Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Badanie elektrofizjologiczne


Gość Dolor

Rekomendowane odpowiedzi

Dolor dziękuję, za opis, pisaliśmy prawie jednocześnie. Tu nie chodzi o pieniążki, bo i tak wszystkie badania i wizyty robię prywatnie, bo inaczej to wiesz jak u nas jest, mimo, że jestem ubezpieczona. Chyba rzeczywiście muszę nie oglądać się na mojego kardiologa i udac się do prawdziwych fachowców, którzy wyjaśnią mi dokładnie co tam w moim sercu gra a właściwie nie gra.

Odnośnik do komentarza

Dolor czyli na to wynika, że powinnam poddać się badaniu elektrofizjologicznemu i ewentualnej ablacji, bo wszystkie inne wyniki już mam, tylko tak jak napisałam, jestem mało wiarygodnym pacjentem, bo nie mam według lekarzy tego multum. A jak Twoje badania, na jakim są poziomie, masz kolejny termin, uporałeś się z infekcją? Podziwiam Ciebie, że udało Ci się mimo niewielkiej ilości uzyskać to badanie, musze być uparta jak Ty, teraz nie wyjdę z gabinetu od kardiologa jak nie da mi skierowania do jakiegoś porzadnego *ablatorka* albo sama rusze do Anina.

Odnośnik do komentarza

W moich holterach zawsze pojawiały się salwy, par nigdy nie zarejestrowano, aż do ostatniego holtera. Te salwy to miałam z 4-5 razy w ciągu doby i najdłuższa była po 7 pobudzeń. Pary, co najdziwniejsze nigdy wcześniej nie zarejestrowane, teraz mam praktycznie non stop. Chyba nie wróży to niczego dobrego... Mam tylko nadzieję, że utrzymają się one do wizyty w Aninie nie powodując żadnej kardiomiopatii ani innej cholery w sercu, czyli bez szkody dla mnie. Dzięki temu panowie elektrofizjolodzy mieliby już łatwo . Dlaczego mi nie pomogli? dobre pytanie! Jak już pisałam na każdej karcie informacyjnej ze szpitala mam dopisek: Do rozważenia ablacja. Moi kardiolodzy u mnie w miejscowości od dawna mi mówili, że oni już nic nie zrobią, bo nie mają możliwości i że mi pomoże tylko ablacja. Jak trafiałam po raz kolejny do kardiologa, to słyszałam ciągle to samo,: *leki pani już wzięła wszystkie możliwe, my pani nie pomożemy, jedzie pani do anina...* I też tak odkładałam ten Anin, aż w końcu powiedziałam sobie dość! Za młoda jestem żeby czuć się jak staruszka! I wzięłam się za siebie!Jak to mówią, lepiej późno niż później :) Dzięki temu, że Dolor udał się na wizytę do profesora, ja również do niego trafiłam, przez co utorowałam sobie trochę drogę. Poszło szybko i gładko. Teraz tylko czekam na termin. Kiedy uznać, że jest tego dużo? :) Jak już wymiękasz , ledwo chodzisz, stoisz czy siedzisz to znaczy, że jest tego aż ponad to :D

Odnośnik do komentarza

Alicjo Nie wiem, czy w Twoim przypadku badanie EPS i ewentualna ablacja są konieczne, bo nie jestem specjalistą, choć wydaje mi się bardzo prawdopodobne, że zostaniesz na nie skierowanie. Ale o tym powinni zadecydować najlepsi fachowcy, w Polsce jest kilka ośrodków ich skupiających, ja piszę o Aninie, bo tam akurat się zgłosiłem. Nie kwestionuję kompetencji Twoich dotychczasowych kardiologów, ale wydaje mi się, że oni zrobili już to, co mogli i teraz swoje kroki powinnaś skierować do ludzi zajmujących się konkretną dziedziną kardiologii, jaką są zaburzenia rytmu serca. Jestem pewien jednego - wizyta tam Ci nie zaszkodzi, a bardzo możliwe, że stanie się milowym krokiem w historii Twojej walki z dolegliwościami, które opisujesz.Już same papiery potwierdzające Twoje wielogodzinne epizody bigeminii będą wystarczające dla tamtejszych specjalistów, by porządnie się Tobą zająć. Moje wyniki badania posiewowego moczu okazały się wyjątkowo czyste, nie wyhodowano żadnych bakterii ani innego dziadostwa, co podobno nie jest aż tak pospolitym wynikiem. Dziś dzwonię do CK i zobaczę. co dalej. Wszystko to dzieje się w momencie kiedy ważą się losy mojej kariery zawodowej, jestem pierwszy raz przed podjęciem decyzji, czy zmienić miejsce zatrudnienia, czy negocjować twardo z obecnym pracodawcą i nie przedobrzyć tak, że zostanę na lodzie. Dziennie dalej kilkanaście do kilkudziesięciu skurczy, ostatnio częściej formują się w krótkie bigeminie, oczywiście każde jedno *złe* uderzenie doskonale czuję, ale robię spore postępy w oswajaniu się z nimi. Nie ma mnie za co podziwiać. Jestem zdania, że *udało* mi się załapać na EPS przez to, w jakim stanie psychicznym pojawiłem się w Aninie, naprawdę wówczas byłem na dnie, na krawędzi podjęcia decyzji o rzuceniu pracy, wyprowadzki ze stolicy, zaszyciu się w swoich rodzinnych stronach, gdzie wegetując oczekiwałbym na śmierć. Podziwiać można osoby, które na co dzień zmagają się z poważniejszymi i częstszymi arytmiami, które tu się udzielają, np Kumen. Ja, z jej przypadłościami nie poradziłbym sobie, nie tak, żeby nie zwariować, jestem tego pewien.

