Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Po ablacji


Gość Marla19

Rekomendowane odpowiedzi

Gość Lenamagda

Ja przechodziłam ablację 3,5 roku temu (zaraz po skończeniu 18 roku życia) i do dzisiaj mam dodatkowe skurcze serca. Z tego co mi mówił kardiolog pewne ognisko komórek miałam blisko pęczka Hisa i nie było możliwości pozbyć się go w całości. Poza tym pojawiła mi się chyba zwykła arytmia, ale jest to dodatkowe (lub nierówne) uderzenie raz na 2-3 dni, także na razie się tym nie przejmuję. Gorzej jest tylko, jak się denerwuję :D Ale kibicuję wam, żeby przeszło całkowicie. Mnie za jakieś 5-10 lat pewnie będzie czekała powtórka :(

Odnośnik do komentarza
Gość Grzegorz 0435

Witajcie ja jestem.po ablacji 5 godzin sam zabieg nie jest taki straszny u mnie koło godziny natomiast po już tak fajnie nie jest czuje co jakiś czas dodatkowe skurcze i tetno poniżej 100 nie spada ale mówią że tak ma być zobaczymy co dalej.Pozdrawiam wszystkich po przed i tych w trakcie 😊

Odnośnik do komentarza

Witam w piatek mialam ablacje dzis jest niedziela,czuje sie o 100 razy lepiej niz przed ablacja ,tym bardziej ze przed zabiegiem kazali odstawic tabletki a wtedy to caly dzien trzymal mnie atak ,serce szalalo od 100-180 czasem wyzej jak sie ruszalam ,wiec teraz to raj zastanawiam sie kiedy bede mogla wrocic do cwiczen ,pracy jak kazdy pisze sam zabieg to pestka ale po zaraz jak juz glupi jas ustepuje bol plecow i w klatce straszny az plakalam ,ale jakos przetrwalam chyba kolo 3-4godz po zabiegu lezalam bez ruchu ,choc wlasciwie pod koniec juz sie ruszalam z tego bolu ,a za moment zasypialam ,jakos minelo i kolo 17 wzieli zawiezli mnie na pokoj,dodam ze z bolu az wymiotowalam :( pachwina hmmm maly krwiak i siniak ,jak za duzo sie ruszam zaczyna ciagnac i troche sie mecze wiec z tydzien napewno nie bede daleko chodzic ,tylko po domu i raczej odpoczywac ,mysle ze pozniej dolacze juz powoli spacerki po syna do szkoly a po miesiacu moze rower hmm zobaczymy co moj lekarz powie :)bo za miesiac wizyta w szpitalu a u was jak ?

Odnośnik do komentarza

Miałem drugą ablację zespołu WPW 2 tygodnie temu. Zabieg powiódł się częściowo, jedną dodatkową drogę przewodzenia usunięto natomiast drugiej drogi nie dało się *wypalić* mimo 3 h zabiegu. Mimo tego czuje się gorzej niż przed drugą a nawet przed pierwszą ablacją. Miałem w tym tygodniu już 3 częstoskurcze trwające od 30 min. do godziny. Tętno około 200. Prawdopodobnie udam się na 3 ablację bo teraz już nie ma wyjścia , albo wóz albo przewóz, ale żałuje że poddałem się pierwszej ablacji. Przed pierwszą ablacją miałem częstoskurcze raz na 2 miesiące, a po nieudanych ablacjach znacznie częściej, dodatkowo strasznie szybko się męczę....Jestem wkurzony i zdruzgotany....

