Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Po ablacji


Gość Marla19

Rekomendowane odpowiedzi

Angelika- też tam miałam ablacje i potwierdzam, że jest tam super. Personel medyczny pierwsza klasa. Ja miałam bardzo słabe znieczulenie ze względu na duży próg bólu-po prostu nie było mi potrzebne, dlatego leżenie po zabiegu było dla mnie tragiczne od 13-kiedy mnie położyli do 24-kiedy pozwolono mi się przekręcić na bok a o 6 dopiero wstać na siku. Z tym że ja miałam bardzo dużo *przypaleń*- chyba ponad 20- dokładnie nie pamiętam bo po 10 przestałam liczyć. Milka trzymam kciuki -będzie dobrze. Jeśli chodzi o aktywność fizyczną to ja nie jestem wyczynowcem ale basen po 2 tygodniach a siłka po 3. Bez problemów :) Majka-ja o dziecko dopiero się staram. Pocieszyłaś mnie że po ablacji nic Ci nie jest. Dużo zdrowia i nudnej Ciąży życzę.

Odnośnik do komentarza
Gość Urlopowiczka

O to widzę,że nie tylko ja miałam miliony przypaleń - myślałam,że każdy tak ma. Co chwilkę było tylko *płytko oddychamy*. Miałam dodatkową drogę przewodzenia bardzo blisko prawidłowej, ok.2 mm także lekarz robił powolutku i po kawałeczku. Również nie miałam dużej dawki przeciwbólowców, miejsce w węźle ponoć nigdy nie boli - mnie faktycznie nie bolało, nie czułam nic a nic. Potwierdzam horror leżenia i spowolnionego czasu, w moim przypadku 12h i nawet nie wiecie jak zazdrościłam tym, którzy muszą leżeć tylko 6! Milka, kciuki mocno zaciśnięte. Pewnie już na oddziale wcale się nie denerwujesz ;) Wszystko będzie dobrze, nie może być inaczej ;)

Odnośnik do komentarza

Urlopowiczka ja też miałam blisko a do tego ponoć rozległy bardzo obszar, ponoć to nietypowe że nie jakieś skupisko tylko właśnie obszar-tak to doktor określił. Faktycznie z tym oddychaniem to mnie wnerwiał (lekarz) bo jak wywoływał częstoskurcz to głębsze oddechy mi zawsze pomagały i odruchowo tak robiłam. Mijają właśnie 3 miesiące od zabiegu i jestem przeszczęśliwa że go zrobiłam. Milka napisz jak to zniosłaś.