Odnośnik do komentarza

Cześć wszystkim! Podczytuję i trzymam za wszystkich kciuki! Dodając Wam otuchy opiszę swoją historię, może ktoś skorzysta z mojego doświadczenia. Obecnie mam 22 lata, arytmia wykryta 7 lat temu, pierwsza diagnoza *arytmia komorowa* częstoskurcz komorowy o częstotliwości 200/min zapisał się w holterze w trakcie wchodzenia po schodach. Natychmiast zostałam skierowana na oddział, porobili mi badania, próba wysiłkowa została przerwana w 3 minucie ze względu na zasłabnięcie, próba pionizacyjna również przerwana ze względu na zasłabnięcie i puls 170/min. Dostałam leki i raz w miesiącu miałam robić holtera i kontrolnie pokazywać się u kardiologa. Przez kilka lat było w miarę okej, kilka razy jeszcze leżałam na kardiologii dziecięcej na kontrolnych badaniach. Wszystko na dobre rozkręciło się, gdy skończyłam 18 lat. Ciągła tachykardia, skurcze dodatkowe komorowe jak i nadkomorowe, częstoskurcze przedsionkowe, przedsionkowo-komorowe, okołozatokowe. Pierwsza pani kardiolog *od dorosłych* okazała się całkowitą porażką, a ja się czułam coraz gorzej, szukałam dalej. Znalazłam w końcu moich Aniołów. Holter i wizyta. To była jedna z najdłuższych wizyt. W holterze dużo zaburzeń, głównie takie jakie opisywałam wyżej. Dostałam nowe leki i skierowanie na badanie elektrofizjologiczne z ewentualną ablacją. Przy pierwszym EPS-ie nic nie zrobili, powiedzieli, że zaburzenia wychodzą z węzła zatokowego. Tego się nie abluje. Załamana wróciłam do domu. Zaczęłam szukać dalej, innych ośrodków, chociaż tamci kardiolodzy byli dla mnie zawsze. Pojechałam do CK Allenort. Miałam wizytę u dr. Szufladowicz, wizyta bardzo długa i dokładna. Skierowanie na PILNĄ ablację, wcześniej jednak prof. Szumowski miał zapoznać się z dokumentacją. Po tygodniu otrzymałam telefon *niestety przykro nam, lecz Profesor powiedział, że się tego nie podejmie, za duże ryzyko* Nie miałam już sił szukać dalej. Czekałam na rozwój sytuacji. Okazało się, że zebrało się specjalne konsylium w mojej sprawie. Po tygodniu zadzwonił kolejny telefon. Za trzy dni miałam się zgłosić w klinice. Nie miałam jeszcze zrobionych wszystkich badań, więc nie pojechałam. Następny termin za 3 tygodnie. Przed ablacją prof. Szumowski, dr. Derejko i prof. Walczak przyszli na rozmowę, powiedzieli, że istnieje bardzo duże ryzyko uszkodzenia węzła zatokowego, byłam już załamana czekaniem i bezradnością moich Wrocławskich lekarzy, więc się zgodziłam mimo ryzyka. Ablacja trwała 3 godziny. Udała się! Ze spokojnym sercem wróciłam do domu. Po dwóch tygodniach zaczęłam się źle czuć, strasznie zwalniałam. Puls w ciągu dnia miałam 35/min. Zadzwoniłam do CK, kazali wzywać pogotowie. Była karetka, szpital, tydzień na Oddziale Intensywnej Opieki Kardiologicznej. Podawali mi atropinę, serce było niewydolne w II NYHA. Po prawie dwóch tygodniach wróciłam do domu z lekami. Kilka dni później powróciły częstoskurcze ze zdwojoną siłą. Na przemian z bradykardią. Raz puls miałam 40/min a za godzinę 200/min. Kolejna tura leków i zakwalifikowanie w trybie Pilnym na implantacje stymulatora. Miesiąc później miałam już mojego przyjaciela - bateryjkę życia :) - Wyszłam do domu po kilku dniach, okazało się, że zrobiły mi się dwa skrzepy. Konieczne było włącznie acenokumarolu. Lekarze z Wrocławia zakwalifikowali mnie do kolejnej ablacji. Miałam tam dwa EPS-y. Nie byli w stanie nic zrobić. Wysłali mnie do Krakowa do dr. Jastrzębskiego. Tam sprowadzili sprzęt i lekarza z zagranicy. Byłam 4 osobą w tej klinice po takiej ablacji. We wrześniu minie rok. Przez cały czas wydawało mi się, że jest okej, żyłam pełnią życia, nie oszczędzałam się. Na ostatniej kontroli styma okazało się, że częstoskurcze wróciły... Do 253/min. Za 12 dni mam holtera, później wizytę, nie wiem jeszcze co dalej ze mną będzie. Padła ponowna propozycja wszczepiania kardiowertera-defibrylatora, może jeszcze jedna ablacja? Na razie czekam :) Czuję się całkiem nieźle, niezbyt odczuwam tak wysokie częstoskurcze, ale to dlatego, że ten węzeł mam już bardzo zmodyfikowany. Wcześniej, gdy częstoskurcz dobijał do 200/min traciłam przytomność, żadne beta-blokery na mnie nie działały, a brałam ich ponad 14, teraz już nawet nie jestem wstanie wymienić wszystkich nazw ;) Jeżeli macie jakieś pytania to śmiało, odwiedziłam wielu lekarzy, w trzech dużych klinikach miałam zabiegi, może będę mogła komuś pomóc. I jeszcze jedno - pomimo tego co mnie spotkało, tych wszystkich powikłań, nie nie żałuję, że poszłam na pierwszą ablację :)

