Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Badanie elektrofizjologiczne


Gość Dolor

Rekomendowane odpowiedzi

Ładnie to ujęłaś Alicjo, w swoim ostatnim zdaniu :-) Nie przechodziłem jeszcze badania EPS, ale wydaje mi się, że faktycznie jest tak, że nawet mając udokumentowane dobrze (tzn. na holterze 12-odporowadzeniowym) arytmie, jest możliwość że na badaniu wciąż nie będzie można ich wywołać. Zwłaszcza jeśli nie udało się na badaniu w tak renomowanym ośrodku jak ten w Aninie. Niemniej, jeśli tam utrzymują, tak jak w przypadku Kumen, że będzie można spróbować jeszcze raz, to chyba są pewne ograniczenia tego badania, być może nie da się wszystkiego w tym sercu *zmapować* za jednym razem. Przy zwiększonej liczbie arytmii, która jest udokumentowana, specjalista jest w stanie określić z większym prawdopodobieństwem, skąd te arytmie pochodzą, tzn. z jakiego ośrodka w sercu, o ile oczywiście zapis tych arytmii jest w miarę jednorodny jeśli chodzi o kształt, choć czytałem też o arytmogennych ośrodkach w sercu, które na zapisach odznaczają się zróżnicowanymi kształtami. Ja nie wiem do końca, jak to jest, mieć kilka tysięcy skurczów w 24 godzinnym badaniu holterowskim, choć mając ich góra 118 (czyli prawie nic wg kryteriów ocen złożoności arytmii) odczuwam je nieraz bardzo mocno, niektóre uderzenia potrafią mnie niemal zwalić z nóg. Coś w tym jest, że holter 12-odprowadzeniowy, to rzadkie dobro, ja pytając o tego typu aparat przy okazji zakładania jednego z normalnych holterów w placówce, która zapewnia mi opiekę medyczną w ramach umowy z moim pracodawcą, usłyszałem że mają jeden taki aparat, i że zakładany jest właśnie osobom, u których weryfikuje się możliwość przeprowadzenia zabiegu ablacji. Natomiast w Aninie zakładają tylko tego typu holtery, choć wiadomo, że tam robi się to właśnie po to, żeby ocenić zasadność przeprowadzenia ablacji u pacjenta. Inna sprawa, że wtedy płaci się za to z własnej kieszeni, wcale nie mało, ale to już jest znacznie większa jakość zapisu niż w przypadku holtera 3-odprowadzeniowego, zwłaszcza dla kardiologa specjalizującego się w dziedzinie elektrofizjologii. Ja muszę jakoś wytrwać do tego 12 sierpnia. Nie wiem, czy nie obiecuję sobie za wiele po tej wizycie, no ale do lepszego ośrodka w kraju jeśli chodzi o zaburzenia rytmu serca już chyba trafić nie mogę, więc po czym nie obiecywać sobie sporo, jeśli nie po wizycie właśnie tam. Myślę, że jakby się to badanie nie potoczyło, dostanę więcej odpowiedzi na moje pytania, niż mam teraz.

Odnośnik do komentarza

DOLOR, mówisz, że w Aninie zakładają Holter 12-odpr odpłatnie, tak? Dobrze zrozumiałam? Rok temu w maju miałam go zakładanego w Instytucie na pierwszym piętrze za darmo...Pielęgniarka założyła mi go 30 kwietnia i powiedziała, żeby sobie samemu go zdjąć 1 maja a przywieźć im dopiero 4 maja, ze względu na wolne. Również przy wypisie w styczniu tego roku prowadzący pytał mnie czy mam u siebie dostęp do Holtera 12 odpr, bo jeśli nie to zawsze mogę przyjechać do nich i mi bez problemu założą - oczywiście nieodpłatnie. Dziś dzwoniłam do Instytutu i dowiedziałam się, że obecnie wszystkie zabiegi są wstrzymane do końca czerwca, przeprowadzane są tylko ratujące życie. Do sierpnia DOLOR już niewiele zostało...szybko zleci :) Zobaczysz, będzie dobrze i to nie jest tylko zwykłe gadanie. Ludzie przechodzą to badanie po kilka razy, zanim uda się przeprowadzić zabieg, dlatego ja też się nie poddaję. Mi powiedziano, ze czasem tak bywa, że nawet u pacjentów u których występują różne złożone zaburzenia, nie udaje się wywołać arytmii podczas badania elektrofizjologicznego i oni ( elektrofizjolodzy) nie wiedzą dlaczego tak się dzieje. Powiem Ci też, że trochę się dziwię, że wzięli Cię na EPS przy tak malutkiej liczbie pobudzeń dodatkowych...Mi na poprzednim holterze wyszło 2,2tys i powiedzieli że to mało... jak byłam teraz w Instytucie to pielęgniarki wiozły akurat młodego chłopaka na zabieg. Facet miał 50tys komorowych!! :D Toż to można psychozy jakiejś dostać :D A ten nsVT to często wychodzi na Holterze? Masz oprócz tego SVT ?

