik do komentarza

MANIANKA żaden wir przedświątecznych przygotowań przynajmniej nie u mnie, trochę było kryzysu z mamą ale już opanowany tylko na jak długo???, Boję się tych świąt. Ostatnio się chwaliłam, że miałam dzień w którym nie wiedziałam, że mam serce, to był tylko jeden dzień *cudu*. Trochę mnie przeraził i zastanowił jeden z ostatnich epizodów, położyłam się ok 1 w nocy do łóżka i jak mi nie pierdyknęło serce do galopu, trzymało mnie z pół godziny i ustąpiło. Nie wiem ile biło, szybko i mocno i głośno, czułam serce w palach u nóg i chyba we włosach. Nie mierzyłam ani ciśnienia ani pulsu, bo nie mam tego w zwyczaju, coś się dzieje to ja na spokojnie staram się przeczekać. Nie wiem czy była to tachykardia czy jakiś nowy rodzaj się u mnie pojawił typu częstoskurcz. Niby są różnice w odczuwaniu jednego i drugiego, sama zresztą niedawno o tym pisałam i właśnie stawiam na jaką nowość u siebie, bo zaczęło się nagle i szybko. Czy jest możliwość, że do tej pory były jakieś tam arytmie u mnie a mógł dojść tak z niczego np. częstoskurcz??? Jestem pewna, że raczej tego nigdy nie miałam. Cholera chyba życie na pełnych obrotach, w pełnej gotowości i codziennym stresie tak mi daje popalić, jest mi ciężko ale nie fizycznie tylko psychicznie. Spojrzę czasami przez okno a ludzie biegają z zakupami z uśmiechem i radością czekają na święta, myją okna, działają, latają a ja czekam na co? na cud, który się nie wydarzy i czasami sobie myślę, żeby się to skończyło, może grzeszę, może bluźnię, ale nie tak powinno wyglądać końcowe życie człowieka, nie, to nie życie to jedno, wielkie cierpienie. Drodzy forumowicze, nie nakręcajcie się tak na choroby, na jakieś puknięcia serca od czasu do czasu, nie wsłuchujcie się tak w swoje organizmy, szukając na siłę chorób, szkoda na to Waszego czasu, zdrowia jak coś ma być i tak będzie i nie mamy na to jakiego wielkiego wpływu. Trzeba się kontrolować, badać ale bez przesady, cieszcie się życiem póki jesteście młodzi, miejcie pasje i tutaj pochwała dla PROPERTHA to odciąga od złego myślenia, żyjcie pełnią życia. I sobie znowu pozwoliłam na chwilę słabości.

Odnośnik do komentarza

ALLICJA - jaką chwilę słabości? Chwila słabości to jest wtedy, gdy mając pierdylion par butów i debet na koncie sięgający dna kopalni *Wujek* kupujesz nastepne, bo *takie ładne były, niebieskie z różowym brokatem*, czy coś. Kurdewmorde, miałam nadzieję, że jednak Twój dzień cudu potrwa dłużej, niż jeden dzień. I wcale Cię nie pochwalę za to, że podczas ataku tego niby-częstoskurczu, nie zmierzyłaś sobie tętna. To by dało jaśniejszy wgląd w sprawę. Wiem, napiszesz, że się nie nakręcasz, było to było, bla bla, spokojnie starałaś się przeczekać, ale teraz jednak się zastanawiasz... co to było. Trza było najpierw zliczyć tętno, zapisać, a potem spokojnie przeczekiwać ;-P Rozumiem Cię i zgadzam się z Tobą w kwestii powolnego umierania ludzi, którzy często już nawet nieświadomie cierpią. Za to świadomie cierpią ich bliscy. W nosie mam dylematy moralno-religijno-etyczne, w jakich więźnie i od lat szamoce się temat litościwej eutanazji. Każdy jest mądry, dopóki sam nie zacznie powolnie, miesiącami umierać, nafaszerowany morfiną do granic śmierci mózgowej. Patrzyłam na moją ciocię, która zmarła na raka wątroby. Przez kilka ostatnich tygodni była już tylko ludzkim szkieletem, z wielkim, opuchniętym brzuchem. Jej twarz była karykaturą życia, przedśmiertną maską niemocy. Nie mogła się już poruszać, jeść, ani mówić. Nie było jej, jeśli nie liczyć żałosnych powłok cielesnych, w których wciąż zachodziły bezcelowe procesy fizjologiczne. Pamiętam, że bałam się na nią patrzeć. Bałam się, że zapamiętam właśnie ten karykaturalny obraz osoby, która za życia była jego absolutnym przeciwieństwem. Życzę Tobie, by Twoja mama nie cierpiała długo. By pomiędzy pożegnaniem, a faktycznym odejściem, nie upłynęły bezsensowne tygodnie niemocy i rozpaczy. A co do tych ludzi *za oknem*, uśmiechniętych, zabieganych, obładowanych prezentami... Każdy z nich ma, lub będzie mieć swoją historię, a większość uśmiecha się na pozór, choćby i przez łzy, bo na zewnątrz wszyscy zgrywamy twardzieli. Tak trzeba, choć ciężko powiedzieć, dlaczego ;) K.