Odnośnik do komentarza

No to teraz czas na mnie! Bardzo bym chciała, aby to był mój pierwszy i ostatni wpis opisujący ablację, ale może być różnie... Ablację miałam wykonywaną w CK Allenort, w poniedziałek. Wszystkie wcześniejsze wpisy mogę potwierdzić - warunki są komfortowe - dostałam 1-os. pokój, z łazienką, czysto (codziennie wpada sprzątaczka), jedzenie przepyszne - jak z restauracji :) To jednak tylko miłe dodatki, dla każdego i tak najważniejsza jest sama ablacja ;) Przyjęcie było ok. godziny 11. Najpierw prysznic w mydle antybakteryjnym, przebranie w piżamkę, wenflon i krew do badań. I oczekiwanie na lekarzy. Zabiegi zaczynają się o 16:00. Miałam to szczęście, że byłam pierwsza... Ablację wykonywał dr Głowniak - bardzo sympatyczny i widać pełen profesjonalizm. Cały zabieg wspominam jednak i tak jako koszmar :) Mam (miałam?) zespół WPW, niestety okazał się bardzo upierdliwy :( Każdy lekarz, który wpadał do mnie następnego dnia, podkreślał: *wyjątkowo ciężki i trudny zabieg*. Tak to odczułam. Podczas zakładania koszulek i elektrod, nagle poczułam się strasznie słabo. Ogromny szum w uszach, ciemność, zimny pot na twarzy i mdłości, poczułam, że odlatuję. Szybko to zgłosiłam, szybki pomiar ciśnienia, okazało się, że leci strasznie w dół. Zastrzyk na podniesienie i po chwili wróciłam do żywych. To był moment, w którym pomyślałam, że to był błąd... Dalej szukanie drogi i przypalanie. Samo przepychanie elektrod straszne - serce tańczy w cały świat - skurcze komorowe, nadkomorowe, kosmos. Kiedy zaczęło się przypalanie nie poczułam nawet, nic nie bolało, zorientowałam się po jakiejś chwili dopiero. No i tu się zaczął koszmar. Akcja przypalania, *oddychamy płytko* i następnie tekst: *puściło*, by po 10 sekundach powiedzieć *WRÓCIŁO*. To słówko będzie mnie prześladować do końca mych dni. Usłyszałam je chyba 30x minimum. Ciągłe wywoływanie częstoskurczu i wróciło, wróciło, wróciło. Horror. Po 1,5h walki zapadła decyzja, żeby wbijać się w tętnicę, w aortę (do tej pory elektrody były w żyle udowej). To już bardzo bolało... to przypalanie również było odczuwalne dość boleśnie, na szczęście pielęgniarka szybko reagowała na każde moje *auaj* i podawała lek znieczulający. Średnie uczucie też, gdy słyszy się: *jestem w pęczku Hisa*, *przechodzę przez zastawki*. Brrrrr. Z aorty w końcu udało się nadgryźć to moje straszne WPW. Potem próba wywoływania częstoskurczu z komputera (nie podawali żadnych substancji). Trwało to jakieś 5-7 minut, krótko. No i zakończenie. Opatrunek uciskowy, informowanie pielęgniarek *była kłuta tętnica!*. I leżenie 12h... to było straszne, bo siusiu tylko w basen :) a i z tym spotkały mnie niemiłe perypetie, ale nie ma sensu o tym tutaj wspominać - osobliwy przypadek. No i teraz oczekiwanie... jak na wyrok :( Pierwszą noc serce wręcz tańczyło. Miliony dodatkowych skurczy. Następnego dnia trochę lepiej, ale do dzisiaj tętno w spoczynku w granicach 90-100, co mnie trochę martwi. Jedna pani dr powiedziała, że mam nie wracać do Rytmonormu, potem przyszła druga i wpisała w kartę 2x dziennie Rytmonorm, po czym znów wróciła pierwsza i powiedziała, że nie jednak :) Obecnie jestem bez leku, jeśli mam dostać częstoskurcz to pewnie pojawi się szybko, tak powiedziała Pani dr :( Jestem przerażona, bo ciągle coś czuję jakby już... Skoro był taki ciężki przypadek, to mam złe przeczucia. Nie będzie to jednak wina lekarzy, tylko tego mojego upierdliwego wpw :( więc zero pretensji, widziałam, że się starają. Na chwilę obecną jestem już w domku, nie wiem dlaczego, ale potwornie boli mnie noga. Jeszcze wczoraj było dobrze, ale dziś nie mogę jej podnieść nawet, jakby była dosłownie sparaliżowana. Jeśli muszę ją podnieść na łóżko, podnoszę ją trzymając rączkami. Trochę się boję, no ale zobaczymy... Mogłabym jeszcze dużo więcej napisać, ale wybaczcie, jeszcze trochę słabo się czuję, a samo wspominanie tego, nie jest dla mnie przyjemne. Gdyby przyszli ablowicze mieli jeszcze jakieś pytania, to śmiało, odpiszę. Nie martwcie się, ja mam pecha, u innych bywa zawsze lepiej ;) Ale kciuki za powodzenie zabiegu dalej mile widziane... :)