Odnośnik do komentarza

Z migotaniem przedsionków zmagam się od 2004 r przez lata leczenie rutynowe. W 2014 r. wszczepiono mi rozrusznik po którym miałem nieć mniej ataków. Jak przedtem migotałem raz na miesiąc tak po wszczepieniu rozrusznika migotałem 28% czasu miesięcznego dodatkowo masa dolegliwości : problemy ze skrętem głowy ,ból karku, ból głowy non stop, brak możliwości spania na boku i na wznak bo kłocie żołądka, ciągłe pokasływanie. Po czterech miesiącach w 2015 r. po niesympatycznych wielkich bojach z lekarzami renomowanego szpitala w Polsce usunięto mi rozrusznik, migotanie wróciło do normy raz na dwa trzy tygodnie, dolegliwości ustępowały w ciągu 3 dni . Migotałem ok dwa razy w miesiącu samemu się umiarawiając bo w szpitalu nie potrafiono tego zrobić. Stopniowo zacząłem myśleć o ablacji w końcu w styczniu 2017 poszedłem na zabieg 5,5 godziny na stole wypalone ok 100 punktów na trzeci dzień po zabiegu wpadłem w ciągłe migotanie. Szybciutko w lutym zrobiono mi drugą ablację 7 godzin na stole wypalone 300 punktów po zabiegu trauma na całe życie po czym w migotanie ciągłe wpadłem po 7 dniach. Trzecia ablacja w marcu 7,5 godziny na stole, palono wszystko równo już nikt nie liczył ile punktów. Okolice *uszka* w sercu całe na czerwono , przy przedsionkach to samo. Stan mój po tym taki , że kolację 1 kromkę chleba jadłem 2 godziny bo nie miałem siły. Po 22 dniach wpadłem w migotanie na 7 godzin umiarowiłem się sam. Czekam co będzie dalej może się poprawi a jeśli będę wpadał w migotanie nie częściej niż raz na 10 dni i się będę umiarawiał to nigdy nie pójdę na ablację.Kondycja jest taka ze przed ablacjami 2.5 miesiąca temu wchodziłem na 4 piętro bez zadyszki teraz 1,5 piętra i odpoczynek. Piszę to dla tych którzy migotają raz na kwartał miesiąc, ablacja nie wszystkim pomaga. Lekarze którzy mi robili ablację to pierwsza liga w kraju serdeczni opiekuńczy ludzie robili wszystko aby mi pomóc za co im bardzo bardzo dziękuję pomimo, że efekt jest taki jak przed ablacjami.

Odnośnik do komentarza

Witam , ja właśnie jestem dwa tygodnie temu po ablacji w Krakowie J.P II prowadził ją dr.Bednarek bardzo miły lekarz .Czuje sie dobrze , ale wieczorami odczuwam lekkie pieczenie i podbolewanie ,ale to chyba normalne po zabiegu . Polecam ten szpital , naprawdę czułam sie jak w domu . Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

W pierwszej kolejności, chciałbym Was wszystkich pozdrowić i jakkolwiek by to nie zabrzmiało dziękuję Wam, że nie jestem sam ze swoim problemem. Nie będę opisywał swojej trwającej od 2009 roku historii, bo wystarczy przeczytać kilkadziesiąt postów na tym forum i do tych kilkudziesięciu ona pasuje. Postaram się krótko.W dniu 10.04.2017 przeszedłem zabieg ablacji. Zabieg w HCP w Poznaniu, przeprowadzony przez dr.Baszko.Tutaj należy wspomnieć, że to jeden z wybitniejszych specjalistów w tej dziedzinie. Przed zabiegiem migotanie i trzepotanie miałem prawie codziennie Żadne leki, a było ich wiele nie pomagały.Pomiędzy epizodami serce równiutkie i miarowe. Jednak oczekiwanie na kolejny epizod stawało się nie do zniesienia. Miałem wrażenie, że arytmię wywołuję samym myśleniem o niej. Przebieg ablacji również pasuje do tych już opisanych. Po ablacji od dwóch tygodni znowu codzienne migotanie, do tego doszła jeszcze tachykardia, skoki ciśnienia i tętna. Czy jestem wyleczony, nie wiem. Czy jest to skutek gojenia i za pół roku będzie już dobrze, również nie wiem. Jednak teraz mam znowu coś, co przez te wszystkie lata już powoli traciłem. Jest to właśnie nadzieja, nadzieja na lepsze życie. Dlatego jeżeli tylko zajdzie taka potrzeba, to zrobię drugą i trzecią ablację. Jeśli Wam również nie pomagają już leki, szukajcie nadziei właśnie w tym zabiegu. Czy wszystkim pomoże, oczywiście, że nie.Jednak gdy nie spróbujecie stracicie coś, przy czym arytmia jest jak katar. Pozdrawiam!