Odnośnik do komentarza

Ach PROPERTH (ale sobie skomplikowany nick wymyśliłeś ) tak, tak młoda ale pisząc do Was potraktowałam posta jako apel, odezwę, do wszem i wobec, bo jak z ciekawości poczytałam sobie którejś nocy form o nerwicy to aż mi włosy dęba stanęły, jak takie młody osoby się męczą i zadręczają swoimi myślami o chorobach a tak na serio to są zdrowi jak rybki tylko psychika im płata figla a myśli nie pozwalają na racjonalne myślenie. Przyjdzie czas i na mnie, że wrócę do pełni życia i piersi też wykorzystam hehe. No to chociaż jeden z członków załogi nie narzeka, choć skurcze dziś policzył (miał 2), wyzbyj się tego nawyku liczenia, zdrowi też mają skurcze i nie dwa ale o ile dobrze pamiętam to chyba do 200 więc masz jeszcze sporo do tej ilości zapasu. Cuduj, cuduj z tymi swoimi *smokami* to Cię pochłania to i o głupotach nie masz czasu myśleć. Jak ktoś ma czas to zameldujcie się jak samopoczucia i nie przyjmuję do wiadomości, że ktoś się podłamuje bo wywalimy na forum o nerwicy. Idę sobie już do łóżka, dobranoc towarzystwo, do następnego klikania.

Odnośnik do komentarza

No i co poradzić tyle czasu spokój a parę minut temu niz tego ni z owego w pracy usiadlem na fotel i kilka skurczy jeden za drugim trwało to ok 2-3s potem mocne bicie serca chwilę i znów okej eh kurde co to za cholerstwo łapie raz na jakiś czas boję się żeby kiedyś nie było tak że ono wpadnie w te skurcze i samo nie wróci do rytmu wrrr :( No cóż wyrzalilem się to wracam do pracy ;))

