Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Po ablacji


Gość Marla19

Rekomendowane odpowiedzi

Tymoteusz no nie gadaj w takich warunkach miał zabieg prezydent Komorowski coś tu nie tak może są osobne sale dla wybrańców narodu ludzi ponad nami nie wiem a moze ciebie robili na sali zabiegowej .Przepraszam ale cośtu nie gra i nie strasz mnie bo mam tam miec robioną już kolejną

Odnośnik do komentarza
Gość tymoteusz28

średnio się czuje więc nie piszę - odp. pytającym o salę - niestety - tak sala zabiegowa jest zaadaptowana do potrzeb tego typu zabiegów - ale panuje tam pewien nieład i duży ruch osób 3. personel bardzo się stara by pacjent nie odczuwał dyskomfortu ale trudno o komfort gdy przez salę przewijają się osoby postronne lub gdy pielęgniarka asystująca ( bardzo miła osoba ) musi odbierać komórki lekarza robiącego zabieg - po prostu człowiek się od razu zastanawia czy nie przypłaci tego infekcją - ale ogólne nie jest źle -zawsze może być gorzej

Odnośnik do komentarza

Tymoteusz co znaczy czuję się średnio,,,,,, udał się zabieg czy nie.... ja rozumiem okres przejściowy ale medycy chyba ci powiedzieli co i jak ,chyba że tak jak mnie lekarz zadowolony z zabiegu częściowo się udał tylko że pacjent po zabiegu nie jest w stanie wyjść poza teren mieszkania i gdzie cię robili i kto

Odnośnik do komentarza
Gość tymoteusz28

Boleć mnie już nie boli - ale ataki są inne i rytm jest inny a to mnie niepokoi bo byłe już przyzwyczajony do tych starych wersji. jeżeli poczytasz wcześniejsze posty to zobaczysz że napisałem że zabieg się nie udał i muszę iść na kolejny.

Odnośnik do komentarza

Jestem równe pół roku po ablacji nawrotnego częstoskurczu nadkomorowego. Nie zażywam już betablokerów. Od ok. 2 miesięcy mam dziwne kołatania serca, tylko w nocy. Jest to równomierny rytm, prędkość zwykle ok. 90/min, ale zdarzyło się i 120. Raczej nie jest to częstoskurcz napadowy, bo kończy się stopniowym zwalnianiem rytmu (nie wiem, jak się zaczyna, bo jak mnie budzi, to już wali mocno). zdarza się co ok. 2 tygodnie. Kardiofon zarejestrował rytm zatokowy. Kilka głębszych oddechów uspokaja rytm, ale i tak mnie to dość mocno niepokoi, tym bardziej, że budzi mnie w nocy, wpadam w lęki i nie mogę spać. Macie jakiś pomysł, co to może być? Może ktoś ma coś takiego?

Odnośnik do komentarza

Ja jestem już pół roku po ablacji (sierpień 2011). Ablacja nieudana (WPW oraz AVNRT) i częstoskurcze wróciły. Oczywiście wszystkie leki czyli betablokery i Polfenon też. Również ja mam nocne, dziwne sytuacje, kiedy budzi mnie walenie serca, szybki rytm - ale to zdecydowanie nie jest częstoskurcz. Po chwili zaczyna się wyrównywać rytm, ale lęk zostaje. Generalnie, niestety, po ablacji pojawiły się u mnie objawy, których nigdy nie miałam. Oprócz ciągłego *potykania* sie serca, bóli w klatce piersiowej, uczucia dziwnej słabości i wrażenia, że za chwilę częstoskurcz się zacznie, okropne zachowania lękowe. Nie wiem, co robić: mam dwie sprzeczne opinie. Jeden kardiolog mówi: konieczna kolejna ablacja. Drugi z kolei: niech sobie Pani da spokój. Co robić? Pojechałabym na konsultację do kogoś kompletnie z zewnątrz, ale gdzie? Wierzcie mi, strasznie ciężko mi w tej chwili żyć:(. Codziennie coś z sercem się dzieje i boję się robić jakiekolwiek plany na dzień kolejny....

Odnośnik do komentarza

Poziombka wierzę Ci bo mam dokładnie to samo. Jestem po 3 nieudanych zabiegach i czuję praktycznie przez 24 na dobę kołatanie podchodzące aż do gardła (dziwne i straszne uczucie trudne do opisania), trzepotanie jak galaretka, ból w klatce zmęczonego mięśnia, kłucie, szybki nierówny rytm i nagłe zatrzymanie serca na dłuższy czas. Nogi mam wtedy jak z waty i dziwnie się czuję. Mam problemy ze snem. Często nie mogę zasnąć i budzę się w nocy bo dolegliwości dają znać o sobie, a w ciągu dnia są chwile, że nie mam sił i oczy same się zamykają do spania bo jestem taka słaba jakby mi ktoś zasilanie nagle odłączył :). Moje dodatkowe skurcze nie są do zlikwidowania, bo wracają natychmiast po kilku minutach. Lekarze sami przyznali, że takiego przypadku jeszcze nie widzieli. Miałam 2 ablacje i 1 krio. Muszę się nauczyć z tym funkcjonować. Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza

Zuzanno - jesteś pierwszą osoba, która nie zbagatelizowała moich lęków. Dziękuję! Na pewno pojadę na konsultację - myślę o Wrocławiu, bo mam najbliżej. Czy ktos może mi polecić kogos naprawde dobrego, kto zechce porozmawiać, a nie tylko wydac werdykt?