Odnośnik do komentarza

@Kumen A widzisz, być może zakładanie holtera 12-odprowadzeniowego w instytucie w Aninie, a zamawianie go sobie w Centrum Kardiologii w Aninie, gdzie idzie się prywatnie, to inna sprawa. Ja miałem zakładany holter w Centrum i musiałem za to zapłacić. Co do moich holterów, to nsVT miałem na jednym z trzech - tym pierwszym, od którego wszystko się zaczęło - nsVT składało się z 11 uderzeń o średniej częstotliwości 161 bpm, przy tym zarejestrowano 118 pobudzeń komorowych VEB*sów. Drugi holter był całkowicie czysty, jedno PAC czyli jak domniemam pobudzenie nadkomorowe. Na trzecim holterze - ten był 12-odprowadzeniowy, było 80 pobudzeń komorowych w tym 5 krótkich epizodów bigeminii, ale to była naprawdę fatalny dzień, kiedy jeszcze w ogóle nic nie brałem na uspokojenie, byłem w dołku totalnym, przygnieciony przez nerwicę i napady lęku. Nie zarejestrowano żadnych epizodów SVT. Mimo, że tego nie jest dużo, czuję praktycznie każde zaburzenie, niestety niektóre naprawdę bardzo mocno. Nie zarejestrowano żadnych epizodów SVT. Myślę, że zostałem skierowany na badanie po tym, jak elektrofizjolog zobaczył, w jakim jestem stanie, psychofizycznym, bo po prawdzie, było ze mną bardzo kiepsko... A jak to wygląda w Twoim przypadku? PS. Jeszcze raz dziękuję za słowa otuchy i zachęty przed badaniem :-)

Odnośnik do komentarza

Acha, jeśli chodzi o Centrum to wszystko się zgadza. W końcu to placówka prywatna, choć na NFZ też parę zabiegów rocznie robią. Jeszcze mam pytanie: u którego elektrofizjologa byłeś w Centrum? No cóż...u mnie to trochę więcej jest wszystkiego :) Aż zobaczę w papierach:) w 2009r: 5200 dodatkowych komorowych wieloośrodkowych 163 pary 5700 nadkomorowych w 2011 r: 4600 komorowych 71 pary 15 częstoskurcze ( 48 pobudzeń w częstoskurczach) 4617 nadkomorowych Znaleziono parę ustawień częstoskurczu przedsionkowego oraz nsVT w 2012: 4800 pobudzeń komorowych 4817 nadkomorowych 1nsVT ( 3 pobudzenia) 1 SVT bradykardia nocna 36 drugiego z 2012 roku nie mam danych, ponieważ od razu oglądał wynik profesor i nawet nie miałam w rękach wydruku :) w 2013: ponad 3500 komorowych sekwencji: 5 pobudzeń w sekwencjach: 16 1080 nadkomorowych 360 pojedynczych 360 pary razem sekwencji: 6 pobudzeń w sekwencjach: 21 Liczne VEBs i sVEB, Liczne epizody bigemini oraz nsVT. To co napisałam wyżej to dane z moich kart informacyjnych ze szpitala :) Nikt mnie nie kierował na ablację przymusowo, tzn każdy kardiolog z którym miałam do czynienia po prostu nade mną rozkładał ręce i mówił, że on nic już nie poradzi i jeśli już nie mogę z tym wytrzymać to mogę sama poszukać sobie ośrodka gdzie wykonują ablacje. Tak też zrobiłam :)

Odnośnik do komentarza

U którego elektrofizjologa byłem? Cóż - u najlepszego w Twoim rankingu, na pewno wiesz, o którego chodzi ;-) Zdaję sobie sprawę, że w moim przypadku tych dodatkowych pobudzeń komorowych nie było dużo, ale to też chyba trochę nietypowe, że przy niewielkiej ich ilości potrafił się pojawić nsVT, no i ten mój fatalny stan, naprawdę nie skłamię, jeśli powiem, że balansowałem na krawędzi całkowitego załamania nerwowego, byłem gotów rzucić pracę, którą przecież w obecnych czasach trzeba cenić, która zanim rozpoczął się mój koszmar, dawała mi sporo satysfakcji, mimo że konsumowała mnóstwo czasu, no i chyba jednak trochę zdrowia, w ogóle chciałem rzucić wszystko, zamknąć się w mieszkaniu kontemplować ogromny strach, lęk, nerwicę która pojawiła się niemal od razu, po pierwszej wizycie u kardiologa. Razem podjęliśmy decyzję, że to badanie będzie chyba najlepszym, najszybszym i miarodajnym wyjściem w celu uzyskania wielu odpowiedzi na pytania związane z moim zdrowiem, na którego punkcie mam totalnego fioła. Mam również ogromną nadzieję, że Tobie się w końcu uda. Twoje *bogate* zapisy holtera nie są na pewno czymś pożądanym, ale z drugiej strony im *bogatsze* tym lepszy materiał poglądowy dla specjalistów z instytutu takiego, jak w Aninie, żeby w końcu dobrać się do tych arytmogennych ognisk w Twoim sercu - na pewno o wiele lepiej tak, niż niemal *na ślepo*. Poza tym naprawdę szczerze Cię podziwiam za to, że dajesz sobie z tym radę w tak imponującym stylu, już od jakiegoś czasu, mi po prawdzie ciężko jest to sobie wyobrazić...wstyd przyznać, ale chyba nie znalazłbym w sobie tyle siły.

