Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Po ablacji


Gość Marla19

Rekomendowane odpowiedzi

Aga-ja miałam ataki dokładnie raz w miesiącu w nocy.Wiedziałam,że leki doustne nic mi nie pomogą .Nie czekałam kilku godzin aż przejdzie( po 1-2 godzin spadek ciśnienia ,ogólny niepokój ,duszno poty ,organizm niedotleniony-czułam że odpalę i wezwałam karetkę *R*),nie chciałam tego doświadczać więc gdy w nocy pojawił się częstoskurcz 180minutę to wsiadałam w auto i goniłam do szpitala. tam umiarowili mnie ,podano kroplówkę KIG i rano wracałam do domku. brałam prysznic i do pracy.Dopiero w grudniu ubiegłego roku miałam napady 3xpod rząd w szpitalu. Wtedy dostałam stracha i wzięłam się powaznie za siebie.Tak się szczęśliwie złożyło że miałam za 2 miesiące skuteczną ablację. Po niej byłam 1 miesiąc na zwolnieniu. Myślę,że od Ciebie zależy czy możesz sobie pozwolić na zwolnienie.W sercu twoim jest dodatkowa droga przewodzenia impulsów elektrycznych,która się wyzwala tak naprawdę niezależnie od nas samych i niespodziewanie. Powinnaś zgodzić się na kolejny zabieg i życzę Tobie abyś się po nim czuła tak jak ja-zdrowo ,bez leków słowm cudownie.
Odnośnik do komentarza
hej! jestem chora od 13 lat . Wczoraj byłam u kardiologa, który polecił mi zabieg ablacji. Nie jestem pewna czy udac sie na ten zabieg ponieważ słyszałam o różnych powikłaniach po op[eracji, moje napady zdarzja sie ostatnio rzadziej i trwaja o wiele krócej. Jak długo trwa rekonwalescecja? Dopiero co rozpoczęłam studia i nie chicałabym miec sporych zaległości, prosze o wasze rady!!!! pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Klaudio- jesteś młodą kobietą przed Tobą studia, macierzyństwo itp. więc powinnaś udać się do specjalisty aby potwierdił konieczność zabiegu. Jeśli możesz to udaj się do osoby nr.1 w Polsce Prof. Franciszka Walczaka On Ci pomoże jestem przekonana. Przyjmuje prywatnie w CK Anin przy ul. Płowieckiej w Warszawie.Ja po ablacji byłam w sumie w szpitalu 3 dni i 1 miesiąc zwolnienia. Czułam się dobrze i z powodzeniem 2 tygodnie wystarczą. Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
niestety nie mam, możliwosci finansowych aby udac sie do Warszawy, pochodze z małej wioski w woj. wlkp gdzie nawet nie ma porządnych lekarzy, kiedy chciałam zwolnienie z wuefu szanowna pani kardiolog wyzwała mnie że moja choroba to nic takiego i wogle nie powinnam od niej żądac zwolnienia bo ludzie po zawałach pracuja a ja nie chce cwiczyc na wuefie!
Odnośnik do komentarza
Dziękuję za radę. Faktycznie prof Walczak jest nr 1 w ablacji przezskórnej. Wychował już sporo następców/kontynuatorów. Ja jednak pozostanę wierny CSK. Podjąłem decyzję kontynuowania terapii środkami bardziej radykalnymi. Wszystkim wahającym się, mimo moich problemów, gorąco polecam ablację. Naprawdę nie jest to nic strasznego, a w większości przypadków przynosi zdecydowana poprawę lub wręcz eliminuje napady. Moje doświadczenia pokazują, że mimo powracających napadów, maja one zdecydowanie łagodniejszy przebieg i b. często obywa się bez umiarawiania szpitalnego. Naprawdę większości pacjentów /z uwagi na mój ablacyjny staż i częste przebywanie na warszawskiej kardiologii, miałem duże pole obserwacji/ wystarczy jedna ablacja. Głowa do góry.
Odnośnik do komentarza
Napadowy częstoskurcz nadkomorowy mam od maja 2007, 2 razy szpital raz sama pokonałam to, boję się bardzo kiedy mnie dopadnie. Nie mogę skupić się na pracy żyję w ciągłym stresie.Kardiolog zapisał mi Polfenon 3* dz po 1,5 g ,mam skutki uboczne brania tego (bóle i zawroty głowy, brak smaku itp.) Proponuje ablacje, jednak strach, przerażenie i obawy mnie dręczą. Czy ktoś miał ablacje w Poznaniu u dok. Błaszyk ?