Odnośnik do komentarza

Allicjo nie poddawaj się i walcz o swoje. Najważniejsze jest trafić do dobrego specjalisty, najlepiej elektrofizjologa i z nim skonsultować sytuację. A co do rozrusznika, to myślę, że nie powinnaś na zapas o nim myśleć - kto wie może nie będzie potrzeby go wszczepiać, a wystarczy ablacja- oczywiście tego Ci życzę, a w razie co to wiesz, że możesz ze mną na ten temat pogadać- (już wcześniej o tym pisałyśmy). Dolor dobrze, że wyniki masz ok, daj znać jak już będziesz coś więcej wiedział o terminie zabiegu. Pozdrawiam ;)

Odnośnik do komentarza

Co u Was słychać, jak Wasze samopoczucie? U mnie nie wiem dlaczego, ale na długim urlopie, gdzie naprawdę starałem się zrelaksować, miałem skurczy więcej, niż zaraz po powrocie do pracy, i to w momencie, kiedy od razu spadła na moją głowę góra obowiązków, jako że większość kolegów z pracy właśnie teraz poszła na urlop. Oczywiście nie jest to masakryczna ilość skurczy, ale tak jak to już u mnie jest, w liczbie kilkudziesięciu już totalnie niszczą mi dzień :/ Będę długo czekał na wizytę u urologa i zastanawiam się, czy nie dzwonić do CKA już teraz z poprawnym wynikiem badania posiewowego moczu, bo w innym przypadku się sprawa znacznie przeciągnie. No i dochodzi dodatkowy bonus w postaci nowej formy umowy o pracę, gdzie będę dotychczasowemu pracodawcy świadczył usługi jako firma. Choć pieniądze większe, to ubezpieczenie podatki płacę sam, ale najistotniejsze, że praktycznie nie mam urlopu, tj. jeśli biorę dzień wolny, to nie będę miał za niego pieniędzy - w tym momencie jeśli po zabiegu EPS dostanę zwolnienie na 2-3 tygodnie, cały miesiąc mam praktycznie z głowy :/ Do tych, którzy już mieli sposobność przechodzenia badania elektrofizjologicznego - czy mieliście wówczas wypisane zwolnienie lekarskie? Jeśli tak, to na jak długi okres? Pozdrawiam, Dolor

