Skocz do zawartości
kardiolo.pl

Gość wojownik

Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie kochani.Na początku powiem,że jestem sceptycznie nastawiona do tego typu miejsc w sieci,ponieważ korzystałam już kiedyś z jednego z forum o podobnej tematyce i napotkałam na układ towarzystwa wzajemnej adoracji-samosądu.Mam nadzieję,że tutaj ktoś pomoże mi podnieść się na duchu... Mój problem zaczął się 8 lat temu.Rok po urodzeniu synka.Wówczas prawdziwe oblicze choroby,było zakamuflowane problemami z kręgosłupem.Przeszłam długą drogę,zanim dotarłam do podłoża wszystkiego,co się ze mną działo.Leki,terapia...wyszłam na prostą i wydawało mi się,że świat stoi przede mną otworem.Rozwiodłam się z ojcem mojego dziecka.Warto wspomnieć,że był to symbiotyczny układ,w którym mój niedojrzały małżonek,asymilował się z moimi rodzicami,u których wtedy mieszkaliśmy.Ponownie wyszłam za mąż,za człowieka,który imponował mi dojrzałością i zaradnością.Wiele się wydarzyło w ciągu tych kilku lat.Okazało się,że moja walka z nerwicą wcale się nie zakończyła,do tysiąca starych objawów,z roku na rok systematycznie dochodziły nowe.Nerwica z dominującym lękiem,stała się nerwicą natręctw.W między czasie po 2 letniej walce z ciężką chorobą,zmarła moja mama.Nigdy jednak się nie poddałam.Po każdym ataku,umiałam nabrać powietrza w płuca i przeć dalej,wyszukując sobie małe radości...choćby na chwilę.Upadałam tysiące razy,ale wstawałam z nową dozą nadziei i chęci do życia.5 lat temu,zaczęłam pracę.Korzystne warunki umowy,godna płaca i jeszcze coś innego-najważniejszego...miałam ten komfort,że pracowałam z najlepszą przyjaciółką,bratnią duszą,osobą która w dużej mierze zastępowała mi matkę,kogoś do kogo mogłam zwrócić się z najbardziej dziwnym problemem i zawsze znajdowałam wsparcie.Był taki czas,że skupiłam całą swoją uwagę,na tej właśnie relacji,zaniedbując inne,te które dot.moich najbliższych.Chociaż z perspektywy czasu,sama nie wiem,czy moja ucieczka w przyjaźń,nie była ucieczką przed samotnością,bo ktoś mi ją fundował w zaciszu domowym przez wiele lat.Piszę chaotycznie,ale pokładam nadzieję,że ktoś przeczyta ten elaborat i będzie umiał ocenić sytuację z boku,trzeźwym obiektywnym okiem.Kontynuując...Rok temu moje stosunki z obecnym mężem,zaczęły dziwnie się układać.Odpychał mnie od siebie,spędzał z nami coraz mniej czasu,był krytyczny i bezczelny.Długo nie wiedziałam,co jest tego powodem...po jakimś czasie,okazało się,że jest *jakieś* podłoże...ma dwie ręce,dwie nogi,kształty raczej kobiece i zdaje się,weszła w nasz związek niepostrzeżenie,rujnując wspólnie z moim mężem,ten kawałek świata,który był nasz,prywatny,intymny...miał kochankę.Pierwsza reakcja,na tą wiadomość,była okupiona emocjami,tak