Odnośnik do komentarza

Wcześniej opisywałem genezę swojej choroby Przypominam tylko ablacje: w styczniu 2017 poszedłem na zabieg ablacj 5,5 godziny na stole wypalone ok 100 punktów na trzeci dzień po zabiegu wpadłem w ciągłe migotanie. Szybciutko w lutym zrobiono mi drugą ablację 7 godzin na stole wypalone 300 punktów po zabiegu trauma na całe życie po czym w migotanie ciągłe wpadłem po 7 dniach. Trzecia ablacja w marcu 7,5 godziny na stole, palono wszystko równo już nikt nie liczył ile punktów. Okolice *uszka* w sercu całe na czerwono , przy przedsionkach to samo. Stan mój po tym taki , że kolację 1 kromkę chleba jadłem 2 godziny bo nie miałem siły. Po 22 dniach wpadłem w migotanie na 7 godzin umiarowiłem się sam. Po kolejnych 12 dniach znowu migotanie , umiarowiłem się sam po 1,5 godzinie. Po kolejnych 5 dniach kolejne migotanie 45 minut. Dwa niesiące po ablacji dopadło mnie migotanie ciągłe ok 5 dni Jestem już po czwartej ablacji po trzech dniach migotanie na przemian z arytmią tętno dochodzi do 137 i spadało do 44, po trzech dniach znowu się umiarowiłem. Po 19 dniach znowu migotanie 6 godzin tętno 147. Po 30 dniach znowu wpadka na 5 godzin. Problem dla mnie to to , że jestem słaby i męczę się czasami po paru krokach brak mi tchu, witalność prawie zerowa gdzie przed ablacjami było wszystko ok. Staram się żyć normalnie ale o kondycji z przed ablacji mogę pomarzyć. Czekam co będzie dalej może się poprawi Piszę to dla tych którzy migotają raz na kwarrtał miesiąc, ablacja nie wszystkim pomaga. Jak bym wiedział , że efekt 4 ablacji zaprowadził mnie do punktu wyjścia a kondycja będzie gorsza nigdy na ablację bym się nie zdecydował. Jeśli się będę umarawiał sam i nie wpadnę w migotanie ciągłe na ablację się nie zdecyduję. Będę z tym starał się żyć jak przed ablacjami mażę tylko aby wróciła kondycja. Uwaga na leki te same pomagają i szkodzą ordynowano mi 1500 jednostek potasu 400 magnezu 150 Betaloku do tego Opakorden Tiarolid i 20 mg Xarelto serce gdakało zatrzymywało się na 2-4 sekundy. Dzisiaj to 75 iednostek potasu 12 magnezu 12,5 Betaloku bez Opakordenu 1/2 tabletki Tiarolidu i 10 mg Xsarelto kołatania serca się zmniejszyły czekam co będzie dalej. Trzymajcie się wszyscy ciepło nie chorujcie ale się obserwujcie leki w nadmiarze potrafią zrobić nam krzywdę.

