Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Badanie elektrofizjologiczne


Gość Dolor

Rekomendowane odpowiedzi

@Kumen Bardzo, bardzo Ci dziękuję za chętne dzielenie się swoimi doświadczeniami z pobytu w instytucie i z samego zabiegu, to dla mnie bardzo przydatna wiedza, poza tym stanowi dla mnie cenne źródło spokoju, no i nadziei, że uda mi się na tym skorzystać, mając świadomość, że trafiam w najlepsze możliwe miejsce. Czy dobrze zrozumiałem, że jedną z Twoich dolegliwości były częstoskurcze komorowe? Czułaś je jakoś, któreś z badań je wychwyciło? Ja też mam bigeminie od czasu do czasu i choć nie są tak *przeszywające* i niemal ścinające z nóg jak moje najmocniejsze skurcze dodatkowe, to doskonale wiem, kiedy je mam, bo czuję te przerwy w pulsie, na przemian mocne uderzenia serca z jego cichym dławieniem się. Niemniej to jednak ten częstoskurcz komorowy, raz wychwycony na holterze w formie nieutrwalonej, jest przyczyną mojej traumy przez ostatnie miesiące. Traumy która w końcu przerodziła się w depresję, na którą leczę się już osobno - i tak jestem usatysfakcjonowany, że mimo to jakoś daję radę codziennie chodzić do pracy i przynajmniej z zewnątrz nie daję po sobie poznać, w jakim naprawdę stanie jestem. Wstyd mi, że nie potrafię sobie z tym dawać rady jak prawdziwy mężczyzna, ale to mimo wszystko zawsze jest tak, że tak długo jak coś nas bezpośrednio nie dotyczy, tak długo można snuć sobie swobodnie teorie i udzielać mądrych porad komuś innemu, ale kiedy to przytrafia się nam... to już zupełnie inna para kaloszy. @Allicja Dziękuję za miłe słowa, też mam nadzieję, żyję nią, że w mojej historii wizyta w instytucie będzie przełomowa.

Odnośnik do komentarza

Także mam nieutrwalony częstoskurcz komorowy a najlepsze jest to że czasem nawet nie wiem kiedy mnie łapie, bo po prostu go nie czuję, ale czasem nie sposób go nie czuć. W moim odczuciu to jest tak: najpierw serce tradycyjnie sobie bije jak mu się podoba a po chwili zaczyna bardzo szybko kołatać(bić) przez parę sekund, robi mi się ciemno przed oczami i pojawia się gęsia skórka z taką dziwną falą zimnego potu i wszystko wraca do poprzedniego nieregularnego bicia(ponieważ moje serce bije ciągle nieregularnie). Później jeszcze przez jakieś pół godziny latam co parę minut do toalety, ponieważ pojawia się bardzo dziwne i uciążliwe parcie na pęcherz. Ten częstoskurcz został zapisany jedynie na holterach. Nigdy nie udało mi się zrobić EKG w trakcie, a to by bardzo pomogło elektrofizjologowi, bo wiedziałby gdzie szukać. Prawda jest taka: Kto nigdy nie poczuł co znaczy nierówny rytm serca, już nie mówię o wszelkiej maści częstoskurczach, nie ma prawa wypowiadać się na temat tego jak odczuwamy i radzimy sobie z naszymi dolegliwościami. A każdy radzi sobie jak umie...ja na przykład na początku non stop latałam do lekarza, na SOR, do szpitala...ale ile można? ... nie wiem jak, ale dotarło wreszcie do mnie że jak sama sobie z tym nie poradzę to dopadnie mnie jakaś depresja, a jak wiadomo człowiek wtedy jeszcze bardziej chory. U mnie dodatkowo jest niedomykalność zastawki mitralnej umiarkowana i zespół Barlowa, czeka mnie w przyszłości wymiana tej zastawki więc jest o czym myśleć :) Ale będę przejmować się dopiero jak zapiszą mnie na operację, na razie trzeba żyć. Acha...Ty przynajmniej pracujesz...ja tak bardzo bałam się ze coś mi się stanie złego, bo łapały mnie w pracy dziwne ataki, że zrezygnowałam z pracy. Wtedy wydawało mi się to słuszne...ale teraz uważam że to był poważny błąd, poza tym nie mogę znaleźć nowej... A myślisz, że po co jest to forum...tu są ludzie którzy przechodzą przez to samo co my. Jednym rozmowa z takimi ludźmi pomaga bardziej, innym mniej...I tak świetnie sobie radzisz, ponieważ mi ze 4 lata zajęło zajęcie takiego stanowiska na temat mojej choroby jakie mam teraz, czyli totalnie olewcze :) Wcześniej też nie było za różowo... Zdrowia!!