Odnośnik do komentarza
Witam wszystkich. Jestem 3 tygodnie po ablacji w Aninie z powodu napadowego migotania przedsionków. Zabieg do wytrzymania choć samo wypalanie dość bolesne mimo środków przeciwbólowych. Czy ktoś miał po takim zabiegu problemy ze skaczącym ciśnieniem? U mnie w spoczynku ciśnienie potrafi od normalnego czyli np 120/80 skoczyć nagle do 160/100, aby po godzinie spaść do 90/60. Biorę leki na nadciśnienie np enarenal, amlozek ale nie mogę tego opanować. Poza tym serce chodzi w miarę stabilnie.
Odnośnik do komentarza
6 listopada 2007 miałam ablację! Nie jest to jakieś sensacyjne doniesienie zważywszy na temat tego forum. Dla mnie ma jednak znaczenie dożywotnie, zwłaszcza, że problem częstoskurczy nękał mnie kilkadziesiąt lat. Jeżeli moje oczekiwania odnośnie zabiegu spełnią się, to moje życie ulegnie olbrzymim zmianom. No może nie czas na rewolucję, ale zmiany w ,,głowie* i sposobie życia powinnam poczynić. Jak zwykle najtrudniej będzie z moją głową, gdzie miałam zakodowane ,,chodzenie na palcach*, automatyczne łykanie tabletek i lęk spowodowany każdym przyśpieszonym biciem serca. Najłatwiej będzie z tabletkami,chociaż miałam to zakodowane jak automatyczną trasą do łazienki, w celu umycia zębów. Przyśpieszona akcja zdarza się jeszcze, ale to już nie to, mini częstoskurcz bywa, ale przecież ja jestem jeszcze ,,świeża*! Nie powinnam jeszcze za dużo przesiadywać przy kompie ( noga się goi!), więc jak najkrócej: Miałam napadowe czestoskurcze nadkomorowe! Miałam i niech tak zostanie. Trzy miesiące mam na potwierdzenie słów lekarza (zaraz po zabiegu) : ,,na 96% może pani uważać się za osobę zdrową, która miała ( z akcentem na ,,miała*)częstoskurcze*. Na 2 dni po, przy wypisie do dmu: ,,w 99% pewne jest powodzenie ablacji*. Dostałam dużo nadzieji, a ten 1% to zapewne po to abym zbytnio nie ,,szalała* ze szczęścia. Piszę dlatego, że zaglądałam tutaj na forum i gdybym nie była osobą gotową na nowe wyzwania ( dzięki temu tyle lat godziłam burzliwe życie zawodowe i prywatne z przerwami na ,,ekscesy sercowe*), to może odstąpiłabym ze strachu od zbliżającego się terminu ablacji (czekałam ponad rok). Ale zapewniam: nie taki diabeł straszny jak go niektórzy opisują na stronach o ablacji! Jeżeli 1% będzie tym na poprawkę , to poddam się po raz drugi. Kochani! Jest inaczej, jest lepiej! W styczniu (taki termin dał mi lekarz prowadzący - noga) mogę ruszyć na szlak narciarski, bez obawy że mnie ściśnie i jak oszalałe będzie waliło w rytm 180 na min.! Najważniejsze: DZIĘKUJĘ Panu Dr CEZAREMU CZERWIŃSKIEMU i Panu Dr ANDRZEJOWI HOFFMANOWI z I Oddziału Kardiologii Katowice - Ochojec i całemu personelowi medycznemu pod kierunkiem Pani Ordynator za ablację i WSPANIAŁĄ OPIEKĘ! ps. w razie chęci nawiązania kontaktu podaję adres: jagodadb@autograf.pl
Odnośnik do komentarza