Odnośnik do komentarza

Dolor a czy te skurcze mają jakąś zasadę, liczą się z naszym zdaniem? są kiedy chcą, kiedy im pasuje, czy zapierdzielamy w pracy czy leżymy na kanapie, w ogóle nie liczą się z naszymi potrzebami, więc co się dziwić czy masz je na urlopie czy ich nie masz a może w pracy Cię dopadną, nie liczą się z nami za żadne skarby. A tak na poważnie to podczas urlopu, relaksu to powinny dać nam odpocząć, no ale nie. U mnie, na razie nie mam czasu iść do kardiologa, ale myślę, że pod koniec miesiąca albo początek następnego jakoś się doczłapię i wydębię skierowanie do zaburzeń rytmu i biorę się za siebie, bo też chcę wiedzieć co i jak, co by mnie szlak nie trafił za młodu, chcę jeszcze pożyć, albo niech mi jasno powiedzą, że mnie nie zabiją, nie są groźne mogę dalej żyć a może dadzą mi receptę jak żyć kiedy serce szaleje i trzęsie się jak galareta na talerzu. U Ciebie też wszystko się jak widzę przedłuża, działaj i walcz o swój komfort psychiczny i zdrowe serce, mamy je jedno i o wyminę na lepsze ciężka sprawa. Pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Nie musisz wcale, DOLOR, od razu dostawać zwolnienia lekarskiego. Samo EPS traktowane jest jak badanie i to czy dostaniesz zwolnienie od lekarza zależy tylko od tego jak będziesz się czuł podczas pobytu na oddziale i oczywiście od woli lekarza prowadzącego. Babki z mojej sali po ablacji podostawały po tygodniu zwolnienia, ja nie dostałam wcale, bo nie prosiłam. Jak widzę zakładasz, że będziesz miał tylko EPS...bez ablacji...skoro tak, więc po co się decydujesz na samo badanie, skoro domyślasz się, że podczas badania niczego ważnego nie uchwycą? Ja dalej uważam, że nic poważnego Ci nie dolega. Uważam, że szansa wywołania u Ciebie jakiegokolwiek częstoskurczu jest bardziej niż znikoma, a już teraz z miejsca mogę Ci powiedzieć, że nikt nie będzie chciał ablować z powodu dodatkowych pobudzeń.Masz zdrowe serce... Aż Ci sie dziwię, że nie obawiasz się możliwych powikłań. Żebyś tylko nie napytał sobie biedy.... Powodzenia

Odnośnik do komentarza

Droga Kumen, to nie jest tak, że zakładam, iż badanie EPS nic mi nie wykaże. Nie wiem, czy coś wykaże, czy nie, chciałbym żeby wykazało, że wszystko jest ok (nie wywołano by żadnych arytmii) i byłbym spokojny, ale jeśli jednak elektrofizjolodzy coś by znaleźli, to wówczas również odniósłbym wymierną korzyść, choć pewnie byłbym tym przybity, to jednak mając jakiś poważniejszy problem z sercem, lepiej w moje opinii o tym wiedzieć, niż żyć w niepewności, niewiedzy. Masz jednak rację co do faktu, że w moim przypadku tych arytmii jest mało, nieporównywalnie mało nawet do innych osób, które też nie są kwalifikowane do ablacji przez zbyt małą ilość arytmii. I często jest tak, że odzyskuję spokój, jakieś wewnętrzne wyciszenie, że nic mi w gruncie rzeczy nie jest, jakoś to będzie, że muszę patrzeć w przyszłość, swoją i swojej przyszłej rodziny, którą mam nadzieję w końcu założyć. Ale... w końcu przychodzi dzień taki, jak wczorajszy. W półgodzinnych odstępach serie dodatkowych skurczy, bigeminii, z gorszym samopoczuciem w tle, czającą się już tuż za rogiem nerwicą (jestem pewien, że gdyby nie środki antydepresyjne, to na pewno wczoraj miałbym atak paniki), i znów: czuję każdy z tych skurczów, *najłagodniejsze* czuję w gardle, w tętnicach szyjnych, te cięższe pozbawiają mnie tchu, zalewają falą gorąca i ciarek, przerwa wyrównawcza w biciu mojego serca daje o sobie znać od czubka głowy po palce stóp - trudno jest mi naprawdę to opisać, ale wówczas tak cholernie ciężko jest zebrać się na jakieś pozytywne myśli... I tak do kilkudziesięciu razy dziennie... Jakoś poprawia mi samopoczucie ostatnia wizyta u Pani kardiolog, która mimo, że wystraszyła mnie totalnie na pierwszej wizycie swoją diagnozą i opinią o nsVT, później widząc, jak to na mnie wpłynęło starała się mnie pocieszać, a podczas ostatniego spotkania utwierdzała mnie w przekonaniu, że nic poważnego mi nie jest, że nie mam złośliwej arytmii... jakoś wtedy *odżyłem*. Szkoda, że wówczas jeszcze miałem góra kilka epizodów na dzień, a dziś standardem jest ich wielokrotność. Ostatnimi czasy z prawie bolesną nostalgią wspominam czasy, tak przecież niedawne, kiedy wszystko było ok, w ogóle nie miałem pojęcia o czymś takim jak dodatkowe skurcze, ich bardziej złożone formy, to jak ludzie to odczuwają i jak bardzo może to zmieniać ich codzienność. Pewnie wtedy, nawet gdyby mi ktoś o tym opowiadał, nie potrafiłbym tego zrozumieć mimo najszczerszych chęci. Te wspomnienia przypominają mi, mimowolnie, że super nie jest. Cały czas staram się sobie tłumaczyć, że przecież mogło być zdecydowanie gorzej, że są ludzie chorzy, którzy za *mój* problem w darze daliby się pokroić, jeśli tylko ich dolegliwości i choroby miały by minąć, ale to nie do końca poprawia sytuację. Jak to było w waszym przypadku? Czy arytmie pojawiły się z dnia na dzień? Było jakieś szczególne wydarzenie, po którym wszystko się zmieniło? Czy może zmagacie się z tym odkąd pamiętacie, z tym, że od jakiegoś czasu dolegliwości stały się częstsze, bardziej uciążliwe, bolesne, rujnujące? Pozdrawiam, Kuba.