Odnośnik do komentarza

Szkoda, że w Twoim przypadku podczas badania elektrofizjologicznego nie wyzwolono żadnego częstoskurczu. No właśnie, czy szkoda? Czy brak możliwości wyzwolenia częstoskurczu podczas stymulowania komór nie jest dobrym prognostykiem? Jak ustosunkowali się do tego lekarze, czy Pan dr Hasiec coś Ci na ten temat mówił? Na przestrzeni naszej niedługiej konwersacji tutaj, wspominałaś że byłaś niedawno w Aninie, czy znaczy to, że przymierzasz się do kolejnego badania? Ja miałem dwa razy coś takiego, jak ty opisujesz przejście fali zimnych potów, ciarek przez ciało, choć nie czułem przed nim przyśpieszonego rytmu serca, ani też nie zrobiło mi się ciemno przed oczami, nie wiem czy to był częstoskurcz, na pewno czułem pojedynczy skurcz w tym czasie i mam nadzieję, że to był tylko pojedynczy częstoskurcz :/ U mnie występują one w różnej formie odczuwania, tj. są takie, które po prostu czuję, rzadziej występują cięższe, które odczuwam wyraźnie, po których przechodzą mnie ciarki, odczucie jakby tętnice szyjne zapadały mi się do dołu, choć oczywiście występują tym częściej, im bardziej o tym myślę i się nakręcam...

Odnośnik do komentarza

Mnie, jeśli nie uda się wywołać częstoskurczu albo bigeminii, pewnie też nie będą wypalać, jako że mój *rekord* na holterze, to zaledwie 118 skurczy komorowych VEB, więc chyba nie podlega to w ogóle nawet pod rozważanie ablacji ich ogniska (jeśli jest jedno).

Odnośnik do komentarza

Byłam w Aninie ponieważ w holterze ostatnim z marca mam 3,5 tys dodatkowych komorowych i miałam zalecenie od prowadzącego, że jak się zwiększy liczba dodatkowych to mam wysyłać do nich papiery i czekać na kolejny termin ablacji... No i tak czekam od marca na telefon od lekarza i nic... Jeździłam specjalnie żeby przekazać papiery innemu lekarzowi...i też już miesiąc minął i milczy... Ja to bardzo żałuję że nie udało się nic znaleźć, bo miałabym może już święty spokój.A tak dalej muszę się męczyć. Podczas EPS dr Hasiec powiedział mi ze mogę sobie uprawiać jakieś sporty :/ i tyle... W moim przypadku bigeminia pochodziła z kilku ognisk :)

Odnośnik do komentarza

A usłyszałaś po badaniu EPS, że będzie ono jeszcze musiało być powtórzone? Wcześniej pisałaś, że musiałaś mieć zrobione EKG wysiłkowe - z tego co wiem, to dosyć istotne badanie w kontekście diagnostyki arytmii, jakie miałaś wyniki? Czy podczas wysiłku i po nim wystąpiły u Ciebie arytmie? Przepraszam, że zalewam pytaniami, ale naprawdę miło mi, że mogę się tyle dowiedzieć od osoby *obytej* już w temacie ;-)

Odnośnik do komentarza

Miałam zlecone w Instytucie to badanie, ale nie doszło do skutku. Sama prywatnie już też się w to nie chcę bawić :) Zauważyłam jedynie, ze podczas wysiłku mam więcej komorowych ale ich natężenie spada wraz ze zwiększaniem wysiłku. Kiedy wracam do spoczynku liczba skurczy dodatkowych znów wraca do mojego stałego poziomu,czyli dużo :) Powiedziano mi jedynie że mam się kontrolować Holterem co pół roku lub nawet mniej i jak będę się dalej źle czuła i zwiększy się liczba pobudzeń dodatkowych to mam wysyłać swoje papiery i prawdopodobnie będzie kolejna próba ablacji.