Odnośnik do komentarza

Odpowiadam Tomkowi nie chcę pisać w którym szpitalu mnie tak załatwili bo lekarzom będzie przykro a działali w dobrej wierze chcąc mi pomóc nie udało się. Dzisiaj październik mój stan jest bardzo kiepski od majowej czwartej ablacji migotałem 7 razy z czego ostatnio cały wrzesień w migotaniu ciągłym zaczęło się w tempie tętno 102 a skończyło 142 . Lekarze zdecydowali o piątej ablacji na co przystałem szykowałem się do szpitala i dzień wcześniej stał się *cud* umiarowiłem się, oczywiście do szpitala nie poszedłem. Od 30 września jest jazda bez trzymanki arytmia nie z tej ziemi tętno 44 do 90 serce puka w rytmie pijanego jazzmana. Idę do szpitala 15 października bo czuję się bardzo słabo przybyło mi 10 lat w ciągu roku z radosnego starszego pana stałem się zgorzkniałym mającym problem z przejściem 400 m dziadkiem. W styczniu przed pierwszą ablacją odwalałem śnieg na 300 m2 wokół domu w 3 godziny dzisiaj odwalam kitę czuję, że się powolutku kończę. Zobaczymy co będzie po szpitalu ale wszystkim poddaję pod rozwagę jak migacie nie częściej jak raz na dwa tygodnie do 12 godzin i się umiarawiacie przemyślcie 1000 razy decyzję o ablacji. Wszyscy lekarze mówią ,że macie szanse na wyleczenie, tylko nikt nie mówi , że może być gorzej.Pozdrawiam wszystkich i uważajcie na leki im więcej tym gorzej napiszę czy jeszcze dycham

Odnośnik do komentarza

Rysiak - jest mi przykro, że Tobie ablacja nie pomogła. Według mnie albo masz pecha i wyjątkowo oporną arytmię, albo jeszcze nie byłeś u odpowiedniego fachowca. Nie można odradzać ludziom ablacji tylko dlatego, że Tobie się nie udało. Osobiście znam kilkanaście osób, którym ablacja pomogła. Poznałem też takich, którym pomogła dopiero trzecia, czy czwarta. Ja odpukuję w niemalowane i póki co cieszę się życiem bez migania. Wiem jak możesz się czuć i szczerze życzę Ci żebyś wrócił do formy - nie poddawaj się i może spróbuj porozmawiać z lekarzem, może tym razem z innym niż dotychczas. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Witam. Arytmie wykryto u mnie podczas rutynowego badania u lekarza. Bylam fanką duzych ilosci kawy, napojow energetycznych, w momencie przyjecia do szpitala holter wykazal 18 tys skurczow nadkomorowych , na niecale 15 godzin. Wszystkie badania wykazaly ze serce jest organicznie zdrowe. Wypuszczono mnie bez lekow. Majac juz swiadomosc *choroby* na wiosne odczuwalam straszne trzepotanie w klatce, budzilam sie w nocy z brakiem tchu i lekiem, nawiedzalam lekarzy co tydzien z poczuciem ze umieram. Kolejne holtery maj i sierpien tego roku wykazaly kolejno 8 tys nadkomorowek, pozniej 4 tys. Z powodu concoru 1.25 ktory w koncu wlqczylam , rowniez pare blokow serca. W przyszlym tygodniu mam sie stawic na badanie eps , i ewentualna ablacje. Zastanawiam sie czy ze wzgledu na spadajace wyniki lepiej moze nie dawac w sobie *grzebac* ? Czy ktos jest w podobnej sytuacji?