Odnośnik do komentarza

Tak, o ile się nie mylę, to on figurował w Twoim rankingu na pierwszym miejscu ;-) Zabieg EPS na pewno będzie przeprowadzał ktoś inny, ale dobrze mieć komfort, że konsultować się w jego sprawie mogę z chyba najbardziej kompetentną możliwą osobą... A czy Ty miałaś okazję korzystać z usług lekarzy z Centrum Kardiologii w Aninie?

Odnośnik do komentarza

Kurcze, no...na prawdę nie chcę psuć Twego entuzjazmu, ale chyba muszę Ci o czymś powiedzieć. Przebywając w Instytucie wiele się nasłuchałam od pacjentów o wielu lekarzach znanych i mniej znanych z większych ośrodków specjalności kardiologii w Polsce. Oczywiście zgadzam się z tym, że prof Walczak jest pionierem elektrofizjologii w Polsce i wybitnym specjalistą, jednak wielu pacjentów było bardzo zawiedzionych po wizycie u niego. Z tego co pamiętam, to oczywiście wszyscy mówili, że jest bardzo miły, kulturalny, do każdego pacjenta podchodzi indywidualnie i sprawia wrażenie jakby rozumiał przez co przechodzi człowiek z różnymi zaburzeniami, ale to tylko pozory...Prof ponoć nie różnicuje wcale pacjentów i często nie przegląda dokładnie dokumentacji medycznej, a każdy kto trafia do niego na wizytę jest odsyłany na ablację przez co elektrofizjolodzy w Aninie muszą robić zabiegi tym, którzy wcale nie koniecznie muszą tego potrzebować...i powiem Ci, że coś w tym co Ci pacjenci mówili musi być, ponieważ jak tak sobie teraz przypomnę to jak leżałam już na stole, to podszedł do mnie jeden z elektrofizjologów który siedzi przy monitorach i bardzo niemiło zapytał mnie który profesor mnie kierował na ablację, bo za mało przecież było dodatkowych do zabiegu a JA niestety nie wiedziałam, na co odchodząc pan mruknał: *pewnie Walczak* Także widzisz...ale może to tylko gadanie niezadowolonych pacjentów, a w moim przypadku źle odebrałam ton tego lekarza...nie wiem, grunt, ze Walczak to najlepszy specjalista w Polsce,

Odnośnik do komentarza

Kumen masz tego trochę, u mnie mniej, ale też wszystkie rodzaje. A powiedz mi proszę coś na temat tych *par*, co to takiego, możesz straszyć, już chyba godzę się na to, źe to mam i czy padnę czy nie to i tak mały mam na to wpływ. Co to za cholerstwa, mi też wychodzą w holterze. Dolor czyli na to wynika, że Ty nie masz tego bardzo dużo, tylko mocno odczuwasz a zarazem psychika sobie z tym nie radzi i dlatego skierowano Cię na tego typu badanie. Sama męczę się z tym, mało dni mam takich lepszych a ostatnio znowu czuję jakby inny rodzaj trzepania serca, czego do tej pory nie miałam. Już nie wiem czy nowe cudo dochodzi czy zmieniły się moje odczucia? Tak prawdę Wam powiem, że nie chce mi sie chodzić do lekarza i wykonywać te wszystkie badania, strach mam ale jak mam iść do lekarza to jeszcze bardziej jestem chora a i tak usłyszę komplet badań a po wynikach z tym można żyć, nie jest tragicznie, nauczyć się z tym żyć a jak coś to pomyślimy o ablacji i tak co wizyta, szkoda gadać, szkoda się nakręcać, więc ciągnę ten wózek wraz z moim klekotem w klacie.

Odnośnik do komentarza

@Kumen Dziękuję za to, co powiedziałaś, to też jest bardzo przydatna wiedza, Być może rozważę udanie się do innego jeszcze specjalisty z CK...czasem myślę, że być może to badanie jest trochę na wyrost, na pewno ktoś potrzebuje go bardziej, ale z drugiej strony jest ono dla mnie niezwykle istotne. Chyba nigdzie nie dowiem się więcej na temat mojego stanu, niż w Instytucie w Aninie właśnie. Czuję, że tego bardzo potrzebuję. Przy Twoich liczbach, ja mam naprawdę śladowe ilości zaburzeń, sęk jednak w tym, że mogę nie mieć ich jednego dnia wcale, innego zaledwie kilka, ale spośród tych kilku potrafi zdarzyć się takie, które o ile nie siedzę lub leżę, potrafi mnie totalnie skołować, zwalić z nóg, które robią się jak z waty, muszę wtedy na chwilę się zatrzymać, oprzeć o coś, przycupnąć, żeby dojść do siebie, co trwa tylko chwilę, ale możesz sobie wyobrazić na pewno, że taki jeden epizod rujnuje kilka następnych dni. Nie zamierzam w żadnym wypadku podważać kompetencji żadnego specjalisty, ale jeśli któryś mi prosto w twarz powie, że wyolbrzymiam, diagnozuje sobie choroby i panikuję, to od razu zapytam czy sam miał kiedykolwiek takie skurcze, i czy naprawdę rozumie istotę ich wpływu na codzienne funkcjonowanie, zwłaszcza że leki niespecjalnie na nie pomagają. Poza tym, czytałem że ablacja jest coraz częściej stosowana nie bez powodu, także w tych *lżejszych* przypadkach, bo na przykład w przypadku młodych ludzi jest to bardzo zasadne przedsięwzięcie, bo stanowi alternatywę dla przewlekłego leczenia farmakologicznego, którego zawsze powinno się unikać, jeśli chodzi o młodych pacjentów, o ile to tylko możliwe. Jeśli chce moje życie na powrót postawić na nogi, wydaje mi się, że powinienem spróbować... @Allicja Tak, jak już Ci tu chyba kiedyś pisałem, powinno Cię trochę podbudować to, że ostatecznie Twoje zaburzenia nie wydają się groźne, zwłaszcza jeśli mówią Ci to specjaliści. Dobrze wiem, jak to się daje we znaki, wiedzą tylko ci, którzy też mają ten problem. Ja na dobrą sprawę nie usłyszałem czegoś takiego od żadnego specjalisty, nie powiem, że takich budujących zapewnień trochę Ci *zazdroszczę*.