Jagodadb ... tchnie pozytywnie z twojego postu :) Ten sam problem nękał mnie około 25 lat, branie tabletek miałam zakodowane, nigdy nie zapominałam, tylko moje serce czasem zapominało, że wzięłam :D I po ablacji dłuuugo rano i wieczorem szłam jak koń z klapkami na oczach po tabletkę, tak wielka była siła przyzwyczajenia :D Dzięki temu forum zdecydowałam się na zabieg!!!!! Nie żałuję :) Miałam go 28 marca tego roku, od tamtej pory ŻADNEGO ataku! Rekonwalescencja przebiegła super. Na dzis już zapomniałam co to znaczy miec leki w każdym miejscu gdzie moge trafic:) Życzę tego samego i pozdrawiam - byłe już ataki częstoskurczu napadowego nadkomorowego :)))))
Odnośnik do komentarza
Witaj Dorotko! Dzięki za zauważenie! Jestem z natury typowym horoskopowym bliźniakiem - raz z górki, raz pod górkę. Czasem trudno ze mną wytrzymać - huśtawka nastrojów i samopoczucia. A jaki ze mnie gaduła ( co widać na tej stronie)! Ale żadnych skrajności! Dzisiaj ( tydzień po ablacji) odwiedziłam mojego 2 letniego wnuczka, do którego nie docierało, że zawsze rozrabiająca babunia (57) chce spokojnie siedzieć na fotelu. Kopałam piłkę (tylko lewą nogą), budowałam fortecę z klocków i spełniałam ,,ostrożnie* inne zaległości zabawowe (nie widzieliśmy się kilka tygodni). Po 2 godz. byłam tak zmęczona, że padłam. Odpoczęłam i teraz siedzę przed komputerem. Cieszę się że i Tobie się udało! Twój przykład mówi mi, że i mnie się uda - 1% to maleńki stopień do przeskoczenia. Pobolewa mnie jeszcze noga, czasem serce przyspiesza, ale niepokój coraz mniejszy, że przejdzie w kołatanie dluższe niż 5 min. Mój szef dzwonił i pytał czy aby napewno we wtorek 20 będę w pracy, bo pytają o mnie nowi kandydaci do pracy artystycznej. Całe życie ,,coś* mnie mobilizowało i może dzięki temu nie popadłam w depresję i chipochondrię. Nie miałam czasu. Życie mnie nie rozpieszczało, a wręcz doświadczałam bardzo bolesnych ciosów - ale jestem gdzie jestem, cieszę się z tego co mam i z autorytetu na który zapracowałam. Może za pół roku zapytam: a co to są częstoskórcze? Tak chyba będzie, chociaż 41 lat kołatania nauczyło mnie pokory. Jeżeli chodzi o leki, to systematycznie brałam je po badaniach inwazyjnych w Zabrzu od 18 lat. Wcześniej różnie na mnie ,,ćwiczono* nowinki farmacji. Mądry kardiolog powiedział mi przed ablacją: ,,to się nie wyleczy, trzeba wykorzystać szansę jaka dał pani postęp w kardiologii, ile lat ma pani jeszcze zamiar zjadać kilogramy polfenonu* itp (prosto z mostu) słowa, po których podjęłam decyzję. Dajmy nadzieję wszystkim wystraszonym, istnieje metoda, szansa na uporanie się z olbrzymim problemem, który ma wpływ na Wasze życie. Nie pozwólcie aby strach kierował Waszym losem - też Wam się UDA! Cena spokojnego życia jest bardzo wysoka w porównaniu z kilkudziesięciominutową niedogodnoscią przy ablacji! A! Mam do oddania ponad 100 tabletek Polfenonu 150, i opakowanie Biosotalu 40 dla tych którzy jeszcze się nie zdecydowali. Pozdrawiam wszystkich z Rodziny-Krainy Sercowców - bo tylko tacy tu zaglądają!