Odnośnik do komentarza

@Kumen Pomagasz i to w znacznie większym stopniu, niż najmniejszy. Dla kogoś, kto dopiero pierwszy raz przejdzie takie badanie, wiedza i chęci dzielenia się nią jak i doświadczeniem na ten temat, są nieocenione. Widzę, że mój termin jest relatywnie szybki, w porównaniu do tego, ile czekają inni, wciąż jednak wydaje mi się, jakby do badania pozostała jeszcze wieczność, chciałbym żeby to było już jutro. Mam nadzieję, że przejdę komplet badań w instytucie. Badań, które wykluczą wszelkie możliwe choroby, które mogą powodować u mnie zaburzenia rytmu, chciałbym się dowiedzieć, że to wszystko było przez stres, że w gruncie rzeczy jestem zdrowym młodym człowiekiem, już sama świadomość tego, po rozmowie ze specjalistą zmieniłaby moje samopoczucie z miejsca, a tak niestety wciąż niemal codziennie biję się z własnymi myślami (po cichu liczę na rezonans magnetyczny serca, który wykluczyłby arytmogenną dysplazję prawej komory). Świetnie by było, gdybym trafił w instytucie na któregoś z profesorów i to któryś z nich przeprowadzałby badanie. Ilością pytań podczas badania na pewno uprzykrzyłbym mu życie skutecznie. To jeszcze niemal dwa miesiące... :/

Odnośnik do komentarza

Hmmm...rezonans mówisz :) nie nastawiałabym się na Twoim miejscu :) A jeśli chodzi o profesora...no cóż, podczas mojego EPSu prof Szumowski był w tej salce obok, gdzie są monitory :) jedynie słyszałam jego głos poleceń wydawanych elektrofizjologowi..W końcu to on szkoli tych młodych elektrofizjologów. Ta koleżanka o której pisałam wcześniej, że miała ablacje przeprowadzaną przez profesora, miała ten zabieg prywatnie :)

Odnośnik do komentarza

Mówię o rezonansie, bo to bardzo kompleksowe w sumie badanie, dające wiele odpowiedzi, jednak ciężko jest dostać skierowanie na nie biorąc pod uwagę mój przypadek, ale też nie obraziłbym się, jeśli miałbym na miejscu zrobione ekg wysiłkowe. Jeśli ta koleżanka miała zabieg prywatnie, to musiała być bardzo zamożną koleżanką, bo ten zabieg prywatnie kosztuje kilkanaście tysięcy złotych :) Nie miałem okazji Cię jeszcze zapytać o warunki, jakich przyszło Ci tam leżeć. Jak standard samej placówki? Ile jest łóżek w pokoju (domniemam, że nie leżałaś cały czas w jednym, pewnie tuż przed i po zabiegu jest specjalne pomieszczenie dla pacjentów)? Same wrażenia poza badaniem miałaś pozytywne?

Odnośnik do komentarza

17 letnia Dziewczyna o egzotycznym imieniu :)... Chyba byli zamożni bo opowiadała o Bożym Narodzeniu i Sylwestrze spędzonym na Dominikanie :)...no ale przecież to nie moja sprawa, a gdyby mnie było stać też robiłabym prywatnie... Chyba koło 15 tysięcy kosztuje zabieg , plus wizyty ...to niezła sumka wychodzi :) Jak się tylko wchodzi do Instytutu, to szału nie ma :) Taki PRLowski budynek. Jednak poszczególne kliniki są odremontowane. Nasza Klinika Zaburzeń, to dość niewielki oddział. Jest chyba z 8-9 sal chorych, w każdej po 3 łóżka,sale mają oddzielne łazienki i klimatyzację. Na korytarzu stoi telewizor ogólnodostępny zwykle okupowany przez facetów i kobiety po menopauzie :) Dla mnie bardzo zaskakującym i nowym zjawiskiem było to, że pokój lekarzy posiada kodowany zamek i pacjenci nie mają tam wstępu...nawet progu nie mogą przekroczyć. Jeśli pacjent chce porozmawiać z lekarzem, który akurat przebywa w tym pokoju musi poprosić kogoś z personelu o wywołanie tegoż lekarza. Oczywiście dzieje się to natychmiast, tzn lekarz od razu wychodzi do pacjenta, nie za minutę, 5 minut czy jak skończy to co właśnie robi...tylko natychmiast :) Pielęgniarki są bardzo sympatyczne, uśmiechnięte i życzliwe. Jak coś trzeba - pomagają, jak się je przywołuje dzwonkiem - od razu przychodzą :) Lekarze także są mili. Tam jest młoda kadra, a więc lekarze z zapałem, jeszcze nie znudzeni pracą, pacjentami...otwarci na pacjentów i bardzo kulturalni. Kiedy idą korytarzem powiedzą z uśmiechem dzień dobry, zapytają czy wszystko ok...Było tak, że miałam zatrucie i nie mogłam jeść przez cały dzień bo wszystko wracało i mój prowadzący chciał mi przynieść obiad z bufetu albo poczęstować swoimi kopytkami :)..no miło jest bardzo :) Jedzenie jest bardzo smaczne, porównywane do niezłej restauracji. Pacjenci traktowani są tak samo...czyli nie ważne czy ktoś jest prywatnie czy na NFZ. Leży się cały czas na swojej sali, nie ma żadnych specjalnych. Po zabiegu też pacjent przewożony jest na swoją salę (oczywiście jeśli nie było żadnych komplikacji). Jeśli coś mi się jeszcze przypomni to na pewno dopiszę :)