Odnośnik do komentarza

To się zgadza, kiedyś ablacja była ostatecznością, teraz często jest standardem. Ja całkowicie Cię popieram w Twoich dążeniach do poprawy jakości życia. Doskonale wiem co się przeżywa podczas takich epizodów zasłabnięć, jak leżałam w Instytucie nawet otrzymałam (na swoją prośbę) szczegółowe wyjaśnienie dlaczego człowiek tak się wtedy czuje :) Kurcze, no.... Wydaje mi się, że jednak nie zrobią Ci badania elektrofizjologicznego. Oczywiście nie jestem żadnym specjalistą aby cokolwiek sugerować, wyrażam tylko własną opinię. Nie zrobią, ponieważ nie masz częstoskurczu objawowego a jedyne objawy dają u Ciebie pobudzenia dodatkowe, których masz bardzo malutko...za malutko żeby je móc ablować...chyba, że trochę ubarwiłbyś lekarzowi swoje doznania podczas częstoskurczu, to może poświęciliby mu większą uwagę. Dlaczego tak nieoptymistycznie mówię? Pamiętam w jaki sposób mój lekarz prowadzący przeprowadzał ze mną wywiad...strasznie dokładnie chciał wszystko wiedzieć,bardzo naciskał na to jakie mam odczucia, co się dokładnie dzieje z moim organizmem, jak przez to przechodzę. Właśnie zerknęłam na kartę wypisu i mam tam tak napisane: Pacjentkę objawową lat 28 przyjęto do IK w celu diagnostyki i leczenia. Chora odczuwa kołatania serca prawie codziennie oraz napady szybkich i miarowych rytmów serca z poronnymi zespołami MAS, pogorszenie tolerancji wysiłku. Dotychczas leczona farmakologicznie nieskutecznie: sotalol, propranolol, metoprolol, bisobrolol. W czasie badania echo stała bigeminia komorowa istotna....ble ble ble... Czyli jak widzisz, często pojawia się słowo *objawy*. Jedno jest pewne. Pobyt w Instytucie na pewno sprawi, że wrócisz do domu odmieniony. Jeśli znajdą to co powinni i zablują to super, ale jeśli nie to też super, bo będziesz spokojniejszy. Inna sprawa...miałeś przepisywane na to serce jakieś leki ?

Odnośnik do komentarza

Dolor czy pocieszające to bym nie powiedział, to serce i nigdy nie wiadomo kiedy arytmia łagodna przerodzi się w coś gorszego. Lekarze cię uspokoili, tak piszesz nie uspokoili, to ja staram się w miarę spokojnie do tego podchodzić. Jeden z dwóch moich kardiologów jak zapytałam czy serce mam zdrowe? po obejrzeniu moich wyników powiedział, no niby echo na to wskazuje ale serce z arytmia już nie należy do takich zdrowych. Jak sam widzisz słowa specjalisty typu, spokojnie, arytmia nie groźna, nic się pani nie stanie, nie jest do końca uspokojeniem, że nic nam nie grozi, zresztą Kumen sama wspomniała o młodych ludziach, którzy padli nagle zresztą mało się tego słyszy np, wśród sportowców. Można sobie i to jakoś tłumaczyć, a to dopingiem, a to przetrenowaniem ale przecież są pod stałą opieką lekarzy a jednak. Nie ma co pisać, że mnie uspokoili lekarze, że będzie dobrze, bo sam wiesz po sobie to serce i jak jego nam zabraknie to po nas. Dziękuję za wszystkie informacje, na pewno będę śledziła co powiedzieli lekarze Dolor po Twoim badaniu, myślę, że podzielisz się z nami swoim doświadczeniem i wiedzą po wszystkim. Życzę Wam powodzenia i spokojnych serc i sobie oczywiście również.