wielkimi,że *wyprowadziłam* męża z mieszkania w ciągu kilku minut,prawie jak w reklamie Ikea:)Później,kiedy opadły pierwsze wrażenia,odwróciłam sytuację do góry nogami.Zaczęłam prosić,błagać,żeby podjąć wspólną walkę,o to co było,o nasze małżeństwo.Napotykałam na mury,ogromne mury zbudowane z urażonej dum...no i przecież *tamta* doradzała,wspierała i umacniała w przekonaniu,że jest cudowny,fantastyczny,a taka żona...rutyna,monotonia,odwieczna nerwica...Gdybym chciała ze szczegółami opowiedzieć,co działo się ze mną w tamtym czasie,obawiam się,że zabrakłoby mi miejsca...w każdym razie,przyszedł taki moment,kiedy pogodziłam się z Jego stratą,z tym,że zaniechał całkowicie kontaktu ze mną i dzieckiem,które kochał jak swoje.Zaczęłam nawet wymieniać maile z pewnym człowiekiem,który został podobnie jak ja potraktowany przez los i powiem szczerze,że uwierzyłam w to,ze moje życie być może będzie jeszcze szczęśliwe.Zwrot akcji,niczym w brazylijskiej telenoweli,nastąpił ok 2 mcy po tym jak mąż odszedł.Chociaż dla mnie była to cała wieczność.Zaczął nas odwiedzać,najpierw sporadycznie wpadał na kawę z rana...aż doszło do momentu kiedy,ukorzony błagał na kolanach o możliwość powrotu.Długo nie dopuszczałam do siebie takie opcji,jednak kochałam Go nadal...Po tygodniach nieprzespanych nocy,spędzonych na rozmowach,po pertraktacjach,zgodziłam się na Jego powrót do domu.Uczęszczaliśmy w terapii dla par,przez kilka miesięcy.Wiele od tamtego czasu się zmieniło,mój mąż bardzo świadomie podszedł do problemu.Do chwili obecnej jest zdeterminowany i trwa przy nas...tylko,że...ze mną zaczęły dziać się rzeczy,z którymi do tej pory nie miałam do czynienia.Opadłam sił,brak mi motywacji,już nie potrafię odbijać się od dna jak dawniej.Cały mój zapał i radość zniknęły.Dodatkowo,moja przyjaciółka urodziła córeczkę i mój kontakt z Nią znacznie się osłabił.Praca stała się gehenną.Wiosenne słońce nie cieszy nie wcale...doświadczam potwornej derealizacji i depersonalizacji.Oddalam się od ludzi.Nabrałam nagle ogromnego dystansu do męża...wszystko straciło sens.Nie mam ochoty podnosić się z łóżka.Zaszywam się w domu,zaniedbuje obowiązki,zaniedbuję syna.Mam poczucie,że już nic dobrego mnie nie czeka.Jestem w terapii.Mój lekarz,uważa,że dam radę bez leków,że się podniosę,a ja już na prawdę nie mam siły!!!!!Nie wiem skąd czerpać radość.Wydaje mi się,ze to koniec wszystkiego.Warto dodać,że moja mama całe życie leczyła się nieudolnie na depresję.Potwornie boję się,ze powielę Jej los,że już nigdy nie uda mi się wyjść na prostą.Czuję się samotna,niezrozumiana i porzucona przez cały świat...Cz to normalne?Może zwariowałam?Może coś się we mnie nieodwracalnie zmieniło?Czy kiedyś jeszcze będę cieszyć się życiem?...