Odnośnik do komentarza

Pisz, pisz jeśli tylko Ci się cokolwiek przypomni, jestem wdzięczny za każdą informację :-) Wspomniałaś o tym, że niedługo przed zabiegiem, lekarz zaprasza pacjenta na mały wywiad mając przed sobą wszystkie wyniki badań. Czy to ten sam lekarz, który ma docelowo przeprowadzić EPS? Czy ten wywiad trwał w Twoim przypadku długo, dowiedziałaś się podczas niego czegoś więcej co już słyszałaś/wiedziałaś? Byłaś poinformowana o jakichś prognozach odnośnie skuteczności zabiegu, prawdopodobieństwa wyindukowania arytmi? Co usłyszałaś na temat swoje częstoskurczu komorowego? Czy tamtejsi specjaliści poświęcili temu wątkowi udokumentowanemu w Twoich badaniach więcej uwagi? Uzyskałaś na jego temat jakieś informacje w zestawieniu z Twoim przypadkiem, ogólnym stanem zdrowia itd? Ta kwestia mnie interesuje szczególnie, bo moja *historia* zaczęła się właśnie od tego... Serdecznie pozdrawiam i dziękuję z Twój czas, Kumen.

Odnośnik do komentarza

To było tak: W poniedziałek z rana przyszedł lekarz prowadzący. Zapukał do drzwi, podał rękę, przedstawił się, powiedział, że będzie się zajmował moim przypadkiem i że dołoży wszelkich starań aby wszystko się udało i mój pobyt w Klinice był najbardziej komfortowy.Powiedział, że w każdej chwili mogę zmienić swojego lekarza jeżeli tylko nie będę zadowolona z jego usług:). Zabrał mnie do takiego pokoju badań, gdzie przeprowadził ze mną obszerny wywiad, mając przed sobą cało moją dokumentację medyczną. Pytał o to w jaki sposób odczuwam bicie serca (były efekty dźwiękowe :)) Zmierzył ciśnienie, osłuchał serce,a raczej obojczyk :) i nie musiałam się rozbierać. Pytał jakie badania miałam robione ...no nie wiem...o wszystko mnie pytał :) I tak sobie pogadaliśmy i doktór poleciał po moją koleżankę z pokoju, bo tak się złożyło, że był także jej prowadzącym....Wróciłam na salę i od razu pielęgniarki wołały mnie na badania, nawet nie zdążyłam usiąść na łóżku. Wiesz co...nie pamiętam już dokładnie co mi mówił prowadzący, ale na pewno odpowiadał na każde moje pytanie i udzielał wyczerpujących informacji, ale nie mówił nic o samej ablacji. Następnego dnia koło 7:15 rozległo sie pukanie do drzwi. Wszedł sobie pan na oko 30 lat, przystojny jak cholera, pyta która to ja :) no a ja w szoku, bo doktora pierwszy raz na oczy widzę. Podszedł do mnie i znów przedstawił się, podał rękę, powiedział że będzie wykonywał u mnie badanie elektrofizjologiczne być może połączone z ablacją, zapytał czy prowadzący wyjaśnił mi na czym polega to badanie, a jak powiedziałam, że nie to zaczął mi po kolei tłumaczyć co będzie robił. I teraz tak...ja byłam tak przerażona tym zabiegiem, cała się trzęsłam ze strachu że musiałam sprawiać wrażenie idiotki, bo kompletnie bez ładu i składu mu odpowiadałam :D No jak sobie teraz przypomnę to mam ochotę zapaść się pod ziemię :) Jego wizyta trwała też dość sporo, uspokoił mnie, ze będzie wszystko dobrze i ze to nie jest takie straszne i ze będę miała znieczulenie...zapytał czy mam jakieś do niego pytania,po czym z uśmiechem powiedział że w takim razie widzimy się za chwilę na dole. Rach ciach podpisałam zgody ( aż 3) Chwila trwała dosłownie chwilę, bo przyszła pielęgniarka z wózkiem, kazała się przebrać w koszulę szpitalną i zjechałyśmy na dół. W pracowni elektrofizjologii kazano mi wejść do takiego malutkiego pomieszczenia i rozebrać się z tej koszuli, pielęgniarka jeszcze zerknęła czy oby na pewno majtki też zdjęte :) owinęła mnie takim zielonym medycznym okryciem i zaprowadziła pod rękę na stół. Poproszono mnie abym się położyła (łóżko jest wąskie i wysokie a w pracowni cholernie zimno). I szast brast ściągnęli ze mnie to okrycie i leżałam taka golusieńka przed nimi...( tak sobie myślałam wtedy, że całe szczęście ze mam ładną, szczupłą figurę bo jakbym była gruba to chyba bym uciekła z tego stołu...) Jedna pielęgniarka podczepiała do mnie różne czujniki,elektrody itp a druga pomagała się ubrać elektrofizjologowi. No i doktór podszedł do mnie i rozpoczął poszukiwanie żyły w pachwinie. Pielęgniarki umazały mnie kodanem i jeszcze czymśtam i nakryły okryciem chirurgicznym po czym zrobiło mi się trochę cieplej. Elektrofizjolog nachylił sie do mnie i powiedział zebym się nie bała bo da mi bardzo duże znieczulenie i ze nie będzie bolało i zaczęło się :) Po wszystkim zaczęto odłaczać mnie od mnie od aparatur , a lekarz jeszcze przez 10 - 15 minut uciskał ręką miejsce wkłucia. Pielęgniarki powiedziały że niestety musią mnie odkryć, na co ja musiałam strzelić potwornego buraka ponieważ elektrofizjolog zrobił się czerwony na twarzy przeprosił i odwrócił wzrok. I za każdym razem jak musiał spojrzeć na pachwinę - przepraszał i znów wracał do patrzenia na ściany :) No miło z jego strony ale tak czy siak - trauma :) Przy wypisie prowadzący powiedział tylko ze mam łagodną postać arytmii i mam się kontrolować holterem co pół roku i jak sie zwiększy liczba dodatkowych to mam wysyłać papiery i będą mnie zapraszać na kolejną próbę...