Odnośnik do komentarza
Też latami łykałam Polfenon 300 dwa razy dziennie, aż trafiłam na lekarza, który stwierdził, że jestem za młoda, żeby tak się faszerowac lekami. Lekkie kłucia w nodze czułam do dwóch miesięcy po ablacji, miałam też przyspieszone tętno mniej więcej dwa miesiące. I takie jakby dziwne potykanie serca, ale nie rozwijało się to w ataki. Tak bardzo uwierzyłam lekarzowi przeprowadzającemu zabieg, że wszystko wypalone, że nawet nie byłam zaniepokojona tym potykaniem, wyjaśnił, że serce MUSI się wygoic. Teraz przyplątało mi się nadciśnienie, ale jak na chwilę obecną opanowane lekami. Trzymam kciuki, żeby Tobie sie udało!! :))
Odnośnik do komentarza
do ,,olci* Dobrze, że się zdecydowałaś! Dopiero po zabiegu (wliczywszy oczywiście czas na regenerację - około 3-ch miesięcy) poznasz prawdziwe smaki życia. Jesteś jeszcze bardzo młoda, a więc jeszcze szybciej będziesz dochodzić do ,,siebie* i szybciej zapomnisz o zabiegu. Tego Ci z całego ( już naprawionego!) serca życzę! Myśl tylko o tym co będziesz mogła robić, a czego do tej pory musiałaś unikać. Sam zabieg trwa krótko (większa część przebywania na sali zabiegowej wiąże się z przygotowywaniami i około 30 min.przerwą na sprawdzenie czy pierwsza ablacja była skuteczna). Teraz, z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że 50% strachu była bez sensu. Przynajmniej w Ochojcu było tak że na sali zabiegowej, rozmawialiśmy, żartowaliśmy, trochę było momentów nieprzyjemnych ( w czasie częstoskurczy, przed zabiegiem miałam o wiele gorsze doświadczenia), które trwały krótko i były do wytrzymania - a zaznaczam, że mam bardzo niski próg bólu i należę do osób mało cierpliwych. Lekarze chcą pomóc, jak najlepiej i najdokładniej wykonać zabieg, odnieść sukces dla pacjenta i dla siebie. Nie myśl, że właśnie Ty musisz znaleźć się w tym małym procencie osób u których zabieg się nie uda. Powikłania itp czasem zdarzają się u osób starszych, obciążonych wieloma innymi chorobami. Ty jesteś młoda i będziesz zdrowa! Tak myśl, śpij spokojnie i nie zamartwiaj się na zapas. POWODZENIA!
Odnośnik do komentarza
Acha! Zapomniałam dodać: nie krępuj się pytać lekarzy przed zabiegiem o wszystko co budzi Twoje obawy, pomoże Ci to w odzyskaniu równowagi emocjonalnej. Nawet o tym, że się boisz możesz powiedzieć - masz prawo do pytań i do uzyskania odpowiedzi. Lekarze to wspaniali ludzie, którzy chcą Ci pomóc i jeżeli obdarzysz ich zaufaniem to jeszcze bardziej ułatwisz im szybsze uporanie się z dotyczącym Ciebie problemem. Głowa do góry z ,,sercem* na dłoni!
Odnośnik do komentarza
witam! Ja jestem po zabiegu ablacji już tydzień Miałam zabieg 13 listopada w Ochojcu. U mnie była arytmia prawej komory. Miało być tylko jedno ognisko, było trzy, dwa wypalone, jedno zostało. Zabieg trwał 4 godziny.kilka dni wcześniej bardzo się błam, chyba niepotrzebnie, bo , tk , jak napisała Jagodadb, w Ochojcu jet cudowne podejście do pacjenta. Mnie też zabieg robił ten sam zespół lekarzy.Mimo tak krótkiego czasu od zabiegu widzę ogromną poprawę, a co najważniejsze mogę spać spokojnie, bo nic mnie nie wybudza. Przed zabiegiem zasypianie to istna męczarnia, kilkakrotnie mnie wybudzała, potem w nocy . To istny koszmar. teraz wysypiam się, nie myśle jak to będzie wieczorem , jak mi minie dzień. Mnie niepokoi tylko duże zgrubienie przy miejscu nakłucia wielkości małego kurzego jajka. Jest to bolesne i mam problemy przy siadaniu i wstawaniu, zastanawiam się, czy nie pójść z tym do lekarza. Czy to jest normalne po zabiegu?
Odnośnik do komentarza
Dzięki minia! Właśnie dzisiaj przed południem byłam u chirurga naczyniowego , zrobił mi USG z przepływem i jet dobrze. Nie ma powikłań. to tylko zastoje krwi w tkance tłuszczowej, przepisał maść i w razie niepokoju kazał zgłosić się ponownie, ale mówił, ze będzie dobrze no troszkę mnie uspokoił. No jeszcze ten okropny wylew na udzie zniknie i będzie dobrze. Teraz jestem już szczęśliwa i wolna od arytmii.Bałam się okrutnie, ale wiem ,że dobrze zrobiłam decydując się na zabieg, teraz moje życie jest piękne. Polecam wszystkim , których nęka arytmia, a boją się i wahają. Nie warto zwlekać, bo życie jest za krótkie.A te przyjemności które was omijają?Warto rezygnować?.........