Odnośnik do komentarza
Gość Urlopowiczka

Milka, jeszcze raz - mega mi przykro, że tak się potoczyły sprawy. Byle było już tylko lepiej. Hmmm... z tą nogą to podobno normalne,ale nie wiem czy do tego stopnia. Ja nic takiego nie miałam, ale u mnie szczęście nawet siniaka nie pozostawiło, więc się nie wypowiadam. podwyższone tętno po ablacji nie musi być złym objawem. U mnie spoczynkowe przekraczało 100 przez kilka dni, a po wstaniu do toalety sporo powyżej. Z każdym dniem wszystko powoli odpuszczało i stawało się ono coraz niższe. Unormowało się po jakiś dwóch tygodniach z hakiem. Miałam też dwa epizody 5 szybkich uderzeń serca pod rząd i jak puszczało po sekundzie, czułam jakby mi komputerowo to wyłączono - tzn. takie same odczucie jak na ablacji ;) Czy tak odczuwa się skurcz dodatkowy? Złapało mnie to dwa dni pod rząd, po razie w okolicach 3 tygodnia po zabiegu. Do dzisiaj cisza... Oby na zawsze.

Odnośnik do komentarza

Milka przykro mi że tak wyszło, ale jesteś już po i oby to była Twoja ostatnia ablacja. Tętno też miałam przez prawie tydzień podwyższone, w szpitalu przez 2 dni po zabiegu nie spadało poniżej 120 i miałam jeden epizod ok190. Z nogą może być różnie, u mnie było ok, kustykałam ze 2 dni ale to bardziej dlatego że mi kazano oszczędzać nogę. Z siniaków to miałam tylko odciśnięte cztery palce lekarza na udzie i jeden wyżej (w pachwinie) tam gdzie uciskał, wyglądało to komicznie. Mam nadzieje że już teraz będzie dobrze i że mimo wszystko warto było się przemęczyć ten zabieg.

Odnośnik do komentarza

Dzięki Wam dziewczyny za dobre słowa, od razu jakoś raźniej, jak się wie, że ktoś też przez to przechodził :) Mnie pierwszego dnia noga nie bolała za bardzo i faktycznie chyba za bardzo ją przeciążyłam, bo trochę śmigałam po pokoju itp. Nadal nie mogę jej samodzielnie podnieść i dziś trzeci dzień po zabiegu, zaczął wychodzić krwiak na pół uda :/ Boli niemiłosiernie, ale mam nadzieję, że jak nie ma żadnych zgrubień, to wszystko do siebie dojdzie. :) Mnie potrafi teraz niekiedy mocno zakłuć w sercu, szczególnie gdy się kładę na plecach, prosto... ale z tym zero paniki, bo rozumiem dlaczego :/ Tętno skacze, ale to też się pewnie kiedyś wyciszy, grunt, żeby ten paskudny częstoskurcz nie wrócił, wrrrr. Chociaż mnie jedna pani dr (ta która chciała mi na nowo przywrócić lek, który brałam), powiedziała, że serce będzie się goić 6 tygodni i w tym czasie może się pojawić nawet częstoskurcz, bo blizna się zrobi dopiero po 6 tygodniach. Nie wiem, na ile to prawda. Ona ogólnie mnie więcej straszyła, powtarzała, że nie wiadomo, czy nie wróci, że trzeba czekać itp. Oby nie miała racji... Urlopowiczko droga :) dodatkowy skurcz nadkomorowy to takie potknięcie się serca, czuje się jedno silne uderzenie, chwila pauzy i serce wraca dalej. Komorowe zaś odczuwa się jak takie drugie uderzenie, obok tego właściwego, ja zawsze mówiłam, że biją mi dwa serca :) Ale pewnie każdy to odczuwa indywidualnie. Faktem jest, że one potrafią się układać w pary, mnie np. jak się załączą skurcze komorowe (zawsze w stresie), to jedne za drugim przez kilka minut i w dniu po zabiegu miałam ich też dość sporo - może stres, może poruszone serce... Paskudztwo te arytmie :/