Odnośnik do komentarza

@Kumen Chciałbym powiedzieć, że nie robisz mi wcale przykrości pisząc, że wykonanie badania jest u mnie wątpliwe, tak asekuracyjnie o tym piszesz :-) Jeśli okaże się, że w moim przypadku nie jest to konieczne, to chyba też będzie dobry znak, na pewno kogoś, kto wg istotnych kryteriów nie cierpi na naprawdę poważne zaburzenia rytmu nie odesłali by z kwitkiem. Nie mam wątpliwości, że przejdę tam inne badania, które pomogą w oszacowaniu powagi moich dolegliwości, także dlatego tam idę, z tym też wiążę nadzieję. Masz rację, włada mną przeświadczenie, że pobyt w instytucie mi pomoże tak czy siak. Pytasz o leki, jakie biorę... Obecnie zażywam raz dziennie 12,5 mg (ćwiartka tabletki) Betalocu 50 (lek oparty na Metoprololu), a na depresję 10 mg Depralinu (oparty na Escitalopramie). Nie specjalnie mi Betaloc pomaga, z nim czy bez niego mam dni bardzo dobre, bez jednego dodatkowego skurczu, ale też gorsze, gdzie mam ich kilka, czasem z taki jednym *turbo* skurczem. To jest chyba minimalna możliwa dawka Betalocu, ale moje ciało i tak reaguje na nią dosyć wyraźnie, na przykład puls mam stale w granicach 50-60, no i częściej niż zwykle dokucza mi przy tym senność. Kiedy brałem całą tabletkę to jednak było za *ostro*, tzn. dostawałem prawdziwych ataków ziewania, co było wyjątkowo krępujące w pracy, gdzie czasem np. muszę prowadzić szkolenia, no i permanentna senność wraz z brakiem sił (potrafiła mnie zmęczyć przechadzka po schodach na drugie piętro z teczką z laptopem w ręku, musiał po niej na chwilę przystać i złapać oddech). A z jakich leków i w jakiej ilości Ty korzystasz? @Allicja Prawdopodobieństwo ciężkich przypadków sercowych jest zawsze, nawet w przypadku ludzi zdrowych, to się po prostu zdarza. Przypadki śmierci z powodu zatrzymania akcji serca wśród sportowców nie są raczej szczególnie częstsze, niż u normalnej zdrowej populacji (nie będę tego stawiał za pewnik, bo nie dysponuję konkretnym źródłem, ale trzeba wziąć też pod uwagę fakt, że oni swojemu sercu dają *popalić* znacznie bardziej niż przeciętny człowiek, i na pewno bardziej niż wymagałby tego zwykły trening *dla zdrowia), ale naturalną koleją rzeczy są o wiele bardziej nagłaśniane, Ci ludzie są znani, postrzegani jako okazy zdrowia, ciężko zestawić takie wypadki z nimi. Niemniej nie do końca jest tak, że są oni zawsze pod stałym nadzorem lekarskim, szczególnie jeśli chodzi o sportowców nie z absolutnego światowego topu, których kluby wydają rocznie miliony na utrzymanie zaplecza medycznego. Nawet jednak tam zdarzają się potężne zaniedbania. Posłużę się przykładem piłki nożnej, której jestem totalnym maniakiem i nie ograniczam się tylko do oglądnięcia od czasu do czasu meczu Polaków w TV, siedzę w tym światku od dawna. Najsłynniejsze przypadki ostatnich lat/dekady śmierci na boisku, to Węgier Miklos Feher, piłkarz Benfiki Lizbona, Hiszpanie Antonio Puerta z Svilli, Daniel Jarque z Espanyolu, Kameruńczyk Marc Viven Foe z Machesteru City, który zmarł podczas Pucharu Konfederacji. Wszyscy z pierwszoligowych klubów silnych lig piłkarskich, ale co się okazało? Otóż: - Miklos Feher: zmarł z powodu kardiomiopatii przerostowej, choroby która przecież może być skutecznie leczona, ale jak się okazało nigdy nawet nie miał wykonywanego echa, przy użyciu którego nie dałoby się tej choroby nie wychwycić, - Marc Viven Foe - dokładnie tak, jak wyżej, - Antonio Puerta: jego śmierć była konsekwencją arytmogennej dysplazji prawej komory, być może nie tak łatwej do wykrycia (kluczowy jest rezonans magnetyczny serca), ale w tym przypadku mamy do czynienia z kuriozum, bo jak się okazało, piłkarz ten już nie raz wcześniej mdlał na treningu, a mimo to lekarze pierwszoligowego hiszpańskiego klubu nie zlecili żadnej głębszej diagnostyki, dając się niejako przekonać jego wyjaśnieniom, że to przez przystosowywanie się do nowego klimatu podczas meczów wyjazdowych - tylko kto tu komu miał się dawać przekonywać? - Dani Jarque: tutaj jest sprawa jest odosobniona, bo nie znaleziono żadnej konkretnej przyczyny, jak mówił raport, piłkarz zmarł z przyczyn *naturalnych*, podczas zgrupowania treningowego, ale nie w czasie treningu czy jakiegokolwiek wysiłku, po prostu zasłabł podczas rozmowy ze swoją dziewczyną przez telefon. Jak widzisz to nie do końca zawsze jest tak, że wypadki tego typu przychodzą znikąd, większość sportowców, którzy odeszli robiąc to, co kochają, nie przechodziła diagnostyki tak szczegółowej, jak większość użytkowników tego forum, najczęściej to rutynowe EKG i tyle. Jest to pewien problem, który jest poruszany niemal zawsze, kiedy podobny przypadek znów ma miejsce, a ma co jakiś czas.