Odnośnik do komentarza

W moim przypadku to było tak, że odkąd pamiętam czułam bicie serca, cały czas...i jakieś 7-8 lat bardzo często miałam takie dziwne odczucie lęku, jakby za chwilę miało się zdarzyć coś złego a ja jakbym to przeczuwała...dziwne jest to, że zwykle coś złego się działo :) Serce dosłownie jakby podchodziło mi wtedy do gardła, czy też chowało się gdzieś w żołądku. (mówiłam o takich lękach mojemu chłopakowi, który to ochrzcił mnie czarownicą. Ten przydomek funkcjonuje do dziś :)) Takie epizody trwały różnie, czasem parenaście minut a czasem cały dzień...ja głupia wiązałam to ze zwykłym przeczuciem:) Później zaczęły się omdlenia, zemdlałam będąc na studiach ze 2-3 razy. Przyjeżdżało pogotowie , zabierali na sor, gdzie wszystko mi przechodziło i uznawana byłam za symulantkę. Za trzecim razem jak zemdlałam położyli mnie na oddział i po raz pierwszy porobili wszystkie badania no i wyszlo, że mam arytmię i niedomykalność mitralną. Wyszłam ze szpitala i wróciłam do swojego życia, zapominając całkowicie o chorobie. Owszem miałam kołatania, serce biło jak chciało, ale ja uważałam że to jest normalne, że tak właśnie powinno bić serce. Po prostu zwyczajnie nie pamiętałam jak to jest jak się nie czuje bicia swojego serca. I tak minęło parę lat, aż w 2008 roku wydarzyło się w moim domu coś strasznego, okazało się, że mama- od lat lecząca się regularnie w szpitalach (już wtedy choć był czerwiec, mama była 2 razy na oddziale chorób wewnętrznych po kilkanaście dni), ma chłoniaka w jamie otrzewnej. Była to już guz wielkości 13/7 cm z naciekami na okoliczne nerwy i narządy...nieoperacyjny...Patrzyliśmy jak mama nam umiera...a miała wtedy 53 lata. Co chwila telefony ze szpitala, że już nie ma nadziei, że mamy przygotować się na najgorsze...w domu był jeden wielki lament...łagodnie mówiąc! Mama od czerwca, do listopada była w szpitalu, z przepustką na tydzień we wrześniu, bo bardzo chciała przyjechać do domu. Mamusia leżała cały czas w łóżku, nie siadała nawet, była strasznie słaba, bolało ją wszystko a była tak dzielna, że nigdy nie powiedziała nam, że coś ją boli. Wierzyła, że wyzdrowieje, że w domu odzyska siły, że będzie mogła wyjeżdżać na wózku na dwór...W szpitalu nabawiła się straszliwych odleżyn na pośladkach, udach i plecach głębokości 4 centymetrów...do kości... zaczęła się martwica ciała...kto coś takiego widział wie jaki to paskudny smród gnijącego ciała... A ja opiekowałam się przez te parę dni mamą jak tylko umiałam, przez łzy opatrywałam odleżyny, zmieniałam pampersy, by tylko mama nie zobaczyła, ze płaczę, bo domyśliłaby się że to już jej koniec...a tak wierzyła do końca, ze wyzdrowieje... Serce mi pękało, rozdzierał je ból, kołatało, kłuło, piekło... Na pewno choroba mojej mamy miała spory wpływ na moje serce...w listopadzie tego samego roku mama zmarła...we śnie...w szpitalu...do końca wierzyliśmy, że może zdarzy sie cud... Od tamtej pory średniu 2 razy w roku trafiałam na oddział kardiologiczny, czułam sie słabo, pojawiły sie zawroty głowy, że aż szłam po ścianach, mroczki przed oczami,okropna duszność. Myślę, że w moim przypadku na nasilenie objawów miały wpływ ogromne emocje, ciągły strach, rozpacz...