Odnośnik do komentarza

Dzięki za tak rozwinięty i szczegółowy opis, kiedy tam się pojawię, chyba nic nie będzie mnie w stanie zaskoczyć :-) Marzę o usłyszeniu diagnozy takiej, jaką Ty usłyszałaś, choć na pewno wolałabyś żeby ogniska arytmii zostały wykryte i choć w części się od nich uwolnić, ale mimo wszystko usłyszenie, że pomimo udręki jakiej te dolegliwości przysparzają, są wciąż łagodne, musiało jakoś podnieść Cię na duchu, mnie by na pewno podniosło. Muszę jakoś dotrwać do połowy sierpnia, może przez ten czas uda mi się pozałatwiać problemy osobiste, żeby iść tam z czystą głową. Jedno jest pewne - lekcja życia, jaką od paru miesięcy dostaję, uczy mnie lepiej niż cokolwiek innego, co w tym życiu jest najważniejsze, z jakim dystansem podchodzić do różnych spraw, czemu nadawać priorytet, a czemu dać spokój, co naprawdę cenić. Mam aż za dużo czasu, żeby takim refleksjom się teraz oddawać. Wnosisz do tego forum naprawdę cenny wkład Kumen, i mam nadzieję że długo jeszcze będziesz to robić, bo pożytek z tego wkładu jest nieoceniony dla kogoś, kto przychodzi tu z wieloma pytaniami, tak jak ja :-)