Odnośnik do komentarza

A właśnie, dziewczyny! Jeszcze jedno pytanie. Jak u Was wyglądało wywoływanie częstoskurczu po ablacji? Bo wszędzie czytałam, że podają substancje imitujące silny stres, że czekają 15-30 min, że tak długo to sprawdzają. Mnie niczego nie wstrzykiwali, próbowali wywołać to z kompa i trwało to naprawdę krótko... Martwię się, czy dobrze to sprawdzili :(

Odnośnik do komentarza
Gość Urlopowiczka

To ja juz nie wiem co to byly za dziwne skurcze serca. Wazne, ze sie nie powtórzymy :) Milka po mojej ablacji tez wywoływali skurcz, raz po minucie, 2 raz po trzech i 3 po pięciu minutach. Też nie widziałam, by cos wstrzykiwali. Chyba, ze zrobili to zupełnie poza moja uwaga :) Nie martw sie! Widocznie tak ma byc... Moze to zalezy od sprzętu itd. :)

Odnośnik do komentarza

Może masz rację :) Już myślałam, że tylko mnie mieli dość i tak szybko spławili :P Może faktycznie mają taki dobry sprzęt, słyszałam jak w trakcie wywoływania, dr Głowniak mówił *daj 300 (...) daj 500* :o tętno 500?! :) Ja myślę, że to mogły być te dodatkowe skurcze, tylko jeden za drugim, tak jak u mnie często się zdarzało. Też cholerstwo mało przyjemne... Oby już nie wracały! Precz im :)

Odnośnik do komentarza

Hej mi podawali coś na wywołanie częstoskurczu. Pielęgniarka w trakcie zabiegu podawała mi w welfron na ręku. Potem przy sprawdzeniu czy ablacja się powiodła tez podawano lek. To co słyszałaś to było właśnie wywołanie częstoskurczu przy pomocy elektrody którą miałaś w środku.

Odnośnik do komentarza

Jeszcze Wam potruję :) Dziewczyny, miałyście może opuchniętą nogę w udzie, po ablacji? Dziś jest trzeci dzień po zabiegu, noga w udzie ma tak 1-2 cm więcej w stosunku do drugiej :/ Pamiętam, że zaraz po ściągnięciu opatrunku uciskowego, była jak baaaalon :o innych objawów brak, tylko krwiak i ból, żadnego zgrubienia wskazującego na tętniak nie widzę...

Odnośnik do komentarza

@Milka86 Doktor, wymieniając wartości 300, 400 czy 500 miał na myśli częstotliwość prądu na elektrodach, którymi stymulował Twoje serce, żeby wychwycić moment i miejsce generowania częstoskurczu. Tętno w granicach 500 jest charakterystyczne dla migotania komór, śmiertelnej arytmii, do wzbudzenia której na pewno u Ciebie nie dażono (co nie znaczy, że w badaniu elektrofizjologicznym to nie jest możliwe). Procedury ablacji (czy może badania elektrofizjologicznego, ablacją nazywamy zabieg wypalania) na ogół są podobne, a więc zawsze elektrofizjolodzy starają się sprowokować arytmię w sercu najpierw stymulacją manualną (po prostu *drapiąc* serce w różnych miejscach), a kiedy to nie daje rezultatu, aplikują różne związki chemiczne/leki (często mające za zadanue wywołać w organiźmie efekt stresu, czyli bycia pod wpływem adrenaliny) do krwi i wówczas znów podejmowane są próby prowokowania *zestresowanego* serca. Różne arytmie cechują się wrażliwością na różne substancje, i wiedząc, że dana arytmia szczególnie uwydatnia się pod wpływem konkretnej substancji, właśnie ją podaje się dożylnie podczas badania. Niektórzy wobec tego mają wstrzykiwaną tylko jakąś pochodną adrenaliny (co wydaje się standardowym podejściem w każdym badaniu elektrofizjologicznym), a inni mogą mieć w ramach jednego zabiegu podawanych nawet kilka różnych środków, jeśli podejrzewa się konkretne, charakterystyczne dla nich arytmie. Tak więc mogłaś mieć podaną jakąś pochodną adrenaliny w czasie badania. U mnie wczoraj było podobnie, najpierw drażnienie samymi ruchami elektrod i prądem, a później to samo tyle, że po podaniu środka adrenalino-pochodnego. Bonusowo jeszcze miałem wprowadzoną dodatkową elektrodę do zweryfikowania, tj. wykluczenia syndromu WPW, ale ten test po wprowadzeniu elektrody trwał dosłownie minutę. Życze szybkiego powrotu do siebie i sprawności po zabiegu. Pozdrawiam, Kuba