Odnośnik do komentarza

Witam wszystkich po i przed ablacją. Podzielę się moimi przeżyciami. Ablacja była wykonana w szpitalu Magodent w Warszawie przy ulicy Fieldorfa przez zespół dr. Kryńskiego w dniu 16-11-2017. Arytmia jaka miałem to napadowe częstoskurcze nadkomorowe. Szpital trochę obskurny z zewnątrz ale wewnątrz trochę lepiej. Zabieg był wykonany przy znieczuleniu miejscowym przez żyłę pachwinową, podczas zabiegu lekarz stwierdził, że musi dostać się do drugiej komory i misi nakłuć aortę i to najbardziej bolało. W sumie zostały wykonane trzy mało przyjemnie przypalenia. Wszystko trwało półtorej godziny i zakończyło się sukcesem, tak powiedział lekarz. Po zabiegu prawie pięć godzin z uciskiem bez ruchu - horror.... potem jeszcze godzinę z lodem uciśniętym w pachwinie. po dwunastu godzinach od zabiegu można było wstać i zrobili EKG. Po kolejnych czterech godzinach wypis do domu. Jak na razie serce pracuje równiej, niż do tej pory i mam nadzieje, że tak zostanie. reasumując: zabieg do przeżycia, personel szpitala w porządku choć zażyła mnie odpowiedź na moje pytanie odnośnie jak by ból był mocny to jakie leki przeciw bólowe można przyjąć, pani doktor prowadząca odpowiedziała, że przez dziesięć lat pracy nikt jej takiego pytania nie zadał....... po czym powiedziała, że każde.... trochę żenujące, bo wiem jak bym wziął coś nie odpowiedniego i trafił do szpitala to by mi zarzucano dlaczego nie zapytałem co można brać. po powrocie do domu zaczęły się problemy z dużym bólem kolana przede wszystkim w pozycji leżącej, jak siedziałem albo stałem to tak nie bolało. Nie dało się wytrzymać bez leków przeciw bólowych i smarowania maścią heparynową, zrobił się duży krwiak na udzie. Najciekawsze jest to że nadal najbardziej boli mnie kolano gdzie nie ma śladu krwiaka. Wczoraj pojechałem kontrolnie do mojego kardiologa, który stwierdził, że musiała krew pomiędzy mięśniami dostać do kolana i to boli i stwierdziła zgrubienie w pachwinie 3/3 cm w pachwinie. Dała skierowanie na USG Doppler czy przypadkiem z tego zgrubienia krew pod skórą nie leci, i teraz moje pytanie: te zgrubienie nie tętni ani nie boli czy te USG jest konieczne?? może każdy po ablacji przez Aortę ma potem jakieś zgrubienie. Wydaje mi się, że ta tętnica musi się jakoś zagoić i może być jakieś zgrubienie.... ?????

Odnośnik do komentarza

Przypominam tylko ablacje: w styczniu 2017 poszedłem na zabieg ablacj 5,5 godziny na trzeci dzień po zabiegu wpadłem w ciągłe migotanie. Szybciutko w lutym zrobiono mi drugą ablację 7 godzin na stole po czym w migotanie ciągłe wpadłem po 7 dniach. Trzecia ablacja w marcu 7,5 godziny na stole. Po 22 dniach wpadłem w migotanie na 7 godzin umiarowiłem się sam. Po kolejnych 12 dniach znowu migotanie , umiarowiłem się sam po 1,5 godzinie. Po kolejnych 5 dniach kolejne migotanie 45 minut. Dwa niesiące po ablacji dopadło mnie migotanie ciągłe ok 5 dni Czwarta ablacjia po trzech dniach migotanie na przemian z arytmią tętno dochodzi do 137 i spadało do 44, po trzech dniach znowu się umiarowiłem. Po 19 dniach znowu migotanie 6 godzin tętno 147. Po 30 dniach znowu wpadka na 5 godzin.W grudniu po siedmiu dniach migotania ciągłego piąta ablacja po niej 14 dni migotanie na godzinę. Jest półtora miesiąca od ostatniej ablacji na razie męczą mnie kołatania serca i arytmie zwalczam je minimalnymi dawkami magnezu i potasu Xarelto Tialorid jakoś daję radę nie jest źle ale dochodzić będę do siebie długo. Zostaję bez komentarza lekarze wspaniali ludzie w moim przypadku w rokowaniach są bardzo powściągliwi.