Odnośnik do komentarza

Wprost przeciwnie...ta diagnoza trochę mnie dobiła. Męczę się tak już z jakieś 8 lat. Ciągłe kursy SOR, przychodnia, szpital...już mnie po prostu zmęczyły. Lekarze kardiolodzy w mojej miejscowości rozkładali już ręce i słyszałam tylko *u pani to tylko ablacja*. Leki żadne nie pomagają a jak się czułam tak sie czuję dalej. Nie powiem...mam takie dni kiedy czuję się w miarę nieźle, ale więcej jest takich gdy czuję się jakbym była nakręcona...coś we mnie przeskakuje, przewraca się... mordęga na prawdę. Wieczorem kładę się do łóżka a po chwili muszę wstać bo jeżdżę z łóżkiem po całym pokoju. To że miałam łagodną postać arytmii to sama wiedziałam :)... nie mdlałam przecież, nie traciłam przytomności... Ja wszystko czuję...każde nieprawidłowe uderzenie, częstoskurcze, bigeminie...czasem oddychać nie mogę przez te wypadające płatki, uczucie jakby ktoś parę cegieł położył na klatce piersiowej, kulka w gardle...masakra. W moim przypadku te wszystkie zaburzenia powoduje niedomykalność zastawki mitralnej i teraz tu mamy do czynienia z błędnym kołem. Niedomykalność powoduje moje zaburzenia rytmu, a wszystkie te zaburzenia powodują drobne uszkodzenia serca, które powiększają moją wadę organiczną serca. Czyli jedno wynika z drugiego, więc jeśli nie zminimalizuję zaburzeń rytmu, operacja wymiany zastawki na pewno się przyspieszy... Na prawdę liczyłam, że wszystko się podczas badania uda, że znajdą to co nie daje mi normalnie żyć...a tu klops. Masz rację, normalny człowiek ucieszyłby się z tak pozytywnej diagnozy a dla mnie pozostaje ten niedosyt.

Odnośnik do komentarza

Rozumiem Cię Kumen, uwierz mi, że Cię rozumiem. Ja jeszcze rok temu nie wiedziałem co to arytmia, jak się ją czuje, jaka to potrafi być udręka. Na dobrą sprawę moje problemy trwają od czterech miesięcy, wcześniej to był jakiś pojedynczy, ledwo odczuwalny skurcz dodatkowy raz na parę miesięcy. A teraz nie powiem, żebym miał ich wiele, na jednym holterze nie miałem ich w ogóle, na innym 80 z bigeminiami, na pierwszym moim, 118 z częstoskurczem. Jednak wiele z nich odczuwam bardzo mocno, potrafią mną wręcz wstrząsnąć, dwa razy zdarzyło się, że przy wyjątkowo mocnych miałem uczucie stanu przedomdleniowego. Kiedy jakiś mnie uderzy, świat się na chwilę zatrzymuje, ja na tę chwilę wiem, że zaraz serce uderzy mocniej, a adrenalina zaleje mnie od czubka głowy do palców u stóp. Mam takich dodatkowych skurczów dwa, trzy na dzień, są dni, że nie mam ich wcale, no ale jak są to są i każdy wiąże się z mega zdołowaniem psychicznym. Zgodzisz się chyba jednak ze mną, że radzenie sobie z tym mając świadomość, że nie jest to groźne dla życia, a radzenie sobie ze strachem, że jednak to się może skończyć źle, to zupełnie inna para kaloszy, sprawy diametralnie od siebie różnie. Ja zostałem nastraszony porządnie przez pierwszego kardiologa i od tego czasu przechodzę przez najtrudniejszy okres w moim życiu, liczę że nawet jeśli badanie EPS nie pomoże w zlokalizowaniu arytmii i jej ablacji, to chociaż pozwoli wysnuć wniosek, że moje zaburzenia rytmu są zaburzeniami łagodnymi. Ostatnio udaje mi się szczęśliwie przezwyciężać depresję, leki przepisane przez psychiatrę działają, cieszę się, że jednak się przełamałem i udałem do tego specjalisty, bo w innym przypadku jeszcze tydzień i zrezygnowałbym z pracy, po prostu nie byłem w stanie w ogóle w niej funkcjonować. No, a wiem, że jeśli bym z tej pracy zrezygnował, było by jeszcze gorzej. Niemniej pobyt w instytucie w Aninie jest wydarzeniem ważnym, bo wierzę, że uzyskam tam sporo odpowiedzi na moje pytania, że zostanie mi poświęcona wystarczająca ilość czasu. Jestem na etapie załatwiania spraw, które muszą być zamknięte, żebym w życiu znów wyszedł na prostą, czeka mnie ważna rozmowa z moją drugą połówką, która już nie chce być tą drugą połówką, której przez swój wielki dołek psychiczny nie byłem w stanie pomóc, w jej ciężkiej sytuacji, ale wiem że dalszy taki stan rzeczy żadnej ze stron nie będzie pomagał, takie jest życie. Nade wszystko pragnę, żeby wszystko było tak jak kiedyś - żebym nie musiał się martwić, czy jak rano wyjdę z domu, to jeszcze wrócę do niego żywy.