Odnośnik do komentarza

Co się może z Tobą dziać? zapewne *wspaniała* nerwica się o Ciebie upomniała, tyle przeżyć i zapukała a teraz szarpie w każdą stronę. Kto tego nie przeżył, nie jest w stanie zrozumieć, co się z człowiekiem i w człowieku dzieje. Psychoterapia a jak trzeba to nawet na trochę leki w tym najgorszym okresie ale to sama wiesz czy dasz radę z nimi czy bez. Na pewno kiedyś przyjdą lepsze dni ale musisz sobie poukładać w głowie i życiu czego Ci życzę. Powodzenia.

Odnośnik do komentarza

Ja zmagam się z nerwicą natręctw od ponad roku,zawsze byłam nad pobudliwą osobą ale po tragicznym wypadku z przed lat przeszlam pol roczne zalamanie nerwowe,przestałam mówic wycofałam się spolecznie nie jadlam nie spałam zadręczalam siebie i rodzine,nigdy nie poszłam na leczenie jakoś samo zaczeło ustępować,potem staralam się usilnie przez lata ignorować różne objawy aż do teraz znowu wróciło miałąm okres wycofania,furii i natarczywych mysli mam obsesje na tle bez domnych zwierzat chadzam wszedzie i szukam ich pod samochodami pod sklepami,koni na polach,krow na pastwiskach,może wam sie to wydac smieszne ale ja mam w głowie taki bałagan przez to że nie potrafie o niczym innym przez to myslec jestem na anafranilu i doxepinie na raz troche pomagaja teraz po czasie jest nieco lepjej,tak jak pani przeszlam pare tragicznych perturbacji zyciowych,smierc osob bardzo bliskich,tragiczny wypadek,obecnie choroba nowotworowa naj blizszego przyjaciela,na szczescie mam wsparcie w mezu jest nad wyraz cierpliwy,znosi dzielnie wszystkie moje ataki furii i nastepujace po nich zalamania,mam swietna doswiadczona lekarke dr.antonine ziebe,starsza babka ale z genialnym podejsciem,mialam ogromny problem z przyznaniem sie do tego ze cos sie dzieje z moja glowa ale to byl przelom dla mnie,raz nad wyrezony system nerwowy leczy sie dlugo i paskudnie,ale paczac na mojego walczacego przyjaciela 30 letniego wysportowanego chlopaka z rakiem jader z rozleglymi przezutami do glowy ,pluc itd,,,,,mysle sobie ze musze pokonac sama siebie skoro on ma sile na walke ja tez musze ja znalesc,,,,,wczoraj pytalam go o marzenia jakie ma?czego by sobie sam dla siebie zyczyl?i wiecie co modpowiedzial?------ZJESC OBJAD------taka lakoniczna sprawa,przyziemna ale jaka istotna ze w obliczu prawdziwego zagrozenia zycia smiertelna choroba rzeczy takie zwykle staja sie nie zwykle,,,ja pomagam jemu a on mnie,sama nie wiem ale chyba ta choroba jego sklania mnie do innego rodzaju spojrzenia na swiat wstydze sie ze ja niszcze siebie chociaz nic nie moge na to poradzic to nie jest zalezne ode mnie a on tak silnie walczy,,,NIE JESTES SAMA KOCHANA takich jak my jest wielu.....

Odnośnik do komentarza

Boże jak to czytam to widzę siebie !!Myślałam ze ja jestem sama taki dziwoląg na tym świecie ,ja też męczę się ze sobą już od dawna mam 30 lat ,ale tak naprawdę od dziecka byłam nieszczęśliwa i znerwicowana ,dopiero po urodzeniu drugiego syna podjełam leczenie bo już moje małżeństwo sie waliło i nadal się wali bo mój małżonek wogóle nie rozumie tej choroby jestem sama jak palec jedyna osoba ,która o mnie wszystko wie to mój lekarz:( Może tutaj mi ktoś pomoże :(

Odnośnik do komentarza

Nikt nie jest sam z tą chorobą jest bardzo wielu do okoła z tymi samymi problemami i świetnie że są takie miejsca jak te fora gdzie można się wygadać,czego oczy nie zniosa papier przyjmie,ja tą metode stosuje ze swoja dobra kolezanka piszemy smsy łatwiej chyba przyjmuje się zwierzenia i bardziej sie mozna otworzyc:-}piszcie dziewczyny może sobie wzajemnie pomożemy:-}poza lekami pomaga mi tez racjonalne analizowanie swoich dziwactw,,,,,ale też cieżko znaleść granice gdzie zdrowe myslenie a gdzie natrectwo mnie atakuje:-{{i w tym problem mój tkwi.....

Odnośnik do komentarza

Dziękuję za odpowiedz ,już mam gdzie się wygadać (prócz lekarki) ,ale i tak boję się komukolwiek o tym powiedzieć nawet najlepszej koleżance ,chyba nikt tego nie zrozumie .W tym pańtwie ludzie są bardzo zacofani pod każdym wzeględem a ja się poprostu ludzi boję ,boję się ,co o mnie pomyślą już tak mam wpojone od dzieciństwa tak jestem skrzywiona przez rodziców.A powiedz Karolino jakie leki bierzesz czy od razu pomogły ?? mi niestety nic nie pomagało a brałam już wiele rexetin ,mozarin ,bioxetin ,byłam śpiąca otępiała ,poty ,trzęsienie rąk i koszmary nocne ,teraz mam asertin 50 i oby pomogło bo inaczej zgłoszę się do szpitala na własne żadanie!!:( Aha a co z alkoholem ja nie ukrywam ,ale lubię sobie drinknąć albo popiwkować i wiem ze to nie pomaga :( Pozdrawiam !!