Odnośnik do komentarza

To ja sobie popiszę, bo tu cisza jak makiem zasiał i fajowo bo to oznacza, że arytmie odpuszczają. PROPERTH pewnie żyjesz, bo tak wpadłeś sobie na forum poskarżyć się skurczami a one nie takie litościwe, że odpuszczają na zawołanie, chyba raczej trzeba się uzbroić w cierpliwość i zaakceptować, że jak france raz nas zaatakuję to tak szybko nas nie odpuszczają. Mogę Ci tylko z własnego doświadczeni powiedzieć, że miałam już kilka w swoim życiu epizodów, że serce wypadło z rytmu na cały dzień i to dawało bez jakiejkolwiek przerwy do wiwatu, nawet kroplówki w szpitalu nie pomogły, wstałam z obserwacji, lekarz mnie ponownie bada a serce dalej wariuje, ekg pokazuje cuda wianki i zobacz kolego wróciło w końcu do prawidłowego rytmu, czyli spoko, maroko, nie jest tak źle. KARAMBA, no właśnie tak wygląda obecnie moja mamcia, obraz nędzy i rozpaczy, szkoda gadać, szkoda patrzeć. Kiedyś sobie myślałam co się ktoś wpieprza czy ma być eutanazja, aborcja, kara śmierci czy palenie marychy czy co tam sobie kto chce, to wybór każdego człowieka, byłam za tym wszystkim, niech każdy ma swoje prawo wyboru i oburzało mnie, że nie pozwala się ludziom decydować co mają robić. Ma każdy swój łeb a tam mózg niech myśli, ma każdy jakieś swoje moralne, etyczne zasady czy wiarę więc niech postępuje zgodnie z tym bądź swoim sumieniem, ale wybór powinien być. Teraz stwierdzam, że punkt widzenia zależy od punktu siedzenia, patrzę na mamę, widzę jej cierpienie i swoje cierpienie, kiedyś byłam jak najbardziej za eutanazją dziś w życiu nie podjęłabym takiej decyzji, nawet nie ma takiej opcji, mówię sobie nie ja dałam życie i nie mi je odbierać, teraz zaczyna być to dla mnie trudny temat a kiedyś taki prosty, cierpisz po co się męczyć. Życie weryfikuje pewne sprawy. KARAMBA, masz rację jak nic, to moja złość, która jest we mnie oceniła osoby z zewnątrz, przecież ja do cholery nie wiem, co się wewnątrz człowieka dzieje, sama jakbym wylazła na zewnątrz też bym szła nie jak sierota, która cierpi tylko robiła jak każdy zakupy, latałabym i tak samo ktoś inny mógłby mnie ocenić, źle pomyślałam, przyznaję rację, biję się w pierś. A apropos mojego niby częstoskurczu, no nowość jakaś u mnie się pojawiła, życie nie może być przecież monotonne, jakieś urozmaicenia muszą być, tylko cholewka nie mogłyby być milsze. O nie ja tam nakręcać się nie lubię, wsłuchiwać też nie bardzo, mi jak coś tam puka stuka w moim ciele i duszy to ja na to nie zwracam uwagi, boli przejdzie a jak nie to łyknę jakiegoś przeciwbólowego proszka i idę dalej a jak serce skacze to też nie mierzę puls czy ciśnienia bo nie chce mi się to raz, dwa jak mam arytmię to mój ciśnieniomierz wariuje i niech bym odczytała jakiś stan agonalny na ciśnieniomierzu to dopiero byłby cyrk a po co mi to, ja tam podchodzę ze spokojem, kardiolog mówi, nie panikować w takiej sytuacji bo będzie gorzej, raz wpadłam w taką panikę to wylądowałam na KOR, potraktowali mnie na szczęście poważnie bo ekg wyszło nie najlepiej ale histeryczką to ja nie jestem, w sytuacjach ciężkich zachowuje zimną krew, trochę życie mnie nauczyło twardo stąpać po ziemi. Ale jestem trochę radośniejsza, bo już mam opiekę hospicjum domowego i lekarz przychodzi co tydzień, zbada, osłucha, obejrzy więc czuję się tak bezpieczniej i w każdej chwili mogę dzwonić do lekarza opiekującego się mamą albo lekarza dyżurującego i będzie pomoc, jest to dla mnie bardzo ważne, bo do tej pory ze strony szpitala, lekarza rodzinnego czy pogotowia była całkowita olewka. Nie gniewajcie się za ploty nie na temat, ale tak czasami wychodzi. A i jeszcze jedno tak wczoraj padłam do łóżka i sobie myślę, może to i lepsze, że mam kłopoty z sercem z dwojga złego lepiej paść na zawał (oczywiście nie w młodym wieku, chcemy pożyć wszyscy) ból chwilowy i po ptakach niż leżeć, męczyć się, wyć z bólu i patrzy na to rodzina i chory jest wykończony i rodzina jest wykończona i wszyscy są bezradni. Widzicie ja nawet w trudnych sytuacjach szukam dla siebie pocieszenia, żeby nie wpaść w pułapkę nerwicy czy hipochondrii. No to na tyle, jak zwykle dużo i nie na temat.

Odnośnik do komentarza

No proszę KLARAAA jest wśród nas i zobacz PROPERTH, dziewczyna 20 długich lat się z tym zmaga i żyje i serce Jej po potyczkach wraca na swój tor, masz przykład? masz to znaczy, że nie masz się czym martwić, tak jak do mnie pisałeś, pierś do przodu i z czkawką w sercu można żyć długo, no tylko pewnie mniej szczęśliwie ale szczęście to już zależy w dużej mierze od nas samych. KLARA a czy nerwica nie jest powodem Twoich przytyków skoro ją masz? jak jesteś spokojna też serce się potyka?

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×