Odnośnik do komentarza

Dzięki Kuba za obrazowe wyjaśnienie, teraz już rozumiem :) Człowiek doświadcza i przeżywa na stole, a nie do końca ma świadomość co ;) Mam jeszcze pytanie do wszystkich wyablowanych, którzy wcześniej mieli częstoskurcze (tak, wiem, przeżywam...), już ostatnie! Pytam, bo może ktoś miał wcześniej podobne doświadczenia. Otóż, bardzo często, choć to głupie, dostawałam częstoskurcze pod wpływem ucisku na przeponę, czyli np. jak miałam czkawkę bądź ekhmm odbiło mi się powietrze od żołądka... Dość często *załapywał się* wówczas częstoskurcz, choć dużo częściej kończyło się na 2-3 szybkich uderzeniach. Zamierałam na chwilę, po czym mówiłam *byłby atak!*. Jednak lek chyba dość silnie działał i powstrzymywał rozwinięcie się pełnego częstoskurczu. Teraz jestem po ablacji i od pierwszego dnia po zabiegu, do dziś, w tych okolicznościach, doświadczam tego samego :( Odbicie -> 2-3 uderzenia -> zamieranie na chwilę -> i póki co nic... Niby najważniejsze, że nic, ale tak się zastanawiam - u zdrowej osoby, która nie ma WPW, takie sensacje podczas np. czkawki się nie zdarzają. Ja już teoretycznie WPW mieć nie powinnam, a dalej przytrafia się to samo :/ i przyznam, że to na razie jeden najważniejszy objaw, który mnie mocno niepokoi, bo przytrafia się codziennie i czuję, że za którymś razem w końcu zaskoczy :( Czy ktoś miewał podobnie? Będę wdzięczna.

Odnośnik do komentarza
Gość majka em WPW

Milka moje serducho też się czasem *potyka* do tej pory ale to bardzo sporadycznie tak bardzo że ostatniego takiego potknięcia nie pamiętam :) i nie przywiązuję do tego uwagi, tak jak to określiłaś 1,2 uderzenia a później przerwa. Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza

Dzięki Majka :) faktycznie potykania się serducha zdarzają się dość często, ale to ponoć będzie normalne przez najbliższych kilka miesięcy, więc staram się to ignorować. Najgorsza jest ta groza, bo człowiek czeka, czy nie będzie z tego częstoskurczu... :/ Ludzie drodzy, którzy przeszli ablację, powiedzcie mi jeszcze jedną rzecz :) Od mojej ablacji w poniedziałek miną 2 tygodnie, tymczasem w miejscu wkłucia mam taki mały guzek... (miałam 3 wkłucia, guzek obejmuje obszar wszystkich trzech), jest wielkości 50 groszy, twardy. Mam podnosić alarm czy to normalne jednak i czekać aż się wchłonie? Mogłabym iść na usg tego miejsca, ale nie chcę się wygłupić ;) Miałam i mam nadal krwiaka, ale sporo niżej od miejsc wkłucia, w tym miejscu czysto.