Odnośnik do komentarza

Niby tak, ale to ze nie wywołali częstoskurczu podczas stymulacji to nie znaczy przecież że go nie ma, ten mój nsVT pojawia się na każdym wykonywanym u mnie holterze, dlatego tym bardziej nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego nie pojawił się podczas stymulacji komór, kiedy istniały najbardziej sprzyjające temu warunki. Ale nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, że to co kardiolodzy nazywają łagodną postacią arytmii jest arytmią potencjalnie łagodną w rzeczywistości, czyli np. nagle nsVT może stać się VT, a zwykle łagodna bigeminia spowoduje nagłe niedotlenienie...i bęc - zgon jeśli pomoc nie przyjdzie na czas. Terminologia łagodna/złośliwa arytmia ma za zadanie jedynie uspokojenie pacjenta, że tragedii nie ma i ma się nie nakręcać że jest chory. Czyli chodzi o to by poprawić samopoczucie psychiczne, bo choroba faktycznie istnieje. Racje masz mówiąc że należy poukładać swoje sprawy osobiste, ponieważ stres bardzo namnaża ilość i częstość zaburzeń rytmu, oraz bardzo je potęguje. Powodzenia!

Odnośnik do komentarza

Troszkę mnie zasmuciłaś informacjami o niebezpieczeństwie, jakie mogą ze sobą nieść potencjalnie łagodne arytmie w rzeczywistości... No, ale faktycznie trzeba się z tym liczyć. Wspomniałaś, że Twój nsVT obecny jest na każdym Twoim holterze. Mam pytanie - czy orientujesz się może jakiej klasy były te holtery, w sensie technicznym? Zwykle, kiedy kardiolodzy zlecają badanie holterem, pacjent wyposażany jest w holter 3-odprowadzeniowy, który owszem zarejestruje nieprawidłowości, skurcze dodatkowe, komorowe, nadkomorowe, częstoskurcze itd, ale w samej ich analizie nie jest już tak pomocny, tj. nie można w większości przypadków określić, skąd może dana arytmia się wywodzić. Co innego zupełnie holter 12-odprowadzeniowy, który notuje wszystko ze znacznie większą precyzją, i w rękach doświadczonego elektrofizjologa staje się idealną mapą Twojego serca. Kiedy mi założono ten *lepszy* holter, nsVT oczywiście nie wystąpił, jedynie bigemnie, ale jeśli, tak jak mówisz, u Ciebie ten częstoskurcz zawsze występuje przy tego typu badaniu, myślę że warto rozważyć właśnie bardziej dokładnego holtera, bo w zapisie 12-kanałowym można wyciągnąć znacznie więcej informacji z zapisu takiego częstoskurczu, m.in. z większym prawdopodobieństwem będzie można określić, skąd w Twoim sercu ta arytmia się wywodzi.

Odnośnik do komentarza

Śledzę Wasz dialog, bo dużo ciekawych spraw poruszacie a mnie arytmia też dręczy. Zwłaszcza Kumen szczególnie pozdrawiam za pomoc a Dolor,życzę jak najszybszego uporania się z problemem. Nie ukrywam, że trochę mnie Kumen wystraszyła wczorajszym wpisem pisząc o bigeminii, mam ją, nawet jednego razu tak mi dała w kość przez cały dzień, że już rad nie rad pojechałam na ostry i nawet tam mieli ze mną problem, ale udało się po paru ładnych godzinach postawić mnie na nogi. Zdaję sobie sprawę z tego, że lekarze niby mówią spokojnie, nic się nie stanie, arytmia łagodna ale nie wiadomo w którym momencie może przerodzić się w niebezpieczną i można nie dojechać do szpitala. Mam do Was pytanie, piszecie o badaniu elektrofizjologicznym, mi moja lekarz wspomniała o ablacji, ale jeszcze nie teraz ale o badaniu nic kompletnie, prosze mnie uświadomić kiedy na to badanie się kieruje? czy tylko wtedy kiedy w grę wchodzi ablacja? czy tak jak Kumen miała badanie ale ablacji już nie, czy po tym badaniu lekarz może nas bardziej uspokoić, że sercu nic nie grozi, arytmia jest na pewno łagodna i nie zagraża życiu? co daje samo badanie pacjentowi, lekarzowi jeśli po nim nie nastąpi ablacja? jeśli moje pytania są mało fachowe, bądź może jakieś głupkowate to wybaczcie ale arytmie też są dla mnie tematem nowym, sama się douczam, zebym mogła łatwiej to znosić i nie bać się tego. Pozdrawiam