Odnośnik do komentarza

Poziombka ja mam dobrego lekarz kardiologa ze szpitala wojskowego,co prawda On nie robi zabiegów ,ale jaest na miejscu i oddaje w najleprze rece.......ja miałam tam zabieg na tetnicy podobojczykowej i doktor super sie mna zajmował jaki i reszta personelu ,razem z lekarzami......jezeli jestes zainteresowana moge podac na @ kontakt.........pozdrawiam......

Odnośnik do komentarza

Witam wszystkich umęczonych,pozytywnie i negatywnie nastawionych. Nie pisałam, bo nie udało mi się tu znaleźć kontaktu., Może tym razem się uda ;-))). Tak sobie czytam i własnym oczom nie wierzę.. Po prostu nie wierzę.. Dlaczego nikt nie jest w stanie nam pomóc. Lęków nikt nie rozumie, bo nie jest w stanie sobie wyobrazić jak to jest jak serce żyje sobie swoim rytmem, jak to jest kiedy czuje się, że zaraz się upadnie, jak wyglądają wyjazdy, które zamiast być wypoczynkiem są ciągłym pragnieniem dobrego samopoczucia i wreszcie jak to jest kiedy nie można nic zaplanować, bo nie wiadomo co będzie za chwilę.My z mężem właśnie wróciliśmy z Zakopanego, oczywiście doszłam do wniosku, że coś chyba się zaczyna i muszę do szpitala, na co mój mąż: Bo co w zakopiakim jeszcze nie byłaś? Brzmiało to śmiesznie, jednak łza kręci się w oku. Ja po prostu nie rozumiam czemu nikt nie szuka przyczyny. Najlepiej położyć na stół albo wmówić nerwicę. Kochani moi przecież to nie bierze się z powietrza. Jakaś przyczyna być musi. Ja sama idęna kolejną ablację 2 lutego i nie wierzę w jej powodzenie, może to błą. Faktem jest, że kiedy zdażają się tu pojedyncze przypadki udanych ablacji to muszęprzyznać, żeniczego bardziejnie pragnę i życzę każdemu... pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Zdrowy, choćby nawet bardzo się starał, nigdy nie zrozumie chorego. Tak już jest. Życzę Ci Digimon pomyślności i udanego zabiegu - będę mocno za to trzymała kciuki :). A jeśli chodzi o wiarę, że się uda lub nie to moim zdaniem to nie działa :). Ja bardzo wierzyłam w każdą próbę, bo jestem osobą pozytywnie i optymistycznie nastawioną, a mimo to się nie udało i już nic nie da się zrobić. Zauważyłam jednak, że im mniej o tym myślę i mówię, im mniej się tego boję tym czuję się lepiej. Świat mi się zawalił bo choroby zrujnowały moje wymarzone, normalne i ludzkie plany na przyszłość. Jednak nie mogę się poddać i płakać nad sobą. Wiem, że mam wspaniałego męża i muszę brać z życia tyle ile mogę, ile sił mi starczy. Dziś wiem, że warto cieszyć się codziennymi drobnostkami życia :). Pozdrawiam :).

Odnośnik do komentarza

Cześć zuzanna :-). Dziękuję za odpowiedź. To niesamowite uczucie pisać z kimś kto dokładnie wie co czuje, kto wie co to znaczy radość z pięciu minut dobrego samopoczucia. Masz rację, że im mniej się boi i myśli tym jest lepiej. Ja czasem jak zajmę się czymś i zapomnę o tym wszystkim to czuje się jakby wielki ciężar ze mnie spadł :-). Po chwili jednak wszystko wraca.. Faktem jest że im dłużej to wszystko trwa tym bardziej się przyzwyczaja. Potem są nowe dolegliwości i znów trzeba się najpierw bać a potem jakoś przyzwyczaić. Super usłyszeć to od osoby, której każdy dzień wygląda tak samo.. Jeżeli chodzi o gg to wcale z niego nie korzystam. Nie mam za bardzo czasu. Co najwyżej wieczorami i to późnymi. Będę włączać częściej i tu też będę zaglądać. Pozdrawiam trzymaj się cieplutko :-)

Odnośnik do komentarza

*Lęków nikt nie rozumie, bo nie jest w stanie sobie wyobrazić jak to jest jak serce żyje sobie swoim rytmem, jak to jest kiedy czuje się, że zaraz się upadnie, jak wyglądają wyjazdy, które zamiast być wypoczynkiem są ciągłym pragnieniem dobrego samopoczucia i wreszcie jak to jest kiedy nie można nic zaplanować, bo nie wiadomo co będzie za chwilę* Czytam i wydaje mi sie, że sama to napisałam - dokładnie tak odczuwam życie z tym schorzeniem. Lekarze z którymi rozmawiam widzą problem czysto medycznie: robic ablację, brać leki....Nikt nie chce rozmawiać o wiecznym strachu, o niemożności realizowania planów, o straconych szansach i o chwilach, gdy w najmniej dobrym momencie zaczyna się częstoskurcz. Zuzanna ma na pewno rację - można z całych sił cieszyć sie tymi dobrymi momentami, być z rodziną. Zauważyłam, że najlepiej funkcjonuję wtedy, gdy sama zajmuję się kimś innym! Gdy robię coś dla innych. Najciężej wytłumaczyć wszystko w pracy: że ja naprawdę nie mogę planować choroby, że jak w ważnym momencie mnie nie ma, to moje serce decyduje, a nie lenistwo....

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×