Odnośnik do komentarza

Asekuracyjnie :) ale to dlatego, że bywały przypadki tu na forum, ze jeśli wyraziłam odmienne zdanie niż * założyciel tematu* od razu po mnie jechano :) Ale wiesz co...jak tak czytam Twoje wypowiedzi to mi tu specjalistą zalatuje :) Niby piszesz, że jesteś laikiem w sprawach sercowych a tu walisz takimi terminami medycznymi, których normalny człowiek nie ogarnia :) A już pierwsze zdanie skierowane do ALLICJI w ostatniej Twojej wypowiedzi jakbym z publikacji naukowej czytała...coś mi tu nieładnie pachnie kardiologiem ( nie żeby kardiolodzy nieładnie pachnieli ) No ale poważnie, obecnie zażywam, raczej zażywałam od kilku lat concor 10mg rano i 5mg wieczorem, magnez, potas, polocard. Odstawiłam jednak bloker już jakiś czas temu a to dlatego, że nie odczuwałam już żadnej różnicy między mną na haju, a mną bez prochów. Jedyne co robił ten lek to bardzo obniżał mi puls i ciśnienie bo miałam 46-50 i 105/55, a czułam się strasznie markotna i senna. Mniejszej dawki z kolei nie odczuwałam w ogóle w organizmie. Teraz zażywam go sobie tylko wtedy jak faktycznie serce prawie, że wyskakuje mi uszami i strasznie bulgocze mi w klatce piersiowej, a ciśnieniomierz nie chce mi mierzyć poprawnie ciśnienia i momentami mam wrażenie, że za chwilę upadnę...To jest dla mnie znak, że już kompletnie źle się dzieje z sercem W swojej terapii farmakologicznej także miałam do czynienia z betalokiem zoc 50mg i przez to prawie wyprawiono mnie na tamten świat :)

Odnośnik do komentarza

Niestety nie jestem specjalistą, kiedy rozpoczęła się moja *przygoda* z zaburzeniami rytmu zacząłem czytać, czytać i jeszcze raz czytać, wiele stron poświęconych temu zagadnieniu, artykułów, publikacji naukowych napisanych w polskim i angielskim języku (rzecz jasna tych polskich w sieci jest znacznie mniej), rodzimych i zagranicznych forów internetowych - chciałem wiedzieć wszystko na temat arytmii, czego tylko można się dowiedzieć za pośrednictwem elektronicznych źródeł wiedzy. Dlatego być może sprawiam takie, a nie inne wrażenie, ale gdybym się uważał za specjalistę, nie udawałbym się na konsultacje do prawdziwych specjalistów. Niemniej wiedza, którą nabyłem jest niczym w porównaniu z możliwością kontaktu z osobami, które mają już za sobą lata walki z tego typu sercowymi dolegliwościami i swoją postawą mogą dodać więcej otuchy, niż najbardziej budujący artykuł specjalistyczny, dlatego cieszę się, że udało mi się trafić tutaj i móc z Tobą na przykład porozmawiać i powymieniać się swoimi doświadczeniami, swoją *historią* :-) Twój opis obcowania z lekiem Betaloc zabrzmiał co najmniej dramatycznie, co takiego się stało?

Odnośnik do komentarza

Już pisałam o tym na forum, więc pozwoliłam sobie skopiować swą wypowiedź. Pewnie ją czytałeś już, ponieważ Ty także brałeś udział w dyskusji:) Betaloc zoc w dawce po 50 mg 2razy dziennie przepisano mi w jednym z naszych polskich szpitali i o mały włos nie wyprawiono by mnie na tamten świat. Na szczęście cała zmiana leku odbywała się w szpialu, bo boję się myśleć co by było gdybym była wtedy w domu. A panowie kardiolodzy w tym szpitalu chcieli mi Betalokiem leczyć napadowy częstoskurcz komorowy i nadkomorowy. Sytuacja miała miejsce już dawno temu, na początku mojej przygody z kardiologią, kiedy tak właściwie nie wiedziano tak na prawdę co mi jeszcze dolega. Pamiętam, że wcześniej zażywałam lek metocard,ale jak przestał na mnie działać i wylądowałam w szpitalu to leczono mnie na siłę Betalokiem. Celowo piszę że leczono mnie *na siłę*, ponieważ pomomo zgłaszanych przeze mnie dolegliwości już pierwszego dnia od podania leku, panowie kardiolodzy zamiast zainteresować się, że może lek nie jest dla mnie to jeszcze zwiększyli mi dawkę. I tak ciśnienie w szpitalu miałam cały czas 80,75/ 55 a tętno 120 na przykład. Non stop leżałam w łóżku, bo każda próba podniesienia się konczyła się upadkiem na podłogę. A lekarze na to wogóle nie reagowali. Nie miałam siły na nic. Butelki z wodą utrzymać nie mogłam a do tego ciągle chciało mi się wymiotować. Mówiłam, tłumaczyłam lekarzom jak się czuję ale jak Boga kocham nie było z ich strony żadnej reakcji. Po 4 dniach męczarni nie zażyłam już tego leku wieczorem podanego przez pielęgniarkę, tak samo i rano następnego dnia. Poczułam się lepiej i 5 dnia pobytu w szpitalu wypisałam się na żądanie . Ot moja przygoda z BETALOC ZOC :)

Odnośnik do komentarza

To faktycznie masz na kowmcie traumatyczne przeżycie kojarzone z terapią betalokiem. Mam nadzieję, że mnie coś podobnego nie spotka, to, co opisałaś jest chyba jednym z najcięższych możliwych dowodów na to, że lek się w danym organiźmie *nie przyjmuje*. U mnie również najbardziej zauważalnym efektem działania betaloku jest znacznie zmniejszone tętno i senność. A czy decyzję o odstawieniu blokera podjęłaś sama czy po konsultacji ze specjalistą? Od kogo właściwie wyszła idea rezygnacji z leczenia? Odstawiłaś lek z dnia na dzień, czy robiłaś to stopniowo? Twój organizm jakoś to odstawienie leku przyjął, czy jednak dawał dziwne sygnały, że coś jest nie tak? Rozumiem, że teraz nie bierzesz żadnych medykamentów?