Odnośnik do komentarza

Badanie elektrofizjologiczne, jest to inwazyjne badanie, na które pacjenci kierowani są przez kardiologa w celu zdiagnozowania rodzaju i podłoża arytmii. Ma ono na celu także różnicowanie arytmii na łagodną, potencjalnie złośliwą i złośliwą a według niektórych źródeł na łagodną i złośliwą. Bardzo często to badanie połączone jest z ablacją, czyli skoro już znaleźli rodzaj i miejsce z którego pochodzi konkretne zaburzenie, to mogą od razu zablować to miejsce. Allicjo, bigeminię podałam za przykład. Równie dobrze może chodzić o częstoskurcz nadkomorowy, także teoretycznie nie groźny. Znane są jednak przypadki, że owy częstoskurcz był przyczyną NZS wśród młodych ludzi. Wracając do mnie. Byłam skierowana na zabieg ablacji, lecz ponieważ w trakcie programowanej stymulacji nie wyzwolono arytmii, samego zabiegu ablacji również nie przeprowadzono. Co daje to badanie pacjentowi kiedy nie wyzwolono arytmii? Jak to zauważył DOLOR normalnemu człowiekowi daje poczucie bezpieczeństwa, czyli świadomość, że od tego nie umrze, w każdym razie nie powinien :) Co daje EPS lekarzowi? To zależy od kardiologa: jeden powie, ze to super, że niczego nie znaleźli i będzie miał podstawę by olewać już tego pacjenta, a inny dalej będzie drążył temat, ponieważ skoro coś wychodzi na Holterze i jeśli pacjent jest objawowy, to znaczy że to coś faktycznie istnieje i tak czy siak trzeba się z tym rozprawić, jeśli nie tym razem, to następnym...aż się uda! DOLOR, w zasadzie już wszystko napisałam wczoraj na temat tego Holtera 12-odpr. :) W moim regionie jest szpital wojewódzki, który ma się stać Kliniką specjalistyczną w niedługim czasie i jest tam tylko jeden (słownie - jeden) Holter 12- odprowadzeniowy dostępny jedynie dla pacjentów szpitalnych. Żeby móc go sobie robić musiałam zapisać się na prywatną wizytę do ordynatora kardiologii w tym szpitalu. Na moje pytanie dlaczego jest tylko jedno urządzenie, pan ordynator odpowiedział, że więcej nie potrzebuje bo to to samo co holter 3 odpr. (ORDYNATOR KARDIOLOGII TAK POWIEDZIAŁ)i z niego w ogóle nie korzysta a pacjenci w szpitalu noszą zawsze 3 odpr.

Odnośnik do komentarza

Niezawodna Kumen. Czy każdy przed ablacją przechodzi to badanie? Jeśli tak to rozumiem po to, żeby rozeznać gdzie powstaje arytmia. Jeśli nie to jest inny sposób żeby poznać które miejsce powoduje arytmie, czy to holter 12? Jeśli tak, to skoro za każdym Twoim badaniem Kumen masz zaznaczone że arytmie są i jakie to dlaczego lekarze mimo, że Ci jej na stole nie wywołali nie zrobią z tym porzadku. Przecież te arytmie te jedna wielka cholera i do tego upierdliwa. Dobrze, że jesteś osobą pozytywnie nastawioną i podchodzącą do tematu tak rozsądnie, ale przecież wiem po sobie, że nawet najspokojniejszego człowieka mogą one wyprowadzić z równowagi, uprzykrzyć życie i nieźle nastraszyć. Z drugiej strony chwała dla Twoich lekarzy, że podchodzą do Twojego problemu nie jako do histeryczki, która sobie coś wymyśla, albo jak to często bywa zwalanie na nerwicę tylko zlecają badania, ale i tak jak do tej pory to głównie Ty drążysz temat i męczysz się z tym. No i tak wyciągnełam sobie wniosek, że muszę również sama trzymać cały czas rękę na pulsie, kontrolować, jak trzepie mocno to lecieć na ekg, żeby udowodnić lekarzom jaką mam arytmię i żyć sobie z nią aż do śmierci, no chyba, że już tak jej duzo będzie, że padnę im tam w szpitalu i zrobią mi ablację, ale jak czytam to też pewności nie da, że wszystko wyleczą i czy coś nowego nie dojdzie. Trzeba jednak pokochać to swoje roztrzepane serce miłością bezwarunkową.

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.


×