Odnośnik do komentarza
Gość majka em WPW

Milka ciężko mi na ocenić twojego krwiaka, u mnie wyglądało to tak: opuchlizna twarda, boląca w miejscu wkłucia dotętniczego zajmująca powierzchnię do połowy uda (wraz z czasem przesuwała się w dół) a później został siniak który długo schodził. I bolało mnie to ok miesiąca po zabiegu. Nie konsultowałam tego u lekarza, sama robiłam okłady z altacetu. Pozdrawiam :) Dalej czekam na MAMUSIE po Ablacji :)

Odnośnik do komentarza

Ja chyba miałam częstoskurcz... 2 tygodnie po zabiegu... Nie wiem, nie umiem ocenić :( Po mega silnym stresie, tętno 140-150. Pod wpływem nagłego zdenerwowania się złą wiadomością. Szybko się unormowało. Niby nie przypominało standardowego częstoskurczu i tętno spadało powoli -> 120 -> 110 -> 90. Normowało się. Ale też nie było tak jak zwyczajne przyspieszenie tętna do 120, że prawie nieodczuwalne, tylko czułam wyraźne silne łomotania serca. I teraz nie wiem, bo Pani doktor mówiła, że jak dostanę częstoskurcz to słabszy i łatwiej przejdzie... Bo do tej pory w WPW częstoskurcze powyżej 200 uderzeń i załączało się nagle i w jednej chwili się wycofywało... Skąd teraz mam wiedzieć :(

Odnośnik do komentarza

Najlepiej Milka gdybyś EKG zrobiła wybierz się jutro do swojego lekarza rodzinnego, przedstaw sytuację i jeśli sam nie zaproponuje poproś o skierowanie na EKG. Albo idź do kardiologa swojego tylko na to chyba musisz dłużej poczekać :/. A może to nic tylko to zdenerwowanie przecież jesteś prawie co po zabiegu nie stresuj się i nie *czekaj* na kolejny atak. Nie wsłuchuj się się za mocno w siebie bo można oszaleć wiem to z własnego doświadczenia przez jakiś czas byłam na delikatnych uspokajaczach. A widzisz może poproś lekarza o jakieś leki wyciszające, które możesz wziąć doraźnie np. w takich sytuacjach stresowych, lub gdy się nakręcasz. Trzymam kciuki za Ciebie :*:*

Odnośnik do komentarza

Dziękuję Majeczko za dobre słowa :* tak zrobię, udam się jutro do lekarza rodzinnego i postaram się o EKG. Mam taką cichutką nadzieję, że to było pod wpływem zdenerwowania... bo faktycznie w tym momencie dostałam telefon ze złą wiadomością, ale też w stresie nigdy nie miałam aż takiego tętna. Może przez to, że serduszko się goi... Straszne to wyczekiwanie ehh :) Chyba powinnam brać coś na uspokojenie naprawdę, żeby troszkę odpłynąć... pozdrawiam Cię ciepło :*

Odnośnik do komentarza

Ehhh, nie najlepiej :( Byłam dzisiaj u pani doktor rodzinnej. Z wrażenia dostałam skurcze komorowe, takie włączone w jednym ciągu, jedno za drugim, dostawałam takie przed ablacją, myślałam, że to z WPW i po ablacji już nie będzie. Ale to nic. Zrobiono mi ekg i pani dr twierdzi, że widać WPW :( Sama też się wglapiam w to ekg, nie znam się, ale widzę, że wygląda nieco inaczej niż to ekg zaraz po zabiegu, gdzie nie ma zupełnie nic... No i klops. Kazała mi się kontaktować z Warszawą (ale co oni mogą przez telefon?). Tętno 150 powiedziała, że też wymaga konsultacji i ciśnienie (nie wiem co się stało, ale od momentu zabiegu mam mega niskie ciśnienie, w granicach 80/55 - nigdy takiego nie miałam, choć nie czuję się od tego źle). No i tak to. Pocieszam się myślą, że może pani doktor się nie zna albo że sprzęt do ekg w przychodni słaby... Będę czekać dalej, czy nadejdzie częstoskurcz... Ale jestem już przez to tak zestresowana, tak mnie dobiła, że tętno mam cały czas kosmiczne i mega lęk. Dzisiaj na noc już zażyję coś na uspokojenie, bo boję się, że tym stresem sobie zaszkodzę. Dzisiaj minęły dopiero 2 tygodnie od zabiegu, powinnam mieć trochę spokoju... Pozdrawiam i dzięki za pamięć :*

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×