Odnośnik do komentarza

U mnie arytmia nie pojawiła się z dnia na dzień, dopadała mnie co jakiś czas, bardzo zła praca serca plus dodatkowe objawy towarzyszące, zwykle kończyło się szpitalem i powrót do ponownie spokojnego życia owszem z jakimiś małymi potknięciami serca ale nie robiło to na mnie żadnego wrażenia ani nie było innych dolegliwości. Od ponad roku nie ustępuje jest ze mną cały czas raz silniej, raz słabiej, raz bez kompletnego oddechu prawie non stop. Kłopoty z arytmią pierwszy raz nastąpiły po serii traumatycznych przeżyć, śmierć bardzo bliskiej osoby (Kumen wiem co to odleżyny, wiem co to smród gnijącego, czarnego ciała, wiem co to pampersy), za parę miesięcy bardzo tragiczne kolejne wydarzenie dla mnie i za kolejne parę miesięcy kolejna trauma, wszystko w przeciągu ośmiu miesięcy. Psychicznie mimo wielkiej traumy, która mnie spotkała poradziłam sobie z psychiką ale niestety pół miesiąca po kolejnym zdarzeniu nie wytrzymało serce i znalazłam się w szpitalu. Psychika sobie poradziła ale jak widać trafiło na inny grunt na serce i ono odchorowało pasmo nieszczęść, tak sobie tłumaczę i została ze mną arytmia do teraz.

Odnośnik do komentarza

Ciężko opisać jak wyglądają pary czy salwy zwłaszcza u mnie, bo mało kiedy moje serce bije równo. Myślę że u mnie pary czy salwy są wtedy kiedy czuję takie mocne, silne uderzenia bez żadnej przerwy, tak jakby łupnięcia trzy, cztery razy pod rząd i wraca serce do rytmu, towarzyszy mi przy tym od razu uczucie gorąca i przyduszenia aż musze złapac powietrze i olbrzymia fala gorąca. Tak jest u mnie nie wiem jak inni.