Odnośnik do komentarza

Ja tez na poczatku się bałam może bardziej wstydziłam niż bałam własciwie bo widzisz kochana chyba masz racje że obraz czubka przysłowiowego w naszym kraju pokutuje,psychiatra to nie lekarz itp....ale dla osób takie jak my nie powinno to miec znaczenia nasze własne jazdy w głowie robia nam wystarczajaco duzo problemów nie musimy kreować nowych,ja jestem na doxepin teva 25 na noc a rano 10mg,dla mnie genialny lek,na poczatku pierwsze pare tabletek mnie mulilo wiadomo ale po miesięcznej kuracji zaczelo wszystko dzialac,przestaly nachodzic mnie tak czesto te natarczywosci wrucił apetyt i nie miewam tak czesto napadów złosci połaczonej z paniką,w nocy nie rozmyslam do 3nad ranem a zasypiam w miare płynnie i spie pare godzin co w moim przypadku jest dużym sukcesem!!w kryzysowych momentach brałam anafranil polaczony z doxepina to sa leki starszej generacji ale ja uważam ze dzialaja rewelacyjnie,wczesniej brałam xanax i to dopiero bylo wyłaczenie totalne nie fajnie.....co do picia to ja musiałam całkowicie zrezygnować bo jak byłam pod wpływem było lepjej jakoś lżej na duszy natomiast syndrom drugo dniowy jeszcze bardziej ryje nam psychike nastepnego dnia,dwa ze leki zeby działały poprawnie chyba nie powinny być mieszane z alkoholem,sprubuj moze zapytac o ten doxepin swojego lekarza wiekszosc twierdzi ze to lek stary ale dla mnie rewelacyjnie działa,głowa do góry pamietaj ze co druga osoba zmaga się z tym g....em tylko nie kazdy ma tyle odwagi zeby się do tego przyznac:-}}

Odnośnik do komentarza

Czesc Wam, Jak przeczytałem te wasze historie, to az mi się lepiej zrobilo na duszy. Teraz przynajmniej wiem ze nie jestem sam i ze jakos się wydobede z tego bagna jakim jest nerwica natręctw myślowych. Mysle ze cierpie na nerwice natręctw myślowych, nie byłem jeszcze u zadnego specjalisty, ale już czuje ze musze z tym cos zrobić. Mysli które przychodzę mi do glow i ta ciagla analiza tych myśli doprowadza mnie do rozpaczy. Probuje walczyc i caly czas sobie powtarzam to tylko myśli. Czasami jest lepiej, ale sa momenty kiedy mnie jakas myśl dopada i nie może mi przestać dosłownie oddychać, Wysyca ze mnie cala energie i czuje się tak zmaeczony ze na nic nie mam sily. Czasami jak już nie daje rady to zaczynam plakac bo już nie wiem co robic. A najgorsze jest to, ze czasami te myśli wydaja mi się być realne. Proszę was o pomoc. Co robic????? Chciałbym znowu normalnie zyc i cieszyc się zżyciem.

Odnośnik do komentarza

Hej,pewnie ze nie jestes sam,,,,moja rada jest taka zeby jak naj szybciej udać się do specjalisty,on na pewno dobierze jakieś odpowiednie leki w zależności od stanu zaawansowania i twojego organizmu ale na pewno dobrze dobrane pomoga,wiem co mowie sama to przechodziłam mecząc sie dniem i noca ze soba az w końcu przełamałam się i poszłam poszukac fachowej pomocy,po dwuch miesiacach mopze nawet wczesniej juz bylo nieco lepjej,oczywiscie nie ma cudów zdazaja mi sie ataki paniki albo jakies natrectwo ale to jest nic w poruwnaniu z tym co było,natarczywe mysli mnie wykanczaly potrafiłam jedna głupote walkować tygodniami,jezdzić jak obłakana tam i z powrotem rozdrapujac temat....straszne,współczuje tego stanu wiem co przechodzisz kolego.....

Odnośnik do komentarza

Dołącz do dyskusji

Możesz dodać zawartość już teraz a zarejestrować się później. Jeśli posiadasz już konto, zaloguj się aby dodać zawartość za jego pomocą.

Gość
Dodaj odpowiedź do tematu...

×   Wklejono zawartość z formatowaniem.   Usuń formatowanie

  Dozwolonych jest tylko 75 emoji.

×   Odnośnik został automatycznie osadzony.   Przywróć wyświetlanie jako odnośnik

×   Przywrócono poprzednią zawartość.   Wyczyść edytor

×   Nie możesz bezpośrednio wkleić grafiki. Dodaj lub załącz grafiki z adresu URL.

×