Odnośnik do komentarza

Jak ja brałem betaloc i mówiłem że źle sie czuje po nim to mój nadworny kardiolog mówił że tak musi być. Ale byłem zrobiłem po swojemy i odstawiłem lek i nic nie brałem przez pół roku czułem sie super. Aż znalazłem sie w szpitalu i kazali mi to znowu brac. To brałem i sie meczyłem. po roku szpital zmiana leków. Potem kolejny i znowu zmiana leków. Każdy nastepny był lepszy. Wkoncu trafilem na zabieg ablacji zrobili co mieli zrobic zmienili leki na jeszcze lepsze. I teraz jest spoko. A co do tematu badania elektrofizlogicznego to miałem dwa. Pierwsze w komoroach jak wywołali arytmie to juz mi defibrylator przykładali ale naszczescie strach przed strzałem spowodował że mi przeszło a drugie badanie było przy ablacji ale byłem tak na szprycowany że nawet nie wiedziałem kiedy ale te badanie juz było na przedsionkach.

Odnośnik do komentarza

Odstawiłam beta bloker samodzielnie, bez konsultowania z żadnym kardiologiem. Wcześniej przeprowadziłam pewne próby poinformowania lekarza o moim planie odstawienia ale nie otrzymałam żadnej jasnej odpowiedzi. Oczywiście w chwili odstawienia leku zdawałam sobie sprawę z możliwych skutków ubocznych. Czytałam o zjawisku proarytmii i wiem, że nie wolno tego leku odstawiać z dnia na dzień, tylko należy zmniejszać dawkę stopniowo. Ja jednak zrobiłam po swojemu i przestałam go zażywać z dnia na dzień. Różnicy w arytmii nie czuję do dziś, choć już jestem na czysto od marca. Nadal mam takie dni, kiedy nie odczuwam zaburzeń rytmu jakoś szczególnie mocno i pełno takich, kiedy czuję całą symfonię w klatce piersiowej, kiedy mój ciśnieniomierz (automatyczny) nie chce mi już nawet ciśnienia poprawnie zmierzyć. Bloker zażywam teraz tylko doraźnie w sytuacji dla mnie krytycznej, kiedy tak mi się serce uruchamia, że nie jestem w stanie nic robić, bo aż cała się trzęsę w rytm niemiarowego bicia. I muszę powiedzieć, że dopiero wtedy czuję, że lek coś tam działa, ponieważ serce trochę się uspokaja. Odkąd przestałam brać ten lek stale Tętno mam fajne, bo koło 60-70 . Na prawdę, nie czuję się teraz ani lepiej ani gorzej. Mam właśnie ten gorszy okres (który z resztą także był nie raz podczas zażywania blokerów). Ostatnio przedwczoraj miałam niemiłą przygodę, kiedy jadąc rowerem zrobiło mi się ciemno przed oczami a serce nagle przyspieszyło nie wiadomo kiedy. Byłam o krok od wykonania telefonu po pogotowie, ale położyłam się na trawie i za jakiś czas mi się uspokoiło. Na pewno więcej mam pobudzeń dodatkowych, bo czuję i często mam uczucie ucisku w gardle. Nie odstawiłam jedynie magnezu i potasu, żeby utrzymywać elektrolity na stałym poziomie..

Odnośnik do komentarza

@BIUGERSS A co takiego się stało, że mieli Cię już defibrylatorem traktować podczas badania? Wywołali jakąś arytmię, której nie potrafili przerwać? @KUMEN Jak się czujesz obecnie? Jesteś jeszcze w trakcie tego cięższego okresu z arytmiami, czy masz już je za sobą? Czy takie okresy trwają w Twoim przypadku długo? Mam nadzieję, że czujesz się już lepiej, Twoja opowieść o przygodzie na rowerze zmroziła mi krew w żyłach, podziwiam szczerze Twoje opanowanie, ja chyba po takim jednym epizodzie bym się musiał zbierać lata - aż mi głupio, że tak się tutaj użalam nie mając nawet w przybliżeniu takich epizodów jak Ty :/ Dzwoń do placówek zajmujących się ablacją, przecież takie przypadki niemal zasłabnięcia powinny być kierowane na EPS bez względu na ilość dodatkowych skurczy, co jeśli powiedzmy prowadziłabyś samochód? Trzymam kciuki za to, że uda Ci się na badanie umówić szybko i tym razem się uda!