Odnośnik do komentarza

@Kumen @Allicja Dziękuję za podzielenie się ze mną Waszymi historiami. Kumen, bardzo mi przykro z powodu Twojej mamy. Alicjo, choć nie zagłębiałaś się w szczegóły, z opisu wnioskuję, że również od życia dostałaś kilka potężnych ciosów. Zastanawiam się, czy to mogło mieć wpływ na Wasze serca, wydaje mi się to niemal pewnie, przecież to przeogromny ładunek emocji, na który wystawiane byłyście przez dłuższy czas, wielki stres, który bez dwóch zdań wpływa na nasze zdrowie, podziwiam Was, że potrafiłyście jakoś się po tym pozbierać, nie wiem cza ja bym potrafił, szczerze mówiąc, kiedy wiem jak słabo radzę sobie z moimi aktualnymi problemami... U mnie po części też wszystko zaczęło się od fatalnego okresu w moim życiu, nie był on może długi, dwa-trzy miesiące, niemniej w krótkim czasie z człowieka zadowolonego z życia, szczęśliwego i mającego poczucie spełnienia stoczyłem się na krawędź załamania nerwowego. Dotyczyło to mojego związku z drugą połówką, który w kilka dni zawisł na włosku, sam byłem w szoku z powodu tego, jak słabo sobie z tym poradziłem, ba w ogóle sobie nie radziłem, świat mi się w moment zawalił, zwłaszcza, że w ówczesnej sytuacji nie bardzo miałem na to wpływ. Wtedy zacząłem odczuwać częstsze potknięcia serca, ale koszmar zaczął się, kiedy podczas pierwszej wizyty u mojej Pani kardiolog, tj. pierwszej po tym, jak miałem w ręku wyniki Holtera z tym nieszczęsnym nieutrwalonym częstoskurczem komorowym i kiedy usłyszałem o potencjalnych bardzo poważnych konsekwencjach tej arytmii. Wówczas się zupełnie rozsypałem. Obsesyjny lęk o moje zdrowie, wraz z problemami osobistymi zupełnie mnie zdruzgotały, wtedy na własnej skórze przekonałem się czym są nerwica i depresja. W miarę upływu czasu jakoś sobie z tym zacząłem radzić, krok po kroku, niemniej wciąż serce mi o sobie przypomina, wracając swoimi uderzeniami jak bumerang uderzając mnie prosto głowę, kiedy nawet się tego nie spodziewam. Co do mojej sytuacji: 23 października. To kolejny termin mojego badania EPS. CK dzwoniło do mnie wcześniej, żebym załapał się jeszcze na wrzesień, ale nie wiem dlaczego mają w zwyczaju zawsze dzwonić z numeru zastrzeżonego, którego to z kolei jak nie mam zupełnie w zwyczaju odbierać, w końcu, kiedy zadzwoniłem tam sam, dowiedziałem się szczegółów. Mam zamiar jeszcze przedyskutować to z moją Panią kardiolog, która mimo wcześniejszych nie najlepszych wspomnieć, teraz bardzo urosła w moich oczach i naprawdę mi pomaga, i która całkowicie mi to badanie odradza. Smuci mnie fakt, że o ile jeszcze do niedawna zdarzały się dni, kiedy dodatkowych skurczów nie miałem w cale (rok temu w ogóle ich nie miałem, może jeden na miesiąc), to już od paru tygodni nie mam dnia, żebym ich nie czuł, a że niestety czuję po prostu każdy (moje zapiski na karcie holterowskiej zgadzały się w 100% z zaburzeniami wychwyconymi przez aparat) to nie trzeba mi ich wiele, żeby mnie totalnie unieruchomiły. Jeszcze teraz ta cholerna bigeminia, która zawsze mnie strzeli kiedy wbiegnę sobie po schodach (codziennie robię sobie taką przebieżkę do mieszkania, żeby się przekonać, czy z sercem nie jest lepiej). Nawet nie chcę myśleć, co będzie kiedy *osiągnę* liczbę około 500 dodatkowych skurczy na dzień, z moją ekstremalną czułością na nie, obawiam się, że nie będę w stanie zrobić zupełnie nic :/ Serdecznie Was pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Dolor czasami jak na człowieka wali się jeden problem za drugim to nawet nie ma siły i czasu na użalanie się nad sobą i czasu na myślenie o swojej psychice. Wiadomo jednak, że gdzieś to musi się w końcu odbić i w moim wypadku odbiło się na sercu jestem tego więcej jak pewna. Co mam się Dolor zagłebiać niestety to co mnie dotknęło dotyczyło najbliższych mi w życiu osób, nie ma bliższych to możesz się domyśleć ach nawet nie chcę o tym wspominać, życie czy chcemy czy nie musi się toczyć dalej. Ja tak jak Ty czuję każdą nieprawidłowość w sercu i też u mnie moje zapiski potwierdzą się z wynikami z holtera. Nie myśl czy będziesz miał kiedyś 500 czy nie, wiesz że jest wiele osób, które mają więcej niż pięćsetkę ja a nawet nasza Kumen jeszcze dużo więcej i zobacz jaka pozytywna osoba. Nie jest ta łatwo paść nawet na serce, zwłaszcza jak mamy inne badania serca w normie, musisz tak sobie tłumaczyć, bo inaczej nie zapanujesz nad nerwami i lękiem a będzie się to wszystko tylko coraz bardziej potęgować. Co do biegeminii to wiesz, że to moja specjalność i nie tylko mam krótkie jej wstawki trwające chwilę ale nawet całodniowe i lekarze przy zdrowym sercu (echo) wcale się tym nie przejmują, ale wierzę, że jest to straszące, sama pojedyncze skurcze nawet często znoszę z pokorą ale bigeminie też wywołują we mnie lekki niepokój. Co do badania to już pisałam, że jestem zdziwiona, że zostałeś na nie zakwalifikowany, zwłaszcza że jest to jakaś interwencja nieobojętna dla serca przy takiej nielicznej arytmii, ale skoro lekarze tak zadecydowali to oni się na tym znają. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Witam po nieco dłuższej nieobecności. Dawno ostatnio tu zaglądałam, lecz po interwencji DOLORA w innym wątku już jestem z powrotem. Troszku mi się w życiu pierdzieliło i nie był to dobry czas dla serca, no ale już trochę się klaruje sytuacja. Jak to często w stresie, w nerwach bywa serce dało mi popalić. Jednej nocy nieprzespanej byłam o krok od pójścia pieszo na pogotowie, kurde salwa za salwą, najdłuższa naliczyłam, że składała się z 13 pobudzeń, krótsze po 7 i tak przez półtora doby. Straszliwie byłam już wymęczona tym, non stop miałam zawroty głowy i momentami jakbym traciła świadomość...tak dziwnie mi było,nawet nie potrafię tego dokładnie opisać...Dodatkowo to okropne uczucie braku tchu, jakby płuca sie nie rozprężały tyle ile trzeba, jakby serce w rozkurczu nie miało miejsca w worku osierdziowym, straszne uczucie ciężkości w klacie! Jedynym powodem dla którego nie zadzwoniłam po pogotowie był fakt, że zawieźliby mnie do szpitala i pewnie podłaczyli na noc pod monitor i tyle, bo przecież to arytmia nie zagrażająca życiu :) a mi się średnio uśmiechało wracać następnego dnia rano busem w deszcz i w dodatku po nocy na sorze ze śmierdzącymi pijakami... I tak jakoś dotrwałam do teraz... Niby już lepiej jest, ale niesmak pozostał :) Znalazłam w domu stary stetoskop od ciśnieniomierza i sobie zakładam na uszy i słucham co mi tam w sercu gra i w czasiie tych akcji wychodziłomi np coś takiego : (według schematu ACHA) __/__/__I_///__I_/__I//__I_/__//I//_////__I/__I/_I/_I/_I_/_//_...gdzie: / pełny cykl pracy serca I dodatkowe przedwczesne komorowe I/ bigeminia // para /// salwa Ot to tak po krótce :) Zazdroszczę Ci Dolor, że już nie długo masz badanie elektrofizjologiczne...u mnie cisza. Będę dzwonić pod koniec miesiąca :) AGAIN :D