Odnośnik do komentarza
Witajcie. mam na imie Andrzej i jestem po ablacj już ponad trzy lata/kwiecień 2004 wykonany zabieg/. Pracowali nademną lekarze z kliniki wojskowej we Wrocławiu. Przez jakis czas ,może 3-4 miesiące po zabiegu miewałem incydenty z częstoskurczem .Prawdę mówiąc byłem nieco rozczarowany ,że nadal muszę brac betablokery/Betaloc/. Obecnie /odpukac / nie mam typowych ataków częstoskurczu , chociaz zdazają sie incydenty z szybszą akcją i to bez przyczyny. Radzę sobie w ten sposób ,że albo masuję tętnicę szyjną , ale boję się tego bo czasem mi sie ciemno robi , albo napinam przeponę.To przewaznie pomaga. Owszem były sugestie , aby wykonać jeszcze jedna ablację , ale mój stary lekarz pierwszego kontaktu do którego mam zaufanie powiedział wprost*Zaryzykował Pan raz i starczy*.To coś daje do myslenia na temat tej metody. Obecnie biorę stale Betaloc raz na dobę i jest nieźle.Wykonuję prace fizyczne , szybko chodzę /nie biegam/,oczywiscie acard i statyny co jest norma w moim wieku - mam 52 lata. Pozdrawiam wszystkich i życze powodzenia
Odnośnik do komentarza
Witam. Ablację miałem na początku października w Warszawie przy Banacha. Wykonano ją bez wywołania migotania. Operacja trwała dosyć krótko. Krótko też trwało moje zadowolenie. W chwili obecnej migam już tak jak przed zabiegiem i biorę wzmocnioną dawkę opacordenu, aby nie łapało mnie codziennie. Nie wiem czy możliwe było ustalenie niepotrzebnych impulsów bez wywołania migotania. Nie wiem czy była to zbytnia rutyna czy inne przesłanki . Czuję że straciłem czas, ryzyko i nerwy na darmo. Muszę skonsultować to z innym specjalistą. A może potrzeba jest więcej czasu na rehabilitację. Dużo czytajcie przed zabiegiem, bo ja dopiero po zabiegu przeczytałem o metodzie Carto. Proszę o odpowiedź na ważne dla mnie pytanie czy zabieg może być skuteczny bez wywołania migotania. Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Witam! Nie zawsze rady lekarzy pierwszego kontaktu sa właściwe, (trafne) - nie ujmując im wszechstronnego spojrzenia na pacjenta. Ale musicie się zgodzić z tym, że im wszechstronniej tym mniej szczegółowo - specjalistycznie. Kardiolodzy są także, w pierwszym etapie, lekarzami pierwszego kontaktu, a dopiero później kształcą się specjalistycznie. Gdybym ja słuchała tylko lekarza rodzinnego (nie krytykuję, bo wiele zawdzięczam mojej Pani dr) to dzisiaj nie byłabym po udanej ablacji. Trudno być specjalistą z każdej, bardzo trudnej, dziedziny medycyny. Z podłużnego podziału łącza, który był u mnie przyczyną częstoskurczy się nie ,,wyrasta*, tego się nie da wyleczyć. Tu trzeba było zrobić ablację, bo to jedyna w tej chwili skuteczna i radykalna metoda. Czy w moim wypadku będzie ok do końca życia? Nie wiem. Ale wiem, że dałam sobie szansę! Narazie jest 2 tygodnie po, już wiem że jest lepiej. Już wpadłam w wir różnych prac i tylko ciśnienie czasem mi trochę ,,podskakuje*, ale przestałam brać polfenon który je obniżał. Piszę dlatego, że ostatnio 16 letnia dziewczyna powiedziała mi , że lekarz rodzinnny powiedział jej , że z tego wyrośnie i ma się nie denerwować. Ręce opadają! Ja miałam 16 lat jak pierwszy napadowy częstoskurcz przekierował moje życie na inne tory ( nie każdy zawód mogłam wykonywać, a już wogóle nie ten który chciałam), ale wtedy nie było ablacji!
Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×