Odnośnik do komentarza

Obecnie?...no cóż...rewelacji nie ma. Ten okres *be* trzyma mnie już od prawie dwóch tygodni. Czuję ciągle ten dyskomfort w klatce piersiowej kiedy serce przeskakuje...nie bije, tylko tak dziwnie bulgocze i nie można zdefiniować czy to faktycznie w klatce piersiowej czy może gdzieś w żołądku lub w szyi. Najgorsze jest to, że nie można tego w żaden sposób zagłuszyć, próbuję coś robić to zaczyna mi się serce jeszcze bardziej uruchamiać, chcę się położyć - tym bardziej to czuję. Takie epizody jak ten z rowerem należą do tych słabszych ataków. Często mam tak, że muszę się czegoś złapać bo mam wrażenie, że za chwilę upadnę, takie mocne łupnięcie w klatce piersiowej, mroczki przed oczami i serio, człowiek ma wrażenie że jak się czegoś nie przytrzyma to fiknie. Najgorsze moje przeżycie jakie miałam podczas ataku arytmii to takie, gdy parę lat temu obudziłam się ze straszliwym ciężarem na klatce piersiowej...dosłownie jakby ktoś mi worek ziemniaków położył. No ale wstałam sobie i poczułam się tak, jak podczas zapalenia płuc. Brakło mi powietrza, zaczęłam kaszleć...Na prawdę myślałam, że mam zapalenie płuc! Ponieważ do przychodni mam 7 km, to postanowiłam, że pojadę do lekarza rowerem :). Jechałam 2,5 godziny!!!Więcej stałam, niż jechałam. Nie mogłam oddychać. W przychodni rodzinna osłuchała i natychmiast wysłała mnie na EKG, na którym ponoć było migotanie przedsionków. Lekarz Całą przychodnię postawiła na nogi, powiedziała, że dziwi się, że w ogóle stoję, a już nie ma pojęcia jak dojechałam rowerem! Wysłała mnie karetką do szpitala, ale najpierw dostałam jakieś 2 zastrzyki w tyłek i coś do wypicia i pod język tabletkę. Już w karetce zaczęło mi przechodzić i jak dojechałam do szpitala to już byłam żywczyk :) Zrobili EKG i Kardiolog powiedziała, że przecież nic u mnie nie ma i że zawracam tylko jej głowę. Na EKG robione w przychodni powiedziała, że to artefakt był!! Od tamtej pory tak tragicznie się jeszcze nie czułam, ale co jakiś czas zdarzają mi się niewielkie osłabnięcia jak ten ostatnio. Takie niefajne *okresy* trwają różnie...czasem trzyma przez kilka miesięcy, tygodni, dni a później przechodzi na kilka dni, tygodni. Ale nigdy nie znika zupełnie. Traf chciał, że moje wszystkie holtery wypadały zawsze w te dobre okresy, bo na prawdę, strach pomyśleć ile mogłoby tego dzadostwa wyjść na holterze w te złe dni... Chciałam zrobić holter teraz, ale dostępny tylko jest 3 odpr, a takiego na prawdę nie potrzebuję. Chcę mieć ablację w Instytuccie i już :) Nie pójdę do innej placówki. Mój szpital wojewódzki to trupiarnia i z resztą dopiero od września zaczną wykonywać takie zabiegi, bo obecnie kardiolodzy się szkolą :) Tym bardziej nie pójdę jako królik doświadczalny!! Wysłałam papiery już do dwóch lekarzy do Anina i żaden sie nie odzywa od miesięcy...telefony do sekretariatu nic nie dają, bo babki mówią że przekażą lekarzowi, a nie przekazują...

Odnośnik do komentarza

@BIUGERSS Czyli w Twoim przypadku druga ablacja zakończyła się pełnym sukcesem, gratuluję. No, a pierwsza potwierdziła, że potrzebujesz ICD i pewnie ta wiedza okazała się najcenniejsza. @KUMEN Obawiam się, że bez osobistej wizyty w CK Anin ciężko może być z samym telefonowaniem tam. Podczas wizyty, na wieść o Twoich epizodach przedomdleniowych, historii choroby, stwierdzenia jej dużej uciążliwości i pogorszenia jakości życia, myślę że tamtejszy specjalista rozważyłby ponowne badanie EPS, no a skierowanie, które się w ten sposób dostaje, jest jak mi się wydaje traktowane zupełnie inaczej niż przesyłanie papierów do sekretariatu i czekanie, aż ktoś je podrzuci specjaliście... To na pewno wiąże się z większym wydatkiem, ale podejrzewam, że efekt będzie niewspółmiernie skuteczniejszy. Mam do Ciebie jeszcze pytanie odnośnie badania EPS. Rozmawialiśmy już o prawdopodobieństwie tego, że mogę nie mieć wykonanego badania. Czy kiedy przebywałaś w Instytucie, coś takiego miało miejsce, tj. komuś po wstępnym wywiadzie i badaniach odmówiono przeprowadzenia tej procedury? Zastanawiam się, czy to możliwe z przyczyn formalnych, jako że de facto idzie się tam ze skierowaniem *w łapie*...

Odnośnik do komentarza

Już się zapisałam na wizytę do profesora Walczaka. Mam termin na 7 sierpnia. Bardzo się cieszę że Ciebie poznałam tu na forum, ponieważ to dzięki Tobie ta wizyta :) Nie, jak leżałam w Klinice Zaburzeń nikogo nie odesłali Absolutnie nie sugeruj się tym co mówię! przecież nie jestem elektrofizjologiem! Mam nadzieję, że i u Ciebie znajdą podłoże arytmii i skutecznie je wypalą :)

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×