Odnośnik do komentarza

28 lutego przeszedłem zabieg ablacji, rozpoznanie AVNRT, napadowy częstoskurcz nadkomorowy miejsce aplikacji TRÓJKĄT KOCHA liczba aplikacji 7 czas 174 s efekt; skuteczny Ablację przeprowadził prof. Sebastian Stec wraz z Panem technikiem i Panią pielęgniarką. Chylę przed Nimi czoła i ślę podziękowania a Pana profesora stawiam za wzór wszystkim lekarzom, nie tylko ze względu na wiedzę i profesjonalizm ale również za to że potrafi do każdego pacjęta podejść indywidualnie, po ludzku i ze zrozumieniem. Miałem arytmię bardzo objawową z napadem do 230 n/min. i trochę się obawiałem pobudzania żeby w jakiś niekontrolowany sposób nie zakłócić przebiegu ablacji. Mimo to zostałem ze zrozumieniem wysłuchany i zapewniony że będzie wszystko robione tak żeby nie było z mojej strony niekontrolowanych ruchów. Dlatego jeszcze raz powtórzę- to bardzo profesjonalny zespół lekarzy. Dziś jestem 3-ci dzien po ablacji a od wczoraj w domu. Na ten moment odczuwam od czasu do czasu delikatne dodatkowe skurcze którymi staram się nie przejmować i coś co mnie niepokoi tj. spadek kondycji. Męczy mnie wychodzenie na piętro i proste czynności. Mam nadzieję że to minie i gdy rany w sercu się zagoją to wszystko się unormuje i będę mógł cieszyć się pełnią życia. Dodam że zabieg został przeprowadzony w Centrum Kardiologii Inwazyjnej i Angiologii w Nowym Sączu. Dziękuję również za opiekę w owej placówce, naprawdę miejsce godne polecenia pod każdym względem. pozdrawiam wszystkich na forum. duzo zdrowia.

Odnośnik do komentarza

Witam..Jestem tu nowa i chciałabym opiaać swoją historię. Częstoskurcze mam od 20r.ż.czyli jakieś 14lat. W 2012r będąc w górach miałam częstoskurcz z pulsem ponad 200..z każdym kolejnym było gorzej, odbierało siły miałam omdlenia.Pilnie trafiłam na stół , zrobiono mi ablacje. Było to w radomiu a lekarz był z Anina. 4lata było super.Aż do 2016r...zaczęły mi się zdarzac czestoskurcze ale rzadko i lekkie...z czasem jzrobilo sie gorzej..serce ciągle próbuje mi się wybić. Najgorzej jest wieczorem, bo nie moge byc w pozycji półsiedzacej a o zgięciu głowyvw str.klatki nie ma mowy bo odrazu czestoskurcz.na tydz.przed miesiączką jest najgorzej. Jedna kardiolog bez badania mnie uznala ze kolejna ablacja. Poszlam do innego. Założył holtera na 6dni..poza niewielka ilościa dodatkowych skurczy nic nie wykazał.aa no złapał jeszcze ok.1sek wybicie z komory. Niewiem juz czy to nerwica bo holter nic nie łapie. Czekam na czestoskurcz z nadzieja ze dojade do szpitala i udokumentuje..lekarz uznal ze jesli idzie z komór to już wyzszy lewel i on nic nie poradzi.mieszkam 100km od warszawy..nie znam lekarz i niewiem do kogo sie udac.jestem załamana bo nawet w kinie nie mogę usiedziec bo dźwieki głośne pobudzają serce. Śmiać sie nie mogę bo ak samo. Wysiłek fizyczny odpada. Mam depresje z tego powodu bo ciagle sie boje wyskoku. Serce niby zdrowe tylko koniuszek mam przesuuniety..bo mialam lejkowata klatke i po operacji serce juz tak zostalo..po operacji zaczelam mieć czestoskurcze..nigewiem gdzie sie udac żeby mnie za wariatkę nie uznano.a jeszcze mnie lekarz nastraszył że jeśli mam nową drogę od komór to grozi zatrzymaniem akcji serca więc drże przy najmniejszym wybiciu

Odnośnik do komentarza

Do MIKASIA. Nie jestem specjalistą ale może powinnaś poszukać innych przyczyn zachowania serca,może za niski potas masz. Ja co miesiąc sprawdzam i jak schodzi poniżej 4 już biorę suplementy a jaki masz poziom witaminy D3 sporo osób o tym pisze.Psychika też ma wpływ nie mówiąc o pogodzie wiem to po sobie. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×