Odnośnik do komentarza

Witajcie, dawno nie pisałam ale ostatnio u mnie nieciekawie się porobiło i tak problemów sercowych ciąg dalszy eh. Kumen ten schemat chyba coś nie wyszedł co? hehe / Allicja - co tam u Ciebie? byłaś u kardiologa? konsultowałaś już? Dolor, a Ty jak tam? Pozdrawiam :)

Odnośnik do komentarza

@ACHA U mnie teraz w miarę, ten dzień jak z bajki, po prostu czyściutki, jedno jakieś potknięcie małe, ale generalnie sam nie dowierzałem, że tak spokojnie u mnie dziś. A co u Ciebie? @KUMEN Witaj, bardzo się cieszę, że napisałaś! Widzę, że ostatnimi czasy sercowe sensacje Cię nie rozpieszczały, nie potrafię sobie wyobrazić, co bym zrobił, gdybym w nocy dostał takich tańców serca, jak te, które opisywałaś. Winszuję Ci Twojego opanowania tej feralnej nocy. Sam staram się tutaj ludzi trochę uspokajać, sprowadzać na ziemię, ale w takim przypadku, to obawiam się, że wymiękłbym bez reszty... Jak się czujesz przez ostatnie dni? Mam nadzieję, że jest lepiej. Bardzo zaciekawiłaś mnie tym opisem wykonanego przez Ciebie osłuchu serca. Czym jest skala ACHA? Jesteś w stanie w trakcie takiego nasłuchiwania wyłapać dodatkowe skurcze? Czym ich *odgłosy* różnią się od normalnych cykli? Chętnie sam bym czegoś takiego spróbował, gdybym miał pojęcie, jak się do tego zabrać. Serdecznie Cię pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza

Kumen- a może podczas takiej jazdy z serduchem warto by było pojechać wyłapać na ekg? zawsze to więcej będziesz miała do szpitala :) (jak już termin dostaniesz)/ Dolor- u mnie niestety nie do pozazdroszczenia, w tym tygodniu w szpitalu leżałam i już czeka mnie kolejny, więc słabo.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×